Pierwszą połowę sierpnia spędziliśmy na włóczędze po Wielkich Jeziorach Mazurskich. Duża niezależność, zgrana nieduża załoga, piękna przyroda – to najważniejsze elementy takiego sposobu spędzania urlopu. Pływamy tak co roku (z jednym wyjątkiem) już kilkanaście lat – początkowo samowtór z córką, od kilku turnusów dołączył do nas trzeci amator i w ten sposób – po latach doczekałem się syna!
Jeden obraz mówi za 1000 słów, więc zamiast pisać, przedstawię wam nasz mikroświatek z czasu wyprawy:
Wieczorami podziwialiśmy zachody słońca:
Z innych przyjemności mieliśmy bliskie spotkania z mazurską przyrodą, niestety nie wszystkie dały się uwiecznić – pewnej nocy na Bełdanach odwiedziły nas miejscowe bobry; niestety przy próbie fotografowania schroniły się w trzcinach. Ptaki, żuczki ważki i krzaczki wykazywały się większą skłonnością do pozowania:
Gdy pogoda dopisywała, większość dnia spędzaliśmy na wodzie, spotykając wiele innych jachtów – niektóre były bardzo ładne. W ogóle żeglarstwo to bardzo piękny – z estetycznego punktu widzenia – sposób spędzania czasu. Oceńcie sami:
Niestety pogoda nie cały czas była idealna. Na szczęście, najgroźniejsza w tym sezonie burza (kilkanaście jachtów wywróconych; była nawet początkowo – niesłusznie – opisywana jako kolejny „biały szkwał”) przewaliła się przez jeziora na dzień przed naszym przyjazdem, gdyż przypadkowo przełożyliśmy termin startu o 2 dni! Niemniej – zwłaszcza w drugim tygodniu – piękne burze chodziły po Mazurach; na szczęście wszystkie przeżyliśmy bezpiecznie przy brzegu, niekiedy chroniąc się tam dosłownie w ostatniej chwili. Tak było podczas przepływania przez Niegocin, kiedy długo miałem nadzieję, że burza przejdzie jednak bokiem. Ona nas jednak oskrzydliła, zmusiła do schronienia się przy brzegu, a wreszcie potraktowała solidnym gradem!
Na szczęście jednak burze i deszcze przemijały raczej szybko, niekiedy kończąc się piękną tęczą:
Nie samym pływaniem człowiek żyje. Można na mazurskich brzegach znaleźć wiele wartych obejrzenia rzeczy, tu zamieszczę tylko dwa przykłady. Bliższe szczegóły na temat tych obiektów bez trudu wskaże wujek G.
Osobną sprawą są przyjemności kulinarne. Ryby smażone, wędzone, bezwzględnie lokalne, mazurskie: sielawa, troć, sum, szczupak, leszcz, okoń; przyrządzane na różne sposoby: z patelni, w śmietanie, w borowikach, w pierogach (!) – znamy kilka bardzo dobrych adresów, gdzie warto zostawić nawet sporą sumę za wyjątkowo miłe napełnienie brzuchów. Niestety, ze smutkiem stwierdzam, że Mazury również podlegają McDonaldyzacji – najlepsza w Mikołajkach smażalnia o obiecującej wiele nazwie „Złota Rybka” musi serwować także pizzę i wieprzowinę, bo turystyczna masówka boi się ości albo i w ogóle ryb nie jada! O tempora, o mores!!!
Dla tych, co jeszcze nie mają dość wrażeń załączam filmik z gradobicia:
Witajcie!
Obiecałem reportaż z wakacji – oto i on. Wszystkie zdjęcia są autorstwa mojej załogi – fotografują półprofesjonalnie, ja dawno poddałem się w tej konkurencji.
Miłego oglądania!
Witaj Tetryku… aż zapachniało 🙂
Dzień dobry: )))
Te pożerane hurtem ryby to sami łapali??
Witaj Senatorze…. już Cię widzę w tej krainie wędkarzy 🙂
Witaj: ))) To już nie to, Wiedźminko, nawet tę mazurską sieję i sielawę Tetrykowi z Pomorza przywieźli. Sielawowych jezior na Mazurach już nie ma, to znaczy – jeziora są, Łańsko, Wadąg, Mamry….i jeszcze parę innych, tylko siei i sielawy w nich nie ma . Nazwa została i tyle. Na Mazurach nie ma już ryb, pisałem o tym kilkakrotnie…Nie ma…to co tam jeszcze czasem gdzieś się chlapie to niedobitki.. Te wody to już wędkarska pustynia…Pewnie, że czasem ktoś coś złapie, ale niech ucapi komplet szczupaków w 15 min. jak to drzewiej bywało..:( ((
Dzień dobry:)) Tylko pozazdrościć. Nawet tego gradu 😀
Dzień dobry: ))) Proszę nie wstawać! Na drugi boczek fik!, nakrywamy się kołderką po uszy i donośnie błogo chrapiemy dalej!!
