Nie wiem czy odwiedziłbym Wyspę gdyby nie mgła. Po gorącym lecie i słonecznej jesieni listopad przyniósł deszcze a po deszczach mgły. Wczoraj wieczorem przyjrzałem się tej mgle rozlanej jak mleko, otulającej domy, zaplątanej w gałęzie drzew. Była to mgła iście krakowska, taka która potrafi trzymać królewskie miasto w kleszczach przez kilka dni i więzi samoloty na Balicach. Nie wiem jak u nas było tego dnia z odlotami samolotów, autobusy na szczęście kursowały, bo wybrałem się na koncert do National Concert Hall i żal byłoby się spóźnić. Przechodząc przez skwerek obok mojego osiedla pomyślałem znowu, że widok jest taki krakowski, tak muszą wyglądać Planty w jesienne wieczory. Wydało mi się nawet, że słabym blasku latarni dostrzegłem sylwetkę jegomościa w długim płaszczu i w kapeluszu na głowie. Z drugiej strony skwerku zamajaczyła zgarbiona, konusowata postać mężczyzny dźwigającego na plecach jakieś tobołki i coś co wyglądało na sztalugi. Matejko! – przemknęło mi przez głowę.
Ale skąd tu Matejko? To jest Dublin, na koncert jedziesz, autobus masz za dwie minuty, patrz pod nogi, abyś się nie pośliznął na mokrym liściu.
Udało się. Bez liścia na głowie wsiadłem do autobusu, przez mgłę do centrum dotarłem, koncertu w całości wysłuchałem. Pierwsza część nieco nużyła, bo jedna z wczesnych symfonii Mozarta była zbyt cukierkowa. Dynamiczna ale pozbawiona dramatycznego pazura, który w całej okazałości miał się pokazać w części drugiej. Na nią właśnie do NCH przybyłem, na nią się wykosztowałem, wcześniej nie miałem okazji wysłuchać na żywo VII Symfonii Beethovena. Ciekawiła mnie zwłaszcza spokojna część druga tej symfonii. “Dwójka z siódemki” – jak ją nazwał jeden z internetowych znajomków – potrafi obudzić uczucia nostalgiczne, jej powtarzalny rytm mocno zapada w pamięć, kto wie czy nie ma działania hipnotycznego… Nawet wina w antrakcie nie piłem, aby całej “siódemki” wysłuchać w całkowitej trzeźwości. Opłacała się ta wstrzemięźliwość. Do domu wracałem uskrzydlony, pod nosem nuciłem pastoralny motyw z części drugiej albo poddawałem się dudniącym w głowie oszalałym rytmom części finalnej.
Na znajomym skwerku przywitała mnie ta sama mgła. Z niej wyłonił się gość w eleganckim płaszczu i równie eleganckim kapeluszu. Szyję osłaniał długim szalem, w ręku trzymał laskę, może to był złożony parasol. Czekał na mnie na ścieżce, kiedy podszedłem bliżej, zmierzył mnie krytycznym wzrokiem. Wtedy go rozpoznałem, po niebieskich oczach i charakterystycznej młodopolskiej bródce. Ja miałem na sobie skórzaną kurtkę i dżinsy, na głowie żadnego nakrycia – w jego oczach musiałem wyglądać niepoważnie, jak jakiś woźnica z Bronowic, jednak Stanisław Wyspiański nie okazał niczego po sobie. Sam zainicjował rozmowę. Najpierw poleciał cytatami z Wesela ( skąd wiedział, że ja Wesele lubię?), potem przeszedł do poematów poważniejszych. Przeskakiwał z Wyzwolenia na Akropolis, potem rzucił paroma zdaniami z Wyzwolenia. Badał mnie czy wszystko rozumiem, czy z jego heroizmem się zgadzam, czy narodowe uczucia podzielam. A ja zaczynałem mieć dość. W słuchaniu przeszkadzał mi intensywny oddech deklamatora. Wyspiański, nawet jako zjawa nie wydzielał bynajmniej “miłej woni z pyska” jak to się zdarzało panterom i jeleniom ze średniowiecznych bestiariuszy. Wyraźnie wyczułem wyziewy wódczane, znane owszem z młodości ale zupełnie nieobecne w moim obecnym środowisku.
