No dobra, przyznam się! Nie będę już więcej ukrywał, co wyświetla mi moja wyobraźnia, gdy planuję kolejny wypad na Mazury! Oczywiście, relaks, oczywiście oderwanie od cywilizacji – to wszystko też… Ale podstawową motywacją, znaną ludzkości jeszcze przed zejściem z drzewa, jest łakomstwo. Zaspokoić głód, zaznać tych wszystkich przyjemności, którymi mądra natura owo zaspokajanie głodu obwarowała. To jest to, co tygrysy lubią najbardziej.
Już zbliżając się do Mikołajek wiemy dokładnie, gdzie skierujemy się możliwie najprędzej. „Złotą Rybkę” odwiedzamy co roku od 18-tu lat i choć w wielu miejscach na Mazurach jadaliśmy ryby, to miejsce jest specjalne – gdyby było bliżej Krakowa, jeździłbym tam bez przerwy. Przez czas naszej znajomości stara kucharka przekazała swe umiejętności młodszej bez szkody dla sprawy – wciąż są tam najsmaczniejsze sielawy na całych Mazurach. Popatrzcie zresztą sami…
Włóczymy się przez te dwa tygodnie mniej więcej po całym szlaku Wielkich Jezior i gdzie się da, szukamy dobrej rybnej kuchni. Mimo obfitości (jednak!) ryb w jeziorach i rozmaitych rybodajni, o dobrą smażoną rybkę jest naprawdę trudno. Prócz bezsprzecznie prym dzierżącej Złotej Rybki, udało się nam znaleźć zaledwie kilka adresów, gdzie można zjeść podobnie smacznie. Trzy lata temu rozpoczęła działalność restauracja – hotelik „Rybaczówka” nad jeziorem Bocznym (trafiliśmy do niej dopiero w tym roku). Jest jeszcze znakomity zajazd w Ogonkach – na samym północno-wschodnim krańcu szlaku Wielkich Jezior nad Święcajtami – tam wszakże z powodu lokalizacji bywamy tylko raz w sezonie. Z wymienionych, klimatycznie najciekawsza jest Rybaczówka – lokal przeznaczony wyłącznie dla miłośników ryb i lokalnych potraw. Pani Teresa ze Złotej Rybki, aby utrzymać się w miejskiej konkurencji, musi niestety serwować także drób, wieprzowinę i pizzę – zawsze mnie dziw bierze, jak wielu ludzi nie potrafi docenić smaku świeżej ryby…
Jak się już ma pełny żołądek, można napawać się urokami sąsiedztwa. Na wodzie można spotkać mnóstwo jachtów, a także większych statków – najwięcej jachtów najczęściej stoi w portach, bo inaczej tłok byłby nie do wytrzymania. Mnogość ludzi ma niestety swoje ciemne strony – mimo niezwykle celnego apelu, widniejącego nad jednym z kanałów, prawie na każdym dzikim noclegu można było zebrać parę worków śmieci, a saperka pozwalająca zakopać organiczne ślady swojego pobytu wydaje się dla większości luksusem zupełnie nieznanym.
Żeglowanie po Mazurach to nie tylko woda i ryby. Na bujną tamtejszą przyrodę składają się również owady i wiele większych zwierząt – z tarpanami i jeleniami włącznie – oraz roślinność, porastająca zarówno płytszą wodę, jak tereny suche i mokradła. Naszą uwagę zwróciła m.in. różnorodność grzybów, pasożytujących na drzewach – nie wiem, czy wszystkie można nazwać hubami…
Celowo poprzednio nie wspomniałem o ptakach, gdyż to zupełnie odrębny, wielki rozdział księgi mazurskiej przyrody. Za króla tamtejszego ptactwa uważany jest łabędź – ogromny i piękny ptak o nieskazitelnie białym upierzeniu. Łabędzie wędrują po jeziorach, często całymi rodzinami, rozglądając się za jachtami, z których można by uzyskać trochę żarcia w zamian za pozowanie. Rzadko można je widzieć w powietrzu – latają raczej nisko nad wodą, wydając bardzo charakterystyczny świst skrzydłami. W odróżnieniu od dorosłych, młode porośnięte są szarym puchem – co ładnie opisał już J.Ch. Andersen. W sierpniu i wrześniu w wielu miejscach można spotkać ptasie sejmiki – rozmaitych gatunków. We wrześniu wysoko na niebie dają się widzieć klucze żurawi i kormoranów, szykujące się do odlotu.
