Ten tekst ma już ładnych parę lat. Powstał dawno, dawno temu, myślę, że w okolicach roku 1990-1991 (więc można by go zaklasyfikować jako juwenilia), w ramach korespondencji z pewną przyjaciółką. Wydaje mi się, że opublikowałem go na Wyspie Dnia Poprzedniego i na pewno Sami-Wiecie-Gdzie. Całość nie wytrzymała próby czasu – musiałem część przeredagować, żeby to się nadawało do publikacji.
____________________
THE KINGDOM OF BALANGA
(1988-1989 – People Republic of Ubavu)
Historia
Królestwo Balangi jest niewielkim państwem położonym w środkowo-zachodniej Afryce. Jego historia jest niezbyt skomplikowana – w 1857 roku odkryte zostały przez podróżnika brytyjskiego Owena Ballantine’a ziemie największych plemion – Alpaga i Hara. Nie było to trudne – plemiona te składały się głównie z koczowników specjalizujących się w hodowli bydła rogatego; zamieszkiwały one żyzne sawanny, przez które bez problemu można było przeprowadzić nie tylko ekspedycję odkrywczą, ale całe karawany kupieckie. O wiele trudniejsze, górskie i gęsto zalesione tereny, leżące na północy kraju, spenetrował dopiero niemiecki podróżnik Friedrich Jaegermeister w latach 1910-1913, w okresie niemieckiej dominacji na tych terenach. Odkrył on tajemnicze plemię Pigmejów Borygo, zamieszkujące górne partie pasma górskiego Pink Elephant Ridge. Jaegermeister nie mógł nadać temu pasmu nowej nazwy – figurowała ona na mapach już od blisko półwiecza, zdobył jednak najwyższy szczyt pasma i nadał mu nazwę Katzenjammerspitz na cześć swojego teścia, który – jako bogaty kupiec hamburski i wpływowy pruski polityk – dopomógł mu w organizacji i sfinansowaniu wyprawy.
Niedługo po zakończeniu I Wojny Światowej postanowieniem Traktatu Wersalskiego, a ściślej jego mało znanej części, zwanej Aneksem z Cognac, na terytorium Balangi powołany został przez Wielką Brytanię protektorat pod nazwą Królestwa Balangi, z miejscowym kacykiem jako królem, a brytyjskim ambasadorem jako wicekrólem. Człowiek ten – Sir Humphrey Beefeater, noszący tytuł Duke Of Glenfiddich, zapisał się na kartach historii Balangi wprowadzeniem nie tylko miejscowej odmiany apartheidu, zwanej Black&White, ale również zwyczaju picia alkoholu z lodem. Do dzisiaj rezydencja, w której kwaterował Sir Humphrey, a w której mieści się obecnie Muzeum Kolonialnej Historii Balangi, nosi nazwę „On the Rocks”.
Ze względu na związki z Wielką Brytanią Balanga przystąpiła do II Wojny Światowej po stronie Aliantów. Żołnierze balangijscy brali udział w zdobywaniu Monte Cassino, i niestety polegli wszyscy w walce o wzgórze Benedictine. Inny ich oddział z powodzeniem uczestniczył w inwazji w Normandii i wsławił się podczas walk o Calvados – miejscowość w Bretanii o strategicznym znaczeniu. Zdobycie jej otworzyło dywizjom amerykańskim drogę do zdobycia Paryża i wyzwolenia reszty Francji.
Po wojnie Balanga stosunkowo szybko pozbyła się zależności od Wielkiej Brytanii. Oficjalną stolicą kraju została Biba, pełniąca tę funkcję po dziś dzień. Utrzymany został ustrój kraju – monarchia dynastyczna; obecnie Balangą rządzi kacyk Pee Jack IV. Religia wyznawana przez ok. 95% Balangijczyków nosi nazwę voodoo (w uproszczonej transkrypcji wg Jana Czeczota – wódu). Ok. 3% ludności to nawróceni przez włoskich misjonarzy katolicy, a niepijąca mniejszość – pozostałe 2% – mahometanie. Ich stosunkowo niewielka ilość tłumaczy się bardzo już na tych terenach słabym wpływem derwiszów podczas powstania Mahdiego oraz małą popularnością islamu – głównie ze względu na obostrzenia dotyczące spożywania alkoholu. Struktura zatrudnienia jest bardzo prosta i zrównoważona: 50% tubylców zajmuje się szamaństwem (zwanym także zagrychownictwem), podczas gdy pozostałe 50 % to bimbrownicy (lokalna nazwa producentów alkoholu). Podstawowe produkty, eksportowane przez Balangę do wszystkich krajów Afryki i części krajów świata, to wódka z prosa, likiery: kokosowy, bananowy i daktylowy oraz słynne wina z winnic Kvassa. Plagą są pustoszące zbiory prosa i daktyli białe myszy, które naukowcy brytyjscy zaklasyfikowali jako gatunek endemiczny mus alba balangii.
