« Egipt z powietrza Konrad też była kobietą! »

Życie, życie jest nobelon (1)

*
– Co jest?
– No wiesz… nobelon…
– Chyba nowelą…
– A co to jest nowelom?
– A co to jest nobelon?
– …
Autentyk podsłuchany kiedyś w sklepowej kolejce.

Jako się rzekło, od niejakiego czasu dworkuję.
Polega to głównie na około trzygodzinnym bieganiu po drabince, by wyszarpać (ciasno to upchane niesamowicie) jakiś mniej lub bardziej ciężki wolumin, odczytać jego tytuł, autora i datę wydania, poczekać, aż koleżanka (nazywana również w toku opowieści zamiennie Magdą) sprawdzi wszystko w katalogu i dostawi literkę s, wtłoczyć książczysko na miejsce i zabrać się za wyszarpywanie następnego.
Reszta dnia upływa nam na grzebaniu we wszelkiego rodzaju zakamarkach, wywlekaniu cudzych sekretów i podejmowaniu decyzji, co z tymiż robić dalej.
Przyznać trzeba, że poprzedni właściciel był bardzo uporządkowanym człowiekiem, więc wszędzie panuje ład. Szkoda tylko, że to ład byłego właściciela i my o jego systemie układania rzeczy mamy bardzo blade pojęcie, co sprowadza się do dziwacznej gimnastyki naszych twarzy (boimy się nawet, by któryś z takich grymasów nie zagościł na nich na stałe) oraz notorycznych okrzyków zdumienia. Ot, chociażby takich, jak wtedy, gdy w warsztacikowej szafce obok pojemników z gwoździami znalazłyśmy pudło szklanych pokrywek, gumek i sprężynek do weków. Same weki natomiast stały sobie grzecznie w przykuchennej pakamerce ramię w ramię z zakręconymi twistami, plastikowymi pojemnikami po produktach spożywczych i wiaderkiem z rolkami folii aluminiowej, papieru do pieczenia i wałków do ciasta (wałki do malowania znalazły się w innym wiaderku, w oddzielnej warsztacikowej szafce).
Takich niespodziewanek dworek kryje wiele. Nie o tym jednak chciałam…
Dziś koleżanka, wodząc wzrokiem po rozsłonecznionej z nagła kuchni, dojrzała za solidnym (bardzo solidnym, nie z jakiegoś tam MDF-u, czy innej płyty wiórowej, ale drewno-podejrzewanym) kredensem drzwi.
Ja o ich istnieniu wiedziałam prawie od początku, ale nie wychylałam się, bo (naprawdę nie wiem, skąd) miałam pewność, że ona zechce te drzwi natychmiast otwierać. Udało mi się ten moment przesunąć nieco w czasie, ale dziś zdradzieckie słońce położyło kres mojej opieszałości.
-Ty! Tam są jakieś drzwi!
Koleżanka jest z tych w gorącej wodzie kąpanych, więc ja robię za oazę spokoju.
-No i co, że drzwi? – spytałam więc flegmatycznie.
-Jak, co? Trzeba je otworzyć!
Po czym, nie czekając nawet chwili, podbiegła do kredensu i zaczęła się z nim szarpać.
Czułam, że protestowanie nie na wiele się zda, zatem z dystansu obserwowałam sobie jej spontaniczne wysiłki. Koleżanka wiedziała natomiast, że przy kondycji mojego kręgosłupa obserwacja to jedyne, czym jestem w stanie ją wspomóc. Mogłam wprawdzie pokusić się jeszcze o kilka zagrzewających haseł, ale nie miałam ochoty na aż taką aktywność.
