« Nie kłamała... Beskid Niski — Beskid śliski... »

W sierpniu

Poniższy tekst jest ostatnim rozdziałem z książki (bo trudno nazwać ją powieścią, najwyżej zbiorem opowiadań) Tove Jansson „Lato” (wyd. oryg. 1972), w przekładzie Zygmunta Łanowskiego. Bohaterkami opowiadań z tego zbioru są bezimienna babka i jej wnuczka Sophia, które mieszkają w zimie w mieście, a w lecie – na jednej z wysepek na Bałtyku. Poza tym w książce pojawia się jeszcze ojciec Sophii, ale to bohater w najlepszym razie drugoplanowy. Poza nastrojem „niezwykłości w codzienności” jest w tym zbiorze jeszcze coś: kiedy cofniemy się o krok, widać, ile z tej rzeczywistości znalazło się w niektórych powieściach z serii o Muminkach (zwłaszcza w tomie „Tatuś Muminka i morze”!!!). Ostatni rozdział, zatytułowany „W sierpniu”, podsumowuje całość, ale zarazem doskonale pasuje do tego, co codziennie widzimy za oknami – do powoli ustępującego lata. A poza tym trochę mi przypomina wspomnienia Leny i tego, co wtedy „się” działo.
________________________________________


W sierpniu

Za każdym razem noce robią się ciemne całkiem niepostrzeżenie. Jakiegoś wieczora w sierpniu wychodzi się na dwór i nagle wszystko jest czarne jak smoła, wielka ciepła czarna cisza otacza dom. Jest nadal lato, ale już ono nie żyje, zatrzymało się nie więdnąc i jesień już stoi u progu. Nie ma jeszcze gwiazd, tylko ciemność. Wtedy wydobywa się z piwnicy kanister z naftą i stawia w sionce, a latarka kieszonkowa wisi na kołku przy drzwiach.

Nie od razu, ale stopniowo i jakby mimochodem rzeczy zaczynają zmieniać swoje miejsca, by dostosować się do biegu roku. Wszystko przenosi się bliżej domu, dzień po dniu. Tata Sophii wnosi do wnętrza namiot i pompę. Zdejmuje z boi szeklę i umocowuje łańcuch za pomocą korkowego pławika. Łódź wciąga się na ląd, a krypę układa się dnem do góry za drewutnią, i tak zaczyna się jesień. W parę dni później wykopuje się kartofle i beczkę z wodą podtacza się pod ścianę domu. Wiadra i narzędzia ogrodnicze leżą bliżej domu, a stanowiące ozdobę puszki znikają, parasol babki i inne nietrwałe i miłe przedmioty zmieniają miejsce. Na werandzie stoi gaśnica i siekiera, kilof i łopata do śniegu. A równocześnie zmienia się cały krajobraz.

Babka zawsze lubiła tę wielką zmianę w sierpniu, może głównie z powodu jej niezmiennego przebiegu, dlatego że wszystko otrzymywało swoje własne miejsce i nie mogło mieć żadnego innego. Był to okres, kiedy wszystkie ślady musiały zniknąć i, o ile to było możliwe, wyspa musiała być przywrócona do swego pierwotnego stanu. Zmęczone rabaty przykrywano zwałami wodorostów. Długie deszcze zrównywały je i wypłukiwały. To, co wciąż jeszcze kwitło, było czerwone albo żółte, tworząc mocne barwne plamy na wodorostach, w lesie rosło kilka ogromnych białych róż, które rozwijały się i żyły jedną dobę w zapierającej dech krasie.

Może to z powodu deszczu babkę rozbolały nogi i nie mogła chodzić po wyspie tyle, ile by chciała. Ale codziennie szła kawałeczek właśnie przed zmierzchem i uprzątała ziemię. Sprzątała wszystko, co miało coś wspólnego z ludźmi. Zbierała gwoździe i strzępki papieru i materiałów lub skrawki plastyku, kawałki desek splamione rozlaną ropą, a także tu i ówdzie nakrywki od słoików i puszek. Schodziła na brzeg i rozpalała ogniska, w których paliła wszystko, co powinno było spłonąć, i czuła cały czas, że wyspa staje się coraz czystsza i coraz bardziej odległa, i obca. Otrząsa się z nas, myślała. Niebawem będzie nie zamieszkana. Prawie.

