« Mało słodkie aspekty życia w Pszczółkach wieków temu parę. Komu... komu.... »

Silniejsze od miecza

Była sobie raz w rozległym, dającym schronienie i jedzenie lesie Sherwood banda wesołych rzezimieszków. Nieźle posługiwali się łukami, więc naturalne było, że najczęściej dorodny koziołek obracał się nad ogniskiem, a z kolei niezwykle rzadko banda musiała kontentować się kubkiem poziomek lub jagód albo koszykiem grzybów. Zresztą wcale nie uzbieranym samodzielnie, tylko odebranym rozbeczanemu pacholęciu czy pomstującej babinie.

Per saldo jednak okoliczni mieszkańcy wychodzili na sąsiedztwie z bandytami nienajgorzej; nie żeby ktoś miał rozdawać im pieniądze lub dobra ot tak, za friko, ale kiedy panowie bandyci sobie popili, to stawali się dość rozrzutni i hojnie płacili za wypite piwo, małmazję, czy też najnowszy wynalazek z gór Szkocji, zwany w spauperyzowanej, brudnej łacinie „mocarnym” – „vis-qui”. Płacili także za możliwość podszczypywania – i nie tylko podszczypywania – miejscowych Saksonek, zazwyczaj płowowłosych i bardzo konkretnie zbudowanych.

Żyli więc sobie bandyci na marginesie średniowiecznego społeczeństwa całkiem nieźle, co oczywiście było solą w oku miejscowego zarządcy, Szeryfa z Nottingham, który miał jak każdy normalny człowiek imię i nazwisko i nazywał się Roger de Laci. Roger pod wpływem zarówno sugestii z dołu (zausznicy) jak i żądań z góry (książę Jan Bez Ziemi) uznał, że taki samorządny niezależny związek jak banda z Sherwood nie ma racji bytu w systemie feudalnym, w którym – jak wiadomo – każdy ma miejsce przydzielone przez Boga i nie powinien się z tego miejsca wychylać w górę ani na boki. A jak się wychyla – należy przyciąć.

Dlatego też za bandą rozesłane zostały listy gończe. Znaleźli się na nich ważniejsi bandyci. Był więc Mały John, chłopisko wielkie, postawne a kudłate, człek mocarny, niezrównany w mordobiciu i ręcznym otwieraniu mostów zwodzonych. Był braciszek Tuck, mimo tuszy zwinny i silny, który pod noszoną już tylko li dla facecji tonsurą krył przebiegły umysł, sprawny w planowaniu napadów i unikaniu pułapek. Był też Szkarłatny Will, zwany tak, ponieważ kiedy się wkurzył – co następowało bardzo łatwo – twarz i kark czerwieniały mu niebezpiecznie; biada jednak temu, który próbował z tego drwić, albowiem był Will znakomitym szermierzem, przerabiającym przeciwników na mielone równie sprawnie za pomocą miecza jednoręcznego, półtoraka i olbrzymiego claymore’a. Był piękny Alan z Doliny, który tym się odznaczał, że od płowowłosych Saksonek wolał płowowłosych Sasów (i całkiem często z wzajemnością), a już po trzecim piwie gardło wygładzało mu się tak, że nie powstrzymałbyś go przed wykonaniem żadnej pieśni. Była także kruczowłosa Marianna, której delikatna sylwetka i skromnie spuszczony wzrok – zdarzało się – zmyliły niejednego, ale zaraz z błędu wyprowadzał go ostry myśliwski kordelas, albo z dalszej odległości – cisowy łuk po dziadku.

Był też w tej bandzie – ale już nie na listach gończych Szeryfa – jeden młodzieniec, który niczym szczególnym się nie odznaczał. Jak na średniowiecze, był to całkiem zwyczajny facet. Z łuku strzelał średnio, mieczem i inną bronią białą robił przeciętnie, w zapasach wręcz zwyciężał prostych kmiotków, ale już z przyboczną gwardią Szeryfa nie miał większych szans. No, raz mu się udało, był w odpowiednim miejscu i czasie i podstawił nogę temu rycerzowi, co trzeba, czyli w tym przypadku Sir Gejowi z Gisbourne. Ale też właśnie dlatego nie był to czyn, który by mu u reszty bandy przyniósł uznanie. Imię tego młodzieńca – Robert z Locksley.

Robert miał jeszcze jeden zwyczaj, sprawiający, że inni bandyci patrzyli na niego z politowaniem: otóż nader często zaszywał się w lesie nieopodal obozowiska, skrobał się w głowę, stękał, gryzł paznokcie i w ogóle zachowywał się, jakby był niespełna rozumu. Przynajmniej tyle widzieli i słyszeli pozostali. Dlatego też braciszek Tuck znacząco kręcił kółka palcem na tonsurze, a inni gromko się śmiali. Ach, jakże się mylili! Robert zawsze nosił przy sobie manierkę z inkaustem, zaostrzone pióro i pęk pergaminów, na których spisywał wszystkie przygody bandy – z nader specyficznego punktu widzenia i w sposób jakoś tak nie zawsze zgodny ze stanem faktycznym. A przecież to te właśnie pergaminy ostały się przez wieki i przekazały nam najbardziej dzisiaj popularną relację o tamtych wydarzeniach! I tak narodził się najlepszy łucznik, szlachetny i czuły, mądry i z charyzmą – Robin Hood. A Szeryf Nottingham z Rogera stał się już na wieki złym Szeryfem.

