W zeszłym tygodniu zanosiło się na piękny weekend. Grupa trzymająca władzę w rodzinie podjęła decyzję: trzeba wykorzystać październikową pogodę aby nie oszaleć nadchodzących w szaroburych miesiącach. Pakujemy rowery na bagażnik samochodowy chłodnym, słonecznym, niedzielnym porankiem i ruszamy do Nowego Targu. Drogi puste, wschodzące słońce świeci w oczy bo jedziemy na wschód. Ok. 100 km trasy przejeżdżamy w mniej niż 2 godziny.
W Nowym Targu zatrzymujemy się na tyłach hotelu Skalny Dworek. Bez jakichś specjalnych wyrzutów sumienia bo są pustki na parkingu (jak widać na satelitarnej fotce;-)
Ruszamy trasą a konkretniej na pierwszy etap tego czegoś:
http:/home/u194284526/domains/madagaskar08.pl/public_html/www.czasnarower.pl/trasa/9098
W niedzielę była wspaniała pogoda na rower. Trochę chłodno ale słonecznie. W póżniejszych godzinach temperatura wzrosła do ponad 20 stopni.
Trasa początkowo jest prowadzona wzdłuż drogi na Czarny Dunajec potem odbija od drogi i prowadzi takimi równinami (o dziwo bo to tereny podgórskie). O ile się nie mylę to te równe tereny są dzięki niedaleko przepływającej rzece.
Niech was nie zwiedzie ten obrazek. Jest równo ale cały czas pod górkę. 20km. Na szczęście można spokojnie odpocząć przy takich przystankach:
Po prawej stronie trasy powoli wyłania się Babia Góra. W połowie naszej wycieczki – na granicy polsko – słowackiej wygląda to tak:
Ale główną atrakcją są widoki na Tatry:
W każdym razie dojechaliśmy do granicy ze Słowacją. Dalej się nie pchaliśmy bo już ponad 20 km mieliśmy w nogach. W powrotną drogę skręciliśmy na Chochołów. Tam przecięliśmy główną drogę i pojechaliśmy na Ciche. Znowu niesamowite widoki:
Podchale kojarzy się główni z wypasem owiec:)
Poniżej info dla lubujących się w grafikach i wykresach. Jak widać przejechaliśmy czterdzieści kilka kilometrów. Połowa trasy była pod górkę a połowa jak widać z górki. Jak widać pod górę było ponad 300 metrów ale łagodnie. Nigdy nie jechałem na rowerze bez pedałowania tak długo jak na drugiej połowie wycieczki.
I na koniec zgrzyt. Wracaliśmy prawie 4 godziny z powodu zakorkowanych dróg. To był najbardziej męczący etap naszej podróży.
Tutaj kliknij drogi czytelniku:
Na grafice napisane jest poranny bieg. To był na pewno rower i to raczej południowy:-)
Jak pięknie;)
Dzień dobry;)
Piękna wycieczka!
Szkoda, że trzeba zaczynać od podjechania samochodem (i wracania w korkach). Czy wszystkie trasy spod domu w góry macie już wyjeżdżone?
Nie znam tras rowerowych to nie wiem czy wszystkie już mamy wyjechane…:-)
Dzień dobry
Cudna wycieczka!!!
Pięknie!!!
Dobry wieczór, oczywiście fajrant.
Zanim przerwa, mam nadzieję nieprzesadnie długa, to taki komentarz, że jechaliśmy rok czy 2 temu z Najjuniorem z Żywca do Poronina (żeby go odwieźć na obóz czy tam kolonie) i wybraliśmy trasę właśnie przez Słowację, i było bez korków. A wracaliśmy zaś Zakopianką – korki aż miło.
I wydaje mi się, że trasa (samochodowa) przez Słowację jak już wracała do Polski na Podhalu, to wiodła dokładnie przez te okolice, które Wyście zwiedzali na rowerach. Chochołów etc. Piękne miejsce, ale ludzie niebezpiecznie jeżdżą. Mało nas nie skasował na mostku za zakrętem facet ciężarówką, który ścinał zakręt ze swojej strony.
I kto by wtedy wrzucał dobranocki na Wyspie???
Och, no nie wiem, pewnie by się ktoś chętny znalazł na zastępstwo 🙂
Dzień dobry. U mnie też piątek
Witajcie!
Ten piątek to jakiś taki powszechny, czy co?
No nie mów, że u Ciebie również piątek.
Dzień dobry. No więc u mnie też piątek. To musi być jakaś epidemia.
Co więcej, jutro sobota i od rana wybywam, będę z powrotem jakoś nie za późno w niedzielę.
Szerokości!
Nie uwierzycie, ale u mnie też piątek?! Chociaż przez mgłę to mało co go widać;)
Ja tam nie wierzę, że u ciebie również jest piątek. To niemożliwe aby wszędzie był piątek.
Jeśli dzieją się tak nieprawdopodobne rzeczy, to z całą pewnością znak, że zbliża się koniec świata!
Dzień dobry