Noce stawały się coraz to ciemniejsze. Po horyzoncie przesuwał się przerywany łańcuch światła latarni morskiej i czasem na szlaku wodnym opodal huczały duże statki. Morze nie poruszało się, było zupełnie cicho.

Gdy ziemia była już czysta, tata Sophii pomalował wszystkie przewleczki czerwoną farbą i pewnego ciepłego dnia bez deszczu wysmarował werandę tranem. Naoliwił narzędzia i zawiasy i wyczyścił z sadzy komin. Sieci zabrano do domu. Pod ścianą tata ułożył stos drewna na przyszłą wiosnę i dla rozbitków, a drewutnię owiązano linami, ponieważ stała blisko znaku najwyższego stanu wody.

– Musimy zabrać do domu paliki od kwiatów – powiedziała babka. – Psują krajobraz.

Ale tata Sophii zostawił je tam, gdzie stały, bo inaczej nie mógłby wiedzieć, co gdzie rosło, kiedy wrócą na wyspę.

Babka była niespokojna o mnóstwo rzeczy.

– Załóżmy – mówiła – że ktoś tu wyląduje, tak jak zawsze robili. Nie będą wiedzieć, że gruba sól jest w piwnicy, a pokrywa może się zaciąć od wilgoci. Musimy położyć sól na górze, z etykietą, żeby nie myśleli, że to cukier. I musimy powiesić na widoku więcej spodni, ludzie najbardziej nie lubią, jak mają mokre spodnie. Ale co to będzie, jak powieszą swoje sieci na rabatach i wszystko podepczą? Z korzeniami nigdy nic nie wiadomo. – Nieco później zaniepokoiła się o komin i wywiesiła kartkę: „Nie wyciągajcie szybra, może zardzewieć. Jeśli nie ma ciągu, może być ptasie gniazdo w kominie, to znaczy później na wiosnę.”

– Ale przecież wtedy my będziemy już tutaj – wtrącił tata Sophii.

– Z ptakami nigdy nic nie wiadomo – odparła babka. Zdjęła firanki o tydzień za wcześnie i zakryła wschodnie i południowe okno płachtami papieru. Napisała na nich: „Nie zdejmujcie zasłony, bo inaczej ptaki jesienne będą latać przez dom. Używajcie wszystkiego, ale nanoście nowych drew, narzędzia są pod warsztatem stolarskim. Serdeczne pozdrowienia.”

– Czemu się tak spieszysz? – zapytała Sophia, a babka odparła, że dobrze jest wszystko zrobić wtedy, kiedy się wie, co ma się do zrobienia. Wyłożyła dla gości papierosy i świece, na wypadek, gdyby lampa zastrajkowała, i schowała barometr, śpiwory i skrzynkę z muszelek pod łóżkiem. Później wyjęła barometr znowu. Statuetki nie chowano nigdy. Babka wiedziała, że nikt się nie zna na rzeźbie, a poza tym uważała, że nie zaszkodzi im trochę oświaty. Zostawiła im też szmaciane dywaniki, aby izba nie wyglądała tak niegościnnie podczas zimy.

Izba zmieniła się przez to, że dwa okna były zasłonięte, stała się zarazem tajemnicza, konspiracyjna i dosyć opuszczona.

Babka wyczyściła do połysku klamkę i wyszorowała zlew. Następnego dnia wyprała całą swoją odzież w drewutni. Potem była zmęczona i weszła do izby gościnnej. Pod jesień było tam bardzo ciasno, gdyż wtedy izba ta stawała się składem wszystkiego, co czekało na przyszłą wiosnę lub czego już nie potrzebowali. Babka lubiła być otoczona różnymi rzeczami i przed zaśnięciem przyglądała się wszystkiemu, co ją otaczało, sieciom, skrzynkom gwoździ, zwojom stalowego drutu i lin, workom z torfem i innym ważnym rzeczom, i ze szczególną czułością przypominała sobie ozdobne nazwy dawno rozbitych statków, pierwsze rozprawy o Prawdopodobieństwie Sztormu, daty dotyczące zastrzelenia norki, zabitych fok i innych zwierząt, a przede wszystkim zatrzymywała się przed pięknym obrazem pustelnika w otwartym namiocie na tle morza pustynnego piasku i na tle strzegącego go lwa. Jak ja będę mogła opuścić tę izbę, myślała babka.

