No i jestem. Odkryłem, że fabuła drugiej powieści nie ze wszystkim się rozjeżdża z pierwszą, raczej przypomina rzekę, która dzieli się na dwa nurty, opływa wyspę, po czym nurty się z powrotem łączą – i znów rozdzielają przy czym to, że nastąpiło pierwsze rozdzielenie, sprawia, że potem nastąpiło drugie: w pierwszej wersji podróżnicy załadowali na pokład coś, czego NIE załadowali w drugiej (bo byli w ogóle gdzie indziej), i dlatego w pierwszej musieli potem uciekać z pewnej sytuacji, a w drugiej – nie.
Ultra już Ci odpowiedziała, Quacku:)
Ja nie jestem aż taką purystką, jeśli chodzi o innych. Sama lubię się pomęczyć, ale zawsze jednak uważam sens za ważniejszy od formy:
Jestem po-kręcony. A tymczasem fabuła rozwidliła się ponownie, z jednej strony ją śledzę, z drugiej się zastanawiam, czy na koniec się znowu zwidli i zakończenie będzie takie jak poprzednio.
Otóż podczas pedałowania słucham zgoła innej muzyki (album „Extreme II: Pornografitti” grupy Extreme, hardrock, bardzo dobrze nadaje rytm), ale całkiem niewykluczone!
„O nocy cicha, nocy błękitna,
u stóp Twych leżę, całując Cię –
warkoczy Twoich gąszcz aksamitna
po wzgórzach gwiezdnych w niebo się pnie.”
T. Miciński)
Autobus Ci uciekł? To jeszcze nie tragedia. Gorzej, gdyby uciekł piątek;):
„Uciekł piątek z kalendarza –
To się nieraz piątkom zdarza.
Poszedł z nudów między ludzi
I wciąż stękał: „Mnie się nudzi!”
Chciał go kowal wziąć do kuźni:
„Piątek w piątek się nie spóźni,
W piątek dobry jest początek,
Taki piątek to majątek!”.
Wziął się piątek do roboty,
Nic nie robił do soboty,
Aż się kowal zaczął złościć:
„Cóż ty umiesz?!” „Umiem pościć!”.
Kowal na to rzekł po prostu:
„Idź gdzie indziej szukać postu!”
Poszedł piątek do masarza:
„Jestem, panie, z kalendarza,
Jako postny, jem niewiele,
Dość mi śledzia na niedzielę,
Gdybym dostał jakąś pracę,
Chętnie kilka godzin stracę.”.
Odrzekł masarz: „Mam kiełbasy,
Na kiełbasy każdy łasy,
Więc to chyba całkiem proste,
Że nie dla mnie piątek z postem.”.
Poszedł piątek do stelmacha:
„Pan tak ładnie młotkiem macha,
Ja bym też się zajął pracą,
Może tutaj zdam się na co?”
Ale stelmach zawsze w piątki
Miał z żołądkiem nieporządki,
Więc mu kazał się wynosić:
„I bez ciebie poszczę dosyć!”
Zdun go nie chciał, nie chciał rymarz:
„Długo z takim nie wytrzymasz!”.
Idzie piątek i rozważa:
„Wrócę znów do kalendarza…”.
Poszedł, zerwał kilka kartek:
„Proszę państwa, dziś jest czwartek,
Jutro piątek. Jutro wszędzie
Niechaj postny obiad będzie”.”
(„Piątek” – J. Brzechwa)
Wierszyk na tyle uroczy, że nie mogłam sobie darować:)
„Cicho! oto już księżyc srebrne bajki plecie
I majaczy tam dziwy niebywałe w świecie;
Rozbudza duchy białe, co w szczelinach drzemią
I rade o północy hasają nad ziemią;
Zroszonym mchom rozplata brylantowe włosy
I, jako dziwożona, łechce senne wrzosy…”
(„Noc” – M. Konopnicka)
Zdaje mi się, że „mysnęłam” urocze pięterko Makóweczki, z całym mnóstwem ciekawych zdjęć, a też i obecne pięterko jakoś pominęłam. Też fakt, że mój ścisły umysł nie ogarnia haiku… to dla mnie za trudne
Oczywiście życzę Mistrzowi Q jak najlepszej pogody na wyjeździe
A także miłej i bezproblemowej podróży
Szkoda, że mieszkam tak daleko, bo na ten „reisefieber” miałabym dobry sposób – „szyszeczki” babki zwyczajnej. Niwelują każdy żołądkowy problem… to jeszcze sposób mojej babci. Zawsze gdy mieliśmy jakiś żołądkowy problem, miała ususzone zioła i tym nas zawsze ratowała
Na jej wzór mam w zapasie różne ziółka, które pomagają nam w różnych przypadłościach
Dziś w końcu zadzwoniła do mnie Kay. To ta, która mieszkała z Ro, moją zmarłą amerykańską przyjaciółką…
Próbowałam się do niej dodzwonić, ale zmieniła numer telefonu, a nowego nie znałam.
I muszę przyznać, że jestem oburzona
Rodzina zabrała ciało zmarłej Ro, ale nie raczyła powiadomić Kay, gdzie, ani kiedy odbył się pogrzeb. Nie zaprosili też jej na stypę. Potraktowali jak zupełnie obcą osobę… a przecież od ponad 20 lat Kay mieszkała z Ro. Trochę od niej młodsza, była jak czuła matka. Zajmowała się Ro 24 godziny na dobę. Rodziny nie było, gdy dzwoniła do mnie, żebym ze dwa razy w tygodniu, choć na godzinę przyjeżdżała popilnować Ro. Bała się zostawić ją samą, bo nigdy nie wiadomo, co może się stać.
A teraz kochająca rodzina Chcą zabrać Kay dom, zapisany jej testamentem. A gdzie się biedna podzieje? Związała swój los z Ro… nie ma nic. Musiała zatrudnić adwokata… a przecież nie ma pieniędzy!!! Coś mnie trafia na taką ludzką pazerność. Skąd się to w ludziach bierze?!!!
I tak jak nie życzę nikomu niczego złego, tak tej rodzinie nie życzę najlepiej. Ro była panienką. Nie miała dzieci, więc też bez problemu mogła zostawić co chciała i komu chciała. A teraz rodzina kwestionuje jej rozporządzenia… nawet dokładnie nie wiem kto… Ro miała tylko siostrę, a ta siostra 4 synów. Z tym, że najmłodszy (w moim wieku) kilka lat temu zmarł na raka krtani (bodajże w 2017 roku, w kwietniu).
