Wiem, że styczeń się jeszcze nie skończył, ale chciałam pokazać dwie wycieczki, jedną bliską, a drugą trochę dalszą…
9 stycznie wybraliśmy się nad Mallard Lake. Ten park nie jest daleko od nas, tak trochę ponad 30 km. Nie było przeraźliwie zimno, toteż byliśmy zdziwieni, że jezioro zamarzło, a wszystkie ścieżki były oblodzone. Żałowaliśmy, że nie wzięliśmy swoich „raków”… szlibyśmy znacznie pewniej, nie obawiając się upadku.
Na kolejną wycieczkę musieliśmy poczekać. Chmury całym niebem wykluczały robienie jakichkolwiek zdjęć. W sobotę, 23 stycznia też miało być chmurno, ale z samego rana powinno trochę poświecić. Postanowiliśmy pojechać do Starved Rock State Park (ok. 145 km). Dawno nie byliśmy, a pod koniec stycznia zlatują się tam całe stada bielików amerykańskich. Żal by było takie widowisko opuścić. Niestety, zmiany klimatyczne zmieniły też zwyczaje tych pięknych ptaków. Naliczyliśmy ich 5 (słownie – pięć) i to wszystko. Czyli żadnych przybyszów nie było… tylko stali mieszkańcy – jedna para, która się tam osiedliła kilka lat temu i troje ich młodych…
Muszę przyznać, że jestem zdumiona, że są gatunki ptaków, normalnie odlatujących na swoje zimowiska, a w tym roku zostały i nie odleciały nigdzie. Czyżby zimy tak jakby miało nie być? Tylko przymrozki? Ciekawe tylko jak długo one potrwają… jakoś nie jestem tym zachwycona…
Zapraszam do spaceru po parkach. Przy kompie ani zimno, ani ślisko… a i nogi nie zabolą od chodzenia

Miłego oglądania życzę
Witajcie!
Miło pospacerować wśród ptaszków, ale to, niestety, później…
Witaj

Nie ma pośpiechu z tym oglądaniem, Ukratku. Nie zabieram swego pięterka i na pewno poczeka na Ciebie
Dzień dobry.
Te wszystkie ptaki, które powinny być na południu, a zostały, drozdy, pelikany, to jest, jak sądzę, świadectwo zmian klimatycznych. Przynajmniej w Polsce, tak jak te żurawie, o których poprzednio rozmawialiśmy, ale i w Stanach zapewne też.
Ten bidon w śniegu to może ktoś zostawił, żeby szybciej schłodzić zawartość?
Bieliki rewelacja, z tego, co kojarzę ze zdjęć robionych w Polsce, więcej niż parkę trudno znaleźć, a tu taka grupa!
Wiewiórka ładnie upasiona, pewnie na ziarenkach, tyłek ma jak gdańska szafa, nie przymierzając.
Rozhowory ptasie przy karmniku prawie jak „na straganie, w dzień targowy”, tylko ptaszki zamiast warzyw.
Tak, zwykle czerwona gleba to tlenki żelaza (i woda od niej).
Dzień dobry, Mistrzu Q
Muszą mieć warstwę tłuszczu, żeby przezimować. Od stycznie zaczyna się też u nich okres lęgowy, także część z nich (ta żeńska) jest ciężarna, a co za tym idzie – grubsza 
Też uważam, że to, że ptaki zostały, zamiast odlecieć, to wynik zmiany klimatu. Ich instynkt powiedział im, że mogą zostać, bo bez odlatywania też przeżyją.
Wydaje mi się, że ten bidon w śniegu przy ścieżce, to jakiś rodzaj doświadczenia. Może ktoś chce sprawdzić jak długo woda nie zamarznie w czymś takim? Szkoda, że wcześniej nie zauważyłam tej kartki. Może było na niej krótkie wytłumaczenie o co chodzi?
Bieliki co prawda nie mieszkają w koloniach, ale dochodzenie młodych do dojrzałości trochę trwa. Rodzice bardzo długo pomagają swoim dzieciom w przetrwaniu. Nic więc dziwnego, że na drzewach wyspy uzbierało się ich aż tyle. Trzy kolejne lata mieszkania tam, więc i trójka młodych… z każdego roku po jednym. W Starved Rock jest śluza i nawet w największe mrozy pływa tym szlakiem lodołamacz. Trasa musi być spławna. Toteż zwykle co roku przylatuje wiele bielików. Gdy byliśmy tam parę lat temu, zleciało się ich ok. setki. To było niesamowite. Teraz, gdy jest coraz cieplej zimą, zlatuje się też coraz mniej bielików. Te, które lecą z północy, znajdują niezamarznięte akweny znacznie wcześniej i nie muszą dolatywać aż tu…
Teraz wszystkie wiewiórki takie upasione
Tak mi się wydawało, że ta czerwień skały i wody, to jakaś ruda żelaza. Pod wpływem wody powstaje rdza i stąd ten kolor… takich czerwonych skał w obrębie Starved Rock jest trochę. Tak samo jak w pobliskim Matthiessen State Park, czy Buffalo Rock State Park, po drugiej stronie Illinois River…
Wyspane dzień dobry!
Na nowym pięterku, takim ładnym zimowym i ptaszkowym.
Dopiero się zbudziłam, więc tylko pobieżnie rzuciłam okiem, jak się wykąpię i zjem śniadanie pooglądam dokładnie zdjęcia i poczytam podpisy.
Bardzo dobrze, że nie czekałaś do końca miesiąca i już pokazałaś dwie wycieczki.
Witaj Makóweczko

Pokazałam dwie wycieczki, bo na następny weekend zapowiadają znowu paskudną pogodę, więc ze zdjęć będą nici. A i pięterko Mistrza Q już sporo urosło i czas był najwyższy zbudować coś nowego
Rozumiem, że w pewnym sensie moje pięterka nie są aż tak ciekawe. Te same miejsca i te same ptaszki. Nie tak często trafia się coś nowego…
Witaj, witaj!