Wdzięcznym obiektem fotopolowania są mewy – wszędzie ich pełno, bywają głośne i kłótliwe i obsrywają wszelkie bojki, jakie im się uda znaleźć. Ale najprzedniejszymi modelkami są kaczki, ulubiony cel obiektywu mojej córy. Te potrafią pozować bodaj całymi dniami…
Dodam jeszcze parę nastrojowych krajobrazów znad różnych jezior – i niech zasłona nocy opada na tę opowieść.
Zapraszam do wspólnej przechadzki po Mazurach – jednej z najpiękniejszych stron naszego kraju.
Skorzystałam z zaproszenia jako pierwsza… Dziękuję
To była wspaniała wycieczka

Zdjęcia są super, o komentarzach nie wspomnę
Od razu widać, że jesteś żeglarzem 
Przepraszam, że wtrącę swoje dzisiejsze przeżycie. Ale muszę to komuś opowiedzieć
Po kolejnych kilku sekundach doszłam do wniosku, że jakby pierdykło za blisko, to bym nie zdążyła pomyśleć o kałuży
Z duszą na ramieniu poszłam na parking. Synek czekał… Nie boję się burzy
i nawet wzięłam ze sobą aparat, żeby w razie czego zrobić zdjęcie błyskawicy… Nie zrobiłam…
Dziś było ciepło, ale burzowe chmury chodziły od południa. Pod wieczór zerwała się burza. Deszcz lał jak z cebra, a pioruny waliły ostro i gęsto. Pod wieczór burza przeszła na wschód. Deszcz przestał padać… O 20 miałam odebrać syna z pracy. Wyszłam z domu. Ciepło. W oddali widziałam błyskawice i pomrukiwanie oddalającej się burzy… Szłam do parkingu szpalerem drzew między domami… A tu jak nie huknie mi nad głową. Blask pioruna mnie oślepił, chociaż huknęło z tyłu… Od huku byłam ogłuszona na dobrą chwilę. Skuliłam się w sobie i w tym momencie zdałam sobie sprawę, że stoję w kałuży na chodniku
Witaj, Mira!
Niemiła przygoda, ale drzewa wśród których szłaś posłużyłyby za piorunochron nawet, gdyby uderzenie było bliższe. Niebezpieczne byłoby stanie tuż pod uderzonym drzewem, albo w pobliżu w zbyt dużym rozkroku – wtedy chwilowe napięcie między stopami może okazać się zbyt duże…
Dzień dobry Miral: )))
Ta kałuża to Twoje dzieło?
Dzień dobry… się rozmarzyłam. Błogi spokój z tych zdjęć emanuje.
Dzięki Tetryku 😀
Rzeźby w drewnie świątków i inszych postaci stały się ostatnio modne? U nas też się pojawiły na różnych skwerach. I dobrze 🙂
PS Motyl na pniu, którego nie widać, a jest 😀 ma złożone skrzydełka. Prawda?? Chyba, że mnie wzrok myli 😀
Tak, ma złożone 🙂 Trzeba przyznać, że wtopił się w tło fantastycznie!
Witaj Mistrzu 😀 Znaczy, że mam sokoli wzrok!! O! Ciebie też widzę
Aha, co przyjmujemy za pewnik o Mistrzu T.?? Że lubi dobrze zjeść!!! Świeżutką, słodkowodną rybkę 😀
I dlatego pewnikiem jeszcze się mięśnia piwnego nie dorobił
A w tych rybkach to ości dużo podają???
To zależy od gatunku. Sielawa ma ości bardzo delikatne, właściwie tylko w szkielecie który łatwo odchodzi po rozpołowieniu. Fileciki z okonia są zupełnie ości pozbawione, przy linach i sandaczach (niefiletowanych!) trzeba bardziej uważać.
Pierogi ze szczupakiem są zupełnie pod tym względem bezpieczne.
Witam porannie i cichutko 😉
Cieszę się, że się podobała nasza wędrówka.
