Uwagę przykuwają ręce. Małe, ruchliwe, ze szczupłymi palcami o paznokciach w kształcie migdałów. Wypielęgnowane i różowe. Uczestniczą w rozmowie na równi z ustami. Sfruwają na poręcz fotela, blat biurka; oplatają jedna drugą, przywodząc na myśl taniec kolibrów.
Starannie modeluje głos, magnetyzuje tembrem. Używa okrągłych, gładkich zdań, wtrącając od czasu do czasu obce słowo. Nie za często. Wie, że to byłoby pretensjonalne, a on jest przecież chodzącą elegancją. Nonszalancką i pozornie niezamierzoną, w gruncie rzeczy zaś – dopracowaną w najdrobniejszym szczególe.
Wianuszek srebrnych włosów podkreśla błękit oczu. Jedwabny halsztuk w kolorze sepii współgra z oliwkową szarością marynarki. O ton ciemniejsza poszetka figlarnie wygląda z brustaszy. Nieskazitelnie biała koszula z małym kołnierzykiem wymyka się spod marynarki i łagodnie spływa wzdłuż szczupłej postaci, tuszując przykrótki tułów.
Trzyma się prosto, z rzadka tylko opuszczając kruche ramiona.
Efektu dopełniają sztruksowe, oliwkowozielone spodnie i zamszowe pantofle w odcieniu młodego miodu.
Gdy się uśmiecha, siateczka drobnych zmarszczek wokół oczu staje się bardziej widoczna i upodabnia go do dobrotliwego skrzata. Albo – czarodzieja na emeryturze.
Skwapliwie wypełnia ankietę, zerkając od czasu do czasu – jak mu się wydaje – niepostrzeżenie w jej kierunku.
To ich pierwsze spotkanie, więc bada ją równie wnikliwie jak ona jego. Jest świetnym psychologiem i gdy tylko zdaje sobie sprawę, że nie robi na niej zamierzonego wrażenia – zmienia taktykę.
Oczywiście subtelnie, bez egzaltacji. To nie w jego stylu, by okazywać emocje. Ma czas i delektuje się początkiem gry, w którą zamierza ją wciągnąć. Pragnie wycisnąć z tych spotkań, ile się da. Choć na chwilę odpędzić nudę. Godzina sesji mija szybko, pragnie więc wykorzystać ją maksymalnie.
Ona nie śpieszy się. Spokojnym ruchem przyjmuje od niego wypełniony dokument i pochyla się nad kartką.
Z rutynowym zainteresowaniem przegląda pytania i odpowiedzi, czekając na jego reakcję. Czuje, że jego cierpliwość jest na wyczerpaniu.
Unosi dłoń do twarzy i, przysłaniając usta, dyskretnie ziewa. Znudzonym wzrokiem ślizga się po zakreskowanej płachcie.
Już.
Najpierw z jego ust wydobywa się delikatne westchnienie. Ponieważ ona nie raczy zareagować, następne jest głośniejsze i dłuższe. Chwilę później na scenę wkraczają dłonie. Ich pantomima również nie wywołuje oczekiwanego efektu.
Wreszcie – stopy.
Przebiera cieniutkimi nóżkami, a gabinetowy dywan wtóruje sztywnym szelestem.
Ona wciąż nie reaguje. Jest ciekawa, który z podręcznego arsenału środków on wybierze, by wreszcie przykuć jej uwagę, przenieść środek ciężkości, znowu stać się centrum tej przestrzeni.
W końcu on zamiera w bezruchu. Wokół panuje dręcząca cisza. Okna tłumią odgłosy zewnętrznego świata, szczelne drzwi nie wpuszczają najlżejszego szmeru.
Minuta. Dwie. Trzy.
Nagle rozlega się śmiech. Jego śmiech. Ciepły jak kropla żywicy, rozedrgany jak membrana tamburynu.
*
Czaruje. Znowu czaruje. Jest trochę nieśmiały, odrobinę nieporadny. Nie za dużo. Ot, tyle tylko, by dać jej do myślenia, zaintrygować.
Lubi te spotkania.
Nie zagląda jej w oczy. Nie flirtuje z nią. Gdzieżby! On próbuje zachwiać jej spokojem, zmusić, by przestała być taka bezosobowa. Jej rezerwa go drażni. Chciałby, żeby się odkryła…
Pragnie… Och! jak on pragnie, żeby zamienili się rolami.
Irytuje go, że nie może przebić się przez ten mur chłodnego profesjonalizmu. Żeby choć raz, choć jeden raz pokazała mu, że jest człowiekiem. Odsłoniła, choćby najlichszy, słaby punkt. Pokazała, że jej też zależy.
Tymczasem przygląda mu się, obojętna, jak jakiemuś okazowi. Wyraźnie daje mu do zrozumienia, że jest tylko jednym z wielu przypadków.
O! Właśnie zerka na zegar. Odwracając głowę, zahacza wzrokiem o okno i na chwilę jej spojrzenie zawisa między chmurami. Jakby zapomniała o jego istnieniu. Jakby jego tu wcale nie było!
Nie chce być przypadkiem! Chce być… kimś bliskim. Nieważne – kim. Dziadkiem, ojcem, bratem, przyjacielem. Nieważne. Byle ich stosunki nabrały wreszcie jakiegoś charakteru.
Na razie czuje się jak wielki owad pełzający pod szklaną, dającą pozór wolności pokrywą, przez którą z sadystyczną dociekliwością zaglądają dziesiątki oczu. Przyglądają mu się, by za chwilę porzucić go, zapomnieć i z jednakowym entuzjazmem przejść do kolejnego obiektu.
Nie jest zadowolony.
Pierwszy raz nie potrafi wymusić więzi.
Nie jest zadowolony.
A jednak wraca tu. Który to już raz?
Wraca? Gorzej! On większość czasu spędza na obmyślaniu sposobów, jak sprawić, by to ona powierzyła mu swoje najskrytsze lęki, frustracje…
Bo wtedy, dopiero wtedy miałby ją w garści i zupełnie bezkarnie mógłby wyjawić jej swoją tajemnicę…
Mógłby mówić, opowiadać, rozkoszować się każdym wspomnieniem, napawać wstrętem i chłonąć przerażenie wyzierające z jej oczu.