Dopiero teraz mogłam dokładnie obejrzeć zdjęcia i poczytać podpisy. Same zdjęcia są oczywiście piękne i profesjonalne, ale równie ważne są ciekawe i zabawne podpisy i to dopiero stanowi interesującą całość.
Te same miejsca i te same ptaszki? Nieprawda, bo oprócz ptaszków jest i „chodzenie po lodzie” (dosyć niebezpieczne),”niewinny ptaszek”, zagadkowy termos i wiele innych ciekawych rzeczy.
I te „niemal czarno-białe zdjęcia”, które również moim zdaniem mają swój niepowtarzalny urok.
Tak, Makóweczko, są pewne dodatki do tych opisów, ale generalnie nie ma w tym tak dużo nowości. Na Twoich pięterkach zawsze coś nowego można zobaczyć, dowiedzieć się czegoś nowego… wydaje mi się, że to bardziej interesujące…
Bardzo to miłe co napisałaś Miralko, dziękuję.
Siłą Wyspy odróżniającą ją od innych blogów jest to, że jest muliblogiem, ma więc wielu autorów.
Każdy wpis jest inny, każdy autor jest inny i dzięki temu jest ta niepowtarzalna WYSPIARSKA RÓŻNORODNOŚĆ.
Obie zaczęłyśmy opisywać nasze wycieczki i spacerki, ale to Ty mnie zainspirowałaś, aby stworzyć taki cykl makówczynych spacerków.
Mnie samą to cieszy, bo motywuje, aby baczniej się przyglądać temu, co widzę po drodze.
Drugą osobą „współwinną”, że robię te wycieczkowe pięterka jest Bożenka, która kiedyś napisała, że zamiast w komentarzu m/m opisywać wycieczkę lepiej zrobić z tego osobne pięterko.
Buziak dla Bożenki…
Dlatego kolejny raz powtarzam wszyscy jesteście współautorami moich pięterek i to kolejny urok naszej Wyspy.
Jak już moje spacerki zaczną się powtarzać jeśli chodzi o miejsca to…
zacznę Was zabierać do USA albo na Wyspy hiszpańskie…tak mi się tu z Wami spodobało!
Wydaje mi się, że nie tak łatwo opisać wszystkie miejsca w których się było. Każdy wypad jest inny i na każdym widzi się coś innego… czy może czemuś innemu poświęca się więcej czasu w opisach. Podejrzewam, że nie tak prędko wyczerpiesz cały zasób miejsc wokół Krakowa

A dzięki temu i my poznamy okolicę naszej dawnej stolicy…
Te miejsca, w których bywam powtarzają się np. kamieniołom Liban, Rajsko, Kopiec Kraka, dolinki podkrakowskie, Wieliczka itd.-to miejsca, o których wspominałam już parę razy we wpisach. Znaczna część z nich jest w obrębie miasta Krakowa.
Jestem zdana na komunikację miejską, więc to znacznie ogranicza. Ale i też miewa swoje dobre strony, bo nie trzeba wracać tam skąd się wyszło.
Dzień dobry 🙂 Jak zawsze , fotografie przyrody wykonane przez Miralkę , są urzekające ze względu na otoczenie i momenty sytuacyjne w zachowaniu fotografowanych ptaszków . Pelikany zimą na północy USA ? Chyba jednak coś dzieje się z klimatem , bo w Polsce już normą są zimujące bociany . Wczoraj w telewizji opiekunowie takiego bocianiego zimorodka opowiadali o tym jak dokarmiają boćka . Koło Przemyśla , jest nawet takie zimowisko dla bocianów , w którym zimę spędza po kilkanaście ptaków . Dziękuję Miralko za styczniowy pokaz i nabieraj sił , bo idzie wiosna .
Witaj Maksiu
Jego aparat jest w stanie szybko wyostrzyć na czymś i zdjęcia ptaków w locie, to głównie jego autorstwo. To samo jeśli chodzi o „wyłuskanie” jakiegoś ptaka z gałęzi… mój aparat tego nie potrafi, jego – tak 



Dziękuję za uznanie i przy okazji małe sprostowanie – to są nie tylko moje zdjęcia, ale też i mojego małżonka
A co do ptaków, zaczynających zimowanie na północy… w grudniu widzieliśmy stado żurawi, których tu nie powinno być, bo już dawno powinny odlecieć na południe. Drozdy wędrowne, czy pelikany w styczniu, to też coś nowego i też nie powinno ich być… ale chyba o tym nie wiedzą i dlatego zostały
To tak jak (bodajże) z trzmielem… według naukowców, jego powierzchnia skrzydeł jest zbyt mała w stosunku do masy ciała, żeby mógł latać. Ale on o tym nie wiem, więc lata
Sił nabieram i z utęsknieniem czekam wiosny
Tak, oprócz bocianów są i zimujące żurawie!
A co do aparatu… Hmm, a napisz proszę, jaki to model (faktycznie, zdarza się, że Nikon ma problem ze złapaniem ostrości na ptaka, tylko pokazuje gałęzie, które są na pierwszym planie… i nie ostrzy za szybko, ale i tak go lubię!).
Ja też swój aparat lubię, a mam taki sam jak Twój

Mąż zmienił swój aparat na jakiś nowszy model i ma chyba Nikon 850, czy jakoś tak. Tamten stary coś szwankował i mąż zaniósł go do naprawy. Jak „zaśpiewali cenę” tej naprawy, mąż doszedł do wniosku, że bardziej opłaca mu się kupić nowy, niż stary naprawiać
A to zaraz sobie zerknę. Ja też tego Coolpixa lubię, zwłaszcza za bezproblemowość, brak konieczności wymiany obiektywów i gotowość do zdjęć „zaraz po wyjęciu z pudełka” i raczej go nie wymienię… ale to ostrzenie wygląda kusząco.
