« List do żony Zachwycenie »

Süße Berlin…

Wydłużając nieco weekend (oj tam, raptem o 2 dni urlopu) zrobiliśmy sobie wycieczkę do Berlina. Cel był oczywisty – duża stolica europejska, blisko, dużo znanych tematów do obejrzenia. Zatem w cztery osoby do samochodu, torby do bagażnika – i 600 km przed nami. Dzięki możliwościom sieci mieliśmy zarezerwowany wcale miły i w dobrym standardzie hotelik w samym centrum miasta. Dojechaliśmy około południa, i resztę pierwszego dnia poświęciliśmy na chodzenie i oglądanie miasta. Nie chcę szczegółowo opisywać pobytu – zanudzenie czytelników jest głównym grzechem piszącego – więc powiem tyle: obejrzeliśmy większość założonych celów, zwiedziliśmy liczne muzea (Fotografii, Galerię Malarstwa, Starą Galerię Narodową, Nowe Muzeum, Muzeum Bodego, Muzeum Techniki – a co szybsi z nas także Muzeum Pergamonu i Muzeum Gier Komputerowych). Przyznacie, że jak na 4 dni z dojazdem i powrotem, nieźle!

Niestety, trzeba było odpuścić parę innych: Muzeum Muru (o rzut beretem od hotelu), Muzeum Trabanta (po drugiej stronie ulicy), Muzeum DDR (na Wyspie Muzeów) i wiele innych, o większości których zapewne nie mieliśmy pojęcia. Jednakże, po pierwsze – większość muzeów zamykana jest o godz. 18-tej, a po drugie – nie samymi dziełami sztuki wysokiej człowiek żyje. Wieczorami więc szukaliśmy lokalnych smakowitości, a także innych atrakcji.

Już w pierwszy wieczór chcieliśmy pooglądać Berlin z góry, ze słynnego tarasu widokowego wieży telewizyjnej. Niestety, w związku z jakąś imprezą wieża była wówczas zamknięta dla zwiedzających. Ponieważ wg prognoz, miał to być jedyny dzień bez zachmurzenia, z żalem skreśliliśmy ten punkt programu.

Pogoda jednakże dopisywała i nawet w sobotę zapowiadany deszcz się nie pojawiał, wręcz zrobiło się całkiem ładnie. Ruszyliśmy więc ku wieży. Okazało się, że trzeba czekać około godziny na swoją kolej do wejścia – wieża ma ograniczoną pojemność. OK – kawka w ogródku i obserwacje przejawów multi-kulti na Alexanderplatz. Wokół jeździły riksze, zwane tu „velotaxi” – często prowadzone przez kobiety! – i jeszcze dziwniejsze pojazdy na pedały, wiozące po czterech pasażerów siedzących wokół stolika, na którym można było rozłożyć piwo i zakąski, konsumowane podczas jazdy w rytm opowieści kierującego – przewodnika. Te pojazdy miały demokratycznie pedały pod każdym siedzeniem, kierownicą dysponował jednakże jedynie przewodnik.
Gdy zbliżyła się godzina wejścia, udaliśmy się do wnętrza wieży, poczekaliśmy jeszcze chwilę – nadciągnęła czarna chmura i lunęła gwałtowną ulewą. Na szczęście na tyle gwałtowną, że zanim wyjechaliśmy na górę już większość miasta była odkryta i wypłukana, a na resztkach ulewy widzieliśmy piękną tęczę.

Widziane z góry miasto przede wszystkim imponuje ilością zieleni – jest mnóstwo naprawdę dużych parków mocno zadrzewionych – z największym Tiergarten na czele – ale także pośród gęstej zabudowy drzew rośnie bardzo wiele. I jest ta zieleń bardzo zadbana.
Drugie wrażenie to harmonijność zabudowy. Nowsze budynki, wstawiane pośród starszych gmachów są na ogół świetnie dopasowane stylistycznie do otoczenia, chociaż bywa, że wykonywane w zupełnie innej technologii – jak np. stal i szkło obok frontonów z szarego piaskowca. No i te płyty piaskowca – szare, żółte czy inne – są w większości bardzo czyste. Stan ulic już tak czystością nie szokuje – w niektórych miejscach były dość istotnie zaśmiecone.
W całym mieście trwa mnóstwo remontów i przebudów – na przykład aleja Unter den Linden cała była pozastawiana zaporami i sprzętem. Ubocznym zapewne efektem świeżych remontów jest obfitość złotego koloru: na kopułach kościołów, na pomniku „Wielkiej Gwiazdy” w centrum Tiergarten i na wielu innych budynkach.

Pośród tego powszechnego odnawiania kontrastuje zrujnowany kościół, Kościół Pamięci Cesarza Wilhelma, pozostawiony nieodbudowany jako przypomnienie tragedii wojny. Obok niego wznosi się dziwna budowla, na pierwszy rzut oka przypominająca bunkier z porowatego betonu. Dopiero po wejściu do środka widać, że to… nowy kościół! Ściany pozbawione okien tworzą płyty betonowe z mnóstwem małych otworów zamkniętych błękitnymi szybkami, tak że cała ściana jest równocześnie wielkim, jednorodnym witrażem. Porowata powierzchnia tych ścian sprawia, że dźwięki się od nich nie odbijają – nowy kościół jest miejscem częstych koncertów organowych przy podobno pięknej akustyce (sam nie słyszałem, ale mam świadka!).