Tak. Jeszcze raz. Jeszcze chociaż raz zobaczyć w takich oczach strach, udrękę, błaganie o litość, zmieszane z rezygnacją, przeczuciem, że to, co nastąpi jest nieuniknione…
Trzask notesu przywraca go do rzeczywistości. To znak. Jej znak, że za chwilę spotkanie dobiegnie końca…
Jeszcze tylko składa równiutko te swoje notatki i… odprawia go.
Unosi się więc opieszale, próbując choć w ostatniej chwili ułowić cień zainteresowania. Niestety. Odprowadza go do drzwi obojętnym spojrzeniem.
Jutro… Jutro wytoczy cięższe działa…
*
Drzwi pokoju są otwarte na oścież. Jest tu pierwszy raz. Nie wolno im odwiedzać sprawnych podopiecznych.
Gdyby miała go osadzić w jakiejś rzeczywistości, byłaby to właśnie taka przestrzeń.
Beżowe ściany są idealnym tłem dla zielonkawej kanapy, kredensu w odcieniu kości słoniowej i szarawego dywanu w wielkie, zgniłozielone kwiaty.
Pod oknem panoszy się skórzany fotel, odstawiony lekko od maleńkiego biurka. Na blacie matową smugą kładą się nieliczne bibeloty: kałamarz z rżniętego szkła w jednej trzeciej napełniony atramentem, sztylecik do kopert ze szklaną rączką, grafitowe pióro i szklana ramka z fotografią brzydkiej dziewczyny w dziewiętnastowiecznej fryzurze i takimż żabocie. Z wysuniętej szuflady wygląda stosik szkiców, komplet ołówków. Wzrok przyciąga wiszący na ścianie obraz w stylu Degasa.
Niechętnie przechodzi dalej.
Czuje się jak intruz. Zawsze, ilekroć musi zanurzyć się w czyjąś intymność, tak właśnie się czuje. Mimo tylu lat obcowania z cudzymi uczuciami, wciąż nie potrafi nabrać do tego dystansu, nie angażować się. Nie umie pozbyć się zażenowania, zawstydzenia…
Sypialnia. Na wprost wejścia króluje dwuosobowe łoże, w którym na ogromnej poduszce spoczywa drobna figurka. Szeroko otwarte, wytrzeszczone strachem oczy i rozwarte w panicznym oddechu usta wzbudzają odrazę. Srebrne włosy stapiają się z nieskazitelnie białą pościelą. Piżama wsiąka w chłód poszwy. Na pierwszy rzut oka całość daje upiorny efekt: okrągłą, wdrukowaną w pościel twarz i – poniżej – oderwane od całości, nienaturalnie nieruchome, płaskie, jakby wprasowane, ręce.
Wzdraga się. Odwraca wzrok i natrafia na stojącą na nocnym stoliku szklankę z garniturem pięknych, perłowych zębów. Woda pełni rolę szkła powiększającego i różowo-biała kompozycja wyszczerza się do niej w przerażająco szerokim, przyjacielskim uśmiechu.
Czym prędzej umyka wzrokiem i szuka punktu, który zneutralizowałby kolejne makabryczne doznanie.
Na białym dywanie dostrzega pokiereszowany, najeżony grubymi drzazgami kształt.
Rozpoznaje rekwizyt natychmiast, mimo że nigdy wcześniej nie miała okazji go oglądać…
Zielony kufer.
Legendarny niemal zielony kufer, pełen nieprzebranych bogactw, którym nie mógł się równać przepych sezamu czy Skarbca Atreusza.
Przedmiot pożądania personelu i pacjentów.
Bohater niestworzonych opowieści, natrętnych dywagacji, męczących domysłów.
Złoty cielec tego miejsca, przyprawiający o chwilowe szaleństwo nawet najrozsądniejszych.
Kufer. Okaleczony teraz brutalną żądzą poznania jego tajemnicy.
Rozdarty pragnieniami silniejszymi od wstydu.
Rozpruty od zamka aż po dno. Z rozrąbaną, podziurawioną pokrywą, powyginanymi, złotawymi okuciami.
Kufer oskarżający strzępami krwawego aksamitu. Pozbawiony dostojeństwa. Barbarzyńsko odarty z godności.
Po najeżonym drewnianymi kolcami dywanie poniewierają się kasety, płyty. Setki zdjęć i dziesiątki szkiców zaściełają grubą warstwą podłogę.
Piękne chłopięce twarze z policzkami splugawionymi męską chucią…
Delikatne pośladki sponiewierane zwierzęcą pożądliwością…
Drobne nagie ciałka sprofanowane wyuzdanymi pozami…
I otchłanie… bez blasku… brązowe… niebieskie… zielone… a jakby te same… zjednoczone protestem… niemocą… cierpieniem… rezygnacją… zapadliska… dziury…
Na ogarnięcie zawartości skrzyni wystarcza jej kilkanaście sekund… A jednak… Nie może oderwać oczu od tego horrendum. Powieki nie chcą się zewrzeć. Twarz nie pozwala się odwrócić. Ręce nie potrafią się unieść…
Nagle za plecami słyszy ruch. Napuszony dywan tłumi tupot ciężkich butów.
Oplatają ją czarne ramiona. Silne męskie torsy odgradzają od potworności i niemal siłą ciągną ją w kierunku wyjścia…
Dobry wieczór na nowym pięterku:)
Dziś proponuję pierwszą część tryptyku. Powstał po pewnych wydarzeniach, w których centrum kiedyś się znalazłam.
Tym razem nie napiszę: Miłej zabawy! lecz: Dobrego czytania.
Gdyby zamiast zielonego kuferka był właścicielem Bagażu Rincevinda, historia z pewnością potoczyłaby się inaczej.
Naprawdę aż tak mi to opowiadanie nie wyszło, Tetryku?
