Piątek zaczął nam się wcześnie. Razem z państwem Jeżynkami i Szlaczkami (znamy się wszyscy jeszcze ze studiów) wstaliśmy o nieludzkiej porze, o trzeciej w nocy, żeby ciupasem zapakować się w taksówki i wyruszyć na Okęcie. Wszystko poszło sprawnie, wylecieliśmy z przesiadką w Monachium, gdzie dołączyła do nas jeszcze jedna znajoma państwa Szlaczków i już w siedmioro lądowaliśmy przy dość nieprzyjemnym wietrze w Sewilli. Jeszcze przed południem odebraliśmy z wypożyczalni samochody i bezpośrednio z lotniska ruszyliśmy do Grenady. Trochę się obawiałem, czy poranne wstawanie nie wpłynie negatywnie na kierownicze umiejętności kolegów (prowadzili panowie), ale wszystko było bardzo w porządku. Przejechaliśmy ponad 200 km w niecałe 2 godziny, omijając po drodze korek i nucąc pod nosem wzorem profesora Preobrażeńskiego „Od Sewilli do Grenady”.

W Grenadzie przywitała nas pogoda, ee, zimowa. Plus siedem stopni i słońce na zmianę z deszczem i śniegiem. Pierwsza przechadzka zaczęła się bardzo przyjemnie, w słońcu. Mijaliśmy drzewka pomarańczowe obwieszone owocami, niestety według wszystkich danych – niejadalnymi (cała energia idzie w wygląd, smak i resztę zaniedbując), wspaniałe, zabytkowe kościoły, w tym katedrę (na zdjęciu – zwróćcie uwagę na mokry plac, bo wówczas zaczęło już padać). Ostatecznie wylądowaliśmy w knajpce przy placu Bib-Rambla, na oko bardzo wesołym i kolorowym – tak gdzieś od marca do października.

Noc w hotelu minęła spokojnie, jeśli nie liczyć nocnego wypadku – kierowca taksówki stracił panowanie nad samochodem na chwilowo zmrożonej (sic!) nawierzchni i wjechał we frontowe wejście. Rano nie było po tym śladu. Zjadłszy obfite śniadanie, udaliśmy się do Alhambry, a ponieważ bilety do pałacu mieliśmy dopiero na 12:30, zaczęliśmy zwiedzanie od stanowiących część całego kompleksu ogrodów Generalife. Tym samym znaleźliśmy się w gronie tych, którzy mieli okazję zwiedzać Alhambrę w padającym śniegu (na żadnym zdjęciu nie wyszedł, więc musicie uwierzyć na słowo). Co jak co, ale ogrody to Maurowie umieli budować – długie baseny, w których odbijają się pawilony, zdobione ażurowymi łukami, fontanny, szemrzące potoczki, żywopłoty, cypryśniki, migdałowce (mimo śniegu bohatersko kwitnące)…


Dzwoniący zębami, przeszliśmy w pobliże pałaców i twierdzy. Po odstaniu dłuższej chwili w kolejce (mimo że bilety były na konkretną godzinę) dostaliśmy się do wnętrza pałacu Nasrydów, kalifów Kordoby. Ten pałac jest przepiękny, jednak wszystkie dziedzińce, korytarze, zdobione arabeskami (które nie bez powodu tak się nazywają), starannie rzeźbionymi filigranami, ażurami i rzeźbami (głównie geometrycznymi, jako że islam zabrania przedstawiania ludzi i zwierząt) przystosowane są wyraźnie do dużo cieplejszego klimatu. Zapewne odwiedzając Alhambrę w maju lub lipcu mielibyśmy kompletnie inne wrażenia.


Zwiedzanie Alhambry zakończyliśmy przy przepięknej, odbijającej się w wodzie Wieży Dam (chociaż de facto pawilonie). Przy okazji poznaliśmy tam pewną młodą damę gatunku Felis Domesticus, zainteresowaną najbardziej darmowym lanczem od turystów.