Z nowszych dziejów Balangi na uwagę zasługuje burzliwy epizod rewolucyjny lat 1988-1989, kiedy to pułkownik Smirnoff, były rezydent GRU w Balandze, postanowił obalić panującego kacyka podczas jego nieobecności, spowodowanej wizytą w Tuborgu – rezydencji króla Grenlandii Hakana VII. Przy pomocy tajnej policji V.S.O.P. (Very Secret Offensive Police) Smirnoff przejął kontrolę nad większością prywatnych gorzelni, stacją radiowo-telewizyjną i pałacem królewskim (w tej kolejności). Zmieniwszy nazwę kraju na People Republic of Ubavu i przyjąwszy tytuł Generalissimusa Napoleona, Smirnoff zaczął zagarniać olbrzymie wpływy z eksportu Balangi, co doprowadziło w końcu do upadku jego reżimu. Olbrzymia dysproporcja pomiędzy gigalitrami eksportowanych trunków, a znikomym strumyczkiem trafiającym na rynek wewnętrzny, doprowadziła do wrzenia społecznego i rozruchów, w których szczytowej fazie V.S.O.P. porzuciło swego zagranicznego mocodawcę i przyłączyło się do zbuntowanych tłumów. Szef V.S.O.P., major Jack „Bourbon” Daniels, po szczerej rozmowie z Pee Jackiem IV został zwolniony z pełnienia obowiązków i upieczony jako główne danie na Ucztę Zwycięstwa. Jego funkcję przejął wierny monarchii kapitan Gordon „Dry” Gin.
Współczesność
Królestwo Balangi ma się nieźle i w obecnym światowym układzie sił zajmuje wygodną, neutralną pozycję. Ostatnio jedną z większych państwowych gorzelni wykupił szkocki koncern Slainte Mhath Ltd., co pozwoliło kacykowi na zakup nowego statku flagowego balangijskiej floty – niszczyciela rakietowego „Sea Gram”. Dwie z szesnastu oficjalnych żon kacyka powiły synów, co zapewnia dynastii ciągłość, a produkcja i eksport wciąż rosną.
Polskie Ministerstwo Handlu Zagranicznego w 1993 r. zainteresowało się balangijską ofertą eksportową; rozmowy dwustronne o ustalenie barterowej wymiany, w tym bezcłowego kontyngentu, mającego trafić na polski rynek nie przyniosły rezultatu ze względu na odmienność gustów Polaków i Balangijczyków (ci ostatni nb. nie mogli zrozumieć, jak powstaje Żubrówka i wyrazili opinię, że alkohol produkowany ze zwierząt kopytnych to nie jest dobry pomysł).
Za kadencji Aleksandra Kwaśniewskiego Kancelaria Prezydenta planowała wizytę w Balandze (w roku 2003), ale nagły atak tzw. wirusa filipińskiego w kraju docelowym sprawił, że w ostatniej chwili wyjazd odwołano. Krążyły plotki, że Prezydent jednak poleciał i nawet wylądował na Biba Duty Free Airport, ale oficerowie BORu widząc zasięg epidemii wymusili na pilotach ponowny start, zaledwie Kwaśniewski postawił stopę w otwartych drzwiach samolotu.
W roku 2005, w związku z rosnącą falą nielegalnego importu chińskich podróbek alkoholi do kraju i państw ościennych, w Balandze powołano Central Bureau of Alcohol. Jednak jego działalność nie przyniosła znaczących rezultatów, przede wszystkim ze względu na nikłą skuteczność agentów, którzy wykazali się niską odpornością podczas przeciągających się procedur organoleptycznego rozróżniania oryginałów od podróbek. Szef CBA, Milton Sparklingwater, twierdzi jednak, że powodem małej skuteczności Biura były regularne zatrucia ze względu na niską jakość produktów z Państwa Środka.