Dzień dobry:)) Nie mogę. Mam płatki pod oczami i stwardniałą, fioletowoniebieską skorupkę na twarzy.. 😆
Cóś Ci przez noc wyrosło??: ((
Niooo i lat mi ubyło:))))
Ktoś poleciał po pampersy???
Wiedziałam, wiedziałaaam !!!!
Jak młodnieć to na całego!: )))
Dzień dobry Skowronku… też mogłabyś nam pokazać swoją malowniczą miejscowość ! 🙂
Witaj Wiedźminko:))) Zdjęć w necie z moich okolic jest multum 🙂
Dzień dobry ! 🙂 Słońce, woda, wiatr i grad…. dopisało wszystko naszym żeglarzom:)
Dzień dobry: ))) Od świeżutko uwędzonej sielawki lepsza jest jedynie jeszcze świeższa!: )))
Zgadza się… ta rybka świeżo uwędzona to jest to ! 🙂
Taka prosto z wędzarni, jeszcze cieplutka. Albo tako też gorący jeszcze węgorz – co to ty go gryziesz, a rozgrzany tłuszczyk aż po łokcie spływa! I kielonka, żeby nie zaszkodził bo tłusty, i następnego, bo tłusty nadal….Samoręcznie łapałem, wędziłem i pożerałem!! Do tej pory mam specjalną wędzarnię tylko na węgorze. Składana, można brać ze sobą do auta i na miejscu używać!: )))
Sieje i sielawy …mniam, pyszności mazurskie… 🙂
A nie, Wiedźmineczko, sieja do mnie niezbyt donośnie przemawia.
Co masz tej rybie za złe, Senatorze? 🙂
No cóż, ona, choć z rodziny łososiowatych, smakuje mi niejako szczupakiem. A tych nie lubię!
Już idę, mam dziś dzionek szalenie rodzinny, wrócę późno, ale nie mogłam nie zajrzeć na Wyspę…. Tetryku, nic nie piszesz o komarach ? 🙂
Albo niezapłacony weksel. Ten, psiakość, zawsze wraca!: ((
A wystawiasz weksle?:)
: ))) Już nie, ale awalować zdarzało się!: )
A ten sfotografowany żuczek (?) co to ja go w moim ogrodzie tępię, to co to to?? Wiosną jest zielony, a bliżej jesieni właśnie taki jak na zdjęciu.
No właśnie, co to za bestyja, bo jak go nadepniesz to nie dosyć, że zmienia kolor na jeszcze inny, to i kształt też!!
Okropnie capi:))))
No! I przestaje się ruszać!: ))
Jak mi Bóg miły.. byłam sama na blogu, a okazuje się, że mam Towarzystwo:))) Się zjawili, jak ten biały szkwał.. Niespodzianie:)))
Może trza było skorupki z ócz błękitów oderwać?? :))
Śniadanie jedli?? Bo ja nie, więc idę. Smacznego. Dziękuję:)))
– nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu
– lenistwo
Hi,hi.. a trzeci to cudzołoży? Może? Panie Senatorze? Szukam obrońcy!!! W todze..

Togę bez zawartości mam 😀
Klasyczna! Bacz by odziany w taką z czerwonym fontaziem nie zwrócił się do Cię słowami :”…..proszę wstać!”: )))
Ale musi mieć łańcuch, o! Chyba z godłem /cichutko pytam/ i wcale się nie rumienię:))))
Musi! Zakłada i tym jednym gestem staje się Bogiem i carem w czterech ścianach jednej sali!
Też, przez parę ładnych lat, naszałam taką z fioletowym żabotem, oczywiście bez łańcucha z godłem. Mam trochę różnych wspomnień z tego czasu i nie powiem, że wszystkie skłaniają do szacunku dla reprezentantów Pani Temidy…..
Ten fontaź(?) to, to ten żabot pod szyją?? Się dokształcam jakby co:)))
Ten żabot ma mieć trzynaście fałd, ani więcej ani mniej i dwadzieścia jeden cm. długości! No i te obszycia togi muszą być w identycznym co on kolorze. Np radca prawny ma niebiesko- granatowy, prorok czerwony (krwawe bydlę!), a sędzia fioletowy, ponoć od rzymskiej purpury!.
