« Skąd bierze się poezja? Parę dni z życia kuracjuszki po powrocie z sanatorium. »

Obraz zgaszony kawą zbożową

W zegarze
złote myszy
gryzą czas okrągły

czarne czarne tło

gdzie ten kogut pieje?
u studni czopowych grzebieni?
od czopowej szczęki chałupy?

czkają kawki
siwieją na świcie

kogut
mokrą czerwień
roztrząsa w złote śmiecie

w czerwonych garnkach
siwa
kawa
czyha
na czerwone usta.


Miron Białoszewski
Garwolin 5.03.1954r.

209 komentarzy

  1. Lena Sadowska pisze:

    Witam w nieznanym zakątku:)

    Tym razem wiersz naszego czołowego poety lingwistycznego:)
    Pochodzi ze zbioru Polot nad niskimi sferami i pierwszy raz został opublikowany w tym właśnie zbiorku w 2017 roku.

    Dobrej zabawy, Wyspiarze:)

  2. Quackie pisze:

    Ja dzisiaj już tylko się pożegnam, ale jutro pewnie napiszę coś więcej na świeżo. Dobranoc!

    • Lena Sadowska pisze:

      Super:)

      Miło, że zerknąłeś, Quacku.
      To ja wracam do obiecanej (bo pisze się, pisze:)) baśni, a Tobie życzę spokojnej nocki:)

  3. Lena Sadowska pisze:

    Tu także spokojnej nocki, Wyspo:)

  4. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Jak to się świat zmienił przez te 70 lat! Dzisiaj to moje czerwonawe usta czyhają na kawę, której siwienie doszło już do postaci białej pianki 😉

  5. Quackie pisze:

    Dzień dobry, wyczuwam, że kluczem do tego wiersza mogą być kolory. Jakaś synestezja? Złoty – czas, czerwony – ciepło i życie, siwy – przemijanie?

    Poza tym chyba jednak bardziej impresjonizm niż językowy konceptualizm, taki jak później u Białoszewskiego.

    Bez (siwej) kawy nie razbieriosz. Pani Gieniu, poprosimy!

    Koffie

    • Lena Sadowska pisze:

      U mnie bez mocnej herbaty:)
      A kawa bardzo rzadko i też bardzo mocna, gorąca i gorzka.

      Tak, też pomyślałam o cyklu biologicznym.
      Ale także o tej porze tuż przed świtem, gdy człowiek przebudza się na chwilę, a sprężyna w zegarze chroboce w ciemności, pobłyskując cyferblatem okrągłego, wypukłego czasu, w okiennej ramie bledną czarniejsze od nocy kawki, a kogut wnosi swoją trzęsącą się czerwień, by z podwyższenia oznajmić nadchodzący ranek:)
      Impresjonizm? Bardzo:)
      Ale konceptualizm językowy również, moim zdaniem:
      czkają kawki – kają czkawki
      złote śmiecie – słote zmiecie
      I ta szaranagajama, muzyczna niebywale: siwakawaczyha:)
      Ale najbardziej podoba mi się to synestezyjne obrazowanie.
      Przepiękne widoczki słychać:
      u studni czopowych grzebieni? – grzeb, grzeb…
      od czopowej szczęki chałupy? – szczęk, szczęk…

      I jeszcze intensywność aromatu (u)prażonych na kawę ziaren zbóż…
      Gaszenie (innych doznań), czyhanie (usta są przestrzenią dość intymną i erogenną)…

      I tak się można bawić w nieskończoność:)

      Dzień dobry, Quacku:)

      • Quackie pisze:

        Absolutnie kupuję!

        A przy okazji, co to jest „czopowy” w tym kontekście? Bo podatek od alkoholu o tej nazwie raczej tu nie gra.

        • Lena Sadowska pisze:

          W chałupach to rodzaj mocowania/złączenia charakterystyczny dla dawnej drewnianej zabudowy wiejskiej.
          Przy studniach może chodzić zarówno o sposób mocowania (wbijanie) rury, jak i o rodzaj uszczelnienia (dławica czy dławnica się to nazywało, z tego, co pamiętam) rury. Ja się w studziennej hydraulice nieszczególnie rozeznaję, pamiętam tylko, że coś takiego jest i (z grubsza) – jak wygląda:)

  6. Makówka pisze:

    Słonecznie witam Państwa na pięterku z wierszem, gdzie (jak słusznie zauważył Q) dominują kolory.

