Emerytowanego generał–majora Bułdijewa bolały zęby. Płukał usta wódką, koniakiem, przykładał do bolącego zęba sok z tytoniu, opium, terpentynę i naftę, smarował szczękę jodyną, w uszy włożył watę zmaczaną w spirytusie, ale to nie pomagało, a nawet wywoływało mdłości. Przyjechał doktor. Podłubał w zębie i przepisał chininę. To jednak też nie pomogło. Propozycję, aby bolący ząb wyrwać, generał potraktował odmownie. Każdy z domowników – żona, dzieci, służba, nawet kuchcik Pietka – proponował inny środek na ból zębów. Przyszedł również i ekonom Bułdijewa, Iwan Jewsjeicz, i poradził leczyć zamawianiem.– W naszym powiecie, ekscelencjo – powiedział – z dziesięć lat temu pracował urzędnik akcyzy Jakow Wasiljicz. A zęby zamawiał znakomicie. Bywało: odwrócił się do okna,poszeptał, popluł… jak ręką odjął ! Moc taką miał…– Gdzież on teraz?.
– Kiedy go zwolnili z akcyzy, zamieszkał u teściowej w Saratowie. Teraz to tylko z zębów żyje. Gdy kogoś zaboli ząb, zaraz do niego, a on pomaga… Tamtejszych ludzi saratowskich leczy na miejscu, a jeśli ktoś z innego miasta, to telegraficznie. Niech wasza ekscelencja wyśle depeszę, że tak i tak: sługę Bożego Aleksieja bolą zęby, proszę poradzić. A pieniądze za leczenie można mu przesłać pocztą.
– Bzdury! Szarlataneria!
– Ale niech ekscelencja spróbuje. To wielki amator wódki, z żoną nie żyje, a z jakąś Niemką, strasznie przeklina, można powiedzieć – czarodziej!
– Wyślij, Alosza – błaga generałowa – ty wprawdzie nie wierzysz w zamawiania, ale ja sama na sobie tego doświadczyłam. Choć nie wierzysz, przecież możesz spróbować? Nic się złego nie stanie.
– No, dobrze – zgodził się Bułdijew. – Wysłałbym depeszę nie tylko do urzędnika akcyzy, ale do samego diabła… Och! Siły już nie mam. No, więc, gdzie mieszka ten twój czarodziej? Jak do niego adresować? Generał usiadł przy stole i wziął pióro do ręki.
– W Saratowie każdy pies go zna – powiedział ekonom. – Proszę łaskawie pisać,ekscelencjo, do miasta Saratowa, znaczy: Do wielmożnego Jakowa Wasiljicza… Wasiljicza…
– No?
– Wasiljicza… Jakowa Wasiljicza… a nazwisko… A nazwisko jakoś zapomniałem! Wasiljicza… Do diabła. Jak żesz mu tam było? Kiedy szedłem tutaj, to pamiętałem…Chwileczkę…Iwan Jewsjeicz spojrzał do sufitu i poruszył ustami. Bułdijew i generałowa niecierpliwie czekali.
– No, co? Myślże prędzej!
– Zaraz… Do Wasiljicza… Do Jakowa Wasiljicza… Zapomniałem! A takie nawet zwyczajne nazwisko… jakby końskie… Kobylin? Nie, nie Kobylin. Proszę zaczekać…Źrebakow może? Nie, nie Źrebakow. Pamiętam, że nazwisko było końskie, ale jakie –całkiem mi z głowy wyleciało.
– Źrebakiewicz?
– Nie. Chwileczkę… Kobylicyn… Kobylatnikow… Kobielew…
– To już psie, a nie końskie nazwiska. Żerebczykow?
– Nie, i nie Żerebczykow… Koński. Konikowski… Ogierowski… Wciąż nie to!
– Więc, jak mam zaadresować? Pomyśl tylko!
– Zaraz… Konikowski… Kobyłkin… Dyszlowy…
– Cugowski? – dorzuciła generałowa.
– W żaden sposób nie… Przyprzążkiewicz… Nie, nie tak! Zapomniałem!
– To po co, do diabła, pchasz się ze swymi radami, jeżeli zapomniałeś? – rozzłościł się
generał. – Wynoś mi się stąd do licha! Iwan Jewsjeicz powoli wyszedł, generał zaś, chwyciwszy się za policzek, zaczął biegać po pokojach.
– Gwałtu! – jęczał. – Och, matko rodzona! Świata Bożego nie widzę! Ekonom poszedł do ogrodu i, wzniósłszy oczy do nieba, zaczął przypominać sobie nazwisko urzędnika akcyzy:
– Żerebczykow… Żerebkowski… Żerebienko… Nie, nie tak! Szkapowski… Konikowski…
Wałachowski… Kobylański…
W chwilę potem wezwano go do pokoju państwa.
