« Żywiec ptakami stoi Irlandzki zamek »

Tatuaż NN

Poznałem go, kiedy pracowałem u pewnego tapicera z ambicjami, Jurek był tam projektantem i facetem od zarządzania, robiliśmy meble na wysokim poziomie, ogromne sofy z marszczonymi oparciami albo fotele wyściełane delikatną skórą, w sam raz dla paniuś, które od zakochiwały się w tych meblach od pierwszego wejrzenia, wyobrażając sobie, jak sadzają swoje kształtne dupy w zagłębieniu białego, beżowego albo czerwonego z cielęcej skórki.
Jurek był zdolnym rysownikiem, miał dobre noty an Akademii, ale podjął się tej roboty, żeby mieć na życie, drugą jego pasją był tatuaż, co było o tyle ciekawe, że mieliśmy rok 1986, moda na tatuaże artystyczne jeszcze do Polski nie przyszła, ich twórcy ani nie mieli dobrego sprzętu, ani nie mogli liczyć na wielkie zyski, chętnych było niewielu, nie każdy miał odwagę poddać się wielogodzinnym sesjom nakłuwania skóry ostrymi igłami chirurgicznymi, związywało się kilka takich igieł nitką, maczało w zwykłym tuszu i nakłuwało skórę, punkt po punkcie, aż krew bryzgała, nie bez powodu tatuaże nazywano ostrym słowem “dziary”, kto miał dziarę, ten był git, teraz co druga dziewczyna ma jakiś tatuaż, wtedy wśród nich nie było takiej mody, tatuaże to była męska rzecz, dziewczyny jedyne co mogły, to wyszywać wieszane w kuchniach nad stołem makatki z wyszywanymi gotykiem napisami “Gdzie miłość i zgoda panuje, tam szczęście swe gniazdko buduje”, albo “Zimna woda zdrowia doda”, nitka do wyszywanek była zazwyczaj ciemnoniebieska, tak jak tusz do tatuażu.

Zakolegowałem się z Jurkiem i raz, kiedy siedzieliśmy u mnie i pijąc niedrogi alkohol rozmawialiśmy o sztuce – przecież mieliśmy ambicje artystyczne, wcale nie było tak, że chcieliśmy spędzić resztę życia moszcząc krzesełka dla nowobogackich dup – zagadnąłem Jurka o tatuaż. “Ale co tatuaż?” wyjaśniłem, że chcę, aby mi zrobił dziarę, nic wielkiego, minimalizm wręcz, żadne tam poplątane liście agawy, żadne gotyckie, celtyckie motywy, o syrenkach, serduszkach i motylach zapomnij, to nie nasze rewiry, po paru zakrapianych wieczorach i długich dyskusjach stanęło na tym, że na moim lewym ramieniu, tuż powyżej bicepsu, powstanie kwadrat Malewicza wypełniony mgłą, po prostu, mocno obrysowany kwadrat 5 na 5 centymetrów a w środku coś nieokreślonego, jakby kawałek Drogi Mlecznej, podczas nakłuwania (przyznam się) z bólu leciały mi czasem łzy, Jurek nazwał ten projekt Niedokończone Niebo.
Nazwa okazała się prorocza, bo po zapełnieniu tuszem jakichś trzech czwartych kwadratu Jurek trafił do szpitala z rozpoznaniem ostrego zapalenia nerek i nigdy z tego szpitala nie wyszedł, zostałem z Niedokończonym Niebem, z którego w ciągu paru miesięcy skóra wchłonęła część tuszu, a to co zostało, mocno kojarzyło się z konturem Związku Radzieckiego, który wtedy jeszcze istniał, choć na Kremlu urzędował już Gorbaczow.



Bez Jurka to już nie było to samo, rzuciłem robotę u tapicera, zacząłem projektować szyldy, zaczynała się epoka komputerów, musiałem siedzieć po nocach, żeby poznać ich możliwości, w miejsce siermiężnego socjalizmu zapanował w Polsce siermiężny kapitalizm, zlecenia na tablice, loga i druki reklamowe waliły drzwiami i oknami, tymczasem zawalił się Związek Radziecki, od którego odłączyły się niektóre republiki tworząc niezależne państwa, jedyna mapa Związku Radzieckiego została na moim ramieniu, zapomniałem o niej na 35 lat, roboty miałem tyle, że nie było czasu chodzić na basen, rzadko wyjeżdżałem na kąpieliska, nie dawałem nikomu okazji do zadawania pytań o mój niedokończony tatuaż z Niedokończonym Niebem, a z pewnością by pytali, bo mamy rok 2020, jesteśmy już w innej w epoce, nowinki ze świata przyswajamy z prędkością Pendolino pędzącego przez Otwock, polskie studia tatuażu jadą pełną parą, miliony osób obojga płci zdążyło odwiedzić nadwiślańskie tatoo shops i uzyskać tam osobistą pieczęć, mniej lub bardziej uświadomiony znak tożsamości i przynależności, wybór jest nieskończony, fantastyczne zawijasy, zębate bestie, gotyckie miecze, piłki futbolowe i wielobarwne pnącza roślinne zrodzone w głowach projektantów zapełniły ramiona, uda, pośladki, plecy a nawet szyje i czaszki miłośników swojskiej dziary, studia tatuażu to współczesne przybytki sztuki.

Nie więcej jak rok temu uznałem, że wypada coś zrobić ze swoim designerskim potworkiem, który od początku wcale nie przypominał nieba, za to, kiedy się dobrze przyjrzeć, przywołuje czasy potworne naprawdę, istnienie Związku Radzieckiego w żadnym stopniu nie aspirowało do niebiańskości, odwiedziłem studio tatuażu polecane w internecie, po małych konsultacjach zamieniłem nieszczęsny kontur upadłego imperium na regularny pasek wysokości 5 centymetrów okalający całe ramię, pod spodem dodałem węższy pasek, bo taki wzór występuje w tradycji Nowej Zelandii, układ dwóch różnej szerokości pasków ma, wg Maorysów, znaczenie magiczne, choć to pewnie jakaś bzdura rozpowszechniana przez miłośników Harrego Pottera latającego na miotle.

