« Czyściec rozdział 9 Lajkonik i świąteczna niepewność »

Narodziny tradycji

Zbliża się dzień Bożego Narodzenia. Na całym świecie w domach tradycji chrześcijańskiej szykuje się świąteczne drzewka, ozdobne choinki. Porządnie zamocowane przybiera się potem niezliczoną ilością ozdób: baniek, łańcuchów, łakoci i wszystkim, co cieszy oczy dzieci małych i dużych.

Zwieńczenie choinki jest sprawą poważną. Niby wysoko, góruje nad naszymi głowami, ale nadaje całemu drzewku styl i ostateczne wykończenie. Rozmaite są tradycje zwieńczania choinki. Jedni – tak pamiętam z domu rodzinnego – nasadzają na wierzchołek specjalną, pionową szklaną bańkę, czyli szpic. Inni instalują tam wielkie złocone gwiazdy, przypominać mające gwiazdę betlejemską. Ale jest też wiele choinek, na szczytach których siedzą uśmiechnięte aniołki, dobrotliwym spojrzeniem pozytywnie wpływając na atmosferę rodzinnych spotkań.

Czy ktoś z was zastanawiał się, skąd biorą się te różne zwyczaje? Stosujemy je nawykowo, bardziej poddając się nastrojowi, niż zastanawiając się nad historiami, które dały im początek.

A było to tak:

Pewnego roku Świętego Mikołaja prześladował okrutny pech. Najpierw jeden z reniferów złapał gumę… oops, przepraszam, skręcił nogę! – i musiał pozostać w mikołajowej stajni. Potem złamała się burta sanek pod naporem prezentów – trzeba było błyskawicznie naprawiać.

Jakby tego było mało, zapasowy renifer był nieprzyzwyczajony do zaprzęgu. Nie potrafił ciągnąć równo, szarpał, a że z powodu opóźnienia świąteczny posłaniec śpieszył się okrutnie, kłopoty były nieuniknione. Na ostrzejszym zakręcie sanie wywróciły się, na szczęście obyło się bez uszkodzeń, ale trzeba było ponownie wszystko ładować. Opóźnienia spowodowały konieczność zmiany kolejności – wszak były miejsca, do których spóźnić się było niepodobieństwem! Zmianę marszruty trzeba było skompensować dodatkowymi przebiegami, i tak dalej, i tym podobnie… prawie jak na PKP. Jak się raz coś posypie, to potem jest już tylko gorzej.

Nie zdziwi nas więc, że z tej akcji Święty Mikołaj powrócił do domu zupełnie skonany. Odstawił sanie do szopy, renifery do stajenki, i nie tracąc czasu na kąpiele ni posiłki, runął na łóżko, aby odespać pechową akcję. Zasnął natychmiast – tak się zasypia w poczuciu satysfakcji po wykonaniu ciężkiej i pożytecznej pracy.

Nie dane mu było pospać do woli. Zaledwie zamknął oczy, zaledwie ogarnął go zdrowy, zasłużony sen, rozległo się stukanie do drzwi. Zrazu ciche i delikatne, potem coraz bardziej stanowcze, przeszło wreszcie w bezwzględna walenie, wstrząsające całym mikołajowym domkiem. Święty zerwał się na równe nogi i ze wcale nie dobrotliwym wyrazem twarzy ruszył ku drzwiom. Łomotanie powtórzyło się. Otworzył.

Przed drzwiami domku stał uśmiechnięty, pyzaty aniołek. Jedną ręką walił w drzwi, drugą wspierał na dorodnej jodełce z licznymi ozdobami.

– Cześć, Mikołaju! Przyniosłem ci choinkę! – zawołał radośnie – Co mam z nią zrobić?

– A wsadź ją sobie w… – warknął rozzłoszczony święty i wrócił do łóżka.

I tak powstała Tradycja, niosąc przez wieki pamięć o uprzejmości i uczynności aniołka.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)