« Rozmowa z Panią w Ministerstwie Święta, Święta! :-) »

Arrasy i gaz


Arrasy i gaz

Mieszkała w pięknym miejscu, parter secesyjnej
kamienicy, za oknami miejski park. Drzewa pamiętały
cesarza Józefa. Okna zasłonięte grubymi dywanami
z zewnątrz wyglądały jak wystawa arrasów.
Samotnej ciotce nie w głowie było dostarczanie
estetycznych doznań przechodniom nieświadomym faktu,
że ona walczy o życie.

Sąsiad miał na imię Zygmunt. Kiedyś
przymilnie się uśmiechał, codziennie pytał o zdrowie,
jakby nie mógł doczekać się pogorszenia. Wiedziała,
że Zygmunt chciał przejąć jej mieszkanie a nad jej grobem

zrobić mściwe zyg-zyg. Gdy przestała się odzywać mijając go w bramie, 
obrzucał ją bazyliszkowym spojrzeniem. Podstęp miał wypisany na twarzy, nieczyste intencje
buzowały mu pod marynarką. Nie zdobył się
na zadanie ciosu, wybrał bardziej perfidny sposób
uśmiercenia samotnej ofiary. Do mieszkania ciotki
wtłaczał trujący gaz. Nieraz złowieszczy syk
budził ją w nocy, słyszała jak gaz idzie z parku
przez kanały wentylacyjne, albo z korytarza 
przez szpary w drzwiach, z piwnicy rurkami 
udającymi elektryczne kable, wreszcie szczelinami 
między klepkami parkietu. Jak dobrze, 
że Zygmunta zbrodniczym zamiarom w porę postawiła tamę. Szczelną tamę.

W największym pokoju, na który jej matka
z dumą mówiła salon, rozłożyła folię budowlaną,
na to narzuciła stare koce i wycieraczki. Tu i ówdzie
poutykała zwinięte gazety a dla pewności
przycisnęła to odwróconym do góry nogami dębowym stołem.
Dziurki od kluczy zostały zaczopowane, kratki wentylacyjne
i gniazdka elektryczne oklejone podwójną warstwą taśmy.
W użyciu była też apteczna wata, hydrauliczne pakuły,
stare poduszki i linoleum. Każdego ranka,
gdy kamienica jeszcze spała, ciotka z latarką
schodziła do piwnicy i bacznie przyglądała się sufitowi.
Ślady kucia i wiercenia musiał Zygmunt
umiejętnie maskować, za to w swojej sypialni
odkryła całkiem świeże rysy na ścianach. Razem
ze starymi dziurami po gwoździach
tworzyły mapę, na której bez trudu odczytała
zbrodnicze zamiary sąsiada. Dziurki nie większe
niż łepek szpilki, dla człowieka niegodziwego
były jak otwarta furtka, przez którą można wejść
i bezkarnie rozpylać śmierć.

Dlatego w każdym pomieszczeniu
ściany do wysokości dwóch metrów
zostały obstawione płytą pilśniową i uszczelnione
niezawodną taśmą papierową. Dla większej skuteczności
ochronnych zabiegów w narożnikach pokojów
ciotka dołożyła folii aluminiowej i silikonu. Mimo
podeszłego wieku całkiem dobrze
dawała sobie z tym radę. Robactwem
się nie przejmowała. We dnie i w nocy
była czujna jak radar. Nasłuchiwała,
co dzieje się u sąsiadów. Wszelkie przejawy
podejrzanej aktywności uprzedzała. Żyrandole
w obu pokojach obwiązała folią. Artysta Christo,
który opakował kiedyś wybrzeże Australii, Łuk Triumfalny w Paryżu 
i berliński Reichstag, mógłby jej zazdrościć efektu.

