Pan Ignacy Lajkonik stał na balkonie i z niepokojem nasłuchiwał odległych jeszcze grzmotów i dudnień nadciągającej burzy. Ostatnie doświadczenia w tym względzie nauczyły go jednego: kiedy tylko słychać, że zbliża się nawałnica, należy w podskokach obiec mieszkanie i pozamykać wszystkie okna i lufciki. Inaczej do środka może dostać się deszcz (pół godziny wycierania, sześć ścierek do suszenia), grad (poślizg i bolesne stłuczenie miejsca, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę), a nawet niewielkie tornado (dwie godziny żmudnego rozplątywania kabli i zasłonek oraz sortowania pomieszanych maszynopisów, ale po stronie plusów – nareszcie porządnie potasowana talia kart). Mieszkanie pana Lajkonika wyglądało tak czasem po wizycie kuzynki Euforii, ale po pierwsze kuzynkę dało się ugłaskać – czego o burzy powiedzieć nie sposób – a po drugie tej wiosny Euforia nawiedzała pana Ignacego nieporównanie rzadziej niż gwałtowne zjawiska atmosferyczne. Co sobie zresztą bardzo chwalił.
Pan Lajkonik pozamykał więc skrupulatnie wszystkie okna, kiedy pierwsze krople deszczu zaczynały bębnić o parapet na zewnątrz, i skierował się do pomieszczenia, w którym burza nie miała czego szukać. Przede wszystkim dlatego, że było to jedyne pomieszczenie w mieszkaniu pana Ignacego pozbawione okien – czyli łazienka. Pan Lajkonik nie schował się jednak w łazience ze strachu przed piorunami i grzmotami, co to, to nie. Po prostu wychodzili wieczorem z panią Chandrą do znajomych, więc czas był najwyższy, żeby pozbyć się z policzków i podbródka kłującego zarostu, nazywanego przez piękniejszą połowę pana Ignacego czasem agrestem, a czasem – kiedy już nazbyt kłuł – kaktusem.
Stanął więc nasz bohater, który nie bardzo lubił się golić, przed lustrem, nałożył na brodę nieco pianki do golenia, w dłoń chwycił maszynkę jak jaki miecz i poczuł się trochę jak rycerz stojący przed smoczą jamą. Już, już miał ruszyć do ataku z kłującym gąszczem, kiedy w pobliżu rozległ się przenikliwy trzask, przechodzący w grzmot. Najwyraźniej burza była ciekawa, co też się u pana Lajkonika dzieje, i w ten oto subtelny sposób dawała mu do zrozumienia, że czas się pokazać. Po wyładowaniu światło łazienkowego kinkietu na ułamek sekundy przygasło, po czym powróciło do dawnego blasku, ale pan Ignacy zamiast wrócić do golenia, patrzył w lustro jak zahipnotyzowany. Na szczęście nie trafił go piorun, ale z lustrem stało się coś dziwnego.
Otóż niby dalej wisiało na swoim miejscu, niby dalej odbijał się w nim znieruchomiały pan Lajkonik, ale za nim – ZA NIM widniała całkiem inna łazienka niż przed chwilą. Zamiast kabiny prysznicowej w kącie stał nieduży sitzbad na lwich łapach, oświetlany przez dwie lampy naftowe, a na półeczce pod lustrem leżał zestaw do golenia, obejmujący między innymi nieduże mydełko, pędzel, pasek do ostrzenia brzytwy (którą trzymało w dłoni odbicie pana Ignacego), a nawet nieduży, białawy przedmiot, który pan Lajkonik po dojrzałym namyśle zidentyfikował jako ałun na drobne zacięcia.
Jako osoba bywała w świecie i czasem nawet poza nim, pan Lajkonik nie przestraszył się. Przede wszystkim starł z brody kleks pianki do golenia – to mogło poczekać. Rozważał przez chwilę różne możliwości – na przykład, że lustro w istocie nie było lustrem, ale wyświetlającym rzeczywistość monitorem, który od uderzenia pioruna się popsuł – doszedł jednak do wniosku, że to zbyt skomplikowane. Ostrożnie dotknął powierzchni zwierciadła i stwierdził ze zdumieniem, że jest całkiem elastyczna, jak napięta folia. Nacisnął mocniej i… dłoń przeszła na drugą stronę. „Aha!” pomyślał pan Ignacy, który żywo interesował się podobnymi fenomenami, „Efekt C.L. Dodgsona!”. Po czym przystawił do lustra łazienkowy taboret, wspiął się nań i śmiało dał krok na drugą stronę lustra.
