Lato zniknęło niemal tak niepostrzeżenie, jak dobry tort na imprezie urodzinowej.
My nie lubimy tłumów więc zazwyczaj wycieczki w najbardziej pożądane turystycznie miejsca urządzamy sobie przed, lub po sezonie- próbując jednocześnie przedłużyć ten letni czas. Tak w tym roku było z wycieczką do Gdyni, którą tu opisywałam przed wakacjami, a tym razem zrobiliśmy szalony wyjazd na Mazury. Szalony, bo droga długa, nigdzie nie zatrzymywaliśmy się zbyt długo, ale warto było: pogoda była w sam raz, dzieci zachwycone, a nam się bateryjki -pomimo zmęczenia- też naładowały.
Całkiem niedawno mieliśmy tu rejs po Mazurach łodzią, my zaś jak na razie, podróżujemy lądem, więc wycieczki będą się znacznie różnić;-)
Najpierw cel był jeden: Kanał Elbląski.
Wybieraliśmy się tam już jakiś czas temu, ale a to kanał był w remoncie, a to dzieci małe, a to pogoda nie taka, aż w końcu się udało! Zamiar był taki, aby popłynąć statkiem Żeglugi Ostródzko-Elbląskiej z Buczyńca do Elbląga, ale rejs taki trwa 4,5 godziny, powrót autobusem. Na miejscu jednak okazało się że kursuje również prywatny statek o nazwie Bursztyn, który oferuje rejs krótki około 1-1,5 godziny do pochylni Kąty i na taki rejs się wybraliśmy. Z u wagi na dzieci uważam, że był to idealny wybór, na pełniejszą trasę przyjdzie kiedyś pora.
Tym sposobem jednak zamiast 5,5 godziny przeznaczonych na rejs i powrót, zostało nam jeszcze 4, a to oznacza że trzeba było natychmiast postanowić o dalszym celu podróży. Przewidzieć by można, że powinien to być Elbląg, ale my jednak jesteśmy deczko szaleni, krótkie spojrzenie na mapę i padło na…. Frombork.
Może o ten Elbląg jednak byśmy zahaczyli na obiad chociaż, ale zaraz zapakowaniu się do samochodu brygada z tyłu zasnęła, więc bez zbędnego narażania się na płacz obudzonych dotarliśmy do Fromborku w sam raz na obiad.
Krótki spacer po porcie i wycieczka do katedry, niestety pooglądać mogliśmy tylko z zewnątrz, bo jak kasa zamknięta to i kościół też, niestety taka zależność. A w sobotę wyjątkowo zamiast do 17.30 kasa była do 15, wiec tak czy inaczej byśmy nie zdążyli. Nieco zawiedzeni ruszyliśmy więc w poszukiwaniu… stacji benzynnej, co nie było wcale łatwe, ale w końcu gdzieś pod Braniewem nam się udało napoić auto.
W Braniewie znów krótki spacer, bo dalej w planach był nocleg w okolicach… Olsztyna. Zupełnie przypadkiem (to znaczy tak zamierzaliśmy ale z uwagi na późną porę i brak rezerwacji wcześniej -stwierdziliśmy że bierzemy co będzie) udało nam się zanocować tuż nad jeziorem Ukiel.
Poranny spacer brzegiem jeziora zachwycił całą naszą czwórkę. Infrastruktura jaka tam powstała od naszej ostatniej wizyty (trzy lata temu) jest imponująca, wtedy wszystko się budowało, dziś zachwyca: ścieżki dla pieszych, dla rowerów, rowery do wypożyczenia w wielu miejscach, place zabaw, pomosty, molo, a budynek policji całkowicie mnie zachwycił.
Kończ już kobieto, bo przecież nikt tyle tego czytać nie będzie, a tu jeszcze Mikołajki!
Zamiast z Olsztyna udać się w stronę domu, to jednak chcieliśmy ten weekend wycisnąć jak cytrynę, do ostatniej kropli i wyruszyliśmy na Mikołajki. Jeśli tak wyglądają Mikołajki po sezonie, to ja nie chcę wiedzieć jak tam jest latem! Ludzi było dużo, od parkingu do jeziora mieliśmy kawałek drogi, może nie było tłumnie, ale nie można powiedzieć, żeby było pusto. A w Tawernie Portowej można dostać zupę rybną bez ryby! O! No chyba że się zareklamuje to wtedy dorzucą i rybę.
Tu znów korcił mnie bardzo rejs statkiem na Śniardwy, ale to półtorej godziny, a to by oznaczało, że do domu dotrzemy około północy, wybraliśmy wiec i tym razem minimalną opcję wycieczki półgodzinnej, trochę szkoda, ale z drugiej strony to przecież dobry powód aby znów tam wrócić, a kto wie, może kiedyś od strony wody, a nie lądu?
I tak proszę Państwa przedłużyliśmy sobie trochę wakacje, a mam nadzieję, że i Wam się miło oglądało.
Teraz się okaże jak to z tą galerią wyszło: miniaturki dość dziwnie wyglądają, ale jak się je kliknie, to się piękne, duże (może aż za duże) zdjęcia wyświetlają!
No czary!
O no widzisz – pięknie Ci to wyszło
jak będę mieć wolną chwilę to ci napiszę jak ja to zrobiłam, na pewno sobie poradzisz
Brawo Gimi! Galerie oswojone!
do oswojenia jeszcze daleka droga, ale na razie dobrze, że mnie już nie gryzą…
Dzień dobry 🙂
Świetny wpis 🙂 I wszystko takie piękne 🙂 To moje miejsce na ziemi, moja mała Ojczyzna 🙂
Gimi, niemal zaglądałaś mi w okna… szkoda, że wcześniej nic nie pisałaś 🙂 I nawet mamy CPN 😉
Pozdrawiam Wszystkich:)
O widzisz! No szkoda, ale to takie było nieplanowane:(
Z ta stacją to już mieliśmy stracha, bo tu paliwo się kończy, a trzy kolejne które pokazywała nam nawigacja zwyczajnie nie istniały, ale w końcu się udało;)
Dzień dobry
I jaka wspaniała wycieczka!!! 


