Przedwczoraj dowiedzieliśmy się, że odszedł Leonard Cohen. Jego łagodne, mądre i pełne refleksji ballady towarzyszyły nam przez całe świadome życie – i będą towarzyszyć nadal, i długo jeszcze będziemy trafiać na nowe, dotychczas nam nieznane i jakże dobrze pasujące akurat do naszej bieżącej (ówczesnej) sytuacji… Ale nie powstanie już żadna nowa. Jego taniec przez życie dotarł już do kresu miłości…
Zmarł bard, wspaniały poeta. Pozostały znakomite teksty i nagrania jego magnetycznego głosu. Pożegnajmy go jego własnymi słowami:
A tu tłumaczenie tekstu dokonane przez M. Zembatego (za portalem tekstowo.pl):
Więc tańczymy i pijemy
Zespół wszystko daje z siebie
Johnny Walker jest jak mędrzec
Co wpadł w szał
Dziewczę, z którym jestem tutaj
Chce Aniołem być współczucia
I udami ściska mocno cały świat
Byle pijak, byle menda
Szczerzy do niej się jak Linda
Kiedy skrzypek zajebiście
Skrzypi w takt…
Panie zrywają bluzki swe
Panowie w tańcu depczą je
W tym tańcu łatwo przegrać mecz
Gdy skończą każą płacić lecz
Już kończyć czas
Kończyć czas
Kończyć czas
Romantyczni, smętni czasem
Popijając jabol z kwasem…
Gdy Duch Święty o swój befsztyk
Robi szum
Kiedy księżyc pływa nago
A noc letnia pachnie magią
Spodziewamy się, że wolność
Przyjdzie znów
Więc walczymy pnąc się wyżej
Pośród węży, po drabinie
Na szczyt wieży, tam gdzie wzniośle
Śpiewa chór
Przysięgam, tu jest właśnie tak
Spojrzenie, całus, krzyk – to znak
Że Wrót Miłości drgnęła stal
Dlatego jednak trochę żal
Że kończyć czas
Kończyć czas
Kończyć czas
Kochałem twoje piękno
Choć potem mi wymiękło to
Lecz piękno swe czcisz przecież
Nadal ty
Kochałem twoje ciało
Wciąż słysząc przy tym Boga głos
On rzekł, że zawsze mieszkasz w ciele swym…
Kochałem cię ze wszystkich sił
I kocham, choć już nie mam nic
Prócz smutku i poczucia
Samych strat
Wspominam cię wśród czterech ścian
O przyszłość już niewiele dbam
Wolność jest śmiercią, ja ją znam
Lub czymś pomiędzy – nie wiem sam
Już kończyć czas
Kończyć czas
Kończyć czas
Wspominam cię wśród czterech ścian
Wśród wichrów zmian i seksu plam
Wolność jest śmiercią, ja ją znam
Lub czymś pomiędzy – nie wiem sam
Już kończyć czas
Kończyć czas
Kończyć czas
Więc tańczmy i pijmy
Nic właściwie się nie dzieje
To martwy bar, jak Raj
W sobotnią noc
Dziewczę, które jest tu ze mną
Wciąż mnie łechce nadaremno
Nosi mini choć ma pewnie
Lat ze sto
Za Straszną Prawdę piję więc
Tę którą Młodym trudno znieść
Choć w sumie dość gówniany
Jest jej smak
Przeklęta knajpa daje gaz
Niech żyje Szatan, Chrystus Pan!
Szefostwu jednak w to nie graj
Więc światłem już oślepia nas
Bo kończyć czas
Kończyć czas
Kończyć czas
Odchodzą kolejni wielcy. Nowych aż tak wyraźnie nie widać, może zasłaniają ich mali na drabinkach?
Nowych chyba czas wyłoni.