Jestem rozgoryczona i zniesmaczona… jak można tak potraktować kobietę, która zajmowała się Ro do ostatniej chwili… i to zajmowała się jak własna matka swoim dzieckiem… nie rozumiem tego… nie jestem w stanie pojąć…
Za nieboszczki PRL często mawiało się, że najbardziej prawdopodobnym — i przez to wymarzonym — sposobem szybkiego wzbogacenia się jest spadek po wujku z Ameryki. I nikt wtedy nie myślał o abstrakcyjnym człowieku, który miałby gdzieś tam, daleko, umrzeć, tylko o przypływie gotówki. Wygląda na to, ze rodzina właśnie w ten sposób podeszła do Ro…
A jak zwykle, zarobią prawnicy.
Prawnicy zarabiają tu krocie, bo w zasadzie niewiele jest spraw sądowych, na których bez prawnika się obejdzie
A co do rodziny Ro… brak mi słów. Przecież ten dom jest stary i już trochę zaniedbany. Żeby doprowadzić go do porządku, trzeba sporo kasy wyłożyć. Na prawdę, nie ma się o co bić… a tym bardziej, że zawładnięcie tym domem, będzie z krzywdą niewinnej osoby. Za żadne skarby nie chciałabym go… nawet gdyby mi ktoś dopłacał
Gdy nie widzimy czyjejś śmierci, wydaje się ona tak nierealna, że taki „wujek z Ameryki” przestaje być osobą – liczy się tylko jego gotówka
Co oczywiście wcale nie oznacza, że popieram taki sposób myślenia…
I od razu przypomniało mi się, że kiedy moja siostra chciała przenieść własność domu z dziadka na siebie, bez wahania podpisałam zrzeczenie się praw do tego domu. Doszłam do wniosku, że nie łożyłam na ten dom, nic tam mojego w zasadzie nie ma, więc i praw nie powinnam mieć żadnych. Uznałam prawo mojej siostry… bezinteresownie. Czy tak nie powinno być? Czy to nie powinno być normą? To przecież logiczne…
To prawda, z tym że przypomina mi się taka historia o mędrcu, który poprowadził ucznia najpierw do okna – i pokazał mu ludzi na ulicy – a potem do lustra. I powiedział: – Widzisz, to samo życie, przez okno widzisz ludzi, ale dodaj do szyby trochę srebra, i natychmiast zaczynasz widzieć tylko siebie.
Witajcie!
Po zakupach, już z domu kibicuję Quackowi et familias oraz Makówce w ich podróżach. W Krakowie wiatr narusza dachy, przewraca stragany… Uważajcie na siebie!
To ja tylko zapowiem, że jakby ktoś miał ochotę, to można śledzić ten lot
W tym celu należy po godzinie 14:55 (albo i później, bo już widzę, że samolot ma opóźnienie w przylocie, więc pewnie i odleci nieco później) wejść na stronę http://www.flightradar24.com, w okienku po prawej u góry oznaczonym „search” wpisać numer lotu ENT7165, rozwinąć link z numerem lotu oznaczony napisem „LIVE” na żółtym tle i kliknąć „Show on map” (a potem ew. na panelu ze zdjęciem samolotu po lewej kliknąć u dołu na „Follow”, wtedy mapa będzie się przesuwać razem z sylwetką samolotu). Po pół godzinie mapa się wyłączy (chyba że ktoś ma płatną subskrypcję), wtedy można odświeżyć stronę i powtórzyć operację
„Jam cały jest z gwiazd roztopionych,
jam krwią nieskończoności.
Odkrywam kolory ocierając się o rzeczy,
budzę głębie uśpione.
To ja smutki wieczoru wykuwam,
melancholijne i chłodne.
Jestem wieczystą harmonią Ziemi,
lasem niepoliczonym.
Ku nieznanemu na swoich falach,
snów karawele niosę.
W głębi mej skryta samotna gorycz,
bo nie znam mego kresu i losu.”
(„Rytm jesieni” – F.G. Lorca)
Ja myślałam, że też pobiegnę, ale wróciłam z wycieczki zbyt zmęczona, ubłocona itd.
W każdym razie jestem! Mocno wiało i było bardzo błotniście, ale i słonecznie.
Za Quacka trzymam kciuki, aby doleciał bez opóźnienia lub z opóźnieniem minimalnym.
Też wróciłem.
Pod teatrem wystąpili ludzie teatru, a wokół zgromadziło się mnóstwo ludzi z karteczkami Teatr jest nasz!. Odczytano listy poparcia od bardzo wielu zespołów teatralnych z całego kraju, z wyrazami wsparcia dla dyrekcji i załogi Teatru im J. Słowackiego oraz wezwaniami do marszałka województwa o zaniechanie procedury odwołania. Duża różnorodność publiczności: od starszych ode mnie po licznie reprezentowaną młodzież, a nawet gdzieniegdzie dzieci „na barana”. Było parę kamer, zapewne videoKOD wkrótce opublikuje nagranie.
Na fb widziałam fragment relacji na żywo. Również zdjęcia (był i nasz Tetryk). Dusza mi się wtedy rwała, że mnie tam nie ma, ale byłam zbyt zmęczona i niedospana, aby zaraz po wycieczce pojechać.
No i musiałam „odbłocić” buty, kijki, spodnie na jutro.
Gdzie te czasy kiedy nie wracając do domu chodziłam gdzieś na coś prosto z plecakiem!?
Teraz już padam, zaraz umknę, dobranoc.
Tetryku jak będzie nagranie podeślij linka, proszę.
„Rozchodzą się z dżamidów pobożni mieszkańce,
Odgłos izanu w cichym gubi się wieczorze,
Zawstydziło się licem rubinowém zorze,
Srébrny król nocy dąży spocząć przy kochance.
Błyszczą w haremie niebios wieczne gwiazd kagańce,
Śród nich po safirowym żegluje przestworze
Jeden obłok, jak senny łabędź na jeziorze,
Pierś ma białą, a złotem malowane krańce.