– Przypomniałeś sobie? – zapytał generał.– Nie, wasza ekscelencjo.– Może Koniawski? Końkowski? Nie?I domownicy na wyścigi zaczęli wymieniać rozmaite. nazwiska. Przejrzano wszystkie rodowody, rodzaje i gatunki koni, mówiono o grzywach, kopytach, uprzęży… W domu, w ogrodzie, w czworakach, w kuchni ludzie chodząc z kąta w kat i drapiąc się w głowy poszukiwali nazwiska. Wzywano do dworu co chwila ekonoma.– Tabuński? – zapytywano go. – Kopytowski? Źrebowski?– Nie i nie – odpowiadał Iwan Jewsjeicz i, podnosząc oczy do góry, głośno myślał: –Konienko… Koniuchowski… Ogierowicz… Kobylicyn… Wałachowski…– Tatusiu! – wołały dzieci ze swego pokoju. – Trójkowski! Uzdowsk i! Cały dwór był podniecony. Zniecierpliwiony, wyczerpany generał obiecał pięć rubli temu, kto odgadnie prawdziwe nazwisko. Za Iwanem Jewsjeiczem zaczęto chodzić całą gromadą.– Gniadowski! – podpowiadano mu. – Bułański! Kłusakowski! Koniawski!Wreszcie zapadł wieczór, a nazwiska wciąż jeszcze nikt nie odgadł. Udali się na spoczynek, nie wysławszy depeszy. Generał całą noc nie spał, chodził z kąta w kąt i jęczał… O trzeciej nad ranem wyszedł z domu i zastukał do okna ekonoma.– Może Wałachowicz? – spytał płaczliwym głosem.– Nie, nie Wałachowicz, wasza ekscelencjo – odpowiedział Iwan Jewsjeicz i westchnął z poczuciem winy.– A może to jakieś inne nazwisko, nie końskie?– Słowo daję, wasza ekscelencjo, że końskie… Pamiętam to bardzo dobrze…– Ależ masz, człowieku, pamięć. Nazwisko to wydaje mi się teraz droższe od wszystkiego,co jest na świecie. Jestem zupełnie wyczerpany!Rano generał znów posłał po doktora.– Niech wyrywa! – zdecydował. – Nie mogę dłużej tak cierpieć.Przyjechał doktor i wyrwał bolący ząb. Ból ustał od razu i generał uspokoił się. Doktor otrzymawszy ile mu się należało, wsiadł do bryczki i pojechał do domu. Za bramą w polu spotkał Iwana Jewsjeicza. Ekonom stał na drodze i, patrząc w skupieniu pod nogi, o czymś myślał. Zmarszczki przecinające jego czoło i wyraz oczu świadczyły, że umysł jego był wytężony do ostateczności.– Bułanowski… Siodłowski… – mruczał. – Zołzowski… Konikowski…– Iwanie Jewsjeiczu! – zwrócił się do niego doktor. – Czy nie mógłbym, mój kochany,kupić u was z pięć ćwierci owsa? Zwykle kupuję u chłopów, ale mają bardzo marny…Iwan Jewsjeicz tępo spojrzał na doktora, nieprzytomnie się uśmiechnął i bez słowa odpowiedzi, wymachując rękami, pobiegł do dworu tak szybko, jakby go gonił wściekły pies.– Przypomniałem sobie, wasza ekscelencjo! – wrzasnął radośnie dzikim głosem, wpadającdo gabinetu generała. – Przypomniałem sobie, niech Bóg da zdrowie doktorowi! Owsow ! Owsow! Tak się nazywa! Owsow, wasza ekscelencjo! Proszę depeszować do Owsowa!– Rychło w czas – odpowiedział generał z pogardą i pokazał mu dwie figi. – Teraz mi już niepotrzebne twoje końskie nazwisko! Masz!
Zmiana wycieraczki na blogu ,niesie za sobą ,poważne konsekwencje ,można dostać w pysk od Senatora ,po żołniersku z liścia ,lub granat obronny ,dla jaj wrzucony w gacie ,lub bardziej wyrafinowanie od Lukrecji ,mokrą makrelą w pysk i potrawkę z ryby Fugu .Wy Wyspiarze jesteście prawdziwymi wariatami i chwała Wam za to 🙂 🙂 🙂
Misie żrą łososie, które łapią w chłodnych rzekach Alaski. Widziałam ba filmie. Wprawdzie te misie nie były białr, tylko Grizzli, ale może pancerne też jedzą łososie?
Dzień dobry:))) Przypomniałam sobie opowiastkę Taty z czasów wojny, jak siedząc ileś tam dni w okopach – ząb Go rozbolał. I pomoc towarzyszy niedoli… Niemców.
Jedno jest pewne: na bolący ząb, jedynym skutecznym lekarstwem… są… obcęgi. Teraz ładnie zwane kleszczami stomatologicznymi 😀
Przynajmniej ma się pewność, iż już więcej ten sam bolał nie będzie.
Dzień dobry 🙂 Dziękuję za taką kurację Skowronku ,mam jeszcze żywo w pamięci czas ,kiedy 6 lekarzy przez 8 godzin rwało mi ósemkę ,po tym zabiegu wyglądałem jak po 3 rundach z Tysonem ,podbite oczy i siniak na pół twarzy w dodatku specjaliści zaserwowali mi zakażenie zębodołu ,przy którym ból ósemki był pieszczotą nieledwie ,więc odpada teoria ,że wyrwany już nie boli 🙂 🙂
No właśnie po nic ,lekarz stwierdził ,że tego się nie leczy i zabrał się za usuwanie ,ale po godzinie spuchł i wezwał posiłki ,to była piękna rzeźnia 😀
Aha, ja tam za wariata się panie Misiaku nie uważam.. O! I możesz mnie Pan nie lubić!!! Jestem zrównoważonym Koziorożcem, twardo stąpającym po matce ziemi!!