Swoją drogą właśnie znajomi, i to branżowi – muzyczno-nagraniowi – dyskutowali na ten właśnie temat na Facebooku „gdzie ci nowi?” i doszli do wniosku, że prawdziwa cnota może i krytyk się nie boi, ale zagłuszają ją muzycy promowani przez wielkie kompanie muzyczne podobnie jak produkty na rynku (padło m.in. znamienne pytanie: „Jak to jest, że teraz po dwóch płytach młody muzyk kreowany jest na megagwiazdę?”).
Zły ten rok, co zabiera Wielkich a zostawia małych w swej małości.
Kiedyś czytałam, że dobrzy odchodzą tak szybko, bo rozdają tylko dobroć i dość szybko wypełniają swoją „ziemską misję”. Źli muszą żyć bardzo długo, bo mają większą szansę na poprawę
Ale też i faktem jest, że jeśli odchodzi ktoś nam bliski (nawet jeśli nie jest naszym osobistym znajomym), to wydaje nam się, że za wcześnie, że jeszcze mógł być z nami przez wiele lat… a w sumie, to nie ma wieku „dobrego na odejście”… bo czy ktoś mógłby podać w jakim wieku życie staje się już nieprzyzwoitością i jest za długie? Czas umierać?
Pozostaje tylko wierzyc, że Tam na Górze wiedza co robią…
Pożegnam się, bo mnie szlag trafił, więc nie będę siać defetyzmu.
A to na okoliczność gęsi, czy coś nowego?
Na okoliczność niereformowalności. Ludzkiej. Niestety rodzinnej.
To spokojnej, bez szlagu.
Chyba żebyś chciała uchylić rąbka tajemnicy, ale nic na siłę.
Sprawa jest prosta: na moment zapomniałam, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. Ale już wracam do pionu.
Dobry wieczór.
„Powiedziałem, że jestem gotowy na śmierć. Chyba nieco przesadziłem – mówił niedawno Leonard Cohen. – Każdy ma prawo trochę pohisteryzować na swój temat. Tak naprawdę zamierzam żyć wiecznie.”
W moim sercu będzie żył wiecznie, jako że należy do moich ulubionych artystów muzycznych. Ten cuuudowny głos, poezja, piosenki autorskie … żal, ogromny żal 🙁
Nie tak dawno laureatem literackiej nagrody Nobla został Bob Dylan. Osobiście uważam, że nagroda należała właśnie do Leonarda.
Takie jest i moje zdanie. Sam Cohen nie ważył jednak wielce tego wyróżnienia: „To tak, jakby na Mount Everest przypiąć medal za bycie najwyższą górą” – powiedział w którymś z wywiadów.
To ja dobranockę jeszcze piętro niżej pozwolę sobie.
To ja wasz nocny stróż: dobranoc.
A co powiedzieć o mnie? Idę spać jeszcze później niż Ty

Tak jeszcze coś na temat umierania…
I oczywiście przynajmniej w wieku tej kobiety 
Pokazywali w telewizji kobietę. Zagorzały kibic Chicago Cubs (drużyna baseballa). Oni ostatni raz wygrali cały turniej w roku, w którym się urodziła – 108 lat temu. Praktycznie całe życie im kibicowała. W tym roku wygrali znowu. W wywiadzie udzielonym telewizji powiedziała, że doczekała tego święta i czas już jej odpocząć. Przedwczoraj zmarła. Trochę więcej niż tydzień po wygranej… z tego wynika, że straciła motywację do życia. Ale umarła szczęśliwa. Doczekała święta, gorycz porażek zniknęła, a została słodycz zwycięstwa.
Każdemu mogę życzyć takiej śmierci… pełnej satysfakcji ze spełnienia oczekiwań… chociaż nie musi to być wygrana ulubionej drużyny
A tak w ogóle to moim skromnym zdaniem, Cohen zostawił po sobie tyle piękna, że nigdy tak na prawdę nie umrze. Pamięć o nim będzie żyła przez pokolenia. Każdy z nas umiera, gdy nikt nie pamięta o naszym byciu na Ziemi. Żyjemy w sercach i pamięci tych, którzy żałują, którzy pamiętają… A o Nim nie da się zapomnieć
Wspominajmy i cieszmy się że był, że tworzył i że możemy z tego korzystać pełnymi garściami 
Dzień dobry.