Tu cień pada z ménaru i wierzchu cyprysa,
Dalej czernią się kołem olbrzymy granitu,
Jak szatany, siedzące w dywanie Eblisa
Pod namiotem ciemności; niekiedy z ich szczytu
Budzi się błyskawica i pędem Farysa
Przelatuje milczące pustynie błękitu.”
(„Bakczysaraj w nocy” – A. Mickiewicz)
„Koronkę w gaju utkała chmura,
Zadymiły pachnące mgły w krąg.
Błotną drogą jadę z dworca furą,
Daleko od rodzimych łąk.
Las zastygnął bez smutku i szmeru,
Ciemność zwisa za sosną jak płaszcz.
Żałobliwa myśl sercu doskwiera…
Niewesołyś ty, kraju nasz.”
(„Koronkę w gaju…” – S. Jesienin
tł. Zb. Dmitroca)
Melancholijne nieco, międzyspacerkowe dzień dobry, Wyspo:)
Nieśmiało nieco zagaję: ktoś? coś?
Bo moje mezzanino bardziej już przypomina drapacz (nomen omen) chmur:):
„To nie mezanin, to ciężar
wywodów wydźwigniętych
od oczu do lazuru –
Błysk wielosiecznych kolorami mieczy
odciął wnętrze od murów.
Czyżby prawa ciążenia
zwyciężał
i przestrzenie zmieniał?”
(parafraza z: „Widzenie katedry w Chartres” – J. Przyboś)
I ja wróciłem ze spaceru. Tym razem był to spacer po uliczkach starego Krakowa, w licznym towarzystwie ludzi wykrzykujących poparcie dla zagrożonej Ukrainy.
Kochani, dolecieliśmy bezpiecznie, poza tym, że samolot wylądował z opóźnieniem, jakimś cudem mimo wiatru, i wystartował ok, 1,5 h później. Dzisiaj tutaj potężny wiatr, więc morze wzburzone, na rafie byliśmy symbolicznie, ciężko się snurkowało. Natomiast całkiem ładne foty ptaszków, w tym jeden naprawdę fajny rybołów (ale bez ryby, mimo że próbował). Będę się odzywał w miarę możności.
Fajnie, że dałeś znak.
Wypoczywajcie. Niech pogoda Wam dopisuje, a Tobie, dodatkowo, trafiają się fotograficzne gratki, ale – z umiarem, żebyś miał też czas na inne przyjemności:)
„Gdy noc głęboka wszystko uśpi i oniemi,
Ja ku niebu podniósłszy ducha i słuchanie,
Z rękami wzniesionymi – na słońca spotkanie
Lecę – bym był oświeceń ogniami złotemi.”
(„Gdy noc…” – J. Słowacki)
Dzień dobry
Tak jak było do przewidzenia, poradziłam sobie z problemami, bo czasami bywam uparta i zawzięta Mąż jest z tego bardzo zadowolony, bo te problemy w pewien sposób oddziaływały i na niego, a teraz ma to z głowy
Muszę jeszcze zrobić porządek w papierach, a tego nie znoszę tak samo jak zakupów Odkładałam ile się dało, ale już luty się kończy, więc czas najwyższy. Co prawda nie mam bałaganu w papierach, ale muszę oddzielić ten rok od poprzedniego, zapakować, podpisać… a to trochę czasu zajmuje
Nie zaniedbujemy też naszych spacerków po okolicy… tej bliższej i dalszej. Dziś byliśmy na spacerku wzdłuż Fox River. Zaczęliśmy od Batavia, potem Geneva, przez St. Charles do Elgin… trochę nam to zajęło
Ani jednej chmurki, dość ciepło (jak na tę porę roku) tylko ten wiatr tak silny, że czasami trudno było ustać na nogach. Gdy jechałam, spychał mi samochód to na środek drogi, to w odkos, a nie chciałam nigdzie zjechać…
W Batavia na górce stoi stary wiatrak. Pełno przy nim było dzieci z rodzicami. Śnieg jeszcze leży, więc zjeżdżali z tej górki na czym się dało… jakoś typowych naszych sanek nie zauważyłam
Na ścieżce, przy samej rzece pasło się kilka bernikli kanadyjskich. Mąż się śmiał, że są jak psiaki – podchodziły do nas na pół kroku i zaglądały w ręce. Nic dla nich nie mieliśmy, więc odchodziły obrażone. Wszystkie, które podeszły, miały uszkodzone skrzydła (i to w sposób widoczny). To są skutki karmienia chlebem Tylko mało kto zdaje sobie z tego sprawę… niektórzy uważają, że skoro im chleb nie szkodzi, to i ptaki będą zadowolone, gdy się im posypie. A właśnie chleb (i wszelkiego rodzaju pieczywo) są bardzo szkodliwe dla ptaków. Te wszystkie „ulepszacze”, „poprawiacze smaku” i te inne chemiczne dodatki wywołują u ptaków chorobę zwaną „anielskie skrzydło”. Z czasem te ptaki stają się „nielotami” i stają się łatwym łupem wszelakiego rodzaju drapieżników. Może to i dobry sposób na dokarmianie „drapoli”, ale chyba nie o to chodzi tym wszystkim „dokarmiaczom”
W ubiegłym tygodniu dostałam wezwanie do sądu – miałam być ławnikiem w kryminalnej sprawie. Nie bardzo wiedziałam jak się z tego wyplątać. Może to i zaszczytna funkcja, ale mój angielski nie jest doskonały. A w sądzie trzeba rozumieć wszystko. Sprawę pogarsza fakt, że prawnicy mają swój język, trochę odbiegający od typowego angielskiego (tak jak i w polskim, wiem, bo miałam ojca prawnika). Zadzwoniłam, pogadałam i mam nadzieję, że ze mnie zrezygnują Oni wysyłają te wezwania do wielu osób, a jak się odpowie w miarę szybko, to mają czas na uzupełnienie składu. W mowie potocznej, gdy rozmawiam z Amerykańcami, a czegoś nie zrozumiem, mogę poprosić o powtórzenie, użycie innych wyrazów, czy wytłumaczenie o co im tak właściwie chodzi. Jako ławnik nie mam takiej możliwości. Podpisując się pod jakimś wyrokiem, można kogoś skrzywdzić, a tego bym nie chciała…
Mark, który już kiedyś był ławnikiem (i to w kryminalnych sprawach), pochwalił moją decyzję. On wie, że mój angielski doskonały nie jest I nie chodzi tu tylko o akcent…
Nie wiem czy to odpowiedzialność, czy strach, że mogę czegoś nie zrozumieć… czegoś co jest istotne dla sprawy. Wyrok wydać łatwo, ale może on zaważyć na czyimś życiu…
Witam:)
Piękne haiku autorstwa japońskiego poety Arakida Moritake, równie pięknie przetłumaczone przez naszego Czesława Miłosza.
