W zegarze
złote myszy
gryzą czas okrągły
czarne czarne tło
gdzie ten kogut pieje?
u studni czopowych grzebieni?
od czopowej szczęki chałupy?
czkają kawki
siwieją na świcie
kogut
mokrą czerwień
roztrząsa w złote śmiecie
w czerwonych garnkach
siwa
kawa
czyha
na czerwone usta.
Miron Białoszewski
Garwolin 5.03.1954r.
« Skąd bierze się poezja? | Parę dni z życia kuracjuszki po powrocie z sanatorium. » |
14
lis 2023
Witam w nieznanym zakątku:)
Tym razem wiersz naszego czołowego poety lingwistycznego:)
Pochodzi ze zbioru Polot nad niskimi sferami i pierwszy raz został opublikowany w tym właśnie zbiorku w 2017 roku.
Dobrej zabawy, Wyspiarze:)
Ja dzisiaj już tylko się pożegnam, ale jutro pewnie napiszę coś więcej na świeżo. Dobranoc!
Super:)
Miło, że zerknąłeś, Quacku.
To ja wracam do obiecanej (bo pisze się, pisze:)) baśni, a Tobie życzę spokojnej nocki:)
Tu także spokojnej nocki, Wyspo:)
Witajcie!
Jak to się świat zmienił przez te 70 lat! Dzisiaj to moje czerwonawe usta czyhają na kawę, której siwienie doszło już do postaci białej pianki 😉
I koguty coraz rzadziej mokrą czerwień roztrząsają 😉
Dzień dobry, Tetryku:)
Dzień dobry! Czas jest nieubłagany! 😉
🙂
Osobiście staram się nie zwracać na niego zbyt wielkiej uwagi w nadziei, że i on o mnie zapomni 😉
…a gdy cię czas pogania, przodem puszczaj drania!
🙂
Mija mię czas.
Ja spokojny jak głaz.
O mój żywot bezpieczny.
Czas śmiertelny – jam wieczny.
(Mija… – Wł. Orkan)
Dzień dobry, wyczuwam, że kluczem do tego wiersza mogą być kolory. Jakaś synestezja? Złoty – czas, czerwony – ciepło i życie, siwy – przemijanie?
Poza tym chyba jednak bardziej impresjonizm niż językowy konceptualizm, taki jak później u Białoszewskiego.
Bez (siwej) kawy nie razbieriosz. Pani Gieniu, poprosimy!
U mnie bez mocnej herbaty:)
A kawa bardzo rzadko i też bardzo mocna, gorąca i gorzka.
Tak, też pomyślałam o cyklu biologicznym.
Ale także o tej porze tuż przed świtem, gdy człowiek przebudza się na chwilę, a sprężyna w zegarze chroboce w ciemności, pobłyskując cyferblatem okrągłego, wypukłego czasu, w okiennej ramie bledną czarniejsze od nocy kawki, a kogut wnosi swoją trzęsącą się czerwień, by z podwyższenia oznajmić nadchodzący ranek:)
Impresjonizm? Bardzo:)
Ale konceptualizm językowy również, moim zdaniem:
czkają kawki – kają czkawki
złote śmiecie – słote zmiecie
I ta szaranagajama, muzyczna niebywale: siwakawaczyha:)
Ale najbardziej podoba mi się to synestezyjne obrazowanie.
Przepiękne widoczki słychać:
u studni czopowych grzebieni? – grzeb, grzeb…
od czopowej szczęki chałupy? – szczęk, szczęk…
I jeszcze intensywność aromatu (u)prażonych na kawę ziaren zbóż…
Gaszenie (innych doznań), czyhanie (usta są przestrzenią dość intymną i erogenną)…
I tak się można bawić w nieskończoność:)
Dzień dobry, Quacku:)
Absolutnie kupuję!
A przy okazji, co to jest „czopowy” w tym kontekście? Bo podatek od alkoholu o tej nazwie raczej tu nie gra.
W chałupach to rodzaj mocowania/złączenia charakterystyczny dla dawnej drewnianej zabudowy wiejskiej.
Przy studniach może chodzić zarówno o sposób mocowania (wbijanie) rury, jak i o rodzaj uszczelnienia (dławica czy dławnica się to nazywało, z tego, co pamiętam) rury. Ja się w studziennej hydraulice nieszczególnie rozeznaję, pamiętam tylko, że coś takiego jest i (z grubsza) – jak wygląda:)
Dzięki.