Jakie piękne pięterko
A łabędzia rodzinka i kormorany cudne
Gratulacje!!!
Łabędzie syczały na nas jak gęsi, a kormorany były trochę za daleko. Kiedy robiłam zdjęcie widziałam tylko jednego, dopiero przy oglądaniu w domu okazało się, ze kormorany są dwa;-)
To że łabędzie syczały jak gęsi dziwne nie jest, ostatecznie to ta sama rodzina
Widać tylko smugę na wodzie i coś jakby łepek sterczący z wody…
Kormorany są dość dobrze widoczne, tak jak i mewy na słupkach, jedynie to coś co płynie daleko od brzegu trudno rozpoznać
jest Tetryk???Bo ja bez niego nie dam rady. Jak czytam jak się to robi to niby wiem – tzn,te zdjęcia. W praktyce nie mogę sobie poradzić . Zjem wszystkie paznokcie z nerwów i jeszcze na dobitkę ten galimatias u mnie . Chyba zrezygnuję z publikowania na Madagaskarze czegokolwiek ała
Jest, ale w pracy…
ok, przerywam na razie radosną twórczść bo i tak muszę podziałać kabelkowo chyba bo mi oprócz telefonu domowego nie działa dziś tv .Ach zressztą nieważne. Wiem gdzie mam zdjęcia rózne i jak się trochę uspokoje to jednak spróbuje coś zdziałać . Ten wiatr zaszkodził wszystkim chyba a moim kabelkom w szczególności. Tym bardziej miło się ogłąda to przedłużenie wakacji Gimi
Dzień dobry! Świetny wypad, „wciskanie” kolejnych punktów przyniosło godny uwagi rezultat.
Tylko pytanie – jak do zupy (bez)rybnej dorzucają rybę? Bo wyobraziłem sobie wędkarza, który włazi do restauracji i wrzuca komuś do zupy rybę prosto z haczyka…
nie wiem jak dorzucają, wiem że dostaliśmy zupę rybną która składała się z rosołu na bazie marchewki i papryki a żaden rybny kawałek w misce nie pływał, oddaliśmy więc zupę a w zamian dostaliśmy taką, w której ze cztery kawałeczki jakiegoś łososia pływały.
Nasza teoria (spiskowa jak nic) jest taka, że kucharz oszczędza rybę, bo dopóki na dnie jest mięso to zawsze można dolać wody, dosypać soli i zupa się sprzedaje, a jak ryby braknie to trzeba zagotować nową zupę.
Twoja wizja jest jednak o tyle interesująca, że dorzucona w ten sposób rybka byłaby raczej świeża, ale nie wiem czy pomysł by się sprzedał;-P
Na Kaszubach zamawiałem zupę rybną w kilku miejscach i na szczęście zawsze była w niej ryba (w kawałkach, nie taka z haczyka). Natomiast małżonka zamówiła kiedyś (zmilczę, gdzie) polędwiczki w sosie kurkowym, w którym znalazła 1 (słownie: jeden) grzybek, za to miniaturowy, tak ze 3-5 mm.
Gdyby to był barszczyk to by przeszło, ale do sosu t jeden grzybek trochę mało…
Dzień dobry. Z pierwszej ręki wiem, że to wczorajsze zaburzenie wynikło z powodu nadajnika. Ja też myślałam ,że to moja wina bo namądziłam w szkicach nieżle jak i w albumach. Wrócę do tego chyba wieczorem i albo wszystko wyrzucę albo w końcu sobie dam radę. Jestem niezwykle wdzięczna Gimi za porady ,sądzę jednak ,że jestem większą blondynką niż ona.
Co do zupy rybnej – uwielbiam -ale wolę ją sobie sama ugotowac ..
Witajcie!
Dopiero dotarłem do pracy i z ukontentowaniem stwierdziłem, że dostawcom udało się uruchomić serwis i Wyspa ożyła!
Duża ulga!
Dzień dobry
I nawet nie pomyślałam, że to może być moja wina
Już tak drzewiej bywało, że się wejść nie dało

A ja próbowałam wejść na Wyspę, ale po komunikacie o przerwie technicznej, zrezygnowałam
jak ktoś ostatnio coś majstrował to się boi, że coś popsuł, zwłaszcza, że nie obyło się bez problemów np w postaci opublikowania dwóch zdjęć jako osobnych notek;-)
Śmiech to zdrowie, no to się śmieję


Przy mojej znajomości komputera, też bym się zastanawiała, czy czegoś nie zepsułam, gdybym robiła cokolwiek
Także nie dziwią mnie Wasze obawy…
Obejrzałam galerię jeszcze raz, tym razem już ze wszystkimi podpisami
Faktycznie inaczej się to ogląda,, gdy się dokładnie wie na co się patrzy 


