« Marsz stąd ! Bez miłości... »

Governor Dodge State Park cd.

Po powrocie ze sklepu, uzupełniwszy nasze lodówki, wyruszyliśmy na wyprawę. Na parkingu przy plaży, czyli z miejsca skąd jest najbliżej do jaskini, nie było gdzie wetknąć palca, że o zaparkowaniu nie wspomnę. Objechałam ten ogromny parking ze dwa razy… Zadecydowałam, że pojadę do amfiteatru, bo stamtąd jest najbliżej na plażę i na ścieżkę prowadzącą do jaskini. I faktycznie, tamten parking był zupełnie pusty. Jedynie jacyś młodzi ludzie przyjechali tam za nami i zaczęli wyciągać z samochodu swoje pontony i je pompować. Pewnie wybierali się na plażę…
Postawiłam samochód w cieniu i poszliśmy… Muszę przyznać, że ciężko się szło. Robiło się coraz cieplej i duszniej. Może po dwóch kilometrach byłam już cała mokra… Duża część trasy biegnie przez las, a tam nie dochodzi nawet najlżejszy powiew…
W końcu doszliśmy do ścieżki prowadzącej do jaskiń. Byłam już umordowana. Jakoś w maju, pomimo komarów, szło mi się łatwiej, ale też i było dużo chłodniej… Te upały…

Przy jaskiniach, synek zobaczył pająka wcinającego jakąś muchę… Oczywiście został dokładnie przez nas obcykany (pająk, nie synek). Przyglądając się pająkowi zobaczyłam liszkę… taką malutką, a potem małżonek pierwszy zauważył jakieś takie cóś, co przypominało listek z głową i nogami… Nie wiem co to może być, bo na owadach się zupełnie nie znam…
Po krótkim odpoczynku poszliśmy dalej. Doszliśmy do jaskini, do której dotarliśmy z małżonkiem wiosną. Z otworu tej jaskini wiało przyjemnym chłodem. Małżonek z córką poszli dalej, a ja z synem zostałam, bo postanowił on wejść do tej dziury. Oddał mi na przechowanie swój aparat fotograficzny, bo żeby tam wejść, trzeba było się prawie czołgać… ten otwór był tak mały… Nie pchałam się za synem, bo mam klaustrofobię i bałam się tego ciasnego przejścia. Nie wiedziałam jak długie ono jest i czy będę w stanie się przez nie przecisnąć. Jak mi opowiedział, było tam ciemno jak w grobie. Przejście z zewnątrz nie dawało prawie wcale światła i gdyby nie to, że ma w komórce latarkę, to w tych egipskich ciemnościach nawet kroku by nie zrobił, bojąc się, że trafi w jakąś dziurę. Z tego co zobaczył wynikało, że jaskinia jest dość duża i kończy się jakimś załomem, ale nie wiedząc co tam jest i nie mając odpowiedniego sprzętu, ani zabezpieczenia, nie ryzykował dalszej wędrówki.
Małżonek i córka znikli mi z oczu. Gdy syn wyszedł z jaskini podążyliśmy ich śladem. Po kilku krokach, wyraźna ścieżka gdzieś znikła i zaczęła się „ścieżka zdrowia”. Musieliśmy przełazić przez zwalone drzewa, albo pod nimi, z jednej strony mając skalną ścianę, a z drugiej przepaść. Niby porośniętą drzewami, ale i tak niebezpieczną. Prawdę mówiąc, miałam dość. Zapowiedziałam synowi, że musimy znaleźć inne przejście, bo jeszcze raz po tych wertepach na pewno nie pójdę.
W końcu dokrzyczeliśmy się córki. Małżonek milczał. Ale jak nam wytłumaczyła moja córeczka, nie mógł wrzeszczeć, bo akurat „polował” na jakiegoś ptaszka. Odradziła mi też wejście do niego na skałę. Nie była zbyt duża, a chociaż widok z niej był piękny, urwisko mogło mnie przyprawić o zawrót głowy. Nie poszłam. Mam lęk wysokości i podziwianie widoków ma pewne ograniczenia. Poszukaliśmy ścieżki bezpośrednio w dół. Syn poszedł na zwiady i powiedział, żebym za nim nie szła, bo nie wiadomo dokąd dojdzie. Córka dała znać małżonkowi, że szukamy innego przejścia w dół i że poczekamy na niego. Usiadłam na zwalonym pniu wyczerpana. Syn ryknął z dołu, że tędy można bezpiecznie zejść, chociaż miejscami jest trochę błotniście i ślisko. W końcu zjawił się małżonek i mogliśmy razem zejść na dół. Dzieci pomyliły kierunki i chciały iść ścieżką w lewo. Byłam pewna, że nie. Szliśmy tędy wiosną… Poszliśmy w prawo. Chwilę później mijaliśmy ścieżkę do jaskini… Ledwo lazłam. Upał dawał mi się we znaki. Małżonek stwierdził, że pójdzie szybciej i przestawi samochód z amfiteatru na plażę. Nie protestowałam. Zanim doszłam do plażowego parkingu, samochód już tam stał, a małżonek z synem wracali ze sklepiku z zimnymi napojami i lodami 😀 To mi pasowało. Do namiotu wróciłam nie tylko cała lepka od potu, ale i utuptana w czarnoziem…
Ale oczywiście obowiązkowe ognisko i kolacja…
W poniedziałek wstaliśmy przed świtem. Polecieliśmy z małżonkiem podziwiać wschód słońca i byliśmy prawie na czas 😀 Znowu obcykaliśmy co się dało i wróciliśmy do namiotu. Trzeba było się zbierać do powrotu. Zaczęliśmy pakować wszystko z powrotem… Małżonek nie lubi korków i woli wracać do domu wcześnie, żeby ich uniknąć… a większość „wczasowiczów” wraca wieczorem. Mam też czas na uporządkowanie domu po naszym wyjeździe. Nie lubię iść we wtorek do pracy mając w domu powyjazdowy bajzel…