Gdy Magda opadła z sił na tyle, by nie móc wykrztusić nawet słowa, odezwałam się:
-On jest przykręcony…
Moje stwierdzenie nie było gołosłowne. Zdążyłam to sprawdzić bezpośrednio po odkryciu drzwi. Zdążyłam też uknuć plan, jak się do nich dostać, ale na jego przedstawienie musiałam poczekać, aż koleżanka dojrzeje do myśli, że sama tego kredensidła nie przesunie…
Dojrzała w znośnym czasie, co zaowocowało pytaniem:
-I co teraz?
To była moja chwila. Nie powiem, żebym czuła się jak programowo lekceważona bohaterka amerykańskiego łzowyciskacza ułamki sekund przed oklaskaniem, ale lekkie mrowienie w koniuszkach palców odczułam.
-Mam takiego kolegę – oznajmiłam.
Nie, żeby informacja sama w sobie była jakąś osobliwością, miewam kolegów, znajomych, a nawet przyjaciół, ale ten akurat kolega idealnie pasował do zaistniałej sytuacji.
-No?
-Zadzwonię i zapytam, czy by nam nie pomógł.
Magda skrzywiła się i wypaliła:
-No ja nie wiem, czy bym chciała, żeby mi się tu kręcił ktoś obcy i myszkował po kątach… Może to jaki złodziej…
Uznałam za właściwe się obrazić.
Wstałam, włożyłam kurtkę, sięgnęłam po smycz (Psiułę zabieram ze sobą) i ruszyłam do wyjścia:
-To czekaj na męża! – rzuciłam przez ramię i wyszłyśmy.
Sapanie usłyszałam po niespełna pięciu minutach, ale nie zatrzymałam się. Magdzie należała się ta chwila biegu za nazywanie nieznanych ludzi złodziejami…
-Ej! Ola! Poczekaj! Nie obrażaj się!
Zrobiłam jeszcze kilka kroków, ale mam miękkie serce, więc zaczęłam zwalniać.
-A co to za kolega?
Nic? Żadnego „Przepraszam. Głupio wyszło.”…
-Normalny… – mruknęłam
-No to dzwoń!
-Eee. Może sama poradzisz…
-No weź! Sorry! Głupio wyszło…
A jednak…
-Wrócę ze spaceru i zadzwonię do niego.
Zadzwoniłam z lasu.
Kolega oznajmił, że w ciągu godziny będą.
Zjawił się z dwoma pomagierami, odkręcili kredens od ściany i odsunęli zawalidrogę.
Magda podbiegła, szarpnęła klamkę i… nic.
-Zaperte – oznajmiłam zgodnie z najlepszymi zasadami naszej gwary.
-I co teraz?
Kolega popatrzył na Magdę, potem na mnie i zgodnie zachichotaliśmy.
-Odwróćcie się, dziewczyny – zadysponował, pobrzękując pękiem, wyjętych skądś kuglarskim sposobem wytrychów.
Nie zdziwiłam się. Kolega ma firmę zajmującą się przeprowadzkami…
Odwróciłyśmy się, by nie rozpraszać miszcza przy pracy i nie podglądnąć jego zawodowych sekretów, a już po chwili (średnio) miły skrzyp zawiasów oznajmił nam, że drzwi stoją otworem.
Magda rzuciła się w nieznane rejony. Ja postanowiłam poczekać, aż zbierze ewentualne pajęczyny, z godnością podeszłam bliżej i zajrzałam przez otwór. Pomieszczenie ziało pustką…