Kulinarnie wyjazd też był udany, choć najbardziej słynną berlińską przekąską, kiełbaską w ostrym sosie zwaną Currywurst, byłem nieco rozczarowany. Ale parę adresów okazało się godnych opisów w przewodniku. No i dobre piwo znakomicie dopełniało całokształt.

W niedzielę rano trzeba się już było spakować – i tu spotkała mnie niemiła niespodzianka. Rano zorientowałem się, że straciłem portfel. Trochę pieniędzy (na szczęście nie za dużo), wszystkie dokumenty… Telefonicznie zastrzegłem kartę bankową i dowód, odwiedziliśmy miejsca gdzie byliśmy poprzedniego dnia – nikt nic nie wie. Dobrze, że powrót samochodem (nie moim!) i przez otwartą granicę! Z powrotem samolotem byłyby potężne kłopoty! Ze zwarzonymi humorami odwiedziliśmy jeszcze zaplanowane na ostatni dzień miejsca i koło piątej szykowaliśmy się do startu w drogę powrotną. I wtedy córa odebrała telefon. Dzwoniła zamieszkała w Berlinie Polka, której sąsiadka znalazła mój portfel, wyrzucony przez złodzieja po opróżnieniu z pieniędzy. Ponieważ kobieta nie znała polskiego, poszła z tym do sąsiadki, ta przeszukała portfel i znalazła kartkę z numerami telefonów, która tkwiła tam zapomniana od kilku lat! No to zadzwoniła na pierwszy z nich – szczęśliwie córa miała włączony telefon. Tak dzięki uprzejmości i życzliwości dwóch miłych Berlinianek odzyskałem wszystko, oprócz pieniędzy. Dziękuję, pani Ewo!

– Słodki Berlin… – skwitowała moją przygodę znalazczyni.

A swoją drogą, gdyby ktoś zaproponował w filmie taki scenariusz, producent by go chyba wyśmiał…

226 komentarzy

  1. Tetryk56 pisze:

    Zapraszam do krótkiego wspomnienia z wycieczki. Zdjęć malutko, bo jeszcze nie przejrzane; ledwo małżonka je pościągała na komputer.

  2. bexa lemon pisze:

    Grüße…
    Buziaczki

  3. Jo. pisze:

    …bry…
    Ptaszki były dziś cicho, za to na budowie rzucali betonowymi płytami…
    Idę po kawę i poczytam o Berlinie.

  4. Alla pisze:

    Dzień dobry Delighted
    Płuca niezłe ma Berlin. Ostatni raz byłam w tym mieście pewnie z dziesięć lat temu. Zapewne pięknieje… ale to złoto…Hmmm, wiem kwestia gustu Wink
    No, ale ja złoto lubię, nawet bardzo. Tylko w ciekawych cackach, np. 😀

  5. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Jednym z ciekawszych elementów remontu Alei Pod Lipami był improwizowany rurociąg, wyprowadzony nad jezdnie i oplatający część Śródmieścia skomplikowanym wzorem grubych, czerwonych krech…

    • Krzysztof z Gdańska pisze:

      Dzień dobry. Ja to mam na codzień (rurociąg nad ziemią koło domu). Wygląda paskudnie, ale można się przyzwyczaić (tak mniej więcej po 10 latach 😉 )

  6. Krzysztof z Gdańska pisze:

    Bardzo ciekawa opowieść!
    Byłem w Berlinie jakieś 10 lat temu (aby uczcić wejście do UE i brak paszportów na granicach). Cieszę się, że to miasto pięknieje, bo jeszcze kilka razy zamierzam tam pojechać 😉
    Odnośnie zgubionego portfela, to miałem kiedyś podobną przygodę. Dzieckiem będąc pojechaliśmy do Frankfurtu nad Odrą i podczas chodzenia po sklepach zgubiłem portfel… Przeżyłem potem szok na widok staruszki, która chodziła po ulicy z portfelem szukając właściciela… Angel
    Niesamowite!

  7. Jo. pisze:

    Ale przygoda…
    Berlin to zupełnie nie moja bajka, ale to przez język. No żeby tam nie mówili po niemiecku, to może, może… Prababcia się w grobie przewraca, wiem.

    Z tymi wurstami to trzeba uważać… Niby wiesz, co kupujesz, a potem okazuje się, że baba to chłop. albo i odwrotnie…
    ROTFL

  8. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Tak intensywnie zwiedzałem kiedyś Rzym, dawno, dawno temu. W Berlinie byliśmy z przyjaciółmi i nieco mniej napiętym planem, tylko właśnie na wieżę nie udało nam się wjechać, mimo że dwukrotnie podchodziliśmy do tematu. Tym milej się ogląda fotki z góry Happy mnie oprócz zieleni bardzo się spodobało wykorzystanie Szprewy w celach komunikacyjno-rekreacyjnych. No i w ogóle komunikacja, te wszystkie bahny (U- i S-). A portfel, no cóż, w najbardziej przyjaznym mieście się zdarza…

  9. Jo. pisze:

    Mam taki głupi problem. W którym utworze literackim występują „domowi”? Chodzi to za mną i spokoju nie daje. Coś mi się kojarzy z wymienianiem osób zamieszkujących pod jednym dachem i nie mogę sobie przypomnieć, czy tym określeniem nazywano domowników,w sensie rodziny i rezydentów, czy domową służbę.