Nic dobrego z tej przeróbki tatuażu nie wyszło, przez pięć tygodni we wtorki i piątki chodziłem na męczące sesje, a po ostatniej trafiłem do szpitala, najpierw straciłem smak i węch, potem zauważyłem, że oddaję mętny mocz i pocę się jak diabli, zasłabłem w poczekalni, konieczna była reanimacja, potem seria badań, pobrano krew, bez krwi nie ma szpitala, bez szpitala nie ma życia, żyję, ale białych krwinek mam za dużo, czerwonych za mało, mówi doktor, że nie bilansuje się, a równowaga jest potrzebna, inaczej stan zapalny i tu mamy do czynienia ze stanem zapalnym proszę pana, oby nie zapalenie nerek, panie doktorze, Jurek na to umarł, a nie, jego choroba to była ostra niewydolność nerek, zapalenie to nie to samo, człowiek łatwo traci zdrowie, późno sięga po rozum, czekam na wyniki, dziwnie długo to trwa, może coś im się nie zgadza, pytałem pielęgniarek, zdziwione, że nie rozumiem procedur, a co mnie wasze procedury, od których można się nabawić odleżyn, ja bym wolał już wiedzieć, co mi jest i czy Jurek ma coś wspólnego z moją chorobą, to żaden przypadek, że rozchorowałem się równo trzy godziny po ostatniej sesji.
Nie mówił nigdy Jurek, że ma coś do Maorysów i ich sztuki, przez tyle lat nosiłem na skórze to Niedokończone Niebo, mogłem je zostawić, a coś mnie podkusiło, żeby zamalować, nigdy nie wierzyłem w życie pozagrobowe, ale widocznie musiało jakoś do Jurka dotrzeć, że profan w tatoo shop zaczernił jego dzieło, a ja jeszcze za to zapłaciłem, pewnie się Jurek wściekł, też bym się wściekł, ale czy bym tak ekspresowo na kogoś klątwę sprowadził, to już nie wiem, człowieku poznaj samego siebie najlepiej w ekstremalnych okolicznościach, nie wymądrzaj się Sokratesie, podobno ta moja wersja nieudolności… tfu, niewydolności nerek jest uleczalna, właściwie to wcale nie niewydolność, tylko zwykłe zapalenie, ale kto wie, jakie będą następstwa, Jurek też miał się leczyć, a nie zdążył, co mnie z tym tatuażem podkusiło.
Łażę po korytarzach oddziału, oglądam wielkie tablice z przekrojami nerek, wiedzę przekrojone dojrzałe pomidory malinowe, próbuję się czegoś dowiedzieć, zaczepiam lekarzy, pielęgniarki opędzają się ode mnie jak od muchy, każą czekać, czekam, znowu gapię się na tablice z nerkami i opisami chorób, na obiad sałatka pomidorowa, jeść mi się odechciało, wracam do sali, facet z sąsiedniego łóżka, który strasznie chrapał, gdzieś poszedł, sam zostałem, ściemnia się, kołdra ciepła, diody migają, jutro może coś lekarz powie, może się przyzna do pomyłki lekarskiej, wręczy papiery i wypisze do domu.

Śnił mi się Jurek, siedział w jakiejś kanciapie, biurko zawalone papierami, kartonami i szablonami, na ścianie makatka z napisem “Nie klękajcie się”, pod nia kineskopowy monitor, klawiatura zakurzona, obok popielniczka, Jurek z nieczesaną czupryną wpatruje się w jakieś hieroglify na ekranie, wcale się nie wita, ledwo coś tam mruknął, żebym zrozumiał, że wie o mojej obecności, poklikał trochę, hieroglify się wyostrzyły, Jurek wskazał na psa labradora, ma na imię Staropramen, tak jak to czeskie piwo, wiem, wtedy tego piwa jeszcze u nas nie było, ale przecież to sen, czas się zatracił, zobacz kurwa jaki mam komputer, ekran zasłonięty filtrem, kineskop jak szafa, kto na takich teraz pracuje? robię ilustracje dla Towarzystwa Nefrologicznego, siedemnaście obrazków ma być, jak siedemnaście mgnień wiosny, każdy z nich ma pokazać nerki w różnych stadiach choroby, masa roboty z przekrojami, ten mi najlepiej wyszedł, przypomina dwa poprzecznie przecięte pomidory malinowe, poprawki zajmą mi całą noc, nie wiem czy papierosów mi starczy, żebyś wiedział Zbonku: z chorobą, która cię dopadła nie mam nic wspólnego, myślisz, że to ja złośliwie ci ją zesłałem, no tak, zniszczyłeś mój tatuaż, jedyną pamiątkę po mnie pozwoliłeś sobie zamazać, ale to drobiazg, nic nie trwa wiecznie, nawet Niedokończone Niebo, chodź tu Staropramen, pan cię pogłaska, ja mam mało czasu, deadline pojutrze, fajnie, że wpadłeś, no, dobry pies.

Obudziłem się o trzeciej i do rana nie zasnąłem, Jurkowi uwierzyłem, jakbym mógł nie uwierzyć staremu kumplowi, jego udział w moim chorowaniu odfajkowałem, ale choroby nie biorą się z niczego, zapalenie nerek musi mieć coś wspólnego z tatuażem, zmianę konturu ZSRR na maoryskie pasy ktoś musiał odnotować, nie każdy będzie miał to w dupie, tak jak Jurek, w końcu to był jakiś symbol, pamiętam te banery w salach, gdzie odbywały się zjazdy partii komunistycznej, młodzi tego nie wiedzą, ale w tamtym orwellowskim świecie symbole były ważniejsze od zwyczajnego biegu rzeczy, ZSRR wręcz torturowało ludzi symbolami, nie lepiej jest w obecnej Rosji, obecna Rosja jest taka sama jak ZSRR, kurwa, że też wcześniej nie pomyślałem o Putinie. Czy ja ostatnio piłem u kogoś herbatę? Może w tatoo shopie łyknąłem zatrutej kawy?

Był taki nawrócony oficer Litwnienko, który przekazał Brytyjczykom tajemnice rosyjskiego wywiadu, agent FSB zaprosił go do restauracji i tam podał mu kroplę trucizny do herbaty, wykończyli chłopa, bo ich zdradził, ale moja zbrodnia była niezamierzona, co prawda kazałem zaczernić mapę dawnego imperium, ale przecież mają w archiwach swoje stare mapy, nowe też pewnie mają, czy polon atakuje tylko nerki czy cały organizm? Putin prowadzi wojnę, ale jego zła wola przekracza wszystko, co znamy, z pewnością byłby zdolny, żeby mnie ukarać za wymazanie mapy, do łagru nie może mnie zesłać, ale mógł na przykład rozkazać zniszczyć moje biedne nerki.