Na szczęście po jego drugiej stronie – prawem odbicia – również stał zydel, więc pan Lajkonik nie spadł na podłogę, tylko bezpiecznie zszedł i ciekawie rozejrzał się po wiktoriańskiej łazience. Popatrzył na umywalkę w kształcie muszli, westchnął i pokręcił głową. Oczywiście znajdowały się nad nią dwa kurki, osobno z ciepłą i zimną wodą, i oczywiście nigdzie nie było widać korka do odpływu. Łazienka łazienką, pomyślał pan Ignacy, ale co dalej? Ostrożnie uchylił drzwi. Za nimi ciągnął się wąski, ciemny korytarz, który kończył się następnymi drzwiami, zachęcająco uchylonymi. Wszystko naokoło wyglądało tak poczciwie i niegroźnie, że pan Lajkonik, nie zastanawiając się długo, ruszył korytarzem, otworzył następne drzwi i znalazł się w ogrodzie.
Właściwiej byłoby powiedzieć „na trawniku”. Przed pałacem, z którego był wyszedł, rozciągała się połać wystrzyżonej w szachownicę soczystozielonej trawy, przez jakieś ostatnie dziewięćset lat najwyraźniej podlewanej, strzyżonej i tak na zmianę. Z jednej strony obramowywała ją nieopodal kępa krzaków, z boku zaś otwierała się ocieniona platanami aleja. Po przeciwnej stronie znajdował się amatorski kort tenisowy, a zaraz obok niego altanka, w której siedział ktoś w niebieskiej sukience. Pan Ignacy podszedł bliżej, ale zanim zdążył się dokładnie przyjrzeć postaci (przez chwilę wydawało mu się, że na ławeczce siedzi odziany w błękit… nieduży szkielet?), okrzyknięto go z drugiej strony.
Oto przez trawnik, po prostej jak strzała linii nadchodziła dama w sukni koloru głębokiej, wpadającej w odcienie wręcz mahoniowe, czerwieni. Suknia wyglądała zresztą jak chory sen projektanta mody, któremu przyśniła się Grace Jones skrzyżowana z reklamowym ludzikiem Michelina, zwanym Bibendum. Pan Lajkonik, jako człowiek dobrze wychowany, a trochę i ciekawski, pospieszył jej naprzeciw. – Dzień dobry pani – zagaił. – Czy byłaby pani łaskawa objaśnić, gdzie się znajdujemy? Znalazłem się tu trochę z przypadku i obawiam się, że…
Kobieta spojrzała władczo na pana Ignacego. – Niech uklęknie i ukorzy się przed Naszym Majestatem – powiedziała – a potem niechże się przedstawi, z nazwiska i urodzenia!
Dopiero teraz pan Lajkonik zauważył, że osobliwe nakrycie głowy jest w istocie koroną.
Westchnął i postanowił się dostosować do wymagań. Klęknął, pochylił głowę i przedstawił się. – Wasza Wysokość, szlachetnie wymyślony Rycerz Lajkonik przybywa z dalekich stron, by Ci
służyć, w granicach zdrowego rozsądku! Ostatnie słowa pozwolił sobie wypowiedzieć półgłosem, zastanawiając się, czy nie urazi w ten sposób królowej. Ta jednak wydawała się zadowolona z takiego powitania. Rozchmurzyła się nieco i łaskawszym tonem rzekła:
– Powstań, rycerzu Keen O’Kyal. Choć strój twój dziwny, to mowa i maniery dworne. My, Elżbieta VIII, znana również jako Czerwona Królowa, jesteśmy zdania, że powinniśmy złożyć ci królewską propozycję, której z pewnością nie odrzucisz.
– Wasza Wysokość – ośmielił się wtrącić pan Ignacy – Wydaje mi się, że przestawiłem się Waszej Wysokości inaczej, moje nazwisko to „Lajkonik”…
– Ależ tak, usłyszałam wasze nazwisko wyraźnie, rycerzu O’Kyal – wyniośle odparła królowa, a nasz bohater zrozumiał, że w świecie po drugiej stronie lustra nie może być inaczej.
A potem poszli powoli w kierunku platanowej alei, pan Lajkonik obok i pół kroku za Czerwoną Królową, która perorowała przed siebie: – Trzeba wam wiedzieć, rycerzu, iż kilka tygodni temu opuścił Nas nasz małżonek, Czerwony Król, Jerzy Ryszard Romuald Martin. Cóż, naturalna kolej rzeczy, wymiana kadr, gra o tron… Ach, i nie wierzcie w to, co – może to być – usłyszycie. Sine plamy na całym ciele to chroniczna przypadłość w tej rodzinie. W podobnych okolicznościach pozby… Odeszła Nasza świekra. Ale do rzeczy, rycerzu O’Kyal: miejsce przy Naszym boku pozostaje wolne, a Królestwo winno mieć władcę. Mam nadzieję, że pojmujecie, com wam rzekła?