    No baba stoi od rana przy desce do prasowania, to jej durne myśli po głowie się plączą…

  10. Jo. pisze:

    JEZUSIENAZAREŃSKI!!! TY TĘPA KROWO!!!
    Powrót Taty, oczywiście!
    Ale nadal nie wiem, kim byli „domowi”.

    • Jo. pisze:

      Doprecyzuję: to nie Jezusnazareński jest tą tępą krową, tylko ja. Dziękuję za uwagę.

    • Quackie pisze:

      Hihi, mnie też się udało Mickiewicza wyguglać, jak tylko skojarzyłem frazę „ciotunia? domowi?”. Wg mnie to mieszkańcy i rezydenci, bez podziału na rodzinę i nie-rodzinę. Służący być może też.

      • Jo. pisze:

        A ja właśnie nie guglałam! Ja mam tylko mózg nieco nieużywany, a jak wiadomo: nieużywane zanika.

        W tamtych czasach struktura społeczna była zupełnie inna i relacje między warstwami i grupami znacznie odbiegały od obecnych. I czasami odnoszę wrażenie, że trudno nam się w tym połapać, bo skażeni jesteśmy proletariacką równością…

  11. Quackie pisze:

    Nieco wcześniej u Kochanowskiego w „Pieśni świętojańskiej o Sobótce”:

    Gdy słońce Raka zagrzewa,
    A słowik więcej nie śpiewa,
    Sobótkę, jako czas niesie,
    Zapalono w Czarnym Lesie.

    Tam goście, tam i domowi
    Sypali sie ku ogniowi;

  12. korab1 pisze:

    DzińDybry:))) Podróże kształcą :)))) Witam truskawkowo, słodko i aromatycznie, nie pamiętam już roku gdy było tak dużo, słodkich, pachnących i wielkich czerwonych truskawek. Ponoć zalane spirytusem przechowują do zimy wspomnienia lata :)))

  13. misiek pancerny pisze:

    Dzień dobry 🙂 W Berlinie jestem niemal co dwa tygodnie, ale z wielkim zainteresowaniem przeczytałem Twoja wędrówkę Tetryku 🙂 Dodam tylko do opisu, że ten kościół-bunkier w nocy świeci niesamowitą niebieską poświatą, jak kula laserowa i jeśli chodzi o czystość na chodnikach, to nie wiem czy zauważyłeś brak koszy na śmieci? Po prostu wszystko rzuca się na chodnik i regularnie jak w zegarku co godzinę przejeżdża taka mini oczyszczarka i zbiera te chodnikowe śmieci, dodatkowo przed ekskluzywnymi sklepami na KuDammie zawsze stoi wyposażony w szufelkę i miotłę cieć, który poluje na każdy papierek 🙂 🙂

    • Quackie pisze:

      Dzień dobry! Pasjami lubię, jak na Wyspie każdy dorzuca cegiełkę do tematu, kawałek puzzla ze swojego punktu widzenia. Pleasure

    • Tetryk56 pisze:

      Wręcz przeciwnie – bodaj wszędzie w zasięgu wzroku widziałem jaskrawopomarańczowe kosze na śmieci. Fakt, że liczne niedopałki rozrzucone w dużej ilości na Alexanderplatz sprawiały wrażenie wielkiego śmietnika…

      • misiek pancerny pisze:

        Alexanderplatz! Trzeba było od tego zacząć, ja piszę o Berlinie, a nie o NRD-owskim ersatzu, gdzie baby są brzydkie jak noc, miliardy Euro utopione, a i tak komuch nie wylezie z człowieka, mimo, że teoretycznie człowiek wylazł z komunizmu, Berlin Wschodni
        jeszcze za sto lat nie będzie Berlinem 🙂

    • Jo. pisze:

      O, to ja podobnie miałam we Francji. Strasznie pomstowałam na brud i na te kupy psie na chodnikach. No bo fakt – Francuzi kompletnie się takimi rzeczami nie przejmują. A potem okazało się, że ciach, przejeżdża odkurzacz i sprząta. I znowu można nabrudzić Happy-Grin

  14. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Świetne opowiadanie i mimo wszystko miłe przeżycia
    Brawo! Brawo! Brawo!
    Bo w sumie portfel się znalazł, a jak sam pisałeś za dużo kasy w nim już nie było. Jeszcze dobrze, że to przed powrotem do domu Ci ten portfel gwiznęli, a nie zaraz po przyjeździe. Byłbyś bardziej stratny Wink Najgorsze są dokumenty do odtworzenia Amazed Chociaż bez wątpienia najlepiej, żeby w ogóle nie kradli Happy
    A widoki z wieży są cudne, chociaż to miasto Wink Mam podobne z Willys Tower, na całe Chicago i Lake Michigan. Tylko w Chicago ten taras widokowy jest na 103 piętrze, a to chyba troszeczkę wyżej, niż w Berlinie Wink

    • Tetryk56 pisze:

      Wysokość tarasu widokowego to bodaj 226 m.

      • Jo. pisze:

        Już mi się w głowie kręci…

        • miral59 pisze:

          Gdybyś wjechała na to 103 piętro, nie kręciłoby Ci się w głowie. To pewne. Jedynie nie wyszłabyś na balkoniki i nie podchodziłabyś za blisko do okien Happy-Grin Wiem coś o tym, bo mam pieroński lęk wysokości. Nawet jak stoję POD Willys Tower i patrzę do góry, to mi się kręci w głowie Overjoy Na balkoniki, które mają podłogę szklaną i przeźroczystą, za żadne skarby świata nie wylazę Happy-Grin Musieliby mnie ogłuszyć i dopiero wtedy wynieść… o dobrowolnym wyjściu mowy nawet nie ma Wink Overjoy

      • miral59 pisze:

        W sumie to i tak wysoko. Chyba ok. 70 piętra. Na takiej wysokości na pewno widoki są piękne Happy-Grin

  15. miral59 pisze:

    Nie dorzucę już żadnego komentarza, bo czas mi wychodzić do pracy Sad
    Miłego dnia Wyspiarze Buziaczki

    • Quackie pisze:

      Miłego!