Podoba?? Taż my Ci najzwyczajniej zazdrościmy

i co z tego, że zazdrość jest paskudnym i nagannym uczuciem
Rozleniwił mnie Pan T. okrutnie.. Czas za teczki się brać. No to narka
DzieńDobry;)) Na Mazurach bywałem w latach sześćdziesiątych, zapewniam, iż było zupełnie inaczej. Potem jeszcze raz pod koniec siedemdziesiątych na dwutygodniowych wczasach w Mikołajkach. Było równie pięknie, tylko jakby nieco luźniej. Jachty były też nieco mniejsze, Omegi, Turystki, DZety, to co widać na zdjęciach przypomina Monaco w środku sezonu :)))
I ja pływam od wtedy 🙂 z przerwą po studiach 🙁
Od tamtego czasu bardziej mi jedynie odpowiada dostępność małych jachtów kabinowych – dzięki temu łatwiej mi nocować w niewielkich dziurach w trzcinach, jak najdalej od Monaco!
Dzień dobry. Na Mazurach za dorosłości byłem raz, ale ponieważ żadni z nas wodniacy, to popłynęliśmy tylko z Rucianego-Nidy do Mikołajek i z powrotem, czy czasem nie tymi-ż „Śniardwami” właśnie. Wrażenia z podróży oczywiście krótszej były zbliżone do Tetrykowych, chociaż nie tak intensywne i detaliczne, co niewątpliwie się chwali Autorowi. Pamiętamy jeszcze koniki polskie (tarpany?) w stacji doświadczalnej PAN, które podchodziły do zacumowanych nieopodal jachtów i żebrały o jedzenie zupełnie jak ptactwo. Natomiast z jeziora, zdaje się z Bełdan, pamiętam zjawiskowy, czarny (!) trimaran, ewidentnie z jakiegoś włókna szklanego, ale z ożaglowaniem na oko całkiem nieciekawym, w sensie – zupełnie konwencjonalnym, jednomasztowym. Ta łódka z dwoma masztami i gaflami – cudna, w pierwszej chwili, sądząc po żaglach, człowiek oczekuje większej jednostki, a potem oko zjeżdża niżej i te proporcje między załogantami a jednostką są dziwnie zaburzone. Natomiast reje na szkunerze być może służą tylko do wieszania zbuntowanych majtków?
Żagle rejowe stawia się przy kursach pełnych, tzn. wietrze od rufy. Szkuner na zdjęciu płynie niezbyt ostro, ale jednak pod wiatr, dlatego ma je zwinięte.
Moją przygodę z żeglarstwem rozpocząłem na jeziorze Rożnowskim, od walnięcia mnie w głowę przez sternika, kiedy usiadłem w Omedze na skrzyni mieczowej. To był mój pierwszy raz na jachcie. Tetryk pewnie zrobiłby to samo, podobnemu jak ja debiutantowi :)) Mimo tego niemiłego incydentu, pokochałem żagle :)))
Mazury…. Piękne miejsce…Ruciane i mój znajomy przemytnik z Ukty koło Rucianego Nidy…Goła Zośka, węgorze łowione nocą w kanałku między Jeziorem Białym a Neckiem….Kanał Augustowski w Przewięzi… Kiedy to było….: (
Jak byliśmy koło Piecek Krutyńskich (2-3 lata temu?), to jeździliśmy do Rucianego, bo to samochodem żabi skok, a samo Ruciane – doskonała baza wypadowa i do Prania, i do Mikołajek (w oba miejsca wodą). Byliśmy też w Giżycku i tamże w twierdzy Boyen, ale to już szosą. Poza tym raczej wiosłowanie Krutynią w kajaczku.
W Krutyni próbowałem wędkować, ale bez powodzenia – zbyt czysta woda, niestety. Wszystkie ryby mnie widziały i wiały w krzaki gdzie pieprz rośnie!: ( Na dodatek rzeka podzielona jest na parę odcinków którymi zawiadują różne przedmioty i trzeba za każdym razem u kogo innego pozwolenie wykupić, a koło Ukty to wcale nie można. Zabronione!: (
Jedyny skuteczny rybołap, jakiego widziałem nad Krutynią, to była czapla. Zupełnie bez wędki i przynęty.
To prawda, czaple sobie radzą, ludzie próbują, ale choć ryba jest, to efekty marne. Pełno zielska i w oczkach trzeba łapać!
