W marcu nie podróżowaliśmy za wiele. Pogoda była nieodpowiednia dla zdjęć.
Na naszych wycieczkach nie spotkaliśmy też niczego nowego, ale pokażę to co widzieliśmy.
Pierwsza nasza marcowa wycieczka, to Catherine Chevalier Woods. Blisko (może z 15 minut jazdy samochodem) i wygodnie. Dobre miejsce gdy się za bardzo nie ma czasu, a chce się przejść chociaż trochę.
Dodam jeszcze, że sarenki są tam zawsze. Czasami widać je żerujące przy samej drodze. Są jak oswojone… od niektórych osób biorą jedzonko z ręki. To od tych, którzy mieszkają blisko i są w parku niemal codziennie.
13 marca wybraliśmy się do Schiller Woods. W zasadzie to ten sam park co Catherine, ale znacznie bliżej naszego domu. Las i rozlewiska ciągną się wzdłuż Des Plaines River na sporej przestrzeni. Przecinają je ulice prostopadłe do rzeki i każdy z tych „kawałków” ma swoją nazwę.
Na początku ścieżki było w porządku. Im dalej, tym gorzej. Roztopiony śnieg i deszcze potworzyły ogromne kałuże, a dokładnie udeptany teren zamienił się w błoto. Buty mieliśmy dokładnie oblepione i ciężkie. Ślizgaliśmy się niemal przy każdym kroku, bojąc się, żeby nie upaść. Na pewno nieprzyjemnie by było mieć i zadek oblepiony błotem, ale główny strach był o aparaty. Im błoto najbardziej mogło zaszkodzić…
21 marca wybraliśmy się do Zion. Jak zwykle w drodze na zakupy… jeździmy tam często. Teraz jest szczególnie dobrze tam jechać, bo od marca zaczyna się ptasia migracja, a w Zion jest ścieżka migracyjna. Można tam spotkać ptaki, które nie mieszkają na tych terenach, a są tu jedynie przelotem. Także nic dziwnego, że lubimy tam jeździć…
I ostatnia marcowa wycieczka – nad Mallard Lake. Też zajeżdżamy tam, gdy wybieramy się do spożywczego sklepu. Co prawda sklep jest w drodze do parku, ale te parę kilometrów w tą, czy tamtą stronę nie robi żadnej różnicy…
Dodam jeszcze, że epoletniki krasnoskrzydłe lecą do nas partiami. Najpierw pojawiają się samce. Zaczynają swoje godowe śpiewy, a im wyżej który usiądzie, tym łatwiej znajdzie sobie partnerkę. Samiczki przylatują później, gdy „męska hierarchia” jest ustalona. Co prawda u cioci Wiki pisze, że są tutaj cały rok, ale to chyba na południu Illinois, bo zimą żadnego epoletnika nie widziałam, a mieszkam tu już ponad 20 lat.
Zapraszam na wspólną wędrówkę po parkach
Na razie idę popedałować, jak wrócę, na pewno się odezwę!
Miłego pedałowania, Mistrzu Q
Pamiętaj co radził pan T. -nie pedałuj tylko pod górę, czasem zjedź z górki!
Na spokojnie (przedtem tak tylko pobieżnie, więc nie było sensu komentować) obejrzałam wszystkie zdjęcia, poczytałam podpisy, przy niektórych się uśmiałam.
Piękne te Twoje ptaszki, sarenki i inne stworzonka. Jezioro aż po horyzont niczym morze.
Zazdroszczę bliskości takich parków. Kraków ma ciekawe okolice, ale jednak trudno o mało zaludnione miejsca.
Brawa dla fotografów i dla Ciebie Miralko za zbudowanie pięterka.
Dziękuję Makóweczko
Ty masz piękne miejsca wokół siebie (co widać po Twoich spacerkach), a ja mam parki…
Obopólna zazdrość nas łączy
Staramy się wybierać takie, do których nie za dużo osób chodzi. Tłumy nie są nam do niczego potrzebne. Tylko płoszą ptaki i zwierzaki…
Tłumów to ja też nie lubię.
Natomiast w czasie wędrówek po turystycznych szlakach lubię być w gronie wesołych znajomych, wspólnie upiec kiełbaskę przy ognisku.
Lubię również takie krótkie rozmowy z przygodnie spotkanymi osobami.
Na Gęsiej Szyi (gdzie byłam w ostatnią niedzielę) było bardzo wesoło.
Gdy schodziłam ze skałek poślizgnęłam się na śniegu i prawie zjechałam wprost w objęcia bardzo sympatycznego pana. Był z kolegą.
Zaczęliśmy żartować i naprawdę było bardzo sympatycznie.
Skończyło się na licytacji kto tu jest najstarszy, a mimo to wylazł na te skałki.
Każdy szuka w tych spacerkach czegoś innego. I tak jest chyba najlepiej, bo każdy ma to co lubi.

Mnie za towarzystwo wystarczy mąż. Niewiele rozmawiamy, rozglądając się pilnie dokoła. Z resztą – mąż nie należy do gadatliwych, raczej do tych milczków
Na pewno miło jest spotkać pokrewną duszę, ale nie jest to dla nas konieczne… wolimy kontakt z Matką Naturą…
Zdjęcia piękne! Nareszcie np. zrozumiałem, czemu zawdzięczają swoją nazwę epoletniki 🙂
A i sarenki absolutnie urocze! Ich oczami zachwycała się też kiedyś Skowronek, choć miała do tych Pięknookich spore pretensje o szkody w ogrodzie…
Dziękuję Ukratku