Jakbym dostał dawkę Noviczoka, to bym miał takie objawy jak Skripal i jego córka, których kremlowscy agenci udający gejów na wycieczce otruli w Salisbury, piana z ust, omdlenia, wymioty i tak dalej, udało im się ujść z życiem, bo ich w porę brytyjska służba zdrowia wzięła pod opiekę, trucizna, którą posmarowano klamkę ich mieszkania nazywała się Noviczok, niewinna nazwa, kojarzy się z tańcem kazaczokiem, staremu satrapie na Kremlu zachciało się tańca na stosie trupów, zachciało mu się odbudowywać imperium, mogłem nie zwlekać z tym zaczernieniem tatuażu, szkoda, że nie zrobiłem tego za rządów Jelcyna, on nie był taki mściwy, nie leżałbym teraz w szpitalu.

O dziewiątej rozpoczął sie obchód, myślałem że lekarz tylko zajrzy do sali, zerknie na kartę choroby i pójdzie, a on przystanął i zaczął wykład, o szkodliwych substancjach, niezdrowym odżywianiu, braku minerałów, o tym że endorfiny rządzą naszym zachowaniem, przerywam mu, bo też mam swoją wersję, panie doktorze, choroby nie biorą się z niczego, Jurek się wymawia od udziału, ale tym Ruskim przecież nie można wierzyć, oni mają do nas, Polaków bardzo negatywne nastawienie, gdyby Roosevelt postawił się w Teheranie…

Lekarz machnął ręką i wyszedł z sali, nie zdążyłem mu powiedzieć o konsekwencjach słabości prezydenta USA oraz niemocy Churchilla, których Stalin ograł jak dzieci i zagarnął cały blok państw Europy wschodniej i środkowej, czego konsekwencje ponosimy do dziś, łatwiej zmienić ustrój i sojusze militarne niż ludzką mentalność.

Po godzinie lekarz wrócił, stanowczo nakazał, żebym się nie odzywał i zaczął wykład, prawdziwy wykład, jakby zamiast mnie i tego drugiego gościa pokornie siedzących na szpitalnych łóżkach znajdowała się w sali cała klasa studentów w białych fartuchach, proszę nie szerzyć teorii spiskowych i oprzeć się na odkryciach naukowych, proszę przez szacunek dla wysiłku rzeszy naukowców badających jak funkcjonuje ludzki organizm, zawierzyć stwierdzeniom, że stan zdrowia zależy od czynników biologicznych a nie politycznych, w przypadku ludzi zdrowych i chorych bieżący stan ich zdrowia jest każdorazowo wypadkową uwarunkowań genetycznych i efektów odżywiania, czy ujmując to szerzej, efektu stylu życia, taki płyn mózgowy, jego funkcjonowanie zależne jest od nasycenia witaminami, tłuszczami, białkami, wapniem, żelazem, magnezem i tak dalej, organizmy tak są powiązane z przyrodą, że do właściwego funkcjonowania potrzebują całej tablicy Mendelejewa, o, i tu się z panem doktorem zgadzam, Ruscy od zawsze mieszali się w nasze życie, w egzystencję znaczy, a teraz dobierają się do naszych organizmów, ten Mendelejew musiał być jednym z nich, lekarz, jakby nie usłyszał, ciągnął dygresję o genetycznej podatności na choroby, genu nie wydłubiesz, jaki dostałeś po przodkach, z takim żyjesz, DNA to rodzaj nieodwracalnej kombinacji: albo pan dostaje wysokie IQ i radosne usposobienie albo chorobę dwubiegunową, skłonność do depresji, czy inne cholerstwo; jak ktoś ma kiepskie DNA i opresyjnych rodziców, to tak jakby trafił negatywną kumulację w totka, jeśli jest łatwo zakochującym się pracoholikiem, który musi zapieprzać od rana do wieczora, żeby spełnić zachcianki swojej paniusi zakochanej w drogich meblach z cielęcej skórki, DNA jest jak szatan w postaci spiralnie skręconego węża, podpowiada ci żebyś zrobił to lub tamto, i ty robisz, zamiast żyć w raju, zaharowujesz się jak górnik w piekle, inaczej opadnie ci poziom dopaminy i wpadasz w depresyjną dziurę.
A co ja mam wspólnego z jego dziurami i mutacjami? Dlatego jeszcze raz powtórzę, proszę trzymać się wyjaśnień naukowych, pan jest inteligentnym człowiekiem, trzeba porzucić teorie spiskowe i senne wizje, wiedza medyczna podpowiada, że najbardziej pomocna będzie zmiana diety, musi pan prowadzić taki tryb życia, który zapewni panu równowagę minerałów, cukrów, białek, odpowiednie dawki insuliny, serotoniny i endorfin, zagadał się ten lekarz, niedługo obiad, nie mam siły dyskutować, przytakuję, niech mi wypisze receptę na te pierwiastki, suplementy, mogę chrupać magnez jak koń, mogę litrami przyjmować lit, mogę nawet pić tłuszcz wieloryba, niech mi tylko pozwoli iść na obiad, wreszcie wydał dyspozycje pielęgniarkom, rozchodzimy się w zgodzie, po paru krokach jeszcze się do niego odwracam: ale ten Putin to jest jednak chuj, co?

* na podstawie wspomnień Zbyszka Ugielskiego

268 komentarzy

  1. Laudate pisze:

    Witojcie Wyspiarze, ośmieliłem się wpaść tu znowu ze świeżutkim opowiadaniem, niektóre jego motywy są zaczerpnięte z realu, reszta jak zwykle z bujnej wyobraźni. Pozdrawiam weekendowo. Uważajcie Kochani na to, co pijecie 🙂

  2. Makówka pisze:

    Witaj Laudate na Wyspie Madagaskarem zwanej.

    Wczoraj wróciłam z Grecji. Kupiłam tam jakieś ususzone chabazie na straganie u stóp Olimpu. Podobno należy gotować parę gałązek przez parę minut i pić napój, który pomaga na WSZYSTKO.
    I teraz nie wiem, czy dosięgnie mnie gniew Zeusa, czy też wręcz przeciwnie -łaskawość Bogów.

    Jednak Twoją uwagę, aby uważać na to, co piję potraktowałam bardzo poważnie. Dziś piłam herbatę czarną, owocową, wodę mineralną, piwo…to dobrze , czy źle?

    • Laudate pisze:

      Na innych napojach się nie znam, ale jeśli piłaś piwo, z pewnością osiągniesz najwyższy stopień wtajemniczenia duchowego.