Słonecznie witam Państwa na pięterku z wierszem, gdzie (jak słusznie zauważył Q) dominują kolory.
Mimo że jest i złoto i czerwień mnie szarość przemijania i jesień życia przychodzi na myśl.
Bo jest w tym wierszu także zadumanie nad ulotnością życia, choćby w tytule.
Jest też melancholia, w cykliczności, powtarzalności rytuałów:
co noc chroboce zegar, co przedświt wszystko bieleje/szarzeje, co poranek kogut wyśpiewuje swoją pobudkę i co ranek pachnie kawa, przywołując do rzeczywistości:)
Dzień dobry, Makówko:)
No ale ca coporanna kawa to jednak jakiś przejaw optymizmu jest!
Tak, według mnie również, ponieważ jej zapach kojarzy mi się z najfajniejszym okresem mojego życia – dzieciństwem:) Wtedy wszyscy dorośli po niedzielnym śniadaniu siedzieli przy mocnej herbacie i jakimś słodkim wypieku, a ja dostawałam kawę zbożową z wanilią:)
Ale dla niektórych może być przejawem rutyny, nudy, braku zmian:)
Ja sobie bardzo cenię powtarzalne śniadanie co rano (z kawą), bo jak wrzucam o aplikacji liczącej kalorie, to nie muszę się wyćwirzać, tylko wciskam „powtórz to, co wczoraj” i mam z głowy.
Tak, w tym wypadku powtarzalność ma głęboki sens:)
Zaokiennie nieco deszczowo i blisko zera, ale rześko, więc całkiem przyjemnie:)
A domowo piekło i szatani, bo nam jakieś rury wymieniają, więc cały budynek się trzęsie, głośno jest i zgrzytliwie. I szczekająco, bo Psiuł protestuje zażarcie przeciwko spacerom po j e j klatce:)
Dzień dobry, Wyspo:)
A może by się ona zapisała do obrony TERYTORIALNEJ?
Myślę, że parę smakowitych perswatorów i poszłaby jak w dym:)
Krótko mówiąc, dawać jej tu kwatermistrza, ale biegusiem!
🙂
Dzień dobry, etap III i ostatni zakończony, od jutra etap II bieżącego zlecenia.
A na dzisiaj to już przerwa.
Czas na powrót do domu.
A teraz na spacerek:)
Makówka wróciła do domu i na Zoom, Lena wychodzi.
A tymczasem na Wyspie już Dobranocka.
Lena przeważnie wychodzi około 19.30.
Chyba że zaśpi;)
Dobry wieczór, Makówko:)
Kochani, milczę, ponieważ skręcam ten nowy rower, który przybył zgodnie z rozkładem, ale w częściach. Ale jestem w tym samym pokoju, więc co jakiś czas, kiedy mnie już dłonie rozbolą od skręcania 😉 zerkam na Wyspę.
To powodzenia w montażu, Quacku:)
I – dobry wieczór:)
Jako tłumacz uniwersalny potrafisz także przetłumaczyć pudło z częściami na rower… 😉
A nawet przetłumaczyć pudłu z częściami, by się stało rowerem;)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Wymagało to nieco wysiłku, tym razem bardziej fizycznego niż intelektualnego. Na szczęście instrukcja montażu bardzo czytelna, chociaż momentami nieco zbyt szczegółowa (doprawdy, oznaczenia śrub, nakrętęk i podkładek nie są mi potrzebne do szczęścia za każdym razem, kiedy są wymieniane w instrukcji).
Przełożone (z pudła w całość). I nawet redakcji nie trzeba! 😀
Akcja w (wielkim) stylu: I Ty zostań bohaterem swojej Wyspy! 🙂
Spacerek pośród mżystości i chmurności.
Za to nocką pocieplało o jeden stopień, więc chodziło się całkiem miło:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór! Tymczasem rower ma już przedni i tylny pałąk, na tylnym pałąku siodełko, natomiast nie ma jeszcze pedałów ani kierownicy!
I na szczęście wszystko pod dachem, bo jakbym miał w dżdżu i chmurach go składać, byłoby o wiele trudniej.