Nie mogłam się opanować. Już w Dodgevill widziałam strzałkę do Military Bridge i chciałam to zobaczyć. Gdy wjechaliśmy na drogę nr. 151 (18) i mijaliśmy Mt Horeb, to poprosiłam małżonka, żeby tam skręcił. Chciałam ten „brydż” zobaczyć. W pośpiechu nie doczytałam tego „trail”, czyli szlaku… To była zwykła ścieżka rowerowa, po której nie tylko jeździli rowerzyści, ale i biegali biegacze. Czyli nic ciekawego… Całe szczęście zobaczyłam kierunkowskaz do Stewart County Park i tam żeśmy pojechali. Ładne jeziorko ze śluzą. Trochę się porozglądałam. Dzieci nawet nie wystawiły nosa z samochodu, jedynie małżonek się zainteresował i poszedł za mną… Nie zabawiliśmy długo… Wróciliśmy na trasę. Niedaleko domu zobaczyłam dwa samochody stojące na restauracyjnym parkingu. Wyglądały jak zabawki. Ale jak mi wytłumaczył małżonek, to taka odmiana fiata. Nawet nie wiem dokładnie jaka… nie znam się na motoryzacji…
Wróciliśmy, mimo deszczowej soboty zadowoleni… teraz łamię sobie głowę dokąd się wybrać w następny Labor Day. Bo przecież nie do Governor Dodge State Park!!!

179 komentarzy

  1. miral59 pisze:

    Zapraszam na wędrówkę Happy-Grin
    Ja się tam uchodziłam, Wy już nie musicie Wink

  2. Kneź pisze:

    Full wypas! I tekst i opisy – czysty komfort! 🙂
    Ja oglądam z przyjemnością, jakbym tam był. 🙂
    W tym roku wybieram się na grzybki w zimie – są takie, które tylko po mrozach i w śniegu rosną – zimuszki albo zimówki. Podobno bardzo zdrowe są?

    • miral59 pisze:

      Nawet nie słyszałam o takich grzybkach Pleasure A co dopiero mówić o zbieraniu!!! Od dzieciństwa jeździłam na grzyby i wydawało mi się, że je znam bardzo dobrze. A wystarczyło 17 lat nie jeździć i już ich nie pamiętam Worry
      Dziękuję za uznanie Kneziu 😀 Cieszę się, że Ci się nasza wycieczka podoba Buziak

    • miral59 pisze:

      Sprawdziłam na Wiki. Fachowo ten grzyb nazywa się płomiennica zimowa i jest jakąś tam odmianą pieczarki Happy-Grin
      Mnie to trochę przypomina opieńkę, bo też rośnie na drzewie Wink
      A czy zdrowe, to nie wiem. Ciocia Wiki mówi tylko:
      „… smaczny grzyb, nadaje się do zup i marynowania. Szczególnie cenny dlatego, że owocuje zimą. Jest również uprawiany. W kuchni azjatyckiej znany pod nazwą enoki. Podczas mrozów nie rośnie, ale po ustąpieniu mrozów rośnie dalej.”
      Na temat ich zdrowotności jakoś ciotunia nie wspomina Wink