😀 😛
Dzień dobry. Tak się rozpędziłem z pracą wczoraj, że poszedłem spać około 5 rano 😛 Ale już wszystko jest względnie w porządku.
Co do zębów, mam tak wrażliwe, że jakiekolwiek zabiegi (leczenie, rwanie) robię ZAWSZE pod miejscowym znieczuleniem. Wyłącznie. Dzięki temu omijają mnie wszelkie niemiłe przeżycia.
Co do nazwiska, to być może już kiedyś opowiadałem, jak to mama koleżanki z liceum usiłowała przypomnieć sobie nazwisko pewnego pana i zakręciła się jak ekonom: „Jakieś takie ptasie nazwisko… Zupełnie właśnie z ptakami mi się kojarzy… Wróbel? Sikora? Niee…” i po paru dniach chodzenia i powtarzania pod nosem „ptaszek… ptak…” wreszcie wpadła na rozwiązanie: „Mam! Niedźwiedzki!” Autentyk, przy mnie się to działo 🙂
Do dzisiaj ani ja, ani koleżanka nie wiemy, jak jej mama wpadła na to, że miś to ptaszek. Żeby jeszcze, bo ja wiem, „Nietoperek”, to byłoby to w pewien sposób uzasadnione, ale „Niedźwiedzki”?
Ha. Tetryku, czy próbowałeś kiedykolwiek sił w tej dyscyplinie, co to kabareciarze startują czasem, kabaret na kabaret? Żeby jak najkrótszym ciągiem skojarzeń połączyć dwa odległe znaczeniowo słowa?
Hihi, to dośc długie, a najlepiej jak najkrócej. Pamiętam, że kiedyś w tej konkurencji startował Kabaret Moralnego Niepokoju i pobił absolutny rekord, wstawiając między hasło wyjściowe i docelowe JEDNO SŁOWO. Problem w tym, że nie pamiętam ani pierwszego, ani drugiego, ani trzeciego 🙁
Edit: tak notabene to jest doskonały dowód mojej słabej pamięci 🙁
Dzień dobry. 🙂
Jak bym o sobie czytała z tym przypominaniem. Nie kojarzę co prawda zwierzątkowo, ale literowo i zawsze mam na końcu języka. Przecież wiem ❗ Na Ż się zaczyna, tego jestem pewna. Już wiem. Kowalski ❗ Ma to także dobre strony, przynajmniej jedną. Współprzypominający sobie mogą ze 100% pewnością pominąć literę którą wymieniłam. 🙂
Znalazłem parę dni temu adekwatny do tematu zapominania wiersz na necie .Autor: marguy
„Oda do starości”
dę ulicą – ktoś mi się kłania.
Oddaję ukłoń – znam przecież drania:
ta twarz, ten uśmiech i ten błysk w oku…
To miły facet, znam go od roku.
Jakże u diabla on się nazywa?….
Dziura w pamięci. Czasem tak bywa.
Wtedy myśl smutna w głowie się rodzi :
Nic nie poradzisz – starość nadchodzi .
Z trzeciego piętra schodzę radośnie,
bo w kalendarzu ma się ku wiośnie,
no i spaceru gna mnie potrzeba
zwłaszcza, że słońce i błękit nieba…
Gdy już po parku idę aleją
nagle pot zimny koszulę klei,
bowiem pytanie w głowie mi tkwi :
czy aby kluczem zamknąłem drzwi?
W spiesznym powrocie znów myśl się rodzi :
Nic nie poradzisz – starość nadchodzi.
Siedzę i czytam.
Nagle myśl żywa jakimś pragnieniem z fotela zrywa.
Robię trzy kroki, staję przy szafie i jak to cielę na nią się gapię…
Pojęcia nie mam po co ja wstałem?
Czego tak bardzo i nagle chciałem?
Oj, coraz bardziej mi to już szkodzi ,że ta nieszczęsna starość nadchodzi.
Jadę na urlop. Prasuję spodnie, żeby wśród ludzi wyglądać godnie.
Biorę walizkę, pędzę nad morze….
Lecz tam miast śledzić dziewczyny hoże, zamiast podziwiać plażowe akty… …
Czy wyłączyłem wtyczkę z kontaktu?
Może dom spłonął? Strach we mnie godzi…
Tak to już jest, gdy starość nadchodzi.
Żeby nie znaleźć się kiedyś w nędzy zaoszczędziłem trochę pieniędzy.
W dużej kopercie, zamkniętej klejem, dobrze ukryłem je przed złodziejem
I teraz… już od paru miesięcy nie mogę znaleźć moich tysięcy.
Ech. Nie pojmiecie tego wy młodzi jak miło żyć, gdy starość nadchodzi..
Pomimo moich najlepszych chęci -nie zawsze mogę ufać pamięci.
Więc by jej pomóc, a przez nią sobie, czasem na chustce węzełki robię.
A potem jeden Bóg wiedzieć raczy co który węzeł ma dla mnie znaczyć?
Choć mi się nawet nieźle powodzi, wciąż mam kłopoty.
Starość nadchodzi.
Dwa razy dziennie – raz przy śniadaniu, a potem w obiad,
po drugim daniu zażywam leki, tabletki białe:
cztery połówki i cztery całe
Często się pieklę (bom nie aniołem),gdy w obiad nie wiem czy rano wziąłem?
Tę gorycz klęski wątpliwie słodzi wiedza, że oto starość nadchodzi.