Natomiast ze zdjęć krakowskich znajomych wnoszę, że tam dzisiaj – przynajmniej przez część dnia – było słonecznie i względnie sucho.
Pałąki są najważniejsze.
Cała reszta to fanaberie rozpaskudzonych sukcesami kolarzy…;)
I momentalnie stanęło mi przed oczyma Studium Byka Picassa:)
Szukałam, ale bez skutku:(
Czekaj, chodzi o serię takich obrazków od mięsistego byka do pałąkowatego? Bo widzę też samą głowę taką jedną kreską?
Kurczę, dużo tych byków u Picassa, raczej chyba nie dojdziemy, który to.
Jedna dłuższa pozioma kreska i rogi – szczyt minimalizmu:)
To ja spróbuję parę wkleić niżej, bo tu już wąsko, chociaż sądząc po opisie, to żaden z nich.
Super:)
I po Zoomie.
?
Kolacja i
Myślisz? A masz jeszcze siłę i ochotę, żeby posiedzieć?
Taż przecież siedzę!
No i cacy 🙂 jak Ci się podobają byki poniżej?
Rano wpadłam na pomysł nowej techniki zrobienia korali i teraz siedzę, i ścibolę takie wzoreczki wielkości główki od pineski do szpilki:)
Już mi się w oczach pstrzy:)
Och, a robisz to pod jakąś lupą stacjonarną?
Nie:) Takie jeszcze widzę.
Ale kiedy malowałam ikony na szkle, używałam lupy podwędzonej Smarkactwu z zestawu do oglądania owadów:) Była (jest, wciąż ją mam) rewelacyjna:)
Oj, bo to się wzrok psuje…
A do czego mam go używać, póki dobry, jak nie do robienia tego, co lubię? 😉
No w sumie też prawda 🙂 to tak jak ja z pracą, tzn. też mi się podczas niej psuje, ale w sumie tak jak u Ciebie. Okulary tylko zmieniam, co jakiś czas.
Ale w sensie, że ze słonecznych we dnie na księżycowe o zmierzchu?
Czy ze słonecznych na obłoczne, gdy się słońce za chmurami skryje?
😉
Och, nie, tylko na nowe różowe, jak w starych się róż skończy!
Tak, róż łatwo wypatrzyć 🙂
Dobranoc!

Dobranoc, Makówko:)
Spokojnej!
Też będę się żegnać, coby jutro bez problemu widzieć literki:)
A skoro rozpoczęliśmy przed świtem, to i inicjalna wierszorynka będzie przedświtna:):
Śpią lądy we mgle gęstej, która świat spowiła,
Pod gęstą mgłą, co niebo zaciągnęła w górze;
Śpią morza, niepojęta magnetyczna siła
Ujęła oceany, ugłaskała burze.
Śpią cicho na bezdrożach statki rozproszone,
W niebiosach przewodnicze śpią nad nimi gwiazdy;
Śpią orły, śpią podchmurną opuściwszy stronę,
Umilknął nad skałami grzmot ich górnej jazdy…
Śpią kwiaty, pośród kwiatów senne drzemią żmije…
I tylko na jeziorach płaczą gdzieś łabędzie…
A tu, przy chatach naszych, pies na księżyc wyje…
I przez sen głupi kur obwieszcza, że…dzień będzie…
(Senność – B. Adamowicz)
Nieposzla(cz)kowanych snów, Wyspo:)
Spokojnej! (od jutra kręcenie wraca…)
Po toś skręcał, by móc kręcić 😉
Tak, ale zapowiadam wprost, bo nie lubię kręcenia
Czy Ty aby nas nie wkręcasz, Quacku? 😉
A gdzieżby, prosty człowiek jestem!
Witajcie!
Kicha mi się tak, że gdyby zsumować wszystkie stolaty, mógłbym dożyć XXII wieku…
Na zdrowie!
Ledwo nastanie jesień złotowwłosa
Katar nosokrążca zaczyna krążyć od nosa do nosa…
(Katar – L.J. Kern)
Dzień dobry i pomyślności, Tetryku:)
Przewijałem stronę i się zdziwiłem – o jakiego nosorożca tu chodzi?
Dzień dobry, jesienny w całym tego słowa znaczeniu, chmury nisko i ponurzasto, ale to nas nie zniechęca. Pani Gieniu, poprosimy!