Wyszliśmy na zewnątrz.
-To ile ci jestem winna? – spytałam, bo tak, zdaje się, nakazuje kodeks przysługowych obyczajów.
Stojąca obok Magda rozdziawiła usta.
Nie to, że jest jakimś skąpym naciągadłem. Nie. Po prostu czasem betonuje ją w mało odpowiednich momentach.
Kolega spojrzał najpierw na mnie, potem na Magdę, a potem znowu na mnie i cień uśmiechu zaigrał mu na twarzy:
-Ty nie możesz, to niech pani koleżanka mi zaśpiewa. Tylko ładnie.
Myślałam, że nie da się szerzej otworzyć ust, ale Magdzie się to udało. Wydała z siebie dziwny dźwięk – ni to westchnienie, ni – jęk.
-Ale prosiłem – ładnie – zrobił zbolałą minę kolega.
Nie wytrzymałam. Zaczęłam się śmiać.
Po chwili i do mojej koleżanki dotarło, że kolega żartuje. To ją odmurowało:
-Ale, nie… Ola ma rację… Panowie się napracowaliście…
Kolega jeszcze raz odżegnał się od zapłaty i w świetnym humorze odjechał, zabierając w bonusie kilka worów ze śmieciami.

Wróciłyśmy do środka. Magda potknęła się o inaczej ustawiony kredens i ze smutkiem popatrzyła na otwarte do pustego pomieszczenia drzwi. Rozczarowanie uczyniło ją niezdolną do dalszej pracy, więc zakomenderowała odwrót do domu…

Ucieszyłam się.
Nie bardzo wiedziałam, co zrobić z taką ilością nagle podarowanego czasu, ale ten stan nie trwał długo. Postanowiłam wziąć się za porządki.
Wiosną nieodmiennie zaczynają się one od wyczesywania Psiułki…
Wyjęłam stosowny pakiecik, w skład którego wchodzą: mięciusia szczotka, gęsty grzebień, gęstszy grzebień, najgęstszy grzebień, odżywka, bardzo mięciusia szczotka (kolejność akcesoriów podaję w kolejności używania) i rozłożyłam kocyk (również stosowny), kiedy zadzwonił telefon. Domowy, więc odebrałam…
Czterdzieści siedem minut później zwabiona Psiułka czekała już grzecznie na kocyku, z rezygnacją patrząc na porządnie ułożone narzędzia tortur. Klęcząc, chwyciłam w dłoń mięciusią szczotkę.
Odezwała się komórka. Wstałam z kolan i zerknęłam na wyświetlacz. Zleceniodawca.
Nie zignoruję przecież telefonu od dobrodzieja…
Pięćdziesiąt trzy minuty później Psiułka ponownie zasiadła na kocyku.
Pochyliłam się, by sięgnąć po mięciusią szczotkę…
Domofon.
Wstałam z podłogi…
Brat.
-Cześć! Przyniosłem pięknej trochę smakołyków…
Po godzinie i siedmiu minutach udało mi się bez przeszkód wykorzystać pakiecikowe akcesoria…
Kolejny punkt ambitnego planu zakładał wyczesanie sierści z kap i dywanów. Po schowaniu pakieciku do wyczesywania (Psiułki) sięgnęłam po pakiecik do wyczesywania. Dywanów. Przygotowałam sobie odpowiedni worek, uklękłam i, krzepko dzierżąc szczotkę do kap, uniosłam rękę…
Pukanie do drzwi.
Wstałam z kolan.
Koleżanka. Półtorej godziny później umyłam filiżanki po kawie i poszłam uklęknąć przy pierwszej kanapie…
Komórka.
Dobroczyńcy przypomniało się, o czym zapomniał…
Trzydzieści dwie minuty później żwawo zabrałam się za wyczesywanie kap…
Przysiadłam przy stole tylko na chwilkę, by łyknąć herbaty, bo zaschło mi w gardle, gdy odezwał się domofon. Przyznaję, miałam pokusę, by udać, że mnie nie ma, ale te pozapalane światła…
Kolejna koleżanka.
Po godzinie umyłam filiżanki, wzięłam szczotkę do dywanów i ruszyłam do boju. Uklękłam. Domofon.
Miły pan sąsiad przyniósł mi zawieruszony w jego skrzynce list i zajął mi tylko kwadransik. Trochę żałowałam, że mam takie mocne żarówki i mógł bez przeszkód podziwiać obłażącą ze mnie sierść, ale jemu zdawało się to nie przeszkadzać, więc i mój żal był krótki.
Pięć wyczesanych dywanów później łyknęłam zimnej herbaty i wyjęłam odkurzacz, po czym udałam się do łazienki, by zrobić miksturę, nazwaną kiedyś przez smarkatą część domowników „szumem”.
Napomknę, że od tego czasu zdanie: „Mamelek znowu robi szum.” nabrało w mojej rodzinie specyficznego znaczenia.
Wracając po napomknięciu do ambitnego planu dnia – właśnie wyjęłam wiaderko i odmierzałam proporcje, z błogim uśmiechem mieszając różne specyfiki, gdy nad dość przyjemny zapach dywanowych kosmetyków wybił się straszny smród. Epitet straszny smród zarezerwowany jest w naszym domu dla jednego tylko rodzaju woni, co podpowiada, że od razu domyśliłam się, z czym mam do czynienia.
Nieśpiesznie zakręciłam butelkę z szamponem do dywanów, odstawiłam ją i podniosłam się z klęczek. Spacerowym krokiem przeszłam się po domu, węsząc i otwierając (niejako przy okazji) okna. Podczas tej czynności z lekkim zdumieniem zaobserwowałam, że na zewnątrz jest zupełnie ciemno…
Na wielką, zrobioną pod wpływem odkurzaczowego stresu kupę natknęłam się na dywanie przy drzwiach. Wróciłam do łazienki, uklękłam przy szafce na rzeczy pierwszej potrzeby i wyjęłam łopatkę i woreczki. W połowie drogi do strasznego smrodu zmieniłam zamiar. Odłożyłam na miejsce łopatkę i z woreczkiem dotarłam do newralgicznego miejsca. Rozłożyłam woreczek, chwyciłam ranty dywanu i, wstrzymując oddech, wsypałam zawartość dywanu do woreczka. Trafiłam połowicznie. Wróciłam po łopatkę…
Nigdy jeszcze tak szybko nie udało mi się wczesać czyszczącej piany w dywany.
Akurat szłam sobie z odkurzaczem, gdy zadzwonił telefon. Domowy…
Trzydzieści dziewięć minut później ponownie chwyciłam za odkurzacz, a cichutki warkot silnika zadziałał na mnie dziwnie kojąco…
Właśnie pakowałam odkurzacz do szafki, gdy odezwał się domofon. Wstałam z kolan…