Natomiast to „bardziej opłaca się kupić nowy, niż stary naprawiać”, to brzmi jak zmora naszych czasów. Ostatnio zrzuciłem na podłogę mikser (akurat tak nieszczęśliwie kabel mu się zsunął, a ja zaczepiłem nogą i pociągnąłem), głupia sprawa. No i naprawili go za raptem 40 zł w sumie, ale nie chciałbym nowego, mimo że jakieś bezmarkowe kosztują od 25 zł (ciekawe, kiedy się popsują), bo mam sentyment do tego miksera.
Ekhmmmmm.
Czy to może jest Nikon D850????????
Tak, to właśnie ten model…
Aha. No to raczej na pewno nie wymienię.
Samo body, bez obiektywów, obecnie w Polsce kosztuje 12 tys. zł (bez złotówki).
A w Bestbuyu 3 tys dolarów (bez dolara), więc porównywalnie.
Nie sprzeciwiałam się, gdy mąż mi powiedział, że planuje kupno aparatu. Uzbierał sobie kasę z „boków” i nie było potrzeby nadwyrężania domowego budżetu.
A poza tym mąż nie pali, mało co pije alkoholu i nie wydaje pieniędzy nie wiadomo gdzie. No to niech ma swoją przyjemność
Ech, no nie, ja nikomu nie zabraniam. Też nie palę, piję umiarkowanie (głównie wino i nie przesadzam z półką), ale tu chodzi o osobiste preferencje, po prostu wydałbym na coś innego, ale nie na aparat.
Wszystko zależy od natężenia pasji
Mój mąż uwielbia robić zdjęcia i w zasadzie jest mu obojętne czego. W zasadzie zawsze wolał jakieś budowle, niż naturę. Ale udało mi się „przeciągnąć” go na swoją stronę. Jak już wspominałam, nie pamięta nazw ptaków i często nadaje im swoje nazwy, ale jak już robi zdjęcia, chce żeby u ptaka było widać każde pióreczko. Ten typ aparatu, który ma, nadaje się do tego.
Czyżby zaszokowała Cię cena?

To tylko sam aparat, a obiektywy do niego kosztują jeszcze lepiej
W sumie za ten sprzęt, który ma mój mąż, to spokojnie można kupić samochód. Chociaż on i tak nie ma tego najdroższego sprzętu. Mark, mój znajomy Amerykanin za swoje aparaty i obiektywy mógłby kupić znacznie lepszy samochód. Jeden tylko obiektyw kosztuje $8 000…
Zaszokowała, hmm. No nie, tyle nie wydam na aparat. To jest znacznie powyżej tego, co byłbym skłonny wydać.
I jeszcze małe sprostowanie. Opisując zdjęcia pomyliłam wyspy na Illinois River. Pelikany nie były na brzegu Plum Island, a na brzegu Leopold Island. To taka mała skalista wysepka przy Plum Island. Niby różnica niewielka, ale zawsze różnica
Jeszcze za oknem ciemno (u mnie dopiero minęła 6 rano), ale chyba pójdę zjeść śniadanie i nakarmię swoje pierzaste. Nie wiem dlaczego te ziarenka z karmników znikają tak szybko
Żaden z moich znajomych nie musi tak często dosypywać, jak ja.
Już nie mówię robaczki dla szpaków, bo te żarłoczne ptaki „sprzątną” wszystko, co do okruszyny w 10 minut. Ale też ziarenka z karmników…
Widać Twoja „stołówka” cieszy się większą popularnością niż te Twoich znajomych.
Na czterech zamarzniętych stawach w Parku Moczydło , który odwiedzam każdego dnia tysiące różnych ptaków . Mieszkańcy z okolicznych bloków dokarmiają ptactwo ,chociaż często nie zgodnie z wymogami bezpieczeństwa .Jest tylko jedna młoda dziewczyna (?) , która na ręcznym wózku przywozi różnego rodzaju zboże , dla różnych ptaszków . Zapytałem , czy robi to z jakiegoś obowiązku , odpowiedziała , że nie . Robi tak ,bo kocha przyrodę .Wprawdzie blisko jest targ , gdzie można kupić rożnego rodzaju zboże , ale przecież to kosztuje . Dzisiaj też ją spotkałem i podziękowałem w imieniu ptaszków .
To piękne co ta dziewczyna robi. Na pewno karma dla ptaków kosztuje. Nigdy tego nie piszę, bo to nie ma znaczenia, ale też wydaję sporo na dokarmienie swoich pierzastych. Dokarmiam nawet wiewiórki, żeby nie próbowały dostać się do karmników
To fakt, że do mnie nie przylatuje zbyt wiele gatunków. Są bardziej ilościowo
W ubiegłych latach więcej było wróbelków, w tym roku najwięcej jest szpaków. Wróbelków jakby ubyło. Przylatują też dziwonie ogrodowe, kardynały, gołębie karolińskie, junki i dzięcioły kosmate… czasami pojawia się modrosójka. I to w zasadzie wszystko… 
Muszę się zaopatrzyć w (a może: zrobić?) jakiś karmnik, taki bardziej z prawdziwego zdarzenia, bo ta butelka strasznie wolno się opróżnia i widzę, że kolejka do niej codziennie fruwa naokoło, siada na drzewku i się niecierpliwi.
To i tak masz szczęście, że ptaki nie biją się o pokarm. A to często się u mnie zdarza. I mam dwa karmniki dla wróbelków, trzy plastry z ziarnami i wałek orzechowy. Także miejsca do jedzenia jest trochę. Poza tym sypię ziarno na ziemię. Część ptaków, jak gołębie karolińskie, czy junki, nie potrafią korzystać z karmników, jedzą tylko z ziemi. Szpakom też sypię na ziemię te „robaczki”. Nie chciałam, żeby aż tak bardzo się tłukły, a i tak się tłuką
No wiesz, nie wiem, czy się nie biją, po prostu nie zaobserwowałem, bo nie bardzo mam czas siedzieć w oknie i czatować (nad czym czasem boleję).