Żuję kolację – w niej polędwica me podniebienie smakiem zachwyca.
Pogodnie dumam o tej starości….Czy ona musi stale nas złościć?
Przecież jest piękna!!!! Masz sporo czasu…
Chcesz iść nad wodę, albo do lasu, to sobie idziesz – nikt ci nie broni.
Z łóżka zbyt wcześnie też nikt nie goni, bowiem nie musisz pędzić do pracy jak wszyscy twoi młodsi rodacy.
Co prawda wigor z wolna przekwita, lecz po co wigor u emeryta?
Podwyżki pensji już nie wyprosisz, należną gażę poczta przynosi…
Spokojnie patrzysz jak świat się zmienia, gdyż wiek ci daje mądrość spojrzenia…
Więc wiwat starość! Niechaj nam służy, nawet gdy trochę chwilami nuży,
Bowiem – jak sądzę – w tym jest rzecz cała, by jak najdłużej ta starość trwała…!!!
Dobry wieczór.
Nie wiem, czy Szanowne koleżeństwo zauważyło, ale na szkoleniach dotyczących pamięci i zarzadzania własną głupotą, lenistwem i bałaganiaestwem zalecają dla lepszego zapamiętywania podczepiać słowo do skojarzenia. Czyli dokładnie to, co w opowiadaniu Czechowa nie wyszło.
Ja muszę zapisywać wszystko na karteczce (albo większej ich ilości) i potem tylko pamiętać, gdzie ta karteczka… a i tak nie mogę od sierpnia namierzyć jednych okularów przeciwsłonecznych, co je lubię 🙁
Kochaaaany. Ty jesteś młody. Zapominanie możesz złozyć na karb rozrargnienia i przeciążenai. U starych diagnoza jest jednoznaczna : SKLEROZA
I dalej – DO PIACHU.
Najlepszym uczniem mojego znajomego nauczyciela języka angielskiego był pan 82-letni.
Znam wielu starców nastoletnich.
Podobno skleroza nie boli, tylko nachodzić się więcej trzeba. Mam ją zatem od zawsze.
Wytłumaczenie dla własnych słabości znaleźć zawsze można. Jak smerf Maruda. I tak mi się nie uda.
Lekarz rodzinny, do którego jestem przypisana patrzy na mnie ze zniecierpliwieniem. Boli, widać musi. przeszkadza, tak musi być. Do piachu się szykować, a nie zawracać głowę. Wypiszę się. I nigdzie nie zapiszę.
Pamięć mam najlepszą, na bezrybiu i rak ryba, sytuacyjną. Potrafię ze szczegółami opisać okoliczności w jakich coś usłyszałam, przeczytałam, coś się wydarzyło. Pomaga, bo nawet jeśli sobie nie przypomnę jak to coś się nazywało to ktoś może mi przypomnieć. W czasach internetodostępnych sama mogę wygooglać. Wiem czego i gdzie mam szukać.
Jestem jedną z ofiar trzech Z i to się teraz czasem mści. Za dużo do niczego nie potrzebnej pamięciówki.
Pozatym z czym dziś się koń kojarzy? W najlepszym przypadku z fryzurą „koński ogon”
Obecnie żadna z nas nie usłyszy takiego komplementu, jak dama na dancingu mogła usłyszeć od zabójczo przystojnego kawalerzysty : „Miałem kiedyś klacz, nazywała się Gniada. Pani mi ją przypomina” („Wielki szlem” M,Samozwaniec)
Równie stary i też o koniu:
Do otoczonego przez „białych” sztabu dywizji dociera furmanka. Wychodzi jej na spotkanie komisarz Furmanow. Powożąca kobieta schodzi z kozła, ściąga chustę i oczom zdumionego komisarza ukazuje się uśmiechnięty Pietka.
– Ale się zamaskowałeś! – cmoka z uznaniem Furmanow.
– Ja to jeszcze nic – mówi Pietka skromnie – wyprzęgajcie towarzysza Czapajewa!
E, dlaczego niezrozumiała? Koń może i nie każdy, ale stereotypowy – to zaprawdę piękne zwierzę jest. A wziąwszy pod uwagę model wychowania młodzieży szlacheckiej od wieków do całkiem niedawna, koń był mężczyźnie czymś znacznie bliższym, zrozumiałym i – nie bójmy się tego powiedzieć – posłusznym, niż nieprzewidywalna i zmienna kobieta…
A zapytaj ją, czy jak się konik zestarzeje, to jest dopuszczalne przerobienie go na konserwy dla psów. (Folwark zwierzęcy G. Owell, do przeczytania nieco później) Bo przecież co to szkodzi. Czemu niby miałoby się marnować? A tak, to trochę kasy wpadnie. Dzieci są logiczne. Odpowiedź może zabrzmieć : TAK!
Z całą pewnością jej o to nie zapytam ! Pomysł pytania 5-latki czy jej kochane koniki przerabiać na konserwy wydaje mi się zwyczajnie koszmarny i jestem pewna, że ta wiedza nie jest jej do niczego potrzebna. I tak, dorastając, dowie sie róznych paskudnych rzeczy, ale ja jej tego nie zrobię. Musiałabym ciężko upaść na głowę.
Dziadzio siedział w pracowni przed sztalugą,
Palił cygaro,
Brał pędzel do ust, namyśłał się długo,
Strząsał jedwabny popiół w popielniczkę starą
Rozrabiał na palecie soki fiołkowe
Deszczówkę pomieszana z zielenią wiosenną
i mleko migdałowe ze sienną.
