« Torpedownia i okolice Żegnaj, Maksiu »

A mnie jest szkoda lata… część siódma

23 września zaczyna się kalendarzowa (ale i astronomiczna) jesień. Jeszcze mamy lato, choć termometry, śnieg w Tatrach i w ogóle pogoda jakoś temu zaprzeczają.

Warto pospacerować, póki jeszcze się da, korzystać z każdej chwili bez deszczu.

Zapraszam więc — chodźcie ze mną.

5.09.22

Zachęcona ładną pogodą wsiadłam do busa i pojechałam do Myślenic.

Pospacerowałam wzdłuż Raby.

Poczytałam napisy na ławeczkach w parku (na co drugiej ławce jest jakaś fraszka Sztaudyngera).

Przyjechałam tu:

Wieczorem poszłam w kierunku szczytu góry Chełm popatrzeć na góry po drugiej stronie Raby i Zakopianki.

Było na tyle ciepło, że dało się siedzieć na tarasie.

Na zdjęciu powyżej jest dolny taras. Natomiast z górnego jest taki widok.
Palcem pokazuję Kotoń, który będzie celem naszej wycieczki na drugi dzień.


6.09.22

Postanawiamy pójść tam, gdzie wskazuję palcem na poprzednim zdjęciu.

Wycieczka zaczyna się deszczem i odwiecznym dylematem w takich sytuacjach „iść dalej czy wracać?”

Ubrani w peleryny jednak idziemy.
Z krzaków wyłania się kapliczka.

To Kapliczka Upadku Chrystusa na przełęczy Dział w Trzebuni.

Wewnątrz znajduje się ołtarz.

Oraz duża kolekcja aniołów. Kapliczka stoi na uboczu, jest otwarta, można podejść, wziąć do ręki i zabrać, ale widać ludzie tu są uczciwi, albo…boją się gniewu Bożego?

Podobno w kapliczce był też XIX-wieczny obraz, który został skradziony. Kapliczka stoi przy szutrowej drodze, która była niegdyś ważnym traktem prowadzącym z Orawy do Kalwarii Zebrzydowskiej i Krakowa.

Kapliczka znajdowała się przy drodze i była zadbana, sprzątana itd.

Natomiast w drodze na Kotoń znajdują się krzyże partyzanckie. Trzeba wiedzieć, że powinny być na trasie, dobrze wypatrywać, a następnie przedzierać się przez gęsto zarośnięte krzaki, aby do nich dojść.


Postrzępiona, wyblakła nasza biało-czerwona wywarła na mnie przygnębiające wrażenie.
Z domu, z harcerstwa itd. wyniosłam szacunek dla naszej flagi, dla symboli.

Dla kontrastu (podglądany przez dziurę w płocie) zadbany, ładny ośrodek, który wygląda na wymarzone miejsce na wakacje dla rodzin z dziećmi. Sauna, plac zabaw, więcej nie wiem, bo nie wchodziłam poza ogrodzenie.

Szlak turystyczny omija sam szczyt Kotonia, aby tam dojść trzeba posłużyć się nawigacją. Natomiast na szczycie jest nowa, czytelna tabliczka. Poniżej zdjęcie na dowód, że jednak tam byłam.

Poniżej szczytu znajduje się polana, z której widać zalew Dobczycki, Kraków, nawet zamek na Bielanach. Dobrym aparatem byłoby piękne zdjęcie.
Zastanawiam się czemu szlak omija Kotoń. Ach gdyby postawić tam wieżę widokową to dopiero byłby widok na obie strony…

https:/home/u194284526/domains/madagaskar08.pl/public_html/pl.wikipedia.org/wiki/Koto%C5%84

Na drugi dzień (7.09.22) idziemy w kierunku szczytu góry Chełm, aby popatrzeć przez lornetkę na miejsce, gdzie byliśmy poprzedniego dnia.


Na zakończenie zaproszę Was w miejsce, gdzie już nieraz byliśmy, czyli pokażę parę pstryczków z 14.09.22 ze spacerku na Rajsko.

Na obrazek wyróżniający wybrałam zdjęcie z 14.09.22

Wszak „mimozami jesień się zaczyna…”
Ale mnie jest i tak „szkoda lata”.

159 komentarzy

  1. Quackie pisze:

    Dobry wieczór!

