« Pomogłem: ))) Foty z-Krety-niałe »

MIĘTUS…

A lato było piękne tego roku….

    Czerwiec był, pamiętam, radosny a przyjazny. W dzień złociutkie słoneczko świeciło jasnymi chmurkami czasami przesłonięte. Pieściło, głaskało, delikatnie otulało ciepełkiem miłym. Wieczorkiem, tak tuż przed zachodem słońca burza czasami się pojawiła. Zwał ciężkich chmur przesuwał się zwolna, grzmot z ciężkim dudnieniem zewsząd zdawał się dobiegać, błyskawica zygzakiem ciemniejące coraz bardziej niebo przecinała i zaczynał w końcu padać deszcz. Szare smugi sięgały ziemi, liście ze szmerem poczynały pod ich uderzeniami drgać, strużki wody płynęły, łączyły się w większe, a te znalazłszy jakieś zagłębienie kałuże tworzyć poczynały. Kałuże rosły, rozlewały się szerzej i szerzej aż w końcu pojawiały się na nich bańki. Więcej ich było i więcej. To znak, że wkrótce deszcz padać przestanie. Pomalutku łagodniał, mniejsze i mniejsze krople o ziemię stukały aż i ostatnia spadła. I było po burzy…. Lżejsze o całą wylaną wodę chmury odpływały i na umytym niebie pojawiało się złociście zachodzące słońce. Zmrok zapadał powoli, przedmioty wokół traciły swe wyraźne kontury w ciemności nadchodzącej nocy się roztapiając, wiaterek leciutki liście odkurzone na drzewach poruszał i niósł ze sobą słodkie zapachy setek kwiatów. Najmocniej pachniała maciejka. Drobniusieńkie fioletowe kwiatuszki na cienkich zielonych łodyżkach rozsypane upojną woń jak co wieczór wydzielać poczynały, a w świeżutkim  rześkim podeszczowym powietrzu rozchodziła się ona daleko od rabaty… Do dziś maciejkę co roku wysiewam. Jej zapach czasy dzieciństwa i domu rodzinnego mi przypomina…
  W piękny, jaśniutki, ledwo wstały poranek zasiedliśmy z teściem i szwagrem nad Wieprzem między Trawnikami a Biskupicami, niedaleko Chełma.

