Na niespełna tydzień udało mi się z córą wyskoczyć w góry. Celem była zaprzyjaźniona tzw. agroturystyka, to jest domek przystosowany do nocowania i karmienia turystów. Wprawdzie inwentarz gospodarski składa się jedynie z kilkunastu kur, psa i gromady częściowo przysposobionych kotów, ale jest wiele innych atrakcji: dla dzieci huśtawki i miejsce na ognisko, dla łazików górskich bliskość szlaków — chata stoi tuż obok głównego szlaku Beskidów, a niedaleko jest węzeł łączący z nim inne szlaki. Do tego zaciszność miejsca: wprawdzie do głównej drogi wsi jest zaledwie jakieś 100 m, ale ta droga prowadzi tylko w górę doliny i tam się kończy, a na domiar szczęścia obecnie, z powodu zawalenia się mostka, kończy się kawalątek za Chatą Kasi (co przy okazji eliminuje przejazdy ciężarówek z drewnem z wycinki — ostatnia z nich właśnie uszkodziła ten most).
Nie wspomniałem jeszcze o największej atrakcji, jaką są umiejętności kulinarne Kasi. Nie będę wam opisywał smaku jej potraw, to po prostu trzeba przeżyć. Legendy głoszą, że pierwsza łyżka barszczu Kasi skłania przybyszów do ubolewania, że już się wcześniej ożenili… 😉
Cóż, nie samym jedzeniem człowiek żyje. Między śniadaniem (o 9:00) a obiadokolacją (o 18:00) jest dość czasu, aby solidnie pochodzić po okolicznych górach. Pogoda nam nadspodziewanie dopisała, ze dwa razy padało w godzinach wieczornych, nie przeszkadzając w spacerach. Poza tym było bardzo sucho. Wręcz można powiedzieć, że tym razem zawarte w tytule miejscowe powiedzenie nie sprawdziło się prawie wcale. Ubocznymi skutkami tej suszy był kompletny brak grzybów, a być może też niedostatek polnych i leśnych kwiatów. Jeden z nielicznych wyjątków znajdziecie poniżej.
W drodze warto się było rozglądać. Piękne widoki lasu, gór i słońca (jeżeli w galerii kogoś zanudzą, przeskakujcie bez wahania!) co krok kusiły do sprawdzania, jak by to wyglądało w kadrze. Dokuczliwy, wilgotny upał częściowo rekompensowany był przez cień lasu i powiewy wiatru, a widok towarzyszącego nam futrzaka jasno uzmysławiał, że nasze gładkie przeważnie skóry są w tej sytuacji darem losu.
Na skrajach nasłonecznionych polanek rozciągały się wielkie kolonie jeżyn. Ta dziwna roślina owocuje bardzo długo, potrafi mieć na jednej gałązce piękne, gotowe do zjedzenia słodkie koszyczki, równocześnie z nowymi, które to stadium osiągną za chwilę, i z tymi, które już przejrzałe, opadają pod byle drgnieniem lub pokrywają się szarym zarostem pleśni. Z jednego stanowiska przez ok. 20 minut zebraliśmy do butelek po napojach 2,5 litra jeżyn, a pies leżał obok i patrzył się na nas z politowaniem.
Zapraszam do obejrzenia zdjęć, które — jak wiadomo — niosą dużo więcej informacji niż słowa 😉
O cerkwiach i trochę o Łemkach przeczytacie w następnym odcinku.
A, i jeszcze zapomniałem dodać: brak zasięgu telefonów nadaje pobytowi miły ton nieco archaicznego spokoju…
Pięknie.
PS.
Kotów się nie da całkowicie przysposobić 😉
Koty są z natury niezależne.
Piękny ten domek tak ładnie ozdabiany.
Zdjęcia z wędrówek przypominają mi moje dreptania.Wszak Beskidy są częstym celem moich wycieczek.
Widać urlop choć krótki bardzo udany.Relaksujacy ładujący akumulatory.
Taki był plan
Odnośnie psa ciągniętego na górę – przypomina mi się stary tekst Filozofa: „Pies obronny. Trzeba go bronić.”
Takie „obronne” były moje psy.
I Trop i Pokerek.
Teraz mam kota Florka, który też zapewne obronny nie jest.
Mój Maurycy (Golden Retriver) to wiadomo – każdego, kto przekroczył próg domu, poprowadziłby do lodówki. Luna – szurnięty JRT (chociaż ja nie wiem, czy to nie synonimy…), dla odmiany każdego musi obskoczyć i obszczekać. Nienawidzę małych jazgotliwych psów. I naprawdę nie wiem, dlaczego tak ją kocham. Pewnie jest tu jakaś analogia do moich synów i męża… Ale obronna jest, że ho ho! Wystarczy, że ktoś wykona zbyt gwałtowny ruch w moją stronę, to ta by się do gardła rzucała.
