No i ze Słowenii przewiało nas do Chorwacji, autostradami, a na końcu krętą nadmorską drogą, z widokiem na ciągnącą się i ciągnącą po prawej wyspę Pag, chociaż jakbym nie spojrzał na mapę, to bym nie powiedział, że to w ogóle wyspa. Albo że tylko jedna. Przezabawne jest to dalmatyńskie wybrzeże. Pogoda była bardzo zmienna, raz paliło, raz dmuchało, a apartament mieliśmy ambiwalentny, pod pewnymi względami świetny (taras, wspólny kąt, blisko do morza, z prywatnym kawałkiem kąpieliska, chociaż nie żeby odgrodzonym), pod pewnymi – nie bardzo (klimatyzacja na monety, więc osobno płatna, w dodatku tylko w salonie daleko od sypialni, więc nie było szansy, żeby sensownie przewietrzyć te ostatnie. Pewnie dlatego tyle jeździliśmy zwiedzać (nie żebyśmy potem w Słowenii jeździli mniej). Ale do rzeczy, czyli do zdjęć…
« Adriatyckie okolice, cz. I | Adriatyckie okolice, cz. III » |
Kochani, ponieważ jutro, czyli technicznie dzisiaj, wybywam, to zostawiam Was z nowym pięterkiem. A pożegnam się jeszcze piętro niżej.
Witajcie!
Quackie technicznie wybył, a ja w pracy… Deszcz się wykapał tuż przed startem.
Niee, jeszcze nie, dopiero po południu!
Dzień dobry.
No to tradycyjnie zapraszam na nowe piętro pewną panią z poczęstunkiem.
Pani Gieniu, poprosimy, dla każdego coś pysznego.
Jadę pociągiem, Gdynia pożegnała mnie deszczem. Ale na Wyspę będę zerkał w miarę możności i zasięgu.
Już napisałem odpowiedź, gdy nadeszła ulewa i uśpiła mnie przed wysłaniem…
A ja jadę przez okolice w kratkę – raz jest zasięg, a raz nie.
Chyba nikogo nie zdziwi, że najbardziej podobały mi się morze i góry, zwłaszcza wodospady. Może dlatego, że te widoki uzupełnia mi wyobraźnia zasilona wspomnieniami. Atmosfery małych miasteczek fotografia trudniej oddaje, to chyba trzeba przeżyć.
Czy restauracje w Karlobagu serwowały zupę z gniazd jaskółczych?
Ha, nie! Ale serwowały znakomite owoce morza, zwłaszcza risotto z kalmarami.
Jak tam będę następnym razem, to muszę im podsunąć ten pomysł. Najlepiej, gdyby to była restauracja chińska!
A wodospadów jeszcze trochę będzie, może nie takich wysokich, ale z pewnością efektownych.
Jużdomowe dobry wieczór, Wyspo:)
Jako że wczoraj udało mi się skończyć mini-robótkę, dziś miałam sobie zrobić mini-urlopik od świata i cały dzień poświęcić odnudzaniu wspomnianego wcześniej odzianka.
Udało mi się plan zrealizować średnio, żeby nie powiedzieć – wcale:)
Nie, żebym nieziemsko żałowała, że – zamiast siedzieć i żmudnie grzebać igłą w sfatygowanej materii, coby wyciągnąć notorycznie pękające nitki dla frędzlastego (naprawdę) efektu – wybyłam na żagielki:)
Więcej też chyba powodów do dumy niż zmartwienia wynikło z faktu, że za „bardzo dobre wychowanie” Smarkactwo (które zatachało jakiejś Babciowej sąsiadce ciężkie siaty na czwarte piętro) zostało obdarowane wiadrem wiśni. Nawet jeśli ktoś (pewnie nie zgadniecie – kto:)) musiał później te wiśnie przebrać, wydrylować i przerobić:)
Tak czy inaczej – konfitury się smażą, sok już zlany i zapasteryzowany, a ja mogę wreszcie napisać o obejrzanych zdjęciach, co niżej uczynię:)
Dobry wieczór, Leno!