Pan Ignacy doskonale pojął, ale wolał jednak najpierw dowiedzieć się czegoś więcej. – Wasza Czerwona Wysokość, a czymże to zajmował się Jego Królewska Mość, zanim był łaskaw odejść? Jak mógłby służyć Królestwu u Twego boku przyszły szczęśliwy wybranek?
– Och, bez trudu. Od Naszego małżonka wymagamy, by dobrze się wysypiał, wspierał Nasze decyzje, podejmowane w trudzie rządzenia, i raz na tydzień wysłuchiwał Naszego Królewskiego Exposé, podkreślającego Nasze trafne wybory i jego, Króla, błędy. A ponieważ Nasza monarchia jest absolutną, to i małżeńskie wsparcie winno być absolutne.
– Czyli Czerwony Król nie musi pracować? – upewnił się pan, chwilowo rycerz, Lajkonik.
– Kalać dłonie prostą pracą? A skądże! – żachnęła się Czerwona Królowa. – Może oczywiście ujeżdżać rumaki i polować z sokołami, fechtunek doskonalić, ba, może nawet na dżabersmoki się wyprawiać. To rzecz pożyteczna a słuszna, aliści w takim względzie, w jakim nie staje Nam na przeszkodzie. Atoli zważcie, rycerzu, co otrzymacie: koronę, ciepłą strawę trzy razy na dzień i królestwo, jak okiem sięgnąć. Zmęczyły mnie już te rozhowory; chodźcie zatem do kaplicy, Nasz spowiednik już tam oczekuje, by związać nas świętym węzłem. Z dawien dawna już tak oczekuje, wypadałoby go z okowów nareszcie uwolnić…
Pan Lajkonik skłonił się nisko. – Wasza Królewska Mość! – powiedział. – Pozwólcie tedy, że udam się do pałacu po paradną zbroję, stosowną na tak radosną okazję, i powrócę do kaplicy odzian, jak przystało. Królowa popatrzyła na niego podejrzliwie, ale skinęła przyzwalająco dłonią. Pan Ignacy wycofał się tyłem, kłaniając uroczyście i z promiennym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Kiedy tylko przekroczył drzwi pałacowego korytarza, pędem pobiegł do łazienki. Na szczęście wszystko było na swoim miejscu, włącznie z zydlem. Pan Lajkonik pospiesznie wgramolił się na stołek, po czym odetchnął z ulgą – przejście z powrotem było nadal możliwe. Nie ociągając się, wrócił do swojej własnej łazienki i popatrzył w lustro. Patrzył na niego nieco wystraszony Ignacy Lajkonik, którego broda i policzki nadal wymagały bezpośredniego kontaktu z maszynką. Pan Ignacy pospiesznie się ogolił, a mimo że dłonie mu się trzęsły – ani razu się nie zaciął. Potem popatrzył z zadumą na pojemnik z pianką, uśmiechnął się i wycisnął jego zawartość na lustro, starannie pokrywając całą jego powierzchnię.
Kiedy zaś półtorej godziny później, już po burzy, wychodzili z panią Chandrą w gości, przed klatką stał z miotłą dozorca, pan Monolit Pyszczak, przez znajomych poufale zwany Mońkiem. Poczciwy ten człowiek sprzątał liście i gałązki, którymi nawałnica usłała chodnik, i właśnie zrobił sobie przerwę. Rozmawiał z sąsiadem z czwartego piętra o wszystkim i o niczym; o życiu, polityce i nieustająco ciężkich czasach. Pan Lajkonik i jego towarzyszka właśnie go mijali, gdy po raz kolejny wypowiedział swoje credo: – W życiu, panie kochany, ważne jest, jak zrobić, żeby się nie narobić, a zarobić, o!
Pan Ignacy zrobił jeszcze parę kroków zawahał się, przeprosił na chwilę panią Chandrę, i cofnął do dozorcy. – Panie Mońku – zagadnął – zajrzałby pan któregoś dnia do mnie? Miałbym dla pana małą robótkę w łazience…
_________________
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu madagaskar08.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Dzień dobry na pięterku. Cieszę się, że się udało znaleźć materiał na wybudowanie, mam nadzieję, że podelektujecie się Państwo wszystkimi smaczkami i bardzo dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tego odcinka, na różne sposoby.