Czerwiec kończył się powoli i statecznie, lipiec z kalendarza już już wyglądał… Niewiele tego roku śniegu zimą spadło i roztopami już dawno spłynął. Wiosna bez specjalnych ulew i długotrwałych deszczów spokojna była to i nadmiar wody w rzekach nie groził. Korytami sobie, jak Pan Bóg przykazał płynęły, resztki rozlewisk dawno opuściwszy. Spokojnie i dostojnie. Taki stan wody najlepszy dla wędkarza. Ryba nie przemieszcza się diabli wiedzą gdzie jak przy wysokiej wodzie ani nie wisi w niej jak przy zbyt niskim  jej stanie starając się nie udusić z braku tlenu i o żerowaniu ani myśląc. Najlepszy jest stan równowagi i ustabilizowane ciśnienie ciut ciut powyżej 1010 hPa. Wszystko to było akuratnie jak trzeba, a wieści dochodzące od zaprzyjaźnionych kolegów po kiju dawały nadzieje na udane połowy. Ryba była na braniu!!  Nu, teraz jej pokażemy jak się z wody wyłazi!! Rozkładamy sprzęt, szykujemy zanęty i zaczynamy sobie gruntować łowisko. Po kilkunastu minutach każdy z nas ma wymacane kilka dołków i wędki idą do wody. Łapiemy na zestawy spławikowe, tzw. przystawki bo uciąg jest. Niewielki bo niewielki ale jest.. . Specjalne spławiki montowane na stałe na przeciążony zestaw dadzą znak o najlżejszym skubnięciu przynęty. Ryba jest w Wieprzu i to nielicha.  Na haczykach białe robaczki, czerwone też. Ja mam jeszcze przygotowane gotowane stare kartofelki, teściu gotowaną białą pszenicę z miodem, a szwagrowski ciasto wedle własnej tajnej receptury z żółtkiem jajka na twardo i jakimiś korzeniami zagniatane. Ulepił pigułę tak sprężystą że się od podłogi odbijała jak piłka lanka. Musiał ładne dwie godziny solidnie to miętosić ale efekt niezwykły. Mnie nigdy nie udało się doprowadzić ciasta do takiej konsystencji. Czysty kauczuk, nic innego! Wędki już na podpórkach, tyłek na krzesełku…. Można zapalić. Papierocha wydłubuję a tu mi na lewej wędce spławik cyk-cyk, cyk-cyk i pod wodę! To ja trach, zacięcie! Siedzi. Podholowuję bliżej i bardzo ładna płoć wędruje do siatki. Biorę się zmienić sflaczałe białe a tu na prawej wędce to samo! Tnę!! Siedzi! Taka sama, jeden rocznik. Kątem oka widzę, że szwagier coś holuje, z drugiej teściu harata jak trza! No, dobrze chłopaki gadali że ryba na braniu…. Po półgodzinie łapiemy już tylko na jedną wędkę każdy. Nie ma czasu na zabawę z dwiema bo na jedną ledwie się człowiek wyrabia! Ale frajda!! Brania nieco słabną, ale co jakiś czas rybka skubie dalej. Do moich płoci dołączyły już leszcze, parę pasiaków, a i kilka świnek też się trafiło. Teściu ucapił brzanę. No, powalczył on sobie z nią ale brzana piękna, trójka tak na oko!! Powędrowała oczywiście z powrotem do wody bo choć to już koniec czerwca był ale okres ochronny trwa do trzydziestego. Teściu wprawdzie coś począł sapać że to dwa czy trzy dni brakuje i ryba już na pewno wytarta, aleśmy zgodnie go zakrzyczeli i kłusol jeden musiał ją wypuścić! My nie mamy, to i on nie będzie miał!! Uspokoiło się znacznie, ja na zegarek a tu piąta dopiero. Łapaliśmy ledwie godzinkę a sukcesy jak po kilku! Piękne miejsce. No, zapalę sobie. Zapaliłem. Zaciągnąłem się ulubionym carusiem  tak solidnie, że aż moja przepona z miednicą serdecznie się przywitała… Wonny dymek w niebo i Pan Wędkarz w błogim szczęściu odpoczywa. A wędeczki sobie stoją… Papierosa wypaliłem, peta do wody (dawne czasy – cham okropny już zaczynałem być!) i patrzę. Spławiczki prawidłowo na boczku częściowo zanurzone leżą, czasami prąd wody lekko je przesunie ale zaraz karnie na miejsce wracają, króciutkie białe antenki w czerwonych czapeczkach tkwią, rzeka czyściutka, niebo błękitne, soczyście zielona trawa, w niej kwiaty, na nich motyle…. Pszczółki sobie latają, nektar sobie zbierają, wszystko ślicznie ale…. ale ryba przestała brać!! I to jak nożem uciął. Teściu nic, szwagier nic no i ja też nic. Co jest?? Zwołujemy naradę i po dziesięciu minutach, kiedy już szwagier z teściem kłócić się przestał, dochodzimy do wniosku że nigdzie się nie ruszamy! Jeden chciał miejsce nowe za mostem wyszukać, drugi jeszcze dalej, a mnie nie chciało się ruszać i przy moim zdaniu – jako rozjemcy – wszyscy trzej zostaliśmy! Bo i gdzie będę lazł…Ryba na branie wróci a jak nie wróci to i czort z nią. Mało jej mam? No wiem, nie po ryby a na ryby przyjechaliśmy i troszki zbyt krótkie brania niedosyt zostawiają, ale co tam – lato przed nami.  Bug, jeziora, torfianki, glinianki… Co, nie mamy gdzie jeździć?