    Mimo że jest i złoto i czerwień mnie szarość przemijania i jesień życia przychodzi na myśl.

    • Lena Sadowska pisze:

      Bo jest w tym wierszu także zadumanie nad ulotnością życia, choćby w tytule.
      Jest też melancholia, w cykliczności, powtarzalności rytuałów:
      co noc chroboce zegar, co przedświt wszystko bieleje/szarzeje, co poranek kogut wyśpiewuje swoją pobudkę i co ranek pachnie kawa, przywołując do rzeczywistości:)

      Dzień dobry, Makówko:)

      • Tetryk56 pisze:

        No ale ca coporanna kawa to jednak jakiś przejaw optymizmu jest!

        • Lena Sadowska pisze:

          Tak, według mnie również, ponieważ jej zapach kojarzy mi się z najfajniejszym okresem mojego życia – dzieciństwem:) Wtedy wszyscy dorośli po niedzielnym śniadaniu siedzieli przy mocnej herbacie i jakimś słodkim wypieku, a ja dostawałam kawę zbożową z wanilią:)

          Ale dla niektórych może być przejawem rutyny, nudy, braku zmian:)

          • Quackie pisze:

            Ja sobie bardzo cenię powtarzalne śniadanie co rano (z kawą), bo jak wrzucam o aplikacji liczącej kalorie, to nie muszę się wyćwirzać, tylko wciskam „powtórz to, co wczoraj” i mam z głowy.

  7. Lena Sadowska pisze:

    Zaokiennie nieco deszczowo i blisko zera, ale rześko, więc całkiem przyjemnie:)
    A domowo piekło i szatani, bo nam jakieś rury wymieniają, więc cały budynek się trzęsie, głośno jest i zgrzytliwie. I szczekająco, bo Psiuł protestuje zażarcie przeciwko spacerom po j e j klatce:)

    Dzień dobry, Wyspo:)

  8. Quackie pisze:

    Dzień dobry, etap III i ostatni zakończony, od jutra etap II bieżącego zlecenia.

    A na dzisiaj to już przerwa.

  9. makowka9 pisze:

    Czas na powrót do domu.

  10. Lena Sadowska pisze:

    A teraz na spacerek:)

  11. Quackie pisze:

    Kochani, milczę, ponieważ skręcam ten nowy rower, który przybył zgodnie z rozkładem, ale w częściach. Ale jestem w tym samym pokoju, więc co jakiś czas, kiedy mnie już dłonie rozbolą od skręcania 😉 zerkam na Wyspę.

  12. Lena Sadowska pisze:

    Spacerek pośród mżystości i chmurności.
    Za to nocką pocieplało o jeden stopień, więc chodziło się całkiem miło:)

    Dobry wieczór, Wyspo:)

  13. Makówka pisze:

    I po Zoomie.
    Kolacja i kordelka ?

  14. Lena Sadowska pisze:

    Rano wpadłam na pomysł nowej techniki zrobienia korali i teraz siedzę, i ścibolę takie wzoreczki wielkości główki od pineski do szpilki:)
    Już mi się w oczach pstrzy:)

  15. Makówka pisze:

    Dobranoc!
    lulu

  16. Lena Sadowska pisze:

    Też będę się żegnać, coby jutro bez problemu widzieć literki:)
    A skoro rozpoczęliśmy przed świtem, to i inicjalna wierszorynka będzie przedświtna:):

    Śpią lądy we mgle gę­stej, któ­ra świat spo­wi­ła,
    Pod gę­stą mgłą, co nie­bo za­cią­gnę­ła w gó­rze;
    Śpią mo­rza, nie­po­ję­ta ma­gne­tycz­na siła
    Uję­ła oce­any, ugła­ska­ła bu­rze.