U mnie jak szpaki się biją, to w całym domu słychać, bo drą dzioby niesamowicie. Też nie mam za bardzo czasu siedzieć w kuchennym oknie i patrzeć. Chociaż na pewno sprawiałoby mi to przyjemność
To mamy za dobre okna (w sensie dźwiękoszczelne). Albo za daleko jestem od karmnika (4 piętra wzwyż).
Albo nie masz szpaków na karmniku…
Bo tylko one robią taki hałas. Gdy wróble się biją między sobą, to nawet połowy tego rumoru nie ma… bardziej się to widzi, niż słyszy.
Ale też fakt, że mam karmniki za oknem, a okno z kuchni jest na parterze, czyli zupełnie blisko…
Dobry wieczór, Miralko:)
Gratuluję kolejnych ciekawych wycieczek:)
Jak zwykle – efektowne i efektywne, w sensie łowieckim i widokowym:)
Rzeczywiście zastanawiające jest to zimowanie ptaków odlatujących i może zapowiadać niezbyt srogą zimę.
Podobnie zdziwiłam się, gdy, wędrując w grudniu po lesie, natknęłam się na nieśpiące nietoperze. Były wtedy plusowe temperatury i kolejny raz przyszło mi do głowy, że zima może przesunąć się w czasie. Już tak było parę lat temu w moich stronach – jeszcze w początkach maja trzymał mróz i na ulicach leżał śnieg.
Pamiętam taką majową pogodę z bardzo wczesnego dzieciństwa, było to ponoć wówczas normą, ale wspomniany śnieżny maj zaskoczył wszystkich.
Z ptakami jest pewnie jednak inaczej niż z nietoperzami, w końcu one odlatują, a nie – zapadają w stan hibernacji:)
Pozdrawiam:)
Przyśnieżone i bardzo śliskie dobry wieczór, Wyspo:)
Coś podobnego, więc do Ciebie dotarł ten „front wschodni”? Trzymaj(cie) się ciepło!
Witaj, Quacku:)
Tak. Sypie na całego:)
A wcześniej mokre marzło na przeźroczysto, więc fatalnie się jeździło. I chodziło też. Nawet w traperach z „tępym” protektorem.
Zjadło mi (czytaj: skasowałam sobie, bo – tak, to też potrafię) kawałek komentarza, więc dopiszę niżej:)
Dziękuję za troskę.
Klimat u nas taki, że zimowych i letnich ubrań mamy mnóstwo, a jesienno-wiosennych – niewiele. Czasem, jak się „odstawię na cebulkę”, to ledwo mogę się ruszać:)
Ale przy – tfu tfu – upadku na śliskim taka cebulka zamortyzuje może chociaż trochę…?
Amortyzuje:)
Nie, żebym próbowała na spacerach, ale kiedyś miałam …chmmm… przyjemność latać na bojerach. Tam bez cebulkowego odzienia nie ma czego szukać. A wrażenia określiłabym jako… niezapomniane:)
Oooo, niebywałe! Przecież to się rozpędza i do 100 km/h, i więcej, nie?
Oficjalnie do 70/80 km na godzinę, ale jeśli dobrze przywieje, to niemal urywa głowę i wtłacza oddech do płuc:)
To coś jak jazda osiemdziesiątką kabrioletem zimą na stojąco:)
I śnieżna szosa bywa nie tak gładka jak ta asfaltowa.
Wprawdzie niektórzy twierdzą, że przy dużym wietrze z tyłu bojer unosi się nad lodem, a żeglarze podobnie mówią o pływaniu fordewintem, ale…:)
Słuchaj, a jakie są środki ostrożności w razie się wypadnie z bojera na lód?
Cebulka:)
A tak poważnie, to zależy, czy latasz regatowo czy – dla przyjemności:)
Są specjalne buty z kolcami, pianki i głębokie kaski, od biedy może być narciarski kombinezon. Kask nie powinien być zbyt ciężki, bo podczas jazdy pozycję masz półleżącą, unosisz tylko głowę. Czasem więcej biegasz niż latasz (to zależy od pogody), więc ubranie nie powinno krępować ruchów i być zbyt ciężkie (barani kożuch i walonki z podpinką raczej odpadają). Gogle są obowiązkowe, szaliki zakazane, szczególnie te zewnętrzne, jeśli kurtka to bez kaptura. Porządne rękawice są nie do przecenienia.
Głównie chroni Cię ubranie, ale dobrze, jeśli jesteś w miarę wysportowany. Kondycję też jaką taką warto mieć:)
Dziękuję pięknie. W życiu nie znałem nikogo, kto by jeździł, lub chociaż wiedział, jak to jest.
Nigdy nie żeglowałem po lodzie… 🙁
Trudno wiedzieć, jeśli się nie spróbowało:)
Jest ciężko:)
Ale nie tak ciężko jak w trakcie akrobacji na drążku albo kółkach;)
Nic straconego, Tetryku:)
Zwłaszcza, jeśli lubisz siniaki:)
Chyba na Niegocinie organizują tego typu imprezy.