Jednej z moich koleżanek z pracy córka dostarczyła wczoraj o 22. 20 kilo malin. No i mamusia musiała wziąć dzień urlopu…
🙂
My zostaliśmy obdarowani już po żaglach, późnym popołudniem:)
Młode poszło pomóc Dziadkom i wróciło z wiśniami.
Pomagało mi w przebieraniu, nawet trochę przy drylowaniu (czyli usuwaniu pestek) i wyparzyło słoiki i butelki, ale smażenie i wyciskanie soku to praca dla jednej osoby raczej:)
Praca przy przetworach jest czasochłonna i trzeba ją lubić. Ja – lubię:)
No cóż, ja bym większość tych wiśni, w miarę posiadania naczyń, zalał spirytusem… Trzeba zakonserwować, żeby się nie zmarnowało! 😉
Otóż to – każdy sposób jest dobry, by się nie zmarnowało:)
Stawiałam kiedyś wino pestkowe – mocne było i słodkie – ale jakoś zaniechałam produkowania trunków:) Ostatnia była chyba śliwowica, którą miałam przywieźć na Watrowisko, ale pandemia popsuła szyki i całą śliwowicę zużyłam na dezynfekcję 😉
Dobry wieczór, Quacku:)
Obejrzałam – a jakże:)
Z cywilizacyjnych widoków najbardziej przypadły mi do gustu ruiny zameczku (17) – kolorystyką, kształtem i „ubytkami” przypominające herbatnikowy domek Baby Jagi z „Jasia i Małgosi”:)
Poziome fale (21) wyglądają jak obraz robiony techniką mieszaną – kompozycja piasku i tiuli:)
Wszystkie faunowe ujęcia też robią wrażenie – zwłaszcza okazy płetwiaste. I – tak – żabole również mam na myśli:)
Skały, jeziora, wodospady to także moja bajka, a nawet – baśń:) Ukojenie dla oka i myśli.
I wyrazy uznania za tęczowe ujęcie (67).
Jak zawsze u Ciebie – jest na czym oko zawiesić, więc z wielką przyjemnością – zawieszałam:)
Bardzo dziękuję! Z tym zameczkiem tylko – chodzi Ci o św. Donata, tak, jeżeli dobrze liczę? No przyznam, że mnie by się tak nie skojarzył, więc brawa za daleko sięgającą wyobraźnię! 🙂
Cała reszta praktycznie sama pod obiektyw właziła.
Żagle – nie żagle, wiśnie – nie wiśnie, ponieważ założyłam, że powyciągam te nitki, żegnam się już i biorę się do roboty:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Jak wyszłam z domu przed 9 tak chwilę temu wróciłam.
Objedzona pysznościami, opita trunkami, uśmiana i bardzo zadowolona.
To były Imieniny Czesława w warunkach działkowych wśród kwiatów i z ogniskiem.
Nie jestem w stanie obejrzeć zdjęć itp., jednak tych trunków było sporo:)
Ha, a mój dziadek też był Czesław. Ale to był ten rozwiedziony dziadek, więc się nie obchodziło w rodzinie.
Zdjęcia poczekają, wypoczywaj!
Dobranoc, spokojnej wszystkim!
Dobranoc!
Dzień dobry!
Dopiero się zbudziłam! Ale wczoraj była impreza!
I znowu po pracy musiałem się zdrzemnąć. Chyba się starzeję — ja albo planeta…
Planeta! Ty wiecznie młody!
Wreszciedomowe dobry wieczór, Wyspo:)
Pofrędzliło się wczoraj tak na czterdzieści procent, a po dwóch godzinach snu szara rzeczywistość stanęła przy óżeczku i oznajmiła, że nie odejdzie sama. Co było robić – wstałam:)
W ciągu dnia nie miałam czasu zastanawiać się czy – i jak bardzo – chce mi się spać:)
*Klikło mi, więc o spacerku za chwilę:)
Cały dzień biegano-kucharzony, dobrze, że na spacerze można własnym tempem, niegoniący:)
Spacer był więc z tych kontemplacyjno-powolnych, chwilami rozdziawionych, chwilami zagapionych, pod znakiem miłych wietrznych powiewów i ciepłych słonecznych promyków:)
A plany na resztę wieczoru banalne – frędzlić, póki sen nie zmorzy 😉
Pośpij jednak nieco, zafrędzlona Leno! I zasugeruj tej szarej, żeby się trzymała możliwie daleko!