Dobry wieczór 🙂 Czytam i oglądam, mam zaległości, potężne
Dobry Misiaczku 😀 Zapracowany??
Przeczytałem Lajkonika [bez komentarzy pod nim], skrzyżowanie początkowe Vabanku z rozwinięciem Lemowskiego zamiłowania do skrótów rodem z podróży 20, „Dzienników Gwiazdowych”, rozwinęło się w powieść szpiegowską A. MacLeana, genialne połączenie 🙂

Vabank, słusznie, ciekawy byłem, czy kto skojarzy pana Kotysa w roli łysego lokatora, który twierdzi, że nikt taki tutaj nie mieszkał.
Lem chyba podświadomie, bo w ogóle mi przez myśl nie przeszedł (podróż 20.? Miśku, przypomnij o czym to? Ta fałszowana rzeczywistość to chyba raczej z „Kongresu futurologicznego”, ale tam była chemicznie fałszowana, a tu – hm, na oko fizykalnie bardziej – elektronicznie.)
Powieść szpiegowska raczej ogólnie niż szczegółowy MacLean, ale masz rację, że zamiłowanie agenta Nowaka do łgarstwa i fałszowania obrazu sytuacji nawet, kiedy go złapią, ma w sobie coś z piętrowych intryg tego autora.
Podróż 20 zaczyna się od wpadnięcia gościa na Tichego w bibliotece, którym to gość okazał się nim samym z roku dwa tysiące sześćset któregoś tam, podróżujący na chronocyklu i będący, tu zerkam do książki: Naczelnym Dyrektorem Programu TEOHIPHIP, czyli „Telechronicznej Optymalizacji Historii Powszechnej Hyperputerem”. Po czym sam siebie zaprasza do programu, który ma na celu poprawianie historii, tak mi się skojarzyło, ten obcy, te skróty, nazewnictwo, pojęcia nie mam dlaczego 🙂 🙂
Hmmmm, poprawianie historii? Trafiłeś w sedno, sam nie wiesz, jak bardzo. I ja też nie wiedziałem, aż się zastanowiłem.
Maxiu, wracaj szczęśliwie z tego wesela 😀 I cobyśmy nie musieli za Tobą listów gończych wysyłać 😉
Nie jestem nowicjuszem,jakoś, to będzie. Kiedyś na balu,podkusiło mnie aby na szczęscie zbić mały talerzyk . Trzasnąłem skorupką o podłogę, talerzyk rozleciał się,a malutki odprysk ugodził jedną z dam w nóżkę.Pojawiła się mała kropelka krwi,co tak rozwścieczyło jej partnera,że dorwał mnie za klapy i walił mną w ścianę. Na szczęście zacząłem rechotać i facet zbaraniał, a wszystko zakończyło się ogólnym śmiechem i dobrą zabawą :Ok
No teraz to mam problem, Tetryk nic nie zaznaczył ścichapęk jeden,że felieton będzie o żarciu, w połowie nabrałem oskomy na tarpana i jelenia soute z rusztu z przegryzką z łabędziego giczoła, bo ryb nie lubię, nawet w formie paprykarza i zrobiłem się psiakrew głodny, co prawda dopiero letko po północy, ale jak zacznę coś smażyć, to mnie baba za papiloty wyniesie na dwór i zatrzaśnie wrota za sobą, mnie tam ziąb nie straszny, ale wilgoć paskudna, reumantyzm mnie gotów pokręcić, chyba jednak pójdę spać na głodniaka, a w brzuchu kuczy 🙁
Aha, to już wiem co mnie obudziło. Burczenie Miśkowego brzucha. Do księżyca? W pełni 😀
A przyznam ci, Mirelko, że węgorz-padlinożerca mnie też nie smakuje. Jest za tłusty, można go spożywać w proporcji jedno dzwonko na pół litra, ale co to za smakowanie?

Ale sielawka – to zupełnie co innego…
Gorący, prosto z wędzarni węgorz to pychota!! Tłuszcz człekowi aż na łokcie spływa, a my go dzierżymy oburącz i skórę coraz dalej ściągając pogryzamy wonne mięsko!
Tylko musi trafić do wędzarni świeżutki, nie mrożony najpierw pół roku !