Ciotka nie była podatna na estetyczne wzmożenia. Piece 
wymagały
natychmiastowej interwencji, szpary między kaflami
powiększały się uporczywie, zaklejanie gipsem nie pomagało,
zresztą gips nie powstrzyma ciśnienia gazu. Dla pewności
oba piece zostały otulone kołdrami i obwiązane sznurkiem. Na to
miała przyjść gruba folia, jednak nie starczyło czasu. Tuż przed wigilią na klatce schodowej
ciotkę napadli zamaskowani zbóje. Wyrwali jej torebkę 
z pieniędzmi i dwiema rolkami samoprzylepnej taśmy. Upadając złamała rękę. Nieprzytomną znalazł sąsiad Zygmunt. Nie dała się nabrać na jego udawaną troskę, pytania o sprawców, wzywanie karetki. Ból nie odebrał jej czujności.

Resztkami sił wbiła mu końcówkę parasola w oko. Pogotowie
zabrało tylko jego. Ona uciekła i bocznymi ulicami
na ortopedię doczłapała sama. W poczekalni
dziwnie coś pachniało. Za drzwiami na zapleczu
znalazła trzy metalowe butle i kłębowisko plastikowych rurek, 
przez które z sykiem sunął gaz. Personel przychodni na długo zapamięta ten wigilijny wieczór.

119 komentarzy

  1. Laudate pisze:

    Zastanawiałem się, czy ta historia ma jakiś morał. Pewnie tak, ale nie będę się wymądrzał. Oby nasze święta były spokojne i z umiarkowaną ilością gazu 🙂

  2. Tetryk56 pisze:

    Historia nieprawdopodobna, z tych, co się scenarzystom wymyślać nie dają, a przydarzają się niekiedy w życiu… Biedna ciotka…

    Jaki jest powód tak oryginalnej wersyfikacji? Nawiązanie do stanu umysłu ciotki?

  3. Quackie pisze:

    Orany.

    Jak to dobrze, że ciocia małżonki nie wymyśliła pod koniec życia gazu (tylko złodziei wszędzie naokoło, toteż wymiana zamków parę razy na miesiąc).

    Poza tym zdanie „Ciotka nie była podatna na estetyczne wzmożenia” odczytuję jako bliskie mi w zakresie estetyki ubierania 🙂 zwłaszcza w kontekście niedawnej dyskusji.

    A teraz idę piętro niżej, zapodać jeszcze tam dobranockę.

    • Laudate pisze:

      To miło Quackie, że losy ciotki poruszyły w Tobie wrażliwe struny, a nawet dostrzegłeś, że w minimalnym stopniu macie jednak ze sobą coś wspólnego. To budujące, bo już obawiałem się, że ktoś weźmie ciotkę za dziwaczkę. 🙂

      • Quackie pisze:

        To w sumie ważna kwestia – dziwaczka, co to oznacza? Obawiam się, że w takim wydaniu to raczej kwestia, no, przykro powiedzieć, rozpadu funkcji. Sam nie wiem, co gorsze, tak się rozlecieć przy działającym organiźmie, czy raczej żeby organizm wysiadł ostatecznie przy działającej centrali :/

        • Laudate pisze:

          Ostatnie dekady pokazują, że raczej nasila się tendencja rozpadu centrali przy jako tako funkcjonującym ciele. Nie dysponuję statystykami, ale chyba takowe istnieją. Pisał chyba o tym Harari (mój ulubiony autor mijającego roku)

          • Laudate pisze:

            Zajrzałem przez ciekawość na poprzednie pięterko, żeby posłuchać pani Ewy Bem. Jak zwykle przyjemność słuchania jej szczególnego głosu. Pamiętam, jak zrobiło mi sie miło, gdy w hotelowym barze w Lizbonie usłyszałem z głośników jedną z jej jazzowych ballad. Pomyślałem, że pewnie płytę pani Ewy dostarczył tam Marcin Kydryński, no bo jak inaczej? 🙂

          • Quackie pisze:

            I to – być może – jest pomysł na przyszłe zastosowanie sztucznej inteligencji. Pomoc takim osobom, seniorom.

            • Tetryk56 pisze:

              Myślisz, że robot dysponujący SI będzie szybciej owijał piec?