Bo miłość na tym polega , że nie wiadomo dlaczego się kocha.Bo kocha się nie za coś,ale mimo wszystko.
Nie tylko nasze zwierzaczki.Ludzi też.
Ja nawet kocham moją chatkę choć już całkiem się sypie ze starości.
Oj tak.
Słyszałem nawet określenie zaczepno-obronny. To taki, który zaczepia wszystkich i potem trzeba go bronić.
Też dobre!
Podoba mi się to określenie!
Dobry wieczór, jestem!
Kwiaty z domalowanymi uśmiechami robią wrażenie roślin nieco drapieżnych, nasunęła mi się analogia z Ukrainą jako taką, że też kraj piękny, ale niech no go kto najedzie…!
Koty leniwce, w sumie leżą podobnie jak wartujący pies. Trochę tylko ten łańcuch robi mniej wesołe wrażenie. Dobrze chociaż, że długi. Aha, i to jest inny pies niż ten ciągnięty/ ciągnący z ostatnich zdjęć???
Czy brak kwiatów nie wynika – oprócz być może suszy – z tego, że jak napisał Wieszcz Waligórski, idzie jesień? I większość kwiatów już przekwitła?
Skrzypy zawsze mi się podobają, zwłaszcza od kiedy Rodzice-geologowie opowiedzieli mi o czasach, kiedy to głównie one tu rosły.
Jeżyny w Beskidzie uwielbiam, aż mi się przypomina tamten smak z Żywca, o którym pisałem pod jednym z wpisów Leny.
Drzewo-pomnik wygląda też trochę jakby służyło wspinaczom za miejsce treningów. Ułomki gałęzi ze wszystkich stron niczym drabina.
Pies jest ten sam, bo jedyny 🙂
Koty na zdjęciu to tylko część bandy. W fazie leniwce ładnie pozują, w fazie rozbój nie ma mowy o dobrym zdjęciu 😉
Wydaje mi się, że w Tatrach w zeszłym roku o późniejszej porze było kwiatów więcej, ale może to moje pobożne życzenia.
Chrustu w lesie jest mnóstwo — gdyby ktoś mógł i chciał zbierać, nie musiałby się martwić o opał, nawet uwzględniając szybsze spalanie cieńszych gałęzi…
A, to nieco zmienia postać rzeczy w kwestii łańcucha 🙂 skoro wychodzi również na spacery, to nie jest tak najgorzej.
W fazie „rozbój” to pewnie wyszłyby w najlepszym razie rozmazane smugi, a w najgorszym – nic, gdyż, jak wiadomo, nigdy na miejscu zbrodni nie ma Makawitego!
Z tymi spacerami to nie ma tak dobrze. O ile mi wiadomo, to chadza na nie tylko, gdy pojawi się moja córa, która bywa tam ze 2 razy do roku. Gospodarze nie mają czasu na takie luksusy…
Fakt, że jest to znakomity spowalniacz wędrówki, nie przepuści żadnej kałuży — każdą rozbełta, ubłoci się, a potem pije. Czysta woda ze strumienia jakoś mu aż tak nie podchodzi…
No to szkoda
ale może inni goście też prowadzają?
Odstana woda lepsza?
Może jest smakoszem niesporaczków i ostrogonów;)
Ooo, taak, odcedza jak wieloryb, na fiszbinach!
🙂
Kto zrozumie smaki starego psa…
Jeżyn dużo jest teraz nie tylko w górach.
Ostatnio byłam na małym spacerku blisko Krakowa i były jeżyny i wrzosy,a mnie było smutno,że „idzie jesień”.
Smak jeżyn troszeczkę łagodzi takie smutki
PS. Dobranocka piętro niżej!
przemoczonych łapek sześć ogonek rudy też
nos mokry na fest
chociaż nie padał przecież deszcz…
Pospacerkowe dobry wieczór na nowym pięterku:)
Chodzenie po mokrej trawie zwilża nieduże stworzonka, a zwłaszcza ich ruchliwe elementy 😉
„Nieduże stworzonka”? Razem – od czubka głowy do koniuszka ogona – mamy około (rude średnio pozwoliło się zmierzyć) trzech metrów długości.
😉
Trzy metry?
Całkiem sporo.To rude mierzysz jak?Od pyszczka do końca ogona?
Może to jest wąż?
Kudłata zbożówka:)
Długość pasuje:)
Taaa… I statystycznie po 3 nogi!
Czy ty też chodziłaś z nosem w mokrej trawie?
Próbowałam od czubka nosa po koniec ogona:)
Witaj, Maczku:)
Nie tym razem, ale – zdarzało mi się, Tetryku;)
🙂
Dobry wieczór!