  Szwagier jest łazik i menda co się szwęda! Nie usiedzi toto na miejscu i jak mu ryba dłużej nie bierze to łazić zaczyna. Wstał, rozejrzał się i poszedł. No i dobrze, teścia nie będzie wkurzał i do zawziętych kłótni gdzie należało na ryby jechać prowokował! Spokój to piękna rzecz. Zgłodnieje to wróci bo prowiant mamy wspólny a on żyrty jest, nie wytrzyma długo z pustym bufetem! Nie minęło nawet dziesięć minut gdy prawie galopem przylata-

– Raki są – powiada.

– Gdzie? – pytam leniwie – w Wieprzu?

– W takim rowku, tu niedaleko!

– Szwagier – mówię – w biały dzień na środku rowka raka zobaczyłeś?

– No!

– Co no, co no – teściu się zirytował – przecież one nie durne w dzień łazić, one nocą! Ty co, nie wiesz o tym?

– Wiem – odpowiada grzecznie szwagier – ale tam łażą za dnia! I pokazuje ręką gdzie jest owo tam!!

Tu mnie też nieco ruszyło, bo rak wystraszony, owszem z kępy wodorostów wystartuje do ucieczki ale on wtedy tyłem spyla! Zamachnie się ogonem, ogon pod brzuch mu się chowa i odrzut do tyłu go popycha. Ewentualny napastnik jest nastawiony, że ten opancerzony obiad głową do przodu będzie mu wiał, a ten mu śmig do tyłu! A potrafi i kilkanaście takich skoków wykonać jeden po drugim! Ale łazi tylko wtedy gdy jeść idzie (nocą!) albo jak chory i zdychać posuwa.

– Jaki ten rak?– pyta od niechcenia teściu.

– Duży.

– A jaki ma kolor?

– Niebieski!

Teścia aż poderwało! Mnie też!  Bo trzeba też Wam wiedzieć, mili Moi, że raki nasze rodzime mają zasadniczo dwa kolory pancerza. Rak szlachetny jest zdecydowanie niebieskawy, a rak błotny, co to do nas już przed wiekami gdzieś znad Morza Czarnego przywędrował, taki brązowy, ciut zielonkawy nawet. Ten nasz szlachetny to rzeczny, ten drugi to stawowy, choć w rzekach też występuje! Naszych raków już prawie nie ma.

  Przywleczona wraz z amerykańskim rakiem pręgowatym dżuma racza wymordowała raka rodzimego do tego stopnia, że dziś, próbując introdukować go z powrotem do czystych rzek (a żyje tylko w czyściutkich!) i innych zbiorników, robi się to w ścisłej tajemnicy, nocami, by nikt nie zauważył a informacja o jego siedliskach jest pilnie strzeżoną tajemnicą! A ten amerykański parszywiec?? Małe toto, może żyć w brudnej wodzie, żre co popadnie i na dodatek uodporniony na tę dżumę! No i rozprzestrzenia się jak pożar w stepie!  Swoją drogą co z tej Ameryki do nas nie trafi to paskudztwo! Sumik karłowaty, rak pręgowaty i sygnałowy, fast food do produkcji brzuchaczy i coca-cola do odkręcania zardzewiałych nakrętek…A ludzie to piją!

   No, idziemy za szwagrem. Do rowka niedaleko. Wody w nim żabom po kolana ale przejrzysta jak w źródełku.  Piaseczek na dnie czyściuteńki, bieluteńki, gdzieniegdzie malutkie fałdki w nim jak maciusieńkie wydmy na pustyni. Tu jakaś drobinka czegoś czarnego przed taką zmarszczką  się zatrzymała, tam i ówdzie druga. Wodorostów sporo…. No, tylko raków szukać. A raka ni jednego. Normalne, jeśli są to w dziurach siedzą, a ten, co go szwagier zobaczył, mógł być ze wspólnej przez innego przepędzony. Szwagrowski włazi do wody, klęka, prawidłowo brzeg pod wodą maca, znajduje dziurę i pcha do niej łapę! Wzdrygnął się, łapę po chwili wyciąga a w niej raczysko ze dwadzieścia centymetrów!