  3. miral59 pisze:

    Pisałam dziś rano (u mnie rano), że idę jeszcze przed pracą popatrzeć na swoje pierzaste… Wyszłam na podwórko, bo chciałam, żeby i wróbelki się najadły. Całe wielkie stado wilgowronów obsiadło karmniki i biedulki nie miały jak się tam dostać. Wilgowrony mnie się boją, a wróbelki nie Happy-Grin Stałam i patrzyłam, gdy nadleciały dwa ptaszki. Jeden wykręcił w ostatniej chwili, a drugi wyrżnął łepkiem w szybę. Tylko pisnął, odbił się od okna i upadł na beton. Od razu podbiegłam do niego, ale już nie żył. Skręcił sobie kark Sad Poznałam od razu – to samiczka dzięcioła włochatego… Rzadko je widuję… ależ mi było szkoda Tears Nic już jednak nie mogłam zrobić… takie życie…

  4. miral59 pisze:

    W sobotę mam gości. Przychodzą moje amerykańskie koleżanki. Jutro pewnie pół dnia spędzę w kuchni, żeby coś tam przygotować na obiad. Kurczak po cygańsku jest lepszy, gdy wymoknie w sosie. Wtedy nie tylko skórka, ale i całość ma odpowiedni smak. Karkówkę też powinnam zapeklować, żeby swoje odleżała. To samo ze schabowymi. Jak pomoknął w jajku z pieprzem i solą całą noc, to po usmażeniu będą soczyste i odpowiednio smaczne. Delicious
    A tak nie lubię gotować!!!

  5. Krzysztof z Gdańska pisze:

    Dzień dobry

    Zafascynowało mnie zdjęćie owada w kształcie listka (albo listka w kształcie owada – co ta ewolucja potrafi wyczyniać 😉 ).
    Po przegrzebaniu materiałów u „wujka Google” przypuszczam, że to był młody Liściec olbrzymi (Phyllium giganteum). Ale mogę się mylić…
    Odnośnie dwu fiacików z ostatnich zdjęć, to podobne jeździły po polskich drogach w późnych latach 60-tych(wydywałem je kiedyś u nas). Dopiero fiaty 126p skutecznie wyeliminowały fiaty 500 z naszego rynku (a szkoda, bo mają one swój urok 😀 )

    • Krzysztof z Gdańska pisze:

      A tak przy okazji, czy czerwonemu „fiacikowi” ukradli tablice rejestracyjne, czy „u was” się ich nie używa 😉 ?

      • miral59 pisze:

        Co do tablic rejestracyjnych… w zasadzie powinny być z tyłu i z przodu, ale niektóre samochody nie mają specjalnych miejsc od frontu na taką tablicę. Nasza Toyota Corolla jej nie miała i gdy chcieliśmy jej użyć do zdawania na prawo jazdy, małżonek musiał to jakoś doczepić. Niby prowizorycznie, ale jest tam od 10 lat Wink Te fiaciki widocznie nie musiały służyć jako pojazdy egzaminacyjne, to i nie było potrzeby doczepiania tych tablic. Na pewno z tyłu je mają Pleasure Musiałabym się wybrać do tej restauracji na piechotę, żeby obcykać te samochody dokładniej. Leń we mnie siedzi i mi się po prostu nie chce Pleasure Tutaj policja nie czepia się takich szczegółów i nie wlepia mandatów za brak tablic z przodu pojazdu. Może doczepić się za brak całkowity… ale tylko może, a nie musi Wink

        • Krzysztof z Gdańska pisze:

          „nie wlepia mandatów za brak tablic z przodu pojazdu”…
          Piękny kraj 😉

          • miral59 pisze:

            Tutaj w ogóle policja wlepia mandaty głównie za prędkość, czasami za złe parkowanie (czyli w niedozwolonych miejscach) i za przejechanie znaku stopu bez zatrzymania. Surowo są też karani kierowcy mijający szkolny autobus w chwili gdy wsiadają/wysiadają z niego dzieci. Kierowca autobusu odstawia znak stopu i wszyscy muszą grzecznie stać i czekać, aż ten znak się zamknie.
            Sama widziałam kilka razy, jak kierowca skręcał mimo zakazu skrętu, a policjant w ogóle nie reagował, chociaż to widział. Piesi łażą gdzie i jak chcą i też nikt się ich nie czepia. Niby są pasy na przejściach, ale niewielu Amerykańców nimi przechodzi. Przechodzą tam, gdzie im wygodniej.
            Tak samo jest ze stanem technicznym samochodu. Z tego co słyszałam, w Polsce trzeba co jakiś czas robić przegląd. Tutaj nikogo to nie interesuje i jakbyście zobaczyli jakim złomem niektórzy jeżdżą, to byście się poprzewracali Amazed Jedynie co kilka lat przysyłają wezwanie na badanie jakości wydzielanych spalin. Jest to bezpłatne…

    • Tetryk56 pisze:

      Fiat „pięćsetka” to było auto, które zmotoryzowało Włochów jak wiele lat później „maluch” Polaków… Miarą sentymentu może być wznowienie produkcji „odkurzonego” modelu 500 w ostatnich latach.