Wyspiański musiał wyczuć, że ja wyczułem, bo przy jednej z najbardziej patetycznych kwestii z Warszawianki, stracił nagle rezon, głos mu osłabł, po czym spojrzawszy mi prosto w oczy, zdobył się na wyznanie:
– Nie smakuje mi wasza zabarwiana wódka. Próbowałem, parę razy próbowałem, ale nadal od tutejszego jamesona wolę naszą galicyjską siwuchę. Może mniej wykwintna ale za to nasza, swojska. Nie dane było mi doczekać wyzwolenia, zmarło mi się za wcześnie, dlatego teraz świętuję. Mój wódczany oddech ma ponad sto lat, niezłe co?
– Ale nie o oddechu chciałem. O wyspie mam z tobą do pogadania, bo to nasz wspólny temat jest. Wspólny jak najbardziej bom jest Wyspiański a ty wyspiarski i nie zaprzeczaj mi tu. Zatem wspólna to jest rzecz nasza, rzecz listopadowa. Ja wyobraź sobie wszelkie wyspy kolejno odwiedzam, byłem już na Jamajce, na Wyspie Wielkanocnej i na Wielkiej bodajże Brytanii. Jestem w drodze na Fidżi. Na Pacyfik pcha mnie tęga Moc, tajemna Moc, chociaż noc, ciemna noc. Marzyło mi się to, że na chwile zajrzę na Madagaskar – o tej wyspie i jej zacnych bywalcach dużo dobrego słyszałem, ale nie dla mnie ten wirtualny ton, za głośny tam blogerski dzwon. Przeminął z wiatrem na odwiedziny dzień and nobody knows when that blessed day will come again. Dlatego tobie tę wyspę powierzam, zajrzyj tam koniecznie pokłoń się mieszkańcom czapką z piór. Jak nie dotrzymasz – czeka cię sznur.
– Odezwij się na Madagaskarze najskładniej jak umiesz. Ale nie opowiadaj im o żadnym egzotycznym kurorcie, kafelkowych mozaikach i rozdętych dekoracjach. O zalatujących kruchtą malunkach, kolorowych pergaminach też nie opowiadaj, kogo teraz interesują średniowieczne bajki? Napisz coś swojskiego, narodowego z ducha, krzepkiego w treści. Napisz tak… żeby się zakołysał tron. Choćby poemat na cześć kiszonej kapusty, naszej polskiej, małopolskiej, spod Bochni albo Myślenic. W beczce jest moc.
Co to ja jeszcze chciałem powiedzieć? Aha! W naszych czasach też słuchaliśmy Beethovena. Nie tak często jak dziś, bo sprzęt grający był do dupy, więc żeby wysłuchać orkiestry trzeba było mieć dostęp do salonów albo do filharmonii. W Paryżu często bywałem na koncertach ale tam Beethovena nie grali, w kółko tylko Offenbach i Offenbach. Ale w Krakowie słyszałem go na pewno, na niemieckich kompozytorów cesarz wydawał zgodę, więc był Beethoven i mistrzowie walców wiedeńskich. Ale może się mylę, lata minęły, muzyka nie była moja dziedziną, pamiętam to wszystko jak przez mgłę. Ups, chyba to słowo na m nie powinno paść. Zamajaczył się duch, złagodniał chuch. Prysnął czar.