Syci wrażeń i zziębnięci stoczyliśmy się ze wzgórza, na którym leży Alhambra, na Stare Miasto do Grenady, wtrząchnęliśmy porządny obiad i wróciliśmy urokliwymi uliczkami (na zdjęciach: dachy kaplicy królewskiej w katedrze oraz kopula kościoła św Justa i św Pastora) do hotelu. Jeszcze tylko wymeldowanie, kolejne 2,5 godziny i wieczorem byliśmy na miejscu w Sewilli, która przywitała nas uśmiechniętym, rozgadanym tłumem, zapachami jedzenia i ogromnym grzybem na kilku nogach.


Ciąg dalszy nastąpi, miejmy nadzieję, że prędzej niż później.
Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany na madagaskar08.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
No to zapraszam na nowe pięterko. Jakość zdjęć nie poraża, ale tak to właśnie było.
Uwaga techniczna: Mistrzu Tetryku, odwołuję wcześniejsze wybrzydzanie nad nowym interfejsem wprowadzania wpisów, jak się wklei gotowca, z zaznaczonymi htmlem miejscami na zdjęcia, to idzie dużo łatwiej niż wcześniej!
Ale trafiłam! Ciekawy spacerownik mimo niezachęcającej aury. Na to wpływu nie mamy. Zdarzyło mi się już i lepić wielkanocnego bałwana w tej jakże słonecznej Hiszpanii. Skoro powróciliście do Sewilli miałeś może okazję porównać Alhambrę z tamtejszym Alcazarem?
Tak! O Alcazarze też będę jeszcze pisał, ale to dla mnie zupełnie różne miejsca, może dlatego, że w Alcazarze trafiłem na wystawy uzupełniające same zamkowe komnaty (ceramika/ kafelki andaluzyjskie, wachlarze dworskie), na pięterku było zwiedzanie prywatnych apartamentów obecnych monarchów hiszpańskich (nie załapaliśmy się, bilety wyprzedane przez Internet na wiele tygodni do przodu), plus jeszcze na każdym kroku podkreślanie historycznych wydarzeń, które miały tu miejsce (np. komnata, gdzie planowano wyprawy Magellana i Amerigo Vespucciego). A Alhambra jest piękniejsza artystycznie, ale zarazem miałem wrażenie, że nie podkreśla się tu ciągłości historii, tylko celebruje zachowywany z pietyzmem zabytek. A może się zasugerowałem ideami rekonkwisty?
Oj, to nie wyprzedzam już opowieści 😉
Ależ nic się nie stało, nie planowałem porównywać tych dwóch pałaców
To już prędzej katedry w Sewilli i Kordobie (przynajmniej jedna z nich w następnym odcinku
)
Ciekawa jestem Twoich wrażeń z Mezquity w Kordobie ! Bardzom ciekawa jak to widzisz !
Będą! I to już w następnym odcinku, chociaż trudno mi powiedzieć, kiedy konkretnie. Wtorek? Środa? Później?
Przebiegłam szybko po nowym pięknym pięterku, zachwyciłam się, ale dokładnie pooglądam i poczytam jutro.
Nadmiar wrażeń, wino, szampan itd., a ja jeszcze muszę się spakować na jutro.
Brawa dla Q za nowe, ciekawe pięterko i oczywiście czekamy na dalszy ciąg wcześniej niż później.
Dobranoc
Dzwoniąc zębami w Hiszpanii…
Ty to zdolny jesteś…
No właśnie tylko ta Grenada. Sewilla, Kordoba i Gibraltar – pogoda jak marzenie.
Byłam o tej porze roku w Portugalii, wiele, wieeeleee lat temu, jeszcze w poprzednim życiu. I też te pomarańcze niejadalne mnie frustrowały 😀 A pogoda była właśnie na sweterek i półbuty… Ech…
Małżonek siedział w Hiszpanii z pół roku na kontrakcie. Pojeździł nieco. I tak się wybieramy razem, i wybieramy, i gucio.
Dzień dobry
Nigdy nie byłam w Hiszpanii… znam ją tylko z opowiadań… takich jak to 
Piękna wycieczka, a przynajmniej jej pierwsza część.
Dzień dobry. Dalej było już tylko lepiej!
Dodam tylko, że padam na dziób