Jeszcze raz dobry wieczór, Tetryku:)
Wygląda na to, że urlop był naprawdę uroczy:)
Nie wiem, czy zębate kwiaty to jest akurat to, co chciałabym, żeby kwitło na moich drzwiach albo okiennicach;) ale już takie drożynki, ścieżynki, steczki to na pewno moje klimaty:)
Piękny ten smarkaty strumyczek, który kiedyś może się okazać bardzo poważnym, dorosłym strumieniem:)
Bardzo do mnie przemówiła kolorystyka koronkowego sosnowego baldachimu – tyle tam subtelności w odcieniach chłodnego błękitu:)
A wiesz, że i u nas spotyka się wśród ostępów leśnych takie kładeczki? Nie zawsze pod nimi huczy potoczek, czasem łączą brzegi jakiegoś podbagnionego wąwozu, albo po prostu trudno-przemierzalnego, głębokiego wykrotu.
Kolczasty pomnik wzbudził we mnie niepokój. Może trochę przez analogię do słupów ogrodzeniowych w Auschwitz, a trochę przez podobieństwo do wyjałowionych pustynnych połaci Meksyku, „zalesionych” takimi właśnie kikutowatymi kaktusami…
Nie wiem też, czy „ku pocieszeniu”, ale powiem Ci, że i u nas, póki co, o grzybach ani widu, ani słychu:)
Za to kwiatów – zatrzęsienie:) Nawet na przydomowym trawniczku wciąż coś nowego dokwita:)
Z przyjemnością pooglądałam Twoją wakacyjną relację i powędrowałam po beskidzkich zakątkach:)
Kochani, zmykam. Dobranoc!
Lampka płonie jeszcze poniżej, ale Dobrej nocy! powiem tu! 🙂
To i ja powiem dobranoc i jeszcze sobie chwilę poczytam książkę,bo jakoś średnio lubię ślęczenie z komórką.
Też się już pożegnam:
dobrej nocki, Wyspo:)
Dzień dobry, kawa, herbata, witaminki, sok, coś jeszcze?
Dzień dobry!
Herbatę i witaminki poproszę.
Dzień dobry
Chętnie się przyłączę
Poproszę herbatę.
Witajcie!
Tak mnie Gienia zachęciła, że zaraz siadam do śniadanka! 🙂
Dzień dobry
Beskid Niski to rejon moich wędrówek z czasów studenckich (robiłem uprawnienia przewodnickie na Beskidy Wschodnie).

Góry bardzo urokliwe, warto tam się wybrać dla zabytków (cerkwie, cmentarze z I wojny św.), dla poznania ciekawych ludzi (najmniej skomercjalizowane góry w Polsce) oraz dla (niezbyt wyczerpujących) wspinaczek górskich…
Tylko SKĄD WZIĄĆ CZAS na wędrówkę?
Witaj, Krzysztofie!
Jeden z moich znajomych, wspomniawszy niedokładnie pierwszych socjalistów, postanowił, zainspirowany ich hasłami, walczyć o ośmiogodzinny tydzień pracy…
Brzmi ciekawie. I niebezpiecznie. Bo jakby Piter pracował w takim wymiarze, to byśmy się pozabijali.
Cóż dodać… Przygotuj go, że jak dożyje wieku emerytalnego, nie musi od razu przechodzić na emeryturę. 😉
Nie musi,a wręcz „dla dobra ogółu lepiej,aby nie”?
No to jeszcze Nokia ma tu coś do powiedzenia… Mogą sobie zażyczyć tego przejścia na emeryturę.
Ale spoko – jest Plan B. Przecie Ziemię Przodków robimy
Zanosi się,że będzie ładny dzień.
Jemy śniadanie,walczymy z szerszeniami i zastanawiamy się jaki plan na resztę dnia.
Niecierpię szerszeni. W ogóle z tych pasiastych to jedynie Gordona Sumnera.
Bo z jego strony z nachalnością się raczej nie spotykamy i do kompotu nam się nie pakuje 😉
Boję się szerszeni odkąd reaguję alergicznie na różne rzeczy.
Ja też. Mieliśmy tu kilka lat temu niezłą akcję, a rok temu powtórkę.
Jeśli wchodzi w grę plan na resztę dnia, to znaczy że szerszenie nie są zbyt absorbujące…
W Beskidach niezwykle namolnie atakowały nas osy.
Skończył się płyn zabijający szerszenie.
Ups!
Dostarczenie płynu przez firmę UPS to jest jakieś wyjście, ale niestety to chwilę trwa… 😉
Z planu idziemy na wycieczkę i gdzieś na trasie jemy obiad zrobiło się -jemy teraz kaszę gryczaną,a potem…?
Skończyło się tak, że dziecko poszło na nogach na spacer i do sklepu,a mama została z Emuzjonem i kisielem do podjadania.