Och, u nas właśnie mokro, mam nadzieję, że nie zamarznie
Witaj Leno



Za gratulacje cieplutko dziękuję
Nieśpiące nietoperze, to faktycznie coś dziwnego w grudniu. Przecież one zasypiają, gdy znikają owady – ich główne pożywienie. Czym mogą żywić się w grudniu? Przecież nawet jak jest ciepło, to owady raczej nie wyłażą, a przynajmniej nie w takich ilościach, jaka potrzebna jest nietoperzom…
Ja też się obawiam, że może być późna zima. Teraz ciepło, a kwiecień-maj mróz… tego bym nie chciała
Wbrew pozorom, z ptakami jest podobnie jak z nietoperzami. Głównie chodzi o brak pożywienia, a nie o niską temperaturę (chociaż ona też ma wpływ). Rybożery, jak bieliki, rybołowy, wiele odmian kaczkowatych, czy czaple lecą na południe nie dlatego, że śnieg, czy mróz. One po prostu tracą źródło pożywienia. Zamarznięte wody nie są w stanie dostarczyć ryb, a ptaki nie potrafią wyrąbać sobie przerębli. Podobnie jest z jaskółkowatymi. Żywią się owadami, których zimą nie ma. A ile taki ptak może wytrzymać bez jedzenia? A ich żołądki nie są przystosowane do jedzenia ziarna. Zostają więc tylko te ptaki, które są wszystkożerne
Dodam jeszcze, że kolibry co noc zapadają w hibernacyjny sen. W tym czasie zwalnia się ich oddech, bicie serca… budzą je dopiero promienie słoneczne. Większość ludzi myśli, że one żywią się głównie nektarem kwiatów, ale to nie do końca jest prawdą. Z zacięciem łapią też małe muszki i komary… szczególnie w okresie lęgowym, gdy mają potomstwo do wykarmienia i przed lotami migracyjnymi. Taki koliberek nie może szybować na skrzydłach wiatru, chociaż one też wybierają pomyślne prądy powietrzne – łatwiej im wtedy lecieć. Całą drogę muszą machać skrzydełkami, a na to potrzeba dużo energii. Sam nektar by jej nie dał. Czytałam kiedyś, że przed przelotem nad Zatoką Meksykańską jedzą tyle muszek, że zwiększają swoją masę nawet dwukrotnie. Tak normalnie jedzą średnio co 15-20 minut… przelot na długich trasach, to parę godzin bez jedzenia i ogromna utrata energii.
O matko! Znowu się rozgadałam
Wybacz, ale ptaki to mój konik…
Bardzo miło czytać, że ktoś ma pasję:) A tym milej, jeśli umie o niej interesująco opowiadać, a Ty to potrafisz.
Poza tym, doskonale wiem, jak to jest, gdy chce się z całym światem podzielić tym, co się lubi, bo takie dzielenie się sprawia tyle samo przyjemności, co realizowanie pasji.
Moją pasją są słowa. W różnych zestawieniach:)
Na przykład w takim:):
„Na gałązce usiadł ptak:
Zaszczebiotał, zatrzepotał,
Ostry dzióbek w piórka otarł,
Rozkołysał cały krzak.
Potem z świrem frunął w lot!
A gałązka rozhuśtana
Jeszcze drży, uradowana,
Że ją tak rozpląsał trzpiot.”
(„Ptak” – J. Tuwim)
Albo w takim:):
„Nie każdy przyrodniczym zjawiskom dowierza.
Mała myszka ujrzała w nocy nietoperza;
Ze strachu więc do norki fiknęła koziołka
Wołając: Mamo, mamo, widziałam aniołka!”
(„Mysz i nietoperz” – J. Brzechwa)
Dziękuję Leno

Wiem, że Twoją pasją są słowa. Lubisz cytować różnych poetów (w tym siebie) i uważam, że to jest piękne
Nie „odnosiłam się”, bo musiałam popytać Brata o te nietoperze i owady (bo jego pasją jest entomologia).
Powiedział mi, że owady (w różnych postaciach) zapadają w sen zimowy, gdy temperatura oscyluje w granicach zera, a taki czwórzębiec bielański(?:)) i pośnieżek zielony (podwójne ??) radzą sobie nawet na śniegu:)
Poza tym leśne trzmiele, komary i pszczoły murarki hasają nawet przy temperaturze od dziesięciu do pięciu stopni powyżej zera (a w lesie zawsze jest cieplej), więc z braku laku nietoperz może się na nie połakomić, choć – niechętnie (to słowa Brata:)).
Zmartwiłam go tymi nietoperzami. Mówił, że pogoda fiksuje, więc zwierzęta także zachowują się nietypowo.
Tyle na szybko udało mi się dowiedzieć:)
No widzisz. Twój Brat też się zdziwił, że nietoperze jeszcze nie śpią.
Na temat nazw różnych owadów wypowiadać się nie będę, bo kompletnie się na tym nie znam
Muszę też dodać, że zawsze podziwiałam ludzi, którzy wiedzą jak się który „robal” nazywa. Dla mnie wszystkie są podobne do siebie i nie rozróżniam…
A ja dzisiaj widziałem bogatkę przy „moim” karmniku. Poza tym wróble, po staremu. Znaczy nic specjalnego. Niestety jak tylko uchylam okno, to całe towarzystwo fruu, wiec tylko pstrykam dokumentalnie, przez szybę.
A na razie fajrant i przerwa.
Przez okno też można robić zdjęcia i to niekoniecznie dokumentacyjne. Większość ptaków, gdy się otwiera okno – ucieka. Ewa, o której już pisałam, dużą część zdjęć tak właśnie robi. Szczególnie zimą, przy niskich temperaturach, trudno stać z aparatem w otwartym oknie…
Po teleposiedzeniu Rady i po kolacji mogłem sobie spokojnie pooglądać ptaszki. Przyznam, że bardzo mi się podobał ten ptaszek w szarym futerku!
Prawda, że wygląda miło?
Dobrej nocki, Wyspo:)
Dobranocka była, lampka była, wszyscy poszli spać, a ja zabieram się za kolację.
Było tyle ciekawych tematów do obgadania, że nawet nie czułam, jaka jestem głodna.
Weszłam na Wyspę, napisałam komentarz i wtedy połączenie zostało przerwane i Wyspa znikła.
O! To Ci współczuję

Może sądzę po sobie, ale jak nie mogę wejść tam gdzie chcę, to coś mi się ze złości w środku przewraca
Na szczęście byłam po długiej rozmowie na WhatsApp, czyli wirtualnie byłam blisko Ciebie (okolice Chicago).
W czasie rozmowy było też dużo śmiechu, a śmiechoterapia daje dużą odporność takie trudności.
Skoro wszyscy poszli już spać, to może dopiszę coś z historii tych terenów.