Pięknie jest w tej naszej Polsce
Na ogół nie lubię miast. Jest w nich za dużo ludzi i hałasu. Ale te ze zdjęć wyglądają cudnie… zabytkowe budowle, czy budynki „zrobione na zabytek”… formalnie cudeńka
Dzień dobry. Robota wykonana, ale to faktycznie człowiek musi się skupić i poświęcić tylko temu, bo jak cokolwiek poza tym wskoczy do zrobienia, to nie ma szansy, żeby wyrobić normę.
Przerwa.
Właśnie się dowiedziałem, że Junior koniecznie chce mnie wyciągnąć do kina wieczorem (koniecznie wieczorem, bo to ta nowa ekranizacja „It” Kinga – dla mnie jednej z najlepszych książek XX w.) Dlatego zawczasu muszę pomyśleć o dobranocce.
Witajcie!
Kolejny biegany dzień przede mną. Dobrze, że choć na Wyspę można wpadać na chwilę, żeby odpocząć…
Dzień dobry! Oczywiście kawa i banan na początek dnia. Nawet rozruszany-m, bo dzień zacząłem od niedużego bieganka po okolicy (pieczywo okazało się niebyłe i trzeba było nabyć).
Dzień dobry, jak dobrze że to już piątek. To był trudny tydzień (a jeszcze się nie skończył!)
Wczoraj moje pierwsze w życiu szkolne zebranie rodziców (jednak od tych przedszkolnych bardzo się różni). Może dziwna jestem, ale mi się podobało;-)
Hm. To faktycznie dziwne. Ale może na początku faktycznie się to podoba? Nie pamiętam już.
Neoficjat?
Neoficjat ? Nie , to była Akcja Wyborcza Solidarność w skrócie :AWS .. Rzucili na stół cztery fundamentalne reformy : Edukacyjną , Administracyjną , Emerytalną i Zdrowotną . Kiedy doszło do realizacji, pojawiły się kłopoty z ” nowym słońcem ” tej władzy i narzekania . Odezwał się wtedy premier Jerzy Buzek : ” Ależ to jest nasze słońce , uśmiechnięty rzecze Buzek…Czy nie widzisz drogi bracie tych dołeczków , rzęs firany ? …Świeci blado jednym końcem , bo jest jeszcze nie rozgrzany… Ale to jest kwestia chwili , kiedy błyśnie całą mocą…Jak w wybuchu super nowej , będzie świecił dniem i nocą . No i co ? Słońce z dołeczkami zgasło , a wraz z nim wszystkie reformy . Teraz inne słońce , znów chce na swoją modłę zmienić logikę w przyrodzie i niektórym ludziom może się to podobać …

Co do reformy, to chyba większość w tej szkole zarówno nauczycieli i rodziców jest przeciw, ale cóż zrobić? już pierwszego dnia pani dyrektor powiedziała- musimy z tym żyć i musimy się starać aby sobie tej smutnej rzeczywistości nie komplikować wzjajemnie a raczej dać z siebie wszystko, aby dzieci jak najmniej ucierpiały, a może jeszcze kiedyś będzie lepiej.
Na zebraniu po ponad dwóch godzinach omawiania spraw organizacyjnych, kiedy doszło do wyborów trójki klasowej lody skruszały a na ich miejsce pojawiła się tak zwana głupawka, w każdym razie stanęło zgodnie na tym że na następne zebranie przynosimy kawę i ciasto, więc co ma mi się nie podobać;-)
Co do obecnej reformy wolę się nie wypowiadać, bo musiałabym używać słów omijanych w słownikach. I to nie chodzi tylko o ramówkę programową.

Brak słów…
Na ten temat Jo miałaby więcej do powiedzenia, bo szczególnie rodziców takich jak ona to dotknęło.
Wszędzie na świecie, kolejne rządy starają się o lepszą integrację dzieci niepełnosprawnych z pełnosprawnymi, a tylko w Polsce ta sprawa staje się wstydliwa i władze starają się upchać te dzieciaki w domach. Zmniejszyć integrację na maksa. Albo nauka w specjalnych szkołach, albo w domu, gdzie o ilości godzin lekcyjnych decyduje dyrektor szkoły rejonowej. Oczywiście w zależności od środków finansowych…
To miłe, że masz tak wspaniałe odczucia po zebraniu rodzicielskim. Kawa i ciasto na pewno może się podobać
Miral, masz rację. To co zrobili z dziećmi niepełnosprawnymi to chyba nie da się opisać żadnymi cenzuralnymi słowami.
Co do moich odczuć to określenie „wspaniałe” są jednak mocno przesadzone, nazwałabym to uczucie raczej „nadzieją na dobrą współpracę” miedzy rodzicami i wychowawcą.
Samo słowo „nadzieja” ma w sobie coś wspaniałego