    • Laudate pisze:

      Ale co z tą Grecją? Warto tam polecieć w zimie? ( w lecie też nie byłem) 🙂

      • Makówka pisze:

        Zimy podobno są mało miłe, bo jest duża wilgotność i bywa wcale nie tak ciepło. Ale na zwiedzanie np. Aten lepsza zima niż środek lata.
        Ja jestem zadowolona, choć natrafiłam na 4 dni ulewnych deszczów i powódź.

  3. Tetryk56 pisze:

    Witaj, Laudate!
    Słyszałem, że ludzie pokroju Putina czy Hitlera uderzali innym na głowy — ale żeby na nerki? Overjoy

    • Laudate pisze:

      Są rzeczy na świecie, o których ani Tetrycy nie słyszeli ani się fizjonomom nie śniło. Atak na nerki przeprowadzany jest wtedy, gdy mózg delikwenta sie opiera 🙂

  4. Tetryk56 pisze:

    A swoją drogą, skoro ty przedstawiasz wspomnienia kolegi Zbyszka, to czy przypadkiem nie poszedł on w ślady kolegi Jurka?

  5. Makówka pisze:

    Dobranoc Wyspo!

  6. Quackie pisze:

    Dzień dobry, jeszcze dzisiaj przelotnie, na pewno po targach przeczytam!

    A na razie poproszę jeszcze panią z różnymi dobrociami śniadaniowymi.

    Kelnereczka

  7. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Za oknem prawdziwie grecka pogoda, kelnereczka się krząta… Biegnę na śniadanie!

  8. Makówka pisze:

    Słonecznie witam!
    Też biegnę na śniadanie.

  9. Makówka pisze:

    Nie całkiem się rozpakowałam i znów się pakuję.
    Tym razem do torby i plecaka, nie do walizki.

  10. Lena Sadowska pisze:

    Niedzielne dzień dobry, Wyspo:)

    Słonecznie jest, ciepło jest, wciąż niejesiennie też jest:)
    I średnio wypoczynkowo, ale jakoś daję radę, bo muszę:)

  11. Makówka pisze:

    Pozdrawiam że Stróży

  12. Lena Sadowska pisze:

    Witaj, Laudate:)

    Ano właśnie – nic nie dzieje się bez powodu…
    Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że złośliwość rzeczy martwych (zarejestrowana w fachowej literaturze jako jednostka ZRM) to zjawisko powszechnie znane i wieloaspektowo omawiane w wielu naukowych publikacjach. Nie ma zatem potrzeby sięgać zbyt daleko w poszukiwaniu dowodów na ową złośliwość, wystarczy (niezbyt wnikliwie) przejrzeć katalog postaci z rodzimych (i bez wątpienia opartych przecież na kategorii mimesis) literatury, muzyki i sztuki. Nie ma także sensu zanudzać nikogo wymienianiem podlegających zjawisku ZRM bohaterów, przykłady są tak pospolite, że aż obrażające merytoryczność ewentualnych czytających ten komentarz.
    Zamiast tego warto wspomnieć o metamorficzności zjawiska ZRM, skutkującej odwetowością (ORM), a nawet – mściwością (MRM), oraz o ich całkowitej odpowiedzialności za efektowe spektrum następujących po (świadomym lub przypadkowym) zainicjowaniu, niefortunnych (czytaj: niebezpiecznych dla życia i mienia) zdarzeń.
    Myślę, że powyższy wywód (oparty tyleż na empiryzmie wymienionych tu autorytetów naukowych, ileż na doświadczeniu własnym każdego z czytających) jasno i precyzyjnie objaśnia ontologiczny aspekt przytoczonego w tekście wydarzenia, a logika tudzież klarowność tegoż wywodu skutecznie zniechęcą ewentualnych dysputantów do podejmowania dyskusji, sam wywód nie stanie się zaś pretekstem do (jałowych, bądź co bądź, i donikąd prowadzących) polemik.
    😉

    • Laudate pisze:

      Leno, przeczytałem z zapartym tchem i dopiero pod koniec lektury tego uroczego tekstu zdałem sobie sprawę, że wystawiasz oto moją merytoryczność oraz mój skromny empiryzm na bolesną próbę.

  13. Lena Sadowska pisze:

    A tak na marginesie – miałam kiedyś możliwość przyglądać się rytualnemu tatuowaniu. Bardzo źle to wspominam, choć chyba powinnam być wdzięczna, że pozwolono mi na to jako (po pierwsze) kobiecie i (po drugie) obcej. Od tego czasu zupełnie nie dziwi mnie, że w obrzędzie tym jedynymi uczestnikami są tatuator-szaman i tatuowany…

  14. Tetryk56 pisze:

    Ilekroć widz wytatuowaną dziewczynę, przypomina mi się dewiza mojej babci: Nic tak nie plami kobiety, jak atrament!
    Ona wprawdzie miała na myśli listy i zbrukanie moralne, bo o tatuażu mogła nawet nie słyszeć…

    • Makówka pisze:

      Widać jestem staroświecka bo tatuaż nie podoba mi się ani u kobiety ani u mężczyzny

    • Lena Sadowska pisze:

      Uwielbiam te trącące myszką powiedzonka:)

      Tatuaże też lubię i nie ma dla mnie większego znaczenia, na czyjej skórze je widzę, jeśli tylko wykonane są dobrze. Powtórzę nawet to, co już kiedyś pisałam: te naprawdę dopracowane uważam za dziełka sztuki, tym trudniejszej, że tworzonej na żywej tkance:)

      • Laudate pisze:

        Dorzucę i ja mały kamyczek do ogródka z tatuażami: dotychczas byłem ich przeciwnikiem, (mało gorliwym, ale zawsze) choć to przeciwieństwo podszyte było cichą fascynacją. Jednak odkąd usłyszałem powyższą historię a potem rozpisałem ją na większą orkiestrę – zakwitł mój podziw dla tatuaży jako dzieł sztuki właśnie. Mijające lato było w Dublinie dość gorące, miałem okazję „ukratkiem” podpatrywać cudne tatuaże na kobiecych ramionach, dłoniach, łydkach i odsłoniętych udach. Jeszcze nie doszedłem do etapu, abym własną skórę pozwolił maltretować, ale kto wie! Młodość bywa szalona 🙂

        • Lena Sadowska pisze:

          🙂
          Czasami mnie kusi do komentowania w konwencji pseudointelektualnego bełkotu:)