Ślad ołówka wycierał kawałkami chleba,
A po kobalt przez okno sięgał aż do nieba.
Malował rozrzewnieniem i słońcem
Siwki, grzywki, kopytka tańczące i lśniące,
Oczy pełniejsze ognia, niż oczy hiszpanek
I zady roztańczone, jak bańki mydlane,
Konia się nie krzywdziło. Rozumiało się go i posłuszeństwa wymagało tylko tam, gdzie to nie kolidowało z jego osobowością.
Rzeźnicy byli obok.
Ledwo wydostałam się ze sterty papierów. Znaleźć jeden sprzed pół roku, należało wyrzucić tonę innych 🙁 I skąd tej makulatury tyle??
PS Przecież ja zawsze wszystko kładę na miejsce 😆
Magiczny urok biurokracji, Skowroneczku. Też odkładam wszystkie papierzyska na miejsce, ale jest ich za dużo i cudownym sposobem zmieniają miejsce leżenia. Wyrzucić żadnego nie wolno, bo MOŻE za 5 lat jakiś urzędnik go zażąda?
Dzień dobry 🙂
Zmiana wycieraczki na blogu ,niesie za sobą ,poważne konsekwencje ,można dostać w pysk od Senatora ,po żołniersku z liścia ,lub granat obronny ,dla jaj wrzucony w gacie ,lub bardziej wyrafinowanie od Lukrecji ,mokrą makrelą w pysk i potrawkę z ryby Fugu .Wy Wyspiarze jesteście prawdziwymi wariatami i chwała Wam za to 🙂 🙂 🙂
Jaka znów makrela, to był łosoś!
.. a mogła być skumbria w tomacie 🙂
W dwukilowej puszce 🙂
albo paprykarz szczeciński:)
Misie żrą łososie, które łapią w chłodnych rzekach Alaski. Widziałam ba filmie. Wprawdzie te misie nie były białr, tylko Grizzli, ale może pancerne też jedzą łososie?
Z tego co pamiętam to Iorek żywił się wyłącznie whisky ,którą mu ludzie płacili za pracę ,wiaderko whisky 3x dziennie 🙂
Nie znam „Mrocznych materii”… powinnam przeczytać ?:)
Obejrzyj „Złoty kompas” ,film jest rewelacyjny i chwacit 🙂
Podzielę się wrażeniami 🙂
Dzień dobry: )))
Nu, Miśku, w czepku Ty się rodził, całe szczęście, że nie nazywał się on Prosiaczek!!
Mniam ,mniam
Nu i nie za bardzo mniam mniam…Lubisz koninę??
Dlaczego nie ,kabanosy i kiełbasy wędzone z koniny to delicje ,a mniamałem w temacie prosiaczka 🙂
:))) Pierwsze imię Incitatusa brzmiało Porcellus, to po polsku Prosiaczek: )))
Bardzo smakowite imię ,popatrz Pan nie wiedziałem .:)
Dzień dobry:))) Przypomniałam sobie opowiastkę Taty z czasów wojny, jak siedząc ileś tam dni w okopach – ząb Go rozbolał. I pomoc towarzyszy niedoli… Niemców.
Jedno jest pewne: na bolący ząb, jedynym skutecznym lekarstwem… są… obcęgi. Teraz ładnie zwane kleszczami stomatologicznymi 😀
Przynajmniej ma się pewność, iż już więcej ten sam bolał nie będzie.
Dzień dobry 🙂 Dziękuję za taką kurację Skowronku ,mam jeszcze żywo w pamięci czas ,kiedy 6 lekarzy przez 8 godzin rwało mi ósemkę ,po tym zabiegu wyglądałem jak po 3 rundach z Tysonem ,podbite oczy i siniak na pół twarzy w dodatku specjaliści zaserwowali mi zakażenie zębodołu ,przy którym ból ósemki był pieszczotą nieledwie ,więc odpada teoria ,że wyrwany już nie boli 🙂 🙂
brrrrrr, ta ósemka miała korzenie aż do pięt ? 🙁
Przyrośnięta była do kości policzkowej ,czysty horror 🙂
I po co Ci zęby mądrości, hę?: )
No właśnie po nic ,lekarz stwierdził ,że tego się nie leczy i zabrał się za usuwanie ,ale po godzinie spuchł i wezwał posiłki ,to była piękna rzeźnia 😀
A mógł od razu walnąć młotkiem! Jakiś marnie przewidujący on, cy cós?: )))
Toż tłukł zapamiętale przez godzinę ,aż się tak zmachał ,że myślałem ,że na zawał mi zejdzie zaraz 🙂
Nie wpadł na pomysł, by zrobić zdjęcie zęba? Ósemki często są kłopotliwe 🙁
Wiedźminko to było jeszcze za „komuny” nikt się wtedy w zwykłej przychodni nie bawił w takie sentymenty ,teraz wizyta u dentysty to przyjemność 🙂
Przyjemność???: ( Żeby Cię drzwi ścisnęły z taką przyjemnością!: (((

Aha, ja tam za wariata się panie Misiaku nie uważam.. O! I możesz mnie Pan nie lubić!!! Jestem zrównoważonym Koziorożcem, twardo stąpającym po matce ziemi!!