              • Lena Sadowska pisze:

                Ja tam jestem pewna tylko tego, w co podrasowany robot nie będzie owijał. W bawełnę 😉

                Dobry wieczór, Tetryku:)

              • Quackie pisze:

                Może właśnie będzie umiał wyperswadować owijanie? Włączy stosowne czujniki i wykaże już na wstępie, że gazu nie ma?

                Thinking

                • Tetryk56 pisze:

                  I dostanie parasolką w fotokomórkę?

                • Quackie pisze:

                  No łatwiej w razie czego wymienić fotokomórkę niż oko! A i bardzo możliwe, że fotokomórka odporniejsza (np. za grubym szkiełkiem) 🙂

            • Laudate pisze:

              Ja się z tą AI spotykam czasem, choć opieki nie wymagam 🙂 . Moja Alexa jest taka sprytna, że kiedy mówie do niej szeptem, ona też szeptem odpowiada, skubana. 🙂

              • Quackie pisze:

                Aaa, tu był kiedyś problem, nie wiem, czy go rozwiązano – ktoś potrafił zhakować Alexę czy inną Siri, nadając polecenia zza drzwi mieszkania ultra- czy też infradźwiękami, w każdym razie poza częstotliwościami słyszalnymi dla człowieka, ale na doskonale słyszalnych dla mikrofonu tego urządzenia.

            • Tetryk56 pisze:

              Istniejące już zastosowanie widziałem na własne oczy: SI opisywała niewidomemu, co by widział na wskazanym obrazku (gdyby widział). Opis był szczegółowy i bardzo sensowny.

  4. Lena Sadowska pisze:

    Zapluszczone dobry wieczór, Wyspo:)

  5. Lena Sadowska pisze:

    Czyżby Ciotka próbowała zrywać gumoleum w ortopedycznym przybytku, by uszczelnić zapleczne drzwi? 😉

    A poważnie – piszesz, że bohaterka wzorowana na autentycznej osobie… Mam nadzieję, że w realu znalazł się ktoś, kto odpowiednio wcześnie zainterweniował i zapobiegł wiszącej w powietrzu tragedii…

    Dobry wieczór na Twoim pięterku, Laudate:)

    • Laudate pisze:

      Dobry wieczór ( w tle mi płyną melodie z Różowej pantery).
      Opowieść jest na tyle autentyczna, że pochodzi od mojej dobrej znajomej. W niedługim czasie po odkryciu, w co bawi się ciocia, znajoma umieściła ją w DPS. I tam, o dziwo, nastąpiła poprawa jej stanu psychicznego. A arrasy w oknach sam widziałem…

      • Laudate pisze:

        I żeby już wszystkich uspokoić, wydarzenia z wiekową ciocią miały miejsce pod koniec ubiegłego wieku, zatem rachuba lat wskazuje, że cioci już żaden paskudny sąsiad nie zagraża. Sprawy się, jak zwykle, rozstrzygnęły naturalnie. (teraz melodia z filmu Nocny kowboj, o!) Niestety, muszę się na dziś pożegnać. Apap wszystkim!

      • Lena Sadowska pisze:

        Arrasy w oknach nikomu krzywdy nie czynią…
        DPS-y mają umowy ze służbą zdrowia, więc pewnie obdarowano bohaterkę jakimiś maedyczymi łakociami.

      • Quackie pisze:

        W sumie szkoda z tym DPSem, ale uznaję celowość takich placówek. Najstarszy kuzyn małżonki przebywa obecnie w takim i ponoć mu to służy, o ile w tym wieku i stanie można jeszcze mówić, że cokolwiek człowiekowi służy.

  6. Makówka pisze:

    Witam na nowym pięterku.

    Dzień byłby bardzo miły. Do domu przyszłam zmarznięta, trochę mokra (tam leje i wieje rozpaczliwie) z bukietem róż otrzymanym na Przed imieniny.

    W domu niestety czekało awizo. Poczta już zamknięta, więc czekać trzeba do rana, czy będzie to wiadomość bardzo, bardzo zła czy trochę mniej zła. Innej możliwości niestety nie ma.