    • Eliza F. pisze:

      Wzajemnie miłego i do pogadania – wiśnie już przetworzone ? Wink

      • korab1 pisze:

        Co sądzicie o prawdziwku w spirytusie ??? Czy to byłby dobry wytrawny likier ???

        • Quackie pisze:

          Ha. Otóż raz w życiu kosztowałem próbki nalewki na truflach (!!!) we Francji, w ramach promocji tego napitku w sklepie z produktami regionalnymi w Haute Savoie. Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że alkohol o smaku grzybowym się nie sprawdza – przynajmniej jeżeli chodzi o mój gust. Nie sądzę również, żeby kwestia różnicy smaku między truflą a prawdziwkiem wiele tu zmieniała 🙁

          • korab1 pisze:

            Pytanie postawiłem ponieważ dzisiaj podczas spaceru z pieskiem znalazłem pięknego kozaka. Kozak doński w spirytusie to jest coś :)))

            • Quackie pisze:

              Kozacy dońscy potrafią nieźle naciągnąć spirytusem, to fakt, ale czy dotyczy to również zgrzybiałych kozaków, to nie wiem.

              Wink1

            • misiek pancerny pisze:

              Piłem bimber na muchomorach pędzony, nawet bez specjalnych obaw, skoro właściciel napitku pił… Choć z drugiej strony mógł być immunizowany na ten napitek, tak czy siak wypiłem i żyję, ciekawy cierpki smak i język kołowacieje troszkę, ale moc posiada 🙂 🙂

              • miral59 pisze:

                Podejrzewam, że nie piłabym takiej „muchomorówki”. Tym bardziej, że duża część trucizn nie działa od razu. Odkłada się w organizmie i działa pomału. Właściciel mógł zejść po tygodniu, a ja po dwóch Wink Co za różnica… Wink

        • miral59 pisze:

          Nie wiem co mam sądzić, ale wydaje mi się, że taki prawdziwek na nalewkę się nie nadaje. Wolę w occie, czy takiego podsmażonego z cebulką Delicious Owoce mają więcej soku i to on w połączeniu ze spirytusem nadaje smaku i aromatu. Ale oczywiście to kwestia gustu Happy-Grin

  16. baba pisze:

    Ech…lza sie w oku kreci… Te 25 lat w Berlinie zwiazalo mnie z tym miastem na amen!Ja uprzedzalam Tetryka, ze trzy dni na Berlin, to zupelnie, ale to zupelnie za malo!
    Nic to jednak!
    Nastpne wypady i z czasem Berlin bedzie oswojony!
    Dodam tylko, ze ten zloty pomnik to Aniol Zwyciestwa!
    I jest to punkt orientacyjny wszystkich, ktorzy dopiero co przyjezdaja do miasta, albo …sie umawiaja na spotkanie!
    Bo sie mowi: za Aniolem w lewo, od Aniola do Reihstagu, jak zobaczysz Aniola to idz prosto, wjedz w ulice z Aniolem itd, itd!
    Co do czastosci to zgoda.
    Jeszcze centrum jest w miare posprzatane.
    Ale dalsze dzielnice, zwlaszcza te, gdzie mieszka wiekszosc Turkow, jest poprostu niemozebnie zasmiecona!
    I to nie ma znaczenia, ze wlasnie przejechala maszyna sprzatajaca!
    Za pol godziny papierki po lodach, czesci gazet, pety, pudelka po papierosach i co tam komu w rece przeszkadza, laduje na chodniku.
    Taki zwyczaj.
    A slynne „cerywurst” trzeba wiedziec gdzie kupowac!
    Stali mieszkancy wiedza!
    Podobnie jest ze slynnymi „kebabami”.
    Niewiele jest miejsc, gdzie odwazylabym sie kupic kebaba.
    Przykre zdazenie z portfelem, to niestety, codziennosc.
    Zwlaszcza , kiedy w Berlinie pelno jest turystow i zwiedzajacych.
    Trzeba bardzo uwazac i trzymac reke na …portfelu!
    Ale jakie radosne zakonczenie!

    Odwidzajcie Berlin ile wlezie!
    Kazda pora roku w tym miescie jest cudowna!
    No …moze niekoniecznie od listopada do marca.
    A jak jeszcze wybierzecie sie na rejs statkiem po Berlinie, to zobaczycie calkiem inne miasto!

    Ale co by nie mowic, to miasto ma jednak…dusze!

    • Quackie pisze:

      Dzień dobry, wcale się nie dziwię wrażeniom z tureckiej dzielnicy. Lat temu 19 zwiedzaliśmy z małżonką Istambuł i zapuściliśmy się w boczne uliczki, dalsze od centrum. Wrył mi się w pamięć taki obrazek stamtąd: szałowe złote BMW na szerokich oponach, stojące przednim kołem w górze śmieci sięgającej kolan.