          Dobre mam serduszko, więc spróbuję nieco tę bolesność ukoić;)
          By nie przedłużać Twojego niepokojącego stanu, przejdę do (zaczerpniętych z tej-że fachowej literatury) przykładów.
          Jako pierwszego wymienię Pana Kleksa (z: Akademii Pana Kleksa), który po utracie ostatniego (z tak lekkomyślnie i niefrasobliwie rozdawanych) piega zamienił się, ni mniej, ni więcej jak tylko w… guzik. Guzik do czapki szpaka Mateusza…
          Niejaka Stazyjka (z: Bajki o Stazyjce) natomiast, pozbywszy się (z wydatną pomocą miejscowej Przemądrej i zbieranego tuż po nowiu o pierwszej rosie jaskółczego ziela) szpetnego pypcia z czubka nosa i (wprawdzie) wypiękniawszy, wyszła za mąż za zblazowanego bogacza i jej dalszy los (konkretnie – wyjątkowo nudne, pozbawione trosk życie w przepychu u boku pojawiającego się na każde jej skinienie, spełniającego wszystkie zachcianki, przystojnego męża) okazał się nie do pozazdroszczenia.
          I najbardziej tragiczny przykład znanego wszystkim Zbyszka z Bogdańca (z: Krzyżaków), który wraz z obcięciem (dokonanym przez bardzo podejrzanej konduity Macieja z tegoż samego Bogdańca) włosów utracił także dzieciństwo, również ulegając szeregowi zdarzeń, które pchały go ku temu najbardziej ostatecznemu zakończeniu.
          Nikt chyba nie podejmie próby zaprzeczania, że to owe, wymienione wyżej piegi, pypeć oraz włosy w wyniku udowodnionej im mściwości brały odwet na bohaterach…

          • Laudate pisze:

            Bliskie mi jest Twoje postrzeganie rzeczywistości. Bliskie ale nie wyrafinowane aż tak, albowiem nigdy nie traktowałem złośliwości rzeczy martwych jako zjawiska wypływającego z żądzy odwetu, którą by rzeczone rzeczy dyszały. Wolałem to raczej zrzucać na garb przypadku. Napisałem nawet o tem opowiadanie „Szopka ruchoma”, którego bohaterem głównym jest przypadek właśnie.

            • Lena Sadowska pisze:

              Nie miałam, niestety, przyjemności poznania Twoich opowiadań, ale wyobraźnia podpowiada mi, że przypadek jako bohater musi być interesującą personą:)

              Jak napisałam kiedyś (nieskromnie) Quackowi, mogę w konwencji nonsensu nawet o ulotce z pralni;)
              Też mam taki cykl opowiadanek, w których sobie eksperymentuję. Z treścią, formą, strukturą, i tym podobnymi elementami. Nie wstawiam ich zbyt często, bo jednak wciąż najbliższe są mi bardzo krótkie (czytaj: jak najkrótsze:)) formy… foremki – wręcz:)
              Czasami nawet zdarza mi się posądzać siebie o auto-sadyzm w tym dążeniu do kondensowania treści;)

              Dobry wieczór, Laudate:)

  15. Lena Sadowska pisze:

    A ja właśnie skończyłam garować 🙂
    I – tak – zdaję sobie sprawę, że w kontekście zamieszczonych wyżej uwag o tatuażach moje oświadczenie brzmi dwuznacznie 😉

  16. Makówka pisze:

    Słońce chowa się za chmury…
    Już jesienny chłodek.
    Na Zarabiu chwilę temu było mnóstwo ludzi.

  17. Lena Sadowska pisze:

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    A wieczór dziś wyjątkowo ciepły i urokliwy.
    Kobaltowe niebo rozgwieżdżone było bardzo, wokół bezwietrznie i tylko drobna falka na Jeziorze podpowiadała, że gdzieś tam smarkaty wietrzyk jednak dokazuje. Szuwary statecznie strzegły spokoju Jeziora, a wybujałe rogoże dumnie pełniły straż na granicy między wodą a Lasem:) Jakiś ptasi maruder trzepotał chwilę w koronie brzozy, a gdy wszystko ucichło, niemal gładką taflę przecięły dwie równoległe smugi. To bobry wypłynęły ze swojej zatoczki, może na rekonesans, do jednego z licznych, przygotowywanych przed zimą żerowisk. Zatoczyły półkrąg i, pluskając cicho szerokimi ogonami, metr od trzcin znikły pod powierzchnią, jakby wyczuły obecność obcych i nie chciały zdradzać położenia jednej ze śpiżarń…
    🙂

    • Quackie pisze:

      Bobry (a konkretnie filmiki z tymi uroczymi zwierzętami w sieci) są teraz ponoć bardzo au courant, najbardziej poszukiwane, a osoby je zamieszczające – uznawane za bardzo trendy!

      Dobry wieczór.

      • Lena Sadowska pisze:

        Nie miałam o tym pojęcia:)
        Raczej pozostanę więc niemodna, bo nie zamierzam ich filmować;)

        Dobry wieczór, Quacku:)

  18. Quackie pisze:

    A merytorycznie – opowiadanie przywodzące mi na myśl małe prozy Pawła Sołtysa (znanego z projektów muzycznych jako Pablopavo). Piękny motyw tatuażu (którego – dygresja – nigdy sobie nie zrobię, bo moja dermatolożka swego czasu stanowczo mi odradziła, z moją skórą). No i zgrabna metafora likwidacji ZSRR, który raz, że cały czas trwa pod nową nazwą (a raczej właśnie starą), a dwa, że nie przebacza.

    • Laudate pisze:

      Zaiste o tym jest to opowiadanie. Tatuaże nie są dla wszystkich, jeno dla wybranych, dlatego również ich nie posiadam 🙂 Ale przyznasz/przyznacie, że zjawisko socjologiczne i estetyczne warte jest, aby czasem przyjrzeć mu się z innej perspektywy. Choćby przez pryzmat paranoi Zbyszka 🙂

      • Quackie pisze:

        Tak, przyjrzeć się (w moim przypadku – z daleka) niewątpliwie warto. Mam zresztą sporo znajomych z tatuażami, głównie chyba pań. Nic do tego nie mam.

  19. Makówka pisze:

    DOBRANOC!

  20. Quackie pisze:

    Kochani, umykam, gdyż ciało znużone, a i umysł za bardzo nie sługa już dzisiaj. Dobranoc, do jutra!

  21. Lena Sadowska pisze:

    Zacichło przedponiedziałkowo na Wyspie:)
    Nie idę jeszcze spać ale też pożegnam się już, bo praca się sama nie zrobi.