Ale upierać się nie będę…
Na pewno masz rację, że udana współpraca między rodzicami i wychowawcą daje dobre efekty i jest bardzo pomocna przy wychowaniu dzieci
Ja też już nie za bardzo pamiętam.
Pamiętam tylko moje pierwsze spotkanie za szkołą dzieci tutaj. Zupełnie inne niż te w Polsce. Tu nie ma ani trójki klasowej, ani spędu rodziców. Jest tak zwany „open school”… Każdy dzwoni do nauczyciela o której godzinie będzie, ustala wizytę i przychodzi. Nie ma omawiania problemów z dzieckiem na forum ogólnym. Każdy indywidualnie… bez znaczenia, problem, czy pochwała…
To było tak dawno, że wydaje mi się mało realne
A jeszcze dodatkowo… Zaraz po przyjeździe nie mówiłam po angielsku ani słowa. Dla takich jak ja, byli tłumacze… nie wiem, wolontariusze, czy na etacie. W każdym bądź razie mogłam z nauczycielami się dogadać
I wszyscy następni zrobili wszystko, żeby te reformy spieprzyć. A teraz to już jest apogeum p.. no niszczenia wszystkiego co się jeszcze nadaje do zniszczenia..
To taka moja malutka refleksja bo osobiście to ja mam problem jak zwykle z kabelkami.
Jak mi gra tv to nie chodzi internet, jak mi chodzi internet to mi tv pisze ups faut gegangen i szuka ,szuka …już nie mówiąc o tym ,że telefon milczy jak grób…
Dzisiaj już dwa razy wyciągałam i wkładałam kabelki i aż się boje spojrzeć w stronę tv bo a nuż mu się znowu odwidzi ..
Czemu ja tak żłe działam na różne różności . Az dziw, że radio mi jeszcze gra ale przechodżzę koło niego na paluszkach…tak na wszelki wypadek
Dobry wieczór. Po robocie. Przerwa, pardon.
Dzień dobry
Chyba nie za bardzo lubię dni wolne od pracy
Ulatam się jak dzika… to jakie to wolne? 
W końcu wypełniła rubryczki, przeprosiła, że to tak długo trwało, ale dopiero się uczy. Pocieszyłam, że mam wolny dzień i nigdzie mi się nie śpieszy, a ona przecież nauczyć się jakoś musi
Przy okazji chciałam zrobić rotację kół (to się chyba tak nazywa po polsku?). Wyszłam na zewnątrz, bo chciałam zadzwonić do koleżanki, a w poczekalni było kilka osób i nie chciałam przeszkadzać. Widziałam przy okazji, jak mój samochód wjeżdża na górę na podnośniku. Ucieszyłam się, że zaraz mi zreperują i pojadę dalej załatwiać swoje sprawy…
Wymienili mi jakieś „tie rod ends” i za cholerę nie wiem co to jest, wiem tylko, że to coś przy kołach
Próbowałam sprawdzić na „tłumaczu” w Google, ale wyszło mi jakieś kretyństwo, którego nie chcę powtarzać
Syn, który po angielsku zasuwa jak stary, też za bardzo nie wiedział, bo tak jak ja, nie zna się na budowie samochodów. Powiedział mi tylko, że to co chcieli mi wymienić i co kosztuje prawie tysiąc (z podatkiem ponad, gdybym wymieniała oddzielnie), to resory.
Wśród „Meksyków” to bardzo popularne imię 
Nareszcie usiadłam
Z samego rana poleciałam do „Firestone” (to taki warsztat samochodowy). Zapaliła mi się kontrolka, że coś z balansem kół jest nie tak. To zapalało się, to gasło… małżonek sprawdził – miałam w tylnym kole gwóźdź. Dobrze się zaklinował, skoro powietrze prawie wcale nie schodziło, ale zrobić było trzeba…
Także pojechałam… Wytłumaczyłam o co chodzi. Przy pulpicie techników była jakaś nowa i szukanie danych w komputerze szło jej dość opornie. Pomagał jej jakiś inny nowy, co nie za bardzo przyspieszało…
Jeszcze nie skończyłam pogaduszek, kiedy wyszedł za mną ten „pomagier” i poprosił, że jak skończę rozmowę, to żebym przyszła z nim porozmawiać. Oczywiście ekspresowo skończyłam pogaduchy…
Coś mi tam tłumaczył po angliczańsku, że coś tam znaleźli niedobrego i muszą to zreperować. Najgorzej, że to „Meksyk” i mówi z takim dziwnym akcentem, że za cholerę nie mogłam go zrozumieć. Pomijając fakt, że nazw części samochodowych nawet po polsku nie za bardzo znam… Przerwałam mu grzecznie, gdy tylko zrobił przerwę na oddech i zapytałam ile to będzie kosztowało. Powiedział „twelve sixteen” (dwanaście szesnaście). Pomyślałam, że jak na warsztat samochodowy, to i tak bardzo mało i oczywiście wyraziłam zgodę. Dwie minuty później przyleciał do mnie nasz stały mechanik. Zawołał mnie do komputera i spytał, czy na pewno wyraziłam zgodę na taką naprawę. Spojrzałam na ekran i zdębiałam. 1216 dolarów!!! I jakieś tam centy. Nooo, tyle to ja płacić nie będę!!! Powiedziałam, że musiałam nie do końca zrozumieć. Ale prawda jest taka, że gdyby powiedział „dwanaście setek”, a nie „dwanaście”, to bym wiedziała o jakiej kwocie mówi. „Nasz” mechanik zakrył ręką połowę rachunku i powiedział, że to powinnam zrobić, bo to jest ważne, ale drugiej części nie muszę, bo to spokojnie może zaczekać. Oczywiście przytaknęłam
Zrobili. I tak z wizyty w warsztacie, gdzie zreperowanie dziury w oponie mam za darmo, a zrobienie rotacji kół kosztuje $20, wyszłam o prawie $300 „lżejsza”…
Dodam tylko, że ten technik (pomagier) ma na imię Jesus
Dzień dobry. Fachowcem od samochodów nie jestem, ale „tie rod ends” kojarzy mi się z „końcówkami drążków zawieszenia”. Słownik twierdzi, że „tie rod” to „drążek poprzeczny”, więc to bardzo możliwe. One się zużywają i niestety trzeba to cholerstwo wymieniać, aczkolwiek suma, jaką za to zaśpiewali, wygląda na dużą. Nie pamiętam niestety, ile myśmy płacili za analogiczną wymianę tutaj (oczywiście cena zależy od samochodu i kosztów robocizny, które się różnią w US i PL).
Jak przejrzałem historię napraw swojego samochodu, najdroższy roczny przegląd (przeguby, amortyzatory, wymiana oleju i coś tam jeszcze) kosztował mnie 1140 PLN (Łada Samara, 2015 rok). Może Miralka powinna przyjeżdżać na naprawy do Krakowa?
Robocizna niewątpliwie korzystniejsza, szkoda, że musiałaby jechać bardzo długo (plus płynąć jeszcze dłużej)
Ja z miłą chęcią, nawet z najmniejszym głupstwem jechałabym do Polski z naprawami, tylko transport samochodu w te i nazad kosztowałby tyle, że taniej byłoby kupić po prostu nowy samochód