Niełatwo było tam wejść i zdjąć z siebie odzież, otworzyć okno, by wpuścić nocne powietrze, i wreszcie móc wyprostować nogi. Gasiła świecę i słyszała, jak kładą się spać za ścianą. Pachniało smołą i mokrą wełną, i może trochę terpentyną, a morze było bardzo ciche. Gdy babka zasypiała, przypominała sobie o nocniku, który stał pod łóżkiem, i o tym, że nienawidzi tego przedmiotu będącego symbolem bezradności. Przyjęła go z czystej uprzejmości. Nocnik dobrze mieć w czasie sztormu lub deszczu, ale na drugi dzień trzeba go wynieść aż do morza, a wszystko, co się musi ukryć, jest ciężarem.

Gdy babka zbudziła się, leżała długo zastanawiając się, czy wyjść na dwór, czy też nie. Wiedziała, że noc podeszła już tuż pod ściany i czeka za oknami, a nogi bolały ją bardzo. Schodki były wadliwie zbudowane, miały wysokie stopnie i były za wąskie, a potem zaraz była skała, śliska aż do drewutni, a potem trzeba było zrobić całą tę drogę z powrotem. Nie można zapalić świecy, bo wtedy zgubi się kierunek, a odległość i ciemność podejdą bliżej. Trzeba przerzucić nogi przez brzeg łóżka i poczekać, aż się odzyska równowagę. Cztery kroki do drzwi, które trzeba otworzyć z klamki, i znów poczekać, potem pięć stopni w dół z poręczą. Babka nie bała się upaść albo zabłądzić, ale wiedziała, że ciemność jest absolutna, i jak to jest, gdy się straci oparcie i nie ma się czego trzymać. W każdym razie, powiedziała do siebie samej, wiem bardzo dobrze, jak to wszystko wygląda. Nie muszę tego widzieć. Przerzuciła nogi przez brzeg łóżka i poczekała trochę. Zrobiła po omacku cztery kroki do drzwi i otwarła je z klamki. Noc była ciemna, ale już nie taka ciepła, tchnęła lekkim i przenikliwym chłodem. Bardzo powoli babka zeszła po schodach, odwróciła się od domu i wypuściła poręcz z dłoni. Nie było tak czarno, jak sądziła. Gdy przykucnęła pod drewutnią, wiedziała dokładnie, gdzie się znajduje, gdzie jest dom i morze, i las. Daleko na wodnym szlaku słychać było buczenie statku przechodzącego obok, ale latarni morskich nie mogła zobaczyć.

Babka usiadła na pieńku i czekała na równowagę. Wróciła jej dość prędko, ale babka mimo to siedziała jeszcze chwilę. Statek towarowy szedł na wschód, stopniowo zanikał dźwięk silników Diesla i noc stawała się równie cicha jak przedtem, pachniało jesienią. Nowy statek podszedł bliżej, chodził prawdopodobnie na ropie i był mały. Mógł to być szkuner do połowu śledzi z silnikiem samochodowym, ale chyba nie tak późno w nocy. Te statki wychodziły zwykle tuż po zachodzie słońca. W każdym razie nie wszedł na szlak wodny, tylko poszedł prosto w morze. Łagodne dudnienie silnika minęło wyspę i poszło dalej, uderzenia pulsu płynącego statku tętniły dalej, coraz to dalej i dalej, i nigdy nie ucichły.

– Jak zabawnie – powiedziała babka. – To uderzenia serca, całkiem po prostu, a nie żaden szkuner śledziowy. – Zastanowiła się, czy pójść się położyć, czy też zostać tam jeszcze, może zostać przez chwilkę.


166 komentarzy

  1. Quackie pisze:

    Dobry wieczór na nowym piętrze. Tove Jansson dla dorosłych.