Amerykanie wierzą, że pierwsi indiańscy osadnicy pojawili się nad Illinois River ok. 10 000 lat temu. Wykopaliska archeologiczne potwierdzają jednak „tylko” 2000 lat wstecz. Na pewno na skałach znaleźli doskonały punkt obronny. Tak przed innymi plemionami, jak i przed dziką zwierzyną. Te skały są na prawdę trudno dostępne i gdyby nie obecność (obecnie) schodów, ciężko by było tam się wdrapać.
W 1673 roku, gdy dotarli nad Illinois River pierwsi Europejczycy (Francuzi), Indianie mieli dobrze zorganizowane wioski z chatami krytymi trzciną. Uprawiali też „maize”, czyli indiańską odmianę kukurydzy. Mężczyźni latem polowali na bizony, na preriach wyżynnych, a jesienią zbierali się w grupy, tworząc coś w rodzaju obozów łowieckich. Wędrowali w dół Illinois River, żeby tam polować. Kobiety, jak to zwykle bywa, zajmowały się domami i wychowaniem dzieci. Do nich też należał obowiązek uprawy. Ziemia była urodzajna i wilgotna, także plony były spore.
Kobiety uszczelniały też domy przed zimą. Ścinały trzcinę, oczyszczały z naskórka i wiązały ją w pęczki. Potem suszyły to na słońcu. Powstawały z tego jakby drewniane deski, które układane na chatach dawały schronienie przed deszczem. Tworzyły coś w rodzaju gontów. Aż żal, że nie ma w pobliżu żadnego skansenu z takimi chatami
To wszystko wyczytałam z tablic informacyjnych umieszczonych na trasie. Wydaje mi się ciekawe, jak przed tysiącami lat żyli tu ludzie.
I pomyśleć, że Amerykanie datują powstanie państwa dopiero na wiek XVII, czyli od pojawienia się tu Europejczyków. Znane są tylko kultury Indian – Majów i Azteków. A także bardziej północne szczepy, walczące z białymi, jak Apacze, czy Siuksowie… ile osób słyszało o szczepach Illiniweków, Ottawów czy Potawatomi?
To bardzo ciekawe i pouczające co piszesz.
Niektórzy „rdzenni biali Amerykanie” powinni częściej sobie przypominać, że rdzennymi mieszkańcami są Indianie, a nie biały człowiek.
Teraz jednak umykam, dość późno się zrobiło…
DOBRANOC!
Słyszałam też jak niektórzy Murzyni mówili, że są autochtonami tych ziem, a przecież byli tu przywiezieni przez białych, czyli są jeszcze krócej niż oni
Wielu nie przyjmuje do wiadomości, że cała Ameryka należała kiedyś do Indian. To biali weszli tu prawem kaduka i zagarnęli wszystko dla siebie. Chociaż przecież na początku Indianie byli przyjaźni i sami chętnie zapraszali przybyszów na swą ziemię. Nie przypuszczali, że to się tak tragicznie dla nich skończy.
W gruncie rzeczy biały człowiek dokonał eksterminacji rdzennej ludności, ale nadal w Ameryce nie bardzo lubią o tym rozmawiać w ten sposób.
Tak. I z tego co mi mówiła znajoma Amerykanka, całą winę za zaistniałą sytuację zwala się na Indian. Bo to ONI byli źli, zaborczy i krwiożerczy, a biali takie niewinne sierotki na obcym lądzie…
Ci paskudni Indianie chcieli wymordować wszystkich, więc przecież trzeba było się bronić…
Co widać, słychać i czuć… tak tutaj, jak i w całej Europie…
Do tej pory mnie wnerwia, gdy słyszę o krwiożerczych Indianach, którzy biednym białym zdejmowali skalpy. Tylko jakoś niewielu wspomina, że z tymi skalpami było trochę inaczej. Indianie przejęli to właśnie od białych… bo to biali płacili osadnikom za zabitych Indian. Płacili od pary uszu, obciętej zabitemu… ale o tym się nie mówi głośno. Bo przecież biała rasa ma samych super ludzi
O Ottawach i Potawatomich czytałem w dzieciństwie w książkach… (kojarzę „Indian na wojennej ścieżce” Miroslava Stingla, ale były i fabularyzowane, trylogia Jana Longina Okonia o Tecumsehu bodajże).
Fakt. Czasami się wspominało o innych szczepach indiańskich. Ale mimo wszystko nie są one tak popularne, jak te najbardziej wojownicze.
Gdy Majeczka poprosiła mnie o przygotowanie czegoś o szczepach indiańskich na terenie Illinois i Wisconsin, byłam zdumiona, jak wiele plemion żyło tutaj. I to takich, o których nawet nie słyszałam. Mieli swoje grupy językowe i powiązania plemienne rozsiane po całej Ameryce.
O Tecumsehu słyszałam. Urodził się bodajże w Ohio, w szczepie Shawnee… i z tego co pamiętam, chciał utworzyć indiański stan, wolny od białych. Jak wiemy, nic z tego nie wyszło… może szkoda?
A Majeczka potrzebowała trochę informacji na pokaz swoich zdjęć z USA. Między innymi zabrałam ją na Indian Summer Festival. Oczywiście zrobiła tam sporo zdjęć i chciała o nich poopowiadać. A jak można coś mówić, jak się nie zna (chociaż pobieżnie) tematu
Już miałam opuszczać Wyspę, ale jeszcze zerknęłam na ilość komentarzy-pięterko ledwo postawione i już ma 98 komentarzy!
Dzień dobry, zaspałem
Witajcie!
Dzień jak co dzień…
O tej samej godzinie się witałam co sam Mistrz T!
Dzień dobry

Trochę nam dowaliło śniegu… będę musiała wyjść wcześniej do pracy, żeby odkopać samochód
Bry…
Tu też sypie, więc ja dziś kobieta domowa.
W planach mam zrobić różne rzeczy, ale …mobilizacji brak.