    Nie chciałabym być sąsiadką opisanej ciotki.

  7. Lena Sadowska pisze:

    Mili Wyspiarze, nie idę jeszcze spać, ale jak się ma zajęte cztery palniki, piekarnik, kombiwar i mikser, to pisanie w laptopie (takoż włączonym) sprawia pewną trudność:) Zatem:

    dobrej nocki, Wyspo:)

  8. Quackie pisze:

    Dobranoc, umykam również!

  9. Makówka pisze:

    Dobranoc Wyspo!

  10. Quackie pisze:

    Dzień dobry, za oknem wieje i leje. Dzisiaj nie zaspałem, wręcz przeciwnie, zerwałem się o pierwszym dzwonku 🙂

    Dlatego kawa bardzo wskazana! Pani Gieniu, poprosimy.

    Koffie

  11. Tetryk56 pisze:

    Witajcie w przedwigilię Wigilii! 🙂

  12. Makówka pisze:

    Witam!

    Pod oknem lekko poprószone na biało, na termometrze plus dwa stopnie, pada coś pośredniego między deszczem a śniegiem. To ma być zima?

    • Quackie pisze:

      Ha, tutaj po lejkim poranku rozsypała się pierzyna. Bardzo mokra pierzyna. Całkiem nieprzyjemnie się chodzi po dworze. Ale wszystko załatwione, i praca też. Jeszcze wcale nie na przerwę, natomiast oczywiście mnóstwo spraw do załatwienia, więc będę dzisiaj o tyle o ile. Ale będę.

  13. Quackie pisze:

    A teraz na przerwę.

  14. Lena Sadowska pisze:

    Bardzo śnieżące dobry wieczór, Wyspo:)

    Dzień z tych biegano-krzątanych, ale tak miło i potrzebnie:)

  15. Tetryk56 pisze:

    No i dopadła mnie Siła Wyższa, skutkiem czego gar sałatki jest nakrojony… 🙂

    • Quackie pisze:

      Patrząc w wymiarach fizycznych to ona jest chyba niższa, ta Siła, chyba że nie o tej myślę, ale w każdym pozostałym niewątpliwie wyższa.

      Trochę Ci zazdroszczę, że masz to (krojenie) już za sobą.

    • Lena Sadowska pisze:

      U nas wszystko już pogotowane. Tylko siąść, obierać i kroić. Ale to już jutro:)

      • Tetryk56 pisze:

        A mogłoby przez noc już się przegryzać… 😉

        • Lena Sadowska pisze:

          To samo zasugerowało Smarkactwo:)

          A moja chemiczka powiadała:
          – Jestem chemikiem od trzydziestu lat, a do dziś nie zgłębiłam tajników procesu zwanego przegryzaniem… 🙂

          • Tetryk56 pisze:

            Bo tego procesu nie rozgryza się intelektem, tylko zębami. Czy twoja chemiczka potrafi uzasadnić poprawę smaku bigosu po wielokrotnym odgrzewaniu?

            • Lena Sadowska pisze:

              Tetryku, oczywiście, że takie pytanie padło kiedyś na chemii:)
              Pamiętam, że nasza PPsor za wszystko obwiniła niejakie brassinosteroidy, które mają wpływ na rozpad komórek, a pod wpływem ciepła ten proces jest szybszy. Rozpadowi komórek towarzyszy uwalnianie związków siarki oraz olejków eterycznych, które nasze akurat receptory zapachowe i smakowe uważają za smaczne:)
              Tyle zapamiętałam:)

  16. Lena Sadowska pisze:

    Dybra, sernik się dopiekł i stygnie, marcinek się chłodzi, krówkowe tężeje, śmietanowiec takoż, czyli – koniec kucharzenia. Idę na sanki 😉

    Dobrej nocki, Wyspo:)

  17. Quackie pisze:

    Kochani, ponieważ rano jadę, a z telefonu kiepsko mi się wchodzi na Wyspę, pozwólcie, że Wam pożyczę tu i teraz:

    Sił, spokoju i zdrowia, bo jak pokazuje życie, kiedy tych trzech rzeczy dostaje, to i cała reszta idzie dobrze. A także nadziei – jak widać, czasami się spełnia.