🙂
Tak, planuję się położyć z trzy godziny wcześniej niż zwykle, bo jutro też nie pośpię:) Goście:) Zapowiedziani, więc przynajmniej nie przywitam ich w piżamie 😉
Sugerowałam. I to ile razy! Ale, wiesz, ona jakaś taka niekumata jest i namolna wyjątkowo:)
Spokojnej nocki, Wyspo:)
Dobranoc!
Dzień dobry, to już weekend?
Weekend:)
Miła sobotka w fajnym towarzystwie, które, przybywając, samo z siebie ogarnęło pyszne śniadanko w postaci świeżutkich chrupiących rogalików z nadzieniem morelowym i kawusi z termosu 🙂
Dzień dobry, Quacku:)
A ja dzisiaj na luziku wybrałem się na spacerek z aparatem i z tego spacerku przyniosłem kaczki, nurogęsi (w tym również młode, ale one się robią tak pospolite, że niedługo to nie będzie żadna atrakcja 😉 ), czaplę siwą, panią zimorodkową, dzięcioła (chyba dużego), młodego kosa i jeszcze dwa ptaszki, co zupełnie nie wiem, co to. Jeden to może muchołówka???
Pięterko z tego by było, ale niewysokie.
I pewnie w sierpniu.
Toś się nadźwigał, Quacku;)
A ja od razu po przeczytaniu zaczynam się cieszyć na sierpniowe pięterko:)
Witajcie!
Weekend a więc zakupy przed śniadaniem…
Witam Wyspiarzy!
…a po śniadaniu kawa

Ja poproszę ciasteczko i jakiś sok!
Na śniadanko było słodko, po obiadku też…
Z ciekawością czekam na kolację… 😉
Dzień dobry, Tetryku:)
Zerknęłam sobie jeszcze raz na karaibskie kolory z relacji Quacka i chyba umknę na Bagry, choć to nie będą TAKIE widoki.
Tak się zastanawiam -Bagry czy …sprzątanie?
Proponuję kompromis: sprzątanie Bagrów!
Zachmurzyło się i znów mam dylemat.
Jednak sprzątanie Bagrów nie sprawi, że mój pokój przestanie wyglądać jak po przejściu tajfunu.
A jakby tak przepuścić przez niego tajfun w odwrotnym kierunku teraz?
Musiałabym zdalnie,bo jestem w tramwaju
Zadzwoń może (po ten tajfun)?
Podaj numer telefonu, proszę.
Rany, karaibskie? No chyba że niektóre kolorki.
O te kolorki chodzi
Jak na sobotę b.malo ludzi.Chmurki,wiaterek zniechęciły.
Ale woda dopisała?
Woda „się zachowała”należycie.Jest ciepła.Wiec w wodzie ciepło,ale po wyjściu brrr zimno.
U nas podobnie – to otoczenie ma jakieś niskotemperaturowe fochy. Woda jest na medal 😉
Dzień dobry, Makówko:)
Dzień dobry Leno!
Ja za chwilę wybywam na wieczór. Do popotem!
Umykamy się turyścić:)
Miłego popołudnia 🙂
Miłego!
Dzięki, Quacku. Było przemiłe:)
Jeszczesobotnie dobry wieczór, Wyspo:)
Popołudnie upływało pod groźbą lunięcia, ale tylko tak straszyło i końcem końców na spacerku miałyśmy zachodzące słońce. Grzało nieprzesadnie – nawet trochę zmarzłam. Za to Rude zdawało się być w swoim żywiole – biegało, skakało, buszowało w trzcinach:)
Dzień z tych bardzo miłych:)
Pogodowo dzień bardzo sprzyjający łazikowaniu — ja niestety wieczór spędziłem na rodzinnej imprezie…
Rodzinne imprezy też bywają fajne (zwłaszcza gdy znasz i wiesz, że rodzina jest naprawdę Twoja ;))
U nas dzionek – jako się rzekło wczoraj – pod znakiem gości:) którzy chcieli poodwiedzać stare kąty zamiast siedzieć w domu, a mi – w to i graj, bo też lubię się włóczyć. I wielkim plusem było niekierowniczenie. Fajnie od casu do czasu dać się powozić 🙂
Dobry wieczór, Tetryku:)
Dobranoc Państwu!