  2. Lena Sadowska pisze:

    Dobry wieczór na nowym pięterku:)

    Nie znałam tego, a opowieść rzeczywiście przypomina nasze przeprowadzki z Letniego Domu do miasta:) U nas wprawdzie nie szumiało morze, lecz – Jezioro, ale krzątaliśmy się wszyscy w podobny sposób, starając się tak wszystko uporządkować, by wiosną mieć jak najmniej pracy.
    I my wracaliśmy zawsze dzień przed Świętem Zmarłych, kiedy na drzewach nie było już liści, a po nocy ziemia nierzadko pokryta bywała cieniutką warstewką szronu:)

    I rzeczywiście masz rację, Quacku, że styl tej opowieści jest bardzo muminkowy:) Takie tu wszystko spokojne, zwyczajne, podlegające nieuchronności wegetatywnego kalendarza. A jednocześnie tajemnicze i niepokojące, głownie z powodu zmiany „dekoracji” miejsca, do którego zdążyło się latem przywyknąć:)
    Bardzo fajnie mi się to czytało.

    • Quackie pisze:

      Serdecznie polecam cały zbiór. On występuje jako powieść (cieniutka, raptem 170 stron), ale dla mnie to nie powieść, bo pomiędzy poszczególnymi rozdziałami nie ma takiej spójności jak w powieści.

      Znajdziesz tam wściekającą się Małą Mi, Tatę Muminka dbającego o rodzinę, opis nurkowania w morzu praktycznie jak w „Lecie Muminków” (a może to było „W Dolinie Muminków”?) i mnóstwo jeszcze innych tropów.

  3. Quackie pisze:

    A teraz już dobranoc, umykam.

  4. Lena Sadowska pisze:

    Też już się pożegnam: dobranoc, Wyspo:)

  5. Quackie pisze:

    Dzień dobry, wciąż jeszcze w sierpniu Wink zachmurzenie co prawda, ale dzięki temu nie ma upału i na razie się nie szykuje.

  6. Makówka pisze:

    Słoneczne dzień dobry!
    Czytać będę później.
    Teraz trwają ustalania jak pogodzić moje ucho z nie zmarnowaniem pięknej pogody.

  7. Lena Sadowska pisze:

    Ponocnoburzowe dzień dobry, Wyspo:)

    Nie jest może dużo chłodniej, bo mamy 27 stopni na plusie, ale powietrze zdecydowanie bardziej rześkie po nadrannych błyskawiczkach i strużkach:)
    Nie mówiąc o lekkim wiaterku, który też uprzyjemnia upał:)

  8. Makówka pisze:

    Tu nadal upał i ja dalej nie miałam czasu na czytanie.

  9. Lena Sadowska pisze:

    Domowe dobry wieczór, Wyspo:)

  10. Makówka pisze:

    Wróciliśmy z Zarabia,prysznic,ciasto i piwo w garść i do sąsiadów.
    Sąsiad proponuję piwo.Ja odpowiadam,że dziękuję,bo mam zapalenie ucha.Sasiadka miała niedawno stan przedzawałowy.
    Ale…”to może ja zrobię gin z tonikiem?” pyta sąsiadka.
    Jej mąż”ale to jest mocniejsze od piwa!”
    A my na to „jak grzeszyć to bodaj z fasonem!”
    A tak serio musiałysmy niestety tak tylko troszeczkę.Ale i tak miło było.

    • Lena Sadowska pisze:

      Witaj, Maczku:)

      Znowu niemal w tym samym czasie zajrzałyśmy na Wyspę:)
      Ja zajęłam się koralikowaniem i jakoś bardzo szybko mi ten czas minął:)

      Miło, że fajnie Ci się spędzało piąteczek:)

      • Makówka pisze:

        Miło choć bycie nad wodą w taki upał bez pływania,a tylko takie zamaczanie dość mnie irytowało.
        A ucho nie docenia moich poświęceń i nadal boli.