🙂
Dzięki, Leno! Mieliśmy tu już fraszki, ale haiku jeszcze nie 🙂
Witaj, Tetryku:)
Więc pora to nadrobić:)
Mam nadzieję, że to nie będzie jedyne haiku w tym wpisie i Wyspiarze dołączą ze swoimi ulubionymi.
Dobry wieczór, ja już po przerwie, ale w takim razie dobranockę przed rowerowaniem zamieszczę jeszcze piętro niżej.
Dobry wieczór, Quacku:)
Oczywiście:)
Niech dobranockowej tradycji stanie się zadość.
No i jestem. Odkryłem, że fabuła drugiej powieści nie ze wszystkim się rozjeżdża z pierwszą, raczej przypomina rzekę, która dzieli się na dwa nurty, opływa wyspę, po czym nurty się z powrotem łączą – i znów rozdzielają
przy czym to, że nastąpiło pierwsze rozdzielenie, sprawia, że potem nastąpiło drugie: w pierwszej wersji podróżnicy załadowali na pokład coś, czego NIE załadowali w drugiej (bo byli w ogóle gdzie indziej), i dlatego w pierwszej musieli potem uciekać z pewnej sytuacji, a w drugiej – nie.
O tak, harmonogram wycieczki jest bardzo ważny;)
A haiku w głównym wpisie prześliczne, faktycznie impresja, a przy tym poetyckie przeoczenie. Mnie się zdarzają wyłącznie mniej poetyckie.
Dziękuję, Quacku.
Jedno z moich ulubionych.
Bardzo lubię też to:
„Pada
w każdym
oknie.”
(Con Van Den Heuvel,
tł. Cz. Miłosz)
Tutaj bym pokręcił nosem, tylko dwie sylaby w każdym wersie?
Przecież drugi powinien być dłuższy, nie tylko optycznie?
Ultra już Ci odpowiedziała, Quacku:)
Ja nie jestem aż taką purystką, jeśli chodzi o innych. Sama lubię się pomęczyć, ale zawsze jednak uważam sens za ważniejszy od formy:
za ćmą
ćma
zaćma
😉
Jakaś Ewa
Poszła do łóżka
To Makówka
Spokojnej (w ostatnim wersie można spokojnie pominąć czasownik i będzie jeszcze lepiej
)
Sie robi.
Śpij dobrze, Ewo.
Idź do łóżka, a jutro wróć
Jako Makówka.
😉
Tak jest!
Kochani, odhaikowuję się w takim razie do łóżeczka. Dobranoc!
Śpij dobrze, Quacku, a na miły sen haiku w nieco innej formie:):
odszedł północek
seledynem pokropił
fiołkowe grządki
rozkwitły z zachwytu ćmy
uchyliły mgieł tiule
Miłej nocki, Wyspo:)
Witajcie!
Rozkwitłe z zachwytu ćmy tak skutecznie czuwały nad moim snem, że dopiero budzik go przerwał, i to tak ledwo w połowie 😉
🙂
„Po śnie
Jak rzeczywisty
Jest irys.”
(Sushiki)
Witaj, Tetryku:)
Dzień dobry, idę się dobudzać.
Witaj, Quacku:)
Nie jest to może klasyczne powitanie, ale mam nadzieję, że się jednak uśmiechniesz:
„Deszcz wiosenny –
I kaczki, których nie zjedzono,
Chwalą go kwakaniem.”
(Issa)
🙂
O, deszcz (najlepiej na kark) skutecznie dobudza!
Zwłaszcza gdy w perspektywie mogłoby nas czekać zjedzenie…
Na kark? To najprędzej taki ze słuchawki, Quacku;)
Słonecznie witam!
Dobry wieczór, Makówko:)
Mam nadzieję, że choć odrobinę wyczułam nastrój:):
„Odbite
W oku ważki
Góry.”
(Issa)
„Imbryk
Wisi w powietrzu
Ku niebu.”
(Hakuin)
Powrócone dobry wieczór, Wyspo:)
i nie ma to jak
filiżanka herbaty
po burzliwym dniu
kłąbki zmierzchu perkocą
spokój mruczy w imbryku
🙂
Spokój mruczy w imbryku… o, to, to!
🙂
Zwłaszcza gdy na zewnątrz hurga wietrzysko…
Do nas już też dohurgało…
Dzień dobry, po pracy, na przerwę
Kuknęłam, poczytałam.
Dziś nie wyszłam z domu nawet na zakupy, ani załatwić to co planowałam.
Ale nie przeziębiłaś się wczoraj?
Zmarzłam wczoraj, ale to nie przeziębienie było powodem, ale proza życia w podłej swej odsłonie.
Jestem po-kręcony. A tymczasem fabuła rozwidliła się ponownie, z jednej strony ją śledzę, z drugiej się zastanawiam, czy na koniec się znowu zwidli i zakończenie będzie takie jak poprzednio.
A ja jestem pointegrowana z rodziną:)
Dla każdego coś miłego
🙂
Fajna lektura!
Dobranoc!
Dobrej nocki, Makówko:)
Spokojnej. Już po północy, będę również umykał.
Miłych snów, Quacku:)
„Jaka cisza –
Terkotanie konika polnego
Świdruje skałę.”
(Basho)
I tym, bardzo wiosennym haiku, też się pożegnam:
dobranoc, Wyspo:)
Witajcie!
Ależ pięknym haikowaniem kołysaliście mnie do snu!
🙂
Dzień dobry, wieje za oknem jak gupie. Nieco zaspałem, ale wszystko pod kontrolą.
PS. Media społecznościowe donoszą, że dzisiaj Dzień Kota.
Dzień dobry!
Rozpaczliwie wieje i pada.
Witaj, Makówko:)
U nas podobnie. Rozbłociło się na całego…
„Śnieg zaczyna topnieć,
Kijem wykopałem wielką rzekę
U mojej furtki.”