Spokojnej nocki, Makówko:)
Jutro wędrówki ciąg dalszy, więc pożegnam się już:
miłych snów, Wyspo:)
Witajcie!
W słońcu ciepło,w cieniu jednak zimno.
Ja już mijam Wadowice,a Wy śpicie?
Śniadanie!
Witajcie!
Tym razem niedziela nie będzie szczególnie leniwa, ani wycieczkowa — przynajmniej dla mnie 😉
No i krakowski przystanek Tour de Konstytucja trzeciej serii został zakończony…
Żałuję, że nie byłam, ale dokonałam wyboru, którego nie żałuję.
Jestem w KRK. Bardzo zmęczona i bardzo szczęśliwa.
To drugie znacznie ważniejsze od pierwszego!
Tym bardziej że to zmęczenie jutro minie.
Było trochę wspinaczki, był jednak upał, ale na koniec niektórzy poszli pływać w basenie. Jak się domyślacie wśród tych „niektórych” była oczywiście Makówka.
Zlekkazmęczone dobry wieczór, Wyspo:)
Dzisiejszy spacerek należał do tych całodziennych, z krótkimi przerwami na dojazd do zbyt odległych piechotnie atrakcji:)
Śniadanko było plenerowe z bonusem w postaci niemal przejrzewających już (więc najpyszniejszych), cudownie słodkich i jeszcze cudowniej pachnących, własnoręcznie zbieranych poziomek.
Obiadek łyknęliśmy naprędce w jakiejś napotkanej gospódce, więc spadłych z nieba bonusów nie było, za to kolacja…
Kolację uskuteczniliśmy sobie pośród zwalonych pni brzóz nad maleńkim Sucharkiem, słuchając trzaskania świerkowych szyszek i cichutkiego bulgotu dość odległego trzęsawiska:)
Jedliśmy wprawdzie także prawie sucharki (nawszelkiwypadkowe kanapki z rana), ale Goście zapewnili, że czują się ugoszczeni po królewsku i długo nie zapomną tego pożegnalnego posiłku 🙂
W drodze do domu wydawało mi się, że jedynym, czego pragnę, jest ukochane óżeczko z chłodną, pachnącą pościelą, ale na miejscu okazało się, że była to pełna gorącej, aromatycznie naolejkowanej wody wanna. Zmęczenie ustąpiło miejsca czemuś w rodzaju błogostanu czy raczej – błogosiądu… 😉
Błogi wieczór, Leno!
Czyli Goście cię już opuścili, i — jak odeśpisz — będziesz zaglądać tu częściej?
Tak. To była krótka wizyta, ale bardzo przyjemna, bo nadajemy na podobnych falach, czyli: nic na siłę, a jeśli czegoś tam urlopowo nie dopełnimy, to dziury w niebie nie będzie:) Słowem – ludzie, którzy (podobnie jak ja) cieszą się tym, co się udało, a nie – stresują tym, co nie wyszło:)
Będę się starała bywać jak najczęściej, ale wakacje są i doszły mi Smarkactwowe wątki (tzn. przyjemności i obowiązki:)).
No i trochę gonię z koralikami, bo znudzona niedziela na „kartce…” tuż tuż, a ja jakby… chmmm… w lesie 😉
Fajnie, że i Twój wieczór należy do udanych, Tetryku:)
To ja do koralików, póki jeszcze mam trochę szwungu:)
Spokojnych snów, Wyspo:)
Dobranoc!
Dzień dobry, wróciłem bezpiecznie do domu.