      Z drugiej strony autentyczni Turcy, którzy prowadzą kebab całkiem niedaleko nas tu w Gdyni, wcale tak nie śmiecą (a mam wgląd od strony podwórka).

      • misiek pancerny pisze:

        Nic dodać, nic ująć Babo, co prawda zwiedzania dzielnicy Kreuzberg bym nie polecił, ale dlaczego nie w zasadzie? Jest bezpieczniej niż u mnie na Niebuszewie, podobnie jak Neukölln, ale w tej ostatniej Polacy zasymilowali się z Turkami i innymi śniadolicymi mieszkańcami i można chodzić do zmroku jak u siebie po chałupie, super jedzenie i polskie i tureckie, chorwackie i pakistańskie, ech uwielbiam to miasto 🙂 🙂

    • Tetryk56 pisze:

      No i już wiecie, kto jest moim świadkiem! Delighted

  17. Jo. pisze:

    Ja mam dzisiaj totalne wariatkowo, więc chyba się wstępnie pożegnam i tylko potem zajrzę na dobranockę.
    Jakby co to szczegóły znajdziecie Sami Wiecie Gdzie.
    Buziaczki

  18. miral59 pisze:

    A tak jeszcze o czystości w miastach. Tutaj w samym Downtown jest syf. Na ulicach pełno śmieci. Nie wiem kto i kiedy to sprząta, ale ile razy jestem, zawsze to samo. Na peryferiach jest inaczej. Czyściutko i schludnie. Może dlatego, że tam nikt piechotą nie chodzi. Jak widziałam, nawet do sąsiadki na drugą stronę ulicy, jeżdżą samochodem Amazed Mnie by się nie chciało odpalać samochodu na tak mały kawałek. Wolałabym przejść na piechotę Happy-Grin Ale ja jestem Polka Happy Poza tym każdy z właścicieli ma obowiązek trzymać porządek na posesji i wokół niej. Rzadko który robi to sam. Zatrudniają Meksykanów (najtańsi i solidni) do ścinania trawy i sprzątania. Także raz w tygodniu mają dokładnie sprzątnięte. Z kolei autostrady sprzątają skazańcy. Za drobne wykroczenie sąd skazuje takiego delikwenta na prace społeczne i wyznacza czas i miejsce zbiórki. Potem wiozą takich na trasę, dają im szpikulce i każą zbierać wszelakie śmieci do worków. Układają je na poboczu i specjalny samochód potem jeździ i zbiera. Mogę też dodać, że w tym systemie podoba mi się to, że zamiennikiem kary może być tylko więzienie. Nie da się zapłacić i wymigać. Podejrzewam, że ci bogaci woleliby zapłacić te kilka tysiaków i nic nie robić Happy-Grin Nie mogą Delighted

  19. Jo. pisze:

    Helooooł…
    Jak mi się chce spać…

  20. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Kawę piję w pośpiechu, ponieważ do popołudnia mam trochę biegania, jak tylko się zjawię z powrotem, dam głos.

    PS. Bardzo dziękuję Mistrzowi Tetrykowi za lampkę!

  21. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Pod pretekstem awarii samochodu przyjechałem dziś do pracy na rowerze, odpowiednio później bo najpierw odstawiłem auto do warsztatu. Całkiem miła przejażdżka!

    • Quackie pisze:

      No proszę! I pewnie niekoniecznie tymi głównymi ciągami (=droga czteropasmowa), tylko jakimiś boczniejszymi ścieżkami, dlatego eż i miła?

      • Tetryk56 pisze:

        Jasne! M. in. bulwarem nad Wisłą 🙂

        • miral59 pisze:

          Szkoda że ja nie mogę się wybrać do pracy rowerem Sad Też bym miała miłą przejażdżkę Delighted Tylko jak się ma 30 mil (48km), to ile czasu by to dojechanie zajęło?!!! Praca, a potem powrót… Padłabym jak kawka Tired Oczywiście o ile w ogóle bym wróciła do domu Wink

          • Quackie pisze:

            48 km na rowerze dla osoby jeżdżącej rekreacyjnie to, podejrzewam, jakieś 2,5-3 h w zależności od pogody, różnicy poziomów, kondycji rowerzyst(y/ki), przystanków etc.

            • miral59 pisze:

              Czyli samej jazdy minimum 5 godzin… jak się do tego dołoży 8-9 godzin pracy, to nie mam pytań Wink Delighted A jeszcze jak się weźmie pod uwagę zmęczenie, to na pewno powrót byłby dłuższy… czyli wyjazd na długo przed świtem i powrót przed północą Wink Overjoy Nie powiem, miła perspektywa Amazed To już wolę samochodem…

  22. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Ja po kawie, ale zastanawiam się nad drugą Kawa2 Jakoś mi się oczęta kleją i sama nie wiem dlaczego? Czyżby nadciągał deszcz? U mnie zimno!!! Za oknem mam tylko 12C… w domu trochę cieplej Happy-Grin Chyba pozamykam okna… Thinking Jak widać, pogoda wariuje. Ale nie narzekam, bo lepsze jest to, niż te lipcowe upały. W Kalifornii i w sąsiednich stanach temperatura po 46C !!! Nie zamieniłabym się Happy-Grin Wolę te 12… Można włożyć bluzę, a przy takich upałach skóry się nie zdejmie Wink Overjoy

  23. miral59 pisze:

    Zbieram się do pracy Happy-Grin Dziś w miarę radośnie, bo to ostatni dzień pracy w tym tygodniu!!! Długi weekend, bo w sobotę 4 lipca, czyli amerykańskie święto narodowe – Dzień Niepodległości Happy-Grin Tutaj jest tak, że jak to święto wypada w sobotę, to wolny jest piątek, a jak w niedzielę, to w poniedziałek nie idzie się do pracy. My z małżonkiem mamy wolne, ale syn pracuje. Takie życie Weary

    • Quackie pisze:

      I fajerwerki są!