    Siadam i oglądam.

    Fraszka o Ewie a propos? A niech sobie to jabłko wisi, za to makówka na swoim miejscu Happy-Grin

    W Waszym domku zainteresowała mnie krata(?) na oknie na wprost. No właśnie, krata czy siatka? I dlaczego od środka? Przecież zabezpieczenia zakłada się z zewnątrz?

    Ależ macie widoki!

    Kapliczka Upadku Chrystusa brzmi jak część drogi krzyżowej. A przełęcz – to jest „ten Dział”, czy „tych Dział”?

    A z tą flagą to nie jest tak, że ona jest naumyślnie taka obszarpana, żeby nawiązywać do trudnych, wojennych czasów?

    Co do Kotonia, to wiesz, zaczyna się od wieży widokowej, a kończy na asfaltowej drodze na szczyt, więc może lepiej, że wieży tam nie ma?

    Przepiękne zdjęcia owoców, chociaż z drugiej strony, no właśnie – ta refleksja, że to już jesienne barwy…

    • Makówka pisze:

      Quacku!

      Odpowiadam po kolei i dziękuję za merytoryczny komentarz.

      THANK-YOU
      Co do fraszki – nie zrobiłam zdjęć wszystkich ławek, wybrałam te dwie, które mi się najbardziej spodobały.
      A zdjęcie jabłonki jest w końcowej części wpisu, jabłka jak widać wiszą.

    • Makówka pisze:

      To krata. Zakładana od środka. A bo ja wiem czemu tak? Tak zrobili moi rodzice, ja tego nie zmieniam.
      Na złodzieja ma działać zniechęcająco, taki chyba był zamysł.
      Przez złodzieja mam na myśli kogoś, kto będzie potrzebował kasę „na butelkę”.
      Bo przecież tam nie ma co kraść, od większych włamań są wypasione domy.
      Każdy widzi, że bogaci tu nie mieszkają.
      Kiedyś, aby się włamać złodzieje siekierą rozwalili drzwi.
      Ukradli gaśnicę i telewizor.
      Natomiast w dawnych czasach okradali domki letniskowe z wszystkiego -wynoszono kołdry, koce, poduszki, krzesła…

      • Quackie pisze:

        Kradzież, brr. A dawno to było? Bo „gaśnica i telewizor” brzmi trochę jak „włamaliśmy się, bo może coś tam było, ale nie było, to wzięliśmy pierwsze, co się nam rzuciło w oczy”.

        • Makówka pisze:

          To było wiele lat temu.
          Ta historia zabawnie się skończyła. Rodzice włamanie zgłosili na Policję.
          Po jakimś czasie zostali wezwani do złodziejskiej „dziupli”, czy potrafią rozpoznać swój telewizor i wykazać się jakimś paragonem, gwarancją, że to ich.

          Złodzieje złapani zostali przypadkowo, bo patrol zwrócił uwagę na dziwnie jadące auto. Pojechali za nim i dojechali prosto do szopy, gdzie były nagromadzone różne łupy.

          Rodzice telewizor odzyskali.

    • Makówka pisze:

      Chyba masz rację z tą wieżą widokową Quacku.
      Asfalt, tłumy -tak to się kończy. Idąc na Kotoń na trasie nie spotkaliśmy ani jednej osoby. Na samym szczycie również byliśmy sami.

      Flaga jest zwyczajnie obszarpana ze starości. Dojście do krzyża było tak gęsto zarośnięte krzakami, że widać było, że dawno nikt tam nie zaglądał.

  2. Tetryk56 pisze:

    Fajnie przynajmniej popatrzyć na zdjęcia…

    • Makówka pisze:

      Ależ Tetryku ten wpis ma zachęcać do pójścia na spacer w realu i popatrzenie nie tylko na zdjęcia, ale otaczającą przyrodę.
      Dzisiejszy mój spacerek wymagał podjechania autobusem MPK parę przystanków zaledwie.

  3. Lena Sadowska pisze:

    Witaj, Maczku:)

    Piękny spacerek.