Nienachalnie (+22) cieplutkie dzień dobry, Wyspo:)
Cieplutkie i z tej strony! 🙂
Stąd też.Cieplutkie,ale umiarkowanie.
Dzień dobry 🙂 Obejrzałem z przyjemnością fotograficzne obrazy Autora T . bo w młodości często w tych okolicach buszowałem z namiotem i kuchenką gazową… Ale było , minęło , a wspomnienia mówią ,ze warto było . Dzisiaj , mieszkając na Mazowszu z przyjemnością wracam pamięcią z tamtych lat . Mam domek z ogrodem na Mazurach , ale po trzydziestu latach wszystko wymaga remontu , naprawy , pielęgnacji , a brak czasu na korzystanie z własnego sprzętu do pływania . Nie ma rzeczy wiecznych , chociaż znawcy mówią ,że jest wieczne pióro . Ale czy to rozwiązuje problem ?
W mojej chatce wszystko wymaga naprawy,wszystko się sypie.
Z rzeczy wiecznych wymienia się wieczne pióro, wieczną ondulację (ktoś to jeszcze pamięta?) i wieczną miłość. Podobno jest to porządek wg trwałości (malejąco)…
Wieczne pióro kiedyś się wypisze,ondulacja rozprostuje,a miłość ta wieczna to tylko w bajkach chyba.
Wspomnienia z dawnych lat … Wracałem ze Słowacji i po przekroczeniu granicy odpadło mi w aucie lewe koło . Auto volkswagen limuzyna , ale nie ma rzeczy wiecznych . Martwiłem sie patrząc na przekrzywione koło , zatrzymało sie w pewnej chwili jakieś auto i kierowca powiedział : nie martw się przyśle Ci lawetę . Siąpił deszczyk ,ale faktycznie pojawiła się laweta która zawiozła mnie z uszkodzonym autem do warsztatu w Nowym Targu . Rozbiliśmy namiot dla rodziny w ogrodzie właściciela , a ja z uszkodzonym wałkiem skrętnym od zawieszenia , autobusem wyruszyłem do Warszawy . Tylko w Stolicy mozna było kupić nowy wałek , bo U Zasady w Krakowie takich części nie było . Cała operacja z podróżami i naprawą trwała trzy dni , a sympatyczny warsztat remontowy w Nowym Targu wspominamy do dziś …
Czyli wspomnienia dobrych ludzi są najwieczniejsze 🙂
Oo, co za wspomnienia. To nasze oczekiwania w 1988 na pompę paliwową i rurę od chłodnicy do Poloneza we włoskim warsztaciku się nie umywają, bo to tylko parę godzin trwało.
Szerszenie to jedno,a teraz dziki zaczęły tu podchodzić.Auuuuu….
Lepiej wracaj, nie daj się schrumkać!
Jutro wracam do KRK.
Napuść szerszenie na dziki. Może się wzajemnie wyeliminują?
To byłby dobry pomysł, ale jak to zrobić?
Za chwilę pewnie zjawią się myszy i (oby nie!) kuna.
Uroki domu letniego?
Oj tak,tak.
Spotkałam się z teorią (choć to raczej był wynik doświadczeń), że drewniane domy są bardziej narażone na takie atrakcje. Pewnie dlatego Piter zażyczył sobie murowany.
Cóż. Sprawdzimy.
To dla mnie oczywiste.W mojej chatce każdy gryzoń, szerszeń itd wygryzie sobie otwór i wlezie.
Ale to nie jest dom.Nawet nie ma numeru.
A w akcie notarialnym figuruje jako domek campingowy.
Nie ma co porównywać,bo to tylko taki letni szalasik.
Jest prymitywny, wymagający remontu (kasa?),ale jego zaletą jest,że z trzech stron za płotem jest las.
Że z tarasu widać góry i jest blisko do Raby.
I mamy z synem stosunek sentymentalny do tego miejsca.
No i mamy gdzie wyjechać z Krakowa.
Za chwilę zmykam knuć i do wieczora będę słabo dostępny… 🙁
Otóż praca wykonana, a po pracy okazało się, że ja też włączam się w pewne knucie
A teraz już na przerwę.
Wróciłem, ale jeszcze zebranie na zoomie…
Tetryk dzielny knujec.

Co za słowo!
A nie raczej knowacz?
Mów mi knuju!
Oraz: knuja całuj z dubeltówki! (Hop, hop! Panie dziejaszku!
)
Został jeszcze knućca i uważam, że brzmi najładniej;)
Już znów pocieplałe po chłodnawym spacerku dobry wieczór, Wyspo:)
Tutaj około 23-25 w ciągu dnia. W domu aktualnie 24 i leciutki przewiew, czyli dla mnie warunki idealne!
U nas na zewnątrz +18 i dmuchało, więc nawet trochę zmarzłam.