    Śpią ci­cho na bez­dro­żach stat­ki roz­pro­szo­ne,
    W nie­bio­sach prze­wod­ni­cze śpią nad nimi gwiaz­dy;
    Śpią orły, śpią pod­chmur­ną opu­ściw­szy stro­nę,
    Umilk­nął nad ska­ła­mi grzmot ich gór­nej jaz­dy…

    Śpią kwia­ty, po­śród kwia­tów sen­ne drze­mią żmi­je…
    I tyl­ko na je­zio­rach pła­czą gdzieś ła­bę­dzie…
    A tu, przy cha­tach na­szych, pies na księ­życ wyje…
    I przez sen głu­pi kur ob­wiesz­cza, że…dzień bę­dzie…
    (Senność
    – B. Adamowicz)

    Nieposzla(cz)kowanych snów, Wyspo:)

  17. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Kicha mi się tak, że gdyby zsumować wszystkie stolaty, mógłbym dożyć XXII wieku… Wink

  18. Quackie pisze:

    Dzień dobry, jesienny w całym tego słowa znaczeniu, chmury nisko i ponurzasto, ale to nas nie zniechęca. Pani Gieniu, poprosimy!

    Koffie

    • Lena Sadowska pisze:

      I tak trzymać:)
      Też miałam dziś wyjątkowego niechęcia na wychodzenie, ale – zwalczyłam to:)

      Dzień dobry, Quacku:)

  19. Makówka pisze:

    Pochmurno witam!

  20. Lena Sadowska pisze:

    Dzień – nie najcieplejsze, odrobinę rozmuziane, ale już prawie domowe – dobry, Wyspo:)

  21. Tetryk56 pisze:

    Zainstalowałem kolejne wydanie WordPressa. Gdyby uderzyły was jakieś nowości, wołajcie! 😉

  22. Lena Sadowska pisze:

    Nocną porą poziębiało:) Na szczęście nie podmarzło, więc wracałyśmy całkiem komfortowo.

    Dobry wieczór, Wyspo:)

  23. Quackie pisze:

    Dobry wieczór.

    Po inauguracji rowerka. Ten dla odmiany od poprzedniego ma działający komputer, trochę się zmartwiłem, że mało tych kilokalorii spalam, no trudno, być może ma za małe koło zamachowe (bo w porównaniu do poprzedniego bardzo lekko chodzi, nawet na maksymalnym obciążeniu), albo coś robię niewłaściwie.

    Co do warunków, to ślizgawicę zapowiadają raczej na południu, w Krakowie to nie wiem, chyba nie, ale w górach – jak u Kuzynki Q – niemal na pewno.

    • Lena Sadowska pisze:

      Albo, Quacku, nabrałeś już takiej pary, że maksymalne obciążenie to pestka:)

      Jak już kiedyś pisałam, tu jest specyficznie z powodu jezior. Wokół nich jest wilgotno, lasy tę wilgoć zatrzymują i tworzy się mikroklimat, więc szosy często nie schną, wystarczy zatem lekki mrozek, by powierzchnia robiła się oblodzona. A że miejscami to – marna pociecha:)

      • Quackie pisze:

        No, oba rowery, stary i nowy, mają 8 stopni obciążenia (1 – najlżejszy, 8 – najcięższy). Na starym ćwiczyłem przy 2-3 ząbku, zmieniając przy najwolniejszym kawałku na 5, na nowym zaczynam od 5, a przy najwolniejszym daję na 8 i to jeszcze nie jest takie obciążenie jak na starym, to się czuje w nogach. Ale nic to, jakoś dam radę. W nowym przynajmniej działa komputerek i wiem, ile km przejechałem, z jaką prędkością etc.

        Tutaj obwodnica biegnie w części między lasami i tam faktycznie bywa nieciekawie w odpowiednich warunkach.

  24. Makówka pisze:

    Zagłosowałam (ale nie wiem, czy jest ok)

    Dobranoc!

  25. Lena Sadowska pisze:

    Mili Wyspiarze, bardzo jestem niedospana, a jutro muszę wcześnie wstać, więc pożegnam się. Ale dopiero po wierszorynce:)

    Gdzie dopadł mnie mrok,
    Wilgoć na skale, senność na wilgoci?