– Ugryzł mnie – skarży się jakby naprawdę współczucia oczekiwał naiwniak jeden!

– Nie ugryzł tylko szczypnął – teść mu na to i już do wody lezie. No i ja za nim!  Sprawdzam brzeg – jest dziura! Pcham desperacko rękę. Wiem, że aby mnie raz uszczypnął to przywyknę szybko i kolejne uszczypnięcia nie zrobią już na mnie takiego wrażenia. Szczypnął, świnia jedna i to całkiem zdrowo. Przepycham łapę w błocie nad nim, chwytam za pancerz i wyciągam dziada z podwodnej chałupy! Ależ piękny!! Nie mniejszy niż szwagra! Teściu też swego wydłubał! Po dwudziestu minutach dochodzimy do wniosku że potrzebne nam będzie wiadro. A może nawet więcej. Szwagier jako najmłodszy otrzymuje polecenie przesypania w coś zanęty, przyniesienia wiader – a mamy ich trzy – i narwania pokrzyw. Nawet nie pisnął. Poleciał. Obrócił jak szatan, w tri miga!!  Wiaderka przepłukaliśmy, pokrzywy do nich, trochę wody i nasz łup już nie pozdycha! Wiadra wędkarskie mają pokrywki to i woda nam się nie wychlapie. Co wyposażenie to wyposażenie. Uniwersalne, można powiedzieć! I borujemy w tych dziurach. Rak za rakiem. Uj, ale uciecha. Ryb to się zawsze jakichś nałapie ale raki ręką łapałem ostatni raz jako dwunastoletni chłopiec a tu już i czwarty krzyżyk na karku korniki mi ze skrzypieniem gryzą! Kolejny rak ! I kolejny!! Ale się Mama ucieszy! Pcham piekącą już nieco od raczych szczypiec łapę w kolejną dziurę, ale ledwom zwierza dotknął jak mi obiekt łowów nawiał gdzieś do tyłu! Spokojnie, zwiać to ty mi nie zwiejesz, od przodu masz moją rękę a dziura też ma swój koniec! Klękam sobie na dwa kolana, ręka głębiej do przodu, a to mi znowu się cofa. Jakieś śliskie takie, nie chropowato-kolczyste jak rak tylko śliskie i sprężyste. –  Ty – mówię do szwagra – tu jest jakaś ryba, może węgorz? Teściu posłyszał, krytycznie spojrzał na te paręnaście centymetrów wody, pomyślał chwilę i powiada:

– Węgorz to nie, ale miętus może być!

– Trzymaj tę rękę i nie wyciągaj!! – drze się szwagier. Wyskakuje na brzeg, pada na cztery łapy i wyrwawszy potężny kawał darni poczyna kopać jak terier że aż ziemia daleko za niego leci! Przerwał na chwilę, ocenił na biegu gdzie mniej więcej powinien siedzieć ten miętus i ryje dalej! Kopać mu łatwo. Łąkowa ziemia mięciutka, kamieni w niej nie ma, krzywdy sobie nie zrobi. Mnie tylko niewygodnie bo nie dosyć, że w  wodzie na klęczkach to jeszcze do brzegu prawie przytulonym żeby jak najgłębiej sięgnąć. No nic, jakoś wytrzymam!  Po chwili szwagier do poziomu wody doszedł, padł na twarz, rękę w wykopaną dziurę wsadził i wyrwał z niej miętusa! Ale jakiego! Ponad kilogram jak później się okazało! Piękny on, zielono- marmurkowy… Jedyna słodkowodna ryba z rodziny dorszowatych występująca w Polsce!

– Takiego na wędkę! – marzy na głos szwagier!

– Na wędkę? – mamrocze teściu – no, jak chcecie chłopaki ,to możemy je powędkować. Ale to w listopadzie!

O w mordę!! Może jeszcze w grudniu w Wigilię??