    Widok kapliczki od razu przywołał słowa W. Gena:
    „Mały biały domek w mej pamięci tkwi
    Mały biały domek wciąż mi się śni…”
    choć wewnątrz wcale już tak białodomkowo nie jest:)

    Widoki z Waszych tarasów cudne, a zupełnie innym stylu niż u nas, gdzie wszystko te drzewa zasłaniają;)

    Quack ma rację – owoce w barwach jesieni są nie tylko pełne uroku, ale działają też nostalgicznie. Uginające się gałęzie owocowych krzewów i drzew zawsze mają dla mnie zapach białego słodkiego wina:) Zwłaszcza ulęgałki upajają taką ciężką wonią:)

    • Makówka pisze:

      Witaj Leno!
      Dziękuję.

      Tak. Te zdjęcia z dzisiejszego spacerku wszystkie są (celowo) takie jesienne. Dla uzasadnienia tytułu wpisu.

  4. Quackie pisze:

    Kochani, umykam, strasznie mnie dziś morzy. Dobranoc!

  5. Lena Sadowska pisze:

    Zamarudziłam nieco przed napisaniem komentarza, bo oglądając zdjęcie Twojego cmentarza, wspomniałam nasze okoliczne nekropolie.
    Jedna z nich to położone przy skraju drogi miejsce spoczynku niemieckich i rosyjskich żołnierzy z I Wojny Światowej, których pochowano (o ironio!) obok siebie…
    Druga to wydzielony skrawek dla ukraińskich żołnierzy. Znamieniem czasu jest, że pozwolono umieścić na ich nagrobkach tryzub, którym pieczętowała się w czasie II WŚ UPA…
    A trzecia to Cmentarz Żołnierzy Wyklętych… I tu też zadziałało znamię czasu, bo nie chodzi o groby Akowców lecz… rosyjskich jeńców zamęczonych w latach 41-44 w hitlerowskim stalagu…
    Pomyślałam, że napiszę o tym oddzielnie, zwłaszcza że – mimo wielu „rachunków krzywd” – nikt tych miejsc nie dewastuje, co jest pocieszające…

  6. Makówka pisze:

    Zaczytałam się o walkach partyzanckich w masywie Kotonia i nawet nie zauważyłam, że już tak późno.

    DOBRANOC WYSPO!

  7. Lena Sadowska pisze:

    Znalazłam, co znaleźć miałam, a teraz mówię już:

    dobrej nocki, Wyspo:)

    • Makówka pisze:

      Jeśli dobrze się domyślam, że chodziło o wiersz to przepraszam, ale wtedy już miałam wyłączony laptop.

      A wiersz faktycznie ma w sobie „coś”. Z pozycji mojego pewnego doświadczenia i wiedzy odbieram go inaczej niż pewnie zrobiłabym to mając tyle lat co autorka w czasie pisania.

      • Lena Sadowska pisze:

        To nie był zarzut tylko informacja:)

        Ten wiersz jest zbyt patetyczny jak na mnie teraźniejszą.
        Dziś napisałabym to prościej i… krócej:)

  8. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Raczej pochmurno niż nie. Weekend zapowiada się pracowicie, przynajmniej w sobotę.

    A teraz już leci bufecik.

    Koffie

  9. Makówka pisze:

    Za oknem deszcz (16 stopni) i deszcz. To ja może fraszkę ?

    PLUCHA

    Nie narzekaj, że jest plucha,
    Tak dobrze się deszczu słucha.

    Autorem jest jak się zapewne domyślacie ten, co jest patronem parku w Myślenicach.Tej fraszki akurat nie znalazłam na ławce w tym parku, ale i też nie wszystkie obejrzałam, gdyż głód mnie gnał do „chińczyka”.

  10. Makówka pisze:

    Wczoraj zaproponowałam Tetrykowi, aby zamiast oglądać tylko zdjęcia poszedł na spacer.
    A tu zimno, deszcz pada i on zawirowany.

    Nie dziw, że przywitał się na poprzednim pięterku!

    Ozorek

    Tetryku już będę grzeczna. Ashamed

  11. Makówka pisze:

    Jeszcze jedną fraszkę przytoczę, gdyż wpisuje mi się ona w mój żal za latem i w rozmyślania o jesieni w pogodzie i jesieni życia.

    „Dopiero smutek jesieni
    Radość wiosny oceni”.

    (Jan Sztaudynger)

    I już przestanę gadać sama ze sobą.

  12. Lena Sadowska pisze:

    Słoneczne dzień dobry, Wyspo:)

  13. Makówka pisze:

    A Tetryka nadal nie ma …

    Chlip

    Wchłonięty przez wirki od rana do nocy?