Zegar wybił dwudziestą pierwszą, kiedy wyszłam spod prysznica.
Jutro mam wolne i zamierzam sprzątać górkę…

218 komentarzy

  1. Lena Sadowska pisze:

    Witam:)

    Po Quackowym drapaczu chmur proponuję zejście na ziemię:)

  2. Tetryk56 pisze:

    Ta nowela mi się podoba! Czekam na kolejne odcinki!
    Dwanaście godzin później…

    • Lena Sadowska pisze:

      Witaj, Tetryku:)

      Miło mi to czytać.
      Doszłam wczoraj do wniosku, że lepiej dmuchać na zimne, a że czesanie nie jest specjalnie głośną czynnością, poczesałam sobie w nocy:)
      Było samotnie, więc – dużo krócej i nudniej:)

  3. Quackie pisze:

    Dzień dobry, nie liczyłem dokładnie tych wszystkich przerywaczy, ale tak na oko, to ile godzin ma Twoja doba? 28? 31,5?

    • Lena Sadowska pisze:

      Dzień dobry, Quacku:)

      Tak na oko to nie wiem:) Mówiłam kiedyś, że nie potrzebuję dużo snu, ale wczoraj około piątej byłyśmy już na miejscu, a parę minut po dziesiątej wróciłam do domu:)

  4. Quackie pisze:

    Zamknięte drzwi, ukryte za przykręconym kredensem, działają na wyobraźnię. Nic a nic się nie dziwię koleżance, że chciała jak najszybciej zobaczyć, co się za nimi kryje (i że była taka rozczarowana po fakcie). A kolega od odkręcania i otwierania wydaje się być człowiekiem wielu talentów! Happy-Grin

  5. Makówka pisze:

    Witam słonecznie na nowym pięterku!

    Nieźle się uśmiałam. Wczoraj też miałam dość „goniony dzień’, ale jednak nie obfitował w TAKIE przygody.
    Cieszy mnie cyfra 1 przy tytule, która jasno daje do zrozumienia, że będą dalsze części.

    Brawo Lena!

    Brawo!

    • Lena Sadowska pisze:

      Dzień dobry, Makówko:)

      Dziękuję.
      Cieszę się, bo taki miałam zamysł, by rozbawić. Wprawdzie okupiłam to lekkim „połamaniem”, ale sama też bardziej się śmiałam, niż złościłam:)

      Nie umiałam dodać nowej kategorii, więc tak sobie z tym poradziłam – jedynką:)
      Mam nadzieję, że da się to doprowadzić do porządku i wtedy zamiast cyferek będę mogła te części tytułować:)

      • Makówka pisze:

        Dzień dobry Leno!
        Z kategoriami i obrazkiem wyróżniającym też nie umiałam sobie ostatnio poradzić.