 

Cdn…

182 komentarze

  1. Incitatus pisze:

    Dobry wieczór: )))
    Czasami doprawdy zdumiewające są przygody wędkarzy: )

  2. Tetryk56 pisze:

    Jej Bohu, Senatorze, a jak się taka duża ryba znalazła w rowku z wodą od rzeki oddzielonym? Skakała w pogoni za rakiem? Czy została się po wiosennej powodzi i do czerwca przewegetowała?

    • Incitatus pisze:

      Też nad tym myśleliśmy. Miętus jest walcowaty w kształcie, rowek do Wieprza wpada. Miętus drapieżnik jest i liniejące raki lubi! (Każda ryba je lubi!) Tam gdzie one są w sporej ilości tam o żarcie dla niego łatwo, bo młode raki linieją nawet do ośmiu-dziesięciu razy rocznie, jeśli dobrze pamiętam. Taki rak tuż po wylince jest mięciutki i zupełnie bezbronny. Zwie się go rakiem masłowym: )

  3. korab1 pisze:

    Witaj Senatorze, tak sugestywnie przedstawiłeś wiosenne łowy, że poleciałem do kuchni i z braku sprzętu, zacząłem wiązać przypony z nici i szpilek, by rozładować stres straszliwy jaki mnie dotknął :)))

  4. Wiedźma pisze:

    No…. raki to ja łapałam w jeziorze Czaplineckim; mnóstwo ich było…i dawno temu.

  5. Wiedźma pisze:

    Rączka przez raki poszczypana i to jest ta straszność łowienia miętusa ? Wiem, czepiam się…. a tu napięcie rośnie Delighted

  6. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Jesteśmy w Ustce, dzisiaj odwiedziliśmy wzgórze Rowokół kolo Smołxzina i skansen w Klukach. Sieć tu jest o tyle, o ile, ale trochę poczytałem komentarzy pod wczorajszym wpisem (czy Mistrz Tetryk oczekuje fotoreportażu z Krety? Bo szczerze mówiąc nie planiwałem osobno poza zdjęciami w tekście, ale oczywiście mogę sprobowac w niedziele wieczorem).

    Z ogromną przyjemnością natomiast zapoznałem się z rakami i miętusami. Mistrz Incitatus wpływ ma na mnie zbawienny, ponieważ dostałem lekkiego ataku weny. Kiedy on przyniesie owoc, nie potrafię rzec, ale pąk już wyraźnie widać! Dziękuję, Senatorze, i do niedzieli, pozdrawiam wszystkich! (przepraszam za błędy, z telefonu się dziwnie pisze)

  7. Wiedźma pisze:

    A tymczasem przy Wałach Chrobrego cumują wielkie żaglowce…. znane mi z pierwszego etapu Wyścigu 🙂 No i, przy temp.35 stopni zanotowano już 50 zasłabnięć w tym turystycznym ścisku…..
    Ciekawe, czy Misiek się zdecydował na oglądanie ? Bo ja – nie 🙁

  8. Jasmine pisze:

    Dzień dobry na wieczór. Hi
    Byli goście, przed chwilą odjechali a ja biegusiem na Wyspę coby Mistrza Senatora wspomnienia poczytać. Jak zawsze wciągnęło, nawet opisy przyrody wyczytałam co do literki. Przyznaję, że do o miętusach mnie ciagło, ale się nie dałam i dotrwałam do końca. Raki… Kojarzą mi się z dzieciństwem, nigdy potem ich już nie jadłam. Te kupne z restauracji się nie liczą. Łapanie ręką miętusa robi wrażenie ogromne. A wszystko to w pięknych okolicznościach przyrody, podlane sosem pięknych wspomnień rodzinnych. A mówią, że z rodziną to na zdjęciu i z boku, coby się odciąć można było.
    Chapeau bas … chapeau bas Mistrzu i czekam na ciąg dalszy nastąpi. Delighted

    • Jasmine pisze:

      Pogodowo u mnie nie najgorzej było. Piekarnika prawie nie używałam z powodu gości. A teraz już przyjemnie, nadal ciepło, ale już nie tak. Jeśli ktoś nastawiał się na duszoną ludzinę to z przykrością informuję, ze dziś nic z tego. Może jutro ❓ Happy-Grin

    • Incitatus pisze:

      Dziękuję, Jasminko ))) Niezasłużone te pochwały bom ja nic nie wymyślił, napisałem tylko jak to było!