Pod tym czerwonym, na „epoletach” jest również biały, ale w okresie lęgowym praktycznie go nie widać. W spoczynku widać czerwono-białe paski… odwrotność naszej flagi
To, że Skowronek się zachwycała, pamiętam i pamiętam też, że wcinały jej krzaki róż…
Brakuje mi Skowronka na Wyspie!
Nie tylko Tobie…
Jestem i biorę się za oglądanie zdjęć.
Zdjęcia jak zwykle sprawiają, że dłonie się składają do klaskania.
Sarenki, oczywiście te nasze, polskie, ostatnio obserwuję głównie z autostrady, niestety bez możliwości zrobienia zdjęcia, jak już kiedyś wspominałem, nie przekonam kierowcy do zatrzymania samochodu
Tym bardziej doceniam te amerykańskie, tu, na zdjęciach. Niektóre zbliżenia jak zdjęcia paszportowe, a oblizujący się młody osobnik wygląda przekomicznie, głód w oczach i język na wierzchu, jak pies przy stole!
Czy dzięcioł kosmaty w ogóle jest mały, czy ten akurat samiec był młody albo niewyrośnięty?
Bernikle znakomite, czasami sobie myślę, że to dzięki dużej powierzchni łap mogą tak długo stać na jednej nodze (a tym bardziej dwóch), po prostu ciężar się korzystnie rozkłada na takiej płetwie. Może strząsanie piór przed wejściem do wody ma sprawić, że się „napowietrzą” i będą lepiej izolować?
Podziwiam, że w takich warunkach błotnych szliście uparcie dalej!
Mam wrażenie, jakby krzyżówki z Des Plaines były większe od tych polskich, albo mają inne proporcje między głową a resztą ciała. Nie byłby to pierwszy przypadek, że w USA coś jest większe niż w Europie. Samochody, drapacze chmur…
A propos „wszystko większe” – drozd wędrowny z rudym brzuchem na tym zdjęciu wygląda jak trochę większy rudzik!
Karolinki z kształtu głów i tych „zaczesanych do tyłu” czubów zupełnie jak nieco mniej kolorowe mandarynki, spotykane w Polsce (przy czym gdzieś czytałem, że mandarynki to gatunek inwazyjny, co prawda na razie nie widzę, żeby wypierały jakikolwiek inny, ale kto wie?).
Szlachary przepiękne, oczywiście od razu nasunęło mi się pytanie, czy to aby na pewno one, a nie nurogęsi.
Nura zazdroszczę, chętnie sam bym takiego ufotopolował, bo to rzadkość!
Z drugiej strony to wszystko są spore ptaki, a zrobić zdjęcie takiemu drobiazgowi jak ta sikora (chyba podobna do polskiej ubogiej?) to też jest sztuka!
Dzięcioły na drzewach wyglądają, jakby każdy miał swoje i go pilnował
Może ten wrzeszczący protestował przeciwko zbyt mocnemu słoneczku, bo nie lubi się opalać?
Opuszczone gniazdo wygląda na remiza, ale on przecież występuje tylko w Eurazji, więc zapewne jego amerykański odpowiednik, nie wiem, jak się nazywa, z tej rodziny znalazłem tylko żółtoliczka, ale on nie zapuszcza się tak daleko na północ.
Żurawie wspaniałe, mam nadzieję, że mnie się też kiedyś uda zrobić takie zdjęcie w locie, bo na razie mam tylko stacjonarne.
Epoletniki nad Mallard Lake przezabawne. Ależ ma głos, terkoczący jak elektroniczna zabawka! A samiczka nie reagowała na ten głos „rywala” z głośniczka?
Pelikany świetne, w życiu bym nie powiedział, że to one, no ale faktycznie, czaple smuklejsze, a żurawie latają z wyprostowanymi szyjami.
Krzyżówki na Mallard Lake rozmiarem już jakby bardziej zbliżone do europejskich, chyba że się zasugerowałem.
Skoro piszesz o epoletnikach, że „samiczki przylatują później, gdy “męska hierarchia” jest ustalona”, to może dlatego ten pierwszy samiec z ostatniego zestawu tak się wkurzył, hierarchia już ustalona, a tu jakiś rywal mu się drze (a ten spokojniejszy był niżej w hierarchii i go tak nie obchodziły problemy samca alfa).
Dziękuję, Mistrzu Q, za uznanie

Ależ będę miała do odpowiadania
To tak po kolei…
Tylko z nazwami mam problem… nigdy nie mogę zapamiętać który jest włochaty, a który kosmaty
Ogólnie rzecz biorąc – obydwa są obficie owłosione (przynajmniej w nazwie)…