A ciekaw jestem, co tam wysmakujecie. Może coś, o czym nawet nie pomyślałem?
Proszę, Mistrz Quackie wypisz wymaluj jak Mistrz Quackie!! Jeszcze dobrze atrament mu nie wysechł, jeszczem dobrze trzeci raz czytać nie skończył, a On mnie już z uśmiechem Reynarda de…. podchwytliwe pytania zadaje!
Reynard de….. Senatorze?
Witaj Kwaku….. jakze piękny jest portret Mahoniowej Królowej !
Dzambersmoki przy niej, to niewinne jagnięta 🙂
I czymże przytrzymuje koronę na głowie, bo wyraźnie jej nie spada ? 🙂
nawet, gdy mówi coś …w guście :” ściąć go, a potem wydać wyrok”……ale tego tu nie ma, to mnie poniosło niczym Rączego Rumaka !
A tak dokładnie to ścinała Królowa Kier z pierwszej części przygód Alicji. Ale masz rację, mogłoby swobodnie być… tylko że Czerwona (szachowa) Królowa oficjalnie wypowiada się dużo łaskawiej.
Tak…. pan Lewis Carroll tak to pisał 🙂
Dobrze dopasowana, po prostu nosi ją z wrodzonym wdziękiem. Na ilustracjach pana Tenniela biegała bardzo szybko, a korona została na swoim miejscu.
Mahoniowa Królowa… tak mi się skojarzyło, bo też twarde to czerwone drewno
Świetnie ! bardzo mi się całość podoba !

Dziękuję, widocznie forma nie zardzewiała. Z czego się cieszyć wypada.
Skromność – powiadam – skromność to z cnót najcenniejsza!!
Mistrz jak zawsze w formie.


Na początek, bo nie załapałam, pytanie posiadam. Dlaczego rycerz O’Kyal ❓
Cieszy, że przejście zadziałało i pan Ignacy mógł do nas powrócić.
layK’O neeK – jak to w lustrze.
A co by to było, jakby nie zadziałało… Może by i powstała powieść? Ale nie powstanie, w każdym razie na razie nie.
Dziękuję za wyjaśnienie. Na najprostsze najtrudniej wpaść a ja przeważnie za bardzo kombinuję. 🙂
Jest nadzieja zatem. Na razie, czyli… pożyjemy wystarczająco długo to się doczekamy.
Jakoś nigdy Grace Jones nie kojarzyła mi się z brzydotą. Pewnie dlatego, że dla mnie jest przede wszystkim głosem a ten ma niesamowity. Libertango w jej wykonaniu mogłabym słuchać po wielokroć i raz jeszcze. 😆
Kolejne skojarzenie. Grace Jones skrzyżowana z Michelle (Michelin) = Frantic. Swoją szosą bardzo lubię ten film. 🙂 Gdyby tak się potoczyć dalej tą szosą to… A tam… Za gorąco. 😆
Nieeee….
Nie pożyjemy wystarczająco długo, Kwaku ??? no wiesz
To raczej okrzyk rozpaczy, bo naprawdę mi nie leżą dłuższe formy, jej Bohu…
Na szczęście nie są obowiązkowe…. te długie formy
Może by tak kiedy sprawdzić?? Wypełnij w końcu ten kupon!!
Dzień dobry 😀 Proszę, pan Ignacy nie lubi się golić?? Nie może być, przecież, jest taki dobrze ułożony i rzekłabym pedantyczny Pan 😀
Autor też nie lubi się golić?? 😉
Jak zwykle brawo dla Autora, Mistrza Q 😀
Pamiętam brzytwę, pasek do ostrzenia tejże i absolutny zakaz dotykania ostrego narzędzia…. 🙂 ałun też! Ojciec golił się bardzo starannie i nie nosił ani wąsów ani brody ! 🙂
Mój też 🙂 Sprawdzał czy ostra na moim włosie i.. namydlony pędzel lądował mi przeważnie na nosie.. Lubiłam patrzeć jak się goli..
„Tatuś kolejesz” – długo mnie przedrzeźniano 😀
O.. i cofnęłam się w szczęśliwe lata dzieciństwa 😀
Pardon, „Tatuś…” co?
… „kłujesz” 😀 kłucie.. brodą 😀
Aaa. Moje dzieci się chichrały, jak je myziałem zarostem, do tego stopnia, że nie były w stanie sklecić słowa.
Nie bardzo lubił, autor bardzo nie lubi i nosi od zimy niewielki zarost (wąsy i niedużą bródkę).