U mnie też piątek! To na prawdę jakaś epidemia
Słuchajcie, z tym piątkiem to musi być jakiś spisek?!
Ktoś ma jakieś teorie?
Ja tam myślę, że to raczej międzynarodowe korporacje, które podstępnie oszczędzają na ludziach, wyłączając na noc prąd z oświetlenia Ziemi. I pomyśleć, że gdyby tego nie robiły, to mielibyśmy więcej czasu, również na Wyspę!
Dzień dobry, dzisiaj praca nie taka „lita” jak poprzednio, więc na chwilę wskoczyłem. Coś z tą płaskością Ziemi musi być, ostatnio jeden pan mierzył poziomicą i wyszło mu, że płaska, a co więcej, poleciał samolotem z jednego końca Stanów na drugi i po drodze też mierzył – wszędzie, dosłownie WSZĘDZIE miał poziom.
Potwierdzam. U mnie też jest poziom:-)
Toteż i właśnie.
Tak jest O.K.! Trzymajmy poziom! 😉
Dobry wieczór. Praca niby nie taka znów bardzo „lita”, a przez to liczne przerwy i dopiero teraz fajrant. Wrócę już pewnie na dobranockę…
Dzień dobry. Tutaj to samo, co mnie nie bawi o tyle, że zaraz ruszamy.
Kawa koniecznie.
Komuś czegoś jeszcze?
Bo ja poproszę coś ciepłego do picia, termoforek i coś na przeziębienie
Witajcie!
Mam nadzieję, że Quackie wyrusza na południe – tu jeszcze nie pada…
Wiatr już strącił sporo liści – w ciągu tygodnia znacząco zmieniła się kolorystyka.
Dzień dobry. O 13ej idziemy na ślub potem na wesele. Za jakie grzechy…arrrgh.
Dzień dobry


Ja też zaraz wybywam. Najpierw do rzeźnika, a potem nie wiem gdzie
U mnie pogoda głupieje… wczoraj 25, dziś 24C, a w nadchodzącym tygodniu zapowiadają możliwość opadów śniegu… coś za szybkie zmiany jak dla mnie
A ja mówię dobry wieczór i dobranoc zarazem.
Jakieś dwie godziny temu dopiero dotarłam na miejsce, a jutro znów dzień w samochodzie.
Na północy, chwilowo nie pada, jest cieplutko, w sam raz na spacery;-)
Dobranoc;-)
Dzień dobry


Co prawda byliśmy w dwóch sklepach, ale byliśmy też nad jeziorem Michigan. Ciepło, słonecznie i wietrznie 
A ja dotarłam właśnie do komputera
Prawie 23, więc zaraz do spania
To był piękny dzień
Muszę dodać, że my, z mężem, to jesteśmy szurnięci
Było trochę pochmurno, więc czekając na słońce, pojechaliśmy najpierw do Kenosha w Wisconsin, do sklepu. W tym stanie nie ma podatku od żywności, a poza tym wszystko jest dużo tańsze. Specjalnie byśmy nie jechali (tylko na zakupy), bo to trochę za daleko. Ale jak jedziemy do Zion, do parku… to tak po drodze… te 10 mil dalej… 