Pytam, bo nie spodziewałam się efektu żartobliwości i nie bardzo wiem, co odpowiedzieć:)
Dlaczego nie wyszło? Może nawet wyszło za dobrze…
W jednej z powieści Emile Ajara jest piękna scena bardzo empatycznego wolontariusza pracującego w telefonie zaufania, który gdy trafił na niego nieszczęśnik przekraczający pojemność empatii chłopaka, doznał kompletnej blokady współczucia. Czym zresztą tak wkurzył niedoszłego samobójcę, że ten porzucił pierwotny zamiar i pognał do siedziby agencji skuć gębę wolontariuszowi.
🙂
Spytałam, bo z dość lakonicznego stwierdzenia trudno doczytać się opinii, a wszelkie, diametralnie różne od spodziewanych, reakcje kładę na karb niedoskonałości własnego warsztatu. Nie jest to kwestia wyzłośliwiania się na odbiorcę czy kokietowania go. Dopuszczam myśl, że mogłam coś zepsuć, a jedynym sposobem, by to naprawić, jest dowiedzenie się – co zrobiłam nie tak:)
Rany. Pojedynek dusz, osobowości z bezosobowością, profesjonalnego podejścia z pozą. No i brak kontekstu na początku, wydaje się, że kto inny jest tu pozytywnym, a kto inny – negatywnym bohaterem. Trochę jak ta interpretacja „Lotu nad kukułczym gniazdem”, w której siostra Ratchet jest osobą próbującą zapanować nad chaosem, a McMurphy i reszta pacjentów – omalże jeźdźcami Apokalipsy.
Bardzo przeżyłam całe to zdarzenie i wyjątkowo trudno było mi je opisywać.
Nie chciałam, żeby to był jakiś tani kryminał i, myślę, udało mi się takiej wymowy uniknąć, ale by ocenić, czy tak jest w istocie, trzeba znać pozostałe części:)
Tak. Intuicja dobrze Ci podpowiada, że nie wszystko jest tak, jak mogłoby się na początku wydawać.
Nie wiem tylko, kto rozpruł tajemniczy kuferek, ale to jest pytanie tylko z punktu widzenia skrupulanta, który chciałby dopiąć fabułę na ostatni zatrzask; jako pojedynek psychiczny jest to wbijające w fotel.
Są jeszcze dwie części, a tryptyk podpowiada o wspólnym motywie… 😉
Może zrobiłam błąd i trzeba je było dać od razu?
Tylko obawiałam się, że będzie tego za dużo na jeden raz.
Ponieważ – jak piszesz (a bardzo się starałam, żeby takie wrażenie oddać) – napór na psychikę dość silny jest, więc taka potrójna dawka mogłaby być nie do zniesienia.
A nie, to skrupulant się wycofuje
zadowolony z zapowiedzi!
🙂
A skonfrontowanie tekstu z powieścią Keseya mnie zaskoczyło.
Dziękuję.
Proszę bardzo. Uwielbiam takie zakrętasy fabularne (po angielsku plot twisty), tym bardziej, jeżeli dochodzi do nich delikatnie, nic na nie nie wskazuje, aż tu bęc.
Obrazki to dość trudne wyzwanie:) Staram się maksymalnie poskramiać własną inwencję, dając pierwszeństwo temu, co zaistniało naprawdę. Jeśli więc życie zakręciło niespodziewanie – tak to i opiszę:)
Dobry wieczór, Wyspo.
Dobry wieczór, Riverze:)
Dobry wieczór, Leno. 🙂
Dobry wieczór!
Witam, Quacku!
Dobry wieczór! 🙂
Dobry wieczór, Tetryku!
Umykam, dobranoc wszem wobec!
Dobranoc, Quacku.
Spokojnej nocki, Quacku:)
Nocka przyszła nie wiadomo skąd:)
A jutro – znowu pracka w upale, więc:
miłych snów, Wyspo:)
Dobranoc, Leno.
Dzień dobry, zapowiada się pracowity!
Dlatego kawa na rozruch koniecznie. Poprosimy!
Mój też był pracowity. I upalny:)
Dzień dobry, Quacku:)
Witajcie!
Fotografia złowieszczo niewinnej modliszki znakomicie koresponduje z opisaną w tekście historią…
Mnie skojarzyła się z doktorem Jekyllem i panem Hyde:)
Dzień dobry, Tetryku:)
Dzień dobry, Leno! 🙂
Dla mnie modliszka to wyrazisty symbol drapieżcy seksualnego…
Oczywiście, że tak! (Chociaż zwykle kobiety, bo panie modliszki ponoć odgryzają panom modliszkom głowy po akcie).
🙂
Oczywiście, Wasze skojarzenie bardzo trafne, mili panowie:)
Co nie znaczy, że moje mniej 😉
Zamknięcie skojarzeń w jednowymiarowej przestrzeni metrycznej byłoby zabójstwem wyobraźni! 🙂
O tak. Też płasko to widzę. 😉
Dobry wieczór, Tetryku:)
🙂
Witam słonecznie na nowym pięterku!
W Stróży jest taka duża skrzynia, która przyjechała chyba ze Lwowa.
Są na niej różne rzeczy. Stoi upchnięta i dawno do niej nie zaglądałam, bo to nie jest takie proste.
Mam się bać otworzyć?
Teraz jednak moje myśli są zajęte pytaniem -będzie zapowiadana burza?
Już znam odpowiedź na to pytanie -jednak prognozy były prawdziwe.
Pada, w oddali coś grzmi.
Zamiast pływania zaległe „prace domowe”? (nie lubię!)
W kwestii skrzyni się nie wypowiem, niestety, ale przywitam się na pewno:
Dzień dobry, Makówko:)
Dzień dobry Leno!
Teraz do skrzyni nie zajrzę, bo jestem w KRK, a auto w warsztacie.
Dzień dobry, z małym opóźnieniem dopadłem lektury tego mini-opowiadania. Zaczęło się intrygująco, niemal niewinnie, a tu takie kwiatki i pośladki…
Przyjemnie się czyta, a drobiazgowe, aksamitne opisy ubioru, fizjonomii i pościeli stanowią kontrastujące i łagodzące tło dla horroru, który nam się na końcu objawia. Ukłony, Leno!
Dziękuję.