    Dobrej nocki, Wyspo:)

  22. Quackie pisze:

    Dzień dobry, potargowo. Jeszcze dochodzę do siebie, a już czeka lista zadań odłożonych na teraz.

    Pani Gieniu, poproszę kawę, albo lepiej od razu dwie.

    Koffie

  23. Makówka pisze:

    Witam!

  24. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Bodaj wszystkich nas rzeczywistość dopada, nawet Quackie nieco potargany… 😉

  25. Quackie pisze:

    Po pracy i na przerwę!

  26. makowka9 pisze:

    Ale ciepła noc!

  27. Lena Sadowska pisze:

    Prawiewiosennonocne dobry wieczór, Wyspo:)

    Ciepło, jasno, pogodnie:)
    Dziś uskuteczniałyśmy spacerek szosowy, nieśpieszny i kojący, bo wokół cicho było i bezautnie. Potrzebowałam takiej chwili obfitującej w mikro-zauważenia:)
    Donoszę więc, że jałowce ustroiły się już w drobne, granatowe perły, a wierzby potrząsały kolorowymi trwałymi ondulacjami, jakby dopiero co wyszły od fryzjera:) Brzozy posyłały (coraz bardziej) słoneczne uśmiechy, a czerwone dęby – wyjątkowo dziś skore do psot – zasypywały nas żołędziami:)
    Pani Jesień bardzo jeszcze smarkata – w kusej, złotawej sukience ledwo dawała się dostrzec między plamami leśnej zieleni:)

  28. makowka9 pisze:

    Dobranoc Wyspo!

  29. Quackie pisze:

    Umykam również, dobranoc!

  30. Lena Sadowska pisze:

    I ja umykam, bo ledwo już siedzę:)

    Dobrej nocki, Wyspo:)

  31. Quackie pisze:

    Dzień dobry, wracamy do rzeczywistości, deszczowej i zachmurzonej (ale jeszcze cały czas z nadzieją na rozpogodzenie).

    Pani Gieniu, poprosimy coś na rozruch.

    Koffie

  32. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Dotarła dostawa wody! Czyżby Makówka zmieniła się w płanetnicę? Wink

  33. makowka9 pisze:

    Witam!
    Leje,wieje,paskudnie.
    Płanetnice? Się zamieniłam?
    Hm…

  34. makowka9 pisze:

    Czy u Was też pada?
    Czy tylko tam gdzie ja jestem?

    • Quackie pisze:

      Otóż padało w nocy i bardzo rano, jak wstałem, jeszcze pokapywało, ale potem już tylko schło. Zachmurzenie wszakże, mniejsze lub większe, utrzymywało się cały dzień.

  35. makowka9 pisze:

    Wróciłam do KRK i pędzę biurowo knuć

  36. Quackie pisze:

    Jestem po pracy i zmykam na przerwę.

  37. Lena Sadowska pisze:

    Jużdomowe dobry wieczór, Wyspo:)

    Dziś wybraliśmy się na nieco opóźniony spacerek miejski. Wędrowaliśmy Jarzębinową Alejką, było ciepło i bezwietrznie, a kuliste klosze latarń rozsiewały dookoła mlecznobiały blask. W sąsiedniej Alejce Głogów baraszkował czworonożny Łaciatek, więc Ruda dostała swojej zwykłej sprężystości:) Na szczęście Łaciatek po kilku chwilach został odwołany przez właściciela i Psiuła już bez przeszkód mogła skupić się na głównym celu:)
    Wieczorne Miasteczko wyciszało się nieśpiesznie, na uliczkach zaległa cisza, jezdnia opustoszała… Wracaliśmy tą samą Jarzębinową Alejką, ale – jakby zupełnie inną – ożywioną grą cieni i perłowego światła:)

    • Quackie pisze:

      Dobry wieczór. A czy oficjalne nazwy tych Alejek/ uliczek mają się jakoś do Twoich? Tzn. czy mają cokolwiek wspólnego z roślinnością na przykład, albo innymi cechami miejscowymi?

      • Lena Sadowska pisze:

        Różnie, Quacku:)
        Mamy osiedle uliczek drzewnych, akurat wokół mojej, której jako jednej z dwóch na tym osiedlu nadano miano miejscowego bohatera:) Można więc powiedzieć, że obaj patroni otoczeni są parkowymi alejkami:)
        Mamy ulicę Modrzewiową, na której rosną modrzewie, Świerkową, na której są świerki, Klonową z rosłymi kasztanowcami i Kasztanową obsadzoną lipami:)
        Ja nadaję im swoje nazwy, czasami pokrywające się z tymi rzeczywistymi, dlatego nazywam je „alejkami”:)

  38. makowka9 pisze:

    A ja byłam na biurowym knuciu. Natomiast na zoomowe już się nie zalogowałam, bo sprawy służebności drogi okazały się ważniejsze dla mnie.
    Taka proza życia.

  39. Lena Sadowska pisze:

    To ja się już pożegnam, bo jeszcze trochę planuję popracować:)

    Miłej nocki, Wyspo:)

  40. Makówka pisze:

    To i ja się pożegnam, bo też mam dużo rzeczy do zrobienia.
    Dobranoc!

  41. Quackie pisze:

    Spokojnej wszystkim, umykam także.

  42. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Trochę krótka ta noc dla mnie była,ale na razie patrzę na oczy Wink

  43. Quackie pisze:

    Dzień dobry, dzisiaj w okrutnym pośpiechu, więc tylko zostawiam zaproszenie dla pani Gieni ze wszystkimi dobrociami!

    Koffie

  44. Makówka pisze:

    Słonecznie witam!

  45. Makówka pisze:

    Spakowana i umykam…

  46. makowka9 pisze:

    Park Sztaudyngera,obiad i chatka w Stróży.

  47. Quackie pisze:

    Dzień dobry, dobry wieczór. Policzyłem wczoraj, ile mi pozostało pracy, i stwierdziłem, że muszę zwiększyć normę, żeby zdążyć z bieżącym zleceniem i jeszcze opękać pozostałe (np. II etap poprzedniego i całe następne).

    No to zwiększona norma wykonana, po drodze jeszcze zebranie odbyte, a teraz na przerwę.