(Issa)
Takie zatem przedwiośniane, nieco błotne, bardzo wietrzne dzień dobry, Wyspo:)
Zamiauczał kocur
a uśmiech jego pani
był mu nagrodą
🙂
przyczajony psiak
nie spuszcza ze mnie wzroku
pora na spacer
kończy frajdę brutalnie
wichrzyciel rozszalały
😉
Jechałem, jechałem i dojechałem na Wyspę. Może to stacjonarny rower… wodny?
A może stacjonarna żółta łódź podwodna? 😉
Otóż podczas pedałowania słucham zgoła innej muzyki (album „Extreme II: Pornografitti” grupy Extreme, hardrock, bardzo dobrze nadaje rytm), ale całkiem niewykluczone!
Na dobranoc zdrobniale od słowa „szczęśliwy”-siusiamulenki
Maksiu, to brzmi jak coś z fińskiego?
Dobranoc, oczywiście, spokojnych, zdrowych snów.
Dobranoc, Maksiu.
Spokojnej!
DOBRANOC!
Miłej nocki, Makówko:)
„O nocy cicha, nocy błękitna,
u stóp Twych leżę, całując Cię –
warkoczy Twoich gąszcz aksamitna
po wzgórzach gwiezdnych w niebo się pnie.”
T. Miciński)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Witajcie!
Piątek się zaczął leniwie – uciekł mi autobus 🙂
Witaj, Tetryku:)
Autobus Ci uciekł? To jeszcze nie tragedia. Gorzej, gdyby uciekł piątek;):
„Uciekł piątek z kalendarza –
To się nieraz piątkom zdarza.
Poszedł z nudów między ludzi
I wciąż stękał: „Mnie się nudzi!”
Chciał go kowal wziąć do kuźni:
„Piątek w piątek się nie spóźni,
W piątek dobry jest początek,
Taki piątek to majątek!”.
Wziął się piątek do roboty,
Nic nie robił do soboty,
Aż się kowal zaczął złościć:
„Cóż ty umiesz?!” „Umiem pościć!”.
Kowal na to rzekł po prostu:
„Idź gdzie indziej szukać postu!”
Poszedł piątek do masarza:
„Jestem, panie, z kalendarza,
Jako postny, jem niewiele,
Dość mi śledzia na niedzielę,
Gdybym dostał jakąś pracę,
Chętnie kilka godzin stracę.”.
Odrzekł masarz: „Mam kiełbasy,
Na kiełbasy każdy łasy,
Więc to chyba całkiem proste,
Że nie dla mnie piątek z postem.”.
Poszedł piątek do stelmacha:
„Pan tak ładnie młotkiem macha,
Ja bym też się zajął pracą,
Może tutaj zdam się na co?”
Ale stelmach zawsze w piątki
Miał z żołądkiem nieporządki,
Więc mu kazał się wynosić:
„I bez ciebie poszczę dosyć!”
Zdun go nie chciał, nie chciał rymarz:
„Długo z takim nie wytrzymasz!”.
Idzie piątek i rozważa:
„Wrócę znów do kalendarza…”.
Poszedł, zerwał kilka kartek:
„Proszę państwa, dziś jest czwartek,
Jutro piątek. Jutro wszędzie
Niechaj postny obiad będzie”.”
(„Piątek” – J. Brzechwa)
Wierszyk na tyle uroczy, że nie mogłam sobie darować:)
Dzień dobry, troszkę dłużej pospałem, ale minimalnie.
Dzień dobry, Quacku:)
„Witaj Śpiochu o poranku,
kawa z mleczkiem czeka w dzbanku,
i śniadanie też już czeka,
otwórz oczy więc, nie zwlekaj!”
Nie wiem, kto jest autorem, ale to była standardowa pobudka w moim domu. Nazywana, zresztą „kogutką”:)
A to jest na jakąś melodię?
My uskutecznialiśmy raczej melorecytację:)
No tak, przy odpowiedniej sile głosu, to wystarczy
🙂
Słoneczne dzień dobry!
„Co ja bym robił bez słońca?
(to coś dla dzieci)
słońce, słońce, słońce!
niechaj przyjdzie, niech świeci!”
(„Słońce” – W. Broniewski)
Dzień dobry, Makówko:)
„Na mokrych liściach
Jarzenie się
Świateł wioski.”
(Ryota)
Podeszczowe, słoneczne dzień dobry, Wyspo:)
Po pracy, po pakowaniu (w większości), a teraz na przerwę.
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
„Cicho! oto już księżyc srebrne bajki plecie
I majaczy tam dziwy niebywałe w świecie;
Rozbudza duchy białe, co w szczelinach drzemią
I rade o północy hasają nad ziemią;
Zroszonym mchom rozplata brylantowe włosy
I, jako dziwożona, łechce senne wrzosy…”
(„Noc” – M. Konopnicka)
Dobranoc, Wyspo:)
Spokojnej. Również zmykam.
Dobrej nocki Wyspo!
Dzień dobry

Trochę problemów znowu się na mnie nawaliło… ale ponieważ „jestem twarda jak stonka”, na pewno sobie z nimi poradzę
Zdaje mi się, że „mysnęłam” urocze pięterko Makóweczki, z całym mnóstwem ciekawych zdjęć, a też i obecne pięterko jakoś pominęłam. Też fakt, że mój ścisły umysł nie ogarnia haiku… to dla mnie za trudne
Witaj, Miralko:)
Oj, tam – „za trudne”. Nie przesadzaj:)
Oczywiście życzę Mistrzowi Q jak najlepszej pogody na wyjeździe



A także miłej i bezproblemowej podróży
Szkoda, że mieszkam tak daleko, bo na ten „reisefieber” miałabym dobry sposób – „szyszeczki” babki zwyczajnej. Niwelują każdy żołądkowy problem… to jeszcze sposób mojej babci. Zawsze gdy mieliśmy jakiś żołądkowy problem, miała ususzone zioła i tym nas zawsze ratowała
Na jej wzór mam w zapasie różne ziółka, które pomagają nam w różnych przypadłościach
Dzięki. Samolot już leci (z Egiptu), jak wyląduje i się ogarnie, pewnie będę już na lotnisku.
My też na dolegliwości żołądkowe parzymy szyszeczki ale – olszynowe:)
Ohydne są. W kolorze i w smaku. Ale pomagają:)
Witajcie!