      • miral59 pisze:

        Prawie każde miasteczko organizuje pokazy fajerwerków. Weary A oprócz tego prywatnie też puszczają, chociaż prawnie jest to zabronione. Nie wiem po co aż tyle tego. Grube miliony idą w kosmos, a potem na potrzebne rzeczy nie ma. Deficyt w kasie… Mogliby te fajerwerki zrobić przynajmniej o połowę mniejsze… Worry

  24. Quackie pisze:

    Kochani, loguję się wyjątkowo z tableta z Androidem i klawiaturą, zobaczymy, czy to coś zmieni w moim punkcie widzenia na Wyspę…

    Wink1

    • Jo. pisze:

      No i???
      Afraid

      • Quackie pisze:

        Ujdzie. Nie ma się co bać:)

        • Eliza F. pisze:

          Podaj coś bliższego bo też się rozglądam za tabletem na najbliższy czas Please1

          • Quackie pisze:

            Elizo, szczerze mówiąc, za cienki ze mnie użytkownik, żebym miał cokolwiek komukolwiek polecać. Ten tablet małżonka… wygrała w internetowym konkursie (to druga rzecz w naszym 20-letnim stażu, jaką udało nam się WYGRAć). Dokupiliśmy do niego futerał i klawiaturę i jakoś to idzie. Jetem przekonany, że bardziej przyjazne użytkownikowi są iPady Apple, ale i cenowo jest to sprzęt z górnej półki.

          • Quackie pisze:

            Co do systemu: ten tablet ma Androida, czyli dostosowaną wersję tego, co zazwyczaj mają telefony (z wyjątkiem marki iPhone i Nokia/Microsoft). Niby większość rzeczy OK, ale jak dochodzi do jakiegoś problemu w stylu „jak wprowadzać polskie znaki z zewnętrznej klawiatury”, to trzeba mocno pogrzebać w ustawieniach i/lub w necie. Problem do rozwiązania, tyle że czasem nie tak hop siup. No i trzeba się przyzwyczaić do paru różnic w stosunku do Windowsa na komputerze.

          • Quackie pisze:

            Co do samego tabletu, to jest dość specyficzny, z jednej strony ma takie „zgrubienie”, coś jak zawias, więc jest niesymetryczny i prawdę mówiąc, jak się go używa w dłoni, np. do czytania książek w wersji elektronicznej, to jest to tak sobie wygodne, dłoń się męczy od ciężaru i kształtu. Kindle jako czytnik wygodniejszy. Z drugiej strony ten tablet ma wbudowaną rozkładaną podpórkę, dzięki której można go postawić przed sobą jak ekran od lapka. Z kamer nie korzystam, więc trudno mi ocenić. Ma tylko jedno gniazdo microUSB, przez które podłącza się właściwie wszystko poza słuchawkami – zasilanie, przejściówkę na pendrive czy ewentualnie wyjście na telewizor HD (nie praktykowałem). Poza tym ma miejsce na zewnętrzną kartę panięci i kartę microSIM, gdyby ktoś chciał go używać jako telefonu albo korzystać z netu po sieci komórkowej.

    • Tetryk56 pisze:

      Punkt widzenia zależy od punktu logowania? Thinking

      • Quackie pisze:

        Trochę zależy, bo tablet ma raptem 10 cali i strasznie małe literki, a jak powiększam stronę, to lata na boki i ciężko się poruszać na stronie za pomocą tej klawiatury.

        • Tetryk56 pisze:

          Fakt. Z Berlina pisałem z iPada i miałem problemy z polskimi znakami, o ile słowo nie było słownikowo jednoznaczne… Czy twój Android reaguje na obracanie tableta?

          • Quackie pisze:

            Otóż reaguje, ale w trybie pisania z klawiatury wolę go mieć w poziomie, jak ekran laptopa. Poza tym to Lenovo Yoga 2, więc wygodniej go postawić w ten sposób niezależnie od tego, czy używam klawiatury, czy nie (ma własną „nóżkę”, ale działa tylko w poziomie).

  25. Quackie pisze:

    Plusy: klawiatura jest bezprzewodowa i mogę ją mieć gdziekolwiek.

    Minusy: jeszcze nie do końca wykumałem, jak wszystko działa, czasem strony dziwnie reagują na niektóre gesty na gładziku, i nie wiem czemu w Chromie nie działa menu kontekstowe (=włączane prawym przyciskiem myszy). Chyba kwestia ustawień klawiatury, ale jeszcze nie doszedłem, co, gdzie i jak ustawić.

  26. Eliza F. pisze:

    Mistrzu Q na Ciebie zawsze można liczyć -dzięki Happy teraz mam ”myślenice” Wink

  27. Eliza F. pisze:

    To wiem tylko przeczytałam wpis u MISSI i nie wiem czy tak szybko zasnę a spać mi nie daje myśl że ten chłopiec był taki samotny wśród ludzi …!!!?