Ale że nikt poza Panią nie zauważył! Ha!
Za brawa dziękuję serdecznie. Krzepią jak cukier.
Autor nie jest jedyny z niechęcią do golenia….. mój syn ma dokładnie tak samo 🙂
Mądry człowiek, jest tyle ciekawszych rzeczy do roboty.
Zawsze można zająć się gojeniem ran na ciele wybranki.
hmmmm… to już zaczyna horrorem pachnieć, Jaśminko ! Skąd Ci to ? 🙂
A próbowałaś kiedyś obściskiwać się z jeżem ❓ Mamy bardzo delikatną skórę a Im się nie chce golić, nie lubią, to niech potem goją.
Pieką polika… stąd moje „tatuś kolejesz” 😀
jakoś nie….. ogoleni byli
Kłuje okrutnie mój ulubiony i jedyny siostrzeniec……
Musi się nam Autor w nowym wcieleniu ukazać.. No dobra… Zwierciadło duszy, tym razem, jeszcze odpuszczę
Dobry wieczór: ))) Jak prucie??
Dobry wieczór Panie Senatorze
Prucie, to bardzo odpowiedzialne zajęcie, wie Pan??? I niech nawet tym kałachem, czy jak mu tam 
PS A szyć umiem doskonale, zatem, gdyby Panu coś tam trzeba było, to wie Pan, do mnie jak w dym.. Zeszyję, podszyję, wypełnię, wytnę, upiększę niczym…dr h.c. K. Kobus 😀
A z krojeniem jak??
Pan mnie nie podpuszczaj..

Zależy co lub kogo
No…. kieckę skroić….?
To jest uciąć, a nie kroić lub skroić… Panie Senatorze, się Pan zaplatałeś deczko!! I co wysoki sąd na to??
Przepraszam, ale krawcowa najpierw kieckę kroi, a później kawałki zszywa. Tak też jest z garniturem!!
Panowie, wzywam świadków!!
Oj, od wczoraj koło mnie pogrzmiewa, ale szczęśliwie omija, z tym, że neta rwie..
Hi,hi… p.lajkonikowa przygoda mnie nie może spotkać bo; na szczęście mam duże okno w łazience 😀
Miałam sąsiadkę, która gdy tylko zagrzmiało siedziała skulona u mnie w przedpokoju i trzęsła się, jak przysłowiowa galareta.. Nawet nie wiem czy jej z wiekiem przeszło, bo zmieniła lokum 😀
Jakoś omijają mnie burze….. łaziły dookoła, straszyły, ale ze sporej odległości…:)
…okna w łazience nie mam a i lustro nie jest imponujące
Czuj się bezpieczna
Ja aż tak mocno nie mam, ale znam takich, co tak reagują. W dobrze uziemionym otoczeniu nie ma strachu, co innego w plenerze, na płaskim (np. na jeziorze, gdzie człowiek na łódce albo desce jest najwyższym punktem w promieniu kilkuset metrów).
To jeszcze z opowieści mojej mamy gdy ja miałam lat pewnie sześć, a ona tyleż, gdy to się wydarzyło. Była burza, a ona coś tam podgryzała w przydomowym ogródku. Strzelił piorun w gwóźdź w parkanie, podmuch ją przewrócił.. Gdy oprzytomniała z wielkim krzykiem wpadła do domu i na całe dziecięce gardełko ” piorun mnie zabił, piorun mnie zabił ” 😀
Ech, żeby tylko takie przygody dzieci miały…
Witaj Skowroneczku Najmilejszy.
Witaj Pachnąca i dostępna

Kwaku… onże Monolit Pyszczak to nowa postać, czy ja nie pamiętam ? 🙂 Ma także kwalifikacje klakiera ?:)
Nowa. Aczkolwiek w tle i bez podawania danych osobowych się pojawiał, np. jak był problem z bałwanami.
Klakier jest na tyle prostym zajęciem, że ma.
Pyszczak to mnie się kojarzy tylko z rybą, bardzo ładną zresztą, monolit z obsadą jednogatunkową. Czyli… zielonego pojęcia nie posiadam a wstydziłam się zapytać, żeby znowu nie było, że oczywistość tylko ja niedowidząca na umyśle.

Monolit od umysłu, pyszczak od zdolności retorycznych… jak sądzę.
Przerwa… Uuuu ależ się porobiło… Spaadaaam do… później 😀
Uprzejmie informuję, że na czas jakiś wybywam. Godzinkę, może dwie.
U Senatora burza czy goście ? 🙂 Bo na ryby jeszcze za wcześnie…. chyba!