Na szczęście jutro poniedziałek.
Witajcie!
Mamy dziś, obywatele, leniwą niedzielę – jak śpiewał Daukszewicz. Ale czy wszyscy? Ja – tak!
Dzień dobry. Tu na razie też dość leniwie (jak widać), ale co przyniesie dzień…
Leonard Cohen , jego piosenki jak balsam ukojenia na rozwrzeszczany program wokalny publicznej TVP . Proszę zwrócić uwagę na tembr jego głosu , kołysanka dla dorosłych . Dobrze , że są nagrania . Szkoda , że nic nowego już nie usłyszymy …..
Tembr jego głosu jest niesamowity, choćby ze względu na to, że nie poraża ani szybkością, ani skalą, ani paletą odcieni (w sensie zdolności do śpiewu w bardzo odmiennych aranżacjach). Za to jest mruczący, jak u wielkiego kota, niski, nie za głośny (O! Zwróćcie uwagę – Cohen śpiewa właściwie bez wysiłku, a przynajmniej takie to robi wrażenie), no i charakterystyczny. I na szczęście wystarczająco wielu ludzi to kupuje (w przenośni i dosłownie), żeby LC mógł śpiewać i występować stale przez tyle lat.
Dzień dobry
U mnie jeszcze wcześnie, ale później powinniśmy gdzieś pojechać. Jeszcze nie wiem dokąd… Może znowu nad Lake Michigan? Zobaczymy…
Dzień dobry! Listopad u Ciebie zapewne nieco cieplejszy niż w PL?
No więc proszę państwa – jestem wredna. Strasznie. I od razu mi się humor poprawił. Najwyraźniej nadmiar słodyczy potrafi zemdlić również metaforycznie.
Muszę sobie przyswoić taką umiejętność – poprawiania humoru w związku z własną wrednością. Coraz bardziej widzę, jak to się przydaje w życiu – i piszę to bez najmniejszego przekąsu.
Bardzo praktyczne. Naprawdę.
Już opowiadam. Bo wczoraj musiałam nieco ochłonąć, żeby w emocjach nie podejmować decyzji. A, i tego a Szkicach opowiedzieć nie mogę, bo wiem, że dotarły tam Siły Rażenia. A tu nie mam jasności, ale chyba nie.
Otóż zaczęły się, jak co roku, cyrki wokół Świąt. Znaczy znowu korowody: tak-nie, będzie-nie będzie, przyjedzie/-sz/-my-nie przyjedzie/-sz/my. Wszyscy wszystkim dokoła robią łaskę albo i wbrew. No i ja doszłam do wniosku, po kolejnej idiotycznej wymianie zdań z Madre, że mam dość. Bo ja tu naprawdę gotowa jestem zrezygnować z spokojnej Wigilii w domowym zaciszu, bo mi żal Madre i Filozofa, że sami zostaną W WIGILIĘ. Bo ich syn od ślubu spędza Święta z Teściami (przecież jego żona nie pojedzie na Wigilię do obcych ludzi, znaczy teściów, prawda?), moja sister ostatni raz przyjechała w 2007 (czy nawet wcześniej), tylko ja miałam jakieś kretyńskie poczucie przyzwoitości, że nie wypada w takim dniu zostawić rodziców samych. Dla wyjaśnienia: moja Madre wyszła za Filozofa trzydzieści trzy lata temu, więc Filozof jest dłużej moją rodziną, niż mój brat i jego małżonka – przyczyna wielu problemów – żyją na świecie). I ja (poza kilkoma wyjątkami) od wieków podporządkowywałam swoje plany temu właśnie nie zostawianiu ich samych na Święta. No i właśnie się okazało, że w zasadzie to nie ma znaczenia, bo przyjeżdża Key, a mój brat przyrodni postanowił też zaszczycić, najwyraźniej ze względu na stan zdrowia swojego ojca, więc ja w sumie nie jestem tam potrzebna. No i coś mi pękło nieodwracalnie, a Pitera szlag trafił cholerny.