Zależało mi na pokazaniu, że brak fizycznego dystansu wcale nie musi iść w parze z bliskością psychicznego kontaktu.
Cieszę się, że znajdujesz opowiadanie interesującym:)
Dzień dobry, Laudate:)
Zdecydowanie absorbująca lektura! Nie wiem, czy to wybrzmi jak pochwała, ale warstwa językowa urzekła mnie bardziej niż fabuła. Właściwie początkowa charakterystyka postaci „zrobiła robotę” i dalej już wiadomo było, że cokolwiek by się działo z panem Narcyzem – trzeba czytać i smakować słowa. Pozdrawiam.
(ale to nie jest moje ostatnie słowo) 🙂
O właśnie, Narcyz! Tego słowa mi brakowało.
Jeszcze raz dzięki.
Lubię szczegół.
Mam do niego, nie tyle nawet może oko, co – cierpliwość:)
A język?
Cóż… Już kiedyś chyba wspominałam, że odnalezienie odpowiedniego słowa cieszy mnie jak najpiękniejszy podarunek – kwiat lub klejnot:)
W temacie szczegółu takie haiku mi się przypomniało:
smyczek sosnowy
targa nitki pajęcze
pizzicato
klawesową balladą
wzbiera kropla żywicy
🙂
I, oczywiście, dobry wieczór, Laudate:)
Upalnie dość, ale wiatr spisuje się na medal, chłodząc rozgrzane ciała i umysły:)
Poprackowe dzień dobry, Wyspo:)
Dzień dobry, nie dość, że udany dzień pracowo, to jeszcze równie udana wizyta z kotką na przeglądzie u weterynarza. Wszystko w porządku, jedno szczepienie zaliczone, profilaktyka załatwiona, kot cały i zdrowy (tylko wkurzony, bo badanie krwi musi być po 8 h postu).
Edit: no i przerwa.
Ciekawe czy kotka uważa tę wizytę za równie udaną… 🙂
Jak dostała jeść to może już mniej wkurzona?
Tak, już dochodzi do siebie.
No, okazało się, że poprzednie szczepienie miała 3 lata temu, więc czas był najwyższy.
Zmykamy na spacerek:)
Zabrzmiało trochę jak „Idziemy na muszelki”
🙂
Choć tym razem to były raczej muszki L. 😉
Ale metafizyczne morały coraz się wam przydarzają 😉
No ba 🙂
Okroplone, osrebrzone, o(ale nie tu)manione, bo i deszczyk, i obłoczki, i inule były:) Zatem – do światło-dźwiękowego widowiska doszły także wonie:)
A poza tym wciąż ciepło bardzo:)
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór po. Skoro wonie, to musiała w takim razie być poezja Natury dla obu spacerowiczek! 🙂
Poezja Natury jak najbardziej, Quacku:)
Taka rodem z Czarnego Romantyzmu, tylko w cieplejszych tonach.
czy Rudej również udziela się romantyczny nastrój? Lubi Ruda być osrebrzona? 🙂
Oczywiście, że lubi, Laudate.
Jeśli osrebrzenie da się zjeść… 😉
A w Krakowie deszcz
O, u nas też lało, całkiem niewąsko. A nieco na południe stąd przechodziła regularna burza z piorunami.
Oczka mi się zamykają, temu misiu 😉 Dobranoc!
Dobrej nocki, Quacku:)
Ja jeszcze poczekam na lampkę:)
deszczyk na pożegnanie
już szemrze swą bajeczkę
zmęczeni niedospani
idziemy do óżeczka
Miłych snów, Wyspo:)
Dzień dobry, tutaj po deszczyku już ani śladu, słońce wszerz i wzdłuż.
Pani Gieniu, poprosimy coś dobrego na rozruch!
Nasze słoneczko gwarzyło dziś sobie z wiatrem:)
Dzień dobry, Quacku:)
Witajcie!
Dziś dzień ulgi po upalnych. Pogodowo odpoczywamy, poza tym pracujemy normalnie 🙂
U nas też zelżało nieco.
Temperaturowo. I prackowo też:)
Dzień dobry, Tetryku:)
Cześć pracy! 😉
Na szczęście dzień pracy już za nami, pora na to, co misie (i Psiółki) lubią najbardziej: na kolację 🙂
Pochmurnie witam!
Gienię poproszę o dobre śniadanko!
A ja słonecznie.
Dzień dobry, Makówko:)
No to my dziś na wspomagaczach:)
Płaczemy rzęsiście, kichamy okrutnie, brzmimy zatkanie.
Ale dobry humorek nas nie opuszcza:)
Wietrzne bardzo, trawokośne dzień dobry, Wyspo:)
Zatkane brzmienie samo brzmi frapująco… 😉
I raczej głównie ono… 🙂
Dobry wieczór, Tetryku:)
Dobry wieczór!
Pamiętaj, że nie ma takiej rury, której nie można odetkać!
Jeśli tylko nie zapomnę, to będę pamiętać… 😉
Leno, jako dodatkowe wzmocnienie polecam piosenkę Krystyny Prońko „Trawiaste przywidzenia”. (YT) Alergia mija momentalnie 🙂
Zdrówka!
Dzięki:)
Posłuchałam z przyjemnością, a teraz czekam, aż pomoże;)
Dobry wieczór, Laudate:)
I jak, pomogło?
😉
No i summa summarum dzień raczej chłodny niż ciepły. A na pewno teraz.
Bardzo udany pracowo, na szczęście 🙂
A ja na przerwę.
Poszłam na Bagry, wlazłam do chłodnej wody, ktoś ukradł słońce, więc zmarzłam.
Rozgrzała mnie informacja, że auto odebrane z warsztatu (częściowo naprawione), więc szybko do domu i …pakowanie.
Dziś wyjazd!
Hm, ale CZĘŚCIOWO naprawionym? A pozostała część?
Hamulce naprawione.
reszta…?
To zależy, co było zepsute!
Wolę nie dopytywać.
No dobra, skoro ODEBRANE, to zakładam, że mechanicy mają jakieś sumienie i nie wydawaliby samochodu, którym nie można jeździć
Pomyślnego wyjazdu!