Balanga okazała się w ostatnich latach idealnym krajem dla polskich futbolistów, którzy regularnie bywają tu na zgrupowaniach, odbywając mecze sparingowe z miejscowymi piłkarzami FC Bar Ceylona, klubu założonego i po dziś dzień kierowanego przez lankijskich imigrantów, a sponsorowanego przez ich firmę – czołowy lokal w Bibie. Zgrupowania odbywają się pod czujną opieką działaczy PZPN, którzy w celu minimalizacji kosztów przelotu odbywają w Balandzie swoje walne zebrania w tym samym czasie, co zgrupowania zawodników.
Dalsze losy Królestwa będą przedmiotem naszej nieustającej uwagi, zwłaszcza w piątkowe wieczory. Long live Balanga!
________
Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany na madagaskar08.pl ze zmianami w stos. do wersji wcześniejszych. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Dzień dobry na nowym pięterku! Skoro karnawał, to trzeba się zorientować w zawartości barku i w razie braków – uzupełnić. Proponuję to zrobić w królestwie Balangi, bo to najodpowiedniejsze miejsce!
Super ! Podoba mi się całość, że szczególnym uwzględnieniem żubrówki ze zwierząt kopytnych
To mi się chyba nasunęło po przeróżnych opowieściach, z których wynikało, że alkohol da się upędzić właściwie ze wszystkiego
no i że przodują w tym Polacy.
Gratulacje za skojarzenia !
O RANY JAKIE PIĘKNE!
a mamy dziś w planach sporo spraw na mieście 
Całe szczęście, że nie mam prawa jazdy i prowadzi Piter, bo upojonam od samego czytania
A dziękuję. To miłe, że tekst się broni po ponad ćwierć wieku
Aha, może jeszcze uwaga bibliograficzna – w latach 1990-91 powstała pierwsza część tekstu, tutaj w rozdziale „Historia”. Rozdział „Współczesność” powstał, jak widać, ładnych kilka lat później
Dzień dobry

Tym bardziej, że u nas jeszcze rano, a w planach mam jeżdżenie…
Upojne pięterko
Po wczorajszym gościu jakoś nie mam ochoty na coś mocniejszego
Jeszcze nie wiem gdzie pojedziemy (rekreacyjnie), ale na pewno na zakupy
A nie, to proszę studiować historię czysto teoretycznie!
Do końca słomianego wdowieństwa pozostało 60 minut… 59… 58…
Założyłeś falę?
Nie, odliczam w pamięci.
Witajcie!
Wy tu teoretyzujecie, a ja wczoraj praktykowałem – byłem na z wielkim rozmachem zorganizowanym jubileuszu 70-tych urodzin naszej przyjaciółki. Wydaje się, że Republika Balangi została przyjęta do UE, bo nigdzie nie zauważyłem granic ni celników
Hy, a może przyjaciółka mieszka w jakimś (dobrze zaopatrzonym) eksterytorialnym miejscu?
Eksterytorialne?
Bo ja bym była zainteresowana ewentualnie…
Tetryku, jak widzisz, Twój opis zabrzmiał bardzo atrakcyjnie!
To ja idę na dworzec po resztę rodziny. Dam znać, jak będę mógł.
No to pamiętaj Quackie ! Żadnego alkoholu przed wyruszeniem na dworzec ! Kobiety czasami wyczuwają na kilometr i będą kłopoty…
Nie, jako się rzekło, od tygodnia abstynencja. Masz rację z tym, że potrafią wyczuć – nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie.
Nieśmiało zagadnę : a co to było PRZED tygodniem ??
Noo, pewne spotkanie towarzyskie, na którym całkowicie usatysfakcjonowałem swoje potrzeby alkoholowe. I nawet niespecjalnie miałem kaca na drugi dzień.