O wiele przyjemniej jest kuknąć na Wyspę:)
No a ja wróciłem. I już pewno będę… Jeszcze raz obejrzę Starved Rock, a potem się zobaczy 😉
Drogi Tetryku mało czasu CI na Wyspę starcza -Żal
Wróciłam. Trochę zmarznięta i nachodzona.
Teraz szybko zjem ciepłą grochóweczkę i zalegnę.
A to, co miałam w planie zrobić? Hm…Oj, tam, oj tam plany są po to, aby je zmieniać.
Sypnęło śniegiem i w Trójmieście, proszę ja Was.
A ja ogłaszam fajrant i idę na przerwę.
I po przerwie. Dzień obfitował w wydarzenia, ale już się skończyły, na szczęście.
Tym razem ja się zagadałem… Nie z Ameryką wprawdzie, trochę bliżej, ale miło i długo 🙂
Och. Mam parę takich rozmów do odbycia, ale nie wiem, kiedy to nastąpi, bo najchętniej bym jednak je odbył bez pośrednictwa techniki.
Paręset kilometrów i szlaban na podróże…
Szlaban na podróże?
Pandemiczny…
Nie ma zakazu podróżowania. Jedynie zamknięte są miejsca noclegowe i restauracje co faktycznie bardzo utrudnia.
Choć zamknięte nie do końca -prywatne kwatery, gospodarstwa agroturystyczne przyjmują „znajomych i rodzinę” bez ograniczeń.
Kolega akurat mieszka w Irlandii…
No dobra już więcej nie dyskutuję i nawet nie będę namawiać kolegi do przyjazdu do Polski.
(a fajny jakiś? przystojny? inteligentny?)
Jestem.
Nie mogłam wejść, bo było:
Resource Limit Is Reached
The website is temporarily unable to service your request as it exceeded resource limit. Please try again later.
Przez chwilę, prawda. Błąd 508.
Czyli nie tylko u mnie?
Nie cóż ta nasza Wyspa bywa narowista!
Serwer pewnie po nocy przysypia
Czyli najwyższy czas się pożegnać?
DOBRANOC!
Witajcie!
I znowu po pierwszym słowie coś mnie oderwał ma półtorej godziny 🙁
Dzień dobry. W nocy jeszcze trochę posypało, ale od podwórza, bo od ulicy nic (nie zostało).
Witajcie!
Zas(y)pane dzień dobry, Wyspo:)
Wyruszyłyśmy sobie o trzeciej, by popodziwiać zimowe czary:)
Zasypane drogi, wokół – żywego ducha, chłodny blask i cisza, niemal absolutna… Tylko westchnienia wycieraczek i pomrukiwanie silnika… A potem skrzyp śniegu pod stopami i szuranie płatków po kapturze…
Spotkałyśmy lisa w zimowej szubie, obudziłyśmy zająca…
Chwilę powędrowałyśmy tropem wilków… Podziwianie z całą pewnością się udało:)
Wróciłyśmy koło siódmej. Miasteczko dopiero się budziło.
Psiułka napchała kałdunik i zapadła w pośniadanny sen. A i mnie, po herbacie z rumem, jakoś tak, nie wiedzieć – czemu, zmogło:)
Teraz podziwiam niesłabnące wyczyny Pani Zimy, piekę schab pod cząbrowo-majonezową kołderką i przemyśliwam, jak kolejny raz zwabić nań Brata:)
A, i „mam nowego koralikowego pomysła”. Wpadł mi podczas nocnego spaceru:)
Wróciłam, trochę się nałaziłam, napstrykałam pstryczków na jakieś tam pięterko, nagadałam i nawet pośmiałam.
A śnieg pada i pada…
Już za chwileczkę, już za momencik fajrant, a po nim przerwa, ale już anonsuję. Dzień miał być spokojniejszy, po czym nawaliło się trochę więcej spraw, niż planowałem, ale wszystko pozałatwiane… poza pracą (której jeszcze troszeczkę).
Już za chwileczkę, już za momencik
Piątek z Pankracym zacznie się kręcić.
Kręcić się będzie Pankracy z Panem
Czy wszystkie buzie już roześmiane?
Jestem, wróciłam ze zdalnego knucia.
Spóźniłam się, bo miałam w kalendarzu zaznaczone 27 stycznia godz.20, ale nie wiem czemu ubzdurałam sobie, że to jutro.
Oprócz kalendarza na karteczce z listą spraw do załatwienia i zrobienia też to miałam napisane.
Zastanawiam się, czy to wymaga leczenia, czy już za późno?
Też tak miewam. Nawet nie próbuję leczyć. Ale co ważniejsze wydarzenia ustawiam sobie w kalendarzu w telefonie, który mi przypomina.
My tu żartujemy (bo co pozostaje?), a tymczasem wyrok opublikowany w Dz.U.
Nie mam słów.
Dobranoc!
Dobry, może i styczeń się kończy, ale za oknem zima z pocztówek (prawie), tzn. biało (cienka warstwa) i sypie (nieprzesadnie intensywnie).
Witajcie!
Pogoda słoneczna, smog wisi, a smog moralny jeszcze gęstszy…
Faktycznie jak Q napisał „pogoda pocztówkowa” -śnieg, błękit nieba, słońce, ale….gęstnieje smog i …
W Trójmieście jednak przewiewa, chyba że wyjątkowo zdarzy się flauta (raz kojarzę, było strasznie!).
Dzień dobry
Niby w dzień temperatura plusowa, ale jakoś nie za bardzo ten śnieg się topi… za to w nocy wszystko od początku zamarza 

Czyli – aby do wiosny 
U mnie co spadło śniegu przez poniedziałkowe popołudnie i wtorek, tak i leży. Samochód wczoraj odkopałam, więc dziś zajmie mi to znacznie mniej czasu
Jak ja nie lubię takiej pogody
Chmurno i durno…
Pozałatwiałam coś niecoś, zakupy zrobiłam, w aptece byłam, trochę pospacerowałam …melduję, że jestem i już będę w domu/na Wyspie.
