« Zimowy poranek Nauka »

Automotobajka lub i nie

Granatowa Carisma, zwana czule Karusią, stała samotnie na parkingu z widokiem na tory kolejowe.

Było jej okropnie gorąco, słońce bezlitośnie wypalało lakier i usiłowało rozpuścić gumę opon. Ach, żeby ktoś wreszcie wsiadł i otworzył wszystkie trzy okna (czwarte nie działało już od poprzedniej zimy), a potem pognał lipową aleją, tak by umykające powietrze mocniejszą z każdym kilometrem pieszczotą ostudziło rozpalone blachy i zdmuchnęło nieświeży swądek plastiku.

Klimatyzacji nigdy nie włączano. Nawiew burczał paskudnie, przy każdym poziomie bardziej. Zeschły jesienny liść? Zużyty wiatraczek? Karusia nie zdradzała swej tajemnicy, kryjąc ją głęboko pod deską rozdzielczą. Tak głęboko,że nawet ulubiony mechanik Sławek nie chciał tam zaglądać. A przecież by mu pozwoliła. Tylko jemu.

Lecz pewnego dnia na siedzeniu pasażera usiadł ten dziwnie mówiący człowiek w pomarańczowej koszulce. Nazywał się Sergiej. I powiedział, że to można naprawić, że on zajrzy, zobaczy co trzeba wymienić i jak będzie kupione, to to naprawi.
Karusia zaniepokoiła się – jak to, naprawi? Przecież nic się nie zepsuło…

Pomarańczowy rewolucjonista wyjął z bagażnika klucze i zaczął się dobierać do deski rozdzielczej. Rozebrał ją, obnażył, ale Karusia broniła się jak mogła. Głową w dół nurkował pod siedzenie, stękał, sapał, klął na kitajskie maszyny, bo przecież w volkswagenach wystarczy z wierzchu ręką sięgnąć.

Karusia śmiertelnie się obraziła – gdzie ją, JĄ, do tych niemieckich blaszaków przyrównywać, co to na każdym zakręcie się psują i części gubią. Ją, która przez rzekę przejeżdżała, która przez bezdroża i trawy wysokie aż po lusterka jak czołg parła, gdy taka ochota naszła jej Właścicieli, ją, która przez 9 lat na jednym oleju przejechała i ani stęknęła!

Ooo, nie dała się. Pomarańczowy barbarzyńca wyczołgał się z wnęki między siedzeniem, a schowkiem, stanął obok i prostując obolały kręgosłup ocierał pot z twarzy.

Na jego miejsce wcisnął się Vova, drugi sąsiad. O, ten to przynajmniej zachwycał się Karusią, powtarzał, że dobra maszyna. Karusia odpuściła. Vova wytargał spomiędzy przewodów wentylator, zajrzał i oniemiał.

Sergiej też oniemiał, a Właścicielka, która właśnie nadeszła, dostała napadu histerycznego śmiechu – Mysz? Z całym gniazdem? Od 10 lat??? Zgroza.

A przecież tragedia małej szarej przyjaciółki wcale nie była śmieszna. Wcisnęła się kiedyś biedna i zmarznięta w zasypane śniegiem auto, naniosła drobiny zeschniętej trawy i liści i obu było im razem nieco cieplej.

Aż któregoś dnia przyszedł dawny pan i włączył silnik, a potem wentylator. Mała szara przyjaciółka nie zdążyła czmychnąć. Została już w swym gniazdku, wirując niczym na dziecięcej karuzeli. Nie kręciło jej się w łebku, nie czuła już niczego. Nawet zimna.

-Co tu tak śmierdzi??? – zdenerwował się dawny właściciel, a po zimie, gdy rozwiały się już niechciane zapachy, uruchomił znowu Karusię i sprzedał ją daleko, daleko, za granicę. I nic nie mówił, że wentylator dziwnie burczy… Może nie zauważą.

 

 

235 komentarzy

  1. Tetryk56 pisze:

    Skoro i księgi mają swoje własne losy, to co dopiero samochody… Approve

  2. Quackie pisze:

    Dzień dobry po południu. Znakomite! Myszy gniazdują, koty się ogrzewają, kuny ponoć gryzą kable, a słonie siadają na masce i ją gną. To znaczy tam, gdzie są słonie. Happy-Grin

    Czyli że samochody w epoce synantropów są traktowane jako element ekosystemu. Co niestety rzadko im wychodzi na zdrowie.