Zawsze myślałem , że Balanga , to jakiś zaprzyjazniony z Polską sąsiedni kraj , a tu proszę : Afryka i Królestwo Balanga ! Być może dla tego , że królestwo , to w szkołach słusznie minionego okresu, o tym królestwie nie było ani słowa . Przecież bym pamiętał . A samo słowo Balanga , kojarzone było z wydarzeniami prawie rewolucyjnymi , ale nigdy z afrykańskim królestwem . Np . podczas zabawy sylwestrowej w eleganckiej kawiarni , pod koniec imprezy znalazłem osobę z towarzystwa śpiącą w skrzyni z wapnem .(obok lokalu był remont) Mówił potem , że uratowałem mu po tej balandze życie , bo wapno nadgryzło mu trochę co nie co . Zatem na zdrowie Balango !!
Właśnie dlatego nie było słowa, że to królestwo, i to jeszcze pod imperialistycznym protektoratem brytyjskim! A ponieważ w miejsce feudalizmu nie wprowadzono tam jedynie słusznego ustroju, to tym bardziej trzeba było przemilczeć.
Na zdrowie!
Się z Państwem pożegnam. Jeśli nie będą mnie w nocy męczyć Duchy Dni (słusznie) Minionych to postaram się rano podać kawę.

Tymczasem dobrej nocy.
Spokojnej!
dobranoc i bez duchów dni słusznie minionych
Dobranoc – trzeba odespać
Dzień dobry w poniedziałek.
Witajcie!
Nic to, że szaro i powietrze gęste! Wiosna coraz bliżej!
Śniadanie podano:

Jeszcze kwadrans muszę wytrzymać bez śniadania [gdybym codziennie jadł śniadanie 15 minut wcześniej to dość szybko jadłbym to śniadanie na kolację]
Znam to.
ale niech się ekspresik grzeje.
Ja muszę czekać do 10.00
Miałem taki okres w życiu, że śniadanie jadłem dopiero w pracy. I wtedy pora też się przesuwała, tyle, że na coraz późniejszą. Gdy doszedłem do ok. 14-tej, postanowiłem nie wychodzić z domu bez śniadania i tego się trzymam do dziś.
Ja teoretycznie też tak miałam, ale teraz muszę się zmieścić w 8godzinnym oknie jedzeniowym. Więc jeśli zjem za wcześnie śniadanie, to kolacja mi wypada w porze obiadu. Trochę głupio, zwłaszcza że chłopaki jedzą normalnie.
Na podstawie powyższego wpisu można wyciągnąć wniosek, że przesunąłeś śniadanie na godzinę 14stą i dopiero wtedy wychodzisz z domu do pracy.
Dzień dobry. Jeszcze trochę nieprzytomny-m, ale mam nadzieję, że to zaraz ustąpi.
Quackie, dobry jest Twój wpis! Przypomniał mi, że mam jeszcze kilka ważnych wydarzeń do opicia.
A jeśli chodzi o piłkarzy to mnie interesuje tylko jedna drużyna Bayern Monachium. Z góry mówię dlaczego. Jest tam Neuer… ♥
Wilmo, jeszcze jakiś czas i przestanie cię interesować Neuer, a zacznie der Neuste
Tetryku, rozumiem, że jego nazwisko do czegoś zobowiązuje, ale ja go uwielbiam za dobrą gre, niesamowie emocje – to oficjalna wersja, nie oficjalna-za piękne niebieskie oczy i za to, że chociaż ktoś znany jest w moim wieku.
Ojej. Ale on zdaje się nie pije, albo pije w granicach przyzwoitości, bo gra dobrze (OIDP również w reprezentacji Niemiec)?
Tam Niemcy to nie mają głowy do picia. Manuel gra dobrze, bo ma też genialną intuicje, jako bramkarz.
Dzień dobry.
Szaro, buro, zimno, mokro….
Oby do wiosny;-)
Oby.
Za długa dla mnie ta nasza zima.
Zima jak nie zima, i jeszcze długa
no trudno, trzeba jakoś przełknąć tę żabę. I popić czymś dobrym na pociechę.
Oj nie. Z kuchni francuskiej to ja raczej warzywa…
A ciasto francuskie? Np. quiche?
Hi hi quiche Lorraine, co ?
Również. Ze szpinakiem i/lub łososiem również niczego sobie
Tia… Tylko mi powiedz, gdzie można kupić normalne ciasto francuskie, odkąd Blikle przestał produkować?