  14. Jo. pisze:

    Fajna wycieczka. Ja lubię jesień, bardzo. Ale tę słoneczną i ciepłą. Póki co stawiamy czoła końcówce włoskiego lata, co też jest wyzwaniem. Zresztą wyzwań u nas ostatnio na pęczki.

    Nieustająco podziwiam Twoją kondycję, Makówko. Mnie dobija najmniejsze podejście pod górkę.

    • Makówka pisze:

      Dziękuję Jo.

      Cmok
      Fajnie, że zajrzałaś.

      Życie to ciąg wyzwań.

      Mnie też dobija najmniejsze przewyższenie.
      Jestem zawsze ostatnia i za każdym razem powtarzam sobie, że już nigdy więcej. Najgorsze jest to poczucie, że WSZYSCY (nawet starsi ode mnie) mają lepszą kondycję. To wtedy gdy chodzę z grupą. Na Kotoń szłam z synem, który MUSIAŁ wykazać się cierpliwością, ale sam chciał. Moja radość i wdzięczność chyba wynagrodziła mu konieczność czekania na mnie, bo też był bardzo zadowolony.

      • Jo. pisze:

        No proszę! Moi synowie generalnie rwą do przodu, a ja za nimi cienkim głosem wołam…

        • Makówka pisze:

          Mój syn wie, że ja nie mogę zawołać (porażenie struny głosowej), nie mam orientacji i boję się zgubić, a nie zawsze jest zasięg, więc albo idzie sam na wycieczkę, albo jak już podejmuje decyzję, że idziemy razem to wtedy „się wywiązuje”.
          Bo to on wybiera trasę.

          • Jo. pisze:

            Czyli wycieczka z Tobą to z założenia czarny szlak? Happy-Grin

            • Makówka pisze:

              Nie! Ja zawsze chodzę za kimś i z kimś, kto na mnie czeka.
              Często więc i bez szlaku (tak jak na szczyt Kotonia, bo szlak prowadzi obok samego szczytu).
              Czarny szlak to krótki szlak dojściowy, ale dla mnie długość trasy nie jest tak ważna jak przewyższenie. Jak chodzę kolor szlaków się zmienia.
              Problemem jest dla mnie strome podejście nawet krótkie, ilość kilometrów nie jest ważna.

              Na nartach radzę sobie dużo lepiej i zjeżdżam nawet szlakami znakowanymi na czarno. Tak (pochwalę się!) jeździłam dwa lata temu w Dolomitach, albo kiedyś, kiedyś w Górach Skalistych.

              Na nartach nie boję się stromizny, którą „jakby co” pokonam pługiem, ale oczywiście zgubienia przy moim braku orientacji i gdy jest więcej tras.

  15. Quackie pisze:

    Dzień dobry, po pracy, bardzom kontent, bo tworzywo się poddało tak, że nadrobiłem wcześniejsze zaległości. Czyli po dzisiejszym dniu 100% normy w tym tygodniu. I jeszcze małe zakupy się zmieściły w czasie.

    A teraz na przerwę.

    • Makówka pisze:

      Q!

      Brawa dla Ciebie pracusiu!

      Ty na przerwę, a ja chyba do kuchni.
      Co by tu zjeść na kolację?

      Jak jestem domowa (dziś tylko fryzjer i zakupy) to i jem więcej i częściej niestety.

  16. Jo. pisze:

    Słuchajcie – lata blogowania nie poszły na marne! Udało mi się odzyskać hasło do Wyspy Overjoy

    Chyba zaraz jakiś toast wzniosę, czy co…
    Cheers

    Ktoś się przyłączy?

  17. Tetryk56 pisze:

    Uprzejmie chwalę się, że dotarłem do domu…

  18. Lena Sadowska pisze:

    Z lekka zroszone dobry wieczór, Wyspo:)

    • Makówka pisze:

      Dobry wieczór Leno!

      To i tak dobrze, że tylko z lekka.

      • Lena Sadowska pisze:

        🙂

        Co nas deszczowo zrosiło, to nas wietrzykowo podsuszyło:)
        Gdy wyruszałyśmy, szalała właśnie czarna jachta, ale umknęłyśmy jej:)

    • Quackie pisze:

      Ale dosłownie zroszone, czy jednak deszczyk jakowyś się zdarzył?