    Ponieważ zaś fajrant, pozwolą państwo, że oddalę się na przerwę.

    • miral59 pisze:

      Do tej wyliczanki Mistrza Q, dodam jeszcze pręgowce amerykańskie, które potrafią w rurze wydechowej zrobić sobie spiżarnię Happy-Grin

      • Quackie pisze:

        Och. Chyba nie chcę wiedzieć, co się dzieje, kiedy ciśnienie gazów wydechowych wypycha tę spiżarnię z impetem na zewnątrz. To prawie jak strzelba gładkolufowa (shotgun)? Amazed

  3. Jo. pisze:

    Idę spać. Bardzo wyczerpana.

  4. Max pisze:

    Szkoda myszki ? Szkoda każdego stworzenia zwłaszcza , kiedy to stworzenie kojarzy nam się z czymś sympatycznym np. ładną , naszą ukochaną dziewczyną . Ale w życiu nie ma nic za darmo i dzisiaj w wiadomościach TV podają informację, o kłopotach Koreańczyków przed Zimową Olimpiadą . Otóż, w obawie przed protestami turystów europejskich, polecono wycofać we wszystkich restauracjach z jadłospisów potrawy z mięsa z psów , które podobno są przysmakiem Azjatów . Właściciele lokali protestują bo spadną im obroty . No i co Państwo na to ? Wszak psów naszych ulubieńców też szkoda . Pogoń za pieniądzem , czyni człowieka draniem nie do opisania . Dobry wieczór 🙂 Thinking

    • Quackie pisze:

      Dobry. No to ja się muszę przyznać, że jestem nieodwracalnie skażony cywilizacyjną hipokryzją – nie zjadłbym psa ani kota (no, może w warunkach skrajnych, jakiejś apokalipsy), ale w sumie na zabijaniu świń, krów ani drobiu też mi specjalnie nie zależy, tylko że jednak przywykłem do smaku mięsa i pewnie trudno by mi było go sobie odmówić – inaczej zostałbym wegetarianinem już dawno.

      • Max pisze:

        Ciekawe , że wiadomość o tym pojawiła się dzięki protestom restauratorów , a nie jakiegoś np. Towarzystwa Opieki itp… Amazed

        • Quackie pisze:

          No właśnie, ale jeśli tam się np. te psy jada, to czy w ogóle jest tam jakiekolwiek Towarzystwo Opieki? To tak, jakby o Polsce czytali Hindusi i się dziwili, że przeciwko ograniczeniu serwowania wołowiny w polskich restauracjach nie protestuje tutejsze Towarzystwo Opieki Bydła (albo z drugiej strony – lokalni kapłani hinduistyczni).

          • Max pisze:

            Jak widać , my też nie jesteśmy święci – mamy tylko inny jadłospis Wink1

            • Quackie pisze:

              No więc właśnie. Najjunior, będąc w Peru, nie mógł się przemóc i skosztować… świnki morskiej z grilla. Ponoć bardzo smaczna, ale miał tak wdrukowane, że to miły domowy futrzak, że nie mógł.

              • Max pisze:

                To są naprawdę osobiste problemy . Bo np. co jest winien ślimak winniczek , że został przysmakiem Francuzów ? Thinking

                • Quackie pisze:

                  To prawda. Winniczki zapiekane w cieście, z przyprawami (nie wiem, jakimi, ale Francuzi się znają) – pychota!

                • miral59 pisze:

                  I tak to moi Panowie jest Happy-Grin Co kraj, to obyczaj i inna kuchnia Pleasure
                  Niektórzy jedzą takie świństwa, że robi mi się niedobrze. Nawet patrząc. Ale pewnie, gdybym była wychowana w tamtym kraju, uważałabym to za coś normalnego. I dziwiłabym się jak ci Europejczycy mogą jeść takie świństwa… Wink Overjoy