Wołając we mgłę pytania kto mnie wołał, czego chciał, Wyspiański rozpłynął się w ciemnościach. Przez chwilę w wilgotnym powietrzu unosił się wódczany opar jego oddechu, na kropelkach mgły nieco dłużej kołysała się kwaśna woń stuletniego płaszcza i równie starego kapelusza. Potem i to zniknęło. Brązowe liście szurały pod butami, ruszyłem do domu bez pewności czy idę we właściwą stronę. Mgła nie tylko nie rzedła ale nawet jakby zgęstniała. Żaden chochoł się nie pojawił, żaden biały koń nie przegalopował po trawniku. Skwerek, który tyle razy przemierzałem wydał się nagle bardzo obcy. Chciałem zadzwonić do żony, żeby włączyła jakieś mrugające światła we frontowym pokoju, wtedy trafiłbym we właściwe drzwi. Rychło okazało się, że komórkę przezornie zostawiłem w domu. Nie miałem wyboru. Krzyknąłem za zjawą, że sznur się nie przyda, że na Wyspę zawitam i całą rzecz listopadową, nasza wspólną wyspiańsko-wyspiarską rzecz rzetelnie opiszę, pozdrowienia przekażę. Mgła natychmiast się rozstąpiła, znalazłem ulicę, znalazłem dom. Od progu skierowałem się prosto do komputera. Klawiatura leżała na swoim miejscu jak wierny czarny pies, monitor mrugał niebieską diodą niemalże porozumiewawczo, gotów do współpracy. Cóż było robić? Obietnic należy dotrzymywać. Pozdrawiam Wyspiarzy w imieniu własnym i tego pana, który deklamował we mgle.
Od Redakcji: "Dwójka z siódemki" od 20:10 🙂
Nasz zamorski przyjaciel dostarczył tekst napisany specjalnie dla społeczności naszej Wyspy. Choć nie chce się angażować w formalną przynależność, z przyjemnością i dumą witam go w gronie autorów. Nikt z nas, tak jak on, nie potrafi przeprowadzać wywiadów z wielkimi mistrzami!
No rzecz jasna trzeba dodać, że odpozdrawiamy was serdecznie – i ciebie, Autorze, i twojego rozmówcę!
O tak…. mam to we wdzięcznej pamięci….. i żałuję, że „z
a głośny ten blogerski ton”… aleć mistrz Wyspiański bywał cieniutko złośliwy i nadal mu nie przeszło 🙂
Jak to był odrzekł namawiany na kieliszek wódki dla humoru ? „Humor mam zawsze, a od wódki boli mnie głowa ” …..
Właśnie wychodzę pokręcić, pozwolę sobie przeczytać (i zapewne skomentować 🙂 ) po powrocie.
DobryWieczór:)) Listopad to pora niebezpieczna dla Polaków, na szczęście mamy już grudzień :))
Witaj Stateczku
grudzień, Mikołaje, renifery….. prezenty.oj….
Dobry wieczór 🙂 Przeczytałem tekst ze smutkiem , bowiem przypomina przeszłość i zmusza jednocześnie do refleksji nad dniem dzisiejszym ….. Pojechałem do Przychodni na zaplanowaną wcześniej wizytę . W obszernym korytarzu , ukłonił mi się jakiś pan , odpowiedziałem – dzień dobry i wtedy usłyszałem : Co się dzieje z tobą do cholery Max ! Kolegów nie poznajesz ? Przyjrzałem się , sięgnąłem do pamięci i powiedziałem : Jasiu , pamiętam ciebie ,kiedy byłeś elegancko ubrany , ogolony ,wzór do naśladowania , a dzisiaj widzę ciebie w opłakanym stanie . Jesteś nieogolony , w podniszczonym ubraniu , zaniedbany ,to jak mogłem skojarzyć ciebie z tym Jankiem , którego pamiętam ? .Przyznał mi rację .Usiedliśmy na pogawędkę i kiedy wysłuchałem jego opowieści , to ja jemu przyznałem rację , a może nawet dwie racje Na upływający czas nie mamy wpływu , jest to tak samo smutne jak listopadowy wieczór .
Maksiu… nie mamy wpływu na upływ czasu, ale możemy się starać trzymać pion, choć to niekiedy naprawdę bywa trudne….