Tylko że jakbyśmy się zajęli tymi obowiązkami, to już na przyjemności nie starczyłoby czasu
A według mnie, życie nie może składać się z samych obowiązków… 
Przed 7 rano pojechaliśmy do tego rzeźnika. Nie kupiliśmy za dużo… ale mąż tak uwielbia flaki, że pakował do torby i pakował. W sumie ponad 16 funtów (czyli ponad 7 kg). Nawet nie pomyślał, że to trzeba dziś zrobić, bo flak nie poleży za długo…
I zamiast robić te flaki, pojechaliśmy na wycieczkę
W domu byliśmy ok. 15. Głodni. Zanim coś zjedliśmy… Trzeba było zająć się tymi flakami. Pokrojone, zahartowane, znalazły się w wywarze dopiero przed 22. Musze je chociaż trochę podgotować, zanim pójdę spać. A gdybyśmy nie pojechali na wycieczkę, to już dawno byłyby gotowe
A mama zawsze mi mówiła, że najpierw obowiązki, a potem przyjemności
A i widzisz! Tu by się crockpot przydał!
Mam, ale na taką ilość jest wybitnie za mały
A poza tym, nie wiem jak by flaki z crockpota smakowały…
Miłej niedzieli życzę
Witajcie!
Dzisiaj w planach mam odtworzenie systemu na swoim komputerze, bo dotychczas korzystam z innego, awaryjnego. Widać trochę słońca, może to wróży powodzenie?
Dzień dobry
Ale jak na razie całe niebo „baranków” i nadal ciepło 
U mnie też ma padać
Dzień dobry, wróciłem w domowe pielesze i dopóki mnie nie przegonią z komputera (ze względu na różne rzeczy do roboty), to jestem. I potem też jestem. Generalnie jestem.
Pogoda po drodze do Bydgoszczy i z powrotem nader jesienna – jak nie mgła albo chmury, to deszcz, całą radość z przepięknych żółtych, pomarańczowych i czerwonych jesiennych liści na drzewach trafia szlag, bo tak czy inaczej mokro.
I ja wróciłem, i kończę oswajanie odtworzonego systemu
Trzeba pogłaskać, a na koniec rzucić przysmak dla systemów.
Dzień dobry. To nie powinno tak być. Nowy tydzień powinien zaczynać słonecznie a tutaj pada, pada i pada.
Witajcie!
Udało się przepełznąć do pracy…
Dzień dobry. Dzisiaj dla odmiany się kiepsko wyspałem, nie wiedzieć czemu. Kawa wysoce wskazana, a nawet nie wiem, jak i czy zadziała.
Widzę, że dziś pogoda i nastroje wszędzie podobne?
Dzień dobry!
Ratujmy się uśmiechami!
bry
mnie właściwie nie ma
spałam 3 godziny i jestem nieprzytomna
Dzień dobry
I ma tak być do jutra
Całe szczęście to deszcz, a nie śnieg



Na pocieszenie – u mnie też pada
Czymś pocieszać się trzeba
Miłego dnia życzę
Jestem chora. I głupia. Polazłam w tę pogodę w cienkiej kurtce, chociaż dzieciom bluzy kazałam wziąć dodatkowo.
No i teraz rzężę. Płucka wypluwam. Oskrzela mi się nicują.
I takie tam.
Współczuję i zdrówka życzę
Nie wiem od czego zacząć? Chyba od tego, że nałogowo zbieram monety
Mam kilka albumów. Te polskie są luzem, bo nie mam odpowiedniego. Wiem jak go zrobić, ale ciągle brakuje mi czasu.
Zaczynają się od 1909 roku, ale najstarsza jednocentówka, jaką znalazłam jest z 1911. A szukam tylko w drobnych, które dostajemy jako reszta w sklepie.
Mało, że wypuścili aż 7 różnych rodzajów, to jeszcze różnice między nimi są minimalne. Te z przewagą miedzi ważą 3,11 grama, a te „cynkowe” 2,5g. Oprócz tego mają oznaczenia „Sm.Dt” i „Lg.Dt”. Syn mi znalazł, że to znaczy „mała data” i „duża data”. Różnica w grubości liter
Są one tak minimalne, że za cholerę nie wiem która jest która. Chciałam przynajmniej je zważyć. Nasza waga kuchenna nawet nie drgnęła. Za mało dokładna…
Wkurzyłam się na maksa (nie mylić z Maksem 😉 ). 