Musiałbym zapytać w pattiserii nieopodal. Co prawda oni robią sami (a np. do bagietek sprowadzają specjalną mąkę z Francji, oczywiście bagietki NIE z francuskiego ciasta), ale może wiedzą też, gdzie można dostać gotowe przyzwoitej jakości.
Wszędzie nafaszerowane po brzegi. Jak nie olej palmowy to dziesięć innych śmieci. A powinno być tylko masło, mąka i ocet.
Żaby będą dopiero wiosną:( W takim wypadku może zamiast żaby proponuję przełknąć jakąś krewetkę? a zapić czymś dobrym oczywiście nie zaszkodzi;-)
Krewetki bardzo chętnie, małżonka nawet czasem robi, duszone w piekarniku na maśle z czosnkiem. Palce lizać dosłownie i w przenośni.
A aglio-olio… Bossskie… Tylko nie z mrożonych.
A skąd ja Pani wezmę niemrożone?
A poza tym moje podniebienie nie ma nic przeciw mrożonym (z braku innych).
A ze sklepu. Można kupić gotowane.już w kilku miejscach widziałam.
To sprawdzę na hali targowej. Mają tam osobną (zapewne ze względu na zapachy), małą halę z rybami i owocami morza.
Ja się dziwiłam (i nieco żałowałam oczywiście), że we Włoszech krewetki są takie… inne. Słodkie. No i raz nie było mrożonych dużych, bo my kupujemy tiger, więc wzięliśmy ze stoiska rybnego w Piotr i Paweł, ale gotowane, czyli różowe, bo szarych, czyli surowych, trochę się bałam. No i okazało się, że (jak mawiają Włosi) it makes all the difference. Mrożona krewetka smakuje zupełnie inaczej, niż niemrożona. Osobiście polecam, bo o ile mrożonych nie mogłam jeść, to z tymi drugimi nie mam problemów, a smak jest nieporównanie lepszy.
(HALO! CZY JEST TU JAKIŚ IMPORTER KREWETEK? Barterek jakiś, albo co? Bo ja mogę jeszcze długo o tych krewetkach!)
Nie jem żadnych krewetek. Ani mrożonych, ani gotowanych… po prostu mi nie smakują
Kiedyś próbowałam i nie wiedziałam, czy mam wypluć, czy postarać się przełknąć. Wybrałam to pierwsze, bo się bałam, że pójdzie gładko w dwie strony…
A w restauracji, to tak nie za bardzo… Inni goście obżerali się i chwalili jakie to dobre. Absolutnie nie podzielałam tego zdania. Widocznie mam taki skrzywiony gust
Jedna z moich koleżanek powiedziała mi, że jakbym spróbowała to przełknąć i częściej jadała, to na pewno bym polubiła. Ale nie sądzę, że to działa w ten sposób 
No tak, też znam osoby, które jedzą naprawdę bez grymaszenia, a krewetek (i najczęściej innych owoców morza też) nie potrafią przełknąć.
Mój średni brat z kolei nie cierpiał w dzieciństwie żadnych potraw z roślin strączkowych – fasoli i grochu. Swoją drogą muszę go zapytać, czy dalej tak ma…
Nie zamieszczę listy rzeczy, których BB nie tknie. Za mało miejsca…
Ale przynajmniej wiesz, czego nie tknie. To już coś.
Fakt. Frutti di mare nie są moim ulubionymi potrawami. Małże, czy jakieś ostrygi napawają mnie wstrętem. Homary może bym i jadła… tak jak kiedyś jadłam raki. Do czasu gdy zobaczyłam jak się je przyrządza. Gdy pomyślałam co biedne cierpią, takie wrzucane żywcem do wrzątku, stanęły mi kością w gardle i od tamtej pory nie jadam
Wywar jest, ale tak ugotowaną cebulę wyrzucam 
Każdy lubi co innego… W zasadzie nie grymaszę i jem co jest. Ale niektórych rzeczy nie jadam i całe szczęście nie muszę 
Kiedyś nie jadłam flaków. Sama nazwa napawała mnie wstrętem. Teraz sama przyrządzam i jem bez żadnych problemów. Jedno co mnie odrzuca od dzieciństwa, to gotowana cebula. Nie potrafię opanować odruchu wymiotnego. Zjem surową, smażoną, marynowaną (taką ze śledzi), ale gotowanej nie przełknę. Niektóre zupy (szczególnie rosół) bez cebuli nie mają smaku. Dodaję, ale tak oplączę nitką, żeby nawet skrawek się nie oderwał
Są różne smaki i przysmaki
Ja też w zasadzie nie grymaszę i jem, co podadzą. Jedyną potrawą, do której się zraziłem – wspominałem już chyba o tym na Wyspie – jest zupa borówkowa. Kiedyś wyjątkowo paskudną przyrządziła moja Mama (jedna z jej bardzo nielicznych porażek kulinarnych, które można policzyć na palcach jednej dłoni), a ponieważ w domu panowała zasada, że na stole zostawia się pusty talerz, to musiałem zjeść całą tę zupę. Zdaje się, że po wszystkim zupa wróciła do natury w tempie przyspieszonym.