I tak trzymać:)
Też miałam dziś wyjątkowego niechęcia na wychodzenie, ale – zwalczyłam to:)
Dzień dobry, Quacku:)
Pochmurno witam!
Witaj, Makówko:)
Cześć, dziewczęta! 🙂
🙂
Dzień – nie najcieplejsze, odrobinę rozmuziane, ale już prawie domowe – dobry, Wyspo:)
Dzień dobry (chociaż ja właśnie na przerwę).
🙂
A my właśnie na spacerek:)
Zainstalowałem kolejne wydanie WordPressa. Gdyby uderzyły was jakieś nowości, wołajcie! 😉
A przy okazji odsłoniłem głosowanie na patrona kolejnego roku. Jest jeszcze chwila czasu, można się zastanowić 🙂
Ile nazwisk maksymalnie? Trzy?
Mogę ustawić trzy…
A ja już zagłosowałem na dwa? To co, usuniesz mój głos?
Usunięty.
Dzięki!
Nie, Tetryku, nie rób sobie kłopotu. Zagłosuję na dwa:)
Już powinny być trzy dostępne 🙂
Ok. Zagłosowałam na trzy, skoro było można:)
Sorki za to zamieszanie:)
Nocną porą poziębiało:) Na szczęście nie podmarzło, więc wracałyśmy całkiem komfortowo.
Dobry wieczór, Wyspo:)
Ważne, że bezpiecznie! 🙂
Dobry wieczór!
Tak, też się cieszę, bo w trakcie spaceru szczypało całkiem minusowo i martwiłam się, że na podeszczowej szosie będzie ślizgawica:)
Witaj, Tetryku:)
Dobry wieczór.
Po inauguracji rowerka. Ten dla odmiany od poprzedniego ma działający komputer, trochę się zmartwiłem, że mało tych kilokalorii spalam, no trudno, być może ma za małe koło zamachowe (bo w porównaniu do poprzedniego bardzo lekko chodzi, nawet na maksymalnym obciążeniu), albo coś robię niewłaściwie.
Co do warunków, to ślizgawicę zapowiadają raczej na południu, w Krakowie to nie wiem, chyba nie, ale w górach – jak u Kuzynki Q – niemal na pewno.
Albo, Quacku, nabrałeś już takiej pary, że maksymalne obciążenie to pestka:)
Jak już kiedyś pisałam, tu jest specyficznie z powodu jezior. Wokół nich jest wilgotno, lasy tę wilgoć zatrzymują i tworzy się mikroklimat, więc szosy często nie schną, wystarczy zatem lekki mrozek, by powierzchnia robiła się oblodzona. A że miejscami to – marna pociecha:)
No, oba rowery, stary i nowy, mają 8 stopni obciążenia (1 – najlżejszy, 8 – najcięższy). Na starym ćwiczyłem przy 2-3 ząbku, zmieniając przy najwolniejszym kawałku na 5, na nowym zaczynam od 5, a przy najwolniejszym daję na 8 i to jeszcze nie jest takie obciążenie jak na starym, to się czuje w nogach. Ale nic to, jakoś dam radę. W nowym przynajmniej działa komputerek i wiem, ile km przejechałem, z jaką prędkością etc.
Tutaj obwodnica biegnie w części między lasami i tam faktycznie bywa nieciekawie w odpowiednich warunkach.
Zagłosowałam (ale nie wiem, czy jest ok)
Dobranoc!
Dobrej nocki, Makówko:)
Spokojnej!
Mili Wyspiarze, bardzo jestem niedospana, a jutro muszę wcześnie wstać, więc pożegnam się. Ale dopiero po wierszorynce:)
Gdzie dopadł mnie mrok,
Wilgoć na skale, senność na wilgoci?
— Opowiedz ptaka.
— Dobrze, opowiadam…
Jest teraz w locie statecznym, dokolnym…
Lecz gdy znienacka
Dopadnie go noc,
On niespokojnie śpi na sercu dzwonu.
(Nie było lata – St. Grochowiak)
Dobrej nocki, Wyspo:)
I Tobie spokojnej!
(Wiersz bardzo a propos!)
Witajcie!
Pospałem niezbyt długo, ale smacznie. W środku nocy przyśniło mi się, że dzwoni budzik, ale udało mi się go (przez sen) zignorować. Na szczęście rano nie powtórzyłem tego sukcesu!