  11. Makówka pisze:

    Opowiadanie dopiero teraz przeczytałam.
    Ma w sobie jakiś urok,którego określić nie umiem.
    Chatkę w Stróży też zamykamy na zimę,ale właściwie niewiele to się różni od wyjeżdżania w ciągu lata,bo i tak każdorazowo wyłącza się prąd,zamyka kraty itd.
    Dobranoc!
    !

  12. Lena Sadowska pisze:

    Chcę skończyć, co zaczęłam, więc też się już pożegnam:

    dobrej nocki, Wyspo:)

  13. Makówka pisze:

    Dzień dobry!

  14. Makówka pisze:

    Ciszaaaa….
    Quacku wyjechał,Tetryk zdobywa szczyty…
    Lena ….?

    • Lena Sadowska pisze:

      Witaj, Maczku:)

      Lena wstała, poprysznicowała się, obudziła się, nakarmiła Psiułkę i siebie, wypiła herbatę, wybyła z Psowatkiem w krótki plenerek, wróciła, zajrzała na Kartkę i Wyspę, a teraz pije herbatę i zastanawia się – co dalej z tak miło rozpoczętym dniem:)

      • Makówka pisze:

        Witaj Leno!
        Tu pogoda idealna nad jezioro,ale ucho jednak boli, więc jechać prawie godz.,aby tylko się taplać,a nie móc pływać trochę nie miałam motywacji.

        • Lena Sadowska pisze:

          No tak, lepiej chyba parę dni pocierpieć i porządnie ucho doleczyć, niż męczyć się z niedoleczonym kolejne tygodnie.
          My jeszcze wybędziemy, ale nieco później, bo mam trochę domowej dłubaniny:)

  15. Lena Sadowska pisze:

    Kolejne upalne dzień dobry, Wyspo:)

  16. Lena Sadowska pisze:

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

  17. Lena Sadowska pisze:

    Nie pozostaje mi chyba nic innego, jak zastąpić Quacka i wstawić dobranockę:)

  18. Lena Sadowska pisze:

    Lecę do mojego koralikowania, ale będę jeszcze zaglądać na Wyspę:)

  19. Makówka pisze:

    Dobranoc Wyspo!

  20. Lena Sadowska pisze:

    Miłej nocki, Wyspo:)

  21. Makówka pisze:

    Dzień dobry!
    Delighted

  22. Jo. pisze:

    Niezwykłość w codzienności. To trochę takie,jak rutyna chaosu Happy

  23. Jo. pisze:

    Chodźcie na śniadanie.
    Koffie

  24. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Wróciłem z wojażowania, solidnie podgotowany, czy raczej podduszony w sosie własnym. Jak się ogarnę, to poczytam! 🙂

  25. Lena Sadowska pisze:

    Wciąż niemożliwie upalne i spęcherzone nieco, ale radosne dzień dobry, Wyspo:)

    • Tetryk56 pisze:

      Nad czym tak ciężko pracowałaś? Czy też słoneczne leniuchowanie cię zbąbelkowało?

      • Lena Sadowska pisze:

        A daj (że tak pojadę rodzinnym klasykiem) spokój – pękło mi wczoraj ręczne wiertełko, a że te elementy są za małe, by wkładać je w imadło i robić otworki wiertarką, postanowiłam użyć szpikulca. Wprawdzie Brat mówił, żebym poczekała, aż naprawi tamto, ale ja się uparłam, że skończę, co zaplanowałam. I skończyłam, ale na obu dłoniach, kciukach i palcach wskazujących dorobiłam się takich pęcherzy, jakbym tydzień chodziła na rękach w nowych, dużo za ciasnych butach…
        Żebyś mnie widział, a raczej – słyszał, jak dziś sprawiałam okonie… Bo Brat, oczywiście, słowa dotrzymał i wiertełko naprawił w trybie ekspresowym, a w bonusie podzielił się też ze mną dzisiejszym połowem:)
        Smycz trzymam metodą nadgarstkową, a prowadzić też nie bardzo mogę, więc i z wieczornego spacerku pewnie nici, chlip…

        • Tetryk56 pisze:

          Niepowstrzymana zapalczywa wola jest jednym z objawów temperamentu; i na ogół to dobrze — ale bywają wyjątki…
          Misio

          • Lena Sadowska pisze:

            🙂

            Dzięki za misia, Tetryku:)
            Nigdy się nie zapierałam swojej temperamentności, choć to jedna z tych zalet, z którą czasem nie bardzo wiadomo, co robić;)

  26. Quackie pisze:

    Dzień dobry, wróciłem. Żadnych ciekawych zdjęć tym razem się nie udało zrobić, ale właśnie za plecami stoi mi klimatyzator. I chłodzi.