Posegregowane – co do wędzenia, co na kiełbasę, a co na obiady. Flaki prawie ugotowane… 
Co prawda muszę poprać, ale zrobi to pralka i suszarka. Jak tylko przełożę 
Od 5:30 na nogach i cała masa rzeczy zrobiona. Całe szczęście pogoda była kiepska, to i nie żal, że nie byliśmy na żadnej wycieczce
Ale przynajmniej mam zapas mięska na dwa miesiące
Może uda mi się, choć raz na jakiś czas, mieć leniwą niedzielę
OD 5:30! Podziwiam z lekkim strachem w oczach, jak zwykle.
U mnie to normalna pora na wstawanie

Chociaż nasze dzieci mówią, że mają zboczonych rodziców, bo nikt normalny o tej porze bez budzika się nie budzi
…a i z budzikiem niektórym ciężko
Ale to chyba kwestia przyzwyczajenia. Gdy jeszcze mieszkaliśmy w Polsce i pracowałam w zmianach w szpitalu, dziwiłam się mężowi, jak może tak codziennie wstawać i jechać na 7 do pracy. Uważałam, że trzeba mieć coś z głową nie tak…
Ale od 20 lat wstaję między 5 a 6 rano i się po prostu przyzwyczaiłam. Już nie lubię siedzieć po nocach i potem spać do południa…
Witam z autobusu juz!
Miralko też nie byłm
Sen jest przereklamowany.Nie mogłam zasnąć,jak już zasnęłam zadzwoniły budziki.Jest już wesoło to i spać się nie chce.Jedziemy do Witanowej.
Ja wiem, że niedziela. Że się nie spało. Ale tak zupełnie bez śniadania???

Z tego zestawu poproszę kawusię i może pół bajgla. Jest ktoś chętny na drugie pół?
Ja miałam BLT dzisiaj, panowie robili dla odmiany. Bardzo konkretny początek dnia
To ja kawusię i ciasteczko, bo znanym łasuchem jestem w okolicy. I oczywiście dzień doberek południowy w słońcu Lubelszczyzny 🙂
Urodziłam się w Lublinie…. hmmm… dawno temu
No proszę.. Ja tam tylko u Marii Curie pobierałam nauki, ale miło wspominam ten czas, choć miasto obecnie zdecydowanie ładniejsze..