Sarenki, a właściwie mulaki białoogonowe, są tutaj dość popularne. W parkach nikt na nie nie poluje, więc chodzą sobie jak chcąc. I nawet są na pół oswojone, pozwalają podejść do siebie całkiem blisko (przynajmniej niektóre z nich). Porównanie młodego do psa przy stole rozbawiło mnie niemal do łez… nie pomyślałam o tym, ale faktycznie… coś wspólnego jest
Dzięcioł kosmaty jest faktycznie malutki. Średnio ma 15-17cm „wzrostu”, czyli jest mniej więcej wielkości wróbla. Z kolei dzięcioł włochaty, jest niemal identyczny, ale odrobinę większy, od 18 do 26cm. Ta różnica jest tak niewielka, że jak się patrzy, to trudno powiedzieć, czy ten ptak ma 17, czy 18 cm… ale już się nauczyłam je rozróżniać
Wszystkie kaczkowate (a bernikla do nich należy) czasami stają na jednej łapie… w tym czasie druga grzeje się w piórach. One muszą mieć silne nogi, bo przecież bardzo dużo „wiosłują” w wodzie
Czy ta bernikla wstrząsała pióra, żeby je napowietrzyć – nie wiem, nie jestem ornitologiem. Ale one mają powłokę specjalnej woskowiny na piórach (same ją rozprowadzają z wydzieliny gruczołu przy kuprze) i to głównie ona chroni ptaki przed namoczeniem i chłodem… także nie wiem…
Nie wiem czy amerykańskie krzyżówki są większe… wydaje mi się, że nie. Ostatecznie to ten sam gatunek i nie ma wyodrębnionego podgatunku „krzyżówki amerykańskiej”.
Faktem jest natomiast, że krzyżówki krzyżują się z różnymi gatunkami. Pisałam już o tym, że widzieliśmy w Governer Dodge State Park w Wisconsin ptaki, które wyglądały jak krzyżówki, ale były ze dwa razy większe. Kaczorek musiał dorwać jakąś berniklę i młode odziedziczyły kolorki po tatusiu, a wzrost po mamie
Mandarynki były hodowane jako ozdoby parków. Uciekały i stworzyły dziką populację. Ale pochodzą z Azji. Karolinka jest tutejsza (że tak się wyrażę), ale bywa również w Polsce. Tak jak mandarynka hodowana jako ozdoba, uciekała na wolność. Obecnie można ją w Polsce spotkać. Kiedyś Maksio pokazywał zdjęcia parki z parku Moczydło. I o ile pamiętam, samca ktoś utłukł, została sama samiczka…
Co do szlacharów jestem pewna. Samiczki mogą mi się mylić, ale między samcami jest taka różnica, że pomylić się nie da
Ty zazdrościsz nura, a ja zazdroszczę lodówki i zimorodka. U mnie ich nie ma…
Też mi się wydaje, że tutejsza sikora jasnoskrzydła jest bardzo podobna do polskiej ubogiej. A jak trudno te maluchy „upolować” sam wiesz najlepiej, bo w swojej kolekcji też masz takie…
Czyje to gniazdko – nie wiem. Może jak będę miała czas, to poszukam wśród maluchów. To niekoniecznie musi być z rodziny remiza. Wiele ptaków, niespokrewnionych ze sobą, buduje podobne gniazda…
Epoletniki wydają całą gamę głosów. W zależności od tego, co chcą powiedzieć. Inaczej brzmi ich „miłosny śpiew”, inaczej drą się na alarm, a jeszcze inaczej gdy chcą postraszyć rywala, czy wroga. Co chyba na jedno wychodzi…
Samiczce epoletnika małżonek nie puszczał śpiewu z głośnika, więc trudno mi powiedzieć jak by zareagowała…
Ten gatunek pelikana ma na dziobie narośl, która w okresie lęgowym powiększa się znacznie. Na jednym ze zdjęć widać te narośle dość wyraźnie i stąd wiem dokładnie co to było za stadko
Z tym drącym się epoletnikiem, na pewno masz rację. Hierarchia ustalona, a tu jakiś drze gębę, jakby tego nie wiedział. Przecież nie powinien się wpychać „między wódkę a zakąskę”
Pięknie dziękuję za komentarze, ku chwale Wyspy. Właściwie nie mam nic do dodania ani dalszego skomentowania. Idę jeszcze raz pooglądać zdjęcia.
Z przyjemnością poczytałam sobie Waszą merytoryczną „wymianę wiedzy”, z pewną dozą podziwu dla Waszej pasji.
I to jest urok Wyspy, że każdy tu znajdzie coś dla siebie.
A teraz już umykam, syt zdjęć ptaszków i ssaków!
DOBRANOC WYSPIARZE!
To jak już wszyscy poszli spać, a my już po obiedzie, może opowiem coś, co nam się przytrafiło nad Mallard Lake (w marcu)…
Miałabym piękne zdjęcia piżmaka siedzącego kilka kroków ode mnie…
Staliśmy z mężem na ścieżce i komentowali kupy psie na naszej drodze (wszyscy mają obowiązek sprzątać po swoim psie, ale nie wszyscy to robią) i to, jak trzeba uważać, żeby w jakąś nie wdepnąć… odwróciłam się, rozglądając dokoła i zobaczyłam piżmaka, skradającego się do ścieżki. Był już przy krawędzi… wolniutko przesunęłam aparat, żeby go obcykać, ale chyba za szybko… a może to, że popatrzyłam na niego, tak go zdenerwowało… w każdym bądź razie dał nura do tyłu i tyle go widziałam. Mąż go nie widział, bo stałam na drodze zasłaniając sobą widok. Staliśmy jeszcze jakiś czas, czekając, że może wylezie, ale się nie doczekaliśmy. Najpierw z jednej strony szli ludzie z psem, gdy przeszli, z drugiej strony pojawili się inni… w takich warunkach na pewno nie chciał przejść na drugą stronę ścieżki…
Szkoda…
Ha, może te psie kupy mu śmierdziały i był przez to czujniejszy?
Zwierzaki mają inne podejście do tych śmierdzących (dla nas) kup. Dla nich to normalne i ten zapach/smród wcale nie odrzuca…
ale Twój pomysł jest znakomity
Hmm, wiem, że zwierzaki mają inne podejście, chodziło mi raczej o to, że jak piżmak poczuł (cóż, że od kupy strony) psy (zasadniczo mięsożerne drapieżniki), to dlatego był ostrożny. Gdyby tam leżały kupy sarenek/ mulaków albo królików, to efekt byłby zapewne inny.
Przy okazji przypomniał mi się miejski mit (któremu kolega z poznańskiego zoo stanowczo zaprzecza), że żeby pozbyć się kun, wyżerających izolację kabli i komory silnikowej spod maski auta, najlepiej jest się zaopatrzyć (za spory piniądz, w zoo właśnie) w odchody dużych drapieżników, niedźwiedzi, tygrysów albo lwów, to woń odstraszy mniejsze szkodniki. No ale skoro kolega pracujący w zoo twierdzi, że to bzdura…
Nie wiem na ile to jest mit (z tymi odchodami), ale kupowaliśmy w sklepie spray, który odstraszał wiewiórki… i nawet działał. Bazował on na moczu lisa. Po opryskaniu płotów i domu, żadna nie chciała tamtędy iść. A jeśli już musiała, to szła po kablach, znacznie wyżej, omijając szerokim łukiem nasze płoty.
Po domu, to one biegają jak po autostradzie (jest ceglany), a po opryskaniu też nasz dom omijały. Więc chyba nie do końca to jest mit
Może zależy czego się użyje? Może dla tutejszych szkodników odchody lwa, czy tygrysa nie są takie groźne, bo nie znają tego zapachu? Ostatecznie to zwierzaki żyjące w innych warunkach…
Bo nie sądzę, żeby kolega pracujący w zoo się nie znał…
Bardzo możliwe! Ciekawe, jak z jeszcze pospolitszymi drapieżnikami, takimi jak np. koty.
Tego nie wiem dokładnie…
Chociaż… jak Mery i Jeff mieli w domu dwa koty, nigdy nie było u nich myszy. Koty popadały ze starości i teraz nie mają żadnego. Tej zimy pojawiły się u nich myszy. Wezwali eksterminatora i pozbyli się ich. Ale istnieje przekonanie, że tam gdzie są koty, żadna mysz się nie uchowa. Czują zapach sierści i unikają miejsc dla nich niebezpiecznych.
Ale czy tak jest w rzeczywistości – nie wiem. Może to zbieg okoliczności i może to też mit?
Nie zdziwiłoby mnie to, najskuteczniejsze są metody wynikające – no właśnie, po raz kolejny pod tym wpisem – z ewolucji. Czyli mechanizmów wypracowanych i wdrukowanych przez pokolenia i millenia.
Nawet nie zdajemy sobie sprawy, że sami też ewaluujemy, bo te zmiany nie są tak widoczne… następują bardzo powoli.
Tak było przez wieki, tak jest i nadal będzie…
Niedobry!
Nie chciał pozować? Powinien nauczyć się od sarenek i niektórych ptaszków!
Prawda, jaki niedobry?