Czy naprawa wentylatora przy chłodnicy (coś ponad $1 300), czy naprawa zamka w przesuwanych drzwiach (też coś ponad $1 300). Bo powypadkowych napraw nie liczę. Ubezpieczenie za to płaciło i całe szczęście nie zawsze nasze
Ale to już były dużo większe sumy. I tak sobie myślę, że gdybym pozbierała kasę z tych wszystkich powypadkowych napraw, to miałabym nowiutki samochód

U nas w domu króluje Toyota. Ja mam Siennę (2005 rocznik), małżonek ma Corollę (2010) i syn też Corollę (2015). Kiedyś śmiałam się, że wiele lat temu w polskiej telewizji był program „5-10-15” dla dzieci i młodzieży i my się w to pięknie wpisujemy
A co do kosztów napraw, to nie pamiętam dokładnie, co kosztowało najwięcej
Dzień dobry


O i widzisz! Niby po polsku rozumiem, ale i tak nie wiedziałabym co to jest. Tak jak pisałam wyżej, jedynie wiem, że przy kołach
Cen nie ma co porównywać przeliczając na złotówki. Tutaj inaczej się wydaje, ale i inaczej zarabia. I na ten przykład, mój samochód kosztował niecałe $30 000 i są to średnie roczne zarobki. Jeśli przeliczy się to na złotówki (nie wiem po ile teraz są, ale przyjmijmy, że po 3zł), to wychodzi 90 000zł i chyba nie są to średnie polskie zarobki
Oj, nie są. Tym bardziej, że średni kurs dolara to 3,57 zł, więc wychodzi jeszcze więcej.
Przynajmniej dowiedziałam się jaki jest kurs dolara…
Średnia polska za zeszły rok to podobno ok. 48 000 PLN brutto (za GUS). Przyzwoite samochody (nowe) to 60-80 tysięcy lub więcej.
Tutaj ceny samochodów są różne. Oczywiście mam na myśli te nowe, a nie używane (rozpiętość cenowa byłaby dużo większa).
Nie potrzebuję takich wynalazków, bo zaparkować potrafię
A kosztują parę tysięcy więcej…
Syn kupił sobie nową Toyotę u dealera za (o ile mnie pamięć nie myli) ok. $20 000. Dzięki temu miał pożyczkę firmową na zerowy procent.
Cena samochodu zależy nie tylko od firmy, która go wyprodukowała, ale też i od klasy samochodu. Moja Sienna to wersja podstawowa – CE, nasz znajomy kupił lepszą, klasy LE, a są jeszcze jakieś XLE, SE, XSE i sama nie wiem co jeszcze, bo się tym za bardzo nie interesowałam. Te najlepsze wersje mają nie tylko radio satelitarne, ale też opcję automatycznego parkowania. Stawiasz samochód przy miejscu, gdzie chcesz zaparkować, coś tam przyciskasz, puszczasz kierownicę i samochód sam parkuje
Ale automatyczna skrzynia biegów to, o ile pamiętam, w USA standard, a w Polsce mimo że coraz częstsza, to jednak właśnie parę tysięcy droższa.
Automatyczna skrzynia biegów, to standard, ale automatyczne parkowanie, bez udziału kierowcy, to już nowinka techniczna, za którą trzeba nieźle zapłacić.
No i ciągle szukał pedału sprzęgła
Już dawno mu przeszło… Tylko on prawo jazdy robił w 1978 roku i sporo jeździł, a tu na stałe przyjechaliśmy w 1998 roku. Także po 20 latach jazdy biegówką musiał zmienić przyzwyczajenia na automat. Za to jego egzamin na tutejsze prawko nie trwał nawet 5 minut. Pojechał na ten egzamin „biegówką” kumpla i jak egzaminator zobaczył z jaką wprawą zmienia biegi, to od razu kazał mu zawracać i egzamin zaliczył 
Może dlatego, że zaliczają to jako fanaberie bogatych? 
A widziałam to (wiele lat temu), bo mój pierwszy nauczyciel angielskiego, Tom Fisher, wiózł nas na spotkanie swojej grupy religijnej (chyba to byli luteranie). Byłam pełna podziwu jak macha tą wajchą w te i nazad. 
Też fakt, że małżonek musiał włożyć sporo trudu, żeby odzwyczaić się od zmiany biegów
Tutaj niektórzy używają tylko „biegówek”, bo i takie są w sprzedaży. Ale o ile mnie pamięć nie myli, ten typ samochodów jest droższy… czyli odwrotnie niż w Polsce
W sumie, to nie chciałabym jeździć takim samochodem. Nauczyłam się na „automacie”… i chociaż rzadko jeżdżę do Downtown Chicago, ale tam to trzeba mieć bicepsy ze stali, tyle się hamuje i przyspiesza… Także prawa ręka jest stale w ruchu…
Tak, to prawda, że rzadsza wersja (tu – automat, w USA – ręczna skrzynia) zawsze będzie droższa.
W tym roku była Kuma z USA i wypożyczała samochód, oczywiście z automatem, bo uczyła się jeździć już po wyjeździe tam, i od początku uczyła się z automatem, więc wprawdzie nie szuka sprzęgła, ale w Polsce większością aut by nie pojechała.
Trochę długie to wyszło… ale ja już tak mam, że krótko nie za bardzo umiem