Jeździć można.
Reszta po weekendzie.
Dziś spacerek miejski:)
Rozczulający, pociągający. Trochę wiejny, trochę chwiejny.
I nie za gorący, bo nocką pochłodniało:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór. To prawda, sierpień nam wrześnieje, albo nawet momentami październiczeje (i nocki się robią, hm, mniej przyjazne spacerującym). Naturalna kolej rzeczy, ale w tym roku jakby wszystko przesunięte o miesiąc naprzód. U przyjaciół na działce myszy lazły do domku zwykle jesienią, w tym roku – już teraz się dokwaterowują.
🙂
A mi wydawało się, że przesunięte wstecz, bo lipiec raczej dość czerwcowy właśnie był:) Przynajmniej u nas:)
A ja poznaję nadchodzącą jesień nie po myszach, lecz – po osach, które robią się wyjątkowo natarczywe:)
Och, lipca w sumie niewiele spędziłem w domu, być może mam za mały materiał porównawczy.
Albo u Was, bliżej klimatu kontynentalnego, jest inaczej.
A prawda że Ty się lipcowałeś obczyźniano:)
Nocki były dość chłodne.
Ale że pomieszało się wszystko klimatycznie – to insza inszość:) Już od paru lat wakacje stoją prawem niespodzianki🙂
„Oddasz mi, co zastaniesz w domu, a o czym nie wiedziałaś”? 😀
🙂
Wciąż jeszcze przed 7 rano wyjeżdżam w sandałkach i w samej koszuli i dojeżdżam do pracy zagrzany 😉
No tak, ale Ty jesteś ile kilometrów na południe!
(Chciałem jeszcze napisać, żebyś do tego przynajmniej kąpielówki założył, ale się powstrzymałem, bo co ja Ci będę natrętnie doradzał 😉 )
🙂
Byłam przed chwilą wyrzucić śmieci -brrr jak zimno.
Jeszcze w KRK, ale za chwilę umykam, paaaa
Szerokości, pomyślności!
Drodzy Wyspiarze, widzę – nie to że podwójnie – potrójnie (nie, zawartości portfela to nie obejmuje, chlip, sprawdziłam), więc pożegnam się już.
Miłej nocki, Wyspo:)
Spokojnej! Też będę umykał, bo jutro (i pojutrze, i popojutrze) bardzo pracowite dni. Poza domem, żeby nie było.
Dobrej nocy już że Stróży!
Ciszaaaa?
Nawet Rivera nie ma?
Witam. Jestem. W końcu dotarłem do domu.
I my już w domu;)
Dobry wieczór, Riverze:)
Dzień dobry!
Pani Gieniu, zdecydowanie coś na rozruch. Może śniadanie brytyjskie? I kawę poproszę, duużo kawy.
Ciepłą rozgrzewająca herbatę poproszę i coś na ciepło,bo bardzo zimno.
Mnie dziś rozruszały lody śmietankowe:)
Dobry wieczór, Quacku:)
Witajcie!
Dziś też w pracy. i mam zgryza, więc gryzę.
Odległość chyba większa od …(panie Rumian)
Witajcie!
Witaj, Makówko:)
Już gorąco.
Czy Gienia ma jakieś dobre lody?
Z owocami poproszę…
Dotarły?
Dotarło tylko piwo.
A teraz znów jest zimno, więc dotarła herbata owocowa.
Gorączka piątkowej nocy? 😉
U mnie raczej siąpiączka;)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Dobry wieczór, Leno! 🙂
Ależ Wy tam macie huśtawkę pogodową!
Raz za zimno, drugim razem za gorąco. Słońca za dużo, słońca za mało. Podobno najbliższy tydzień ma być bardzo ciepło stabilny. I to jest najlepsza wiadomość, bo akurat wybieram się na mój ulubiony Dolny Śląsk 🙂 posmakować kontynentalnego ciepła.
A żebyś wiedział, że huśta:)
Dziś było około dwudziestu pięciu, jutro zapowiadają o dziesięć stopni więcej:)
Udanego ślążenia się zatem:)
Dobry wieczór, Laudate:)
Dzień, co niezwykle rzadko mi się zdarza, spędzony na niczym:)
Spacerek natomiast miejski.
Dziś znowu królowały grillowe aromaty, radosno-biesiadne szmerki i niesubordynacja Rudej, która próbowała się wprosić do niemal każdego ucztującego towarzystwa:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Znaczy, że u Ciebie dla odmiany nie pada, skoro grillują i spacerują…
Towarzyska jest ta Ruda. Ot co. I wcale, a wcale się nie dziwię. Matka Natura ciągnie wilka do grillowanej karkówki 🙂
Trafiłeś w punkt z tą wilczą naturą:)
Chyba jeszcze się nie zdarzyło, żeby Rude Stworzenie najadło się do syta:)
A deszczu rzeczywiście od wczoraj nie było. Ale – wszystko przed nami:)
Piwo z sąsiadami, którzy wielbią PIS i uważają…eh szkoda gadać.
Dzieli nas płot, którego nie ma,więc musimy żyć w zgodzie.
Mam podobnie, (kiedy przebywam w PL). Dlatego rozumiem Twoje dylematy. Pozdrawiam, Makówko
Problem jest taki,że mamy wspólne ujęcie wody i kawałek drogi.
No i sąsiadka pochodzi stąd, pół wsi to jej rodzina.
A ja wśród nich krakuska i o innych poglądach.
Też Cię pozdrawiam Laudate.
Umykam,dobranoc.
Dobrej nocki, Wyspo:)
Nieśmiałe dobry wieczór.
Wyspa śpi, światło zgaszone, to też mówię dobranoc.
Dzień dobry, wczorajszy dzień zakończyło faktycznie party, z którego wróciłem b. późno, o porze zupełnie niewyspowej. Dzisiaj wszakże jestem (i zaraz wychodzę na ciąg dalszy – z tym że dzisiaj już nie ma mowy o imprezowaniu, więc zakładam, że wieczorem już będę).
A na razie kawa i inne specjały od pani G.
Poprosimy!