    • miral59 pisze:

      Dzień dobry Delighted
      Na liśćca olbrzymiego mogę się zgodzić, bo i tak nie mam bladego pojęcia co to może być Pleasure

  6. Krzysztof z Gdańska pisze:

    Witam wszystkich Wyspiarzy

    Zapraszam na kawę (właśnie gotuję wodę)

    A na dobry początek cytat „kawowy” z ulubionej książki mojej młodości 🙂

    „Diabelnie mnie złoszczą takie rzeczy, kiedy ktoś mówi, że kawa jest gotowa, a naprawdę dopiero się bierze do jej zaparzenia”
    Jerome David Salinger – Buszujący w zbożu

  7. Tetryk56 pisze:

    Dzień dobry i smacznego! Kawka

  8. Tetryk56 pisze:

    Przedostatnie zdjęcie pierwszej serii to mleczaj wełnianka, zwany u nas niekiedy „końskim rydzem”. W odróżnieniu od pomarańczowo krwawiących rydzów, mleczko wełnianki jest białe.

    • miral59 pisze:

      No widzisz, całkowicie zapomniałam tych różnych nazw grzybów… Aż mnie to wkurza!!! Nawet nie wiem już teraz, które są jadalne, a które nie I-see-stars Conceited

  9. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Już jestem – z kawą. Dzisiaj lekko tylko spóźniony.

  10. Alla pisze:

    Dzień dobry Delighted
    Najwspanialsze są wschody słońca, które nie należy chwalić przed zachodem… 😉 Pięknie oświetlały, mieniące się złotem i brązem wśród zieleni, czubki drzew. Oczywiście, że urzekł mnie błękitny motyl, który równie pięknie wyglądałby np. na… firance 😉
    Widok skały na zdjęciu w trzecim rzędzie /od góry – dalekie skały/ jest bardzo mi znajomy. Kilkanaście metrów od mego domostwa, równie piękne mamy. I widok z nich /kiedyś w dole był spory staw z łódkami/ zapiera dech w piersiach. Szkoda, że nie mogłam pokazać tego miejsca Wiedźmince… A przecież obiecałam, że drogę powrotną zaliczymy zjeżdżając na… siedzeniu! Po igliwiu zasuwa się jak po śniegu. Ktoś może próbował takiego zjazdu na kucaka (?) gdy nie wiedzieć kiedy zamiast na butach zjeżdża się na… siedzeniu Happy-Grin

  11. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry 🙂 Happy Gorąco mi się zrobiło od Mirelkowej wycieczki ! Kawa mrożona na dobry początek dnia ? Delicious

    • Krzysztof z Gdańska pisze:

      Dal Ciebie Wszystko!

      Kawa mrożona raz…

      „- Przecież jakieś wykształcenie otrzymałeś?
      – Przeważnie w łacinie i grece. Wszystko na temat Cezara, Balbusa i tak dalej. Jednak po ukończeniu szkoły, ani trochę nie pomogło mi to przy zamawianiu kawy w Rzymie czy w Atenach”.

      Ian Fleming – Żyje się tylko dwa razy 🙂

  12. Krzysztof z Gdańska pisze:

    Kawa dopita 🙁
    Pora braćsię do pracy. Dziękuję za miłe towarzystwo. Na pożeganie złota myśl z podtekstem erotycznym 😀

    „Może powinnam sobie dać spokój z facetami i zadowolić się kawą. W końcu dawała dużo przyjemności bez dodatkowych kłopotów.”
    Keri Arthur – Całując grzech

  13. Quackie pisze:

    To i ja zabieram się do pracy. Po południu wybywamy do rodziny, ale powinienem (mam nadzieję) być uchwytny w necie.