      • Tetryk56 pisze:

        Każdy pisze jak było albo jak mu się śniło!
        Chapeau opadł nie za to, o czym piszesz, tylko jak piszesz !

      • Jasmine pisze:

        Się podpisuję pod słowami Tetryka, Senatorze, jeśli pozwoli. Delighted

        PS: Pochwały przyjmij na klatę jak mężczyzna, bo zasłużone. Skromność rzecz piękna, ale bez przesadyzmu. Się mi podoba i już ❗ HOWGH :!:, jak mawiają starożytni Indianie. 😆

        • Wiedźma pisze:

          Hihihi! Bo nasz skromny Senator wprawdzie lubi pochwały, ale chyba ma problem z ich ilością i jakością 🙂

          Popadało, pogrzmiało i poszło….. ale jeszcze nie całkiem i może będzie w nocy padać 🙂

  9. Jasmine pisze:

    To i ja się z Państwem na dziś pożegnam. Dobranoc Kochani i do jutra. Bye

  10. Incitatus pisze:

    Dzień dobry: )))
    Wiecie co, moi Mili, u mnie chyba dostawca netu ma zaprogramowane te awarie na każdy łykend! Co przyjdzie piątek, a już najpóźniej sobota, to mnie sygnał ucieka! No, to i tak dobrze że się koparki z okolicy wyniosły bo jakby tak jeszcze to nieszczęście, to trzeba by chyba się było z rozpaczy za sznurkiem rozglądać! Gałęzie i stołek mam!: (

    • Wiedźma pisze:

      Witaj Senatorze ! 🙂 jak Cię znam…. prędzej dostawcę obwiesisz… albo wymownie przywołasz do porządku Happy-Grin

      • Incitatus pisze:

        Witam : ))) Kiedy z nimi ja tylko przez telefon, psianoga, a nie osobiście! Nawet nie ma jak jednego z drugim za gardziel zdusić!: (

  11. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry ! 🙂 Jak przyjemnie… ledwie koło 20 stopni 🙂 Czego Wszystkim również życzę….. Delighted

  12. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Buu! Ja przy każdym wpisie zamieszczam swoją podobiznę, a wszystkie zachwycacie się tylko Senatorem!
    I jak żyć?… Wink

    • Jasmine pisze:

      Witaj Tetryku Buziak
      Oznajmiam wszem i wobec, że jesteś BARDZO przystojnym mężczyzną. Co do Senatora mogę tylko domniemywać. Ciebie miałam niewątpliwą przyjemność poznać osobiście, to wiem. Delighted I już nie bucz. Tounge-Out

    • Wiedźma pisze:

      Bo Ty jesteś zapracowany i nie poświęcasz nam zbyt wiele uwagi…. a my, jak to kobiety…. lubimy, gdy do nas mówią 🙂 Sam wiesz, że dziewczyny uwodzi się słowami !
      A przystojność Twoja jest niewątpliwa 🙂 Buziak1

      • Tetryk56 pisze:

        Hmmm… słowami, powiadasz? Bo że głosem, to słyszałem. Choć może rzeczywiście – to chyba Boy kiedyś pisał:
        …dziewczę wprawdzie wianek straci,
        ale światopogląd zyska!”

  13. Jasmine pisze:

    Przywitam się tradycyjnie…
    Dzień niech będzie dobry dla wszystkich. Hi
    Spanie na raty chyba mi nie służy, bo jestem padnięta. A dzień zapowiada się upalny bardziej. 🙁 Nic to, jakoś tam będzie. Pozdrawiam chłodno jak najbardziej się da i do popotem. Bye

    • Wiedźma pisze:

      Do popotem Jaśminko…. dziś jestem pogodna, bo słońce mnie nie dogrzewa 🙂

      • korab1 pisze:

        Słoneczne DzieńDobry Wyspiarzom :)) Miętusa nigdy nie złapałem, również nigdy nie jadłem, słyszałem natomiast legendy o jego nadzwyczaj smacznej wątróbce. Pewnie Senator coś nam na ten temat napisze. Ja z naszych ryb najwyżej oceniam sandacza i okonia :))

        • Wiedźma pisze:

          Witaj Stateczku Delighted ! też jestem ciekawa co sprawia, że miętus jest niemal legendarnie smaczny 🙂 Ja najbardziej lubię sandacze:) Overjoy

          • korab1 pisze:

            Pewnie rzadkość :)) Tak jak słynny pasztet ze słowiczych języczków :)))

            • Incitatus pisze:

              On jest delikatny nad podziw, a jaki tłuściutki!! Mniaaammmm!!!: )))
              Ma tylko grubą skórę w której siedzą ukryte łuski. Jak przy skrobaniu karpia „golca” warto tę skórę tak w odwrotną stronę tępą częścią noża (tylcem) mocno parę razy przejechać żeby śluz usunąć! No i smażyć najlepiej na maśle, ale nie każdy na maśle smażyć umie. Taki przeciętny mistrz patelni to już niech zasuwa na zwykłym oleju!: )

          • Incitatus pisze:

            Wiedźmineczko: ))) Sprawdziłem u plotkarzy-wędkarzy. Ponoć gdzieś pod Szczecinem płynie bystra rzeczka Tywa, a w niej są miętusy. Wędki i gruuuube odzienie kupuj, kartę wędkarską wyrób, do PZW wstępuj i na listopad niecierpliwie czekaj. Ty jesteś „sowa”, co ci tam nocna zimowa wyprawa na rybki!!: )))

        • Incitatus pisze:

          Stateczku, wątróbkę ma ponoć jak dorsz potężną, alem jej w nim nigdy nie szukał. Jak się później okaże można zimnolubnego drania złapać i na wędkę. Szkoda tylko że już dziś się na niego nie wybiorę!

        • Incitatus pisze:

          Ja suma, sandacza i karasia złocistego. I jeszcze lina. I nie wiem którą rybkę bardziej!
          Lubię jeszcze halibuty, ale te ostatnie to już ktoś za mnie musi złapać!: )))

          • korab1 pisze:

            Sum też był poza moim zasięgiem, klika sumików wyciągnąłem na Zielonej. Widziałem około godzinną walkę z sumem na Wiśle w pobliżu ujścia Skawinki, niestety zakończoną zwycięstwem suma :)))

            • Incitatus pisze:

              Sumów kiedyś w Bugu było do diabła i ciut ciut! Później na długo prawie zniknęły, ale dziś znowu wróciły. Kiedyś pięciokilowego suma żaden normalny wędkarz nie wziął bo koledzy drwiliby, że kijanki łapie. Sum zaczynał się od „dychy”!!: ))
              Mam ich na rozkładzie sporo, ale nigdy nie złapałem więcej niż cztery, pięć w roku. Później wcale, no a teraz to o czym tu mówić!: (

              • Wiedźma pisze:

                W ubiegłym roku widziałam, jak wędkarz wyciągał z Odry w środku miasta wielkiego suma…. a wianuszek gapiów miał dookoła 🙂

  14. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Jużeśmy są z powrotem w domu, dość bezpiecznie i sprawnie i nawet bez korków, na szczęście zdążyliśmy przed szałem wyjazdowym z Ustki (właśnie telewizor pokazał, że na odcinku Ustka-Słupsk są korki, że niech jasny gwint). Wczoraj w nocy w U. przeżyliśmy w domku campingowym sakramencką burzę, falami przechodziła, a pioruny waliły baardzo blisko, z tego, co wiem, burza odwiedziła również Trójmiasto (Bożenko, zdaje się, że i Poznań? A teraz też się coś tam przewala w okolicach, jak raportują tamtejsi znajomi na Facebooku). W każdym razie w związku z burzą nie dokończyłem wieczorem pracy, i teraz mamy: rozpakowywanie się po przyjeździe, równolegle pakowanie na wyjazd jutrzejszy, praca niedokończona z wczoraj… Pozwolicie więc, że galeryjką z Krety zajmę się wieczorem? Pozdrawiam i pozostaję jednym okiem tu.