Dzień dobry, a ja właśnie musiałem pospać trochę dłużej. Mimo budzika. Ale wszystko (tym razem) pod kontrolą.
Aha, weekend wyjazdowy (do teściowej).
Pani Gieniu, poprosimy.
Pochmurne i wyspane dzień dobry!
Doba z tych zerojedynkowych:)
Nocką prawie mroźnie, rankiem słoneczna chwilka, a po powrocie sztuczny lampy blask za przyczyną zaokiennych pochmurności:)
Dzień dobry, Wyspo:)
Quacku, udało ci się ponownie zagłosować?
Aj, jeszcze nie. Już nadrabiam, tylko wrzucę dobranockę.
Na Wyspie cisza…
To my zmykamy na spacerek:)
Udanego!
Dziękujemy bardzo:)
Był udany.
Dobry wieczór, Tetryku:)
Wracam z teatru STU.
Jednak wolę te dawne spektakle.
To dowód jaka jestem stara.
Zdradzisz, na czym byłaś?
Dobry wieczór, Makówko:)
Przyłączam się do pytania!
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Dzień upłynął mi na bieganiu. Popołudnie na koralikowaniu i muszę powiedzieć, że efekty nie zawiodły (jak dotąd) oczekiwań, a nawet zainspirowały do kolejnego eksperymentu:)
Spacerek mlecznobiały naziemnie, naniebnie, i pomiędzy – również. Poza tym mroźny, bo licznik T się wyzerował, ciekawe czy nocką przymrozi…
Póki co szurało, skrzypiało, szeleściło, a od dalekich sadyb niosło dymnym powiewem – niechybny znak, że w piecach praca wre:)
W domu zjadłyśmy kaszy manny z sokiem malinowym, co nas obie rozgrzało, i teraz jedna z nas chrapie (dosłownie) rozciągnięta na najcieplejszym kawałku podłogi, a druga sposobi się do wspomnianego wyżej eksperymentu:)
Jak skrzypi, to niechybnie mrozik przy ziemi!
Dobry wieczór.
Kasza z wiekiem coraz milej widziana!
To u Niziurskiego jeden z bohaterów na drodze bardzo skomplikowanych procesów chemicznych uzyskał rewelacyjne danie, które okazało się być właśnie kaszką manną, a której (choć wielokrotnie miał okazję) nigdy nie jadał w domu:) A mój Tata też uwielbiał i mówił, że to się właśnie nazywa powrót do smaków dzieciństwa 🙂
Dobry wieczór, Quacku:)
Oj tak. Co więcej, przypomniałem sobie jeszcze coś, czym mnie pasła swego czasu żywiecka Babcia Quackie, zupę mleczną z czymś w rodzaju bułki tartej, która rozkosznie drapała w gardło. I smalec ze skwarkami, wytapiany przez tamtejszego Dziadka Quackie ze słoninki. I gęsty, wspaniały sos od bitek, jedzony na kolację prosto z garnka, z chlebem krojonym w kostkę. Tych smaków się nie zapomina.
Przepraszam, zaśliniłem się.
Mój Tata o smakach z dzieciństwa mówił raczej prześmiewczo, bo kaszą to On się żywił jako osesek, a polubił ją na nowo dobrze po osiemdziesiątce:)
Zacierka! Babciowa zacierka czyli taki rosołek z bardzo drobnymi, rwanymi kluseczkami, skwareczkami z boczusia i zieloną pietruchą 🙂
Mazidło z pieczeni! Na zimno, z pajdą swojskiego razowca i pomidorem malinowym do ręki:) U ciotecznych Babć:)
No i świeżynka u Baboczki po świniobiciu!
Smażone opieńki po grzybobraniu z Tatą. I chrupiące okonie prosto z patelni, których chwilę wcześniej nałowiliśmy z Tatą i Bratem:)
Znęcać się dalej? 😉
To nie jest znęcanie się, to wyższa konieczność:)
Placki kartoflane, deser z poziomek z cukrem i śmietany, rasciegaje z mięsem – mojej Mamy!
Oczywiście, że konieczność!!!
Placki to już Tata Quackie. Tarte ręcznie albo na sokowirówce (bo akurat taki modus operandi wymyślił). I ze śmietaną albo pieczarkami.