Dlatego zapamiętajcie, drodzy Czytelnicy – warto nie tylko czytać, ale i pisać: pamiętnik, dziennik albo bloga. Bo to wiadomo, czyja wersja przetrwa dłużej?

________
Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany na blogu madagaskar08.pl oraz w witrynie www.kontrowersje.net . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

71 komentarzy

  1. Quackie pisze:

    Tekst z morałem, sprzed 4,5 roku, właśnie sobie o nim przypomniałem, że go chyba jeszcze na żadnej Wyspie nie było. Delikatnie zmieniony, ale wydźwięk nadal słuszny 🙂

  2. Tetryk56 pisze:

    A morał jest jak najbardziej właściwy. Już wizerunek cesarza Klaudiusza ustalił nam nieprzyjazny mu Tacyt w swoich pismach…

    • Quackie pisze:

      Tak se myślę, że ci polscy kronikarze też mieli swoje sympatie i antypatie…

      • Tetryk56 pisze:

        Nie pamiętam, czy to Kadłubek, czy Gall Anonim zachwycał się prawdziwie wielkopańskim przyrodzeniem miłościwie panującego księcia Henryka Overjoy

        • Wiedźma pisze:

          Witaj Ukratku… Gall nie miał na to szans. A Kadłubkowi zawdzięczamy pierwszego świętego – tak skutecznie opisał cuda Stanisława ze Szczepanowa, ze uczynili go patronem Polski…. a przy okazji ustanowili funkcję advocatus diaboli, niezbędną przy wszelkich kanonizacjach. Potęga pióra !!! i nawet Robin Hood z Kadłubkiem przegrywa 🙂

      • miral59 pisze:

        A czy teraźniejsi „kronikarze”, czyli media nie robią w ten sam sposób? Czytasz w jednej gazecie o wielkim sukcesie polskiego rządu w Brukseli, ile to „utargowali” dla Polski. Bierzesz drugą gazetę i czytasz, jaką to spektakularną porażkę ponieśli, bo można było „utargować” co najmniej dwa razy tyle Wink Happy-Grin I gdyby następne pokolenia miały to czytać, kto w tym medialnym szumie jest w stanie wyłowić prawdę… Także przez te wieki nic się nie zmieniło w naszym kronikarstwie Wink

  3. Quackie pisze:

    Idę kręcić zaniebawem.

  4. Quackie pisze:

    No i jestem z powrotem, dość przyzwoicie zakręcony.

  5. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Historia pouczająca, a morał zachęcający Wink
    Nie mam talentu pisarskiego, ale i bez niego piszę Overjoy Zrozumieć, zrozumiecie, a niedociągnięcia wybaczycie Wink
    To co się będę szczypać…
    Mam już nowe kaczkowate, ale zaczekam, bo widziałam jeszcze drugi napoczęty wątek. Czyżby zwyczaje na Wyspie się zmieniały i zaczniemy wstawiać dwa wątki na raz? Amazed Potem holender nie wiadomo na którym pisać Thinking
    Szczególnie jeśli będzie jak wczoraj… Dwa ciekawe i zaraz jeden po drugim…

    • bezetka pisze:

      Komfort w tym przypadku jest o tyle duży, że zawsze można zapytać „co autor miał na myśli”, w przeciwieństwie do w wiekszości już nieżyjących klasyków 😉

  6. miral59 pisze:

    Dziś u mnie było zimniej, niż zapowiadali. Nie wierzę, że aż -6C. Musiało być mniej. Do tego lodowaty wiatr… brrrrrr jak zimno. Ta noc i jutrzejszy dzień, według statystyk, to najzimniejsze noc i dzień od 111 lat Amazed To chyba skutek tego „global warming”, chociaż ja bym powiedziała, że to „global warning” (globalne ostrzeżenie) Wink Happy-Grin Bo zmiany klimatyczne są coraz wyraźniejsze… A może to tylko zawirowania, które po kilku latach miną i wszystko wróci do normy? Czas pokaże…
    A na razie marznę Wink

  7. Quackie pisze:

    Dzień dobry, dzisiaj z poślizgiem, ale kawa się nie wylała. Już siedzę, piję i czytam 🙂

  8. miral59 pisze:

    Dzień dobry Pleasure
    Zamarzłam. Było dziś tak zimno, że spryskiwacz do przedniej szyby mi zamarzł. Zanim odmarzł, byłam już daleko od domu. Zimą takie temperatury, to norma, ale teraz? Jak patrzę na mapę pogody… nawet na Florydzie wystąpiły przymrozki Amazed To co mówić o Illinois… Ale na weekend ma się trochę ocieplić, tyle że będzie deszczowo. Oby to tylko potem nie zamarzło Amazed
    Dziś jadąc w pobliżu Fox River, widziałam cieniutką warstwę lodu na niej… Aż się wierzyć nie chce, że zaczyna się zima Weary

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)