Żeby nie było zbyt prosto – nadal trwają kontredanse: kto, kiedy i w ogóle. I nie można niczego konkretnie ustalić. Więc kiedy dzisiaj pojechałam do Tatui i Faretta zapytała, czy nie spędzilibyśmy razem Wigilii, zgodziłam się natychmiast, na dodatek proponując, żeby to było w naszym domu.
Ojcu się bardzo spodobało, jego żonie też. Być może dołączy do nas ich córka z mężem (czyli Marianna). I zapowiadają się miłe i niezobowiązujące Święta, bez jeżdżenia międzymiastowego, bo wszyscy jesteśmy w Warszawie.
I wiecie co mnie najbardziej boli? Że mam w głębokim poważaniu fochy, jakie teraz strzeli mi Madre. Chyba mi się wyczerpała cała cierpliwość.
To się chyba nazywa „Dzień Niepodległości”?
Nieustająco!
Zamieszczenie siódmego w kolejności komentarza na Wyspie nie jest sprawą prostą. Wszechobecne w sieci i relatywnie proste pisanie byle czego o byle czym, przynajmniej w drugim przypadku trudno byłoby zrealizować. Napisać, że odszedł ktos nietuzinkowy, to nic nie napisać.
Kłaniam zebranym z zaścianka Loch Ness
To jest zły czas. Peter Falk (Colombo) odszedł.
Zawsze zdumiewa mnie seryjność złych wieści…
TA seria zaczęła się w styczniu.
No pięknie. Ten rok jest koszmarny.
Ale pojechałem. Przepraszam, nie sprawdziłem że to info jest błędne. Peter Falk umarł w 2011 roku.
Byłem tym trochę zaskoczony , ale w dzisiejszych czasach wszystko jest możliwe . Wcześniej wysłuchałem dyskusji trzech mądrych profesorów , z której wynikało , że tak naprawdę , to nie bardzo wiadomo , gdzie podejmowane są strategiczne decyzje o przyszłości gatunku ludzkiego na planecie -Ziemia . Powszechna globalizacja doprowadziła do sytuacji w której rządy państw nie bardzo wiedzą kto trzyma ich kasę i ten stan się pogłębia . To co się dzieje na bliskim wschodzie , gdzie fikcyjne państwo stać na olbrzymie wydatki finansowe jest przykładem anarchii w globalnym ładzie prawnym i finansowym . Zatem , może i odejścia z tego świata też podlegają powszechnemu bałaganowi ??
To raczej tylko informacje o nich. Pamiętasz takie stare powiedzenie w reakcji na kogoś, kto właśnie odkrył coś, co pozostali dobrze wiedzą? „Królowa Bona umarła!”. W dobie Internetu, zanim jeden zdąży przywołać królową Bonę, dziesięciu już podchwyci okrzyk sensacji.
Dzień dobry. Słabnę z minuty na minutę jak pomyślę, że do piątku tak daleko…
Witajcie!
Tydzień przeleci jak walec!
Pocieszyłeś…
Oby tylko nikogo nie rozjechano:(
Dzieńdoberek!
Zaczynamy od dobrych wiadomości. Kuba ma nowy transport (znaczy ten sam tylko inny kierowca) i teraz zamiast o 6.20 będzie wyjeżdżać o 7.30, a wracać zaraz po lekcjach, nie trzy godziny później!
Nie wiem jeszcze, co Jakub na to
Czy to oznacza, że – jeżeli Kuba na to pozytywnie – będziesz miała tuptanie po schodach 50 minut później niż dotychczas?
