O, contrain je m’emboulle,
Taquilosse, comme ou jalle?
O, cotrain, polissoule,
O, madame, coulon valle!
Il est trosque, il est bouge,
A ma creve qui pis vrai.
O, madame, o, tonuche
O, madame, o tomb rain!
Oko trę, że mam ból.
Taki los! Komu żal?
Oko trę, pali sól.
O, madame, kulą wal!
Ile trosk, ile burz,
A ma krew kipi, wre,
O, madame, oto nóż!
O, madame, oto mrę!
Oko trę, że mam ból. – O, contrain je m’emboulle.
Taki los, komu żal? – Taquilosse, comme ou jalle,
Oko trę, pali sól. – O, cotrain, polissoule,
O, madame, kulą wal! – O madame, coulon valle!
Ile trosk, ile burz, – Il est trosque, il est bouge,
A ma krew kipi, wre, – A ma creve qui pis vrai.
O madame, oto nóż! – O, madame, o tonuche,
O, madame, oto mrę! – O madame, o tome rain!
J.K. Jaworski
Witam:)
Wyżej zaprezentowany utworek to żart językowy. O jego autorstwo posądzano J. Tuwima, ale on sam w „Pegazie dęba” wspomina o niejakim J.K. Jaworskim.
Wiersz oparty jest na wdzięcznie brzmiącej z grecka paronomazji czyli środku stylistycznym z pogranicza fonetyki i semantyki polegającym na zestawieniu podobnie brzmiących słów w celu uzyskania konkretnego efektu. Tu akurat satyrycznego:)
Jak bardzo zawile by to nie brzmiało:), jestem pewna, że każdy zna mnóstwo przykładów paronomazji, ponieważ w XX i XI wiekach robiła ona wielką furorę.
Jak?
A pamiętacie bajeczki:)?
O manifeście:
Wszystkim dzieciom śmierdzą gacie ale Mani fest.
O kapuście:
Bez dziewczyny nocka pusta.
O romantyzmie:
Roman, tyź mie dziecko zrobił!
O animatorach:
Jedzie pociąg, a ni ma torów.
Jest tego cała masa, więc zapraszam do opowiadania bajeczek:)
Dobry wieczór!
Pamiętam o morzu, panterze i mieliźnie
A może pan tera mie liźnie?
Jestem pewien, że słyszałem jeszcze więcej, ale obawiam się, że zbyt wulgarnych, żeby je tu przytaczać, więc nawet nie próbuję sobie przypominać
Najwięcej bajeczek jest chyba z imionami:)
O manicure:
Stefan Mani córe zrobił.
A mnie bardzo śmieszył ten o anatomii: a na to mie nie stać:)
O, o anatomii nie znałem!
A o etacie:

E! tacie prują się gacie.
A wierszyk z wpisu czytałem w „Cicer cum caule”, trzytomowym zbiorze ciekawostek i osobliwości, publikowanych przez Tuwima (do 1953, siłą rzeczy) w „Problemach”, a potem wydanych w formie książkowej.
Ja się pierwszy raz natknęłam we wspomnianym „Pegazie…” Nawet swojego czasu pokusiłam się o zajrzenie do francusko-polskiego słownika:)
Słowa istnieją, ale ich sens w wierszu jest raczej problematyczny:)
No nie, po francusku to byłby kompletny bełkot, nie porwę się, ale automat tłumaczy dość wiernie (i dlatego bez sensu), nawet jeżeli nie wszystkie słowa
O, przymus, jestem zagubiony,
Taquilosse, as czy junior?
O, przeciwnie, palissoule,
O, madame, dolino kumońska!
To jest broszka, to jest buła,
A ma credo qui pis vrai.
O, madame, o, tonuche
O, madame, o deszczu grobowców!
Taquil osse to kość ogonowa,

polis soule to wypolerowana dusza,
cou lon to długa szyja:)
A:
A ma creve qui pis vrai to: „O! na(d) mą śmierć, co jest gorsze.”
Zapomniałam napisać, że
ton u che to jesteś u siebie:)
Ba, no i od razu widać, dlaczego bym się nie porwał – w ogóle bym tego tak nie rozpisał, za słabo znam francuski!