Mam już całą serię ćwierćdolarówek z poszczególnymi stanami. Co roku wypuszczali 5. Od 1999 do 2008 roku. Potem wypuścili serię z koloniami amerykańskimi, a teraz idzie seria z parkami narodowymi. Przy okazji zaczęłam też zbierać jednocentówki. I też zakupiłam odpowiednie albumy
No i dochodzę do sedna. W 1982 roku zmienili skład centówek. Zaczęli robić z cynku, a jedynie powlekali miedzią. No i ten rok jest dla mnie koszmarny
Mark ma dokładną, więc się dziś do niego wybrałam (do Elgin, 50km w jedną stronę). Wynosząc ją z piwnicy upuścił na ziemię i przestała działać
Gdy wróciłam do domu, posadziłam męża do komputera i kazałam znaleźć taką wagę. A przy okazji lupkę, żebym nie musiała się ślepić z tymi pierońskimi cyferkami.
Żebym wiedziała, że to kosztuje tylko tyle, już dawno bym miała.
Przyjdzie jeszcze w tym tygodniu
A tak w ogóle, to w USA są dwie mennice, które robią bilon. I każda z nich na monecie zaznacza, że to oni wyprodukowali. Na jednych jest D (Denver), na drugich P (Filadelfia, Amerykanie piszą to przez „Ph”). Na starszych monetach jest jeszcze „S”, ale nie sprawdzałam z jakiej to mennicy. Są też „czyste”, czyli bez żadnego oznaczenia. Czyli nie tylko muszę sprawdzić rok, ale i mennicę, która to wyprodukowała


Wszystkie jednocentówki są z Lincolnem, ale w zależności od roku mają inny rewers. W 2009 roku wyszły trzy różne rewersy, upamiętniające dwusetną rocznicę urodzin tego prezydenta. Mam wszystkie
Gdyby nie ten felerny 1982 rok, to miałabym wszystkie jedynki od 1956 roku
Wow. Ale to ciekawe. Pójdziesz z torbami przy zbieraniu pieniędzy:-)
No waśnie nie. Waga i lupka nawet dwóch dych nie kosztowały, a to niecała godzina mojej pracy
Imponujące!
Och, wspaniałe. Nigdy tego nie robiłem, ale mam ogromny szacunek dla tych, którym się chce. Takoż kiedyś asystowałem przyjacielowi, który zbierał i ogromnie się wkurzał, bo np. wycena danej monety zależała od jej stanu zużycia, którego on za Chiny nie potrafił ocenić, bo te kryteria były jakieś nieostre.
Tutaj wymyślili coś innego do wyceny. Są dwa rodzaje monet. Jedne obiegowe, a drugie kolekcjonerskie. Te kolekcjonerskie są w specjalnych plastikach i każda z nich ma certyfikat. Kosztują krocie. Przeglądając w internecie ceny widziałam jedynkę za kilka tysięcy. Ale ta sama jedynka, tylko obiegowa, kosztuje zaledwie $7. I to jak jest zużyta nie ma aż takiego znaczenia. To znaczy… na pewno, gdy jest niesamowicie zdarta i trudno odczytać na niej cokolwiek, to na pewno jej wartość jest mniejsza. Mam takich cały pojemniczek. Nawet nie jestem pewna, czy to na pewno jedynki, czy może dziesiątki, bo są podobnego rozmiaru
A tak w ogóle, to mam kumpla, który też zbiera monety. Tylko mnie by coś trafiło, gdybym miała jak on. Niby ma albumy, ale są puste. Wszystkie monety ma w puszkach. Tłumaczyłam, że w ten sposób, to sam nie wie co ma. Może jakiejś mu brakować, a innych może mieć kilka sztuk. Nawet proponowałam pomoc przy segregacji i wkładaniu do albumów, ale jakoś nie wykazał zainteresowania. Powtarza mi tylko, że nie ma na to czasu
Na pierwszy raz, to na pewno zajęłoby kilka godzin. Samych „stanowych ćwiartek” jest setka, że o innych nie wspomnę, ale potem jest już łatwo i prosto. Sprawdzić czy się taką monetę ma i jeśli miejsce w albumie jest puste, włożyć. Zajmuje to dosłownie kilka sekund
A przynajmniej nie gromadzi się niepotrzebnych puszek…
To może on nie zbiera jako kolekcjoner, tylko dużo dzwoni z automatów telefonicznych na ćwiartki???
A są jeszcze takie automaty? Bo nie widuję…
Z albumu by nie wyciągnęli, bo od razu byłoby widać braki 