  48. Lena Sadowska pisze:

    Poprackowe dobry wieczór, Wyspo:)

    Nocka z tych rześkich i przejrzystych, więc spacer dobrze mi zrobił po godzinach ślęczenia przy monitorze. Rude znalazło zjadliwie zieloną frotkę i miało kupę radochy z rozgryzienia jej, mi do szczęścia wystarczyło tuptanie i podsłuchiwanie, o czym szepcą dęby. Bo dziś zawędrowałyśmy do młodej dąbrowy:) No i żołędziowy masaż stóp też okazał się bonusem nie do pogardzenia;)

  49. makowka9 pisze:

    Komplikacji cd.,ale bodaj niebo ładnie rozgwieżdżone.

  50. Quackie pisze:

    Zmykam, bo mnie dzisiaj wyjątkowo morzy, nie wiedzieć czemu. Dobranoc!

  51. Lena Sadowska pisze:

    Zaczynam już widzieć podwójnie, więc miłych snów, Wyspo:)

  52. Quackie pisze:

    Dzień dobry, na razie zapowiada się, tfu tfu, dość spokojnie. Słoneczko się nie oszczędza, chmury symboliczne.

    Pani Gieniu, zapraszamy.

    Koffie

  53. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Miłego dnia!

  54. makowka9 pisze:

    Witam!
    Dopiero teraz,bo wcześniej gonitwa starostwo,bank i nerwy i stresy od śniadania do teraz.
    W tej chwili próbujemy się odstresować szumem Raby.
    Jutro dalszy ciąg nerwów.

  55. Quackie pisze:

    Po pracy (i jak zwykle załatwieniu paru spraw, i niewielkich zakupach). Ależ ciepło!

    Na przerwę, powachlować się…

  56. Tetryk56 pisze:

    Opiszę krótko dzisiejszy dzień…
    W pracy ze 6 godzin straciłem na poszukiwanie źródła głupiego błędu dopiero po 15-tej zarysowało się lekkie przejaśnienie w pomroczności, i mogłem na 16-tą pognać na dyżur do biura stowarzyszenia. 6 interesantów na żywo, kilkanaście rozmów telefonicznych, niekiedy pokrywających się w casie, i po 3 godzinach mogłem już spokojnie pedałować w stronę domu. Pół godziny gmerania w zgłoszeniach, obsłużenie dziesiątki pilnej korespondencji, kolacja, dokończenie porządkowania zgłoszeń, opublikowanie jednego felietonu na stronie stowarzyszenia — i już jestem z wami, tylko nie wiedzieć czemu padam na pysk…

    • Quackie pisze:

      Byle do października!

    • makowka9 pisze:

      Taaa…nie wiedzieć czemu.
      Tetryku po 15 października powinieneś odpocząć np.wyjechac w Bieszczady podziwiać złota polska jesień.
      Na pociechę Ci powiem,że mój dzień był jednym wielkim stresem.Ty przynajmniej zrobiłeś dużo pożytecznych i ważnych rzeczy.

  57. Quackie pisze:

    Jutrzejszy dzień zapowiada się w miarę spokojnie, poza tym, że zapewne koło południa muszę wyskoczyć na pewne spotkanie. W sobotę rano natomiast wybywam na weekend, będę zapewne w niedzielę po południu.

  58. makowka9 pisze:

    Dobranoc!

  59. Quackie pisze:

    Ja też umykam. Dobranoc!

  60. Tetryk56 pisze:

    Witajcie! 🙂
    Wprawdzie nieco zaspawszy, jednak dotarłem do pracy…

  61. Quackie pisze:

    Dzień dobry, jest nieźle.

    Pani Gieniu, poprosimy, żeby było jeszcze nieźlej.

    Koffie

  62. makowka9 pisze:

    Bryyyy

  63. Lena Sadowska pisze:

    Wietrzno-słoneczne dzień dobry, Wyspo:)

    Wczoraj miałam czas resetu, a po nim – zasnęłam:)

  64. Tetryk56 pisze:

    Wlekę się do domu…

  65. makowka9 pisze:

    A ja załatwiałam w starostwie i terazodpoczywam w Stróży choć roboty ogrodowe wzywają.

  66. Lena Sadowska pisze:

    Piątuniowo robię sobie Wieczór Dziecka 🙂
    Czyli jakieś szyćko, gotowanko, wyszywanko, koralikowanie, pacykowanie… Nie wiem jeszcze, za to wiem, że w przerwie – spacerek Pleasure

  67. Quackie pisze:

    A teraz na przerwę.

  68. makowka9 pisze:

    Piwo na tarasie na odreagowanie stresów i za pomyślne załatwienie sprawy w starostwie!
    Kto się ze mną napije?
    Beer

  69. Tetryk56 pisze:

    No i wyjaśniło się moje wczorajsze padanie na pysk. W nocy dreszcze wieczorem 39 st. Dopadło mnie globalne ocieplenie? Sick

  70. Lena Sadowska pisze:

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    Ciepłym wiatrem owiane, gwiazdami opromienione – słowem – bardzo przyjemne i zupełnie niejesienne:)
    Spacer z tych niewertepowych, po asfalcie, co nie znaczy, że – mniej udany. Brzozy, jesiony i czerwone dęby równie piękne jak gdzie indziej, a każde inaczej:) Kiedy tak spaceruję wśród drzew, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że właśnie jesienne liście najwięcej mówią o tych-że drzew temperamencie:) Wiosna zdradza ich charakter, lato pozwala odkryć osobowość…
    A pozaspacerkowo zdecydowałam się na produkcję guzików, do kostiumiku, który sobie wymodziłam… Wiedziałam, że niezużyte kliny do blejtramów kiedyś mi się do czegoś przydadzą… 😉

    • Quackie pisze:

      Dobry wieczór!

      Ale chcesz użyć tych klinów żywcem takich, jakie są (czyli bardziej jako kołki do pętelek), czy je obrobić do faktycznie okrągłych guzików?

      Dzisiaj na spotkaniu też już było widać sporo żółtych liści na chodniku pod drzewami. I generalnie pierwsze kroczki jesieni.

      • Lena Sadowska pisze:

        Przypiłowałam je do prostokątów (ok. 3cm/1,5cm), skleiłam warstwowo po dwa, wywierciłam po cztery otwory, żeby po przyszyciu nić tworzyła rąb, powlekłam kostiumową tkaniną i jutro (jak klej do tkanin dobrze wyschnie) będę przyszywać:)

        Czerwone dęby chyba najprędzej gubią zieleń:) Brzozy lekko się żółcą, a jesiony występują w mieszance ni to zieleni, ni żółci, bardziej to ciepła zieleń niż zimna żółć:)
        A leszczynowe liście robią się powoli uroczo-piegowate:)

  71. makowka9 pisze:

    DOBRANOC

  72. Lena Sadowska pisze:

    I ja zmykam:)
    Regenerujących snów, Wyspo:)

  73. Quackie pisze:

    Dzień dobry przelotne, jeszcze przed wyjazdem.