Druga w kolejności sielawka, a trzeci duży leszcz! Taka trójka! Następnie karp, a później już słonowodny halibut! Ten też ma być na gorąco wędzony. Ryb wędzonych na zimno nie lubię!
Sieja jest stanowczo przereklamowana!
A jak już wyżeramy ryby Mazur to z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że smażona stynka jest doskonała!
Dzień dobry… W ulubiony poranek.. 😀
Jeszcze śpicie?? Też coś
Pobudka!!!
Może by tak na ryby???
Dzień dobry! Płatki z jogurtem (lub mlekiem 1,5%), ale do tego jeszcze banan w plasterki skrojony – śniadanie mistrzów. I kawa, jak najmocniejsza.
I do roboty.
Matulu, matulu, co te ludzie jedzą…!!: (((
Witam cichaczem i dzisiaj! 🙂
Dzień dobry :)Strasznie senny dzień dzisiaj, dobudzić się nie mogę:)
Dzień dobry: )))
No, trzymajcie się Wyspiarze, bladym świtem wybywam!
I jak ja bez Was wytrzymam?; (
Witaj nam witaj 😀 A zobaczysz, po powrocie, jakie my smukłe figury będziem mieć! Z tęsknoty
Papa pa!! Do zobaczenia!!: )))))
A mocz się, biczuj, porażaj, laseruj i… co jeszcze?

Do zobaczenia i tradycyjnie: papa..
Ja w dom, Senator w nogi!
A może, jak mu się będzie w kuracjach nudziło, urodzi się kolejna gawęda o jakichś łowach? Obiecywane dziki już pewno ratkami przebierają… 🙂
Hi,hi… Ileż tam „łań”.. do upolowania..
Największe Gaduły tej Wyspy będą nieobecne..
I Kto przejmie pałeczkę?? I będzie Rozrusznikiem 😀
Właśnie wróciłem z wywiadówki od starszego, uprzedzając pytania, nie dość, że niedawno zaczął naukę, to jeszcze przypominam, że nowa szkoła. Wychowawczyni – polonistka starej daty, bardzo zasadnicza i konserwatywna, więc Junior ma przerąbane, jako że nie rymuje się z takimi osobami, niestety. Mam nadzieję, że sobie nie nagrabi na początku.
Może akurat pokocha biały wiersz?
Pokocha sztukę minimalistyczną, a konkretnie jednozgłoskowiec, co prawda znam tylko jeden wiersz o takim metrum…
Uuuu.. Wiek buntu i w ogóle. W drugiej klasie będzie lepie 😀 Wyczuje czego, który nauczyciel wymaga, jakie ma „odchylenia” i inne takie 😀
Taż ambitny przecież jest 😀
Żeby /ci indywidualiści/ umieli utrzymać język za zębami, ale nie.. Musi na swoim postawić i to słowo za słowo, choćby w nagrodę wyleciał za drzwi 😀 Matko, skąd ja to znam 😀
Umff, tyle że w drugiej klasie to już będzie po ptokach, jeżeli chodzi o wyrabianie sobie marki wśród nauczycieli.
Różnie bywa… Belfer też człowiekiem bywa 😀 Wiem, wiem, że lepiej na zimne dmuchać.
Kochani, pozdrowienia od Wiedźminki. Czuje się lepiej, łyka antybiotyk i insze piguły 😉 W niedzielę wieczorem się odezwie, a wyjazd ma w poniedziałek i wraca w środę 😀 Hurrraaa 😀
Przyłączam się do owacji!
Dobrej nocy Państwu i do pogodnego (!!!) jutra 😀
Spokojnych, miłych snów!
Dzień dobry
Trochę mnie mało ostatnio…
Fizycznie i psychicznie… Najgorsza jest niepewność i oczekiwanie… Czy się zdarzy i co się zdarzy… Czy to najgorsze?
Dziś jestem wykończona
Miłego weekendu Wam życzę

I spadam na górę
Dzień dobry. Sobota niestety biegająca, będę zaglądał, ale nie wiem, kiedy i na jak długo.
Dzień dobry!!!
Zapraszam na późne śniadanie, a co poniektórych pewnie na obiad 😀 Byle nie na kolację 
Aaa oczywiście piętro wyżej, schodami, schodami – dla zdrowotności 😀