😀 😛
Eeeetam ,może wariat jest faktycznie nieadekwatny ,pozytywnie zakręcony może być ? 🙂
Ja też biegam na 4 nogach, jakem dostojny Baran:) i powiem, że bywają Barany zrównoważone i mało zadziorne 🙂 !
… i tu… wszystkie oczy na naszego Tetryka proszę 🙂
Czy dzisiaj Rumak ma lepszy nastrój?? Pozwolę sobie.. się bardzo grzecznie zapytać:)))
Bo; ja tam z żadnego liścia oberwać nie mam ochoty 😀
zdaje sie, że ta druga, wdzięczna nazwa to ” plaskacz”? 🙂
Niech się nie boi ino spojrzy wyżej: )))
Zmieniam zdanie! Niżej!!
Dzień dobry: ))) Dam ostatnio nie bijam!
A w ogóle bijałeś ? oprócz piaskownicy, rzecz jasna 🙂
Nie pamiętam!! Ech, nic innego tylko to ta starość o której Miś się wierszopłodowo wywewnętrzył!: )))
Dzień dobry ! 🙂 A toś mnie, Miśku, ucieszył od rana…
Dzień dobry. Tak się rozpędziłem z pracą wczoraj, że poszedłem spać około 5 rano 😛 Ale już wszystko jest względnie w porządku.
Co do zębów, mam tak wrażliwe, że jakiekolwiek zabiegi (leczenie, rwanie) robię ZAWSZE pod miejscowym znieczuleniem. Wyłącznie. Dzięki temu omijają mnie wszelkie niemiłe przeżycia.
Co do nazwiska, to być może już kiedyś opowiadałem, jak to mama koleżanki z liceum usiłowała przypomnieć sobie nazwisko pewnego pana i zakręciła się jak ekonom: „Jakieś takie ptasie nazwisko… Zupełnie właśnie z ptakami mi się kojarzy… Wróbel? Sikora? Niee…” i po paru dniach chodzenia i powtarzania pod nosem „ptaszek… ptak…” wreszcie wpadła na rozwiązanie: „Mam! Niedźwiedzki!” Autentyk, przy mnie się to działo 🙂
Witaj Pracowity Kwaku 🙂 imponujące było to ” ptasie skojarzenie”…:)
Do dzisiaj ani ja, ani koleżanka nie wiemy, jak jej mama wpadła na to, że miś to ptaszek. Żeby jeszcze, bo ja wiem, „Nietoperek”, to byłoby to w pewien sposób uzasadnione, ale „Niedźwiedzki”?
Skojarzenie jest proste:

ptaki – śpiew – lista przebojów – Niedźwiecki
Ha. Tetryku, czy próbowałeś kiedykolwiek sił w tej dyscyplinie, co to kabareciarze startują czasem, kabaret na kabaret? Żeby jak najkrótszym ciągiem skojarzeń połączyć dwa odległe znaczeniowo słowa?
Nigdy zawodowo! 😆
Forsa to grunt,
grunt to ziemia,
ziemia to matka,
matka to anioł,
anioł to stróż,
stróż to dozorca…
Dalej nie pamiętam.:((
Hihi, to dośc długie, a najlepiej jak najkrócej. Pamiętam, że kiedyś w tej konkurencji startował Kabaret Moralnego Niepokoju i pobił absolutny rekord, wstawiając między hasło wyjściowe i docelowe JEDNO SŁOWO. Problem w tym, że nie pamiętam ani pierwszego, ani drugiego, ani trzeciego 🙁
Edit: tak notabene to jest doskonały dowód mojej słabej pamięci 🙁
Tera może coś o sekcji??
E, Senatorze drogi, co się będziemy szczypać – o wiwisekcji!
Ale na człowieku!!!
No pewnie, przecież na zwierzętach to nadmierne okrucieństwo!
Tak jest! A człowieka można, a niektórego to nawet nie tylko trzeba, ale wprost mus!!
A potem można opisać takiego, że był miłym, naprawdę otwartym facetem (jeżeli to osobnik pci męskiej).
Oczywiście po uprzednim otwarciu!: )
Dzień dobry. 🙂
Jak bym o sobie czytała z tym przypominaniem. Nie kojarzę co prawda zwierzątkowo, ale literowo i zawsze mam na końcu języka. Przecież wiem ❗ Na Ż się zaczyna, tego jestem pewna. Już wiem. Kowalski ❗ Ma to także dobre strony, przynajmniej jedną. Współprzypominający sobie mogą ze 100% pewnością pominąć literę którą wymieniłam. 🙂
Znalazłem parę dni temu adekwatny do tematu zapominania wiersz na necie .Autor: marguy
„Oda do starości”
dę ulicą – ktoś mi się kłania.
Oddaję ukłoń – znam przecież drania:
ta twarz, ten uśmiech i ten błysk w oku…
To miły facet, znam go od roku.
Jakże u diabla on się nazywa?….
Dziura w pamięci. Czasem tak bywa.
Wtedy myśl smutna w głowie się rodzi :
Nic nie poradzisz – starość nadchodzi .
Z trzeciego piętra schodzę radośnie,
bo w kalendarzu ma się ku wiośnie,
no i spaceru gna mnie potrzeba
zwłaszcza, że słońce i błękit nieba…
Gdy już po parku idę aleją
nagle pot zimny koszulę klei,
bowiem pytanie w głowie mi tkwi :
czy aby kluczem zamknąłem drzwi?