Witaj

Kolejna wycieczka? Mam nadzieję, że pogoda dopisze… i to nie tylko aura na zewnątrz, ale i ta „bliższa ciału”
Witaj, Makówko:)
Dziś w końcu zadzwoniła do mnie Kay. To ta, która mieszkała z Ro, moją zmarłą amerykańską przyjaciółką…
Chcą zabrać Kay dom, zapisany jej testamentem. A gdzie się biedna podzieje? Związała swój los z Ro… nie ma nic. Musiała zatrudnić adwokata… a przecież nie ma pieniędzy!!! Coś mnie trafia na taką ludzką pazerność. Skąd się to w ludziach bierze?!!! 

Próbowałam się do niej dodzwonić, ale zmieniła numer telefonu, a nowego nie znałam.
I muszę przyznać, że jestem oburzona
Rodzina zabrała ciało zmarłej Ro, ale nie raczyła powiadomić Kay, gdzie, ani kiedy odbył się pogrzeb. Nie zaprosili też jej na stypę. Potraktowali jak zupełnie obcą osobę… a przecież od ponad 20 lat Kay mieszkała z Ro. Trochę od niej młodsza, była jak czuła matka. Zajmowała się Ro 24 godziny na dobę. Rodziny nie było, gdy dzwoniła do mnie, żebym ze dwa razy w tygodniu, choć na godzinę przyjeżdżała popilnować Ro. Bała się zostawić ją samą, bo nigdy nie wiadomo, co może się stać.
A teraz kochająca rodzina
I tak jak nie życzę nikomu niczego złego, tak tej rodzinie nie życzę najlepiej. Ro była panienką. Nie miała dzieci, więc też bez problemu mogła zostawić co chciała i komu chciała. A teraz rodzina kwestionuje jej rozporządzenia… nawet dokładnie nie wiem kto… Ro miała tylko siostrę, a ta siostra 4 synów. Z tym, że najmłodszy (w moim wieku) kilka lat temu zmarł na raka krtani (bodajże w 2017 roku, w kwietniu).
Jestem rozgoryczona i zniesmaczona… jak można tak potraktować kobietę, która zajmowała się Ro do ostatniej chwili… i to zajmowała się jak własna matka swoim dzieckiem… nie rozumiem tego… nie jestem w stanie pojąć…
Za nieboszczki PRL często mawiało się, że najbardziej prawdopodobnym — i przez to wymarzonym — sposobem szybkiego wzbogacenia się jest spadek po wujku z Ameryki. I nikt wtedy nie myślał o abstrakcyjnym człowieku, który miałby gdzieś tam, daleko, umrzeć, tylko o przypływie gotówki. Wygląda na to, ze rodzina właśnie w ten sposób podeszła do Ro…
A jak zwykle, zarobią prawnicy.
Prawnicy zarabiają tu krocie, bo w zasadzie niewiele jest spraw sądowych, na których bez prawnika się obejdzie


A co do rodziny Ro… brak mi słów. Przecież ten dom jest stary i już trochę zaniedbany. Żeby doprowadzić go do porządku, trzeba sporo kasy wyłożyć. Na prawdę, nie ma się o co bić… a tym bardziej, że zawładnięcie tym domem, będzie z krzywdą niewinnej osoby. Za żadne skarby nie chciałabym go… nawet gdyby mi ktoś dopłacał
Gdy nie widzimy czyjejś śmierci, wydaje się ona tak nierealna, że taki „wujek z Ameryki” przestaje być osobą – liczy się tylko jego gotówka
Co oczywiście wcale nie oznacza, że popieram taki sposób myślenia…
Nawet czytać o tym przykro, a co dopiero być osobiście zaangażowanym…
Szkoda mi Kay, chociaż nigdy moją faworytką nie była. Tak się przejęłam jej problemami, że niemal zapomniałam o własnych
I od razu przypomniało mi się, że kiedy moja siostra chciała przenieść własność domu z dziadka na siebie, bez wahania podpisałam zrzeczenie się praw do tego domu. Doszłam do wniosku, że nie łożyłam na ten dom, nic tam mojego w zasadzie nie ma, więc i praw nie powinnam mieć żadnych. Uznałam prawo mojej siostry… bezinteresownie. Czy tak nie powinno być? Czy to nie powinno być normą? To przecież logiczne…
To prawda, z tym że przypomina mi się taka historia o mędrcu, który poprowadził ucznia najpierw do okna – i pokazał mu ludzi na ulicy – a potem do lustra. I powiedział: – Widzisz, to samo życie, przez okno widzisz ludzi, ale dodaj do szyby trochę srebra, i natychmiast zaczynasz widzieć tylko siebie.
Fakt. Przez to srebro, ludzie widzą tylko siebie…
Dzień dobry, jeszcze chwilę pobędę dzisiaj
🙂
Witajcie!
Po zakupach, już z domu kibicuję Quackowi et familias oraz Makówce w ich podróżach. W Krakowie wiatr narusza dachy, przewraca stragany… Uważajcie na siebie!
Tak, z całej Polski widzę doniesienia, prywatne i medialne, Wielkopolska, Warszawa, łódzkie…
Witaj, Tetryku:)
Tu nie jest aż tak tragicznie, ale też bardzo nieprzyjemnie. I jeszcze ma nam do kompletu pośnieżyć…
To ja tylko zapowiem, że jakby ktoś miał ochotę, to można śledzić ten lot
W tym celu należy po godzinie 14:55 (albo i później, bo już widzę, że samolot ma opóźnienie w przylocie, więc pewnie i odleci nieco później) wejść na stronę http://www.flightradar24.com, w okienku po prawej u góry oznaczonym „search” wpisać numer lotu ENT7165, rozwinąć link z numerem lotu oznaczony napisem „LIVE” na żółtym tle i kliknąć „Show on map” (a potem ew. na panelu ze zdjęciem samolotu po lewej kliknąć u dołu na „Follow”, wtedy mapa będzie się przesuwać razem z sylwetką samolotu). Po pół godzinie mapa się wyłączy (chyba że ktoś ma płatną subskrypcję), wtedy można odświeżyć stronę i powtórzyć operację
Dobra, do zobaczenia, jak się będzie dało, napiszę z Egiptu chociaż parę słów, a jak się nie uda, to mam nadzieję za tydzień (z okładem) być.