Miłego dnia życzę
Witajcie!
Kolejny tydzień się obrócił. Lato się kończy, a my trwamy… mimo wszystko!
Dzień dobry. Kawa na rozruch! Może dzisiaj od tej pani?
Dobra myśl!
Dzień dobry

Dziś sobie pospałam jak rzadko! Prawie do 6:30
U mnie lato się jeszcze nie skończyło, chociaż przez kilka dni było chłodniej. Od wczoraj znowu 30C w cieniu…
No nie. Tu już coraz częściej poniżej 20
U mnie tylko w nocy spadało poniżej 20C (na przykład na wyjeździe mieliśmy 8C)… cały czas latam w sandałkach (oczywiście bez skarpetek 😉 ) i nawet w nogi nie marznę
Och, jaka zazdrość! Różnych rzeczy mogę zazdrościć albo nie, ale chodzenia dłużej w sandałkach – tak!
To przyjeżdżaj do mnie
Czas na poranną rozrywkę mi się kończy


Małżonek chrząka znacząco, bo on już wziął się za robotę, a ja ciągle przy kompie
Miłego sobocenia się życzę
I nawzajem!
Chciałam tylko powiedzieć, że tu jest beznadziejnie i nic nie zapowiada jakiejkolwiek poprawy.
Idę piec łososia, zanim mi się ziemniaki spalą na amen.
To ja tylko dodam, że dopisałem komentarze sama-wiesz-gdzie.
Poza tym łosoś z ziemniakami doprawdy nie wygląda beznadziejnie!
Łosoś był bossski. Ziemniaki w postaci gratin też. Reszta nadal jest do dupy.
No, może poza chamine.
Czekaj, muszę poguglać…
Ooo. Brzmi i wygląda dobrze.
No ba!
Czy ja Ci kiedyś truciznę polecałam?
Wróciliśmy.
950 km samochodem dzisiaj. Wyjechaliśmy o 8ej rano, przyjechaliśmy o 19ej. Padam. Dobranoc.
Och! Wypoczywaj!
Otóż to.
Witajcie!
Pospałem! kąpiel, śniadanko, i dopiero zaczynam myśleć o kawie
Jak skończysz myśleć , to się okaże , że kawa jest już dawno wypita ,a na repetę trzeba czekać do następnego ranka . Trudno coś radzić Tetrykowi , wszak z Krakowa pochodzą wszystkie nitki decyzyjne , zatem może jakaś mała rewolucja w porannych obowiązkach ??
W niedzielę to w ogóle zwykle jest rewolucyjnie w porównaniu z resztą tygodnia!
Ale to może się z dnia na dzień skończyć , kiedy uchwalą ustawę o zakazie handlu w niedzielę . Pojęcie handlu , można tak rozszerzyć , że zostanie nie handlowa tylko modlitwa do jednego właściwego boga , zatem trzeba cierpliwie czekać na interpretację pojęcia : co to jest handel . Wszystko jest możliwe , wszak Marks ,też był szlachcicem jerozolimskim…
Gorzej, jak przez niedopatrzenie i np. niechęć do używania obcych znaków diakrytycznych, niedzielny zakaz zacznie dotyczyć również G.F. Händla. A przecież jego melodie gra się nawet w kościołach!
No, to przestaną grać , bo wystarczy chór śpiewający : Boże coś Polskę ….
Ach, prawda.
Nie będzie Niemiec grał nam z nut
Kościołów nam germanił!
Czego to hołot wszelka żąda od wybrańców ludu ? Chciała przecież mieć tę wolność , teraz chce mieć siedem cudów ? Chce pieniędzy , chce opieki , dupereli za swą pracę … A co to jest do k…wy nędzy,
Bank Rozwoju , czy też KC ?? Każdy przecież mądry Polak wziął w swe ręce los mu dany …Niech więc teraz zamiast jęczeć , zacznie mysleć , jak żyć dalej….
O, a skąd te nitki? Czy ja o czymś nie wiem?
Jest niedziela , dzień odpuszczenia za popełnione grzechy . Jeśli kogoś obraziłem , to jestem gotów odpokutować .Mea culpa ….
Och, chyba nie, mimo dosadności?
Ale jeżeli już miałbym się wypowiedzieć na ten temat, to moim zdaniem neoliberalny mit „możesz być, kim zechcesz”, czy też „od pucybuta do milionera” się sypie, jeżeli już się nie rozsypał. Co potwierdzają chociażby wyniki wyborów, w których – jak mi się zdaje – liberalizm światopoglądowy został sprzedany m.in. za 500+
Och, to, że jakaś idea została sprzedana, nie znaczy że się ostatecznie rozsypała. Że przytoczę choćby 40 srebrników Judasza…
Od pewnego czasu bacznie obserwuję publicystykę najogólniej lewicową, ale próbuję też wyciągać wnioski samodzielnie – i nader często te ostatnie są zbieżne z tą pierwszą, np. w zakresie krytyki wielu tez – nazwijmy to – obozu Balcerowicza, na którym się wychowałem przez większość dorosłego życia. Krytyki, nie krytykowania – chodzi mi o rozsądne spojrzenie na praktyczną realizację wspomnianych tez i jej skutki dla społeczeństwa. A to, że populizm obecnie rządzącego obozu w dużym stopniu wykorzystuje te skutki, tylko utwierdza mnie w przekonaniu o słuszności tej krytyki.
Jeszcze drobne uzupełnienie: na podstawie skutków stosowania tej idei w praktyce (ze wszystkimi błędami i wypaczeniami) uważam, że trzeba tę ideę uzupełnić tak, by nie można było wykorzystywać jej słabości. Że się ją przy okazji zmieni, to oczywiste.
Pełna zgoda!
Masz rację , ale popatrz , co dzieje się wokół nas . Opadają nie tylko ręce . Trafiały się w przeszłości idiotyzmy , ale nie było na taką skalę totalnej głupoty . Już jesteśmy wyspą skłóconą ze wszystkimi sąsiadami , kto rozumny przerwie ten marsz donikąd ?
Polityka zagraniczna to w ogóle osobna sprawa
Przepraszam, ale MY TU jesteśmy Wyspą Przyjaźni i Miłości Bliźniego.
No tak, ale ja całkowicie rozumiem, że się niektórym przelewa. Albo ulewa.
A nic nie mów.
Ja mam od dwóch tygodni rozpoczęcie roku szkolnego z indywidualnym nauczaniem włączającym, że przypomnę. A w piątek dziecko mi idzie do państwowego szpitala.
Planowe badania, mam nadzieję?
Tak, kontrolne. Bo jednak cały czas ten blok przedsionkowy mamy.
Fakt. Jesteśmy Wyspą Przyjaźni i Miłości Bliźniego. Staramy się nie używać brzydkich wyrazów (chociaż czasami ktoś na tyle się wkur… zdenerwuje, że przeklnie 😉 ) i nie mieszać polityki w rozmowach. Tylko czasami się nie da. Rzeczywistość tak da popalić, że trudno przejść obojętnie i chociaż zdawkowo nie wspomnieć
Nie jesteśmy enklawą i nie możemy na dobre uciec od rzeczywistości… ona jest na stałe w naszym życiu…
No to sobie poczytałam dzisiejszą dyskusję i proszę – nawet na Wyspę zalazło rozgoryczenie. Co mnie coraz bardziej utwierdza w przekonaniu, że niegdyś tam podjęłam słuszną decyzje…Poza tym – wracając z urlopu spędziłąm kilka dni w Polsce. Tak ,że obraz mam pełny. Tak by mi się chciało pięknie i ładnie…
Ty możesz do Polski – i obyśmy my mogli bez przeszkód do Ciebie. Nie że na stałe, w ogóle. Żeby paszportu nie trzeba było odbierać i zdawać na policji.
Warto jeszcze pamiętać , że główny kreator interesów z Torunia , swoją młodość spędził w Bawarii i Austrii , a dzisiaj swoje nauki przekazuje panu Cejrowskiemu . Efekty już widać …
Ten Cejrowski to jakiś niezły pajac. Najgorsze ,że jak wiszę tutaj – młodzi go namiętnie słuchają. Znam tu takich …
Pada non stop od 9ej rano. Nie pójdę spać dopóki nie przestanie padać. Dobranoc
Dzień dobry