  28. Jo. pisze:

    U mnie wyjątkowo długi dzień dzisiaj. Oby jutrzejszy nie był wyjątkowo krótki…

  29. miral59 pisze:

    To może opowiem jak dziś miałam przechlapane Amazed Byłam w Elgin, a to ok. 30 mil (48km) jazdy autostradą. Roboty drogowe, jak już wspominałam ciągną się niemal na całej trasie. Czysty obłęd Weary
    Wjeżdżałam na autostradę, gdy na słupie, tuż przy drodze usiadł piękny myszołów rdzawosterny. Oczywiście zaczęłam hamować w międzyczasie sięgając po aparat. Byłam już blisko niego, gdy za mną pojawiła się dziewczyna w białym samochodzie. Nie wiedziała czemu hamuję i zatrąbiła. Myszołów poderwał się spłoszony. Wściekła dodałam gazu. Z pięknego zdjęcia nici… Angry
    Początkowo jechałam normalnie. Tam jest ograniczenie prędkości do 45 mil na godzinę, ale kto by się tak wlókł… te 70 można wycisnąć Wink Happy-Grin
    Daleko tak nie pojechałam Weary Ruch kołowy niemal stanął w miejscu. Jak mi prędkościomierz pokazywał 15 mil/godz. to już było szybko. Najczęściej nawet wskaźnik się nie ruszał Worry
    Stałam w tym korku jak przymurowana, gdy zobaczyłam czaplę białą lecącą majestatycznie po skosie. Sięgnęłam po aparat. I tak stoję Happy-Grin Zdążyłam go włączyć, gdy wszystko ruszyło… rad nierad, odłożyłam wyłączywszy uprzednio. Nie wiem czy podjechałam 100 metrów i znowu stop. Żal mi było tej czapli… Podjeżdżaliśmy wolniutko, czy zobaczyłam lecące kormorany. Szybki chwyt za aparat, włączenie… i znowu samochody ruszyły i przyśpieszyły. Wyłączyłam i odłożyłam. Angry Kolejne kilkaset metrów i stop. Starałam się nie rozglądać, bo mało mnie coś nie trafiło In-pain
    Zobaczyłam kolejną czaplę białą krążącą nad autostradą. Staliśmy, więc grabnęłam najszybciej jak potrafię aparat… i w tym momencie ruszyli. Mało mnie apopleksja nie trafiła Mad Pomyślałam, że skoro przyśpieszają, jak tylko wezmę aparat do ręki, to nie wypuszczę go i będę trzymać. Albo coś ustrzelę, albo pojadę szybciej. Wink Stanęliśmy, a ja jak ten głupek trzymałam kurczowo włączony aparat. Jak na złość nic nie latało… W końcu odłożyłam. Pojawiła się czapla modra. Chwyciłam aparat i oczywiście ruszyli Pondering W sumie chyba z dziesięć razy łapałam i odkładałam ten aparat, a i tak za daleko nie pojechałam. W końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie wydarzył się wypadek. Nie wiem jak ten samochód tam wjechał, ale był rozwalony w drzazgi. Chyba wycinali drzwi od strony kierowcy, bo nie tylko ich brakowało, ale i kawałka dachu. Policji było multum, chyba z 10 samochodów no i oczywiście straż pożarna. Od tego miejsca można już było jechać normalnie. Każdy przyśpieszał i chociaż nie było zjazdu z autostrady, to jakoś tych samochodów zrobiło się jakby mniej. W sumie, tak normalnie jadę do/z Elgin ok. 40 minut. Teraz przy robotach drogowych potrafi mi to zająć nawet godzinę. Dziś jechałam prawie dwie… Jeszcze żeby mi się udało „ustrzelić” chociaż z jednego ptaszka Worry A to nie!!! Żaden jakoś nie był łaskawy… Wink Overjoy
    I czy nie miałam przechlapane? Niby nie trzynasty, a pech jak cię mogę Wink Overjoy

  30. Krzysztof z Gdańska pisze:

    Dzień dobry słonecznie TooHot!

    Tak piękny dzień warto rozpocząć filiżanką mocnej, aromatycznej kawy 😉
    Wobec tego zapraszam wszystkich na ten napój expresso

    Dziś polecam mocną, gorzką, w sam raz na przewidywane upały Wink

    • bee (zetka) pisze:

      Uch, drabinka mi się pomyliła. To do Krzysia pytanie jak tam jego wyprawa 🙂

      • Krzysztof z Gdańska pisze:

        Dzień dobry Bee(zetko). Hi3
        Wyprawa się udała (niemal) perfekcyjnie. Było lepiej niż przypuszczałem. Trafiliśmy na okres promocji regionu i wszystkie muzea były za darmo!
        Zrobiliśmy całą planowaną trasę z wyjątkiem cmentarza mennonickiego w Stogach (kierowca pomylił zjazdy i potem szkoda było czasu, żeby nawracać). Wszystkim się podobało.
        Dziękuję za pomysł z „muzeum miodu” kierowniczka tak się przejęła, że czekali na nas z ciastkami i miodem – normalnie rewelacja Approve

  31. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Dojechałem do pracy i schnę… Overjoy

  32. Eliza F. pisze:

    Dzień dobry życzę miłego dnia a dla Bożenki lżejszego niż się zapowiada Delighted

  33. Jo. pisze:

    A gdzież to wszyscy się podziali?

  34. Quackie pisze:

    Dzień dobry, dzisiaj z podróży i z tableta, więc skrótowo.