Prorok(krwawe bydle) to prokurator??:)))
Właśnie. W rejonówkach siedzą sami „geniusze”, najlepszy przykład ostatnio mamy ze sprawy Amber Gold! Taki dziad jak w rejonowej przepracuje trzy lata to już ma pewność, że nie awansuje do końca życia, po co komu debil na wyższym stanowisku!: (( Prokuratura rejonowa popisała się w Gdańsku aż miło, ale podpitego rowerzystę pan prokurator oskarży ogniście, z zapałem godnym Savonaroli i zażąda dla zbrodniarza kary satysfakcjonującej rozżarte gniewem pospólstwo. A sąd przylepi cykliście minimum 6 m-cy odsiadki. Niech zbrodzień wie, że sprawiedliwość zawsze triumfuje, jest szybka, sprawna i profesjonalna!: ((
Nie mam prawa Ci nie wierzyć:)
Witajcie!
szybkie odpowiedzi:
– komarów w tym roku było zdumiewająco mało, co nie przeszkodziło temu aby najsłodszy z nas (zdaniem komarzyc oczywiście) wrócił co nieco pocętkowany
– ryb osobiście nie łowiliśmy, ze względu na miękkie serduszka, brak sprzętu i umiejętności jego używania. Wbrew temu, co napisał powyżej Senator, ryby na Mazurach są jeszcze; funkcjonują nieliczne dobre smażalnie i wędzarnie (trzeba poszukać!), ale można też kupić świeże w niektórych gospodarstwach łowieckich a czasem bezpośrednio od rybaków. Wziąwszy pod uwagę, że niestety popyt na ryby nie jest wielki, nie bardzo wierzę w sprowadzanie sielawy z Pomorza; gdyby jej nie było na miejscu, większość barów po prostu by jej nie oferowała.
Co do gustów, o których się nie dyskutuje, moim numerem 1 jest wędzona troć – krajowa ryba łososiowata, przy której jednak norweskiego łososia można sobie schować! Atutem jest niewątpliwie świeżość, być może łosoś prosto z wędzarni smakowałby lepiej. No i zależy od wędzarni – najlepsze są od Ziutka w Rucianem.
Druga pozycja to smażona sielawa właśnie. Pyszna, drobna rybka, dostępna prawie w każdej smażalni, ale naprawdę dobra w nielicznych – mistrzowska jest we wspomnianej „Złotej Rybce” w Mikołajkach.
Argumenty przyjąłem, w dobrej wierze bowiem zostały podane. Przy swoim będę wszakże się upierał. Ja, Tetryku, trzydzieści bez mała lat na ryby na Mazury jeździłem. Jak myślisz, czy jedynie wiek podeszły od tych wyjazdów mnie odsunął?
Dobry wieczór ! Zdarzyło mi się jadać trocie, bo trafiają się w
małych rzeczkach blisko morza..:) Przepyszne i wyraźnie lepsze od łososia. Tylko bardzo już rzadko dają się złowić 🙁
O, i jedź człowieku do Mikołajek coby naprawdę pyszną rybkę zjeść 😀 Tetryku; a ta żaglówka „Tadeusz” jest rodzinną własnością czy pożyczona?? A może prościej; czy Jesteście w posiadaniu własnej żaglówki??
Nie, wypożyczamy. Pływamy raz do roku, 500 km od domu – utrzymywanie własnej żaglówki w tych warunkach nie miałoby sensu.
Jeśli można wiedzieć; wiele kosztuje wypożyczenie? Przepraszam, że ja taka ciekawska 🙂 Bo, że umiecie się posługiwać tymi linami, sterami i inszymi co się z żeglowaniem wiąże – wątpliwości nie mam:)) A trzeba mieć „prawo jazdy” na takie pływające? 🙂
Aha, żeby nie było: nie mam zamiaru wiercić dziury w brzuchu Tobie, cobyś w przyszłe wakacje zechciał użyczyć 😀 Spox, że se tak rzeknę za młodzieżą albo i za Harpią 😆
Nie wystraszyłaś mnie!