I może trochę nie po kolei, ale ogólne dzień dobry.
A teraz muszę iść na spotkanie branżowe, dam znać po powrocie.
Witajcie!
Brawo, Quacku, jak zawsze ciekawie i ze swadą opowiadasz o miejscach, gdzie byłeś. Pogoda was nie rozpieszczała — czy przypadkiem nie była to sprawka kolegi znanego ci z kraju płanetnika?
Nie, tym razem nie, myślę, że raczej była to kwestia wysokości nad poziomem morza. Grenada leży sporo wyżej niż Sewilla, z ogrodów i okolic było widać góry z ośnieżonymi szczytami, są tam nawet ponoć ośrodki narciarskie.
Wiedźma zaprasza do dyskusji na prywatnym pięterku, co absolutnie nie powinno mieć wpływu na komentowanie tutaj 🙂
Dzień dobry !
Świetnie – cóż za miłe wspomnienia przywołałeś !
Będę nieco później, bo pies patrzy na mnie z wyrzutem.
Dzień dobry
Ciekawie opisujesz, tylko co ja mam biedny żuczek napisać, jak nie byłam w Hiszpanii ? Chyba, że z literatury. Nadzieja, w tych, którzy byli i podzielą się wrażeniami, a ja jak gąbka wchłonę wiedzę 🙂
Witaj Bożenko nie było Cię tu przez 3 dni?
Jak się można dostać na prywatne pięterko Wiedżmy ?
Witaj Elizko ! Zapytaj Tetryka, jeśli nie widzisz mojego pięterka
Trzeba się na Wyspie zarejestrować i przeglądać jako zalogowany użytkownik…
Na spacerze spotkalam trójke chyba licealistów wyprowadzających schroniskowe psy na spacer…. i przypomniało mi się, jak mało psów widziałam w Hiszpanii. Jeśli już, to na smyczy z opiekunami. Ale to być powierzcho
wne wrażenie…
Bezpańskich psów też nie widziałem, na smyczy powiedziałbym, że mnóstwo, a jeszcze dodatkowo w Sewilli natknęliśmy się na demonstrację przeciwników zabijania chartów (już nie pamiętam, wyścigowych czy myśliwskich) w wieku emerytalnym (może pamiętacie, nie tak dawno media pisały o tym i u nas). Na tej demonstracji było mnóstwo psów, oczywiście chartów najwięcej, ale nie tylko.
Hiszpanie mają bardzo restrykcyjne przepisy dot. pupili. Ale mają też specjalne parki i ogrodzone place „zabaw” dla nich, a nawet wyznaczone ścieżki/promenady 😉 spacerowe.
U nas też to się pojawia. Właśnie na takim placu zabaw dla psów spotkałam tych wolontariuszy …
Akurat żadna mi nie wpadła w oko, natomiast zwróciłem uwagę na to, że w przestrzeni wspólnej dla pieszych, rowerzystów i tramwajów, trasy rowerowe i tramwajowe (poza szynami) wyznaczone są takim dużymi, lśniącymi łbami, niczym wielkie nity w chodniku (rowerowe mają ikonę rowerka, tramwajowe jakąś inną). Z początku w ogóle ich nie zauważyłem, ale bardzo szybko zacząłem i moim zdaniem to się sprawdza.
Nie tylko Hiszpanie mają takie parki. W USA też są.
Psów bezpańskich nie ma, a właściciele nie mogą puszczać swoich pupili samopas. We wszystkich parkach (oprócz tych specjalnych dla psów) obowiązuje smycz. Żaden zwierzak nie może biegać luzem. Chodzi nie tylko o bezpieczeństwo innych użytkowników parków, ale też o zwierzaki. Tak dzikie, jak i te na smyczy.
Kotów bezpańskich jest trochę. Ale jest specjalna fundacja, która płaci za kastrację dzikich kotów. Chodzi o niepowiększanie populacji tych zwierzaków. Wydaje mi się to słuszne. I tak człowiek dopuścił do nadmiernego rozmnożenia się tych zwierząt. A to nie czyni im krzywdy, a jedynie zapobiega nieplanowanemu rozmnażaniu.
W Polsce taką robotę robi TOZ… bezpłatnie sterylizuje koty, także piwniczne.
To bardzo dobrze, Wiedźminko
Jest nadzieja, że kiedyś w przyszłości każdy zwierzak będzie miał właściciela, który się takim stworzeniem zajmie. I to porządnie 
Pióro lekkie jak piórko. Bardzo dobrze się czyta. Potrafisz świetnie zachęcić do podróży. Nie byłam jeszcze w Hiszpanii, bo nie mogę namówić ślubnego kolegi, ale po Waszych (mam na myśli Ciebie i Zochę) relacjach i zdjęciach, muszę pomyśleć o jakichś radykalnych środkach perswazji i w końcu „chwycić byka za rogi”, choć corridy, de facto, nie pochwalam 😉
A wg mnie nasze polowania są nielepsze…. zwłaszcza, że nie zawsze idzie o kontrolę gatunku
Choć corridy nigdy nie widziałam, oglądałam tylko pomnik któregoś ze sławnych torreadorów.
Och, były liczne świadectwa korridy, od pomnika byka w Rondzie (gdzie nie byłem, ale inni współpodróżnicy tak), aż po wypchane głowy oraz muletę na ścianie w pewnej restauracji, ale nie robiłem temu zdjęć.
Korrida, o ile pamiętam, jest już zabroniona, ale areny jeszcze stoją.
Korridy zabroniono 7 lat temu w Katalonii (przepiękną barcelońską arenę byków przebudowano na n-te centrum handlowe), a jako niematerialne dziedzictwo kulturowe w innych regionach ma się dobrze. Zdaje się, że Trybunał Konstytucyjny miał uchylić kataloński zakaz.
Coś podobnego! Byłem przekonany, że tego już nie ma!
Walki byków (czy właściwie mordowanie ich bez pardonu) są głęboko zakorzenione w tej kulturze i na pewno ciężko będzie je wyeliminować. Oni po prostu nie widzą niczego niestosownego w tego rodzaju „rozrywce”
Młoda dama, z gatunku Felis Domesticus, wygląda na dobrze odżywioną,