Stoją sobie na półce i żadne puszki mi się pod nogami nie walają

Jakiś czas temu skarżył się, że czasami żona, albo syn wybierają mu część monet, bo potrzebują do pralni
Ale kolekcjonerem jest. Sam siebie tak nazywa. Nawet kupuje niektóre monety i narzeka, że takie drogie były. Może dlatego nie kupuję… jeden powód do narzekania mniej
No i on ma lepsze i droższe albumy niż ja. Mnie tam nie zależy. Grunt, że mogłam uporządkować i posegregować
Jak już tak piszę o swoich kolekcjach… zbieram też kamyczki. Szczególnie te z Lake Michigan. Nie znam się na skałach, ale podobają mi się kolory i kształty. Od czarnych do białych. Jednokolorowe i wielokolorowe, nakrapiane i w paseczki, matowe i błyszczące. Wszystkie mają jedną cechę – to otoczaki, czyli kamyczki oszlifowane przez piasek i wodę. Mam ich trochę (aż żal że nie da się ich wsadzić do albumu), a każdy jest inny.
Rodzice Quackie jako emerytowani geologowie pewnie mogliby tę kolekcję w miarę fachowo opisać 🙂 ale jeżeli chodzi o estetykę, to nie trzeba geologa.
Miłego wtorkowania życzę
Dzień dobry. Spać mi się chce.
Dzień dobry.
Ja dziś obudziłam się o 2 i tak już do rana, wysprzątałam łazienkę, upiekłam bułeczki. pomalowałam trochę….
Ja chyba nie jestem do końca normalna….
Ja poszedłem spać o pierwszej. Też mam nie po kolei w głowie.
Witajcie!
Jak co dzień. Tylko co dzień coraz bardziej ciemno…
Dybry.
Gardło. Kaszel. Katar.
A jutro mamy małe seminarium…
A w ogóle 5°C. To wyciągać zimową kurtkę, czy nie?
Zrobiłby mi ktoś kakałko? Albo kawę z mlekiem?
Kakałka nigdy nie potrafiłem. Ale kawa z mlekiem może być.
Dzień dobry. Po wczorajszym dniu niemalże boję się wstawać, ale jakoś się przemogłem. Kawka, banan i jakoś to będzie.
Dzień dobry

Pada…
U nas też mało atrakcyjnie.
Dobry wieczór. Fajrant właśnie. Mam dość na chwilę (Was nie, komputera oczywiście). Przerwa.
Idę sobie. Spać.
Spokojnej. Uzdrawiającej.
Margaryna.
Dzień dobry w środku tygodnia. Chłodno i sucho u nas.
Ziew.

Bry.
Idę robić obiad dla BB do szkoły.
Witajcie!
Chłodno tak, czy sucho – nie wiem, przez mgłę nie widać…
A przy okazji mamy dzisiaj m.in. Światowy Dzień Makaronu oraz Dzień Kundelka.
A ja makaron zjadłam wczoraj!

I co teraz? I co teraz?
Jak to co? Antycypacja! (był taki odcinek w serialu „Zmiennicy”)
Kundelka chyba bardziej niż makaronu. Co nie oznacza, że jestem za wykorzystaniem kundelków w gastronomii.
Dzień dobry. I tu pada. Swoją drogą „Itupada” brzmi jak nazwa rzeki w Brazylii albo Ekwadorze…
Albo w San Escobar…
O, to jest dobry trop.
Dzień dobry.
Zimno, mokro, wieje, i noc z przygodami… brrr
Noc z przygodami… Brzmi intrygująco
Ta niestety nie była ani intrygująca, ani interesująca, ale dostarczająca wrażeń na pewno.
Mam nadzieje, z eto jednak nie żaden wirus, a może tylko jakieś chwilowe kłopoty żołądkowe:(
Zapraszam na nowe pięterko