    Dobranoc!

  18. Makówka pisze:

    Szerokiej drogi Quacku i spokojnych, miłych Świąt!

  19. Makówka pisze:

    Dobranoc!

  20. Makówka pisze:

    Witam Wyspę zabieganą !

  21. Makówka pisze:

    Quacki już jedzie to może ja zawołam Kelnereczkę dla tych, co jadą i dla tych, co zabiegani.

    Kelnereczka

    Kawa lub herbata ? Coś na drugie śniadanie?

  22. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Tradycyjne sobotnie zajęcia z okołoświątecznym dodatkiem zabrały mi czas do tej pory, ale już będę zaglądał…

  23. Makówka pisze:

    Póki jesteśmy na tym pięterku dodam a propos ciotki z arrasami i gazem jak było z moją sąsiadką.

    Mieszkałam wtedy jeszcze w starej kamienicy. Nie był to parter, za oknami nie było parku – z jednej strony ulica, z drugiej -podwórko.

    Na tym samym piętrze mieszkały dwie bardzo sympatyczne siostry.
    Obie samotne tzn. bez mężów, dzieci itp.Gdy zmarła ta bardziej zaradna i zdrowa z tą drugą zaczęło się gorzej dziać.

    Przychodziła do nas błagając, aby jej pomóc.Bidulka prawie nie widziała.Pomoc np. w kuchni była łatwym zadaniem.
    Gorzej było z wyrzucaniem tych, co wtargnęli do mieszkania i siedzą na parapecie. Kiedyś nawet siedział tam Murzyn. Żal mi jej było okropnie, ale nie docierały żadne argumenty.
    Tym bardziej to było smutne, że całe życie były to bardzo sympatyczne, życzliwe, dobre osoby.

  24. Makówka pisze:

    Poszłam wyrzucić śmieci. Ponieważ zrobiła się ładna zima postanowiłam chwilę pospacerować. Natknęłam się na sąsiadkę z tego samego bloku, z którą kiedyś pracowałam.
    Dawno nie wysłuchałam tyle jadu na tego „Niemca Tuska”. No i zachwytu nad Kaczyńskim i jego ekipą. Dowiedziałam się, że ktoś mi zrobił wodę z mózgu skoro myślę inaczej. Wróciłam do domu całkiem zdruzgotana. Na koniec rozmowy pochwaliła się, że ma covida, ale musiała wyjść z psem.
    Na moje czemu mnie nie uprzedziła parsknęła „To najwyżej jak zachorujesz zażyjesz sobie aspirynę”.

    • Tetryk56 pisze:

      Musimy zrozumieć, że takich sztucznowodomózgowych są co najmniej setki tysięcy — a świat tej sekty właśnie się zawalił…

  25. Lena Sadowska pisze:

    Późne dobry wieczór, Wyspo:)

    Już prawie świątecznie ogarnięte 🙂

    • Tetryk56 pisze:

      Prawie> – czyni wielką różnicę, czyż nie?
      Jak sałatka?

      • Lena Sadowska pisze:

        Która? 😉

        Melduję, że:
        wigilijna w dwóch wariantach – gotowa!
        kaczy żer w dwóch wariantach – gotowy!
        kalafiorowo-kurczakowa – gotowa!

        Jeszcze masę do łazanków muszę zrobić (połączę z ugotowanymi łazankami jutro) i rybę usmażyć (też jutro), reszta – zrobiona:)

        • Tetryk56 pisze:

          O rany! Co to jest kaczy żer? To jest jadalne dla ludzi? Czy tuczysz kaczkę na drugi dzień świąt?

          • Lena Sadowska pisze:

            Happy-Grin
            U nas tak się mówi na sałatkę jarzynową, tę z ziemniakami, groszkiem, jabłkiem i resztą:)

            A (póki co i bez wspomnianych przez Ciebie zakusów) tuczę Żubrzykarzyka 😉

            • Makówka pisze:

              Kaczy żer? Do głowy by mnie nie przyszło!