Kurcze, lubię te wąskie uliczki, zaułki z pięknie utrzymanymi kamienicami. Kiedy w moim miasteczku tak będzie?
Fundusze, fundusze…
Nie tylko Skowronku .. to ten klimat, który pozwala hodować mnóstwo kwiatów, nawet na dachach choćby w Sewilli..Mam w oczach te ukwiecone dachy ale i zaułki
Zgoda, Wiedźminko. Spójrz na elewacje budynków, nie ma liszajowatych z odpryskami tynku, pourywane rynny i brudne podwórka.. Właśnie to miałam na myśli. Kiedyś moje, przecież turystyczne miasteczko, też wypięknieje w zaułkach. Chyba
Pamiętam Kraków w latach, kiedy studiowałem. Kamieniczki w Rynku lśniły nowością i dobrostanem, ale po wejściu w bramę świat się dramatycznie zmieniał: studnie wewnętrznych podwórek nieremontowane od sprzedwojnia, brud i odpadające tynki… Ale turysta miał widzieć piękno i dbałość o zabytki. To już na szczęście dawno minęło.
A nie wyglądała na przynależną do kogoś ani czegoś. Być może na etacie deratyzatorki w pałacu?
Naturalne metody najskuteczniejsze 🙂
Ha, bardzo chętnie bym zatrudnił kocią brygadę w naszej piwnicy i okolicznych, ale jakoś żaden kot się nie kwapi. Być może dlatego, że są dokarmiane przez ludzi (zarówno opiekunów kotów wolnobytujących, jak i niektórych pracowników okolicznych barów).
Najpierw trzeba by było takich gagatków pogłodzić, ale obrońcy zwierząt zaraz wygarbowaliby Ci skórę. To oczywiście żarcik, bo sama kocham wszystkie futrzaki i nawet szczurka (hodowlanego, bardzo czyściutkiego) miałam w swoim czasie, a że klatkę miał zazwyczaj otwartą, to bardzo często podkradał (a właściwie podkradała, bo to była dziewczyna o imieniu Mysza) mi kosmetyki z okna. Jak tylko miałam jakieś manko w kredkach do oczu, wiedziałam gdzie szukać 😉
Szczur pci żeńskiej, który maluje oczy kredkami???
No nie.. Ona mi tylko strugała
Na Wyspie jestem zalogowana od 5 lat i bez problemu wchodzę. Teraz muszę na nowo zarejestrować się Word
Presie ?
Nooo tak, coby się Twa postać ukazała
Jeżeli jesteś zalogowana, to na stronie głównej zobaczysz wątek prywatny; brak go jedynie w „Najnowszych wpisach” i „Najnowszych komentarzach”
Spotkanie się, kurczę, przedłużyło. Jestem, zaraz idę na drabinkę.
Po raz pierwszy w życiu udało mi się schrzanić barszcz ukraiński, zamówiony przez moje wnuczęta
Bo nie sprawdziłam kwasu burakowego, a okazał się gorzki….. 
Rutyna uśpiła Twoją czujność 😉 Biedne wnuki..
Wylałam i ugotowałam nowy
Aż mi się barszczyku ukraińskiego zachciało. Takiego Mamuuuusi..