I kotlety ziemniaczane, przysmak, robione inaczej niż placki, bo z puree ziemniaczanego, z sosem ogórkowym albo pieczarkami jw.!
A z poziomek (ogrodowych) w/w Babcia Q. robiła przecier z cukrem, w małych słoiczkach, wydzielany po aptekarsku, ale też co to był za smak!
Konfitury z poziomek, z lekką goryczką… I ten zapach nie do opowiedzenia. Jeszcze zanim nauczyłam się sama smażyć, miałam kilka słoiczków, które robiła Mama, i też je sobie dawkowałam, z mocną, gorzką herbatą, bo tak jadała je Mama, i herbata w Jej ulubionej filiżance (mam tę filiżankę do dziś i to także moja ulubiona:)). I, wiesz? nikt mi tych konfitur nie wyjadł. Ani Dziadek, ani Tata, ani Brat, choć wszyscy za nimi przepadaliśmy… 🙂
U nas nie do pomyślenia, przecier poziomkowy zniknąłby w okamgnieniu. Nieznani sprawcy, hrabina Tyłbaczewska i Gżdacze do kompletu!
🙂
U nas tylko ja byłam dzieckiem, a oni po prostu rozumieli, że tęsknię za Mamą… Ale to takie smuteczki dawne:)
Dobry wieczór!
Mam wrażenie, że gdybyś się w porę poświęciła fizyce eksperymentalnej, mogłabyś już myśleć o Noblu! 😉
🙂
A tak skończyłam na eksperymentach fizycznych… 😉
Jesteś, Tetryku, trzecim mężczyzną, który zasugerował obdarowanie mnie tą nagrodą:) Dwóch pierwszych uznało, że powinnam dostać Nobla za… gotowanie 😉
W tej kwestii wypowiem się w późniejszym terminie!

🙂
No i z tego wszystkiego nagle się zwaliło parę pilnych spraw i guzik z kręcenia wyszedł (nie mylić z kręceniem guzikiem, prowadzącym zwykle do urwania tego ostatniego). Ale przynajmniej jestem trochę wcześniej na Wyspie.
Dobranoc !
Spokojnej!
Dobranoc, Makówko:)
kiedy śpię
jak wszyscy
przed światem
nakręcam zegar
tonę na białym
żaglowcu
fala zmywa mnie
z białego żaglowca
szukam kluczy
zabijam smoka
który się śmieje
zapalam lampę
a nade wszystko
gadam (…)
wówczas
zamyka się
język snu
niepodległy
zmęczeniu
czysty
język słodkiej grozy
(język snu – Z. Herbert)
Dziś taka wierszorynka:)
A ja żegnam się i lecę do moich koralików, bo już mi się masa zrobiła w sam raz:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Spokojnej, wykoralikowanej!
Była bardzo wykoralikowana, sama się nie spodziewałam, że aż tak, więc dzięki wielkie:)
I – dzień dobry, Quacku:)
Witajcie!
Piątek, piąteczek, piątunio
Może w weekend się znów wyśpię 🙂
Dzień dobry, dzisiaj później nieco.
Kawa koniecznie. Pani Gieniu, poprosimy.
Jutro raczej na pewno się nie wyśpię, ale z soboty na niedzielę mam zamiar 🙂
Deszczowo witam!
Witaj, Makówko:)
Kiedy się szumem, tłumem, gwarem
Ludzkie skupiska ustokrotnią
Najdroższym na świecie towarem
Będzie samotność
Tęsknotą ciszy uciekamy
W bezludność wyspy, słońce południa
Lecz kiedy na niej zamieszkamy
Wyspa przestanie być bezludna
Przybędzie z nami trud i strach
Niewola dnia, historii schemat
Jak pięknie wiatr układa piach
Tam gdzie nas nie ma
(Wyspa – J. Kofta)
A ja uciekam w koralikowość domu 🙂
Ale będę zerkać:)
Piękne — i jakże pesymistyczne!
A ja powiedziałabym, że piękne i tęskliwe 🙂
Dzień dobry po pracy! W Gdańsku śnieży (i topnieje), do nas tu dolatuje już tylko samo mokre. Jak można się domyślić, nie zachęca to do wychodzenia z domu.
No to koniec pracy i przerwa.
Pogoda nie zachęca do wychodzenia z domu.