Dziś był całkowicie „biegany dzień” i pod wieczór smutna uroczystość… zmarł teść przyjaciela mojego męża. ’53 rocznik, czyli mniej więcej w naszym wieku…
W zasadzie nie znałam zmarłego. Widziałam go chyba raz w życiu i na pewno na ulicy bym nie poznała. Także ogólnie rzecz biorąc, ta sprawa mnie nie dotyczyła. Nie powiem, szkoda mi człowieka, bo z tego co mówił mi mój mąż, dobry był z niego człowiek. Wszyscy go lubili. Nawet córki wolały jego niż matkę… dusza człowiek
Ale muszę przyznać, że gdy syn przyjaciela zaczął szlochać, łzy uwięzły mi w gardle. Marek (bo tak przyjaciel męża ma na imię) wyprowadził syna przed dom pogrzebowy. Nie wiem co mu powiedział, bo nie poszliśmy za nimi… to była zbyt intymna chwila, żeby się wtrącać, czy pocieszać. Wyszliśmy dopiero po jakimś czasie. Młody przestał płakać… tylko zaczerwienione oczy, pełne rozpaczy… widać było jak bardzo cierpi…
Marek powiedział nam, że dla młodego dziadek był całym światem. Nawet charaktery mają podobne.
W sumie, to nawet nie wiem dokładnie ile młody ma lat. Byliśmy na weselu Marka i Doroty, ale już nie pamiętam dokładnie kiedy… przynajmniej z 15 lat temu. Syn jest ich drugim dzieckiem, więc może mieć ze 12-13 lat
Teściowa Marka (teraz już wdowa), to zołza, która miała zakaz wstępu do domów swoich córek. Zabroniły jej odwiedzin niezależnie. Całe życie mieszała w życiu innych i w końcu powiedzieli jej „dość”. Teść był zawsze mile widziany…
Muszę przyznać, że jest mi jej szkoda. Mimo wszystko… została sama i osamotniona. Może po śmierci ojca, córki choć trochę pomogą matce przezwyciężyć samotność… ale pewna nie jestem
Niestety, są ludzie którzy tak skutecznie zatruwają życie innym, że w końcu dewastują własne…
Znakomita konkluzja. Chyba wydrukuję i powieszę na ścianie, jako memento.
I niestety masz rację, Ukratku
I to nie tylko w odniesieniu do teściowej Marka…
W poniedziałek ma być chłodniej, bo „tylko” 25C