  5. Bee pisze:

    Myszka była już w takim stanie, że budziła smutek równie mocno jak eksponaty w muzeum archeologicznym. Za to sama sytuacja – jeździsz, jeździsz, wkurza cię ten hurgot na najwyższych obrotach tyle lat, ale mechanicy straszą kosztami rozbierania całej deski (?!), klniesz na tego liścia, a tu wyciągają ci mysie gniazdo…
    I tak sobie wyobraziłam tego Niemca, który z tą myszą jeździł najpierw…
    Wink

    Historyjka ta jest tak jakby na pożegnanie tego cudnego autka, absolutnie niezawodnego jeszcze do ubiegłego roku. Niestety, w rękach męża (służbowo) przeszła już w stan agonalny Cry

    • Quackie pisze:

      W sumie tak sobie pomyślałem, że w Australii to mógłby być pająk. Albo jakiś wyjątkowo niefajny insekt. I myszka, bądź co bądź ssak, więc nam samym jakby ewolucyjnie bliska, nie jest jeszcze taka straszna.

      A dobrego autka szkoda. Jak się dowiedzieliśmy, że poprzednie, sprzedane w rodzinie, miało wypadek z tą rodziną za kierownicą i trafiło do kasacji (rodzinie kierującej nic się o dziwo nie stało!), to nam było przykro.

    • Max pisze:

      Żegnałem kilka aut , bez emocji , bo każde następne było trochę lepsze . Nowe auto , skradziono mi po trzech dniach i kiedy zostało znalezione , to została tylko podziurawiona karoseria . Nawet fotele były wycięte z podłogi . Za ubezpieczenie , znów kupiłem stare auto i nie narzekam … Amazed

      • Quackie pisze:

        Och. Po trzech dniach Amazed to przykre bardzo. Ale skoro nie narzekasz, to chyba najważniejsze.

        Nas to (jeszcze?) nie spotkało, w sensie kradzieży.

      • Bee pisze:

        Ciekawi mnie po jaki guzik ktoś się na nim tak wyżywał i wyrywał wnętrze niszcząc jeszcze karoserię? Jak już kradł to chyba, żeby jeździć lub sprzedać do jeżdżenia – czy to jakaś zemsta na Tobie była
        Overjoy

        • Quackie pisze:

          Chyba chodzi o to, że rozmontowali auto na części, które sprzedawane detalicznie zapewniły większy zysk, niż gdyby chcieć sprzedać (kradziony) samochód w całości. A ponieważ na złodzieju czapka gore, to nie bawili się zapewne w subtelności podczas rozmontowywania.

          • Max pisze:

            Quackie ma rację . Łatwiej było sprzedać . Powszechnym zjawiskiem było poranne spotkanie z samochodem beż kół . Mimo zabezpieczeń , tak się złodzieje wyspecjalizowali , że w try miga ucinali szpilki i koła niemal same odpadały . Spotkałem swoje auto bez kół i w niedzielę na bazarze kupiłem świeżo pomalowane cztery koła i nie wykluczam, że to były moje koła . Takie to były czasy transformacji … Thinking

            • Quackie pisze:

              Nam w ten sposób ukradziono co prawda nie koła, ale ozdobne firmowe kołpaki z kół, nabyte razem z samochodem. Gdybyśmy chcieli odkupić u dealera (tzn. nowe, nie swoje ukradzione), to byśmy z torbami poszli. Od tamtej pory kupowaliśmy (do tego auta w każdym razie) uniwersalne po taniości w markecie.

  6. Tetryk56 pisze:

    Lanosem, kupionym w salonie, jeździłem przez 18 lat, prawie bezawaryjnie. Gdy jednak pierwszy raz usłyszał, że już trzeba go będzie sprzedać, zaczął wstawiać takie jaja, że musiałem się z pośpiechem rozglądać za nowszym…

    • Quackie pisze:

      Och. To Ty też czujesz, że samochody słyszą, co się do nich i o nich mówi i reagują?