Szkoda, że nie wiedział, że nic mu złego nie zrobimy i niepotrzebnie uciekł…
Ostatnio Virginia opowiadała mi, że ekipa, która strzyże jej trawnik, nie mogła ostrzyc żywopłotu w jednym miejscu. Gdy tylko się zbliżali, jakiś ptak atakował ich ostro. Jak się domyślam, epoletnik miał tam gniazdo, bo tylko on atakuje nie patrząc kogo, aby tylko zbliżył się do gniazda. Co prawda tak samo bojowy jest tyran północny, ale on nie buduje gniazd w pobliżu ludzkich domów. Uśmiałam się setnie, bo nieraz widziałam taki atak i wiem, że do przyjemnych nie należy
Ostatecznie ostrzygli ten żywopłot, jak epoletnik odchował młode i wyprowadził je z gniazda…
To było w tamtym roku, ale dopiero teraz Virginia opowiedziała mi o tym. Wcześniej nie widziałam się z nią w związku z pandemią.
Deszczowe i niedospane dzień dobry!
Dzień dobry, tu też się rozpadało, ale i tak się cieszę, że deszcz, nie śnieg.
Witajcie!
Łoj! Znów się spóźniłem z przywitaniem…
Dzień dobry



Jeszcze nie wiem na ile będzie dobry… na razie za oknem ciemno…
Nie wiem też na ile będę „domowa”, bo muszę wyruszyć i załatwić kilka spraw
Mam o tyle lepiej niż Makóweczka, że chociaż zapowiadają chmury, to ma nie padać, a temperatura w granicach 12C, czyli wcale nie tak źle
U mnie dochodzi 9, więc czas zbierać się do drogi


I jeśli mam być szczera, to wcale mi się nie chce
Ale jak mus, to mus… do popotem…
A komu się chce ? Dawniej ,w okresie słusznie minionym starszy pan siedział przed kościołem z puszką na drobne datki . Podeszła do niego pewna Pani i pyta : Proszę pana wiem , że ma pan dwie dorosłe córki , czy one nie mogą na pana zapracować ? Proszę pani , czy na taki upał komuś się chce ? Padła odpowiedz … Ptaszki jak zwykle przyjemne w oglądaniu . Osiedle Koło w którym mieszkam zaliczone jest do warszawskich zabytków i leży na osi wschód_ zachód . Na tej osi znajdują się : dwa parki , lasek na Kole ,dwa boiska sportowe i trzy cmentarze . A w sumie ten ciąg jest ostoją właśnie dla ptactwa . Każdy spacer do Parku Moczydło gdzie są stawy wodne , to obecnie wyprawa na koncert ptasiego śpiewu . Coś wspaniałego . Dziękuję Miralko za piękny materiał przyrodniczy .
Dziękuję Maksiu
Całe szczęście jeszcze upałów nie ma… 