      • Lena Sadowska pisze:

        Jak napisałam wyżej – wyjeżdżałyśmy w strugach tak intensywnego deszczu (wzmacnianego bardzo silnymi podmuchami wiatru), że nie było widać, co się dzieje na zewnątrz. Zostawiłyśmy to szaleństwo za sobą, wjeżdżając pod (relatywnie) umiarkowanie deszczowe niebo i takiż wiaterek:)

        Dobry wieczór, Quacku:)

        • Quackie pisze:

          Dobry! A co to jachta?

          • Lena Sadowska pisze:

            Według naszych legend to taki deszczowo-wietrzny stwór, który potrafi przesłonić najbłękitniejsze niebo i oziębić najbardziej rozsłonecznione miejsce, zatapiając je strugami zacinającego deszczu. Ze względu na kształt i towarzyszące tej nawałnicy dźwięki, przypominające łopot płótna, nazwano ją „jachtą”, a „czarna” obrazuje mrok, który ze sobą niesie:) Zazwyczaj pojawia się znikąd i rozpoczyna swoje niszczycielskie eskapady od przemierzenia jeziora, by przetoczyć się w głąb lądu, tratując, co jej się nawinie i – równie nagle – zniknąć:)
            To prawdziwy postrach dawnych mieszkańców leśno-jeziornych terenów:)

            • Quackie pisze:

              Brzmi strasznie, mam nadzieję, że nie pojawia się za często.

              • Lena Sadowska pisze:

                Wczesną wiosną i późną jesienią zdarzają się takie deszczowe nawałnice, które wielkie drzewa powalają, a mniejsze wyrywają z korzeniami, ale jeśli docierają do miasta, to już raczej „wyszumiane”, bardziej deszczowe niż wietrzne, i nie trwają zbyt długo:)

            • Makówka pisze:

              Szczególnie groźny chyba dla kogoś, kto akurat jest na środku jeziora?

  19. Quackie pisze:

    Kochani, dopadł mnie na sam koniec dnia uciążliwy dość ból głowy, nie jakiś potworny, ale zniechęcający do jakiejkolwiek aktywności. Biorę procha i umykam.

    Dobranoc!

  20. Makówka pisze:

    Cały dzień była cisza na Wyspie, potem chwila ożywienia i za chwilę pewnie znów Leno zostaniemy same na „nocnej zmianie”?

    • Lena Sadowska pisze:

      Tak się może zdarzyć:)
      Mi taka kameralność nie przeszkadza:)
      We dnie przeważnie jestem zajęta, więc rzadko zerkam „w blogi”.
      Tylko gdy coś wstawiam u siebie albo na Wyspie, staram się bywać częściej, bo uważam, że bycie gospodarzem wpisu to nie tylko ten nick przed pionową kreską ze słówkiem „Komentarze:)

      • Makówka pisze:

        Ja też się staram.
        Nawet przez dobrą chwilę udawałam i gospodarza i gościa na Wyspie gadając sama ze sobą.

        ROTFL

        Ale dziś mogłam, bo byłam domowa.

        • Lena Sadowska pisze:

          No jasne:)
          Nierealne jest bycie 24/24 i czyhanie na każdy komentarz:)
          Ale „porzucanie” własnego wpisu też nie jest w moim stylu:) Uważam, że wstawiając tekst, informuję, że czekam na reakcję, więc ignorując to, na co czekam, stawiam pod znakiem zapytania sens umieszczania tekstu:)

          • Makówka pisze:

            Ja też bardzo czekam na reakcję, cieszę się z każdego komentarza, a już najbardziej tych dotyczących tego, o czym napisałam.

            Staram się zawsze odpowiadać na takie merytoryczne komentarze.
            Choć niestety bywało, że zrobiłam wpis, a potem znikałam na cały dzień na wycieczkę.