Ale w domu sieknęłam gorącą czekoladę z pikantnym buziaczkiem i już mi cieplej:)
Dobry wieczór, Quacku:)
Pikantnym buziaczkiem?
Wymyśliłam go, gdy Małolactwo miało długie ząbki na kakao:)
To po prostu wyciśnięta chmurka słodkiej bitej śmietanki.
A pikantny buziaczek jest wtedy, gdy posypie się tę chmurkę odrobiną chili (bo ja lubię gorzką czekoladę z chili):)
Dobry wieczór, Maczku:)
Dobry wieczór Leno!
Och!
Wymyśliłam też piure z czerwonych, pomarańczowych, zielonych i seledynowych ziemniaków, gdy był bunt warzywny:) I ogórkową bez ogórków:)
A skąd się bierze takie różnokolorowe?
Ja brałam z koszyka na warzywa, a inni to nie wiem – skąd;)
Po prostu jedynymi warzywami, które przechodziły, były ziemniaki, więc piure z marchwi było piure z pomarańczowych ziemniaków, itd.:)
A!
Genialne, zaiste!
🙂
Ogórkową bez ogórków sporządziła kiedyś moja siostra. Miała podyktowaną przez telefon listę składników, i o jednym zapomniała. Nazwa zupy ponoć nie została jej podana…
🙂
Ja swoje pierwsze w życiu ziemniaki gotowałam, póki się woda nie wygotowała, bo wiedziałam, że wkłada się je do wody, a na talerzu są już bez niej:) Jak się domyślasz – umknął mi środek czyli – odlewanie:)
A moja ogórkowa miała ogórki, tyle że – zmiksowane:)
Taki pikantny buziaczek to może sieknąć!
🙂
Tym razem byłam pierwsza w siekaniu;)
Nie mam pojęcia, co jest z tymi komentarzami:(
Najpierw mnie cofało, sarkając, że za szybko dodaję kolejne komentarze i mam zwolnić nieco, a potem zupełnie zaczęło ignorować to, co piszę:(
Chyba Wyspa mnie już nie chce… Buuuu…
Eee, czy to nie Wyspowy dżinn zadziałał? Mistrzu Tetryku…
Z tonnikiem? 😉
No właśnie brzmi to mało tonnizująco…
Za to bardzo tonnująco;)
Czy twoja myszka nie zaczęła aby samodzielnie podwajać kliknięć? To się zdarza wypracowanym gryzoniom…
Mam touchpada:) I on raczej jest sprawny, to ja jeszcze nie mogę korzystać ze wszystkich palców, więc może i coś kliknęłam dwa razy:)
Kochani, w związku z tutejszym knuciem pożegnam się już na dzisiaj – dobranoc wszem wobec!
Dobrej nocki, Quacku:)
Też już powiem grzecznie:
dobrej nocki, Wyspo:)
Dzień dobry! Czyli co, Gienia proszona na pokład?
…bry
Ja później, po spotkaniu ze strzykawą… zostawcie mi jakąś kanapkę i trochę herbaty.
Jedno i drugie będzie czekać!
Dzięki.
A ja teraz poproszę dobrą rozgrzewająca herbatę, jakieś danie na ciepło,talerz serów i sałatkę.Do tego chrupiące bułeczki.
Witajcie!
ŁAŁ! No takie śniadanie, to ja rozumiem!
Też się przyłączam.
Cieszę się,zawsze miło jeść razem.
Witajcie!
Ależ się SzanPaństwo rozochociło kulinarnie!
Miała Gienia dłuższe wolne, niech odrabia 😉
Słusznie!
Zapomniałam ja poprosić o jakieś owoce i jogurcik owocowy na deserek po śniadaniu.
Uprasza się uprzejmie o trzymanie kciuków. Piter właśnie pojechał z BB do ZUSu. Niestety ja nie mogłam, bo ktoś musiał zostać w domu z Jakubem. Czyli mamy test na skuteczność mojego męża i oby go zaliczył.
Wszystkie kciuki na pokład!
Się trzyma, oczywiście!
Można puścić.

I jak?
Jest OK. Szczegóły na Rutynie, ale podam i tu: trzymanie kciuków nie poszło na marne, BB dostał rentę na kolejne 3 lata (bo mu potem autyzm minie…). Odetchnęliśmy z ulgą, bo jutro mamy Klinikę Kardiologii w Aninie i bez ubezpieczenia trzeba by było ją odwołać.
Można wznosić toasty!
Hurra!
Wyspiarze kieliszki w górę!
I jeszcze jeden i jeszcze raz!

Mnie kiedyś szlag trafi, słowo daję.
Bycie matką zobowiązuje i powoduje,że nie możesz tego zrobić.
Ok,ok,byle delikatnie.
Jaki skutek?