No tak… w upał nikomu się nie chce
Podejrzewam, że teraz wszędzie słychać ptasi śpiew. Jest pora godowa i wszystkie samczyki starają się jak mogą
Ptasie koncerty są piękne i bardzo urozmaicone – w zależności od miejsca koncertu. Mogę godzinami słychać tych małych koncertmistrzów…
To ja właśnie skończyłem i idę na przerwę. A potem pedałować. W weekend natomiast robię sobie przerwę (5 wieczorów pedałowania w tygodniu).
Wczoraj wieczorem poczytałam sobie o migrujących ptakach. To, że dość szybko przybierają na wadze, nawet dwukrotnie – wiedziałam od dawna. Ale nie wiedziałam, że żeby zmniejszyć swoją swoją wagę, a także zrobić miejsce na tłuszcz, którym porastają i który służy im jako zapas energii, pomniejszają swoje organy wewnętrzne. A właściwie natura im zmniejsza i dzieje się to niezależnie od nich. Kurczy im się wątroba, nerki, ściągają się jelita…
Dzięki temu mogą zgromadzić więcej tłuszczu i lecieć bez przerwy na swoje zimowiska. A niektóre mają długą drogę. I na przykład taki szlamik zwyczajny przelatuje z Alaski do Nowej Zelandii, jednym cięgiem, w ciągu kilku godzin. A to przecież ok. 11 tys. kilometrów!!!
I niech ktoś powie, że ptaki nie są ciekawe
Dodam jeszcze, że zmiany w budowie organizmu zachodzą u ptaków pod wpływem krótszych dni. Dzięki temu wiedzą one, że zbliża się jesień i czas zbierać się do odlotu…
No proszę! Jestem na dobrej drodze – kurczy mi się tarczyca (USG wykazało, że jest bliska zaniku) no i obrastam w tłuszcz (co widać gołym okiem).
Na temat wątroby i nerek jeszcze nic nie wiem.
Może też zrób USG, Makóweczko? Czyżbyś jesienią miała zamiar migrować do ciepłych krajów? To chyba za wcześnie te zmiany…
Przy dzisiejszej pogodzie to chyba każdy marzy o ucieczce w cieplejsze miejsce -pada cały dzień.
Jeszcze będzie gorąco, Makóweczko. Przecież teraz jest wiosna
No, też czytałem o szlamiku, to są niebywałe historie. No i musiało się to uformować przez tysiące lat ewolucji, prawda, bo przecież nie w ciągu kilku pokoleń.
W tym artykule mowa jest o kolibrze rubinobrodym (Ruby-throated Hummingbird), drozdku okularowym (Swainson’s Thrush) i właśnie o szlamniku zwyczajnym (Bar-tailed Godwit). Każdy z nich z innego gatunku, a nawet z innej rodziny, a w sumie zachowania migracyjne podobne. I na pewno nie powstały w ciągu kilku pokoleń. Ptaki, tak jak inne zwierzaki, albo musiały się przystosować do zmian klimatycznych, albo przystosować się do migracji, albo po prostu wyginęły. Przecież migrują nie tylko ptaki, ale też i na ten przykład ryby. Płyną wytrwale na swoje „miejsca lęgowe”… o żółwiach, czy walach nie wspominając
Otóż to! I o łososiach, i o węgorzach.
No właśnie
Jest tego trochę… oprócz ptaków…
No nie, przesadziłaś! 1000 km/h nie jest osiągalne dla żadnego ptaka! Może w ciągu kilku dni?
No tak. Masz rację Ukratku. One lecą ok.8 dni…
Tak byłam podekscytowana, że pomyliłam dni z godzinami…
Mam nadzieję, że wybaczycie mi pomyłkę…
Ponad 50 km/h to też niezła średnia prędkość, zwłaszcza na takim dystansie i bez przerw!
Tak. One potrafią spać podczas lotu. Część mózgu „usypia”, a część ma włączone tylko niektóre funkcje. Dzięki temu lecą i nie zbaczają z kursu, a także nie zderzają się w locie. Potem jest zmiana. „Wypoczęta” część mózgu przejmuje kontrolę, a druga usypia. I tak na zmianę.
Człowiek nie jest w stanie tak funkcjonować… jego organizm nie jest do tego przystosowany.
Poza tym, w czasie przelotów, tracą ok. połowy swojej wagi – spalają nagromadzony tłuszcz. A gdy tego im zabraknie, potrafią korzystać z białka zawartego w mięśniach.
Gdzieś czytałem, że nieco podobnie (o ile można tu mówić o podobieństwie) działają mózgi delfinów podczas snu, automatycznie się wynurzając co jakiś czas, żeby zaczerpnąć powietrza.
Nie uwierzysz, ale zdarzyło mi się spać podczas jazdy na rowerze. Po przejechaniu ponad 100 km w ciągi dnia przez następne 20-30 km postrzegałem (już w nocy) tylko tylne światełko kolegi jadącego przede mną, i zupełnie nie pamiętałem szczegółów ani wyglądu trasy na tym odcinku…
Gdyby delfiny jeździły na rowerach, byłoby to zupełnie normalne!
Czyli wynika z tego, że ludzie też mogą odpoczywać w czasie „przelotów”

Zaraz idę pedałować…
Wczoraj obejrzałam też „Matura to bzdura”… kilka odcinków. Aż się wierzyć nie chce, że młodzi mogą być tak głupi

A przecież te pytania były bardzo proste… wystarczyłby podstawowy zasób wiedzy…
To nie tylko brak wiedzy (nawet tej podstawowej), ale i elementarne braki logicznego myślenia.
Na pytanie kto napisał „Tango” Mrożka, czy „Proces” Kafki, nie umieli odpowiedzieć, a przecież odpowiedź była zawarta w pytaniu…
Na pytanie co napisał Sienkiewicz – „Potop” czy „Quo vadis”, odpowiedzi były różne. Jedni byli za pierwszą powieścią, inni za drugą…
I jeszcze trzeci przykład – na pytanie ile tomów ma Trylogia Sienkiewicza padały różne odpowiedzi… to pięć, to dwa… byli nawet tacy, którzy twierdzili, że 10
Mąż powiedział, że nie będzie tego więcej oglądał, bo czuje się jak geniusz – znał wszystkie odpowiedzi
I dlatego trudno mi uwierzyć, że ktoś może być taki głupi…
Małżonka dochodzi do podobnych wniosków kilka razy w tygodniu, w swojej działce (angielski). Co gorsza, powtarza te wiadomości z młodymi ludźmi do upadłego i jakoś się one ich nie trzymają.
Być może są skuteczniejsze metody dla obecnych uczniów, nie wiem
Może dlatego, że młodzi niby powtarzają informacje, ale nawet nie starają się ich zapamiętać. Uważają, że jest im to niepotrzebne. Mają przecież internet z którego w każdej chwili mogą skorzystać…
Nie wiem… dla mnie to coś niepojętego. Człowiek przecież (tak normalnie) stara się coś dowiedzieć, coś zobaczyć, cokolwiek zapamiętać…
Już dawno córka mówiła mi, że teraz jest moda na tumanów. Im mniej wiesz, tym bardziej jesteś na topie. I chyba podobnie jest w Polsce… straszne!!!
Ale to jest przecież strzał we własną stopę, albo i wyżej. Im mniej wiesz, tym łatwiej cię oszukać – legalnie (w banku, w sklepie z niekorzystnymi warunkami sprzedaży) i nielegalnie (w mailu z wirusem albo linkiem do wyłudzenia).
No to co? My rozumiemy, że wiedza daje nam pewną siłę… nie tyle fizyczną, co psychiczną. Młodzi tego nie rozumieją. Dla nich wygodne jest, że ktoś za nich myśli, ktoś decyduje, bierze odpowiedzialność. A to, że po dłuższym czasie obudzą się z ręką w nocniku?… a może się nie obudzą?
Obawiam się, że muszą się obudzić. Gorzej, że przy okazji ucierpi mnóstwo niewinnych ludzi.
Niektórym lepiej się żyje w nieświadomości… także nie jestem pewna, czy to obudzenie kiedykolwiek nastąpi…
Długofalowe skutki testów wyboru…
A swoją drogą, pamiętam 6-tomowe wydanie Trylogii: Ogniem i Mieczem w 2 tomach, Potop w 3., a Pan Wołodyjowski w jednym…
Mam podobne tomiska Trylogii, ale tu bardziej chodziło o ilość tytułów. Bo przecież w zależności od wydania, tych tomów/książek może być dowolna ilość.
Poczytałam Waszą dyskusję, ale jakoś mam mózg wyprany z energii i z wszystkiego.
Jutro „wycieczka” do Gliwic jakbym się nie odzywała to znaczy, że odezwę się jak wrócę.
Na razie odpoczywaj, a poza tym pomyślności!
Powodzenia na „wycieczce”, Makóweczko. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze
dla lepszego samopoczucia…
I jeszcze
Tak sobie pomyślałam, że Amerykanie są dziwni. Właśnie Steven przysłał mi na komórkę zdjęcie i pytał jaki to ptak. Na zdjęciu widać głównie drzewo i kawałeczek ptaka…