    • Bee pisze:

      He he, Quackie, wcale bym się nie zdziwiła, że auta jak i kwiaty „słyszą” 😉
      Carisma była niezawodna i to głównie na trudnym terenie, dopóki mąż powtarzał, że jest najpiękniejszym autem na parkingu (głównie w żartach, ale mogła nie wyczuć :D) – w zasadzie jedyne usterki to porysowany przez stado wiejskich krów lakier (ale nie rdzewiał!), raz na rok dokręcana śrubka pod rączką biegów, bo jedynka przestawała wchodzić, nie działające elektryczne otwieranie szyb na drzwiach (tylko centralne), duża wilgotność zamarzająca w zimie od wewnątrz na szybach i zamarzające zamki. Ot, „kobiece” chimery. No i hałas powyżej setki (cecha marki).
      A gdy ja zaczęłam marudzić, że już mi zbrzydła (o głupia!), to nagle zaczęło wszędzie stukać, pukać, pękać…
      Happy-Grin

      Następne autko z tych samych wysp, ale już nie tak bezawaryjne…
      Choć w kwestii awaryjności nic nie przebije naszego pierwszego opla, co to był za koszmar motoryzacyjny… Ile razy na środku drogi lub co gorsza skrzyżowania zdychał, bo mu się sonda lambda zepsuła, co tam się działo z biegami, jakie miał paskudnie słabe blachy…

      • Quackie pisze:

        Co do awaryjności, to na razie nic nie przebije Renault Laguny II. Wspaniałe auto jeżeli chodzi o komfort, estetykę i ergonomię wnętrza, ale awaryjność po 5 latach kompletnego niedobiegu (w sensie po ok. 10 tys. km rocznie) wołała o pomstę do nieba. Od tamtej pory wyłącznie japońskie samochody i bardzo sobie chwalimy.

  7. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Jakie cudne opowiadanie Approve
    Szkoda myszki, ale takie jest życie… Sad

  8. Bee pisze:

    Dzień dobry, jakie z Was ranne ptaszki 🙂

  9. Jo. pisze:

    Dzień dobry.
    Gienia?
    Koffie

  10. Jo. pisze:

    Co do samochodów:
    Prawie 20letni grand voyager. Długi tunel na autostradzie. Zaraz za sporym zakrętem.
    Stoimy.
    Dwóch autystów na pokładzie.

    • Quackie pisze:

      Ach, zabrzmiało, jakbyś pisała ten komentarz prosto z pokładu auta.

      Ale nie, pamiętam, że to już wspomnienia. No i chyba samochód nie stanął dlatego, że coś Wam się zagnieździło?

      • Jo. pisze:

        Nie. Był uszkodzony pływak wskazujący poziom paliwa. Do tej pory nie wiem, jak nam się udało ruszyć i dojechać do najbliższego dystrybutora. Ale spacer z trójkątem po tunelu zapamiętam do końca życia.

        Bo akurat ruchu nie było, więc jak ktoś gnał, to nie widział że za zakrętem coś stoi – droga pusta. No i odbijał w ostatniej chwili, bo przyhamować już by nie zdążył.

  11. Quackie pisze:

    Dzień dobry! A ja z kolei późno zasypiam i późno wstaję. Ale wstaję, więc sukces!

    I podłączam się do kawowego źródełka…

  12. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Nawiązując do wątku kulinarnego wyżej: krewny mojego przyjaciela wyemigrował do Australii i tam ożenił się z Aborygenką. Po latach odwiedzili Polskę, zostali więc ugoszczeni typowym polskim daniem: schabowym z kapustą. Potrawa dziewczynie bardzo smakowała, usilnie dopytywała się, co to jest. Gospodyni nie dostrzegła rozpaczliwych znaków krewniaka i powiedziała. Na wiadomość, że to kawałek świni Aborygenka zerwała się od stołu i pośpiesznie zwróciła obiad…

    • Quackie pisze:

      No więc właśnie. Dlatego nieodmiennie bawią mnie wynalazki wędliniarskie typu „schab po żydowsku”.

      Trochę na innym poziomie absurdu, więc jeszcze bardziej bawią „szynka z łysych” i już szczyt wszystkiego (a na oko inżynierii genetycznej) – mityczne, bo niewidziane na własne oczy – „skrzydełka wieprzowe” Overjoy

  13. Zoe pisze:

    Dzień dobry.