Pozytywny. Rzuć okiem poniżej. Albo powyżej. Nigdy nie wiem.
Jeśli pytałeś o skutek trzymania kciuków to Jo napisała wyżej.
A jeśli o inny skutek to sorki.
OK, nie odświeżyłem…
Zdarza się nawet Tetrykowi?
Bardzo to pocieszające dla pozostałych
O to, to!
Koniec miesiąca…
…tylko tak przypominam
(jakbyście zapomnieli)
Pakowanie, zakładanie krat,pryskanie gniazda szerszeni,wyjadanie resztek jedzenia, wyłączanie prądu.
Opuszczamy chatkę.
Ja też tak bym chciała. Może za dwa lata się uda? Póki co cieszymy się, że w ogóle coś drgnęło. Prawie 20 lat wałkowania tematu, wojen domowych, nerwów… Aż mi się wierzyć nie chce, jak oglądam zdjęcia przysyłane przez ekipę budowlaną.
42 lata temu…
Rozbudzone nadzieje, że …
I co ? Nic nie jest dane raz na zawsze…
Nie jest.
Jak się nie pielęgnuje, to nawet trawa sama nie urośnie. A co dopiero mówić o społeczeństwie pełnym ludzi z przerostem ego?
Ale komuś ciepła woda w kranie przeszkadzała…
I tych ktosiow zaczęło być coraz więcej.
Smutno mi jakoś…
Chwasty rosną same.Wszystko czego nie chcemy to jakoś tak samo się pleni.
Całkiem przyjemne (+21), błoczkowo-słoneczkowe dzień dobry, Wyspo:)
Dzień dobry Leno!
Tu zero słońca,zimno.
U nas w powietrzu też już się czuje lekko arktyczny powiew:)
Ale dziś akurat nie miałam czasu marznąć, bo – jak wyfrunęłam rano, to dopiero jestem:)
Dzień dobry, Maczku:)
Zimno? Dwudziestominutowy spacer po mieście upocił mnie jak ostatnio zwykle!
W lesie jest zimniej.
Teraz jestem w Myślenicach i już jest cieplej.
Hop, hop! Leno! 🙂
Hej hop! hej hop!
Witaj, Tetryku, w tym zabieganym dniu:)
A teraz zebranie w SM… 🙁
Owocnego zebrania!
Brrrr…
Uf, koniec na dzisiaj. Wczorajsze knucie na razie udane, sprawa jest rozwojowa.
Za chwilę zaś na przerwę.
Robi się coraz ciekawiej…
Możesz jaśniej?!
No rozwojowe knucie Quacka…
A, bo są różne inicjatywy, znane, mniej znane i nieznane.
Moją aktualną inicjatywą jest wejście pod kołdrę.
Dobranoc państwu.
Spokojnej!
Też bym chciała, ale mam jeszcze sporo do zrobienia.
Śpij dobrze Jo!
No tak, to faktycznie jest intrygujące.
Bo knucia Tetryka są pozbawione tajemniczości. W każdym razie te, w których czasami też biorę udział albo o nich wiem.
A o tych innych to hm…pewnie Tetryk nie pisze na Wyspie.
Natomiast Quack…
Jestem w Krakowie, w domu.
Idę do
Pospacerkowo zziębnięte dobry wieczór:)
Coraz chłodniejsze te wieczory. W lesie jeszcze da się przeżyć, ale od jeziora ciągnie ziąbem że brrr:)
Dzisiaj padał tu deszcz i miałem wrażenie, że lekko zmarznięty, tak na rozmarzającą krupę, aczkolwiek małżonka twierdzi, że nie, że to tylko takie duże krople. Hmmm…
to byłaby dość drastyczna zmiana, nie powiem.
U nas we dnie było przyjemnie, choć, jak pisałam, chwilami czuło się tę ostrość powietrza, ale teraz zrobiło się na termometrze lustrzanie – z 21 : 12.
🙂
Witaj, Quacku:)
Hoho, co za lustrzana pora roku!
W Krakowie plus 16 stopni, ale w Stróży na pewno dużo mniej.
Tak, po powrocie z Kaszub poczuliśmy na własnej skórze, o ile cieplejsze są miasta. A co dopiero u Was w górach, gdzie generalnie jest chłodniej!
Dobrze, że u Was we dnie nie było lustrzanie, Maczku;)
Było szaro, buro i zimno…
Lustrzanie w sensie temperatury czyli sześćdziesięciu jeden stopni na plusie:) Chyba byłoby dużo gorzej niż tylko „szaro, buro i” gorąco:)
Ee, byłoby zabójczo!