            • Lena Sadowska pisze:

              Po pierwsze – nie da się przewidzieć wszystkich okoliczności, czasem nieobecność jest uzasadniona:)

              Po drugie – Wyspa to rodzaj wspólnoty, więc zawsze znajdzie się ktoś chętny do pogawędki:)

              Ja mam nawyki prowadzącego własny blog, na którym jestem jedyną autorką tekstów, więc odpowiadanie na komentarze traktuję nieco inaczej.
              Z powyższego wzięło się też „nieopowiadanie się”, czemu mnie nie ma:)
              Po prostu nie brałam pod uwagę, że ktoś może się niepokoić moją krótką nieobecnością, bo o parodniowych absencjach przeważnie się nie informuje:)

              • Makówka pisze:

                Wyspa to blog mający wielu autorów, a bycie autorem wpisu nie jest tak zobowiązujące jak bycie właścicielem bloga.
                Nigdy nie miałam własnego bloga, odpowiada mi taka forma pisania komentarzy i robienia wpisów bez zobowiązań.
                Wyspę traktuję jak grupę przyjaciół wzajemnie się wspierających w trudnych chwilach oraz miejsce, gdzie można dzielić się emocjami, wrażeniami itd. Albo coś dowiedzieć, czegoś nauczyć.
                Pośmiać też.
                Nie miałam też nigdy ambicji, aby pisać cokolwiek, nie mam takich zdolności, ale robienie wpisu mnie bawi, a Wyspiarze jakoś są wyrozumiali dla takiej osoby jak ja.
                „Opowiadanie się” bierze się stąd, że między Wyspiarzami wytworzyła się jakaś więź, a z tego wynika wzajemna troska. No i smutne doświadczenie, że czasami milczenie oznacza zamilknięcie na zawsze.

                Jak bardzo Wyspa była ważna dla Miralki i Bożenki świadczy zachowanie męża Miralki i syna Bożenki, którzy zaliczyli nas do grona osób, które należy zawiadomić o ich śmierci.

                • Lena Sadowska pisze:

                  Och, nie neguję ani ważkości Wyspy, ani zasad na niej panujących, po prostu przedstawiłam powody, dla których moje podejście do niektórych spraw jest inne:) Ani lepsze, ani – gorsze. Po prostu – inne.

                • Makówka pisze:

                  Ja jestem „młodym Wyspiarzem” (stażem, nie wiekiem, bo wiekiem z aktualnie robiących wpisy jestem niestety najstarsza).

                  Tetryk, Quacki, Jo byli tu dużo wcześniej ode mnie. To po pierwsze,
                  A po drugie nie jestem osobą „blogową”, bo raczej nie zaglądam na inne blogi (z paroma wyjątkami, na które kukam).

                  Mam więc małe porównanie. W Wyspę jakoś wsiąkłam i tak jakoś to trwa.

                • Lena Sadowska pisze:

                  Chyba ja jestem teraz najmłodszym stażem Wyspiarzem, tak?

                  Zaczynałam od wędrówek po blogach i wciąż bardzo to lubię:)
                  Nigdy nie byłam szczególnie „rozgadana” i nadal trochę trudno mi zainicjować znajomość, więc cieszę się, gdy ktoś trafi do mnie na kartkę i „przemówi” pierwszy:)
                  Są miejsca, do których zaglądałam niemal od początku i ciągle zaglądam. Gdy któryś z blogerów decyduje się na odejście, długo nie mogę pogodzić się z taką decyzją, nawet jeśli rozumiem pobudki.
                  Mimo pewnych trudności z zawieraniem nowych znajomości, staram się nie zamykać w takim czy innym kręgu blogowych sympatii, ponieważ cenię Autorów, a nie towarzystwa wzajemnej adoracji:) Chyba tak naprawdę trudno mnie przyporządkować do jakiejś określonej grupy, bo chodzę, dokąd chcę i komentuję tam, gdzie mam ochotę:)

                • Makówka pisze:

                  Z tzw. „pomponików” robiących ostatnio wpisy to najmłodsza stażem.
                  Mało nas zostało…
                  Brakuje Miralki i Bożenki.
                  Planowaliśmy spotkanie w realu. Gdzieś blisko Bożenki, to był jej pomysł, przeszkodziła pandemia. To pamiętasz zapewne, bo wtedy już byłaś na Wyspie.
                  Jednak gdy choć raz zobaczy się w realu to trochę lepiej się rozmawia.
                  Z Tobą znam się tylko z Zooma, dobre i to, ale jednak wolę „twarzą w twarz” w realu.

  21. Makówka pisze:

    Nasi panowie poszli spać to mam dla nich fraszkę.