Dzień dobry !
Od rana o jedzonku ? Niedzielny obiad wywołał takie tęsknoty ?
Chyba ma to związek z porzuceniem papierosków….
Od jakiegoś czasu jadam śniadanka i nawet je polubiłam.
Ale kawy nie porzuciłam, choć zabieliła się mlekiem
A tu akurat mam odmienne preferencje – kawa tylko czarna. Chyba że rozpuszczalna, to z mlekiem.
A owszem , to też moja ulubiona konfiguracja
Albo czarne ziarenka albo bielona rozpuszczalna 
Gratulacje w związku z porzuceniem!
Dzień dobry
Dobry! Już możesz?
A co mogę?



Zaraz wychodzę do pracy
I jakoś wcale mnie to nie cieszy…
Słoneczko świeci i wolałabym gdzieś w chaszcze, poszukać ciekawych ptaszków
No, ale rachunki jakoś płacić trzeba, więc do tej pracy…
No, udać się spokojnie do królestwa balangi
albo Królestwa Balangi
bo poprzednio nie mogłaś 
Teraz, po pracy, już mogę
Także i sama nie jeżdżę…
Jaka oszczędność alkoholu!!!

Rano znowu musiałam jechać, a kierowców na „podwójnym gazie” nie trawię
Padam na dziób, więc Królestwo Balangi w pewnym skrócie, bo trudno balować jak się człowiek bez alkoholu przewraca
Chociaż może to i dobrze…
Właśnie też oszczędzam…
Moim zdaniem coś na „P” w życiu trzeba robić …. Każda istota ludzka ma własne , indywidualne upodobania , smaki i niesmaki , oraz mnóstwo innych indywidualnych cech , które trudno uogólnić . Mówi się o nałogu i o róznych sposobach pozbycia się tego . Piłem alkohol przy różnych okazjach , ale nigdy dla tego , że mi smakował . Paliłem papieros za papierosem , ale zmieniły się okoliczności i przestałem, bez żadnych podejmowanych zobowiązaniach . Aktualnie , jeśli nadarza się okazja – to też zapalę , ale nie tęsknie za tym . Dla porządku mam zawsze zapas zarówno alkoholi i papierosów, a jak nadarza się okazja , to korzystam z tych zapasów . Jest to moim zdaniem rezultat doświadczeń starego repa , który z niejednego pieca …itd.
Jak to było? „Alkohol pity w miarę nie szkodzi nawet w największych ilościach”
zresztą do innych aktywności tego typu też się to stosuje.
Z umiarem. Ten alkohol.
To moje ulubione motto
Muszę się oddalić od kompa. To może potrwać nawet dłuższą chwilę…
Idę zbierać siły. Jutro Madre przyjeżdża z wizytą. Trzydniową.
Karol, odwagi!!!
No…
Po pierwsze – czyli jednak przyjedzie, nie odwoła wizyty? Ze względu na NIEmożność wytłumaczenia chłopakom?
Po drugie – jeżeli można marzyć ZA kogoś, to ja marzę o sytuacji, w której pod koniec trzeciego dnia pytasz: „A może byś już tak pojechała? Dzisiaj nie przyjmuję gości…”
He he
Wyjeżdża w czwartek. Po badaniach Filizofa.
A, widzisz – ja tak nie powiem. Bo jestem za kurturarna. Nie bendem sie zniżać.
Tylko że z Twoich relacji wynika, że inaczej nie trafi… Ale może i tak za późno?