Co ja mam napisać na takie senne , zimowe marzenia Pań z Madagaskaru ? Niestety wstąpił we mnie diabeł i szukam przyjaznej Wiedzmy , która najbliższa jest Piekłu . Ale nasza Wiedzma gdzieś szaleje poza Wyspą i ani słychu , ani widu . Szczepimy się , czy czekamy na lepsze czasy ? We łbie mi się kręci , bo jestem zapisany nie daleko , ale dwaj moi znajomi – jeden w Radomiu , a drugi w Siedlcach . Do Radomia można dojechać pociągiem , ale do Siedlec najlepiej autem . Czy po zaszczepieniu kierowca będzie wiedział skąd przyjechał ? Oto jest pytanie . Czy nie można było tych szczepień scedować na lekarzy pierwszego kontaktu ? Muszę przed szczepieniem wypełnić dla pana doktora specjalną ankietę i czy ten medyk będzie w stanie przeanalizować dziesiątki takich ankiet przed zabiegiem ? Czarno to widzę , ale dla diabła , to normalka .Bywało gorzej . Pozdrawiam senny Madagaskar 🙂
Najlepiej byłoby, aby to lekarz pierwszego kontaktu robił kwalifikację do szczepienia tak jak jest w przypadku szczepienia na grypę.
A panie w rejestracji przygotowują listę pacjentów swojej Przychodni.
Ale w mojej Przychodni w ogóle nie będzie szczepienia, bo…a bo ja wiem dlaczego?
Myślałem , że ” Szelma ” przyjdzie mi z pomocą przy nieobecności Wiedzmy , ale jak widać Szelma już jest Aniołem i nie wypada wspierać Diabła . Czekam na lepsze czasy .Dobranoc 🙂
Spokojnej!
Nasypało się, popracowało się, wyszło się na zakupy się.
A teraz już fajrant i przerwa.
I po przerwie.
DOBRANOC WYSPO!
Dzień dobry, napadało, a chmury wskazują, że może jeszcze dosypać.
Witajcie!
Dzień dobry, Makówka się wita z wyjazdu?
Tak
Wróciłyśmy (z Genią). Teraz będziemy jeść zupę pomidorową. Zaprosiłam Gienię na obiad, ona obiecała napoje i deser.
Najbardziej podobały jej się migdalące się koniki. Na cmentarzu żydowskim zadumała się nad trudnymi ludzkimi losami.
Była grzeczna, chyba znowu ją kiedyś zabiorę.
Dosypało jeszcze po południu, w międzyczasie świeciło słoneczko. No i całkiem produktywny piątek się zrobił.
A teraz, jak zwykle o tej porze, fajrant i przerwa.
Dzisiaj oprócz rozmaitych spraw zakończonych pomyślnie miałem też jedną trochę przykrą, doszło do (kulturalnej) różnicy zdań między mną a pewną blisko współpracującą osobą, z którą diametralnie różnimy się w ocenie pewnej sytuacji sprzed ponad pół roku. Nie będziemy o to kruszyć kopii, a za dwa miesiące tamta sprawa ani ta różnica zdań nie będą miały dla mnie już większego znaczenia, ale jednak zrobiło mi się przykro.
Mam nadzieję, że to będą w miarę spokojne dwa miesiące.
A teraz już na Wyspę.
Wyspa jako KOTWICA dobrze robi na wszystkie przykrości:)
Co to, to na pewno!
Dobranoc, kochani!
Dzień dobry, biało, sypie, a do tego za chwilę wpadną goście, na krótko, ale jednak. Potem to już w miarę będę.
Witajcie!
Też już (już!) jestem 🙂
Po zakupach, po śniadanku…
A ja po śniadanku i przed zakupami.
Myślałam przeczekać deszcz, ale pada coraz więcej, a nie mniej, więc trudno…z cukru nie jestem.
I po gościach. Śnieg pada coraz gęściej…
I po zakupach. Nic nie pada.Cisza na Wyspie.
Makówka w domu zastanawia się, czy zabrać się za …to wszystko, co jest na karteczkach „rzeczy do zrobienia”, czy może zbudować pięterko?
Jednak zanim zbuduję trochę potrwa, bo w tzw. międzyczasie trzeba jeszcze zrobić obiad na jutro.
No i jutro mnie nie będzie jako gospodyni, a wieczorem już pojawi się patronka roku.
W grudniu było 21 spacerków, więc dziś przeczekajkowo mogłabym zrobić półpięterko na szybko, no albo potem, po patronce już całe pięterko.
Hm? Wyspiarze?
Rób, patronka nie zając…
Jak sam Mistrz T. tak mówi to robię.
Na zmianę obiad z budowaniem.
Goście wybyli, ale pojawił się oczywiście całyszeregniecierpiącychzwłoki spraw.
Ooo, śnieg zrobił kierowcom i drogowcom kuku.
Śmiej się – ja rano 3 razy podchodziłem do wyjechania z garaży…
My nie ruszamy dzisiaj samochodu.
Ale jak napisałeś o tym podejściu, to mi się przypomniało, jak lata temu wynajęliśmy na wyjazd narciarski apartament z garażem (wkurzeni odśnieżaniem samochodu przed wyjazdem), po czym okazało się, że z garażu nikt nie korzystał i przed wjazdem stoi zaspa zlodzonego śniegu, prawie metrowa. Odbijałem ją kilka godzin.
Ja dziś jedynie wyszłam tyle, co do sklepu.
Syn pojechał na spacer, nie narzekał na warunki jazdy zakopianką, ale powiedział, że warunki trudne, a w czasie spaceru zmarzł.
Zapraszam piętro wyżej -nie trzeba uruchamiać samochodu i na pewno nikt nie zmarznie.
Takie przeczekajkowe półpięterko.
Śpieszyłam się (choć dziecko przyszło na obiad i trochę przeszkadzało w budowaniu), aby Bożenka jeszcze zdążyła, zanim pójdzie spać.
Po przerwie. Już idę!