Napisałam mu, że według mnie, to Hairy Woodpecker (czyli dzięcioł włochaty)… ucieszył się i pięknie mi podziękował.
Amerykanom wydaje się, że skoro interesują mnie ptaki, to muszę znać się na wszystkich gatunkach, nawet jak z ptaka widać tylko mały fragmencik
Mark też mi kiedyś przysłał zdjęcie sowy. Jego kumpel zrobił to zdjęcie na tyłach swego domu (w South Carolina) i pytał co to jest. Tylko tamto było proste, bo ptak był widoczny z detalami – puszczyk kreskowy.
A czy ja jestem jakiś spec od ptaków? Niech sobie poszukają ornitologa…
Toć przecież grup do identyfikacji ptaków jest na Facebooku jak naćpał. Naprawdę prościej Ciebie prosić?>
Widocznie jako pierwsza przychodzę im do głowy

Chyba powinnam się przyzwyczaić…
No, jest to również swego rodzaju pochlebstwo.
W pewnym sensie…
DOBRANOC!

Zgłodniałam i pójdę coś zjeść
Mąż coś nie wraca z pracy, więc chyba zjem obiad bez niego… jakoś trudno mi się doczekać… 
Ja też zmykam, spokojnej nocy!
Pochmurnie witam!
I znikam… odezwę się jak wrócę.Milej soboty!
Dzień dobry, zaraz ruszamy na zmianę opon.
Witajcie!
– zakupy już zrobione
– nie wybieram się na wycieczkę ani „wycieczkę”
– jeszcze nie zmieniam opon
…chyba znowu pójdę spać…
Tobie to dobrze
A co u ciebie? Wszystko zgodnie z planem?
Tak,weszłam przed czasem.Juz wracamy.
Świetnie!
Dzień dobry