Jo, zwyczajnie nie jesteś asertywna to i łatwo Ci na głowę wejść. A tak miło byłoby zobaczyć duuuże zdziwione oczy, ze jednak…. się odcięła.
Jestem, jestem.
Asertywna.
To nie tak, że zęby zaciskam bo ona przyjeżdża. Zła jestem nieco, ale przecież w dużej mierze ode mnie i mojego nastawienia zależy, jakie będzie to spotkanie. A ja uczę się brać na luz, bo wszelka przesada więcej człowieka kosztuje niż to warte.
Ja coś potem napiszę w Szkicach na ten temat. W piątek.
Idę spać, bo już późno, a jutro (u Was dziś) czeka mnie ciężki dzień
Gdyby mi się tak chciało, jak się nie chce, to chyba cały świat bym przebudowała


Żebyście wiedzieli jak mi się nie chce
Ale dość jędzolenia!!!
Miłego wtorkowania się życzę
Witajcie!
Miralka kolejny raz przypomniała nam, że Ziemia jest okrągła
Czasami jeden obraz mówi więcej, niż dziesięć słów
Dzień dobry! Narzekałem na szaroburą zimę za oknem, narzekałem… no i mam wszystko oprószone na biało.
Ten obraz, co mówi… Mi by się też przydał. Ustawiam się z filiżanką w kolejce. Co? Nie ma kolejki? Tym lepiej…
Dzień dobry:)
Gorąca herbatka i do pracy!
A jak świata nie zasypie to po południu do Warszawy.
Dobry! Aż tak to chyba nie zasypie?
Aż tak to pewnie nie, ale tak mi się nie chce jechać, że tak sobie marzę, że się jakaś wymówka trafi;-P
O matko… ja dziś też tak mam!
Chyba wykrakałam. Od dwóch godzin mamy śnieżycę, jesli tak posypie do rana to będzie nie mały problem.
A w stolicy i tak nie byłam
To pewnie ta, co u nas skończyła padać. Przeniosła się teraz do Was.
A u nas cały dzień drobniutko posypuje…
Idę sie zdrzemnąć. Godzinny wf jest dla małolatów
Jeszcze jedno słowo na p :” Przykład ” Ważne słowo bo jest w treści hymnu narodowego :” Dał nam Przykład Bonaparte jak zwyciężać mamy ” . Ale Bonaparte powiedział również : ” Państwa upadają , jeśli kobiety przejmują władzę w sferze publicznej . Dzisiaj w Warszawie spotkanie dwóch kobiet z rządowych sfer publicznych , czy kroi się jakiś upadek ??
Dzień dobry! Tylko nie wiem, czy sam Bonaparte jest tu najlepszym przykładem, mimo że w polskim hymnie: ostatecznie jego też wykończyła kobieta – św. Helena
A co do tych kobiet, które się spotykają, to obawiam się, że nie będzie żadnego przełomu ani upadku, każdy (każda!) zostanie przy swoim, jak sądzę. Może najwyżej kroczek w kierunku… przepaści? Upadku? Czy tylko poślizgnięcia się w historycznej gołoledzi i gwałtownego siadu na 4 litery?
Też tak uważam . Denerwuje mnie upór władzy w sprawie Nord- Stream 2 . Zamiast włączyć się do interesu , to na złość chcemy odmrozić sobie uszy . Nikt po tym nie uroni łezki . Dziwne zachowanie zwłaszcza , że wygasa umowa na eksploatację ziemnego ropociągu biegnącego przez Polskę do granicy Niemiec
Ale za to będziemy suwerenni i niezależni!
oj tam, nie jest ważne co powie pani premier. Wiadomo kto u nas rządzi, a kto jest atrapą.
Chciałem również nieśmiało nadmienić w związku ze zbliżaniem się liczby komentarzy do 200, że mam pomysł na następne pięterko, co prawda nie na beletrystykę, ale jednak.
Uważam oczywiście, że najlepszy jest płodozmian, więc jakby ktoś coś miał na myśli albo w zanadrzu, to proszę bardzo publikować, mój pomysł nie ucieknie.
Dobranoc wszystkim!
Dobranoc!
To zapraszam – kto może, zaraz, kto nie, od rana – na nowe pięterko.