Mozna się dobrze trzymać – tylko nie wypada już, aby się ” puścić ” …..
hmmmmm…..na to nie mam dobrej odpowiedzi, Maksiu..
O rany. Ale temat. Ale tekst. Idę czytać jeszcze raz.
Dobry Wieczór – mogę przysiąść na kawkę ?.
na ?.
Coś tak nostalgicznie się zrobiwszy…..
Dwie łyżeczki cukru moż
Ależ proszę się częstować, cukru ci u nas dostatek.
Nb. pamiętam jak kolegę słodzącego sześć łyżeczek na filiżankę zapytała jego siostra „A nie byłoby ci prościej wlewać kawy do cukierniczki?”
Jasne. 🙂

Jak byłem mały, w rodzinie pijało się herbatę bardzo cienką i mocno słodzoną, i bardzo mi to odpowiadało. Gdy więc pewnego dnia w gościach pierwszy raz w życiu zostałem zapytany, ile łyżeczek cukru sobie życzę do herbaty, odpowiedziałem z zachwytem największą liczbą, jaką wtedy znałem:
– Osiemnaście proszę!
Zatchło mnie… Dygam i proszę o kolejny wywiad
Jak podziękować ? Laudate, laudate
.. „o siwa mgło, o, srebrna mgło, o mgło bez końca „…, jakże jestem ci wdzięczna za inspirację dla tego listu ….
!
Pozdrowienia dla Autora i Wszystkim dobrej nocy z Beethovenem (?) 😀
„Siódemki słuchałam dość niedawno temu i też z podziwem….
No dobrze, przeczytałem ponownie.
Po pierwsze, Autorowi wielkie dzięki za dzieło, bo skłania do myślenia i przemyślenia.
Po drugie, tak sobie myślę, że jeśli Wyspiański wybył na Wyspy (NIE na WyspĘ), to niedobrze. Powinien jednak snuć się po krakowskich Plantach i zaczepiać wstawionych studentów krakowskiej ASP, a jeżeli łazi po Dublinie i pija jamesona, to albo wszyscy ci studenci siedzą już w Irlandii, albo maestro Stanisław kierunki pomylił. Szanowny Autor natomiast wielką rzecz zrobił, wysłuchawszy go i spisawszy.
A może Wyspiański tam wyjechał, gdzie dusza narodowa wyjeżdża? Gdzie taka masa ludu się przeprowadza? Jak bogowie u Gaimana, którzy przyjechali z kolonistami do Ameryki? Oby tylko się z tego jakiś powszechny exodus nie zrobił, bo jak nam tak jeszcze parę ważnych duchów narodowych wybędzie, to co tu zostanie – powiat mordobijski z przyległościami?
No chyba żeby miało być i tak, że duch Mistrza Wyspiańskiego na Zieloną Wyspę zaniesie (czy też już zaniósł) trochę naszego, hmm, chucha, w sensie raczej spiritus movens niż innych spirytualiów. Że tak jak Polki na Wyspach chętniej rodzą dzieci, tak dzięki obecności naszego ducha – mimo albo oprócz asymilacji – już ta Irlandia nie będzie tak samo irlandzka jak przedtem, ale trochę i polska. Podobieństwa przecież są, historyczne i obyczajowe, tylko u nas palmy nie rosną, bo za daleko mamy do Golfsztromu.
A ja myślę, że Mistrz Wyspiański korzysta z wolności od trosk i buja po świecie…nie bacząc na emigrację i kwestie demograficzne !
Sama zawsze sobie tak wyobrażałam wolnego ducha
Spiritus flat ubi vult… i czasem tylko chuch zostaje
Może i tak, skoro po różnych wyspach i Wyspach podróżuje? Ale że o nas pomyślał, to mu się chwali!
Jutro kolejny dzień w pracy… Dobranoc!