My dzisiaj raczej te inne specjały:)
Dzień dobry, Quacku:)
Słonecznie witam Wyspę!
Dzień dobry, Makówko:)
Witajcie!
Trochę się nam przeciągnęły poranne zakupy i inne załatwiania, ale już dotarłem do domu.
My też już prawiedomowe:) Jedna wprawdzie nadal mało komfortowo przytkana, ale do tego czy owego w miarę zdatna, więc – zadowolona:)
Dzień dobry, Tetryku:)
Dzień dobry, Leno!
Frapujący jest podział na te, owe i pozostałe…
Pod hasłem to i owo dziś kryły się:
a) wymiana świetlówki nad kuchennym stołem; dość irytująca, bo mechanizm dłuuugo nie chciał zaskoczyć
b) upitraszenie i zapasteryzowanie żeberek, które okazały się dość tłuste po obróbce, więc pewnie posłużą jako mazidło do świeżego chleba z pomidorem lub kiszonym ogórkiem
c) zglazurowanie dostaniętej marchewki i zapakowanie jej do słoików; bez żadnych perturbacji
d) starcie (ale nie walka) ugotowanych buraczków i umieszczenie ich w celach przetrwawszych w słoiczkach
Zważywszy trzydziestoparostopniowy upał, czuję się bardzo dzielna, że podołałam 😉
To prawie automatyczna pasteryzacja…
Ale fakt: byłaś dzielna i termoodporna. 🙂
Tak, niemal taśmowo szło:)
Tylko gary wymieniałam:)
Dzień pogodowe ładny,ale… znów proza życia.
„Kara”za inne poglądy…
Sąsiadów się nie wybiera,a jak się jest od nich zależnym?
Jak pół wsi to ich rodzina?
O!
Już jest Wyspa!
Bo mi znikła.
A na Wyspie…cisza…
Był krótki zanik, ale szybko minął. 🙂
Dzień dobry wieczór.
Witaj, Riverze:)
Dobry wieczór, Riverze!
Dziś towarzysko-upalnie, na łonie natury, w pobliżu jeziorka o dość kamienistym dnie, ale kto mówi, że trzeba po nim chodzić… 🙂
Przedspacerkowe dzień dobry, Wyspo:)
Zazdroszczę jeziora.Dno nie istotne,bo wystarczy, że da się pływać.
Dało się pływać. Choć do głębi trzeba było jakoś dobrnąć:)
Ale też są i butki, gumowe albo gumowo-tkaninowe, do chodzenia po kamieniach, polecam, wypróbowane w wielu miejscach i sytuacjach!
Są butki:)
Ale trochę źle mi się w nich pływa.
Wchodzę w klapkach, zostawiam je pływające na powierzchni, a po powrocie przeważnie udaje mi się je wyłowić i wrócić do brzegu bezpieczną stopą:)
O, to jest koncepcja. Tylko wymaga pływających klapek!
Używam tych piankowych:)
Ha, przez chwilę wyobraziłem sobie biblijną omalże scenę: Lena w chodzi w klapkach unoszących się na wodzie…
To raptem kwestia spełnienia dwóch warunków:
odpowiedniej wysokości palików
odpowiedniej bujności zarostu
😉
Kamieniste dno to betka, gorsze jest dno obrośnięte muszlami…
Potwierdzam:)
Ostre kamyki tylko ranią.
Kiście skójek uczepione gałęzi są też śliskie i wyjątkowo nieprzyjemne w kontakcie ze skórą.
Dobry wieczór, Tetryku:)
Dobry wieczór, Leno!
Zdarzyło mi się podczas jednego rejsu wyskoczyć za burtę, aby ochraniać łódź spychaną przez wiatr na kamienistą główkę kanału; okazało się, że kamienie tejże główki były porośnięte muszlami. Przez kilka dni żeglowałem w bandażach i w pionierkach, kurując ponacinane stopy…
O. Rany.
Okropna przygoda, Tetryku.
Współczuję.
To my na spacerek:)
Dobry wieczór, jestem i pobędę, dopóki nie padnę, dzień był udany, ale z tych męczących.
Super:)
I my już wróciłyśmy.
Dobry wieczór, Quacku:)
Dziś ciąg dalszy grillowych klimatów, bo spacerek miejski.
Uliczki ciepłym szeptem spowiadają się z wrażeń upalnego dnia, cykady świerszczą w przydomowych jeżówkach, a nad głowami delikatnie faluje granatowa draperia:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór! Grillowe klimaty i falująca granatowa draperia jakoś mi się połączyły w wizję nieba widzianego przez falujące z gorąca nad grillem powietrze 🙂
Bardzo dobry trop:)
Piszesz wyżej o upale 30+, tutaj też było ciepło, ale raczej z tych znośnych ciepełek. Tych na granicy „sandały na bose stopy/ lekkie sportowe buty i cienkie skarpetki”.
Tak. W pewnej chwili było +35:)
Na jutro zapowiadają do +38…
Witam, Leno. Tutaj też temperatura idzie w górę. Przyszły tydzień ma być też powyżej 35.
O rany. Wciąż jeszcze? A już mi się wydawało, że (u nas) już tak bardziej na jesień się ma.
Noce już są trochę chłodniejsze, ale w dzień to nieraz przygrzeje.
Nie wiem, jak u Was, ale tu przynajmniej można się ochłodzić w jakimś nieodległym jeziorku:)
Witaj, Riverze:)
Dobrze, że na naszej Wyspie nie ma ludożerców. Duszone ludzie pewnie by im smakowały, a jakby jeszcze w grzybkach, to ho ho!
Czy jeżeli ludożerca je widelcem i nożem – to postęp?
Myśli nieuczesane – Stanisław Jerzy Lec
😉
🙂
– Czy są na tej wyspie jacyś ludożercy?
– Nie, proszę pana, ostatniego zjedliśmy przedwczoraj…
A ja składam nowe krzesło. Stare niebezpiecznie chwieje się na boki i trzeszczy. 🙂
Słusznie!