      • Tetryk56 pisze:

        Nową kategorię można dodać z kokpitu: Wpisy|Kategorie. Dodałem „Życie jest nobelon” jako podkategorię cykli opowiadań i oznaczyłem nią (poprzez „szybką edycję”) niniejsze opowiadanie.

        • Lena Sadowska pisze:

          Dziękuję, Tetryku:)
          Oznaczanie opanowałam, ale nie chciałam za bardzo grzebać i szukać tego dodawania nowej kategorii, coby czegoś nie popsuć:)

  6. Lena Sadowska pisze:

    Słoneczne dzień dobry, Wyspo:)

  7. Makówka pisze:

    do popotem…

  8. Tetryk56 pisze:

    A ja padłem po przyjściu z pracy…

  9. Quackie pisze:

    Po pracy, udało się ładnie wykonać normę. A teraz na przerwę.

  10. Tetryk56 pisze:

    A ja na razie znowu u teściowej.

  11. Tetryk56 pisze:

    Ale już w domu 🙂

  12. Makówka pisze:

    A ja wracam z Słowackiego.Teraz Tetryku możesz napisać swoje wrażenia.
    Mnie autobus uciekł sprzed nosa,więc nieprędko będę w domu.

    • Lena Sadowska pisze:

      Mam nadzieję, że u Was cieplej niż u nas i nie zmarzniesz, Makówko.

    • Tetryk56 pisze:

      Myślę, że może w weekend spróbuję zrobić nowe pięterko n/t „Dziadów”. Ciągle jeszcze przetrawiam…

      • Lena Sadowska pisze:

        Czy dobrze zrozumiałam, że byliście na t y c h „Dziadach”?
        Jeśli tak, to jestem bardzo ciekawa Waszych wrażeń.

        • Makówka pisze:

          Tak, na TYCH „Dziadach”. Koleżanki z naszego Stowarzyszenia zadbały o to, aby to było możliwe.
          Nowe teatralne pięterko -doskonały pomysł Tetryku!

          • Lena Sadowska pisze:

            Och! To super!
            Opowiesz coś na gorąco, Makówko, czy też wolisz najpierw przetrawić?

            Już nie mogę się doczekać Twojego pięterka, Tetryku:)

          • Quackie pisze:

            To może jakieś pięterko w dwugłosie? Każde z Was mogłoby napisać osobno swoje wrażenia, opublikować je razem, to by mogło być fascynujące!

  13. Lena Sadowska pisze:

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
    Niby tylko lekki przymrozek, a – zmarzłyśmy.

    Byłabym chwilę wcześniej, ale na spacerku zostałam obsypana jałowcowymi igłami i, choć zestawienie miedzi z czernią jest przepiękne, musiałam je wyczesać. Dałabym sobie głowę uciąć, że jeszcze miesiąc wcześniej tego jałowca tam nie było i rzeczywiście – on się po prostu pochylił:)

    • Tetryk56 pisze:

      Idzie Lena przez las, Psiulka ją dumnie eskortuje i nawet jałowce witają ją pokłonem! Oto prawdziwy majestat! 😉

    • Quackie pisze:

      Hmm, obsypana igłami, to brzmi, jakby coś siadło na wybujałym jałowcu, a kiedy przechodziłaś pod spodem…

      • Lena Sadowska pisze:

        Nie wykluczam, że udało mi się wyrwać ze snu jakąś wiewiórę czy inną sowę, Quacku:)
        Ale i któraś z nas mogła trącić pień. Gałęzią innego drzewa na przykład. To las w końcu, a my najczęściej spacerujemy po łosich ścieżkach, bardzo wąskich i ukorzenionych:)

        • Quackie pisze:

          A Psiulka nie wystawia takiej zwierzyny wyrwanej ze snu? Czy jakoś tam chociaż nie sygnalizuje obecności?