W zamian podałem link powyżej 😉
Dzień piękny bardzo od rana. 🙂
Wiem, że już o to pytałam, ale powtórzę. 🙂 Mogę pozazdrościć chociaż troszeczkę, Tetryku ❓
Łza się w oku kręci czytając, bo od lat wielu na Mazurach nie byłam. Może dlatego, że mam za blisko ❓
Za jedzeniem ryb, delikatnie mówiąc, nie przepadam, ale nie jedzenie ich w takich okolicznościach przyrody i obżeranie się pizzą ❓
Też mnie pizzowa koncepcja zadziwia! W takich okolicznościach przyrody…
Zapomniałam dodać, pewnie przez zazdrość ;), że zdjęcia piękne. 🙂 Dobrze, że miałeś ze sobą w mazurskich stronach fotografików. :)Mówią, że setki słów nie zastąpią jednego obrazu. Połączenie jednego z drugim oddaje pełnię wrażeń. 🙂
Może golonkę Jasminko?? Też pychotka:)))a rybkę na deser,o! 😀
Zgoda. 🙂 Tylko golonka ma być chuda a rybka bez ości, Skowroneczku. 😆
Dzień dobry. Bladym świtem pojechałem po Panią Q. i Najjuniora, już są w domu… a tu taka mazurska siurpryza. I opis, i zdjęcia, i film nawet – faktycznie tylko zapachu brakuje 🙂 Myśmy płynęli, hmm, dwa lata temu? ale „tylko” pasażerskim stateczkiem z Rucianego-Nidy do Prania i z powrotem, a innego znów dnia z Rucianego do Mikołajek i takoż z powrotem. Właściwie to te zdjęcia są jak uzupełnienie tamtej wycieczki – pamiętam, że z pokładu „pasażera” oglądaliśmy jachty i zastanawialiśmy się „A jakżeż by to było być na takim?” – no i właśnie dostałem odpowiedź 🙂 z bardziej nietypowych łódek pamiętam kosmicznie wyglądający (czarny?) trimaran, zacumowany na Bełdanach, po stronie Popielna.
Fajnie Wam. Zazdrościć nie będę! Nie.. Tylko zanucę Szczepanika.. ” Dzień gaśnie w szarej mgle wiaaaatr strąca krople z drzew.. sznur kormoranów w locie splątał się, pożegnał ciepły dzień. Ostatni dzień w mazurskich stronach..”
Z podkówką 🙁 o!
😀
A wiesz, Skowronku ? mój ulubiony klon juz zbrązowiał na czubku. On najwcześniej zmienia barwy i najszybciej gubi liście, może dlatego, ze rośnie w przeciągu…. 🙁
Spojrzałam przez okno i… co poniektóre klony mają kępki żółtków na czuprynie 🙂 Jeszcze michałki (marcinki) nie rozkwitły, zatem nadzieja, iż lato jeszcze ciągle będziemy mieć:)
Piękne, jakbym tam była. Niestety, jestem jedyną z rodziny, która nigdy na Mazurach nie była. I już nie będzie.
Nigdy nie mów nigdy!
No to, jak mówią Francuzi: Marne szanse
Witaj Kreciu…. ale jednak szanse:) i tego sie trzymajmy …
Witaj Wiedźminko
Może w przyszłym życiu?
Psiapora w Raju słyszał o himalaiście, który zginąwszy na K2, zdobył go po śmierci.:)
Troszkę smęcisz Kreciu…
czy masz już taką pewność, że nic miłego Ci się nie zdarzy ? .. bo powiadają, że pesymista, to dobrze poinformowany optymista ?
Ja smęcę? Ja tu przypominam jeden ze śmieszniejszych pomysłów z Raju.
Co do informacji na temat dalszego ciągu, to z moich obserwacji wynika, że lepiej już było.
Może i było, ale świat jest niekończącym się ciągiem cykli…
.. a ja nie nadążam za Tobą, Kreciu 🙁
Dobry wieczór ! Jestem jak zapowiadałam, nawet jakby wcześniej…
Dobry!
Rodzinna impreza była udana, pogoda na medal, teraz mogę spokojnie oddać się lenistwu.:)
A tu mowy nie ma o lenistwie, Pani Q. zapędziła do roboty.
Chyba powinieneś wystąpić o zmianę anioła stróża, bo ten dotychczasowy jakoś mało się stara 🙁
Quacku, pogadaj z Lukrecją!
Ale w kwestii roboty czy unikania? Wymiana Anioła Stróża nie wchodzi w grę.
Jest z tym kłopot, bo w zasadzie anioł stróż winien chronić strzeżonego przed niebezpieczeństwem, a ja nie wiem co jest dla Ciebie groźniejsze….
Wydało się wcześniej: anioł ma granitowe serce…

A może i lepszy… 🙂
Hrrhhrrmrrmm. Pohukiwania przybierają na sile. Dobranoc, jutro będzie lepiej, chociaż nie wiem, kiedy. Dzień do popołudnia mam już zaplanowany.
Bidaka!: ((
Quackie, Ty może kup sobie parę granatów??
Śpijcie grzecznie.. Dobranoc 🙂
PS Oby do piątku:)))
Tyż dobranoc: )))