Ja też już mało co pamiętam, ale kiedyś prowadziłam dość ożywioną korespondencję i wzrokowo jeszcze co nieco ogarniam:)
Bajeczka o dźwigu:
– Zamknij dźwi, gówniarzu!
O apostołach:
– Jedzcie, pijcie, a po stołach nie rzygajcie…
No jasne, o apostołach!
O dziewannie:
Dzie wanna, bede rzygał!
O Agatce:
A gatki miała w kwiatki.
O mateczce:
Gdzie ma teczka?
Jeszcze pamiętam
O Anicie:
Ani cie znam, ani cie lubie.
O senatorze:
Janek siedzi se na torze.
O malinie:
Ona to ma linie.
O komunie:
Komu niewygodnie?
Och! dużo mi się przypomina w trakcie pisania:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Tak, one przeważnie są rubaszne:)
O Borowie:
Uważaj bo rów.
O Damaszku:
Uda masz, kurczę, śliczne.
Pospacerowałam,na Babią Górę się napatrzyłam,winko popiłam i tak minąłby dzień sielankowo gdyby nie ten lis morderca.
Jakby z tego zrobić paranomazje nie wiem?
O mordercy:
Chces w morde cy w ucho?
Dobry wieczór, Makówko:)
*Zjadłam „r” więc:
Mam order cy kwiatek?
O Izabelli Cywińskiej:
– Iza, chcesz piwa cy wińska?
Ja znam o Magdzie Zawadzkiej, ale nieprzyzwoite, więc poprzestanę na
O wątróbce:
Won trupka Stalina z Mauzoleum Lenina.
O, Maczku, jeszcze mi tak teraz przyszło do głowy:
O lisie mordercy:
Bali siem order cyścić;)
Był też podobny wierszyk stylizowany na włoski, którego autora ni tytułu nie pamiętam, ostał mi się jedynie wers:
Isabella vinco spia….
No i jeszcze Andrusowe „Ragazza di Napoli” bawi tą samą ideą, choć nie jest tak kompletna jak twój przykład…
Zapomniałam napisać, że A. Andrus jest jednym z moich ulubionych wykręcaczy słów:)
To i ja się pożegnam.
Dobranoc!
Miłych snów, Makówko:)
To i ja opowiem bajeczkę o śnie:
Światło gaś, nie gadaj!
I się pożegnam:
dobrej nocki, Wyspo:)
Dobry, tutaj podobna pogoda, więc przechodzę na oświetlenie sztuczne, a okna zasłaniam!
Witaj, Quacku:)
My na balkoniku miło ocienionym popijamy (ja) sobie herbatkę i pojadamy (obie) świeżo upieczoną szarlotkę:)
Dzień dobry!
Dzień dobry, Makówko:)
Witajcie!
Nie sądźcie pochopnie, ja niestety od rana w pracy – i w wirku…
A ja właśnie jem śniadanie.
Własny pieczony chleb,wczoraj zrobiony bundz,pesto z czosnku niedźwiedziego zbieranego tu w okolicy, masło prosto z mleczarni,herbata z bzu wczoraj urwanego,jaja prosto od kury…itd
Przez okno widać Babią Górę.
Jak ja dawno nie jadłam prawdziwego bundzu.
Ale na pocieszeni mam swojej produkcji kruche ciasto z jabłkami:)
Dzień dobry, Tetryku Zawirowany:)
Kury zniosły nowe jajka.Kurom jakoś udało się uciec przed lisem.
Nowy czarny bez urwany.
Teraz cocktail z truskawkami.
Lisowi się dziwisz, a same eksploatujecie, co się da!
Ale nikogo nie morduję.

No pewnie że nie. Bo klagiem do bundzu uprzejme cielątka dzielą się dobrowolnie;)
Cieplutkie dzień dobry, Wyspo:)
Z lekkim poślizgiem, ale póki co – domowo:)
Tu też cieplutko.Leze na leżaku przed domem i czytam książkę.
Miłej lektury:)
Uff. Co za dzień. Mam kompletnie dosyć (pracy głównie). Przerwa.
Wybywamy na spacerek:)
Przyjemnego!