    Niechętnie

    Niechętniem dzisiaj zasnął,
    Bom zasnął z żoną własną.
    I niechętnie się budzę,
    Bo mi się śniły cudze.

    (Jan Sztaudynger)

    Jakoś nie wpadła mi w ręce fraszka pasująca do naszych pań.

  22. Makówka pisze:

    Chyba czas zbierać się do spania.

    Dobranoc!

    lulu

  23. Makówka pisze:

    Siadła mi sieć,dobrze, że mam komórke.

  24. Lena Sadowska pisze:

    Dobrej nocki, Wyspo:)

  25. Quackie pisze:

    Dzień dobry, obudziłem się faktycznie bez bólu głowy.

    Znaczy można prosić Gienię.

    Koffie

  26. Makówka pisze:

    Dzień dobry!

    Gieniaaaaa śniadanko poproszę!

  27. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Wcale nie dopiero teraz się obudziłem! 😉

  28. Quackie pisze:

    Kochane i kochani, przerwa w pracy, ponieważ właśnie dotarła do mnie (kolejna) smutna wiadomość – na Facebooku pojawiła się wiadomość, że przedwczoraj odszedł od nas Max. Jak słusznie zauważył Mistrz Tetryk – co za rok! Tears

  29. Makówka pisze:

    Skoro jestem tzw. gospodynią pięterka w momencie, gdy dotarła smutna wiadomość o śmierci Maksia pozwoliłam sobie na te komentarze, zanim powstanie (zwyczajem wyspowym) osobne pięterko poświęcone zmarłemu Wyspiarzowi.

    Tak sobie uświadomiłam, że również „na moim pięterku” była informacja o śmierci Miralki.
    Ale i też…mojej mamy. Pamiętam to, bo byłam w trakcie pisania jakiegoś komentarza na Wyspie, gdy zadzwonił lekarz z informacją, abym przyjechała, bo zmarła moja mama.

    • Quackie pisze:

      To tylko dowodzi, jak cenny masz wkład w Wyspę, bo stosunkowo często publikujesz!

      • Makówka pisze:

        Dziękuję, że mnie pocieszyłeś, bo informacja o kolejnej „wyspowej śmierci” źle na mnie wpłynęła.

        Tym bardziej że Tetryk mi uświadomił, że teraz to ja jestem najstarsza na Wyspie. Następna w kolejce? Jeszcze nie jestem gotowa. Ale kto jest?

        Maks miał swoje różne choroby, ale jeszcze niedawno pokazywał zdjęcia kwiatków, opowiadał o swojej „hiacjendzie” (jak mawiał) na Mazurach.

        • Quackie pisze:

          Po pierwsze to chyba nie idzie dokładnie wg wieku? A po drugie – jesteś aktywna, chodzisz, pływasz (oczywiście o odpowiedniej porze roku), więc proszę się nie pchać w tej kolejce Pondering

          • Makówka pisze:

            No właśnie ja nie chcę. Zwyczajnie zaczęłam się bać i teraz pisząc o tym próbuję odczarować moje emocje, nie pierwszy raz zresztą robię tak na Wyspie.
            Każda śmierć kogoś mi znanego (jeśli nawet tylko wirtualnie) tak na mnie działa, że uświadamia nieuchronność…

  30. Tetryk56 pisze:

    Ja tymczasem wybywam na czas jakiś…

  31. Quackie pisze:

    No to po pracy i na przerwę.

  32. Quackie pisze:

    To ja zapraszam (z ciężkim sercem, no ale) na piętro wyżej.

  33. Lena Sadowska pisze:

    Postanowiłam przywitać się najpierw tutaj, u Maczka, więc – witam.
    Kolejna bardzo przykra wiadomość…

  34. Makówka pisze:

    Skoro wpis zaczyna się zwyczajowo komentarzem autorskim wprowadzającym to (jak to robi Lena) napiszę komentarz końcowy.
    Dziękuję wszystkim, którzy tu zajrzeli, skomentowali i wzbogacili moje przemyślenia swoimi przemyśleniami.

    Życie nieoczekiwanie dopisało swój scenariusz do rozważań o jesieni w przyrodzie i jesieni życia.

    Ale taka jest specyfika Wyspy, że każdy wpis żyje jakby swoim życiem.

Skomentuj Makówka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)