A to nie ma znaczenia – znaczy Kuby nastawienie do tupania się nie odnosi. Ma natomiast znaczenie, czy będzie zadowolony z tego, że jedzie na lekcje i zaraz po nich wraca. Bo teraz siedział w pokoju psychologów i obserwował. I nie mamy pojęcia, na ile mu się to podobało. Bo jeśli bardziej, niż wcześniejszy powrót do domu, to zachwycony nie będzie. Ale pogadać się z nim o tym nie da. Zresztą o niczym się nie da, więc niby żadna odmiana.
Natomiast tak – będzie później wstawać (Piter też) i to o całe pół godziny. Więc i łazienkowe drzwi będą później trzaskać i w ogóle. Piter się ucieszył, bo wstanie o szóstej DOPIERO.
No nic – zobaczymy.
Dzień dobry. Wiadomość dobra i w pewnym sensie taka sobie: dzisiaj zaczynam nowe zlecenie, więc w ciągu dnia może mnie być na Wyspie mniej, obywatela z wyższym wykształceniem.
Kawa wskazana (albo herbata, jakby ktoś chciał).
Hej. Nie przepracuj się. Bo to dopiero początek tygodnia. Ja nie będę Cię reanimował np. w czwartek. Toteż proponuję co drugie zdanie wyjrzeć przez okno, co trzecie zdanie zajrzeć na wyspę a co akapit malutkiego drineczka
Tu mógłby być problem, bo w dialogach co kwestia, to akapit.
To nie problem. To wyzwanie
Wyzwanie, bo musiałbym co dwie strony latać do sklepu, żeby uzupełnić zapasy! (czyli znów przerwy w pracy).
Biegnę z kubeczkiem po kawkę;)
Dzień dobry!
A u nas słoneczko pięknie świeci dziś od rana, ale zimno bardzo, brrr.
I ślisko.
A Młoda znów pociąga nosem, już nie mam pomysłu czym ja uodpornić;(
To zależy, na co uodpornić. Mieliśmy ostatnio podobny problem i na wirusy lekarze z rodziny polecali Groprinosine lub Neosine (ta sama substancja czynna i skład, to drugie to generyk). Tylko żeby uodparnianie miało sens, trzeba to brać tak ze 3 tygodnie (w mniejszych dawkach niż oficjalnie zalecane).
To trzeba przechorować niestety (tak myślę). Organizm będzie odporny za 10 lat.
Zoe, to jeszcze tylko 8 się przemęczyć i będzie dobrze;)
Odpukać Starsza już nabyła jako takie odporności jak coś się zaczyna to wystarczy kilka dni syropów i przechodzi, ale te trzy lata pierwsze też były trudne.
Quackie, faktycznie zapomniałam o Neosine. U nas jeszcze jest ten problem, że namówić Młodszą do połknięcia jakiegokolwiek syropu, choćby był najlepszy w smaku graniczy niemal z cudem:(
A co ty z tym wykształceniem tak wyskoczyłeś? Dyskryminację jakąś wprowadzasz, czy co?
Patrz nie zauważyłem. Zacieram ręce w oczekiwaniu jak Mr. Q będzie teraz erystyczne wywijańce wyczyniał aby się z tego wymiksować (trochę bełkot mi wyszedł ale wiadomo o co chodzi) 🙂
33 sekundy filmu są warte tysiąca słów.
To ja sobie popcorn przyniosę!