Było przyjemnie, dzięki:)
Spotkałyśmy rodzinkę winniczków:)
A ja wróciłam ze spacerku na kolację.
A my prosto z kolacji na spacerek:)
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Ciepło, cieniście i bez darów lasu:)
Jestem, dobry wieczór. Jak to bez darów lasu? Darz bór przecież itd.
A, chyba że bez ducha puszczy?!
A tak jakoś poskąpiło dzisiej…
„Bez serc, bez ducha…
my szkieletów ludy”;)
Przypomniałam sobie coś, co nadawałoby się jako bajeczka o duchu puszczy:
Podczas jednej z wędrówek dostałyśmy z koleżanką nocleg u przemiłych starszych państwa. Przyjęli nas bardzo serdecznie, nakarmili, pozwolili się opłukać, a kiedy wymęczone (to była piesza wycieczka) powiedziałyśmy dobranoc, gospodarz zagaił gospodynię:
-A ty puduchu puszczypała, matka, a?
Dobry wieczór, Quacku:)
Oj, jakie ładne, trzeba się chwilę zastanowić, ale jak już się zrozumie, to prawie słychać akcent i zaśpiew.
Tak, świetnie odgadłeś:)
To ta okolica, w której „krużyk (dzbanek) pękłszy”, „sam najadłszy”, a koszula jak psu „z garła izjata”:)
No, trochę jakby człowiek Wańkowicza czytał, tylko że tutaj – słyszał. I oczywiście pomijając, że Wańkowicz jeszcze dalej na wschód.
Dokładnie:)
Bo tam właśnie mówią zlepkiem białoruskiego, ukraińskiego, rosyjskiego i polskiego, a każda wieś to w zasadzie troszkę inna gwara. Przez te lasy zapewne:)
Ciekawe są także trasianka i surżyk, choć to już nie u nas:)
Aż musiałem sprawdzić w wikipedii, co to. Różne ciekawe rzeczy się tam kryją, nie ma co.
W kwestii trasianki i surżyka – jakbym usłyszał, być może bym coś wyczuł, że to nie takie do końca jak powinno być, ale na pewno bym nie wiedział, co konkretnie.
Pierwszy raz zetknęłam się z tym zjawiskiem oglądając kabarety. Dawno to było, ale możesz sobie wyobrazić moje zdumienie, gdy połowy „nie łapałam”:) Dociekłam (od: „dociekać”, nie od: „dociec”;)) i to mi (niechcący) zaprofitowało w pracy, którą później podjęłam:)
Błagam, Leno, uważaj z tym odchudzaniem!
Dobrze, Tetryku, będę uważała. Choć… ktoś, gdzieś, kiedyś mówił coś o mózgu;)
Żadnego kleszcza ni mrówki?
Nawet igiełki, Tetryku:)
Ależ ta Wyspa rozgadana ostatnio!
Ano, zdarza się.
To chyba dobrze:)
A jeszcze lepiej, że się odezwałaś, bo już się niepokoiłam Twoim milczeniem.
Bardzo dobrze,że rozgadana.
A jakoś tak czasu nie było…na Wyspę.
Po to przecież pojechałaś, żeby był czas na inne rzeczy:)
Zmęczona?
Ależ skąd.
Wyciszona,zresetowana…
Ale jutro już gwałtowna zmiana.
Imprezka na ponad 20 osób.Tance,śpiewy,kawały,opowiadania,wspominki i wódeczka.Nad brzegiem jeziora Rożnowskiego.
Słowem – urozmaicony repertuar:)
Ten Twój wyjazd jest zorganizowany, czy prywatnie tak sobie postanowiłaś pofruwać?
A tak a propos gadania gwarą bardzo mnie śmieszy jak moja koleżanka ze studiów u której teraz jestem zmienia język w zależności z kim mówi.Choc do mnie też mówi”pójdziemy ku domowi”,ale ja to już prawie jak swój.
A mnie bardzo śmieszyło, jak jedna z moich kuzynek opowiadała coś literacką polszczyzną, ale dodawała wtręt „mówię” w języku osoby, którą cytowała:
-I ona do mnie… coś tam, coś tam, a ja jej coś, tam coś tam, każe (mówię)…
albo:
-I on mi… coś tam, a ja mu coś tam, sage (mówię)…

Ha, niebywałe, opowiem znajomym językoznawcom, to brzmi, jakby akt mówienia był od razu określany w języku, z którego kuzynka tłumaczyła. Świadomie lub podświadomie!