  14. korab1 pisze:

    Witam ciepło i słonecznie :))

  15. misiek pancerny pisze:

    Dzień dobry :)Wszystko już prawie zostało skomentowane, zaciekawił mnie ten bunkier z krzyżem. znam kilka równie szkaradnych budowli sakralnych w Szczecinie, takie ohydki budowano na początku lat 90-tych widać wedle ogólnoświatowego schematu 🙂

    • miral59 pisze:

      Jak już wspomniałam, robiłam te zdjęcia z pędzącego samochodu i dlatego nie są najwyższej klasy. Tam gdzie jest ta kościelna wieża, a przed nią bank, na samym froncie wlazł mi w kadr słup oświetleniowy Wink A to trochę zmienia wygląd całości. Rozbawił mnie widok banku z krzyżem w tle. Wink
      Tutaj tylko katolickie kościoły budowane są jako ogromne budowle (chociaż też nie wszystkie). Inne wyznania jakoś nie cierpią na megalomanię i przerost ambicji, żeby wszystko było jak największe. Często kościoły np. protestanckie mieszczą się w malutkich budyneczkach, wyglądających jak zwykłe domy mieszkalne. Jedynie krzyż umieszczony od frontu, czy czasami zwykła tabliczka informacyjna, pozwalają na odróżnienie od „cywilnych” domów.
      Jadąc do Morton Grove mijam często malutki baraczek. Myślałam, że to stacja „Metry”, czyli takiego podmiejskiego pociągu, bo stoi toto przy samych torach. Dopiero niedawno doczytałam (tabliczka na budynku), że to kościół Jehowych…
      Kościoły katolickie też są różne i zależy to chyba od parafian/fundatorów i proboszcza. W Schaumburgu (takie przedmieście Chicago) jest kościół bardzo różniący się od tych, w których byłam do tej pory. Bardziej przypomina teatr z sadzawką w środku, niż kościół. Byliśmy tam kilka lat temu na pierwszej komunii dzieci naszych znajomych. Ta sadzawka w środku ma symbolizować źródło życia i wypełniona jest „święconą wodą”. Każdy może sobie zaczerpnąć ile ma życzenie. Pleasure

      • misiek pancerny pisze:

        Jakiś czas temu dziennikarze pewnej gazety w Polsce pobrali próbki wody święconej z kilku kościołów w Warszawie i poddali je analizie, wyniki były lekko zatrważające w wodzie tej brakowało chyba tylko wirusa Ebola, poza tym był tam pełen garnitur flory bakteryjnej i wirusowej, co dowodzi tylko tego, że ludzie są brudasami. Podobny przegląd tylko barowych orzeszków ziemnych przeprowadzono w USA z efektem niemal identycznym 🙂 🙂 🙂

        • miral59 pisze:

          Dlatego też unikam święconej wody jak diabeł Wink To samo jest z całowaniem krzyża w kościele. Ile tam siedzi bakterii, to i policzyć ciężko Overjoy
          A do barów nie chodzę, to mi czystość orzeszków jest obojętna Happy-Grin Jak mam na nie ochotę, to sobie kupię czyste w sklepie, a nie takie, gdzie każdy może sobie skubnąć brudnymi pazurami. Pisałam już nieraz, że często widzę, że ludzie nie myją rąk po wizycie w toalecie. Co się dziwić, że potem na rzeczach, których dotykają (w tym woda święcona, czy orzeszki w barze) są miliony bakterii. Crazy

  16. Quackie pisze:

    Zaniedługo się zbieramy do wyjazdu, więc się wyłączam, pewnie do wieczora…

  17. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin

  18. miral59 pisze:

    Tak sobie pomyślałam, że chyba zacznę nowy cykl opowiadań. Jak zauważyłam, robię się monotematyczna i gadam tylko o pierzastych. Dlaczego nie miałabym opisywać moich ulubieńców i różnych ich zwyczajów? Pleasure Czy też przygód z nimi związanych…
    Oczywiście nie zacznę tego już dziś, bo nie mam na to czasu, ale może po niedzieli? Przecież część tych ptaków żyje również i w Europie i w Polsce. Może będzie Wam łatwiej rozpoznawać spotkane ptaszki? Happy-Grin

    • misiek pancerny pisze:

      A te ptaszki nie mogłyby siedzieć na chałupach? Taki cykl, ptaszki miejskie w szerokiej perspektywie z uwzględnieniem panoramy urbanistycznej miasta, to jest wyzwanie dopiero Mirelko:)
      Thinking

      • Tetryk56 pisze:

        Przypomniałeś mi sposób, w jaki zdał egzamin jeden ze studentów biologii. Wiedząc, że egzaminator, stary profesor, przez całe życie badał robaki i nimi się pasjonował, wykuł na blachę wiedzę na temat tej tylko grupy zwierząt. A tu – zaskoczenie! Profesor pyta go o słonia!!
        – Słoń, dzikie afrykańskie zwierzę, ma długą trąbę, podobną do robaka. Robaki dzielimy na następujące grupy…
        Profesor albo nie zauważył zmiany tematu, albo udał, że nie zauważył – zadowolony, ze słyszy dobrze przygotowanego studenta w swoim ulubionym temacie…

      • miral59 pisze:

        Wybieramy się do Downtown (tylko nie mamy na razie sprecyzowanej daty), także uwzględnię Twoje pomysły na przedstawienie ptaszków. Może na tle tych drapaczy nie będą tak bardzo widoczne, ale chyba nie będzie Ci to przeszkadzało Happy-Grin Wink

    • Krzysztof z Gdańska pisze:

      A może by przejść na futrzaste?
      Aby płynnie przejść z jednych do drugich proponuję umieścić coś o nietoperzach Overjoy

  19. miral59 pisze:

    Późno się zrobiło i czas mi spadać Amazed
    Na pewno jeszcze tu zajrzę, a na razie do popotem Bye

    • Max pisze:

      Witam Wszystkich Obecnych i Nieobecnych 🙂 Och ! Ja o Ameryce mógł bym opowiadać całymi godzinami ! Czy tam byłem ? Nie , nie byłem , ale brat mojego dobrego znajomego ,przed trzema laty , o mało co tam nie pojechał … Nie dostał wizy . Podziwiam zacięcie Twoje Mirelko w dokumentowaniu stanu przyrody na kontynencie północnej Ameryki . Skoro jesteś tak zaprzyjazniona z pierzastymi , to powiedz mi , dla czego mnie atakują wrony , którym bym nieba uchylił . Każde moje wyjście na ulicę , to wrzask tych ptaków i często ataki jak na filmie : Ptaki . O co tym ” gadom ” chodzi ?? Tears

      • miral59 pisze:

        Nie wiem Maxiu o co tym „gadom” może chodzić. Sad
        Ale czasami ptaki reagują na coś (czy kogoś) zupełnie dla nas bez sensu. Sama byłam świadkiem, jak epoletniki krasnoskrzydłe atakowały ludzi, którzy przechodzili w pobliżu ich gniazda. Z tym, że atakowały tylko tych, którzy mieli czapki z daszkiem. Jeśli odwróciło się daszek do tyłu, albo zdjęło czapkę, epoletniki momentalnie traciły zainteresowanie taką osobą. I też dokładnie nie wiem dlaczego… U Ciebie może być też coś w tym rodzaju. Może nosisz czapkę, czy kapelusz, który je podrażnia? A może je czasami dokarmiasz i one wiedzą, że coś smacznego im niesiesz i chcą przyśpieszyć karmienie? Sam zobacz, jak czasami gołębie na rynkach różnych miast „atakują” ludzi, którzy mają dla nich jedzonko Pleasure Może u Ciebie jest podobnie? Trudno jest coś konkretnego powiedzieć…

        • Max pisze:

          Chodżę bez czapki ( mam jeszcze pełną czuprynę )ale zawsze mam czarną teczkę , może ten sakwojaż je denerwuje ? Bywa , że atakują mnie jak messerszmity , po dwie lub trzy, walą właśnie w głowę i co mam robić ? Odwołać się do jakiegoś Towarzystwa Przyrodniczego ? Happy-Grin

          • miral59 pisze:

            Hmm, dziwne… A próbowałeś zakrywać swoją głowę tą teczką? Może to by je odstraszyło Wink Ciekawi mnie, czy tylko Ciebie atakują, czy jeszcze kogoś? Thinking

            • Max pisze:

              Odprowadzałem kiedyś znajomego do samochodu i poprosiłem , aby szedł parę kroków za mną .Nie miałem teczki , a mimo to, Tears zostalem zaatakowany – a znajomego wrony zlekceważyły . Był zawiedziony …

          • Tetryk56 pisze:

            Kask byłby pewniejszy…

            • Max pisze:

              No to jest problem . Wam mogę na pytanie odpowiedzieć całą ,lub półprawdę . A jak porozumieć się z wroną i to nie jedną , a jest ich w tej chwili więcej niż gołębi . Często rano krakanie tych ptaków jest nie do zniesienia . Pocieszam się ,że w tym cierpieniu uszlachetnia się moja dusza .A wrony ? Niech je szlag trafi , mam ich dość ! Happy-Grin

              • Krzysztof z Gdańska pisze:

                Jest takie przysłowie, że jeśli nie można pokonać wroga… to należy się do niego przyłączyć Wink
                Spróbuj sobie przyprawić „dzioba” i poćwicz krakanie.. myślę, że może to zmienić Twoje kontakty z wronami Happy-Grin