Komu kawki? Czy tam czegoś innego śniadaniowego?
Pani Gieniu, poprosimy.
Witajcie!
No i po weekendzie! Do tego stopnia po, że nawet Quackie wrócił do domu
Odespane dzień dobry!
Biegnę na śniadanie do Gieni.
A teraz zamiast Bagrow w kolejce do pulmunologa,bleeee
Ty to masz znajomych!
Taaaa.Znajomych.
A teraz bank,bo…nie wiem gdzie mam kartę i zapomniałam hasło do bankowości internetowej
Auuuu
Po robocie, całkiem produktywnie!
I na przerwę.
Grzmi, leje…
…wieje, i w ogóle…
Cieplutkie dobry wieczór, Wyspo:)
Dzień trochę biegany, trochę kucharzony. A tak w ogóle upalny wyjątkowo, przeważnie słoneczny z odrobinką chmurek dla smaku:)
Na spacerku cieplutko, bezwietrznie. Nieśpieszna przechadzka po lipowym, jeszcze kwitnącym zagajniku brzęczącym przedwieczorne serenady ukoiła nasze obolałe nożyny i łapki:)
Dobry wieczór. O tak, lipowy aromat dobrze robi na samopoczucie (mnie na pewno!)
Zwłaszcza taki z miodowymi procentami, Quacku:)
Lipniaczek – znaczy:)
Miodek z procentami, lipniaczek? W życiu nie piłem miodu pitnego smakowego w takim sensie jak smak miodu takiego bez procentów.
To raczej rodzaj nalewki, Quacku:)
Najpierw parę tygodni wcześniej przygotowuje się goździkowo-miodowwo-alkoholowy dekokt, po odstaniu (w szczelnie zamkniętym naczyniu) dodaje się do niego świeżo zebrane i przebrane kwiaty lipy, sok cytrynowy i otartą cytrynową skórkę, zostawia na jeszcze dwa tygodnie, filtruje, przelewa do butelek i leżakuje około pół roku. Potem można degustować:)
Nie wiem, czy miałbym cierpliwość 🙂 a jakbym miał, to pewnie bym zapomniał, że nastawiłem, żeby odstał, albo że mam przefiltrować, albo że leżakuje (czy jakby leżakował np. 2 lata, a nie pół, toby nabrał mocy, czy wręcz przeciwnie, popsułby się?).
Jeśli byłby szczelnie zamknięty, nic by mu się nie stało, a mocy przybyłoby, ale nieznacznie:)
Gdy robiłam różne nalewki, nie było mowy o zapomnieniu, bo Przypominacz na to nie pozwalał:) W jego domu mało się gotowało, więc do moich „wyczynów” podchodził jak do czegoś w rodzaju magii, na początku czarno-białej, potem już tylko białej:) I był zdumiony, że do gotowania w ogóle nie używam tych, wiesz, niecenzuralnych zaklęć, nie wyganiam z kuchni i nie tonę w strugach własnej krwi, a po wszystkim nadal mam każdy skrawek siebie na miejscu 🙂
Parsknąłem dość głośno
Ja wiem, że NIE MIAŁABYM CIERPLIWOŚCI.
Wiele zależy od tak zwanej płynności – kiedy śpiżarka pełna nadających się już do spożycia wyczynów, łatwiej przetrwać okres oczekiwania na następne, Makówko 😉
Ależ to nie chodzi o to, że próbowałabym skosztować przed czasem tylko o te przelewania, filtrowania itd
Produkcja własnych trunków nie jest szczególnie kłopotliwa. Nie trzeba się nimi zajmować codziennie, bo do tego i ja pewnie nie miałabym cierpliwości. Ale raz na jakiś czas, mając porównanie z kupnymi, mogę się poświęcić i podziałać:)
Hmmm, lipniaczek!
Mili Wyspiarze, elementy do czokerka same się nie zrobią, więc pożegnam się już:
miłej nocki, Wyspo:)
To i ja się pożegnam.
Dobranoc!
Spokojnej wszystkim!
Dzień dobry, zapraszam na ciąg dalszy na nowym pięterku!