Wobec tak dużej ilości muzyki dzisiaj wieczorem na Wyspie pozwalam sobie na przerwę. W barokowych dobranockach jesteśmy już na literze „V”, więc przerwa i tę zaletę będzie miała, że kompozytorów potem na dłużej starczy 🙂
Ale snów mogę pożyczyć, to i życzę – snów o duchu swojskim a życzliwym, na jakiejkolwiek Wyspie by się człek nie znalazł.
Dzień dobry

Nocne rozmowy Wyspiarzy!! Och, jak ja je zawsze lubiłam rano poczytać 😀
Serdeczne SzanPaństwu
Witajcie!
Na lądzie kolejny dzień pracki…
Mistrzu T. a jak tam w Krakówku, smok czy mgła?? Witam Pana
A nawet widoczność nienajgorsza 🙂 Zimno nieco…
Kłaniam się zatem gorąco!
Dzień dobry

Zapraszam na poranną kawę
Dzieńdoberek Krzyś
…doberek
Kawa wypita, pora wracać do pracy
Kiedy będzie piątek?!!!
Tuż…tuż…
Teoria względności potwierdza, że od piątku do poniedziałku jest bliżej niż od poniedziałku do piątku…
A od wtorku?
A duch Wyspiańskiego po moim domu się w nocy szwendał!! Nie tylko na Wyspie!! Noo naprawdę 😀 Tak mi się tekst spodobał, że zasnąć nie mogłam, a rano… Zaspałam do pracy

Ale już siedzę i piję kawkę podaną, przez sympatycznego kolegę! I to mi się bardzo odpowiada
Proszę przekazać pozdrowienia dla sympatycznego kolegi. 😀
Dobra kawa z rana to jeden z dowodów na istnienie Boga (jak mawiają Włosi)
A dziękuję, przekażę 😀 Jeszcze się zdarzają młodzieńcy sympatyczni i dobrze wychowani
albo ja jeszcze śpię 
Taaa moja kawa jakaś, cholewcia, lurowata…
Może by coś do kawy dodać?
NIe mówię, że zaraz „irish caffe”, bo to w pracy nie wypada (chociaż pasowałoby do czytanego tekstu 😀 )ale goździki, cynamon albo (po Etiopsku) trochę soli 😀
Dzień dobry, z opóźnieniem, znad kawy, sprzed ekranu… Czuję się dzisiaj dość lakonicznie.
Dobrze, że nie lakoonicznie…
W sumie może trochę też? W splotach rzeczywistości? 😉
DzieńDobry:)) Na wpół żartem na wpół serio, pan się bawi galanterią :))
Dzień dobry. Ja to odebrałem od tej połowy serio.
Czas do pracki, do zobaczenia jak zwykle…
Dzień dobry
Przeczytałam wszystko jeszcze wczoraj i bardzo mi się ten tekst podobał
Zaczęłam się zastanawiać jak by tu zgrabnie napisać i … zasnęłam przy kompie
Jeszcze dobrze, że zasypiając przechyliłam się do tyłu, a nie z nosem w klawiaturze
Ale jak się pracuje 12 godzin, to i mało dziwne. Dziś mam powtórkę z rozrywki
I zaraz wybywam do pracki. Niestety…

Miłego dnia życzę, a Autorowi serdeczne gratulacje składam
Dzień dobry! Usiłuję sobie wyobrazić, jakby mógł wyglądać komentarz, jakbyś zasnęła z nosem na klawiaturze… 😀
Dzień dobry


Lepiej sobie nie wyobrażać
Raczej nie byłoby to do czytania… oczywiście gdyby ktoś mi to wysłał, bo aż taka zdolna nie jestem
Dzień dobry wszystkim. Jeszczem w Lubiczu nie był, jeno tu ptakiem śpieszyłem, pracę na dziś skończywszy, kiedy mię wodze ściągnięto, a ku innej jeszcze robocie zawrócono. Ledwie zdążyłem odpowiedzieć tu i ówdzie… Jak tylko się z tym uporam, wracam tu.