Bylim w gościach! Było jako tako ale choć darmo pojedlim!
Witaj Senatorze…. Skowronek już nie pruje, burza Ją straszy 🙁
Przeszła. Lało jakby deszcz na gwałt był potrzebny.. 🙁
No, ale stolicę ładnie załatwiło.
PS Ciśnienie spadło. Chyba. Bo oklapłam okropnie.
Może coś zeszyj?? Bądź zszyj??: )))
Odsyłam do drabinki powyżej
Tam to ja o krojeniu!!
Ciekawe czemu wrzeszczy..?
Zszyj 🙂
Tyz piknie!!
A czym w gościach karmili ? 🙂
Nie ważne czym, Wiedźminko 😀 ważne, że darmo pojedli
Na pewno własnemu dziecięciu opróżnił lodówkę!!! 😀
Jakaś nagroda za udawane zachwyty nad kaszojadem mnie się należała!
Dali flaki (ku czci mej!) niezłą pieczoną gąskę i takie tam faramuszki. Skoncentrowałem się na gęsi!
bez sernika się obyło ?????
Kruche z truskawkami! Mogło nawet ujść: )))
A zawracając do golenia….może to dziwne, ale ja lubię się golić. To znaczy raczej – być ogolonym!
Dobry wieczór! Tak to też bym chciał, być ogolonym bez samego golenia. Jakby jakiś krem można było rozsmarować, a potem go zmyć z tym, co do ogolenia zostało, o.
🙂 Najważniejsze jest dobre namydlenie i dobra maszynka. Ja używam Gillette Fusion Power. Głowica ma pięć ostrzy i na dodatek one wibrują napędzane jakimś silniczkiem co ułatwia niesamowicie golenie. Tym nie można się zaciąć! Daje się prowadzić po twarzy zygzakami, w kółko, diabli wiedzą jeszcze jak i nie zacina przy tym. Pianka na gębę, maszynka wrrr, trzy minutki i po sprawie!!
Mam elektryczną maszynkę Brauna, a na gładko czasem golę jednorazowymi (haha) maszynkami Wilkinsona. Braun doskonale się sprawdza przy przystrzyganiu i modelowaniu brody.
Te jednorazówki wcale nie są takie złe! Czasami muszę się taką golić i nie narzekam. Wilkinson robił doskonałe brzytwy, żyletki i właśnie teraz jednorazówki.
Mój śmiech nie wynika z niskiej jakości, tylko z domniemanej jednorazowości, a faktycznej – wielorazowości tych maszynek. Paczka 10 sztuk jak nic na pół roku starcza.
Oczywiście! Tym można się golić i golić.
Była kiedyś reklama :” Gilette, najlepsza dla mężczyzny..” ; mój znajomy śpiewał ją tak : „Gilette, skrwawiona twarz mężczyzny „
Gilette mi jakoś nie leży, podchodziłem kilka razy i nic.
Wiedźmineczko, każdemu, kto golił się kiedyś żyletką marki „Krwawa Rawa” nic nie jest straszne!
No, do jutrzejszego golenia!: )
Dobranoc: )))
Golone – strzyżone….
Dobranoc. Słodkich snów!
Dzień dobry: )))
Umyty jako tako idę się golić!!
Dzień dobryy 😀 ogolonym i wydepilowanym, którzy pragną królestwa, niekoniecznie niebieskiego
Zimny prysznic wzięli?? Hę
Dzień dobry! Wcale się dzisiaj nie goliłem i nie czuję z tego powodu najmniejszych, ale to najmniejszych wyrzutów sumienia.
A u Chyły jednak cysorz jest miłościwie panujący, nie cysorzowa.
Witaj Kwaku… i to jest poważne niedopatrzenie Chyły ! Niektóre królowe i cysorzowe były warte piosenki i nie tylko 🙂
Senator mi przypomniał tę balladę…. taki świeżutko ogolony 🙂
Jako nieogolony czuję się dyskryminowany. Czy Chyła śpiewał też o nieogolonych? A jak nie Chyła/ Waligórski, to może Mickiewicz? „Brody ich długie, kręcone wąsiska/ Wzrok dziki, suknia plugawa;/ Noże za pasem, miecz u boku błyska,/ W ręku ogromna buława.”
Nie wymagaj Kwaku, bym się
wyrzekła własnego nieogolonego, tak jak Ty,….osobistego syna….
tej buławy zawsze można użyć
Tak, tutaj nieogoleni mają przewagę.