I to nie tylko dla Maczków:)
Uff… po zebraniu…
Gratuluję
Zrobiłam dzisiaj (ponieważ poprzednie już mi się znudziły) krem do twarzy wg nowej receptury. Posmarowałam się i teraz latam co pięć sekund do lustra sprawdzać, czy jakiejś reakcji alergicznej nie ma, bo test przedramienia nie zawsze u mnie działa, a pierwszy raz użyłam pszczelego wosku.
Trzydzieści dwie minuty minęły i nadal jest przyjemnie także wizualnie:)
Ale nie zaczęłaś jeszcze rozumieć języka (tańca) pszczół?
Chyba nie…
Nie rozumiałam, o czym szumi bambus, gdy używałam żelu bambusowego, ani co w kawie piszczy, gdy korzystałam z serum kofeinowego, więc, myślę, i rozumienie pszczelej mowy zostanie mi oszczędzone.
🙂
Okej. Chyba się za dużo naoglądałem filmów o superbohaterach.
Z superbohaterów najbardziej odpowiadałoby mi bycie Wolwerinem w kobiecej postaci.
Tylko czego na to dodać do kremu?
😉
Opiłków tego metalu, co ma z niego pazury. Adamantium się to nazywa w tym uniwersum.
I szkielet:)
Ale co ze zdolnościami regeneracyjnymi? Wolwuś się z nimi urodził:)
Też lubisz X-menów?
No właśnie co jakiś czas próbuję i nie mogę się do końca przekonać. Wolę raczej bohaterów Marvela z kręgu Avengersów, z tym że jak przeczytałem, że oglądanie II części Dra Strange’a ma sens po obejrzeniu serialu „Wanda Vision”, który zupełnie, całkowicie mnie nie kręci, to odpuściłem (na razie).
A ostatnio oglądam w wolnych chwilach kolejne odcinki „The Boys” (zasadniczo na Amazon Prime), serialu, w którym superbohaterowie są generalnie raczej bohaterami negatywnymi, tak czasem przewrotnego, że czapki z głów.
Ja wolę X-menów. Zwłaszcza komiksy, bo komiksowa ze mnie dziewczyna od zawsze:)
Filmy i owszem, ale nic się jednak nie umywa do papierowych obrazków – jak dla mnie:) Tym bardziej, że to już nie są te prymitywki z lat osiemdziesiątych u.w. ale – małe arcydziełka rysownicze. Dbałość o detal jest niesamowita. A i fabularnie nie ma nad czym wydziwiać:)
A, komiksy. Zupełnie ostatnio nie czytuję, nie kupuję, nie śledzę. Aczkolwiek koleżeństwo czasem ogłasza, że właśnie przełożyło… (Nb. przy komiksach gry słów nawiązujące do obrazków są piekielnie trudne do przełożenia, jeżeli nie niemożliwe, za co wielki szacunek dla tłumaczy).
A ja wciąż się kuszę na kupowanie:)
Mam kilka ulubionych serii, nie tylko tych dziś wspominanych.
Tak, domyślam się, że to sztuka nie lada, bo warstwa tekstowa komiksów opiera się na skrócie myślowym i skojarzeniach charakterystycznych dla języka twórcy oryginału. Ale my mamy naprawdę dobrych tłumaczy. Powiedziałabym, że przy gorszych lotów grafice to „tekstowcy” robią gro roboty, także ci tłumaczący.
A jak z brzęczeniem? 😉
Po miodzie nie miałam, to i po wosku spodziewam się nie słyszeć;)
To mi przypomniało Leno jakąś naszą wcześniejszą rozmowę o maseczkach na twarz.
Ok. Na długie jesienno-zimowe wieczory wrócimy do tematu „Makówka kobieta zadbana i mająca porządek w torebce” (kto widział mnie jak szukam coś w torebce ten wie, o czym mowa).
Teraz jednak rozpakowałam torbę z ciuchami ze Stróży i zabieram się za pakowanie plecaka na jutrzejszą wycieczkę.
Oczywiście, Maczku:)
Chętnie podzielę się swoimi doświadczeniami w kwestii nieuczulających (mnie) kosmetyków:)
A co do porządków we wspomnianej części garderoby, to… kiedyś sympatyczni koledzy urządzili konkurs pod tytułem: „Czego Lena nie ma w torebce?”:)
Tak, śmiejcie się, szczęściarze!
Wam wystarczy pójść do lada sklepu kosmetycznego, znaleźć regał z półką „Męskie kosmetyki”, sięgnąć po słoiczek z napisem „Krem”, zapłacić przy kasie i używać. Po goleniu. Do rąk. Do tortu.
😉
Wiesz Leno ja chyba jestem facetem, bo ja właśnie tak kupuję kosmetyki.
Kiedyś umówiłam się z przyjacielem na spacer. Przechodząc obok sklepu z kosmetykami powiedziałam „skończył mi się krem do twarzy, poczekaj to sobie kupię!”.