Panie Kmicic….. pięknieś się Waćpan wyekskuzował 🙂
Dobry wieczór



o pozdrowienie ode mnie Wyspy zielonej, w której się zakochałam bardzo 

A ja się nosiłam z zamiarem napisania Wam co nieco o moim pobycie w Irlandii
Po przeczytaniu zamieszczonego tekstu chowam głowę w piasek
Laudate … to jest piękne !!!
Pozdrawiam serdecznie bardzo i
A teraz idę poczytać tutaj,tutaj i tutaj i tutaj i część IV
Kopciuszku drogi!
Wyciągnijże natychmiast głowę z tego piasku i zrealizuj swój zamiar jak najprędzej!
Nigdy na Wyspie nie było konkursów czy konkurencji, każdy z nas pisze inaczej i o czym innym, i każdy wpis jest wszak z sympatią i zainteresowaniem czytany. Precz z kompleksami!
A teksty o zakochaniu są zawsze piękne!
Że się żaden biały koń nie pojawił, to doprawdy żal, boć one (nie tylko białe) do domu nawet we mgle trafiają…
♥
Dobry wieczór 🙂 Nie tylko białe konie we mgle trafiają do domu .W młodości ,wiele razy wracałem do domu końmi nocą , polnymi drogami , przez las i wioski i nigdy nie musiałem trzymać w reku lejcy .Wystarczyło przywiązać rzemienie do kłonicy i słowo : wio ! Ciekawe , ze konie same regulowały prędkość jazdy .Przy równej drodze rwały do domu jak na wyścigach , przy wyboistej hamowały , pełna kultura i demokracja . Zatrzymywały się koło stajni i rżeniem meldowały o mecie . Koń , to wyjątkowo mądre zwierzę ….
Witaj kolorowa Bezetko…. jak to robisz ? 🙂
Dobry wieczór
Może tak ??
<font color= „kolor”> Tekst </font>
Spacje usunąć
Kolorki po angielsku

Pozwoliłem sobie lekko poprawić przykład 😉
skąd wziąć kolor ?
Witaj Lordzie W. Bardzo się cieszę, gdy do nas zaglądasz !
Dobry wieczór. A zbiór dostępnych kolorów można jeszcze poprosić? Bo np. tej fuksji (fuchsia) bym się nie domyślił 😉
Dobry wieczór,podstawową paletę można wpisywać w języku angielskim : blue, red, black, yellow itd.
Dziękuję obu Panom 🙂
Pośpiesznie dołączam do podziękowań ….
Yyy… A dlaczego wpisałem „orange” a wyszło mi niebieskie???
Z racji tego Mistrzu,że pomarańcz nie należy do podstawowej palety 16 kolorów 🙂
Kolor pomarańczowy możemy uzyskać poprzez darkorange
Edit : A jednak orange jest oznaczeniem dla koloru pomarańczowego. Sprawdzone.
A dziękuję 🙂 w tabeli od Mistrza Tetryka jest jeszcze „OrangeRed”, ale próbowałem i zostaje czarna czcionka, jakbym w ogóle nie otagował.
Musiałeś Mistrzu coś pomylić,wpisałem orange i tekst jest w takim też kolorze.Nie wiem dlaczego u Ciebie wyświetliło na niebiesko.
W zabawie kolorami czcionek można uzyskać bagatela 16 777 216 kolorów 🙂
Jedyną różnicą był cudzysłów wokół „orange” – polski zamiast angielskiego. Po edycji i zmianie faktycznie jest pomarańcz, ale czemu cudzysłów miałby wpływać na zmianę koloru??? Ha, zagwozdka.