    — Opowiedz ptaka.
    — Dobrze, opowiadam…
    Jest teraz w locie statecznym, dokolnym…
    Lecz gdy znienacka
    Dopadnie go noc,
    On niespokojnie śpi na sercu dzwonu.
    (Nie było lata
    – St. Grochowiak)

    Dobrej nocki, Wyspo:)

  26. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Pospałem niezbyt długo, ale smacznie. W środku nocy przyśniło mi się, że dzwoni budzik, ale udało mi się go (przez sen) zignorować. Na szczęście rano nie powtórzyłem tego sukcesu! Overjoy

  27. Quackie pisze:

    Dzień dobry, a ja właśnie musiałem pospać trochę dłużej. Mimo budzika. Ale wszystko (tym razem) pod kontrolą.

    Aha, weekend wyjazdowy (do teściowej).

    Pani Gieniu, poprosimy.

    Koffie

  28. Makówka pisze:

    Pochmurne i wyspane dzień dobry!

  29. Lena Sadowska pisze:

    Doba z tych zerojedynkowych:)
    Nocką prawie mroźnie, rankiem słoneczna chwilka, a po powrocie sztuczny lampy blask za przyczyną zaokiennych pochmurności:)

    Dzień dobry, Wyspo:)

  30. Tetryk56 pisze:

    Quacku, udało ci się ponownie zagłosować?

  31. Lena Sadowska pisze:

    Na Wyspie cisza…
    To my zmykamy na spacerek:)

  32. makowka9 pisze:

    Wracam z teatru STU.
    Jednak wolę te dawne spektakle.
    To dowód jaka jestem stara.

  33. Lena Sadowska pisze:

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    Dzień upłynął mi na bieganiu. Popołudnie na koralikowaniu i muszę powiedzieć, że efekty nie zawiodły (jak dotąd) oczekiwań, a nawet zainspirowały do kolejnego eksperymentu:)

    Spacerek mlecznobiały naziemnie, naniebnie, i pomiędzy – również. Poza tym mroźny, bo licznik T się wyzerował, ciekawe czy nocką przymrozi…
    Póki co szurało, skrzypiało, szeleściło, a od dalekich sadyb niosło dymnym powiewem – niechybny znak, że w piecach praca wre:)
    W domu zjadłyśmy kaszy manny z sokiem malinowym, co nas obie rozgrzało, i teraz jedna z nas chrapie (dosłownie) rozciągnięta na najcieplejszym kawałku podłogi, a druga sposobi się do wspomnianego wyżej eksperymentu:)

    • Quackie pisze:

      Jak skrzypi, to niechybnie mrozik przy ziemi!

      Dobry wieczór.

      Kasza z wiekiem coraz milej widziana!

      • Lena Sadowska pisze:

        To u Niziurskiego jeden z bohaterów na drodze bardzo skomplikowanych procesów chemicznych uzyskał rewelacyjne danie, które okazało się być właśnie kaszką manną, a której (choć wielokrotnie miał okazję) nigdy nie jadał w domu:) A mój Tata też uwielbiał i mówił, że to się właśnie nazywa powrót do smaków dzieciństwa 🙂

        Dobry wieczór, Quacku:)

        • Quackie pisze:

          Oj tak. Co więcej, przypomniałem sobie jeszcze coś, czym mnie pasła swego czasu żywiecka Babcia Quackie, zupę mleczną z czymś w rodzaju bułki tartej, która rozkosznie drapała w gardło. I smalec ze skwarkami, wytapiany przez tamtejszego Dziadka Quackie ze słoninki. I gęsty, wspaniały sos od bitek, jedzony na kolację prosto z garnka, z chlebem krojonym w kostkę. Tych smaków się nie zapomina.