Tak się zastanawiam dlaczego te pomarańcze niejadalne? Słyszałam to samo od kolegi, który próbował i żałował 🙂 A przecież Hiszpania to przede wszystkim sewillskie pomarańcze (i nie tylko z tych rejonów, rzecz jasna)- smaczne, słodkie i aromatyczne.. Co jest z tymi przydrożnymi nie tak? Dzikie czy coś w tym stylu?
Śmiem przypuszczać, że to specjalnie. One mają ładnie wyglądać (i to robią), a gdyby były jeszcze pyszne w smaku, to długo by nie powyglądały
bo przecież natychmiast znaleźliby się na nie chętni, już to bezdomni, już to cwaniacy, już to turyści, już to zwierzęta. Zresztą papugi i inne ptactwo w Sewilli wcina je niezależnie od smaku, ale dopiero, kiedy spadną na twarde podłoże i się rozpukną. Być może nie potrafią ich same obrać ze skórki?
Wersja ozdobna i… gorzka! A największe plantacje pomarańczy i mandarynek są wokół Walencji, stąd nazwa Costa de Azahar – Wybrzeże Kwiatu Pomarańczy. Kilometrami jedziesz wśród białych, zielonych czy pomarańczowych upraw, zależnie od pory roku.
To może tam też się kiedyś wybiorę? W tej części Hiszpanii (podobnie jak między Madrytem i Salamanką, gdzie jechałem kilka lat temu) krajobraz wydaje się dość surowy – skały i trawy, z upraw chyba wyłącznie oliwki (a może to tylko o tej porze roku? Tzn. widać drzewka oliwkowe, a nie widać, dajmy na to, zbóż, bo w lutym ich po prostu nie ma?), a z drzew – sosny (pinie?) o koronach przypominających chwilami wielkie brokuły.
W tym roku mam już zaplanowane wakacje (w czerwcu ślub córki, a dopiero później wojaże), ale w przyszłym roku (o ile dożyję, rzecz jasna, i Matka Boska Pienieżna będzie łaskawa), muszę koniecznie odwiedzić Hiszpanię, bo mi narobiliście soczystego smaka 🙂
Hiszpanii na jedne wakacje nie wystarczy, podobnie jak Twojej ukochanej Grecji ;). W swej sporej przestrzeni ma ogromną różnorodność wartą poznania.
Widzisz, ja obiecałam sobie, że do końca życia odwiedzę chociaż 100 greckich wysp, ale w tak zwanym międzyczasie chciałabym zobaczyć coś więcej. Ja mogę remontu latami nie robić, nie jeść, nie pić (za dużo), ale wyjechać muszę, bo.. bo się uduszę 😉
Do łąk, łanów zbóż i pastwisk zielonych podobnych naszym sugeruję udaj się na północ. Kantabria, Asturia i Galicja oferują klimaty i zapachy niemal rodzime 😉
Zapamiętam!
I ja też 🙂 I już marzę o emeryturze..
Uwielbiam zapach kwiatów pomarańczy! a te gorzkie , no cóż, są ozdobne ?
znajoma botaniczka powiedziała nam, że roślinność Hiszpanii jest uboga. Ponoć mają tylko ok. 500 gatunków wszystkiego co rośnie.
Niebywałe, tylko? Włącznie z jakimiś endemitami w górach? Ale ubóstwo gatunków faktycznie widać, tak jak wyżej napisałem. Jakieś pojedyncze nietypowe kwiatki w górach tak się rzucały w oczy, że wszyscy rzucali się je fotografować.
Faktycznie, 500 gatunków? Toż to bida..
Może znajoma miała na myśli gatunki, które zachowały się jedynie na odosobnionym od reszty Europy półwyspie? 500 to niewiele, w samych Pirenejach jest niemal 200 różnych roślinek
Ale z pewnością nie liczyli Madery…
Masz rację, ona mówiła o gatunkach endemicznych 🙂
No tak, ale Madera jest portugalska. Tam to już w ogóle mnóstwo endemicznych gatunków, a i paprocie jak za czasów dinozaurów i dmuchawce wielkości człowieka (przynajmniej w ogrodzie Monte) 🙂
Henryk Sienkiewicz w swoich wspomnieniach z podróży po Egipcie nadmieniał, że wobec problemów z kasą żywili się jak ostatnie dziady — głównie pomarańczami.
Widać to nie były te odmiany ozdobne…
Takim dziadem mogę być
aczkolwiek niekoniecznie w Egipcie.
Ja ostatnimi czasy oglądałam taki relaksujący serial na playerze pt”Durrellowie”, o rodzinie Anglików, którzy jeszcze przed wojną przybyli na Korfu i tam zamieszkali w starym obdrapanym domu na brzegu morza i myślę sobie, że mogłabym tak żyć z przyrodą, która zaglada w okna i takim widokiem po horyzont..
Ach, no to przecież jest serial na podstawie znakomitych książek (powieści) Geralda Durrella „Moja rodzina i inne zwierzęta” oraz „Moje ptaki, zwierzaki i krewni” (w przekł. Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej) i „Ogród bogów” (w przekł. Ewy Horodyskiej).
Muszę koniecznie przeczytać, bo kocham życie z naturą w zasięgu ręki 🙂
Świetnie napisane, znakomicie przełożone, czytałem tylko dwie pierwsze, polecam. Poczucie humoru w pakiecie.
Poczucie humoru to podstawa 🙂
Tak sobie myślę czy w języku hiszpańskim są słowa, które wymówione po polsku co innego znaczą, a w hiszpańskim co innego.. No, wiecie, jak z polskim słowem „szukać” w Czechach (że w pysk można dostać, bo to obraźliwe). Mojego szwagra córka mieszka na stałe w Madrycie i kiedyś przyjechała do niej kuzynka Marylka, która nie lubiła swojego imienia i wymyśliła sobie, ze będzie się przedstawiać „Marika”. Na szczęście Asia ją powstrzymała, bo to słowo w Hiszpanii znaczy ponoć gej, ale w tym gorszym wydaniu 🙂 Znacie jakieś inne słowa – wpadki?