              • miral59 pisze:

                Współczuję, Maxiu Misio
                Wiem jak głośne i upierdliwe potrafią być wrony (inne ptaki też), szczególnie jak się na coś (czy kogoś) zawezmą Amazed Nam na wyjeździe do tego Dodgevill, dał się we znaki młody przedrzeźniacz. Siedział w krzakach i darł się od świtu do nocy. Milkł tylko na chwilę, kiedy rodzice przylatywali z jedzonkiem. Odlatywali, a on od początku to darcie się zaczynał. A skubaniec był już lotny, czyli mógł sam się pożywić Angry Zawsze to jednak wygodniej, gdy to rodzice zadbają o posiłek…

                • miral59 pisze:

                  Może niekoniecznie leniwe i wygodne… Często się zdarza, że młode opuszczają gniazdo, ale chociaż latają, same nie umieją zdobywać pożywienia. Tak jest z drozdami wędrownymi. Opuszczają gniazdo po dwóch tygodniach od wyklucia. Niby podlatują, ale nie umieją patrzeć do dołu. Można im położyć najpiękniejszego robaka pod same nóżki, a i tak go nie zobaczą. Rodzice jeszcze dość długo karmią takie pisklaki poza gniazdem. Może przedrzeźniacze mają podobnie?
                  Ale też fakt, że to było wkurzające. Siedział w krzakach przy naszym namiocie i już od świtu wrzeszczał Angry Przestawał, gdy słońca zachodziło Overjoy

  20. Krzysztof z Gdańska pisze:

    No cóż szanowni wyspiarze…
    Miło się siedzi, ale mam jeszcze do przygotowania materiały na jutrzejszy dzień (szykuje mi się bardzo pracowita sobota) więc Was pożegnam
    A bien tot jak mawiają Francuzi Wink

  21. Quackie pisze:

    Dobry wieczór! Dojechaliśmy bezpiecznie już jakiś czas temu, ale jak zwykle było tyle rzeczy do zrobienia i obgadania, że zgłaszam się dopiero teraz. Powiedziałbym, że mamy piękną złotą polską jesień – liście żółkną, rdzawieją i czerwienieją, a przy tym tak ciepło, że przez cały wieczór po przyjeździe chodziłem w koszulce z krótkim rękawem 🙂

  22. Quackie pisze:

    Ponieważ warunki są tu specyficzne, pożegnam się już. Dobranocki wrócą od… niedzielnego wieczora.

  23. miral59 pisze:

    Trochę się utuptałam Tired Jak ja nie lubię tych garów In-pain Ale w sobotę mamy gości, to trzeba się przygotować…

  24. miral59 pisze:

    Pisałam, że dzięcioł mi się na szybie zabił. Nie sprzątałam go, tylko odsunęłam na bok ze ścieżki. Pomyślałam, że może ten myszołów, który tu był, go wrąbie. Dzięciołowi i tak jest wszystko jedno, a może jakiś wróbelek miałby uratowane życie…
    Nie wrąbał. Postanowiłam, że jak ten dzięcioł będzie jeszcze jutro leżał, to go wezmę do szczelnej torby i wrzucę do śmietnika. Nie chcę pod domem takich uroczych zapachów… Crazy
    Wieczorem wyszłam sobie na dymka i usłyszałam chrupanie… zerknęłam na ścieżkę i zobaczyłam skunksa wcinającego dzięcioła. Siedział może ze dwa metry ode mnie… Patrzyłam jak je… Raz na mnie popatrzył, potem jeszcze raz i chyba się wkurzył, bo wziął ptaszka w mordkę i poszedł w cień, żebym go nie widziała… widocznie nie lubi jak mu się w „talerz” zagląda Wink A może bał się, że będę chciała mu to zabrać i sama zjeść? Crazy Wink Happy-Grin

  25. miral59 pisze:

    Spadam na górę do spania Spanko
    Jutro kończenie gotowania Distort Ale dam radę… jak zwykle z resztą Happy-Grin
    Miłego dnia życzę 😀

  26. Tetryk56 pisze:

    Ojej! Nie zdążyłem na kawę!?!
    Dzień dobry!