          • Lena Sadowska pisze:

            Większość leśnych zapachów jest jej znana, nie czuje się zagrożona, więc jest spokojna, węszy i macha ogonem, wtedy ja też wiem, że wszystko jest w porządku:)
            Nowości sygnalizuje mową ciała, czasami krótkim piśnięciem albo urwanym szczeknięciem i namiętnym obwąchiwaniem, nie tylko tropów na ziemi, ale także w powietrzu. Nie warczy. Chyba nigdy nie słyszałam jej warkotu.
            Dużo gorzej zachowuje się w mieście. To środowisko uważa za wrogie i boi się. Często się płoszy na widok rzeczy, których my nawet nie zauważamy. Na przykład boi się wymalowanej na płotku do przedszkola półmetrowej wysokości pandy i kiedy przechodzimy obok, zmienia stronę, chowa się za moją łydką, przypłaszcza i tak półpełznie, póki ma tę pandę w zasięgu wzroku:) Podchodzenie i pokazywanie Psiułce, że to tylko obrazek, nie skutkuje, tak się boi, że nawet patrzeć nie chce na malunek:)

            • Quackie pisze:

              No proszę, pies bliski natury. To pewnie nie jeździcie do miasta z nią, jak nie musicie.

              • Lena Sadowska pisze:

                Nigdy nie zabieram jej na zakupy, jeśli nie może wejść ze mną do sklepu. Raz zostawiłam ją przypiętą na czas: „wejść do sklepu, dwie śmietankowe, proszę, płacę kartą, dziękuję, do widzenia, wyjść ze sklepu” i zastałam ją tak roztelepaną, że więcej tego nie powtórzyłam…
                W samochodzie jest spokojna, ale staram się jej nie zostawiać samej, a spacer po mieście to udręka dla nas obu, więc unikam tego jak ognia:)

  14. Makówka pisze:

    Jestem już w domu. Zabieram się za kolację.

  15. Lena Sadowska pisze:

    Wczorajsza klękanina dała mi się nieco we znaki, więc:
    dobrej nocki, Wyspo:)

  16. Makówka pisze:

    DOBRANOC!

  17. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Piąteczek rozpoznajemy bojem! Wink

  18. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Jutro mam zamiar spać do oporu.

  19. Makówka pisze:

    Słonecznie witam!

  20. Makówka pisze:

    Paaaaaaaaaaaaaaa………..

  21. Quackie pisze:

    A ja już na dzisiaj skończyłem, wszystko zgodnie z planem, a nawet leciutko ponad. No to, myślę, skoczę na Wyspę, pobędę jeszcze przed przerwą.

  22. Quackie pisze:

    To ja na przerwę

  23. Makówka pisze:

    Melduję, że jestem.
    Wykąpana, po obiedzie, w łóżku. Właśnie piję herbatę po obiedzie.
    Tak, po obiedzie, bo w Stróży jeszcze nie odkręcamy wody (w nocy są przymrozki), więc obiad był dopiero w Krakowie.

    • Lena Sadowska pisze:

      Dobry wieczór, Makówko:)

      Ja jestem po śniadanku:)
      Wykąpię się i też zjem obiadek:)

      • Tetryk56 pisze:

        O rany! Ale macie obsuwy!

        • Quackie pisze:

          „-Ja to proszę pana mam bardzo dobre połączenie.Wstaję rano, za piętnaście trzecia. Latem to już widno.Za piętnaście trzecia jestem ogolony, bo golę się wieczorem,śniadanie jadam na kolację,więc tylko wstaję i wychodzę.
          -No ubierasz się pan
          -W płaszcz jak pada.Opłaca mi się rozbierać po śniadaniu?
          -Aaaa…fakt.
          -Do PKS mam pięć kilometry.O czwartej za piętnaście jest PKS.
          -I zdanżasz Pan?
          -Nie, ale i tak mam dobrze, bo jest przepełniony i nie zatrzymuje się. Przystanek idę do mleczarni, to jest godzinka. Potem szybko wiozą mnie do Szymanowa.Mleko, wiesz pan, ma najszybszy transport, inaczej się zsiada. W Szymanowie zsiadam, znoszę bańki i łapię EKD. Na Ochocie w elektryczny, do Stadionu. A potem to mam już z górki, bo tak:119, przesiadka w trzynastkę, przesiadka w 345 i jestem w domu. To znaczy w robocie. I jest za piętnaście siódma. To jeszcze mam kwadrans.To jeszcze sobie obiad jem w bufecie.To po fajrancie już nie muszę zostawać,żeby jeść, tylko prosto do domu i góra 22.50 jestem z powrotem. Golę się, jem śniadanie i idę spać”
          („Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, Scenariusz: St. Bareja, St. Tym, reżyseria: St. Bareja, dialog postaci granych przez J. Nalberczaka i M. Łącza)