Myślę,że to pytanie już do Mistrza T. On na pewno potrafi to wytłumaczyć. Ja działam jedynie na ogólnikach 🙂
Co do koloru,orangered Mistrzu on też działa a wygląda on tak :
Orange
Darkorange
Orangered
Wczoraj Ukratek uczył mnie kodów. powiększać i zaczerwieniać kiery…zafioleciłam się, bo już mi jakoś tak szaro dookoła, to chociaż tak troszkę, chociaż słowa
Idę kręcić za minut 5. Pojawię się na Wyspie zaaa… godzinkę? Pewnie trochę więcej.
Jestem z powrotem i nawet nie zaprzężono mnie do żadnego pługa, więc pewnie pobędę dłuższą chwilę 🙂
Ależ się Panu upiekło
A ja dobrowolnie się zaprzęgłam ;( Nic to, na dzisiaj koniec 😀
Ani nawet do kłonicy nie uwiązali? Szczęściarz z waszeci!
No – żebym nie przechwalił 😉 ale taki los, jak człek się zachowuje jak kuń, na równej drodze szybko, na wyboistej – ostrożnie, znaczy jak robi to, czego się po nim spodziewają, i robi to dobrze, to częściej zaprzęgają. Jest nawet taka taktyka postępowania w korporacjach, żeby pewne czynności wykonywać kiepsko, bo w innym przypadku dokładają roboty, nie dokładając zapłaty.
Pracowity i geniusz to jedna zgroza, Kwaku !
W Japonii znają takie pojęcie jak śmierć z przepracowania. Mnie to nie grozi z moim podejściem, ale znam ludzi, którym w życiu dokładano tylko obowiązków. Zazwyczaj kończyło się to potężnym wierzgnięciem, bo też w naszym kręgu kulturowym zanim ktoś dojdzie w pracy do stanu agonalnego w związku z przeładowaniem, to prędzej wierzgać zacznie.
Potwierdzam ! sama to przećwiczyłam ( wierzgnięcie, rzecz jasna )
To świetnie. Na każdego przychodzi czas wierzgnąć, w tej czy innej sprawie
Dobrej nocy i do… wiadomo 😀
Usłyszałam wczoraj informację o amerykańskich próbach syntezy termojądrowej… Podobno udanych! To byłaby dopiero rewolucja w energetyce…. i w świecie. 🙂
Ooo, gdzie? Ja przegapiłem, a jeżeli to prawda, to można powiedzieć, że groźba kryzysu energetycznego nieco się oddala!
Martin Lockheed jest autorem tej syntezy. O dziwo nie GE…. Info było, ale nie zapytałam gdzie się ukazało.
Noo, to jest postęp. Jeżeli „kompaktowy” reaktor ma mieć rozmiary ciężarówki z kontenerem zamiast budynku… Ale hmm, mówienie o statkach kosmicznych zdolnych dolecieć na Marsa w miesiąc?!? To byłby przełom na miarę XIX-wiecznej rewolucji przemysłowej, jeżeli nie większy.
Zabawny komentarz Kwaku, a melodia ucieszna, niech więc serca rosną….
Dobranoc, do jutra! 🙂
I ja się już pożegnam, dobranoc i do jutra.
Dzień dobryyyy… śpię! Nie budzić!! Się nakazuje

PS Skowronki odleciały do ciepłych krajów
Dzień dobry, dzisiaj nieco wcześniejsze. Co też dzień przyniesie?
Szybkie DzieńDobry! – bo dzisiaj młyn!!!
Witam Wyspiarzy ciepło i grudniowo, Wielkanoc tuż, tuż :)))
Już za chwileczkę, więc zaczynam szykować pisanki. Dzień dobry!
Mistrzowi Dyngus, Ukratkowi Emaus :)))
Dzień dobry !
Wolny poranek i luuuuuuuuuz, a za oknem pierwszy śnieg. Wielkanoc tuż tuż, bo Stateczek zawsze ma rację 🙂
Kawa? koniecznie, bo dzień mi na niczym przejdzie …..
Podstępnie wybudowałam trudne pięterko, więc – zapraszam
Oj tam, oj tam
Wcale nie takie trudne 😉