  27. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Myślałam, że będę miała bardzo dużo do czytania, a tu parę komentarzy na krzyż Worry Chyba w Polsce cudna pogoda, że tak wszystkich wywiało Wink Happy-Grin

  28. miral59 pisze:

    Zaczyna świtać, więc poszłam nakarmić swoje pierzaste Happy-Grin Przy okazji sprawdziłam ile zostało z dzięcioła, bo przecież nie będą mi takie resztki z „uczty” leżały pod domem… Skunks wrąbał wszystko!!! Zostawił tylko kilka lotek ze skrzydełek Pleasure Musiał być solidnie głodny, a może woli mięsko niż ziarenka Wink

  29. korab1 pisze:

    Witam ciepło i słonecznie :)))))

  30. misiek pancerny pisze:

    Dzień dobry 🙂 Leje i zimno, to znaczy dla ciepłolubnych, jak dla mnie to goronc 🙂 🙂 🙂

  31. Wiedźma pisze:

    Witam porą późną Happy 🙂 Mam w domu moją Jasną Panienkę, a jej talent do zawracania mi głowy nie ma sobie równych ! Ani chwili luzu…. i jeszcze chce zostać na jutro Girl-Teasing Uffff….

  32. Alla pisze:

    Dzieńdobrywieczór Delighted
    Cudny dzień i trzeba było wykorzystać, do ostatniej kropli potu..
    Padam, padam… Muszę sobie poleżeć z nogami na wysokościach Wink

  33. Quackie pisze:

    Ekhm, a mnie tu wciągnął real… Nie ma szansy na dłużej wejść na Wyspę…

    • Max pisze:

      Dobrywleciał (?) wieczorem 🙂 Ach , ten real …. Narzekają wszyscy na ochronę zdrowia , a ja twierdzę , ze jest coś niebywalego w rozkwicie obiektów zajmujących się medycyną …… Oto dowody z mojej dzielnicy Koło : Piękną restaurację Elekcyjna , zamieniono na Przychodnię Urologiczną , restaurację Wenecja zamieniono na jednodniowy Szpital ,restaurację Klimczok na ogólnie dostępną Przychodnie , a szczytem troski o pacjenta jest oddanie parteru byłego Powszechnego Domu Towarowego na prywatne gabinety lekarskie . Wybierać , przebierać , tylko dla czego trzeba tak długo czekać na wizytę ,jesli wokół same gabinety panów doktorów ??…. Tears

  34. miral59 pisze:

    Goście poszli, było miło i sympatycznie Happy-Grin Lubię Ro i Kay. Dodatkowo przyszła z nimi Lina, siostra Ro. Zapraszałam ją nieraz, ale zawsze znalazła jakąś wymówkę. Tym razem przyszła Pleasure
    Posprzątane, pozmywane (jeszcze resztka myje się w zmywarce), czyli mogę odpoczywać „pełną gębą” Happy-Grin I to lubię najbardziej Wink

  35. miral59 pisze:

    Dobrze by było zmienić wycieraczkę, bo strasznie zaczęło mulić. Ta chyba jest trochę za długa Thinking

  36. miral59 pisze:

    A tak wiwogle, to nasi goście (gościówy) spóźnili się prawie pół godziny Worry I to nie dlatego, że wyjechały z domu za późno. Minęły zjazd na Irving Park i zjechały z autostrady dopiero na North Ave., czyli parę ładnych kilometrów dalej. Zamiast jechać tym Northem na wschód do naszej ulicy, pojechały na zachód Overjoy Dojechały do ulicy 83 i nią do Irving Park, czyli zrobiły całkiem niezłe kółko… Dojechały do Grand Ave. (czyli prawidłowo), ale zamiast skręcić w prawo, skręciły w lewo Overjoy
    Nawet nie wiem dokładnie dokąd dojechały, ale małżonek daremnie czekał na nie na parkingu. Ro zadzwoniła do mnie i powiedziała „take a nap”, czyli „zdrzemnijcie się”, bo jeszcze trochę na nas poczekacie. Na przejeździe złapał je pociąg. Z tego co mówiła Ro, jechał może ze dwie mile na godzinę (ok. 3 km na godz.). Całe szczęście pociąg nie był za długi i w końcu przejechał. Mogłam spokojnie pakować wszystkie gorące potrawy na stół Delighted Fakt, nie były u nas trochę, może z rok, albo i dłużej… Tylko jak my gdzieś jedziemy, to się patrzy w Google mapę, a nawet ją drukuje i wiadomo gdzie ma się jechać.
    I pomyśleć, że Kay wiele lat pracowała jako kierowca tira i jeździła po całych Stanach. Jak ona trafiała na wyznaczony adres?… Skoro nie umiała trafić przy tak prostej drodze… Overjoy

  37. Alla pisze:

    Dzień dobry 😀 Zapraszam na pięterko, posłuchamy?? 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)