          Przepraszam, zaśliniłem się. Delicious

          • Lena Sadowska pisze:

            Mój Tata o smakach z dzieciństwa mówił raczej prześmiewczo, bo kaszą to On się żywił jako osesek, a polubił ją na nowo dobrze po osiemdziesiątce:)

            Zacierka! Babciowa zacierka czyli taki rosołek z bardzo drobnymi, rwanymi kluseczkami, skwareczkami z boczusia i zieloną pietruchą 🙂
            Mazidło z pieczeni! Na zimno, z pajdą swojskiego razowca i pomidorem malinowym do ręki:) U ciotecznych Babć:)
            No i świeżynka u Baboczki po świniobiciu!
            Smażone opieńki po grzybobraniu z Tatą. I chrupiące okonie prosto z patelni, których chwilę wcześniej nałowiliśmy z Tatą i Bratem:)

            Znęcać się dalej? 😉

            • Lena Sadowska pisze:

              To nie jest znęcanie się, to wyższa konieczność:)

              Placki kartoflane, deser z poziomek z cukrem i śmietany, rasciegaje z mięsem – mojej Mamy!

              • Quackie pisze:

                Oczywiście, że konieczność!!!

                Placki to już Tata Quackie. Tarte ręcznie albo na sokowirówce (bo akurat taki modus operandi wymyślił). I ze śmietaną albo pieczarkami.

                I kotlety ziemniaczane, przysmak, robione inaczej niż placki, bo z puree ziemniaczanego, z sosem ogórkowym albo pieczarkami jw.!

              • Quackie pisze:

                A z poziomek (ogrodowych) w/w Babcia Q. robiła przecier z cukrem, w małych słoiczkach, wydzielany po aptekarsku, ale też co to był za smak!

                • Lena Sadowska pisze:

                  Konfitury z poziomek, z lekką goryczką… I ten zapach nie do opowiedzenia. Jeszcze zanim nauczyłam się sama smażyć, miałam kilka słoiczków, które robiła Mama, i też je sobie dawkowałam, z mocną, gorzką herbatą, bo tak jadała je Mama, i herbata w Jej ulubionej filiżance (mam tę filiżankę do dziś i to także moja ulubiona:)). I, wiesz? nikt mi tych konfitur nie wyjadł. Ani Dziadek, ani Tata, ani Brat, choć wszyscy za nimi przepadaliśmy… 🙂

                • Quackie pisze:

                  U nas nie do pomyślenia, przecier poziomkowy zniknąłby w okamgnieniu. Nieznani sprawcy, hrabina Tyłbaczewska i Gżdacze do kompletu! Overjoy

                • Lena Sadowska pisze:

                  🙂
                  U nas tylko ja byłam dzieckiem, a oni po prostu rozumieli, że tęsknię za Mamą… Ale to takie smuteczki dawne:)

    • Tetryk56 pisze:

      Dobry wieczór!
      Mam wrażenie, że gdybyś się w porę poświęciła fizyce eksperymentalnej, mogłabyś już myśleć o Noblu! 😉

  34. Quackie pisze:

    No i z tego wszystkiego nagle się zwaliło parę pilnych spraw i guzik z kręcenia wyszedł (nie mylić z kręceniem guzikiem, prowadzącym zwykle do urwania tego ostatniego). Ale przynajmniej jestem trochę wcześniej na Wyspie.

  35. Makówka pisze:

    Dobranoc !

  36. Lena Sadowska pisze:

    kiedy śpię
    jak wszyscy
    przed światem
    nakręcam zegar

    tonę na białym
    żaglowcu
    fala zmywa mnie
    z białego żaglowca
    szukam kluczy
    zabijam smoka
    który się śmieje
    zapalam lampę
    a nade wszystko
    gadam (…)
    wówczas
    zamyka się
    język snu
    niepodległy
    zmęczeniu

    czysty
    język słodkiej grozy
    (język snu
    – Z. Herbert)

    Dziś taka wierszorynka:)

    A ja żegnam się i lecę do moich koralików, bo już mi się masa zrobiła w sam raz:)

    Dobrej nocki, Wyspo:)

  37. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Piątek, piąteczek, piątunio Pleasure
    Może w weekend się znów wyśpię 🙂

  38. Quackie pisze:

    Dzień dobry, dzisiaj później nieco.

    Kawa koniecznie. Pani Gieniu, poprosimy.

    Koffie

    Jutro raczej na pewno się nie wyśpię, ale z soboty na niedzielę mam zamiar 🙂

  39. Makówka pisze:

    Deszczowo witam!