Dzień dobry
Tetryku, od piątku (wtedy dowiedziałem się o śmierci Leonarda Cohena), przezywam Jego odejście. Powtórzyłem stare i nowsze nagrania barda. Przy okazji znalazłem najnowszą Jego piosenkę „You want it darker”. Pocieszyła mnie, bo (jeśli ją dobrze zrozumiałem) Leonard Cohen był przygotowany na śmierć. Zwłaszcza zwrot „hineni, hineni” zrobił na mnie duże wrażenie
Postarałem się ją przetłumaczyć na polski i poniżej zamieszczam (z góry przepraszam za błędy, jestem słabo anglojęzyczny)
Chcesz tej ciemności (You want it darker)
Jeśli jesteś krupierem, wyłącz mnie z tej gry
Jeśli jesteś uzdrowicielem, to znaczy, że jestem załamany i chromy
Jeśli Twoja jest chwała to mój musi być wstyd
Chcesz tej ciemności
Zabijamy płomień
Powiększeni, uświęceni, za twe święte imię
Oczerniany, ukrzyżowany, w ludzkiej ramie
Milion świec za pomoc, która nigdy nie nadeszła
Chcesz tej ciemności
Hineni, hineni (Hineni oznacza Oto jestem)
Jestem gotowy, Mój Panie
Jest miłośnikiem w historii
Ale historia jest wciąż ta sama
Jest kołysanka dla cierpienia
I paradoks winy
Ale to jest napisane w Piśmie
I to nie jest jakiś zarzut bezczynności
Chcesz tej ciemności
Zabijamy płomień
Oto kolejka więźniów
A strażnicy biorą cel
Walczyłem z jakimiś demonami
Byli klasy średniej i oswojeni
Nie wiedziałem, że miałem pozwolenie na morderstwo i na okaleczanie
Chcesz tej ciemności
Hineni, hineni
Jestem gotowy, Mój Panie
Powiększeni, uświęceni, za twe święte imię
Oczerniany, ukrzyżowany, w ludzkiej ramie
Milion świec na miłość, która nigdy nie nadeszła
Chcesz tej ciemności
Zabijamy płomień
Jeśli jesteś ze krupierem, wyłącz mnie z tej gry
Jeśli jesteś uzdrowicielem, jestem załamany i chromy
Jeśli Twoja jest chwała, mój musi być wstyd
Chcesz tej ciemności
Hineni, hineni
Hineni, hineni
Jestem gotowy, Mój Panie
Hineni
Hineni, hineni
Hineni
Tylko dwie uwagi, i już znikam:
„Dealer” w kontekście „gry” to raczej krupier, człowiek, który rozdaje karty.
„Paradox to blame” to przy tej składni „paradoks, który można winić (za coś)”
Poprawiłem ile mogłem
Dzięki
No, wpół do dziesiątej. Znikam do popołudnia.
Cisza. Spokój. Relaks.
A, nie – coś charczy… Mąż chory i pracuje z domu.
BB ma tylko 3 lekcje.
A Kuba wraca o 14.00
To ja chyba pójdę jakiś obiad klecić…
Idę zaparzyć kolejną kawę, w tle Cohen śpiewa piosenki z ostatnich nagrań, za oknem ponuro, zimno i w dodatku jakiś taki niepokój siedzi mi za plecami.
Ten niepokój za plecami brzmi niepokojąco. Nie oglądaj się za siebie w żadnym przypadku…:-)
Śmiejcie się, śmiejcie, a ja mówię poważnie;-)

Dobry… wieczór? No tak, już ciemno.
Dzień w pracy się zaczął tak sobie, ale potem było już coraz więcej do roboty i w sumie nie miałem czasu myśleć o rzeczach nieprzyjemnych, w sumie jak na pierwszą chwilę i obwąchiwanie tematu – bardzo produktywnie.
Ale teraz już fajrant.
Cisza. Spokój. Relaks.
I migrena.
Dobranoc Państwu.
Ty już nie możesz zebrać nieco innego zespołu? Mnie by wystarczyły pierwsze trzy…
Tia…
Spokojnej. Bez migren.
Właśnie zjadłem kolację. Jak ja jutro wstanę? Chyba nie wstanę i umrę. Będę leżał jak nieżywy. Do piątej pięćdziesiąt pięć.
Dobranoc.
Dzień dobry. Dzień będzie dobry
…bry
Mam dość.
Noc zarwana i chyba przejęłam przeziębienie od chłopaków.
Do weekendu dojdziesz do siebie. Będzie dobrze.
A ja zapraszam na nowe piętro. Tak mnie naszło podzielić się moją mądrością życiową
Witajcie!
Może i późno, ale za to mam wymienione opony! 🙂