  14. Max pisze:

    Oj , coś mi się wydaje ,że mała myszka z samochodowego wentylatora wypłoszyła Wyspiarzy . Nawet to rozumiem , bo widziałem na własne oczy, jak przed gromadą myszy zwiewały koty . Było to w pewnym okresie na Mazurach , kiedy nie sprzątnięto zboża z pól i otworzyło sie królestwo dla myszy . Myszy nie okazywały żadnego strachu przed kotami , ale tysiącami zjadały wszystko co myszom smakowało . Dopiero przyszła jakaś zaraza , która wyrównała populację możliwą do zaakceptowania przez człowieka , bo już był strach , że to myszy nas zjedzą . A Popiela , który by sie znał na myszach nie można było znależć. Wszystkiego brakowało , tylko myszek było do wyboru i koloru … Thinking

  15. Tetryk56 pisze:

    Padam na dziób… Quacku, zapal lampkę po dobranocce! Please1

  16. Jo. pisze:

    Dobranoc.
    Oby

  17. Jo. pisze:

    Dzieńdoberek!
    Kot o siódmej. Nie jest źle!
    expresso PofCooks Roll

  18. Quackie pisze:

    Dzień dobry, tutaj też mokro. Myślałem, że będzie szansa gdzieś się wybrać, ale przy tej pogodzie byłoby to przeciwskuteczne.

    A na razie kawa.

  19. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    O rrany, jak mi się spało! Chyba nadrobiłem wszystkie zaległości!

  20. Zoe pisze:

    Dzień dobry. Za oknem wietrznie i ciepło. Klimat się jednak mocno zmienił..

  21. Jo. pisze:

    Dobranoc. Pod kordełką, bo tu strasznie wieje.
    kordelka

  22. Bee pisze:

    Dobranoc, z zawianego Gdańska i popod 🙂

  23. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    zaczynamy kolejny tydzień – szaro, wietrznie i w ogóle…

  24. Jo. pisze:

    Koniec ferii. Kuba nadal z gorączką. Filozof nadal w szpitalu. Madre od wczoraj u nas. BB zaczyna testy predyspozycji zawodowych, a my beznadziejnie szukamy dla niego liceum. Dla Kuby szkoły również. Leje. Szaro. Kot o piątej dwadzieścia pierdolca dostał.

    Idę do Gieni.

  25. Quackie pisze:

    Dobry. Tu też deszcz. Polskie znaki mi nie chcą wchodzić (dopiero po solidnym dociśnięciu Alt). Idę po kawę do Gieni, inaczej się nie obudzę.

  26. Zoe pisze:

    Dzień dobry. Zamiast leżeć jak przykładny chory na L4 to musiałem jeszcze wyskoczyć do pracy pozałatwiać ostatnie rzeczy (na koniec miesiąca) przed położeniem się do łóżka. Jeszcze tylko kawa (chociaż nie wiem czy mam ochotę). I już się kładę…

    • Tetryk56 pisze:

      Myśl o sobie, chłopie – największe skupiska niezastąpionych znajdują się na cmentarzach…

      • Zoe pisze:

        Oj tam. Gdybym faktycznie padał na twarz to nie ruszyłbym się z domu. Musiałem podrzucić L4 do pracy bo koniec miesiąca (rozliczenie wypłaty) a jak już wpadłem to jakąś godzinę poświęciłem na najpilniejsze obowiązki aby nie przeciążać współpracowników, którzy nie znają tematu i zajęłoby im to dużo więcej czasu.

  27. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Po gościach w sobotę i niezwykle pracowitej niedzieli wcale mi się nie chce iść do pracy Sad
    Nawet na wycieczce nigdzie nie byliśmy… Tears

    • Max pisze:

      W niedzielę , wpierw idzie się do kościoła , a potem na wycieczkę . Takie zalecenia są nad Wisłą . Widocznie za wielką wodą coś jest nie po kolei,bo ostatnio w słusznej TV narzekają na amerykańskich Polonusów , że nie podjęli walki z Kongresem , aby nie dopuścić do klepnięcia Ustawy 447 . Podobno nie starczy nam stu lat , aby spłacić przewidywane roszczenia szlachty jerozolimskiej . I kto wtedy będzie chodził na wycieczki , kiedy trzeba będzie tyrać na spłatę długów ?? Thinking

      • miral59 pisze:

        Wiesz, Maksiu… nie oglądam słusznej TV, ani żadnej innej, także skąd mogę wiedzieć jakie są zalecenie nad Wisłą? A poza tym… ode mnie tak daleko do Wisły, że kolejność dnia może być zmieniona Wink I bez problemów powyrzucam z tych zaleceń wszystko, co mi nie pasuje Happy-Grin
        A co do ustawy… nawet nie wiem co to jest, ani czego dotyczy. Czy w Polsce nie obowiązują polskie ustawy? Co Polaków obchodzi jakakolwiek amerykańska ustawa? Europejskich przestrzegać nie chcą, a o amerykańską się martwią? Nic z tego nie rozumiem… Amazed

        • Max pisze:

          Nie chciałem Ci dokuczyć Miralko . Jak wiesz , jestem ogrodnikiem i trochę przesadzam . A ustawa 447 podobno dotyczy rewindykacji Braci Starszych w wierze do odszkodowań za mienie pozostawione w Polsce .Polska już raz coś tam zapłaciła w ratach (ostatnia w 1980 r.) ale podobno to za mało i chcą więcej … Thinking

          • miral59 pisze:

            Nie odebrałam tego, Maksiu, jako chęci dokuczenia mi, ale jako (w pewnym sensie) satyrę na to, co dzieje się w kraju. Ja też jestem jakby ogrodnikiem i na przesadzaniu się znam Wink Happy-Grin A co do amerykańskich ustaw, to skoro ją zatwierdzili, to niech płacą… co Polskę obchodzą ich ustalenia? Happy-Grin

  28. Quackie pisze:

    Dobry wieczór. Ponieważ wypadają mi oczy, idę zrobić sobie przerwę. Państwo pozwolą.

    • Max pisze:

      Nie tylko pozwolą , ale doradzają : oszczędzaj oczy !!! Ja przez własną głupotę ( przy pracy z laserami ) jestem jednowzroczny i wiem jakie mam teraz kłopoty Tears

      • Quackie pisze:

        No cóż, mnie się zaczął psuć wzrok, kiedy zacząłem intensywnie pracować na komputerze (przedtem nieco mniej intensywnie). W dodatku zbiegło się to z wiekiem, w którym następuje naturalna dalekowzroczność i…

  29. Quackie pisze:

    Nb. Junior ma niedyspozycję przedzaliczeniową i niestety musimy poświęcić nieco sił i czasu, żeby go trochę odchwycić…

    Worry

  30. Max pisze:

    Wyjątkowo szkodliwe dla oczu , były monitory z lampą kineskopową . Tego już nie ma , a popsute oczy trzeba reperować . W Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej obiecano mi , że w tym roku zreperują mi uszkodzone oko przez laser w podczerwieni , laserem w pasmie widzialnym . Ciekawy jetem jaki będzie wynik .. Tears

    • Quackie pisze:

      Hm, małżonce zreperowali (co prawda nie uszkodzone żadnymi czynnikami zewnętrznymi, tylko wadę wrodzoną), przyjemne ponoć nie było, ale parę ładnych lat temu i dopiero teraz musi zakładać okulary do czytania (czasem) albo szycia (prawie zawsze).

      Z czego by wynikało, że ten laser faktycznie potrafi nareperować oko.

      • Bee pisze:

        Oj tak… Odmienia życie 🙂
        W 2 minuty z kilkunastu dioptrii na minusie do zera i dopiero po dłuższej chwili człowiek się orientuje, że tę godzinę na zegarze na ścianie to tak bez niczego przeczytał…
        A po 15 latach z rzadka okulary się przydają, ale jeszcze nie ma konieczności przy normalnym funkcjonowaniu.

  31. Zoe pisze:

    Będąc na tej stronie zazwyczaj szukam powiązań bieżących tematów z alkoholem. Wzrok zepsuł mi się w okolicach szóstej klasy. Od tego czasu noszę okulary. Podobno za dużo czytałem na leżąco.
    Ale, żeby nawiązać do alkoholu to mniej więcej wtedy po raz pierwszy spróbowałem wódki. I od tego się chyba zaczęło (z oczami rzecz jasna)
    Happy-Grin

  32. Jo. pisze:

    Pożegnam się.
    Dzień długi i wyczerpujący.
    A jutro ciąg dalszy.