Życie zniechęca całościowo, ale jednak warto żyć, bo lepszego pomysłu nie ma.
No, to prawda, życie ma swoje wzloty i upadki.
Czekam na wzlot.
Tak. Smarkactwo mówiło to samo – że pada śnieg, ale jest tak ciepło, że topnieje, zanim dotknie ziemi:)
Nie udało mi się za często zerkać. Głównie z przyczyn wizytowo-towarzyskich. A teraz wybywamy, by się cowieczornie pospacerzyć:)
Miłego spacerku. A ja po dobranockę.
Był bardzo miły.
Dziś w akustycznej odsłonie:)
Dobry wieczór, Quacku:)
Witajcie nocne sowy – jeśli kto jeszcze nie śpi – wpadłem na chwilę, żeby zagłosować na patrona. Wrócę w weekend. Ukłony dla wsiech!
Miłego wybycia! 😉
Witaj, Laudate:)
Miło, że zajrzałeś.
Też pozdrawiam:)
Hm, a ja właśnie w weekend będę nieobecny. Ale w niedzielę już będę.
Czy mogę już budować pięterko? I czy w ogóle chcecie?
No pewnie! Tyle zaległości makówkowych!
Chcecie:)
Dobry wieczór, Makówko:)
Pewnie, że tak!
Zmarznięte nieco dobry wieczór, Wyspo:)
Gwiazdek nie było, tylko chmurki. I Mrozik Leśny, co wilgotne listki oszronił i trzaskały pod stopami. I pod łapkami też trzaskały, ale ciszej. Poza tym zmarzły nam uszy (tylko jedna z nas miała czapkę), i noski (żadna nie miała nanośnika), i ogonki (tylko jedna z nas miała ogonek).
A pod garażem zawalczyłyśmy o wjazd z tak nagrzanym typem, że dawno takiego nie widziałam. Myślałam, że nigdy nie odpełznie… Nawet pieniące się Rude nie było w stanie przyśpieszyć jego reakcji. Nie wiem, czy w ogóle docierało do niego to rozwścieczone szczekanie…
Ale już w domu, herbatka (w wersji z miodem dla jednej, w wersji bez miodu dla drugiej) malinowa wypita, drożdżowa buła z rodzynkami sprawiedliwie podzielona i pochłonięta, słowem – żyć nie umierać:)
Dobry wieczór. Na mroziku nagrzany, to oby trafił do ciepełka, zanim przestanie się przemieszczać w ogóle.
Daleko nie miał. Na drugą stronę żwirówki.
Choć to pojęcie względne, zważywszy, że spod dwuskrzydłowej bramy wypełzał prawie pół godziny…
Ja bym go nawet podprowadziła pod jego furtkę, ale jak kiedyś ze Smarkactwem go zataszczyliśmy i dzwynknęliśmy, to nam się (Smarkactwo miało wtedy z dziesięć lat) dostało od połowicy, że jej chłopa rozpijamy… Od tej pory poprzestaję na przepędzaniu go spod mojego garażu, bo on sobie to miejsce wrednie upodobał. Na szczęście nie zaprawia się tak zbyt często.
Gorszy jest ten, co mi (przynajmniej raz w tygodniu) zastawia wjazd do garażu…
Aa, na temat zastawiania (bramy, jedynego wyjazdu z podwórza na ulicę) mógłbym długo i barwnie.
Ale to dobrze, że ten zawiany nie ma daleko.
Ja też:)
Możemy kiedyś takie pięterko o uprzykrzaczach zrobić:)
I ponarzekać sobie oczyszczająco 😉
🙂
Zapraszam piętro wyżej. Przepraszam , ale nie będzie o uprzykrzaczach.
A nie nie, uprzykrzaczy zostawimy sobie na później. Już idę wyżej.
Dziękuję wszystkim za miłą obecność w nieznanym zakątku:)
Zamknę go wierszorynką:
Las leci sufitem
w powietrzu jak sarna
choć nie drgnie liść
Doniczki krzesła lecą sufitem
choć wszystko śpi
ustawione na wieki
jeszcze przez babcię
Ślubne sukienki lecą sufitem
choć firanki stoją bez ruchu
jak suknie matron
Wszystko jest inne
niż jest
(Reflektory w nocy – J. Harasymowicz)
Dobrej nocki, Wyspo:)