Dzień dobry :)Opowiadanie świetne jak zwykle, mnie zastanowiło czy zaginiony król-małżonek nie odwiedzał czasami łazienki i nie przeszedł na teren alternatywnej rzeczywistości świata przynależnego panu Lajkonikowi ? Wszak opuścić Królową w ramach wymiany kadr, mógł na wiele sposobów 🙂
Ha, ale on nie był zaginiony… Sine plamy na całym ciele wydają się wskazywać, że dobrze wiadomo, co się z nim stało. I z jego mamusią.
nooo… sine plamy na ciele, to była
taka właściwość rodzinna
Jak chcieliby niektórzy – dziedziczna…
I vice versa.
Mogła też Wielce Czcigodna Królowa swego małżonka sztachetą traktować po grzbiecie, stąd sine plamy, a może sine plamy w kształt ryb się ułożyły i małżonek był zaginionym synem Tuhaj-Beja 🙂 🙂
Na całym ciele? To chyba więcej niż jednego Tuhaj-beja!
To się ponoć zdarzało! I nadal ponoć zdarza: )
Ponieważ mamy jeszcze w Polszcze Tatarów.
Wielu ich nie ma. Ale widać, cholernie aktywni!

Dzień chłodny i mokry, gnaty łamiący niech Wam nie będzie jako mnie jest.
Dobranocka ulubiona była. 🙂 Ja nie, bo do dziś, dzięki spalonemu zasilaczowi na antenie przekaźnikowej internetu nie miałam. Aż chciałoby się rzec coby nie chwalić dnia przed pójściem spać, ale aż tak źle nie jest jakby mogło być. Postanowiłam narzekać tylko co drugi dzień.

Dyskusja o goleniu pasjonująca. By kto pomyślał, że można aż tyle na ten temat. Przypomniała mi się w związku tabliczka informująca.: Golę na dole.
PS: Spodziewałam się powrotu Tetryka. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie ❓ 🙂
Dzień dobry.
Ech, ci piętrowi fryzjerzy…
DzińDybry ogólnoeuropejskie :)) Drogi Mistrzu ! Nie żebym się czepiał, lecz szczegóły potrafią uwalić najwspanialszy projekt.
Czerwony Król powinien się nazywać Nitram Dlaumor Drazsyr Yzrej ! Co do reszty nie wnoszę zastrzeżeń :))
Dzień doby. Ha, z królem to racja, ale tylko w naszym świecie – w lustrzanym mógł się nazywać tak jak napisałem! Podobnie Królowa – nie ateibżlE przecież. Symetria – jeżeli kinokjaL tam, to tutaj Lajkonik.
Po naszej stronie jest Lajkonik, George R R Martin…………
Więc :)))
Witaj Stateczku mój ulubiony
….król tylko czworga imion ? Skąpo 
Witaj Czarodziejko:)) To Anglik, Hiszpan miałby szesnaście imion, w tym cztery z bierzmowania :))
Cześć: )) Z bierzmowania po krzyżu? : )))
Podoba mi się lustrzany zestaw mego imienia.

Do zobaczenia wieczorem…. mniej więcej w porze zapalania lampki.
Kochani, pożytku dziś ze mnie nie będzie! Pewnie kogo to i ucieszy…
Padam na dorodny pysk mój!
Przesadziłem z werwą!: (((
Do jutra…: )))
Przypełzłam życzyć Państwu dobrej nocy i do miłego, słonecznego jutra 😀
Dobranoc!
Doberanoc. Snów betroskich zupełnie!
Dobranoc:)
Co nie znaczy, że nie przyśni mi się, bywały w świecie, i zwłaszcza poza nim, pan Lajkonik. Zaczynam się bać spoglądania w lustro. To wszystko wina czasu … 🙂
W końcu i ja się do Was doczłapałam
Wszystko co piękne i mądre na temat Twojego nowego odcinka Lajkonika zostało już powiedziane
Mnie zostało już tylko

Witaj o Ty, zza Wielkiej Wody!
U nas też się nowa wielka woda z nieba leje. Może własny Atlantyk będziem wkrótce mieć??
Dzień dobry: )))
Widzę, że wczoraj nie byłem wyjątkiem, inni też padli pokotem. A propos – „pokot” to tradycyjne w łowiectwie zakończenie łowów z ułożoną starannie w rzędzie ubitą zwierzyną! Właściwie to ten rząd ubitych zwierząt jest pokotem!