Z takich remontowych spraw tutaj: ostatnio wysiadł LEDowy plafon w łazience u Juniora. Przez dłuższy czas nie miałem koncepcji, co z tym zrobić, poza wymianą całego plafonu na nowy, aż uświadomił mnie znajomy elektryk, że można dostać całe panele LED, montowane na magnesy. Nabyłem taki panel, dostosowany rozmiarami, wybebeszyłem całe wnętrze plafonu z poprzedniej zawartości, wstawiłem i podłączyłem kupiony panel – działa jak ta lala! A ponieważ klosz jest z mlecznego pleksi, to nie widać różnicy w praktyce.
Co do łazienki, to zlew się coś zatyka. Muszę przetkać. Nie ma takiej rury na świecie, co nie można odetkać. 🙂
Ja zawsze najpierw próbuję tzw. „ustami Mariana” czyli przetykaczem z gumowym dzwonem, w następnej kolejności wlewam „kreta” w żelu, a jak to nic nie da, to już nie ma siły, hydraulika trzeba zawołać. Ale w 99% przypadków wystarczą wyżej wymienione metody.
U nas to się szlamba nazywa 🙂
Pamiętam taki filmik z programu Drozdy:
Drzemkuje sobie zmęczony człowiek z wysokim czołem na wersalce, a tu jak nie zakradnie się do niego podstępnie potomstwo, jak mu nie przyssie szlamby do (tego wysokiego) czoła!
Rozbudzony człowiek zrywa się na równe nogi, chwyta oburącz za trzonek, próbując się oswobodzić, i woła wielkim głosem:
-Kasiu! Karolku! proszę uwolnić tatusia!
A tytuł filmiku brzmiał: Jednorożec 🙂
Ja na początek odkręcam „słuchawkę” od prysznica, wtykam oswobodzoną końcówkę możliwie głęboko w przytkany odpływ i impulsowo puszczam maksymalny strumień wody. Bardzo często udaje się w ten sposób rozbić zator i udrożnić spływ.
No i komu ja tu próbowałam nieco wyżej zaimponować prostą wymianą świetlówki… 😉
Spokojnie Leno, ja to będę robił według instrukcji z You Tuba. 🙂
🙂
Myślałam o tych Quackowych LED-ach.
Mebli to się akurat w swoim życiu naskładałam:) Właściwie wszystko co mam w domu, śmy wespół w zespół z Bratem składali:)
A toć nie żeby imponować, świetlówka nie jest taka prosta, kiedyś wymieniałem i wcale nie było łatwo, okazało się, że jeszcze startery trzeba było wymienić.
U mnie cała trudność w tym, że lampa na łańcuszkach, więc chybotliwa dosyć:)
Świetlówka na łańcuszkach? Brzmi niebezpiecznie!
Czemu?
Są dwa haczyki, do nich uczepione łańcuszki, połączone z obudową na dwie świetlówki. Pomiędzy łańcuszkami tuba z kablem.
Pamiętam takie konstrukcje z dzieciństwa!
Ja ostatnio składałam pościel.
Nie żeby trzeszczała albo się chwiała, ale mniej miejsca w szafce zajmuje… 😉
(Można jeszcze próżniowo zapakować, to w ogóle będzie mniej miejsca zajmować!)
Tak Quacku. To jest bardzo dobry pomysł. Dużo miejsca się oszczędza.
Jak jeszcze jeździliśmy na narty, to cała odzież narciarska właśnie szła do worków próżniowych, genialna sprawa, nie musiały być stuprocentowo szczelne, nawet jak zaczynały puszczać powietrze, to po zapakowaniu do torby nie było możliwości, żeby zwiększyły objętość.
A tak:) My też na podróż pakowaliśmy odzież w worki próżniowe:)
No właśnie. B. praktyczna sprawa.
Makówka się nie odzywa… Czyżby sąsiedzi ją stłumili? Nie wierzę…
Też nie wierzę.
Nie mogłam wczoraj wejść na Wyspę.
Parę razy próbowałam.
Kochani, dotarłem do kresu możliwości na dzisiaj.
Dobranoc!
Dobranoc, Quackie.
Spokojnej nocki, Quacku:)
Uff. Już siedzę na nowym krześle. 🙂
Brawo Ty
Też będę powoli umykać, bo wspomagacze przestają działać:)
Miłych snów, Wyspo:)
Dobranoc, Leno. 🙂
Była dobra:)
Witaj, Riverze:)
Dzień dobry, dzisiaj ostatni etap weekendowego zajęcia, najkrótszy, ale nie najmniej ważny. Ale jeszcze za chwilę.
A na razie liczymy na kawę od panny Esmeraldy. Poprosimy!
My dziś lody w termosie jedzone w cieniu przyleśnego jeziorka oraz chłodniczek z buraczków z kuchennym widokiem na świerk:)
Dzień upalny, Quacku:)
Och, chłodniczki jadamy kupne, różowe (z buraczków) i białe (z ogórków), a co dopiero taki domowy!
Te domowe przy dzisiejszym wyposażeniu kuchni też mało kłopotliwe: wkładasz warzywa/owoce, przyprawy, lód do blendera, zalewasz jogurtem greckim/ulubionym sokiem, rozdrabniasz, dodajesz trochę pokrojonych w kostkę (mogą być podmrożone, wtedy lód jest zbędny) ingrediencji, mieszasz i – wcinasz:)
Witajcie!
Dzień dobry, Makówko:)
Witajcie!
Dziś ja się pomału pakuję — po południu wyjeżdżam na tygodniowy urlop na zaproszenie przyjaciela. Zawczasu proszę o dbanie o lampkę — będę miał dostęp tylko z telefonu, a nie wiem, jak będzie z zasięgiem.
Miłego wypoczynku!
Należy Ci się jak mało komu.
Zdradzisz nazwę miejscowości?
Będziemy (przynajmniej ta jedna, chlip!) tęsknić, Tetryku:)
Udanego urlopingu:)
Zadbamy 🙂 Przyjemności!
Dzień dobry.
Krzesło złożone, rury przeczyszczone, nie trzeba było rozbierać, wystarczyło wlać mieszankę octu i wybielacza na bazie chloru i poszło. Życie jest piękne. 🙂
Chyba pojadę na wycieczkę, tylko będzie trochę gorąco.