W spiesznym powrocie znów myśl się rodzi :
Nic nie poradzisz – starość nadchodzi.
Siedzę i czytam.
Nagle myśl żywa jakimś pragnieniem z fotela zrywa.
Robię trzy kroki, staję przy szafie i jak to cielę na nią się gapię…
Pojęcia nie mam po co ja wstałem?
Czego tak bardzo i nagle chciałem?
Oj, coraz bardziej mi to już szkodzi ,że ta nieszczęsna starość nadchodzi.
Jadę na urlop. Prasuję spodnie, żeby wśród ludzi wyglądać godnie.
Biorę walizkę, pędzę nad morze….
Lecz tam miast śledzić dziewczyny hoże, zamiast podziwiać plażowe akty… …
Czy wyłączyłem wtyczkę z kontaktu?
Może dom spłonął? Strach we mnie godzi…
Tak to już jest, gdy starość nadchodzi.
Żeby nie znaleźć się kiedyś w nędzy zaoszczędziłem trochę pieniędzy.
W dużej kopercie, zamkniętej klejem, dobrze ukryłem je przed złodziejem
I teraz… już od paru miesięcy nie mogę znaleźć moich tysięcy.
Ech. Nie pojmiecie tego wy młodzi jak miło żyć, gdy starość nadchodzi..
Pomimo moich najlepszych chęci -nie zawsze mogę ufać pamięci.
Więc by jej pomóc, a przez nią sobie, czasem na chustce węzełki robię.
A potem jeden Bóg wiedzieć raczy co który węzeł ma dla mnie znaczyć?
Choć mi się nawet nieźle powodzi, wciąż mam kłopoty.
Starość nadchodzi.
Dwa razy dziennie – raz przy śniadaniu, a potem w obiad,
po drugim daniu zażywam leki, tabletki białe:
cztery połówki i cztery całe
Często się pieklę (bom nie aniołem),gdy w obiad nie wiem czy rano wziąłem?
Tę gorycz klęski wątpliwie słodzi wiedza, że oto starość nadchodzi.
Żuję kolację – w niej polędwica me podniebienie smakiem zachwyca.
Pogodnie dumam o tej starości….Czy ona musi stale nas złościć?
Przecież jest piękna!!!! Masz sporo czasu…
Chcesz iść nad wodę, albo do lasu, to sobie idziesz – nikt ci nie broni.
Z łóżka zbyt wcześnie też nikt nie goni, bowiem nie musisz pędzić do pracy jak wszyscy twoi młodsi rodacy.
Co prawda wigor z wolna przekwita, lecz po co wigor u emeryta?
Podwyżki pensji już nie wyprosisz, należną gażę poczta przynosi…
Spokojnie patrzysz jak świat się zmienia, gdyż wiek ci daje mądrość spojrzenia…
Więc wiwat starość! Niechaj nam służy, nawet gdy trochę chwilami nuży,
Bowiem – jak sądzę – w tym jest rzecz cała, by jak najdłużej ta starość trwała…!!!
Znam ten wiersz Miśku i wcale nie jestem pewna, że autor się zgadza …..:)
Znaczy – podszył się, bestia?
Dobry wieczór.
Nie wiem, czy Szanowne koleżeństwo zauważyło, ale na szkoleniach dotyczących pamięci i zarzadzania własną głupotą, lenistwem i bałaganiaestwem zalecają dla lepszego zapamiętywania podczepiać słowo do skojarzenia. Czyli dokładnie to, co w opowiadaniu Czechowa nie wyszło.
Ja muszę zapisywać wszystko na karteczce (albo większej ich ilości) i potem tylko pamiętać, gdzie ta karteczka… a i tak nie mogę od sierpnia namierzyć jednych okularów przeciwsłonecznych, co je lubię 🙁
Kochaaaany. Ty jesteś młody. Zapominanie możesz złozyć na karb rozrargnienia i przeciążenai. U starych diagnoza jest jednoznaczna : SKLEROZA
I dalej – DO PIACHU.
Najlepszym uczniem mojego znajomego nauczyciela języka angielskiego był pan 82-letni.
Znam wielu starców nastoletnich.
Podobno skleroza nie boli, tylko nachodzić się więcej trzeba. Mam ją zatem od zawsze.
Wytłumaczenie dla własnych słabości znaleźć zawsze można. Jak smerf Maruda. I tak mi się nie uda.
Do piachu można trafić i bez sklerozy niestety 🙁
Ale tylko tam łatwiej trafić dzięki sklerozie! 😆
Lekarz rodzinny, do którego jestem przypisana patrzy na mnie ze zniecierpliwieniem. Boli, widać musi. przeszkadza, tak musi być. Do piachu się szykować, a nie zawracać głowę. Wypiszę się. I nigdzie nie zapiszę.
To masz pecha, moja pani doktor jest uważna i troskliwa. Może dlatego, że bardzo rzadko ją nawiedzam…. ?
Pamięć mam najlepszą, na bezrybiu i rak ryba, sytuacyjną. Potrafię ze szczegółami opisać okoliczności w jakich coś usłyszałam, przeczytałam, coś się wydarzyło. Pomaga, bo nawet jeśli sobie nie przypomnę jak to coś się nazywało to ktoś może mi przypomnieć. W czasach internetodostępnych sama mogę wygooglać. Wiem czego i gdzie mam szukać.