Powiadają, że po pewnym polowaniu oglądający imponujący pokot myśliwy, lekarz z zawodu, dostrzega ułożone tuz za jeleniem a przed dzikiem nietypowe dosyć trofeum – dwuręczne to, dwunożne, odziane w kompletny myśliwski strój w barwach maskujących, oczywiście! Rany boskie, to człowiek!! Rzuca się na pomoc, reanimuje, sztuczne oddychanie robi, klatkę piersiową uciska, krząta się jak szalony. Otaczający go z wolna coraz większy tłumek myśliwych czeka…W końcu lekarz podnosi się z kolan…
– I co? – pada pytanie
– Dostał dwa razy!
– Nie dasz rady mu pomóc?
– Dałbym…..ale ktoś go fachowo wypatroszył!!
Znałem w NIECO innej wersji, ale puenta wychodziła na to samo.
No, jeśli tak szeroko się rozeszło, to to musi być prawda! A gadka jak to gadka – ktoś coś doda, inny ujmie….
Dzień dobry 😀 Dzisiejszy dzień lepsiejszy będzie??
Miłego i do.. noo którejś tam 😀
Dzień dobry: ))) Acani zaś gdzieś sarnim skokiem sadzisz?: ))
Na chleb i wodę zarobić… Chlip…

Proszę Pana Senatora nie wspominać nic o sarnach, bo się zeźlę!!!
Musiałam róże płożące przykryć siatką, bo inaczej ani jedna młoda łodyżka by się nie uchowała. Przez te pasożyty
Dzień dobry Rumaku 😀
Miłego, Skowronku 🙂 będzie lepiej…. dobrze jest w to wierzyć:)
Dziękuję i również Tobie, a to już po południu.. Bliżej niż dalej 😀
Dzionek wolny masz?? Czy znowu obowiązki??
Dzień dobry. Wygląda, że wtorek będzie nieco biegający, ale się jeszcze okaże…
Dzień dobry. Samo życie….
Koło południa odwozimy tych gości z wymiany na lotnisko, z wyprzedzeniem i pewnie chwilę z nimi tam poczekamy, potem Junior ma coś jak egzaminy wstępne do liceum (wiem, że teraz w zasadzie ich nie ma, ale tego akurat liceum pewne zasady wydają się nie dotyczyć), a co jeszcze potem, to nawet nie wiem.
No…. zapowiada się jednak spokojny dzień…!: )
Jak już polecą, będzie spokojny, to na pewno.
Dzień dobry…. zachmurzenie małe…. tym razem prognoza się udała:)
U nas wręcz bez-chmur-nie.
9.35…..9.35…..9.35…!!!
Witaj, Wiedźmineczko!: ))))
Dzień dobry 🙂 I zmykam 🙂
Cześć Miśku ! Gonisz Harpie ?:)
Witaj Senatorze…:) odpocząłeś po nadmiarze werwy ?
Witam: ))) Jakoś tak nieco jeno jakoś: (
Z rana zadzwonił do drzwi młody pan, zbierający pieniądze na bilet powrotny do domu…. Ten patent ostatnio się powtarza… 🙁 Znowu ktoś szuka frajerów …
Witam serdecznie bardzo.


Znowu upał. Tylko dlaczego na moją głowę ❓
Nic to… Inni mają o wiele gorzej. Na Dolnym podobno grad jak strusie jaja. Oby nikogo nie trafił.
Senatorze, nie szarżuj
PS:Proponuję wyciepanie części nigdy nie używanych zazulek i ewentualnie dołożenie nowych.
Pomysł bardzo dobry, Jaśminko, ale bez Tetryka….. ani rusz !
Czy Tetryk nam zaginął ? myślałam, że szybciej wróci….
Zaczynam się martwić Wiedźminko. Jeszcze dzień, najwyżej dwa i zacznę się do Niego dobijać. Też myślałam, że szybciej wróci.
Upał, dobre sobie.. 🙁
Cześć Pachnąca 😀
Witaj Skowroneczku Najmilejszy.
Wiem, że czekasz na ciepełko ciągłe. Bez grzmotów, gradów, oberwaniów chmurów i innych powodziów Ci życzę. 
U mnie gorąco/łamane przez duszno. Zabierz to ode mnie zanim głowa mi pęknie.
Misiaczek zapracowany… 🙁 i dzie Harpie??
Taż jak nic, trzy setki walniem 😀
Goście za pół godziny lecą do siebie, a my już w domku. Kiedy wracaliśmy z lotniska, się rozpadało, i pada. Ale tak jakby przelotnie.
Za chwilkę, w oczekiwaniu na Harpie, zaproszę na przerywnik muzyczny. Jak się uda to trzech setek tym razem nie walniem.
Zapraszam piętro wyżej. Nie obiecuję, że Was zachwyci tak jak mnie, ale…
Się zobaczy!