Najpierw zauważyłam strach w jego oczach i czytałam w jego myślach, że myślał, że przyjdzie mu czekać na mnie godzinę.
Natomiast jego mina gdy po dwóch minutach zobaczył mnie płacącą była bezcenna „Tak szybko? Był akurat twój ulubiony krem?”.
„Nie mam ulubionego, kupuję co akurat jest”.
Ale jesienią chętnie zacznę się szkolić. Nabrałam motywacji.
Pewnie nie uwierzysz, ale ja tak kupuję… wszystko:)
Z kosmetykami sprawa jest prosta – albo „mój” albo „kupię ,kiedy będzie”
Ubrania kupuję „na oko”, bo w razie czego – mam komu oddać:)
Mierzę (czego szczerze nie znoszę) tylko bieliznę i buty, i tylko takie, które mi wpadły w oko. Gdy nie ma rozmiaru – odpuszczam:)
Ja kupuję jedynie buty, bieliznę, ostatnio kupiłam parę ciuchów „do chodzenia w góry”, bo są one faktycznie lżejsze od tych, co miałam.
Wystarczy popatrzeć na zdjęcia na fb -te same ciuchy od iluś tam lat.
Kiedyś dużo kupowałam w ciucholandach, ale teraz już mi się znudziło.
W ciucholandach zawsze bałam się kupować ze względu na problemy uczuleniowe, ale jestem częstą bywalczynią sklepów z tekstyliami, sporo tkanin przywoziłam też ze świata, bo ja miewam pomysły, a że z igłą i nożyczkami znamy się dobrze, potrafię sobie sama coś wymodzić:)
Umiem też przerobić na przykład stare buty na torebkę, ale starej torebki na buty już nie;) Chyba że na jakieś kapciołki:)
Bielizna to moja słabość – lubię dobrą i ładną. Dbam o nią – nigdy nie tłukę w pralce, starannie rozwieszam, żeby się nie zdefasonowała i równie starannie przechowuję:)
Słyszałem tylko wersję o żelu – pod prysznic, do włosów, ciała, okolic intymnych, i jeszcze miskę olejową w samochodzie się doczyści.
O! To prawie jak cola;)
Uczciwie przyznaję, że colą się jeszcze nie próbowałem myć.
Ale doświadczenie (np. z przypadkowego polania się colą) podpowiada mi, że raczej bym się lepił.
I osy by Cię lubiły.
Oj…
pewnie tak.
Czy ja Cię namawiam, żebyś się mył? Ona podobno jest świetnym pilingiem. Tak jej nie używałam, ale jako odrdzewiacza – owszem. I to z niezłym skutkiem:)
Jeszcze nie rdzewieję, mam nadzieję, że nie będę miał potrzeby używać w najbliższym czasie (nie do siebie, do rzeczy).
– Słuchaj, co ile trzeba wymieniać olej? – pyta znajomego świeżo upieczony posiadacz malucha.
– Ja tam nie wiem, ale szwagier coś wspominał, że wymienia co 2 lata…
– A co on ma? Fiata? Małego czy dużego?
– kiosk z frytkami…
🙂
Podobno niezłym paliwem do traktorów jest olej z Biedronki:)
Kochani pożegnam się już, bo jutro muszę wstać o 5.40.
Dobranoc!
Spokojnej!
Dobrych snów i przyjemnego wędrowania, Maczku:)
To i ja powiem: Dobranoc!
Miłych snów, Tetryku:)
Spokojnej. Ja też powoli zmykać będę.
Dobrej nocki, Quacku:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Dzień doberek!
Ja już na przystanku,a Wy? Śpicie?
Też bym pospała.
A gdzie Ty się znowu włóczysz, Włóczykiju? Weź chociaż kanapkę do Gieni!
Dzień dobry, w nocy chyba padało, bo są mokre ślady wszędzie za oknem.
Witajcie!
Ja już chyba nie śpię…
Teraz dzień dobry.
Chociaż jak z rana odebrałam wyniki wczorajszych badań, to się obudziłam natychmiast i bez wspomagaczy…
Czas coś zjeść.
O, dobrze że o nas pomyślałaś!
Ktoś musi
Słoneczkowe dzień dobry, Wyspo:)
Witaj, Uśmiechnięta!
Dzień dobry, Tetryku:)
Myślałam, że przywitam się już pod kolejnym jeremiaszkiem, ale wychodzi na to, że jak samse nie zorganizujesz, to – nie masz;)
Wstawić coś patronalnego, czy może ktoś już nad tym pracuje?
Jeśli tylko masz pomysł, bardzo proszę 🙂
Na pomysłach mi, póki co, nie zbywa:)
Większy problem mam z wszechobecnością;)
Po nieśpiesznym spacerku z Tetrykiem zapraszam na milutką sonatinkę pana Jeremiego Przybory:)