Czekamy zatem, Quacku. Oby się udało wcześniej skomunikować:)
„Jam cały jest z gwiazd roztopionych,
jam krwią nieskończoności.
Odkrywam kolory ocierając się o rzeczy,
budzę głębie uśpione.
To ja smutki wieczoru wykuwam,
melancholijne i chłodne.
Jestem wieczystą harmonią Ziemi,
lasem niepoliczonym.
Ku nieznanemu na swoich falach,
snów karawele niosę.
W głębi mej skryta samotna gorycz,
bo nie znam mego kresu i losu.”
(„Rytm jesieni” – F.G. Lorca)
Dzień dobry, Wyspo:)
Biegnę pod Teatr…
Ja myślałam, że też pobiegnę, ale wróciłam z wycieczki zbyt zmęczona, ubłocona itd.
W każdym razie jestem! Mocno wiało i było bardzo błotniście, ale i słonecznie.
Za Quacka trzymam kciuki, aby doleciał bez opóźnienia lub z opóźnieniem minimalnym.
Tetryku opowiedz jak było pod teatrem
Też wróciłem.
Pod teatrem wystąpili ludzie teatru, a wokół zgromadziło się mnóstwo ludzi z karteczkami Teatr jest nasz!. Odczytano listy poparcia od bardzo wielu zespołów teatralnych z całego kraju, z wyrazami wsparcia dla dyrekcji i załogi Teatru im J. Słowackiego oraz wezwaniami do marszałka województwa o zaniechanie procedury odwołania. Duża różnorodność publiczności: od starszych ode mnie po licznie reprezentowaną młodzież, a nawet gdzieniegdzie dzieci „na barana”. Było parę kamer, zapewne videoKOD wkrótce opublikuje nagranie.
Na fb widziałam fragment relacji na żywo. Również zdjęcia (był i nasz Tetryk). Dusza mi się wtedy rwała, że mnie tam nie ma, ale byłam zbyt zmęczona i niedospana, aby zaraz po wycieczce pojechać.
No i musiałam „odbłocić” buty, kijki, spodnie na jutro.
Gdzie te czasy kiedy nie wracając do domu chodziłam gdzieś na coś prosto z plecakiem!?
Teraz już padam, zaraz umknę, dobranoc.
Tetryku jak będzie nagranie podeślij linka, proszę.
„Dziady” nigdy nie były utworem „wygodnym”. Po to powstały, by budzić kontrowersje. By rozprawiać się z tyranią legalnej władzy. Były głosem opozycji…
Aż się nie chce tej całej żenady komentować:(
Dobrej nocki, Makówko:)
„Rozchodzą się z dżamidów pobożni mieszkańce,
Odgłos izanu w cichym gubi się wieczorze,
Zawstydziło się licem rubinowém zorze,
Srébrny król nocy dąży spocząć przy kochance.
Błyszczą w haremie niebios wieczne gwiazd kagańce,
Śród nich po safirowym żegluje przestworze
Jeden obłok, jak senny łabędź na jeziorze,
Pierś ma białą, a złotem malowane krańce.
Tu cień pada z ménaru i wierzchu cyprysa,
Dalej czernią się kołem olbrzymy granitu,
Jak szatany, siedzące w dywanie Eblisa
Pod namiotem ciemności; niekiedy z ich szczytu
Budzi się błyskawica i pędem Farysa
Przelatuje milczące pustynie błękitu.”
(„Bakczysaraj w nocy” – A. Mickiewicz)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Witam już z przystanku.
Teraz już z pociągu.
Dzień dobry, Maczku-Wędrowniczku:)
I my powłóczyłyśmy się dziś po okolicy, szukając śladów pani Wiosny:)
Witajcie!
Słońce się zdarza, choć chmury przebiegają rączo i nisko. Pogoda dla twardzieli! 🙂
„chmury pękały czarne
coraz czarniejsze
jakby koni frygijskich groźne tabuny”
(„Metamorfozy” – E. Stachura)
😉
Dzień dobry, Tetryku:)
„Koronkę w gaju utkała chmura,
Zadymiły pachnące mgły w krąg.
Błotną drogą jadę z dworca furą,
Daleko od rodzimych łąk.
Las zastygnął bez smutku i szmeru,
Ciemność zwisa za sosną jak płaszcz.
Żałobliwa myśl sercu doskwiera…
Niewesołyś ty, kraju nasz.”
(„Koronkę w gaju…” – S. Jesienin
tł. Zb. Dmitroca)
Melancholijne nieco, międzyspacerkowe dzień dobry, Wyspo:)
Nieśmiało nieco zagaję: ktoś? coś?
Bo moje mezzanino bardziej już przypomina drapacz (nomen omen) chmur:):
„To nie mezanin, to ciężar
wywodów wydźwigniętych
od oczu do lazuru –
Błysk wielosiecznych kolorami mieczy
odciął wnętrze od murów.
Czyżby prawa ciążenia
zwyciężał
i przestrzenie zmieniał?”
(parafraza z: „Widzenie katedry w Chartres” – J. Przyboś)
🙂
I ja wróciłem ze spaceru. Tym razem był to spacer po uliczkach starego Krakowa, w licznym towarzystwie ludzi wykrzykujących poparcie dla zagrożonej Ukrainy.
Kochani, dolecieliśmy bezpiecznie, poza tym, że samolot wylądował z opóźnieniem, jakimś cudem mimo wiatru, i wystartował ok, 1,5 h później. Dzisiaj tutaj potężny wiatr, więc morze wzburzone, na rafie byliśmy symbolicznie, ciężko się snurkowało. Natomiast całkiem ładne foty ptaszków, w tym jeden naprawdę fajny rybołów (ale bez ryby, mimo że próbował). Będę się odzywał w miarę możności.
Witaj, Quacku:)
Fajnie, że dałeś znak.
Wypoczywajcie. Niech pogoda Wam dopisuje, a Tobie, dodatkowo, trafiają się fotograficzne gratki, ale – z umiarem, żebyś miał też czas na inne przyjemności:)
Świetnie, że dolecieliście bezpiecznie. Wiatrem się nie martw – w domu miałbyś sztorm za sztormem, ponoć do 11 st. B., więc tu byś nie posnurkował 😉
Quacku super,że jesteś już na miejscu.Wypoczywaj!
Ja już w Krakowie.W domu,ale nie moim.