        • Lena Sadowska pisze:

          „Zoocha… myśli postmodernistycznie, śniadania jada o zmierzchu dnie…”;)

  24. Lena Sadowska pisze:

    Podworkowo-pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    Dziś bez ekstremów porządkowych i bez średnio pożądanych darów lasu:)
    Jutro laba, więc pora zaszaleć z jakimś drobiażdżkiem:)
    Już się nie mogę doczekać:)

  25. Quackie pisze:

    I ja zmykam, dobranoc!

  26. Lena Sadowska pisze:

    Skoro wszyscy wyprawieni pod kordełki to i ja mogę powiedzieć:
    dobrej nocki, Wyspo:)

  27. Makówka pisze:

    Witajcie!

  28. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    W końcu i ja dopłynęłam do Wyspy Delighted
    Z wielką uciechą poczytałam tekst i komentarze do niego… brawo Lena!!! Brawo!

  29. miral59 pisze:

    Chyba się już starzeję… Wink
    Bo jakoś nie mogę dłużej pospać… budzę się o różnych dziwnych porach, a wieczorem już od 21 padam na nos. Dziś też wstałam przed 2… Weary i nie wiem po co Thinking Ale jakoś nie mogłam uleżeć… i pomyśleć, że kiedyś szłam spać o tej porze Wink

    • Tetryk56 pisze:

      Weź przykład z Keitha Richardsa, który twierdzi, że się nie starzeje: „zasadniczo, cały czas dorastam” (z rozmowy z Bartkiem Chacińskim w „Polityce”)

      • miral59 pisze:

        Och… sam proces starzenia się już dawno przekazałam dzieciom Wink A ja ciągle młoda… Overjoy
        Tylko różne dolegliwości mnie nękają, z czym ciężko mi się pogodzić Weary
        No to nachodzą mnie myśli o starzeniu się…

        • Quackie pisze:

          Niedawno wkroczyłem na tę ścieżkę, współodczuwam.

        • Lena Sadowska pisze:

          Kiedy mowa o wieku i dolegliwościach, zawsze przypominam sobie rozmowę mojego Taty z sąsiadką:)

          Tata był już dobrze po dziewięćdziesiątce i w trakcie rozmowy napomknął o jakichś swoich dolegliwościach, na co parę latek starsza sąsiadka odparła:
          -Wiesz… W naszym wieku, to źle jak już nic nie boli…

  30. miral59 pisze:

    Mamy huśtawkę pogodową Weary To się robi ciepło (niemal jak latem, czyli ponad 20C), to się ochładza (do 6C, jak dziś). Można zgłupieć Daze

    • Quackie pisze:

      Tutaj ma w przyszłym tygodniu być 17-18 stopni. A potem to nie wiem, równie dobrze może się znowu ochłodzić.

      • miral59 pisze:

        To prawie jak tu Wink
        Na jutro zapowiadają 17C, na poniedziałek 22C, a potem znowu chłodniej… a jak będzie w rzeczywistości, to nie wiadomo Wink

        • Quackie pisze:

          W marcu jak w garncu (internety twierdzą, że angielski odpowiednik to „March comes in like a lion and goes out like a lamb”, ciekawe!)

          • miral59 pisze:

            No, faktycznie ciekawe Happy-Grin
            I w sumie niewiele ma wspólnego z polskim powiedzeniem Pleasure
            A czy jest jakiś odpowiednik na kwiecień? U nas mówiło się, że „kwiecień – plecień, bo przeplata – trochę zimy, trochę lata”… a w angielskim? Wiesz coś na ten temat?

            • Quackie pisze:

              Znalazłem w sieci takie:
              „Never cast a clout till May be out” (w zasadzie o maju)
              i lepsze chyba
              „April weather, rain and sunshine both together”.