              • Lena Sadowska pisze:

                Ponoć podobną siekaniną karmi się właśnie kaczki, stąd nazwa:)

                Dobry wieczór, Makówko:)

              • Tetryk56 pisze:

                Sądzę, że to jakieś rodzinne powiedzonko zdecydowanie niejarskiego przodka… Jeden z moich wujków nie jadał sałaty, bo — jak twierdził — gdyby sałata była dobra, to by ją w polu psy zjadły!

                • Lena Sadowska pisze:

                  A wiesz, Tetryku, że kaczy żer-sałatka wcale nie była taka jarska, bo kiedyś wszystkie te warzywa obierało się i w całości gotowało w rosole z gęsiny, po czym, jeszcze gorące, kroiło w drobną kostkę, dodając po ostygnięciu majonez:)
                  A nazwa jest regionalna i (w przeciwieństwie do sałatki jarzynowej, która jest pojęciem szerszym i natychmiast prowokuje pytanie: Z czego?) jednoznacznie kojarzy się u nas wszystkim z tą właśnie konkretną sałatką:)

                • Makówka pisze:

                  Z klasyczną sałatką jarzynową mam historię, którą już chyba opowiadałam na Wyspie.
                  Gdy pracowałam w San Francisco opiekując się dziećmi miałam kiedyś wraz z rodzicami dzieci pójść na urodziny małego Japończyka. Impreza była składkowa, każdy miał coś przynieść. Ja zrobiłam sałatkę jarzynową, co dla osób z tamtych rejonów było dość egzotyczne. Wszyscy się dziwili co to jest. Aż podchodzi młody chłopak i łamaną polszczyzną mówi „Sałatka jarzynowa? Tu musi być ktoś z Polski”. Jako młody chłopak wyjechał z rodzicami z Polski, więc znał polskie potrawy. Oczywiste było, że nikt z osób lokalnych nie mógł tego zrobić.

                • Tetryk56 pisze:

                  Leno, u nas sytuacja się odwróciła: gotujemy jarzyny na sałatkę, a potem na wywarze robimy zupę… Kroję też po przestudzeniu, w trosce o swoje paluszki 😉

                • Lena Sadowska pisze:

                  Kaczy żer (pozwólcie, że tak będę to nazywać dla uproszczenia:)) jest wyjątkowo dekoracyjny:) Majonez nadaje kolorowym warzywom pastelowych odcieni, co naprawdę robi niezły efekt:)
                  A najdziwniejsza sałatka jarzynowa jaką jadłam, była z samych motylkowych – kilku rodzajów fasoli oraz groszku, bobu, ciecierzycy, soczewicy, peluszki i fistaszków:)

                • Lena Sadowska pisze:

                  A ja, Tetryku, wszystkie warzywa do sałatek gotuję na parze:)
                  A do sałatki wigilijnej także rybę:)
                  I słodką kapuchę do bigosu – też:)

            • Tetryk56 pisze:

              Czasami czuję się przy tobie jak małe dziecko, bezustannie pytające A cio to? Tym razem Żubrzykarzyk… 😉

              • Lena Sadowska pisze:

                O! a to już wyższa matematyka…
                mały + żubr = Żubrzyk
                mały + smarkacz = Smarkaczyk
                Żubrzyk + Smarkaczyk = Żubrzykarzyk
                😉

      • Lena Sadowska pisze:

        Ale mamy już ubrane i ustawione choinki, a w wazonach mnóóóóóstwo świeżych iglastych gałązek, po które zrobiliśmy wyprawę, po (niektórzy z nas po czubek ogona) kolana brodząc w śniegu:)
        Sypie nieustannie, więc przywieźliśmy też ten śnieg na futrze (jednym) i w kapturach:)

  26. Tetryk56 pisze:

    Już jest Wigilia, i choć do pierwszej wieczornej gwiazdki jeszcze daleko, zapraszam na świąteczne pięterko 🙂

Skomentuj Tetryk56 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)