    I od razu do widzenia, do jutra.

    Ale kawa w weekend być musi.

    Kelnereczka

  74. makowka9 pisze:

    Deszczowo witam!

  75. makowka9 pisze:

    Tetryku jak samopoczucie?

  76. Laudate pisze:

    Zacząłem się zastanawiać, czy nie potrzeba jakiej nowej nazwy wymyślić dla Wyspy. Może Poczekalnia z Niezamykającymi się Drzwiami? 🙂 Co zajrzę, to stale ktoś się wita albo żegna tłumacząc, że musi pędzić, albo, że nie da rady rozmawiać, bo pada na twarz.
    To nie jest krytyka, (bo jakże bym śmiał!) jeno konstatacja. Zaglądam tu tylko w przerwach między innymi, jakże licznymi, zajęciami. Powrócę niedługo, zobaczyć tajemnicze rękodzieło, które Lena wykonuje i obiecała pokazać. Trzymam kciuki za Was!

    • Laudate pisze:

      Acha, ja też mam trochę zachomikowanych klinów od blejtramów, na pewno dobrze wyschnięte. Przysłać Ci Leno?

      • Lena Sadowska pisze:

        Witaj, Laudate:)

        Dziękuję, że o mnie pomyślałeś, ale nie miałabym serca pozbawiać Cię czegoś tak niezbędnego w każdym domu, jak kliny do podobrazi;)

        Guziki wstawię, gdy wyschną, bo właśnie je polakierowałam:)

  77. makowka9 pisze:

    Poczekalnia czyli coś typu kuluary,gdzie odbywają się najciekawsze rozmowy.

  78. makowka9 pisze:

    Tetryk się nie przywitał.
    Albo nadal chory, albo już ruszył do działania?
    Tetryku, hop,hop jak zdrówko?

  79. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Hop, hop, żyję! Stan nie pozwala mi na działania zewnętrzne, więc robię to, co mogę online.

  80. Tetryk56 pisze:

    Quackie gdzieś wyjechał?

  81. Makówka pisze:

    Witam już z Krakowa. Jestem od trzech godzin.

  82. Lena Sadowska pisze:

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    Dziś dzień był odrobinę zapłakany:)
    Wieczór świeży, nieco chmurny na pozór, ale po dłuższym wędrowaniu jednak sympatyczny – bezwietrzny i wciąż ciepły:)
    Kiedy wyruszałyśmy, dostrzegłyśmy w odpływie wystawionej do wyrzucenia wanny jakiegoś moszczącego się ptaszka, a po powrocie wanny (i ptaszka) już nie było, za to tuż nad moją głową rozpiął sobie linę pająk, a w rogu między murkiem a drzwiami połyskiwała kroplami deszczy przepiękna, imponująco duża pajęczyna:)
    Gdy wróciłam po kwadransie, by ją sfotografować, już jej nie było, a na murku miauczał jakiś Pręgusek Szarobury:)

  83. Makówka pisze:

    Dobranoc Państwu!

  84. Lena Sadowska pisze:

    To i ja mówię:

    dobrej nocki, Wyspo:)

  85. Makówka pisze:

    Deszczowo witam!

    Kelnereczka proponuje dobre śniadanie i rozgrzewające napoje.

    Kawaaaa, herbataaa…..!

    Kelnereczka

  86. Makówka pisze:

    Tetryku jak się czujesz?

  87. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Słaby jestem i gorączka mnie trzyma… ale poza tym wspaniale! Happy-Grin

  88. makowka9 pisze:

    A na Bagrach teraz mało ludzi.
    Ale był jeden odważny co pływał.
    Deszcz przez chwilę przestał padać.

  89. Quackie pisze:

    Dzień dobry, jestem z powrotem! Happy

  90. Lena Sadowska pisze:

    Właśniezachodosłoneczne dzień dobry, Wyspo:)

    Niedziela upływa pod znakiem walki ze zdjęciami na kartkę, kucharzeniu i takich tam błahostek:)

    • Quackie pisze:

      No to trochę tak jak tutaj, tylko bez zdjęć i kucharzenia 🙂 ale poza tym owszem, głównie błahostki.

      • Lena Sadowska pisze:

        Witaj, Quacku Powrócony:)

        Bo niedziela jest od tego, żeby się błahocić, drobiażdżyć, faramuszyć… 🙂

        • Laudate pisze:

          Oj, nie wszyscy lubią marnować niedziele na rzeczone faramuszenie 🙂 Mnie na przykład dobrze sie dziś gotowało i pisało.
          Może się przyda na nowe pięterko.

          • Lena Sadowska pisze:

            To chyba kwestia podejścia:)
            Faramuszenie (i mu podobne) nie musi być marnotrawieniem:)
            Osobiście większość czynności, które wykonuję, klasyfikuję jako drobiazgi, ale ważne i potrzebne, tyle, że ta ich ważkość i pragmatyczność ma znaczenie głównie dla mnie samej:)
            Ot, choćby – poprawia moje samopoczucie, a ja lubię mieć dobry nastrój i organizować go sobie we własnym zakresie bez oglądania się na innych:)

            Twoje teksty na pewno się Wyspie przydadzą.
            Tak jak przydałoby się nowe pięterko:)

            • Makówka pisze:

              Przydałoby się. Szczególnie gdy zagląda się z komórki.
              Ja jak już pisałam budować będę chyba dopiero po 3 listopada.
              Teraz ogarniam różne załatwiania, wyjazdy, gościa z USA itd.

  91. Quackie pisze:

    A ja na przerwę jeszcze…

  92. Lena Sadowska pisze:

    Olaboga!
    Dopiero teraz załapałam, że te bicze ogniste na plecach to spojrzenia czekającej na spacer Psiuły:)
    Umykamy:)

  93. Makówka pisze:

    Na pytanie jak minęła niedziela odpowiadam:
    -gotowanie obiadu
    -rozpakowywanie
    -udanie się na dworzec PKP celem kupna biletu (jednak wolę mieć w papierku niż na komórce, a drukarki nie posiadam)
    -mały spacerek wokół Bagrów i wokół tężni
    -grzebanie się w starych papierach, aktach notarialnych
    – inne domowe drobnostki

Skomentuj Tetryk56 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)