  33. Jo. pisze:

    Wieje na całego!
    Przyda się Gienia z bufetem.
    Koffie

  34. Tetryk56 pisze:

    Witojcie!
    Oj duje, paniusie, duje tak, ze trza się w pseciwnej fazie napić, coby wiater na ulicy nie psewrócił!

  35. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Tu też wieje i leje. Ponoć na Bałtyku sztorm (czego nie sprawdzałem jednakże).

  36. Zoe pisze:

    Dzień dobry. Ostatnim wysiłkiem woli zwlokłem się z łóżka aby napisać dzień dobry na Madagaskarze. Mój heroizm mnie poraża Happy

  37. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Przeczytałam wszystko i gdy doszłam do heroizmu Zoe, od razu zgłodniałam Wink
    Przypomniało mi się, że jestem jeszcze bez śniadania Happy-Grin
    Zdrowiej Zoe!!! Delighted Żebyś mógł wykorzystywać swój heroizm również w innych sprawach… Pleasure

  38. Quackie pisze:

    Dobry! Fajrant, a teraz przerwa, ale nie tak zaraz.

  39. Bee pisze:

    Słońce to dziś brało prysznic z hydromasażem, ale tak wiało, że ręcznik odleciał i znienacka nagością zaświeciło Hi

    • Quackie pisze:

      No. Niby przez chwilę wyszło zza chmur, ale jeśli kto się nabrał i wyszedł z domu bez parasola, to zaraz żałował braku!

  40. Bee pisze:

    Żadnego zaćmienia nie widzę… może to z drugiej strony księżyca? 😉

  41. Jo. pisze:

    Kaaawyyy!
    Herbaaaatyyyy!
    Dzień dobry.
    Koffie

  42. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Księżyc był w nocy bardzo ładny, uśmiechał się całą gębą…

  43. Quackie pisze:

    Dzień dobry. To znaczy, że cały czas mamy szansę jeszcze zobaczyć to zaćmienie?

  44. Zoe pisze:

    Dzień dobry. Przed chwilą jeszcze słońce świeciło a teraz już się schowało. Nie pamiętam kiedy ostatnio był cały dzień bez jednej chmury.

  45. Jo. pisze:

    Mistrzu Q – wrzuciłam wreszcie do Fikołka rozwiązanie zagadki: „Co zrobiłam z biblioteką przy kominku?”.

  46. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    U mnie jeszcze ciemnowato, więc nie wiem na ile słoneczko wylezie zza chmur Pleasure
    Miłego dnia życzę i zbieram się do pracy Delighted

  47. Quackie pisze:

    Dobry! Koniec chyba na dziś. A może niekoniecznie. Ale na pewno na Wyspie pobędę, po przerwie.

  48. Zoe pisze:

    Znalezione w internecie:
    U okulisty:
    – Jaką literę pokazuję?
    – A gdzie pan jest?

  49. Max pisze:

    Oczy są bardzo potrzebne np. przy sporządzaniu protokołów śledczych . Oto przykład : ” Krowa z jednego boku , była koloru czerwonego , jakiego koloru miała drugi bok , nie wiem , bo nie widziałem i prowadziło ją dwóch i jeden był większy od drugiego ” . Thinking

    • Quackie pisze:

      No, policja, a przed nią milicja, to w ogóle osobna historia. Oczy mogli mieć dobre, ale co za nimi, do – że tak powiem – interpretowania tego obrazu, to już inna para kaloszy.

  50. Max pisze:

    Z wojska . Mieliśmy z WF zaplanowaną naukę pływania . Kiedy przyszliśmy do pływalni , to okazało się , że w basenie nie ma wody . Oficer WF dzwoni do dowódcy : panie majorze , melduję , że w basenie nie ma wody ! Nie szkodzi , panie kapitanie , proszę pływać ! Padł rozkaz …Mieliśmy z braku wody tzw . suchą zaprawę . Dobrze , że nie było decyzji aby skakać do basenu na główkę , przydały się oczy oficera WF-u .. Thinking

  51. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    I pomyśleć, że miesiąc swoją nazwę zawdzięcza srogości! Wink

  52. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Dzisiaj rano w przelocie, ale za to w ciągu dnia będę się pojawiał 🙂

  53. Zoe pisze:

    No dzień dobry lutowo. To ja sobie poleżę. Nie będę wam w pracy przeszkadzał. Wink

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)