No to czas wracać do domu…
Już po lampce melduję, że jestem w domu. Moim własnym, ale jeszcze nie w łóżku.
Cieszę się, że już dotarłaś do domu, Makówko:)
Cieszę się, że się cieszysz Leno!
Teraz już dotarłam do łóżka i padam na nos.
Dobranoc!
„Gdy noc głęboka wszystko uśpi i oniemi,
Ja ku niebu podniósłszy ducha i słuchanie,
Z rękami wzniesionymi – na słońca spotkanie
Lecę – bym był oświeceń ogniami złotemi.”
(„Gdy noc…” – J. Słowacki)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Dzień dobry
Mąż jest z tego bardzo zadowolony, bo te problemy w pewien sposób oddziaływały i na niego, a teraz ma to z głowy 
Odkładałam ile się dało, ale już luty się kończy, więc czas najwyższy. Co prawda nie mam bałaganu w papierach, ale muszę oddzielić ten rok od poprzedniego, zapakować, podpisać… a to trochę czasu zajmuje 
Tak jak było do przewidzenia, poradziłam sobie z problemami, bo czasami bywam uparta i zawzięta
Muszę jeszcze zrobić porządek w papierach, a tego nie znoszę tak samo jak zakupów
Nie zaniedbujemy też naszych spacerków po okolicy… tej bliższej i dalszej. Dziś byliśmy na spacerku wzdłuż Fox River. Zaczęliśmy od Batavia, potem Geneva, przez St. Charles do Elgin… trochę nam to zajęło
Ani jednej chmurki, dość ciepło (jak na tę porę roku) tylko ten wiatr tak silny, że czasami trudno było ustać na nogach. Gdy jechałam, spychał mi samochód to na środek drogi, to w odkos, a nie chciałam nigdzie zjechać…
W Batavia na górce stoi stary wiatrak. Pełno przy nim było dzieci z rodzicami. Śnieg jeszcze leży, więc zjeżdżali z tej górki na czym się dało… jakoś typowych naszych sanek nie zauważyłam
Tylko mało kto zdaje sobie z tego sprawę… niektórzy uważają, że skoro im chleb nie szkodzi, to i ptaki będą zadowolone, gdy się im posypie. A właśnie chleb (i wszelkiego rodzaju pieczywo) są bardzo szkodliwe dla ptaków. Te wszystkie „ulepszacze”, „poprawiacze smaku” i te inne chemiczne dodatki wywołują u ptaków chorobę zwaną „anielskie skrzydło”. Z czasem te ptaki stają się „nielotami” i stają się łatwym łupem wszelakiego rodzaju drapieżników. Może to i dobry sposób na dokarmianie „drapoli”, ale chyba nie o to chodzi tym wszystkim „dokarmiaczom” 
Na ścieżce, przy samej rzece pasło się kilka bernikli kanadyjskich. Mąż się śmiał, że są jak psiaki – podchodziły do nas na pół kroku i zaglądały w ręce. Nic dla nich nie mieliśmy, więc odchodziły obrażone. Wszystkie, które podeszły, miały uszkodzone skrzydła (i to w sposób widoczny). To są skutki karmienia chlebem
W ubiegłym tygodniu dostałam wezwanie do sądu – miałam być ławnikiem w kryminalnej sprawie. Nie bardzo wiedziałam jak się z tego wyplątać. Może to i zaszczytna funkcja, ale mój angielski nie jest doskonały. A w sądzie trzeba rozumieć wszystko. Sprawę pogarsza fakt, że prawnicy mają swój język, trochę odbiegający od typowego angielskiego (tak jak i w polskim, wiem, bo miałam ojca prawnika). Zadzwoniłam, pogadałam i mam nadzieję, że ze mnie zrezygnują
Oni wysyłają te wezwania do wielu osób, a jak się odpowie w miarę szybko, to mają czas na uzupełnienie składu. W mowie potocznej, gdy rozmawiam z Amerykańcami, a czegoś nie zrozumiem, mogę poprosić o powtórzenie, użycie innych wyrazów, czy wytłumaczenie o co im tak właściwie chodzi. Jako ławnik nie mam takiej możliwości. Podpisując się pod jakimś wyrokiem, można kogoś skrzywdzić, a tego bym nie chciała…
I nie chodzi tu tylko o akcent…
Mark, który już kiedyś był ławnikiem (i to w kryminalnych sprawach), pochwalił moją decyzję. On wie, że mój angielski doskonały nie jest
Masz rację. Sąd powinien to uwzględnić, w Ameryce takich jak Ty jest bardzo dużo, ale myślę, że niektórzy podchodzą do tego mniej odpowiedzialnie.
Nie wiem czy to odpowiedzialność, czy strach, że mogę czegoś nie zrozumieć… czegoś co jest istotne dla sprawy. Wyrok wydać łatwo, ale może on zaważyć na czyimś życiu…
To jest właśnie odpowiedzialność.
Witaj, Miralko:)
Też uważam, że jeśli ma się jakieś obiekcje, to lepiej sobie odpuścić niż kogoś skrzywdzić.
🙂
Szacun!
Dziękuję Wam
Chociaż uważam, że to nic wielkiego – ta rezygnacja…
Witajcie!
Przeżyjemy i ostatni tydzień srogiego miesiąca 😉
Witaj, Tetryku:)
Zwłaszcza że ostatnio jakby złagodniał…
Witam!
Dalej wieje…
Witaj, Makówko:)
U nas słonko nieśmiało wygląda. Bardzo nieśmiało…
To jest 287 komentarz…tak tylko przypominam…
„Gdzie ten luty, groźny, zły,
który szczerzył mrozu kły…”
Przelotne dzień dobry, Wyspo:)
Jeszcze raz nieśmiało zapytam: czy my może bijemy jakiś komentarzowy rekord:)?
Czy jednak ktoś… coś…
🙂
Pora więc pożegnać się i opuścić nieznany zakątek:)
Dziękuję wszystkim za obecność.
Kończę pięknym, pełnym nadziei haiku Basho:
„Zbudź się, motylu –
Późno, całe mile
Są przed nami.”
i biegnę na spotkanie z Janem Kasprowiczem:)
Mignęła skrzydłem

i odpłynęła z ulgą
w stronę poezji…
🙂
uchyla furtki
cichutko cichuteńko
myśl w świat wypuszcza
jak miło choć przez chwilę
być motylem? aniołem?
😉