  40. Lena Sadowska pisze:

    Kiedy się szumem, tłumem, gwarem
    Ludzkie skupiska ustokrotnią
    Najdroższym na świecie towarem
    Będzie samotność
    Tęsknotą ciszy uciekamy
    W bezludność wyspy, słońce południa
    Lecz kiedy na niej zamieszkamy
    Wyspa przestanie być bezludna
    Przybędzie z nami trud i strach
    Niewola dnia, historii schemat
    Jak pięknie wiatr układa piach
    Tam gdzie nas nie ma
    (Wyspa
    – J. Kofta)

    A ja uciekam w koralikowość domu 🙂
    Ale będę zerkać:)

  41. Quackie pisze:

    Dzień dobry po pracy! W Gdańsku śnieży (i topnieje), do nas tu dolatuje już tylko samo mokre. Jak można się domyślić, nie zachęca to do wychodzenia z domu.

    No to koniec pracy i przerwa.

  42. Lena Sadowska pisze:

    Nie udało mi się za często zerkać. Głównie z przyczyn wizytowo-towarzyskich. A teraz wybywamy, by się cowieczornie pospacerzyć:)

  43. Laudate pisze:

    Witajcie nocne sowy – jeśli kto jeszcze nie śpi – wpadłem na chwilę, żeby zagłosować na patrona. Wrócę w weekend. Ukłony dla wsiech!

  44. Makówka pisze:

    Czy mogę już budować pięterko? I czy w ogóle chcecie?

  45. Lena Sadowska pisze:

    Zmarznięte nieco dobry wieczór, Wyspo:)

    Gwiazdek nie było, tylko chmurki. I Mrozik Leśny, co wilgotne listki oszronił i trzaskały pod stopami. I pod łapkami też trzaskały, ale ciszej. Poza tym zmarzły nam uszy (tylko jedna z nas miała czapkę), i noski (żadna nie miała nanośnika), i ogonki (tylko jedna z nas miała ogonek).
    A pod garażem zawalczyłyśmy o wjazd z tak nagrzanym typem, że dawno takiego nie widziałam. Myślałam, że nigdy nie odpełznie… Nawet pieniące się Rude nie było w stanie przyśpieszyć jego reakcji. Nie wiem, czy w ogóle docierało do niego to rozwścieczone szczekanie…
    Ale już w domu, herbatka (w wersji z miodem dla jednej, w wersji bez miodu dla drugiej) malinowa wypita, drożdżowa buła z rodzynkami sprawiedliwie podzielona i pochłonięta, słowem – żyć nie umierać:)

    • Quackie pisze:

      Dobry wieczór. Na mroziku nagrzany, to oby trafił do ciepełka, zanim przestanie się przemieszczać w ogóle.

      • Lena Sadowska pisze:

        Daleko nie miał. Na drugą stronę żwirówki.
        Choć to pojęcie względne, zważywszy, że spod dwuskrzydłowej bramy wypełzał prawie pół godziny…
        Ja bym go nawet podprowadziła pod jego furtkę, ale jak kiedyś ze Smarkactwem go zataszczyliśmy i dzwynknęliśmy, to nam się (Smarkactwo miało wtedy z dziesięć lat) dostało od połowicy, że jej chłopa rozpijamy… Od tej pory poprzestaję na przepędzaniu go spod mojego garażu, bo on sobie to miejsce wrednie upodobał. Na szczęście nie zaprawia się tak zbyt często.
        Gorszy jest ten, co mi (przynajmniej raz w tygodniu) zastawia wjazd do garażu…

  46. Makówka pisze:

    Zapraszam piętro wyżej. Przepraszam , ale nie będzie o uprzykrzaczach.

  47. Lena Sadowska pisze:

    Dziękuję wszystkim za miłą obecność w nieznanym zakątku:)
    Zamknę go wierszorynką:

    Las leci sufitem
    w powietrzu jak sarna
    choć nie drgnie liść
    Doniczki krzesła lecą sufitem
    choć wszystko śpi
    ustawione na wieki
    jeszcze przez babcię
    Ślubne sukienki lecą sufitem
    choć firanki stoją bez ruchu
    jak suknie matron
    Wszystko jest inne
    niż jest
    (Reflektory w nocy – J. Harasymowicz)

    Dobrej nocki, Wyspo:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)