Podświadomie:)
Ona to robiła za każdym razem i kompletnie nie zdawała sobie z tego sprawy.
A oczywiście! I to jest miara zaufania, jeżeli ktoś przy tobie używa swojej „prywatnej” czy też „rodzinnej” mowy.
A z tego, co mi wiadomo z drugiej ręki, szczególnie widoczne to jest na Śląsku, gdzie język śląski przez lata rugowano z domów i szkół, więc Ślązacy nauczyli się nie ufać „gorolom” i przy nich się po śląsku odzywają rzadko albo wcale.
Tu jest Orawa.Takie dość wielokulturowe miejsce.
Kochane i kochani, posiedziałbym jeszcze, ale coś mnie kręgosłup zaczyna nawalać, podejrzewam, że nawet nie z siedzenia przez cały dzień przy biurku z komputerem, ale z nerwowych napięć.
Dlatego: dobranoc!
Kojącej nocki, Quacku:)
To i ja się pożegnam.
Dobranoc,do jutra.
Miłej nocki, Makówko:)
To ja także każe, sage, mówię:
dobrej nocki, Wyspo:)
Witam!
Dzień dobry, Makówko:)
Dzińdybry, zgłaszam się, ja Grab trzy…
To ja, to ja, słyszysz wołam Ciebie ja Brzoza?

Witaj, Quacku:)
A propos cytatów sytuacyjnych:

Kiedyś kolega miał kłopoty żołądkowe, a wiadomy przybytek przyblokowała koleżanka- wielbicielka Happysadu i nie reagowała na żadne próby wywabienia, więc ten – w akcie skrajnej desperacji zaśpiewał:
„Wpuść mnie,
Na całe miasto, z całych sił – wołam,
Wpuść mnie,
Wpuść mnie, bo skonam.
Przecież widzę, że licho światło się tli,
Jak kot będę czekał uchylonych okien czy drzwi.”
Wpuściła?
Tak, ale bardzo obrażona była przez resztę pobytu:)
Witajcie!
Mamy – tak jak obiecywała Bożenka – uroczo ciepły dzień.
Fuj, jak słońce świeci… – pamiętacie, skąd ten cytat?
O ile dobrze pamiętam, z „Dzieci z Bullerbyn”, z tego fragmentu, kiedy dziewczynki postanowiły, że będą na wszystko narzekać.
A ja powiem -hurra jak pięknie słońce świeci

U nas też pogodnie:)
Podobnie narzekała Pollyanna, gdy ciotka Polly stwierdziła, że „gra w zadowolenie” jest irytująca:)
„I te okropne ptaki o świcie spać nie dają!” – a to z czego? Pamięta ktoś?
Dzień dobry, Tetryku:)
„noce takie są upalne, i słowiki spać nie dają…„
Och! to piękna „Piosenka o zagubionym sercu”, bodajże duetu Wars-Swinarski, w cudnym wykonaniu pani Hanki:)
Nikomu się mój cytacik nie skojarzył?
To utyskiwania Cota z „Lata leśnych ludzi”:)
A nie skojarzyłem… Ile to lat temu zaglądałem do „Lata…”…
A swoją ścieżką, te dwie książki Rodziewiczówny (jeszcze „Między ustami a brzegiem pucharu”) bardzo lubiłem. Bo chyba tylko one, z całej jej twórczości, były pełne humoru.
Może jeszcze „Straszny dziadunio”:)
Czytałam kiedyś, że „Lato…” jest powieścią autobiograficzną i tak naprawdę opowiada o pani Marii i jej dwóch przyjaciółkach:) Ponoć M. Rodziewiczówna nie odważyła się na aż tak oficjalny coming out:)
Dzień dobry, Wyspo:)
Dziś poranność zajęła mnie do popołudnia, ale już (jak myślę) będę dospacerkowa:)
Wyjazd wkrótce.Tam nie mam zasięgu, więc do niedzieli,pa,pa.