    • Jo. pisze:

      Się pan przeziębi.
      Ja właśnie rozwaliłam sobie zatoki klimą w aucie i wentylatorem w prasowalni.
      Nie polecam.

      • Quackie pisze:

        Jeżeli tak, to pewnie odstawię. Albo zacznę używać na mniejszym chłodzeniu. Na razie nastawiony na 21 stopni, ale nie mam problemu, żeby używać na 22. W aucie zawsze nastawiam na 21-22 i na razie się nie pochorowałem, natomiast znajomy, co zawsze zaczyna od trybu najzimniejszego (16 stopni albo zimniej), owszem, bywa, że choruje. A także ma zespół handlowca (mimo że nie jest takowy), tzn. prawy łokieć, ten, co jest wprost wylotu klimatyzacji po prawej stronie kierownicy, go potrafi rozboleć wprost paskudnie. Na tle właśnie reumatyczno-klimatyzacyjnym.

        • Tetryk56 pisze:

          W pierwsze lata dyżurowałem w południowym pokoju z ogromnymi oknami, i co jakiś czas biegałem na halę obok, gdzie wielkie komputery były chłodzone bardzo wydajną klimatyzacją (wódkę można było chłodzić!). Po paru miesiącach ciągłego smarkania nauczyłem się używać podkoszulka nawet w lecie…

    • Makówka pisze:

      Kolejny Mistrz wrócił!
      Fala

    • Lena Sadowska pisze:

      Witaj, Quacku:)

      Mój znajomy po szczególnie paskudnym zastrzale przestał otwierać w samochodzie okna, przerzucając się na klimatyzację. Kiedy od klimy dostał zapalenia płuc, temperatura w jego aucie zaczęła ściśle zależeć od temperatury zewnętrza i bardzo się dziwił, że nikt z jego bliższej i dalszej rodziny nie chciał już korzystać z podwózek:)

      A moja koleżanka miała inny sposób na wysokie temperatury: rozkładała sobie materac, otwierała zamrażarkę i jakoś znosiła największe upały. Niestety, tylko przez jeden sezon, bo jej mąż, po uiszczeniu rachunku za prąd, postawił kategoryczne veto: „Albo zamrażarka albo – ja!”. I pozbyli się zamrażarki:)

      • Quackie pisze:

        Mijaliśmy dzisiaj na autostradzie samochody z oknami otwartymi jak szeroko. Przy 120-130 km/h otwarte okno = +10% większe spalanie, jeżeli dobrze pamiętam. A jeszcze w perspektywie zastrzały…

        Uważam, że klimy trzeba umieć używać, za zimno – niedobrze. No i dobrze jest reagować na to, co się dzieje za oknem, żeby nie przedobrzyć w żadną stronę.

  27. Makówka pisze:

    Czekam na pierogi ukraińskie w restauracji pod Koskowa Góra.
    Pięknie widać Tatry,Beskidy, Lanckoronę,Krakow

  28. Lena Sadowska pisze:

    Dybra, spróbuję jednak podlecieć niedaleczko, bo to chyba będzie mniej bolesne niż dzierżenie naprężonej smyczy… I mniej grożące wywichnięciem nadgarstka…

    A swoją drogą – dziwnie się pisze tylko sześcioma palcami…
    🙂

  29. Quackie pisze:

    Niewielka przerwa, chyba…

  30. Makówka pisze:

    Jesteśmy w chatce.Przebrani w suche ciuchy,po zjedzeniu kolacji i grzejący się pod kocykami.
    Innymi słowy nieźle nam dolało.

  31. Makówka pisze:

    O 20 spać?Jo?