I oczywiście, jak zwykle nas minął… Po uroczystościach pogrzebowych musiałam jeszcze podlewać ogródek 
A przecież nie tak dawno ta sama rzeka wylała, bo wody było za dużo… Czysty obłęd 
Ale to dobrze… lżej się będzie pracowało.
Dziś (w niedzielę) miał padać deszcz, po południu
Wszędzie jest przeraźliwie sucho. Jechaliśmy dziś przy Des Plaines River i tak niskiego poziomu wody, to jeszcze nie widziałam
Witajcie!
Słoneczko wyszło. Znaczy, Zoe już śpi… 😉
Dzień dobry. Jak na południu słońce, to u nas deszcz. Lunęło w nocy i leje do dzisiaj, ale tak, jak dawno nie lało. Tzn. intensywnie.
Kawę również intensywną proponuję.
Dzień dobry.
U nas leje z małymi przerwami od wczoraj, woda włazi nam do piwnicy, nie jest dobrze:(
Ciao. Nia wiem, jak u was, ale u mnie dachy zrywa.
Dzień dobry. Jaka piękna pogoda
Ps. Nie wyspałem się. Późno poszedłem spać i nie mogłem zasnąć.
Dzień dobry


Nowy tydzień się zaczyna i trzeba się zbierać do pracy
Miłego dnia życzę
Dziękuję , miły dzień się przyda …Coś , nie tylko do śmiechu … Czy można prowadzić rozmowę mając pełno w ustach ? Padło pytanie w Sejmie jednego z posłów , do pani profesor …. Nie można , ktoś inny odpowiedział , ale można mając pusto w głowie …

Dobry wieczór. Po pracy jestem właśnie. Postaram się jeszcze wejść na Wyspę, ale nie obiecuję – jeszcze dzisiaj gościa ciąg dalszy…
Witajcie!

Dzień dobry
Dzień dobry, tu się wylało, co się miało wylać, i teraz świeci słońce. A żeby było ciekawej, jednocześnie widać gwiazdy. Filmowe na ulicach, bo festiwal filmowy się zaczął.
Czujesz się jak w niebie?
No to po robocie na dzisiaj. Po drodze jeszcze wizyta u dentysty, więc doprawdy nie czuję się jak w niebie… Przerwa.
A jeszcze przypadkowy rzut oka do skrzynki mailowej ujawnił, że zapomniałem o jednej fusze do zrobienia wieczorem. Czyli właśnie teraz. Noż!
Tu fuchy, tam polskie ustawodawstwo…
se la wi.
Dobranoc Państwu.
Spokojnej.
Dzień dobry.

Ja to bym jednak coś zjadła.
Pani Gieniu! Dzie się podziewa śniadanie?
Pani Gieniu, kawusię pięknie poproszę, czarno, gorzko i lungo.
Witajcie!
…jeszcze będzie weselej i mądrzej,
złoty księżyc usiądzie na kołdrze…
a potem
Popatrz, ile jesieni!
Pełno jak w garnku wina!
A to dopiero początek,
dopiero się zaczyna!
Garnek… Wino… Znaczy jakiś gulasz trza machnąć?
Takiej interpretacji jeszcze nie widziałem!
Ja jestem prosta kobieta.
Widzę wino, to piję.
Widzę garnek, to gotuję.
Widzisz księżyc, to… ?
Staram się nie widzieć. Bo spać nie mogę. Mam rolety i zasłony, po nocy nie wychodzę.
Po babci-lunatyczce mi się w genach dostało.
Może też być grzaniec, ale to trochę za wcześnie.
No raczej. Ja też przed dziewiątą staram się nie pić.
Dobry. Wczorajsza fucha wpływa na dzisiejsze niewyspanie. Ale przynajmniej słoneczko pikne za oknem, nie żebym się rwał do wychodzenia.
Słoneczko, powiadasz?
Tiaaa
Pod koniec zeszłego tygodnia było zgoła inaczej. Ponuro, chmurnie i mokro.
Ależ niesamowity tydzień się zapowiada, takich zmian to nawet wróżka by nam chyba nie przepowiedziała. Miłego dnia;)
Opowiadaj!
Dobrze byłoby wystawić pięterko. Rena, pokażesz nam swoją wycieczkę? W szkicach już coś masz…
Dobry prawie wieczór. Fajrant. Przerwa. Środa, jak cię mogę. W sumie na plus.
Powiedz mi, jak mnie możesz?
Ehem. Wolałbym nie…
Dzień dobry
Te upały mnie wykończą
Wychodziłam przed chwilą na podwórko i popatrzyłam na termometr… 30C, a przecież już 23!!!
Mąż widział na miejskim termometrze 97F, czyli na nasze 36C!!! A przecież już po połowie września!!! Powinno zacząć się ochładzać… nie mówię, że mi tęskno do mrozów, ale jakieś przyzwoite temperatury mogłyby już być 
Przy takim słońcu i temperaturze to normalne…
Padam na dziób
W telewizorni mówili, że tak ciepło było o tej porze roku w 1931… znaczy się trochę czasu minęło od tamtej pory
Dziś było niesamowicie gorąco i duszno
Jedyna pociecha, że pomidory szybciej mi dojrzewają
Miłego dnia wszystkim życzę
Witajcie!
Kraków zapłakany deszczem jak autobusy w piosence Maryli…
Dzień dobry. Najwyraźniej na północy dzisiaj pogoda.
Dzień dobry