W Czechach mówiąc pivnica masz na myśli skok na kufel piwa, idąc do sklepu wchodzisz do piwnicy, a sklep już się nie kojarzy bo to prodejna
W Czechach jest śmiesznie 🙂 Odchody autobusu to odjazdy ;))
Albo pytanie konduktora „Kto ne ma listka w zadu?” oznacza tylko „Kto z tyłu nie ma biletu?”

Czytałam gdzieś, że harcerze zamówili sobie nocleg w Czechach w schronisku, ale żeby było taniej poprosili, żeby nie było pościeli. Okazało się, że Czesi powynosili z pokoi wszystkie łóżka, bo w Czechach łóżko to postel.

Kiedy ten dzień minął?? Time… I biegniesz, i biegniesz, by dogonić słońce.. 😉
Spokojnej
Spokojnej, zaiste!
Dobrej nocy!
To i ja życzę dobrej nocy.
Spokojnej!
Zanim zapalę lampkę chciałabym KOTOM i ich służbie ( bo psy maja panów, a koty służbę
) złożyć ciepło mruczące życzenia wszystkiego co najlepsze 
Och, aż mnie zaswędziało
pozdrawiam serdecznie i dobranoc również.
Dzień dobry
Całą niedzielę (z drobnymi przerwami) sypało się z nieba to białe świństwo
Ma tak sypać jeszcze w nocy… a także rano…



Chociaż nie wiem czy będzie dobry
Znowu będę musiała „odkopywać” samochód spod śniegu
Ten Phil jest nienormalny!!!
A ja już nastawiłam się na wiosnę…
No to… aby do wiosny!!!
Muszę przyznać, że ptaki chyba też posłuchały Phila. Widziałam przelatujące czaple, a wróble na nowo interesują się budkami lęgowymi i zaczynają budować gniazda… to trochę za wcześnie…

A może wiosna czeka już za progiem i nadejdzie szybko?
Kilka dni temu widziałam też drozda wędrownego, pierwszego zwiastuna wiosny. One nie odlatują daleko na południe i jako pierwsze wracają…
Słoneczne dzień dobry
Komu kawy
?
Koniecznie. Poproszę.
Szybką kawę chętnie, czarną niesłodzoną, niezabielaną – proszę
A ja herbatkę, bo się jakoś kawą w weekend „przepiłam” 🙂
Również słoneczne dzień dobry.
Zoe, powiedz jak córa i jej rzeźba ? Trochę czasu minęło, podobają się jej studia ?
Dzień dobry na pokładzie. Budzenie mile widziane.
Witam słonecznie!
[zerka za okno, żeby się upewnić] Tutaj też słońce. Olbrzymi wyż z centrum gdzieś tam, mówili wczoraj w prognozie
Ogólne słoneczne dzień dobry bardzo


Znowu robię za kierowcę, a nie lubię!!!
Do popotem
Witajcie!
Ledwo 3 dni mnie w pracy nie było, a już trudno się otrząsnąć…
A mój kolega mówi, że cmentarze są pełne ludzi niezastąpionych 😉 Widzisz, jaki jesteś ważny?