  32. Lena Sadowska pisze:

    Jużdomowe dobry wieczór, Wyspo:)

  33. Tetryk56 pisze:

    Tak mi się przypomniało, że przydarzyła mi się kiedyś taka pomyłka, jak babce z opowiadania. Z pewnych powodów kryłem się przez jakiś czas w ciemnym kącie, przeczekałem ruch związany z nadjechaniem jakiegoś auta, po czym auto odjechało, ale jakiś drugi silnik wciąż hałasował. Byłem bliski paniki, póki nie zrozumiałem, że za cienką deską, przy której stałem, jest pusta przestrzeń, dopasowana geometrią do rezonansu z moim podenerwowanym sercem!

  34. Makówka pisze:

    Pan Samochodzik dobrze reagował,natomiast moja komórka coś źle reaguje.
    Mam problem z pisaniem na właściwym schodku, więc się pożegnam.
    Dobranoc!

  35. Lena Sadowska pisze:

    Jeszcze nie idę spać (pewnie czegoś sobie posłucham, skoro niczego innego robić nie mogę), ale też się już pożegnam:

    dobrej nocki, Wyspo:)

  36. Quackie pisze:

    Dzień dobry, zdaje się, że można już poprosić Gienię na Wyspę?

    Koffie

  37. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Sprawunki przedśniadaniowe załatwione, czas się posilić Delicious

    • Makówka pisze:

      Dalej urlopie?

      • Tetryk56 pisze:

        Jeszcze ten tydzień. Ale mam dość wypełniony…

        • Makówka pisze:

          Pracowicie czy jeszcze jakiś wyjazd?
          Ma być ładna pogoda.

          • Jo. pisze:

            Ja nie wiem: całe tygodnie marazm, a kiedy człowiek powinien myśleć tylko o pakowaniu kąpielówek i przygotowaniu przewodników, to mu się terminarz nie dopina…
            Normalnie Disapproval

            • Makówka pisze:

              Normalne.
              W planach wyjazd gdzie?

              • Jo. pisze:

                No a gdzie MY możemy jechać, Makówko? Happy-Grin
                Ale będzie dużo, długo i intensywnie. Raporciki mam nadzieję wrzucać na IG i może na bloga (blog.oberzyna.pl). W sumie to może by ewentualnie Mistrz T przywrócił mnie do „tam bywamy” jeśli miałabym na dłużej zakotwiczyć przy Wyspie…
                Plan jest taki:
                Werona, Piemont (nie wiem co, Piter chce kontynuować rezydencje Sabaudów, ale też ta Avigliana męczy… może wreszcie Casa Martini? diabli wiedzą, dlatego będą raporciki), potem Chianti i powrót do starych kątów, a jeszcze potem Maremma i trudne wybory w rodzaju: dzisiaj basen czy plaża?

                Sama widzisz – człowiek zmęczony zanim zamknął drzwi od domu 😉

                • Tetryk56 pisze:

                  Oczywiście, że masz zakotwiczyć. W końcu gdzieś trzeba też wypoczywać… 😉

                • Makówka pisze:

                  Wspaniały plan!
                  Ale należy Wam się dobry wypoczynek.
                  Będę śledzić jak tylko będę przy laptopie.

                • Quackie pisze:

                  Piękne plany, dla nas niewykonalne, gdyż rok szkolny. To kiedy jedziecie?

                • Jo. pisze:

                  Quackie – w sobotę. Termin wybrany świadomie, wręcz z premedytacją.
                  Więcej będzie. Obiecuję.

                  Tetryku – gdzieś trzeba… bo wakacja zapowiadają się wyczerpujące.

                • Quackie pisze:

                  No, to jeszcze chwila…

  38. Quackie pisze:

    Dzień dobry, norma wykonana, za chwilę zaś na przerwę.

    Ale póki co, jeszcze przemknę po szczebelkach.

  39. Lena Sadowska pisze:

    Podeszczykowe ale wciąż przyjemnie ciepłe dzień dobry, Wyspo:)

  40. Tetryk56 pisze:

    Zanim zaskoczy nas wrzesień, zapraszam na parę wspomnień z łazikowania po górach.

  41. Quackie pisze:

    A ja na przerwę.

Skomentuj Makówka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)