    Ponieważ już kończę „Codziennik”, dzisiejszy opis Jo nie jest dla mnie niestety zaskoczeniem, w sensie, że wszystko pasuje do (smutnych, ale prawdziwych) elementów układanki. Idę czytać dalej, na Wyspę jeszcze dzisiaj na pewno wejdę, ale pewnie już tylko na dobranoc. No chyba że mi się uda wcześniej.

  35. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Dziś rano sobie poczytałam i chciałam sobie z letka popisać, gdy zostałam brytalnie oderwana od komputera Disapproval Nawet nie zdążyłam słowa napisać. Tak to jest jak się ma wolne Worry
    Małżonek sapną z pretensją, że ja sobie siedzę przy kompie, a mieliśmy jechać do warsztatu, do banku, po zakupy… Fakt, mieliśmy. No to pojechaliśmy. W warsztacie ludzi jak natkał. Nawet na zmianę oleju trzeba by było czekać ze dwie godziny. Ja piórkuję! Zapytaliśmy tylko, czy do wymiany paska rozrządu (to chyba się tak nazywa, bo po angliczańsku to „timing belt”) potrzebne jest zamawianie wizyty, czy mają takie coś na stanie. I w sumie się nie dowiedzieliśmy, bo gościo się zainteresował i wysłał jakiegoś mechanika z nami do samochodu. Mechanik się przejechał i orzekł, że to nie pasek, a skrzynia biegów. Tylko z tego co kiedyś nam mówili, to pasek powinno się wymieniać co 60 tys. mil (ok. 100 tys. km), a na tym pasku jeździmy już ponad 140 ty. mil. Czyli powinien być wymieniony. Nie znam się na tym. W każdym bądź razie dostaliśmy namiary na specjalistów, którzy mają sprawdzić tą skrzynię biegów i w razie czego naprawić. Tylko nie wiem kiedy tam pojadę Wink
    W warsztacie straciliśmy nieco czasu… potem do banku. Dzień wolny, długi weekend, to i w banku kolejka kilometrowa. Odstaliśmy Worry Potem po sklepach. Jak ja tego nie znoszę!!! Chciałam kupić takie wiszące podstawki na kwiatki, żeby móc powiesić te, które są zwisające i żeby mi ładniej w ogródku wyglądało. Byliśmy w dwóch sklepach i nie znalazłam… a mówi się, że w amerykańskich sklepach wszystko jest Conceited Były co prawda jakieś, ale nie takie jakbym chciała. Nie chcę obskurnych sznurków w różnych dziwnych kolorach. To kwiatki mają się rzucać w oczy, a nie zaczepiście kolorowe sznurki…
    Potem sklep spożywczy… Mieliśmy kupić śmietanę, owoce i oliwę… Jak zwykle kupiliśmy wszystko i jeszcze więcej, a o oliwie zapomnieliśmy Wink Happy-Grin Kiedyś po sól jeździliśmy cztery razy… Małżonek zajął się swoimi sprawami, a mnie przyszło do głowy, że w ogródku nie robiłam już kilka tygodni i czas najwyższy sprawdzić co tam słychać. Zarośnięty był niemożebnie!!! Odziabałam cały, tu przesadziłam, tu wyrwałam, tam dosadziłam. Oprócz tego małżonek wyciągnął mi „power wash-a”, żebym mogła umyć nasz pojemnik na śmieci. Myję go co jakiś czas, bo inaczej zaczyna śmierdzieć, a stoi pod naszym kuchennym oknem… Przy okazji umyłam nasze lodówki turystyczne i swoje sandały Wink Gdy skończyłam pracę, było już po 19… Padam na dziób Tired I to ma być to wolne?!!! Amazed To już chyba wolę do pracy Wink Jedno pocieszenie, że nie musiałam gotować obiadu Happy-Grin Synek właśnie wrócił z pracy… głodny jak wilk Pleasure To sobie smaży jajka na boczku (jak zaznaczył kurze jajka) i też jest dobrze Happy-Grin
    Jutro (u Was dziś) skoro świt jedziemy na wiśnie… W inne miejsce. Tam jeszcze na wiśniach nie byliśmy… Całe szczęście nie muszę się zastanawiać co z nimi zrobić, bo wszystko idzie na nalewkę. W dużym gąsiorku jest tych wiśni tylko trochę na dnie… dużo jeszcze się zmieści Happy-Grin

  36. miral59 pisze:

    Popisałam i idę spać Spanko
    Nie wiem tylko jak będę spała, bo za oknem ciągła kanonada. W przeddzień święta masę ludzi puszcza race, petardy i fajerwerki Weary Można się wściec… Czuję się jakbym była na froncie podczas II Wojny Światowej Amazed Gdyby przestali choć na 15 minut, mogłabym zasnąć, a wtedy niech sobie walą, mnie takie drobnostki nie przeszkadzają Happy-Grin
    Miłego dnia Wam życzę Buziaczki
    Ps. cholerka, walnęło tak, że aż szyby zadrżały Amazed Pogłupieli!!! Jak co roku zresztą…

  37. Jo. pisze:

    Co z tym nowym pięterkiem?

  38. Quackie pisze:

    Dzień dobry. 4 lipca faktycznie jest jak Sylwester u nas, z tymi „próbnymi” wybuchami, niech to szlag. Za chwilę wychodzę, sobota będzie nieco biegająca, więc… ale póki co – Wyspa.

  39. korab1 pisze:

    Witam ciepło i słonecznie :))) Nareszcie lato, takie jak drzewiej bywały :)))

Skomentuj bexa lemon Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)