Dlatego dużo zdrowia Ukratkowi życzymy
A dlaczego Ukratek?
Bo… dawno, dawno temu nasz Ukratek podglądał w pracy co się dzieje na Wyspie, czyli ukradkiem


A ja, taka biegła w piśmie i mowie napisałam, że podgląda „ukratkiem”
I został już Ukratkiem, nie buntując się nawet
Sympatycznie 🙂
Quackie, a tańca flamenco też się uczyliście?
W Grenadzie byłam na występie grupy flamenco i daję słowo, że gotowa była wbiec na scenę… takie to było emocji pełne
.
Wcześniej jakaś trupa w Barcelonie tańczyła, ale to było zupełnie nie TO!
Bo w tym tańcu jest magia, co wiedźmy zapewne wyczuwają każdym zmysłem..

Nie. Planowaliśmy, ale jakoś tak na ostatni moment, i okazało się, że nie ma już miejsc na pokaz z kursem.
Dzień dobry



Śniegu mam już po kolana, a jeszcze sypie…
Nie tylko będę musiała „odkopać” samochód, ale i „dokopać” się do ptasich karmników
Taka poranna gimnastyka mnie czeka przed pracą
Uuu, Jesteś jak obrona terytorialna… Tylko zamiast ziemi śnieg

Dobry niech będzie, Mirelko
Chętnie wzięłabym od Ciebie ten śnieg, bo u mnie było go tyle, co puder na młodej buźce. A tak czekałam…
Gdybym mogła, tobym podesłała Ci trochę śniegu, Wiedźminko
U mnie odczuwam jego nadmiar, także tym chętniej bym się podzieliła 
Ale numer!!! Dokopałam się do swoich karmików, oczyściłam plac pod nowe ziarenka… otworzyłam kontenerek z mieszanką dla ptaków, a tu mi się coś w środku rusza
Aż się wystraszyłam, gdy mi toto przebiegło pod ręką… Ziarna było zbyt mało i nie dały rady wyskoczyć (chociaż bardzo się starały). Sama nie wiedziałam co z nimi zrobić 

Nie chcę sypać ptakom jedzonka z mysimi kupkami, nie tylko dlatego, że to obrzydliwe, ale również dlatego, żeby nie przenieść żadnych chorób z myszy na ptaki. A one i tak się jakoś dostały
Widocznie za mało ziarenek im sypałam… były głodne… dziś nasypałam im więcej 


Najpierw zobaczyłam dwie myszki, ale gdy ruszyłam „szufelkę”, wyskoczyły z niej jeszcze dwie
W końcu zgarnęłam ziarno na kupkę pod jedną ze ścianek. Oczywiście pobiegły w to miejsce, bo było najbliżej krawędzi. Delikatnie, żeby nie zrobić im krzywdy, podnosiłam każdą z nich szufelką do krawędzi, a dalej niech sobie robią co chcą
I pomyśleć, że staram się zamykać ziarno w miarę szczelnie, żeby mi się tam myszy nie zalęgły
Czas mi się zbierać do pracy
Miłego dnia Wyspiarze!!!
Jesteś niesamowita, Miralko!
Podpisuję się ” obiema rencami ” ! Mirelka jest niezwykła….
Odpowiem Wam hurtem, bo chciałabym zajrzeć na nowe pięterko


W zamian za pięknookie mogę Ci wysłać kilka mulaków białoogonowych, za krety, kilka chipmunków, a w zamian za nornice na ten przykład kilka oposów… a może wolałabyś skunksa?
Bo szopy pracze już w Polsce są. Co prawda bliżej Wiedźminki, czy Mistrza Q, ale są 
Nie ma niczego niezwykłego, ani niesamowitego w moim postępowaniu. Co mogłam z tymi myszkami zrobić? Pozabijać? Chyba bym się prędzej na śmierć zapłakała
Dokarmiam je w składziku na podwórku od jesieni z wyrachowania. Mają co jeść, są bezpieczne, osłonięte od mrozu i wiatru, więc mi do domu nie lazą. Zawsze to jedna mysia rodzina mniej
Z chęcią też pójdę ze Skowronkiem na wymianę
Dajmy Mistrzowi słowa napisać kolejną część wspomnień z podróży, a ja tymczasem zapraszam na wieczór z gorącym flamenco w roli głównej 🙂
Na nowym pięterku (nie dodałam).