Udanego pobytu, Makówko:)
Do niedzieli!
No to koniec dnia, koniec tygodnia, i norma (z pewnych względów podwyższona w stosunku do poprzednich dni i tygodni) została wypracowana. Uf.
Wszystko wskazuje na to, że w najbliższy wtorek wybędziemy nad pewne jezioro (ale nie To, Co Zawsze), ponoć tam jest łącze internetowe, zobaczymy. Jeżeli plany zostaną zrealizowane, zostaniemy tam do kolejnej (już lipcowej) soboty.
A na razie przerwa.
To teraz laba i będziesz się quaczył?
Żeby nie było, że dokuczam – ja na ten przykład po pracce zwykłam się lenić:)
Też zrobiłam sobie przerwę w przerwie, bo, zainspirowana wpisem Maczka, postanowiłam upiec chleb:)
A w przerwie na rośnięcie ciasta robię tak zwaną segregację rasową czyli przepatruję i układam swoje rękoczyny:)
E, nie, biorę pracę ze sobą. Tylko trochę mniej będę dziennie robił, bo w tak pięknych okolicznościach przyrody, i niepowtarzalnych wolę mieć czas na różne inne rzeczy.
Może jakieś ptaszki się uda sfocić, kto wie?
Koniec przerwy:)
Mknę rączo do kuchnio-pracowni i pewnie odezwę się już po spacerku:)
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Troszkę zabałamuciłyśmy, bo przed spacerem jeszcze chleb wypiekłam, a w lesie wieczór wyjątkowo ładnie się dziś zbliżał:)
Dobry wieczór!
I Psiulka tak pozwala temu wieczorowi? Się zbliżać? Do was?
No chyba żeby znajomy…
Fakt — nieznajome wieczory bywają niebezpieczne…
No właśnie. Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy, śpiewał Marek Grechuta. O wieczorach nie wspominał, I SŁUSZNIE!
Oj tam, zaraz słusznie.
Adam Ziemianin miał inne zdanie:
„Oswajam się z wieczorem
Coraz głębiej patrzę mu w oczy
I stół porasta sierścią mroku
A każdy krok jest w stronę nocy”
(„Oswajanie wieczoru”)
No tak, musiał go najpierw oswoić!
Może wieczór pana Adama był dziki niczym Lisek Małego Księcia;)
U nas raczej podobnie jak u J. Kofty: piątkowy wieczór „czerwonym pachnie winem”:)
Mmm!
Dziś to raczej taki kruszonik: lampka młodego czerwonego wina, łyżeczka białej wódki, lampka wody, garść świeżych poziomek, plasterek limonki, listek werbeny, pokruszony lód:)
Powtórzę się: mmm!
Nie wiem, Tetryku, jak tam u innych z wieczorami bywa, ale te nasze – znajome czy nie – są wyjątkowo grzeczne i kulturalne:)
A wiesz, że pozwala. Jest to jeden z nielicznych wyjątków, gdy męskość kompletnie jej nie przeszkadza:) A nawet po upalnym dniu zdaje się witać go z zadowoleniem:)
No, przyznasz, że męskość wieczoru jest nienarzucająca się…
Ta twoja Psiułka to taki pies na facetów?
Tak. Boi się, więc bardzo szczeka. Zwłaszcza na tych na rowerach. Nigdy nikogo nie ugryzła, ale też żaden mężczyzna nie próbował podchodzić do takiego szczekającego szaleństwa:) Nauczyłam ją, że podczas szczekania jest komenda „Siad!”, więc wygląda to dość komicznie z mojego punktu widzenia – klapie na pupę i szczeka:) Ale przynajmniej dzięki temu nie ciągnie i nie rzuca się:)
A panie i dzieci – uwielbia:)
Przyznaję, Tetryku – męskość wieczoru jest subtelna i urocza:)
A teraz już ummmykammm!
Zwiewnych snów, Quacku:)
Niech ci się mmm przyśni!
Dziękuję za przyłączenie się do zabawy i miłe rozmowy:)
Miałam przez chwilę problem z wejściem na Wyspę i kiedy mi się udało – zobaczyłam nowe pięterko, więc teraz się tam udaję:)