    • Incitatus pisze:

      Proszę, Mistrzu Quackie też miał swoją burzę! Wszyscy mieli tylko ja, sirota bidna, nic!!: (((

      • Quackie pisze:

        W sumie niespecjalnie to przyjemne, bo wcale nie przynosi odświeżenia, jak było duszno przed, tak i zostało po.

        • Incitatus pisze:

          Quackie…. esteto… wygodnisiu….sybaryto…!! Bedziesz Ty kiedyś praktyczny!!?? – Ogródka nie trza podlewać, ot co!!!!
          Mie w kit i na szybę błyskawice zygzakowate, burzowe chmury na niebie najwymyślniejsze kształty tworzące: smoki, damy i ogary!… Plus huzary, że ich dołożę! Szare deszczu smugi morzem szepcące, trwożny drobnych liści szelest… Dla mnie starczy jak zwyczajnie bedzie lać!!

          • Quackie pisze:

            Taki już jestem niepraktyczny. A znajomi w Marylandzie już trzecią beczkę na deszczówkę do podlewania ogródka dokupują, tacy są ekologiczni, ot co.

            Ten deszcz dzisiaj w nocy, to po prawdzie mało był podlewający, a bardziej wypłukujący – krótki a intensywny, że ziemia i piach płynęły z góry na dół, więc nie wiem, czy taki by się Waszeci przydał w ogródku.

            • Incitatus pisze:

              Każdy by Ci się przydał jakbyś musiał godzinę kwiaty podlewać a na drugi dzień apiat’ od nowa to samo!: (

              • Quackie pisze:

                A jeszcze jakby spłukał część ogródka, to by mniej zostało do podlewania na drugi raz… tylko czy właściciel(ka) był(a)by zadowolony/a?

                • Quackie pisze:

                  A co to jest ten apostrof przed moim nickiem? Czy to jakaś nowość, oznaczająca, że komentarz został edytowany?

                • Quackie pisze:

                  A nie, to podczas edycji musiałem kliknąć, gdzie nie trzeba, i wcisnąć, czego nie trzeba. Podpis też się da edytować, ot, co. I czasem przypadkiem tak się może porobić.

      • Wiedźma pisze:

        Będziesz miał swoją burzę i deszcz Senatorze! Na pewno….

        • Wiedźma pisze:

          .. a pomysł z deszczówką do podlewania roślin jest całkiem niegłupi! Tylko jeszcze skąd wziąć ten deszcz….

          • Alla pisze:

            Jest go dużo gdy nie potrzebny 🙁 Dobrze mieć własną studnię, jak tu obok. Pompują pełną bekę i z niej wężem ogród.

  15. Jasmine pisze:

    Witam Niewitanych Hi i zmykam przed tv oglądać kolejny mecz w siatkówkę. Tym razem turniej Pań. Nasze pewnie znowu przegrają, ale lepsze gapienie się jak to robią niż mój osobisty dusznik. Słońca brak, nie ma czym oddychać. Nie padało a duchota straszliwa. Nic to, jakoś tam będzie. Happy-Grin

  16. Alla pisze:

    Wszystkie znaki na niebie wskazują, że będzie niezłe bum, bum Wink
    Wczoraj darłam dzioba, że nigdy, ale to nigdy nie będę marudzić na zimny dusznicki klimat 😀 Ależ mi dało popalić 🙁 Śnięta ryba przy mnie to okaz życia. Był 😉

  17. Alla pisze:

    D o b r e j… n o c y 😀
    PS Można już wyjść bezpiecznie z domu, nareszcie jest czym oddychać 😀

  18. Quackie pisze:

    Dobry! Kombinuję ze zdjęciami, zaraz powinny się pojawić!

  19. Quackie pisze:

    Już są. Zapraszam piętro wyżej.

Skomentuj Alla Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)