Całe szczęście opon zmieniać nie muszę, a przynajmniej nie teraz
Tutaj nie ma sezonu na opony. Są całoroczne. Wymienię, jak się zedrą
Jesteśmy już po zmianie opon i niedużych zakupach.
Słuchajcie, jaki numer wywinęliśmy. Zamawialiśmy obiad, chińskie dania, na wynos, z własnym odbiorem (co ważne), na telefon, i pomyliliśmy chiński bar, który mamy pod nosem, z drugim, nieco dalszym. A ponieważ dania nazywają się chyba wszędzie tak samo, w ogóle się nie zorientowaliśmy. Byłem bliski zrobienia awantury w tym bliższym, kiedy wymieniłem nazwę – i okazało się, że zamówiłem jednak w tym dalszym
Co za żenada! Na szczęście okazało się, że tam, gdzie zamawiałem, był wolny kierowca i od razu nam to przywiózł.
Dla Europejczyka (czyt.: Biały Diabeł) prawie wszyscy Chińczycy wyglądają jednakowo…
Czy to się przekłada również na restauracje?
Raczej nie ,ale skoro Ci przywieziono to liczą na dalsze zamówienia -taki biznes
Melduję, że wróciłam z „wycieczki”. W planie był spacer, ale cały czas padało.
Wyjątkowo sprawnie to poszło.
MR był zaplanowany na 11.40, do rejestracji miałam się zgłosić o 11.
Byłam dużo, dużo przed czasem, gdyż nie chcieliśmy ryzykować jakiegoś np. wypadku, korka po drodze.
O 10.52 napisałam do syna smsa, że już mam wenflon; o 12.40 wysłałam smsa, że już jestem po.
Przygnębiające wrażenie zrobił na mnie szpital jak oblężona twierdza -wszystkie wejścia zamknięte, przy jedynym otwartym ochrona wpuszcza na podstawie imiennej listy.
Po korytarzach nie kręcą się ani pacjenci, ani odwiedzający; ogromne korytarze zieją pustką.
Młody przedrzemał się w samochodzie?
Trochę próbował spacerować po deszczu, ale zmarzł, trochę siedział w aucie, ale też zmarzł.
Raczej nie drzemał skoro zaraz po wyjeździe z Gliwic zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej na kawę. I o dziwo można było usiąść przy stole.
Ja w tym czasie niby leżałam w cieple, ale też nie drzemałam (MR jednak okropnie hałasuje).
Teraz jestem jakaś przymulona, najchętniej bym podrzemała, ale jakoś podkładam zapałki pod oczy i usiłuję wytrwać.
Uff, dobrze, że już po.
Teraz jeszcze jedna „wycieczka” -w przyszłym tygodniu kiedy dowiem się jaki wynik.
Ale nie „wycieczka po wynik”? Tylko do kogoś, kto go będzie umiał zinterpretować i Ciebie skontrolować?
Wcześniej wynik ogląda, porównuje z poprzednimi lekarz radiolog.
Gdy wynik już jest opisany zgłaszam się na konsultację do mojej pani onkolog. Jednak wcześniej nie znam wyniku, więc czekanie na wezwanie do gabinetu (czasem parę godzin) to jednak jest stres.
W tym wszystkim jedno jest dobre, że jak została mi przydzielona onkolog to już jestem pod opieką tej samej lekarki (i w czasie pobytu w szpitalu i w czasie konsultacji i w czasie teleporady).
No ale przecież nikt nie obiecywał, że życie będzie usłane różami.
Dlatego jutro jadę w Tatry (przy tej pogodzie wymyślił to jakiś wariat!)
„Wcześniej nie znam wyniku”? To trochę, powiedziałbym, sadyzm jednak
czy pacjent(ka) nie powinien znać wyniku jak najszybciej? Czy też sam(a) nie potrafił(a)by takiego wyniku właściwie zinterpretować?
Chyba chodzi właśnie o interpretację…
Właściwie zinterpretować tę ogromną ilość przekrojów może tylko fachowiec, który musi dokładnie pooglądać i porównać.
Guz nie jest symetryczny -w jednym przekroju może być ok, a w innym okaże się, że rośnie i chodzi tu o ułamki mm.
A jest nieoperacyjny ze względu na swą lokalizację w kanale pnia mózgu.
Natomiast sadyzmem jest trzymanie pacjenta w niepewności gdy wynik już jest opisany. Po tylu latach już się trochę, trochę uodporniłam.
Ale ta pierwsza kontrola po cyberknife, gdy czekałam na wyrok czy mam szansę na dalsze życie to jednak nigdy nie zapomnę.
Teraz gdy w głowie mam sytuację koleżanki ze studiów dawne koszmary trochę ożyły.
Jedynym sposobem, aby sobie z tym radzić jest uciekanie w wycieczki, życie towarzyskie itd.
No i chowanie się za maską błazna i …wywalanie języka.
Ja mam stale jakąś nerwówkę – wynik rtg płuc i USG tarczycy też poznam dopiero w przyszłym tygodniu.
Dlatego jutro jak będę doganiać grupę na wycieczce będę myśleć tylko o tym, aby ich dogonić. A potem przy nalewce całkiem zapomnę o jakimś czekaniu na wyniki.
A teraz muszę pomyśleć o umyciu garów po obiedzie, bo same się nie umyją, jakieś takie niesamodzielne są te gary.
No i obiad na jutro, żadne tam drzemki!
Noc zapada, nikt nie gada. Co za licho? Tak tu cicho…
Gary umyte, zupa studzi się na balkonie, głowa umyta czeka na suszenie.
Plecak czeka na spakowanie (jak ja lubię taką pogodę kiedy nie wiadomo czy będzie ciepło, zimno czy bardzo zimno).
No to pogadałam, aby cicho nie było…
Dobranoc Bożenko!
Dobry wieczór, przyjaciele zrobili nam nagły, niezapowiedziany desant na zoomie, spędziliśmy nieoczekiwanie prawie 3 godziny na rozmowie w 3 pary. Dobranoc!
Witam!
Dobry, zaraz chyba na spacerek, o ile pogoda nie spłata psikusa!
Witajcie!
Chmurno, chłodno, ale już odrobinę cieplej niż wczoraj. Optymiści twierdzą, że 2 razy cieplej (6 vs. 3 oC), pesymiści liczą znacznie mniej: 279 vs 276 oK…
Z powrotem ze spacerku, idealne wyczucie czasu, bo teraz się zachmurzyło i zapewne prędzej niż później zacznie kropić, co wynika z prognoz.
Dzień dobry
Mąż pomógł mi powyginać pręty podtrzymujące metalową siatkę, osłaniającą sadzonki, bo sama nie dałam rady. Ale teraz żadna wiewióra nie powinna się dobrać i wszystkie owocki, jakie będą, są moje 
U mnie na zmianę – słońce i chmury…
Wczoraj dorwałam się do ogródka. Przesadziłam truskawki i porobiłam zabezpieczenia, żeby mi znowu wiewióry nie wykopały sadzonek i nie obżerały owoców
Co to będzie, gdy twoje wiewiórki wejdą w spółkę z kretem?
Raz, u nas nie ma kretów, a dwa, sadzonki są w doniczkach, wystarczająco wysoko, żeby im żaden kret nie zaszkodził

Także o swoje truskawki jestem spokojna
Teraz to mi się przypomniały truskawki pnące u kogoś na balkonie. To chyba jest jeszcze dalej idące zabezpieczenie przeciw kretami
Przed kretami – tak, ale nie przed wiewiórkami. One wlazą dosłownie wszędzie…