Jestem jedną z ofiar trzech Z i to się teraz czasem mści. Za dużo do niczego nie potrzebnej pamięciówki.
Pozatym z czym dziś się koń kojarzy? W najlepszym przypadku z fryzurą „koński ogon”
Obecnie żadna z nas nie usłyszy takiego komplementu, jak dama na dancingu mogła usłyszeć od zabójczo przystojnego kawalerzysty : „Miałem kiedyś klacz, nazywała się Gniada. Pani mi ją przypomina” („Wielki szlem” M,Samozwaniec)
Stary szmonces:
– Salcie, ty masz nogi jak klaczka…
– Z powodu smukła linia?
– Nie, z powodu lśniące futro…
Równie stary i też o koniu:
Do otoczonego przez „białych” sztabu dywizji dociera furmanka. Wychodzi jej na spotkanie komisarz Furmanow. Powożąca kobieta schodzi z kozła, ściąga chustę i oczom zdumionego komisarza ukazuje się uśmiechnięty Pietka.
– Ale się zamaskowałeś! – cmoka z uznaniem Furmanow.
– Ja to jeszcze nic – mówi Pietka skromnie – wyprzęgajcie towarzysza Czapajewa!
ładne !
Czekam raczej na zdanie pań. Panowie, nie kawalerzyściu sie nie znaja.
Czasem słyszę.. „ale końska mordę ma”. Zdanie wypowiadane przez panie – o paniach:)))
A. To znaczy, że nie ma na co czekać.
Fascynacja urodą i osobowością koni jest dziś niezrozumiała.
E, dlaczego niezrozumiała? Koń może i nie każdy, ale stereotypowy – to zaprawdę piękne zwierzę jest. A wziąwszy pod uwagę model wychowania młodzieży szlacheckiej od wieków do całkiem niedawna, koń był mężczyźnie czymś znacznie bliższym, zrozumiałym i – nie bójmy się tego powiedzieć – posłusznym, niż nieprzewidywalna i zmienna kobieta…
Hihi…. porozmawiaj z moją wnuczką, to się dowiesz, że niekoniecznie masz rację:) Miłość do koni ma pewnie po pradziadku…. 🙂
A zapytaj ją, czy jak się konik zestarzeje, to jest dopuszczalne przerobienie go na konserwy dla psów. (Folwark zwierzęcy G. Owell, do przeczytania nieco później) Bo przecież co to szkodzi. Czemu niby miałoby się marnować? A tak, to trochę kasy wpadnie. Dzieci są logiczne. Odpowiedź może zabrzmieć : TAK!
Z całą pewnością jej o to nie zapytam ! Pomysł pytania 5-latki czy jej kochane koniki przerabiać na konserwy wydaje mi się zwyczajnie koszmarny i jestem pewna, że ta wiedza nie jest jej do niczego potrzebna. I tak, dorastając, dowie sie róznych paskudnych rzeczy, ale ja jej tego nie zrobię. Musiałabym ciężko upaść na głowę.
Dziadzio siedział w pracowni przed sztalugą,
Palił cygaro,
Brał pędzel do ust, namyśłał się długo,
Strząsał jedwabny popiół w popielniczkę starą
Rozrabiał na palecie soki fiołkowe
Deszczówkę pomieszana z zielenią wiosenną
i mleko migdałowe ze sienną.
Ślad ołówka wycierał kawałkami chleba,
A po kobalt przez okno sięgał aż do nieba.
Malował rozrzewnieniem i słońcem
Siwki, grzywki, kopytka tańczące i lśniące,
Oczy pełniejsze ognia, niż oczy hiszpanek
I zady roztańczone, jak bańki mydlane,
Konia się nie krzywdziło. Rozumiało się go i posłuszeństwa wymagało tylko tam, gdzie to nie kolidowało z jego osobowością.
Rzeźnicy byli obok.
Racja ,trzeba kulbaczyć 🙂
Witajcie!
Cały dzień mnie nie było, ale uff! jestem 🙂
A gdzie byleś?
Robiłem za kierowcę…
Jak widać z powyższego wpisu /pod Krecią/ w znakomitej formie, Jesteś 😀
Ledwo wydostałam się ze sterty papierów. Znaleźć jeden sprzed pół roku, należało wyrzucić tonę innych 🙁 I skąd tej makulatury tyle??
PS Przecież ja zawsze wszystko kładę na miejsce 😆
Magiczny urok biurokracji, Skowroneczku. Też odkładam wszystkie papierzyska na miejsce, ale jest ich za dużo i cudownym sposobem zmieniają miejsce leżenia. Wyrzucić żadnego nie wolno, bo MOŻE za 5 lat jakiś urzędnik go zażąda?
Trochę czasu mi zajęło zanim nauczyłam się NIE wyrzucać papierów…..:)
Miłego wieczoru, przyjemnej pogawędki.. Dobranoc Państwu 🙂
Dobranoc! (bez skojarzeń 😉 )
Dobry wieczór…. jeszcze nie pora na spanko … 🙂
…” nie wzdycham, nie płaczę …” 🙂
Choć lubię Poniedzielskiego, ma swój wdzięk i talent:)
Dobranoc i do jutra Kochani. 🙂
Piętro wyżej zapraszam na film. Niestety, jeszcze nikt go nie nakręcił, ale ja i Pan Waligórski mamy nadzieję, że w końcu przecież powstanie!: )