  31. Quackie pisze:

    Dzień dobry, planowałem spać do oporu, ale opór okazał się daremny, jako że w domu obok zaczęli remontować, stukstukstuk młotkiem i wrrrrr wrrtartką…

    • miral59 pisze:

      Współczuję, chociaż mnie takie „drobnostki” nie obudzą Wink
      Gorzej z zasypianiem Overjoy

    • Lena Sadowska pisze:

      Dzień dobry, Quacku:)

      Ze mną jest podobnie, jak z Miralką – byle co mnie ze snu nie wyrwie:)
      Pamiętam, jak kiedyś obudziłam się z jakiegoś miłego snu, przeciągnęłam, otworzyłam oczy, a zza szyby pomachał mi zupełnie nieznany, rozbawiony facet…
      Okazało się, że przespałam całe ustawianie rusztowań i początek prac elewacyjnych:)

  32. Makówka pisze:

    Do popotem, pa….

  33. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Po — nieco rytualnym — dokonaniu zwyczajnych sobotnich cotygodniowych czynności jakbym już dochodził do przytomności. Do? A może dopiero „w kierunku”? Zobaczymy…

    • Lena Sadowska pisze:

      Witaj, Tetryku:)

      Też lubię rytuały:)
      Jednym z nich jest pośniadaniowa herbata. Bardzo lubię pić ją sobie spokojnie, bez konieczności konwersowania. W domu wszyscy wiedzą, że do życia zaczynam się nadawać dopiero po niej i nawet nie próbują tego pośpieszać:)

      • Tetryk56 pisze:

        I u mnie herbata jest końcowym akcentem śniadania. Niestety, zazwyczaj piję ją sam, lecz w pośpiechu.

        • Lena Sadowska pisze:

          🙂
          Jakoś tak się zdarzało w moim życiu, że też w dni powszednie pijałam ją przeważnie sama i może stąd właśnie wziął się ten nawyk nierozmawiania:) Do dziś w trakcie picia układam sobie z grubsza plan dnia, to taka moja chwila kontemplacji, którą bardzo lubię:)

          Lecimy na spacerek:)

  34. miral59 pisze:

    A my zaraz jedziemy do rzeźnika po mięso. Ciekawe jak będę je porcjować, skoro pięta mnie tak boli, że stać na nodze nie mogę… pewnie znowu „ostroga” mi wylazła i muszę się pomęczyć zanim mi przejdzie Weary

    • Quackie pisze:

      Mnie pomagają na te okolice niesteroidowe środki przeciwbólowe, Olfen (diclofenacum natricum).

      • miral59 pisze:

        Nie wiem, czy tutaj coś takiego dostanę. Na pewno jest, ale kto wie jaką ma amerykańską nazwę… Worry
        W zasadzie powinnam w końcu wybrać się do lekarza, ale od 17 lat ciągle mi nie po drodze, to nie mam czasu i co ważniejsze – chęci Wink

  35. Makówka pisze:

    Roboty ogrodowe cd.
    A w chałupce w środku tylko dwa stopnie.

  36. Lena Sadowska pisze:

    Średnio pospane dzień dobry, Wyspo:)

    Nie udało mi się zrealizować wczorajszych gróźb – spałam około pięciu godzin:)

  37. Makówka pisze:

    Zimno i już ciemnawo.Najwyzszy czas wracać do Krakowa.

    • Quackie pisze:

      Wracaj!
      Wracaj, wracaj,
      Tam gdzie się na ogół ma gigant kaca,
      Lecz przynajmniej jest się napić z kim.

      • Makówka pisze:

        Dziś nic nie piłam. Tzn. nie piłam nic alkoholowego. Wczoraj też.
        Więc jestem tylko zmęczona.
        Ale jutro i w poniedziałek …hm będzie z kim się napić.

  38. Quackie pisze:

    Przerwa sobotnia

  39. Lena Sadowska pisze:

    My już po spacerku:)
    Nawet po ciemku czuć, że idzie ku wiośnie, choć wieczór minusczterostopniowy:)
    Szłyśmy sobie leśną drogą i ta przejrzystość nieba, lekki chłodek i gra cieni obudziły we mnie późno-sierpniowe wspomnienia:)

  40. Tetryk56 pisze:

    Dyskretnie zapraszam na impresje po obejrzeniu „Dziadów” – pięterko wyżej 🙂

  41. Lena Sadowska pisze:

    Dziękuję wszystkim za miłe pogawędki na życiowym pięterku i lecę się gościć u Tetryka:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)