Bez problemu przegryzą każde drewno, czy plastik. Jedynie odpowiednio gruby metal stanowi dla nich barierę nie do przegryzienia
Przy okazji porządków za domem, odstawiłam część rzeczy spod naszego składzika. A za nim cała góra piachu (a nie było jej widać, bo to pomiędzy składzikiem a płotem). Mąż się zastanawiał skąd tutaj taka „wydma”
Odwaliłam jedną płytkę, tuż przy składziku, a tam wydłubany korytarz! To szczury zrobiły sobie mieszkanko
I stąd ten piach…
Mąż wziął do ręki gruby kołek i zaczęliśmy zapełniać korytarz wodą. Ale chyba szczury się już wyprowadziły, bo żaden nie wyskoczył. Teraz musimy przesunąć składzik i odwalić płytki, żeby je ułożyć od nowa. Dziury pod składzikiem nie mogą zostać… to znacznie by osłabiło podstawę, na której on stoi. Nowa, zupełnie niezaplanowana robota
O rany. Takie dziury to chyba trzeba wypełnić jakąś zaprawą, cementem czy betonem, skoro tam się przekopywały szczury, to być może z potłuczonym szkłem?!
Już myślałam o tym, ale jak ułożyć płytki na betonie ze szkłem? Czy to będzie równo? Bo szczególnie pod składzikiem musi być równo…
To nie musi być beton, ale jeżeli zagrzebiecie w piasku sporo potłuczonego szkła, to też będzie im trudno się przez to przekopać…
A widzisz. Muszę kiedyś również wykorzystać.
Małżonek, gdy mu powiedziałam o Twoim pomyśle, Ukratku, powiedział mi, że czas, żeby zaczęła pić, bo będziemy potrzebowali dużo szkła
A jak do tej pory, to mamy od groma plastiku, a szkła niewiele…
A tak mówiąc poważnie – może to nie jest taki zły pomysł. Co nam szkodzi spróbować…
Chyba zaraz gdzieś pojedziemy, póki zaczyna trochę świecić słońce. Po południu ma się od nowa zachmurzyć

Mąż już ugotował kluseczki na mleku na nasze śniadanie i jak myślę, przed 8 wyjedziemy
Słusznie. Teraz znowu jest słońce, ale przez dłuższą chwilę się zanosiło na deszcz.
No to lecę… do popotem
Przyjemności!
Bardzo wiosenne dzień dobry, Wyspo:)
Dzień dobry!
Witaj, Miralko:)
Bardzo przyjemne te spacerki „wśród okoliczności przyrody”:)
Karolinki przepiękne, demoniczne nieco, niczym inkascy wojownicy:)
Czterołapkowce urocze, a śnieżno-błotne widoczki dają nadzieję na rychłe nadejście wiosny:)
Miralko, czy próbowałaś opryskiwać swoje roślinki nawozem z pokrzywy?
Mój Brat pozbył się w ten sposób jakiegoś żarłocznego dziadostwa na kalinie. Jeśli nie, a chciałabyś spróbować, to mogę go poprosić o przepis.
Pozdrawiam:)
Witaj Leno



Bardzo mi miło, że spacerki Ci się podobały
Nawozu z pokrzywy nie stosuję, z prostej przyczyny – nigdzie nie widziałam tutaj pokrzywy. Mam wrażenie, że na naszych terenach nie rośnie. Pokrzywa ma wiele zastosowań w medycynie ludowej i specjalnie rozglądałam się za nią. Ani w Illinois, ani w Wisconsin, ani w Indianie, czy Michigan (o Iowa, tylko zaczepiłam i się nie rozglądałam), czyli wszędzie tam gdzie byłam, zwracałam uwagę na ten chwast. Nigdzie!!!
Także dziękuję Ci Leno pięknie za szczere chęci pomocy, ale przepis bez pokrzywy nie wytruje mi żadnych paskud
Pozdrawiam cieplutko
Chwilę pospałem, pomogłem założyć Najjuniorowi profil zaufany, pogadałem, a teraz już będę na Wyspie i w okolicach.
Melduję, że wróciłam.
Pod stopami śnieg, było pochmurno i mgliście, ale z góry nic nie padało -ani śnieg, ani deszcz.
Może na pięterku jakimś o tym opowiem?
Teraz muszę do wanny i coś zjeść.
Dobrze, że wróciłaś – cała i jednak zadowolona…
Zadowolona, ale jednak zmęczona i niewyspana (to ranne wstawanie!)
Musiałam się wymoczyć dłużej w ciepłej kąpieli
, bo jakiś przykurcz mnie chwycił gdzieś w okolicy barku.
Na szczęście w autobusie znalazła się osoba, która to trochę rozmasowała, ale jednak nie całkiem.
Nałożyłam maść rozgrzewającą, wpakowałam się do łóżka i myk na Wyspę.
A my wróciliśmy, zjedliśmy i dopiero teraz mogę na Wyspę, a i to nie wiem na jak długo…



Gdy pytałam męża dokąd tym razem pojedziemy, odpowiedział jak zwykle – ty kierowca, więc jedź gdzie chcesz…
Rzadko kiedy moje szczęście ślubne chce gdzieś jechać… zadecydowałam, że pojedziemy do Crabtree Nature Center. W drodze powrotnej mamy jeden ze sklepów, do którego planowaliśmy zajechać. Na wycieczce było cudnie
Spotkaliśmy żółwia jaszczurowatego, którego rzadko kiedy spotykamy, a potem pierwsze spotkanie z puchaczem wirginijskim. Siedział sobie na drzewie i drzemał. Co prawda spotykaliśmy już te ptaki, ale tylko przebywające w niewoli, a to nie to samo
Także jestem bardzo zadowolona z wyjazdu
DOBRANOC!
Dzień dobry, tutaj zaś słońce!
Witajcie!
Może i do nas dojdzie wreszcie Pani Wiosna!
Pochmurne i odespane dzień dobry!
Dzień dobry


A już chciałam zaproponować, żeby ktoś był łaskaw i zmienił wycieraczkę
Jak to dobrze, Makóweczko, że sama to zaproponowałaś
A teraz lecę już do pracy, miłego popołudnia Wam życząc
A u mnie koniec pracy na dzisiaj. Przerwa.
I do pedałowania?
A ja ogarnęłam co trzeba w chałupie, dodzwoniłam się do Przychodni i zabieram się za budowanie.
Pedałowanie teraz, tylko się zbiorę.