W taki upał chlorem i octem?
Czy to nie nazbyt okrutne?
Rury, nie – rury, może byłoby im lżej – rozebranym 😉
Upał.A u Was?
Tutaj ma być dziś 34.
To ja wybywam, jadę przewietrzyć się. 🙂
A ja zanurzyć w Rabie, choć wolałabym jezioro,ale to godzinny dojazd,a Raba blisko.
Efektywnego chłodzenia się:)
To tak – poprzytulałyśmy się do, wyjątkowo dziś gorącego, łona Matki Natury, wróciłyśmy na chłodny tusz i obiadek do domu, a teraz snujemy się (ta jedna) z kąta w kąt i zalegamy (ta druga) w najchłodniejszej części chałupki:)
Nieprzekonywującodomowe dzień dobry, Wyspo:)
Jestem na łonie.(natury) Będę chyba wracał, nic nie ma, wszytko się pochowało, a ja roztapiam się. 🙂
Jedź na lody!
Lody to nie. Mam lekkie uzależnienie do lodów. Mogę pół kilograma zjeść, a nie mogę. 🙂
Ajajaj. To faktycznie trudna sprawa. We Włoszech jadłem (piłem?) znakomitą rzecz, crema cafe, dużo gęstsze niż kawa, a jednocześnie rzadsze niż klasyczne lody, konsystencja nieco przypominająca pastę do zębów, ale w smaku – poezja! No i porcje są nieprzesadnie duże, ot, jak średnia filiżanka kawy. Może to by było coś dla Ciebie? W sensie niedużej porcji, o ile kawa nie jest problemem.
Coś takiego podobnego robię. Rozpuszczam lekko lody, dodaje rodzynki i trochę brandy.
A ja posypuję gorzką czekoladą i polewam odrobiną rumu:)
Wyrazy szczerego współczucia, Riverze.
Ale jeśli problemem nie jest cukier, a na przykład białko zwierzęce, to wszelkiego rodzaju sorbety są na bazie wody/soków i przecieru z owoców, może byłyby znośnym zamiennikiem?
Witam, Leno.
Może źle się wyraziłem, że nie mogę. Po prostu staram się unikać, ale nie zawsze unik idzie w prawidłową stronę. 🙂
A:)
Samodyscyplina to bardzo fajna rzecz. Byle, jak ze wszystkim, nie przesadzić 😉
Przedwczoraj, wczoraj i dzisiaj większa część dnia w (Literackim) Sopocie, poniekąd służbowo. Dzisiaj zapowiadał się niewąski upał, a tymczasem koło 13.00 przyszły chmury, ochłodziło się i dwa razy pokropiło, a teraz, po powrocie do domu, przychodzą kolejne falki deszczu.
Jestem i pobędę.
Tu upalni się nadal, ale przed chwilą zerwał się wiatr. Czyżby przedburzowy?
No i Quackie namówił na lody.
Będę sobą, zjem snickersa. 🙂
I też pysznie 🙂
Ha, a nam się właśnie skończyły lody, jutro trzeba iść kupić.
Powoli acz nieubłaganie zbliża się czas spacerku…
Zmykamy:)
Był upał,miłe chłodzenie w Rabie,teraz nade mną wisi czarna chmura.
Och, brzmi groźnie
mam nadzieję, że sprawdzi się przysłowie, że z wielkiej chmury mały deszcz.
Póki co nie ma deszczu.Cudownie ciepły wieczór.
Kocham Stróże najbardziej za śniadania na tarasie z widokiem na góry i wieczorne siedzenie pod gwiazdami.
„A góry nade mną jak niebo
A niebo nade mną jak góry”
🙂
Zamiast lampki
Już jestem z powrotem. Miałem dziś jechać na prerię, pokazać jak się zmieniła przez te dwa miesiące. Dobrze, że nie pojechałem, chyba bym się roztopił tam w pełnym słońcu. Pojadę za tydzień, będzie chłodniej i długi weekend.
No tak, jak taki upał, jak piszesz, to chyba z własną parasolką od słońca by trzeba jechać. A z kolei człowiek z parasolką na prerii wyglądałby dość… surrealistycznie 🙂
Odprowadzał nas wiatr, niedaleko, do pierwszego sosnowego zacisza, które poszemrywało sobie szyszkowe kołysanki. Droga trzeszczała na kamienie, a one odjeżały się jej dobrodusznie. Wyga(zrobiłyśmy małe postrzyżyny i wyczeszyny)lantowane Rude udawało focha, ale lekkość przerzedzonej szuby rychło pozwoliła mu zapomnieć o doznanych krzywdach i niedolach:)
A wracałyśmy w bezwietrzność ciemną, na której chmurne strusie pióra wypisywały srebrnomigotliwe zaklęcia:)
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór, Leno. 😉
Dobry wieczór, Riverze:)
Dobry wieczór. No właśnie, Psiulka chyba potrafi połączyć przyczynę (wyczesywanie i postrzyganie) ze skutkiem (wygoda)?
A bezwietrzność brzmi trochę groźnie. Jak cisza przed burzą. Mam nadzieję, że te strusie pióra nie świadczą o takim zagrożeniu.
Trudno mi powiedzieć.
Myślę, że raczej zabiegi tego typu kojarzą się jej nieprzyjemnie, bo gdy tylko widzi i słyszy (a może i czuje) torebkę z ekwipunkiem, ulatnia się w trybie błyskawicznym:)
Ale wołana, z miną jak na gilotynę wprawdzie, przychodzi i współpracuje:)
Tak. Gdy wyjeżdżałyśmy, myślałam sobie: czy wiatr zasieje burzę, którą my zbierzemy?
Na razie jest spokój:)
Trzymam kciuki za ten spokój!
Nie dziękuję, bom przesądna 😉
Tak to wyglądało mniej więcej, jakby się piekło otwierało. 🙂
Czy to może było w trakcie jakichś pożarów lasów albo niedługo po? Tak jak teraz z tymi pożarami w Kanadzie? Bo ponoć dym i pył z tych pożarów rozchodzą się nie tylko po Ameryce, ale i świecie, i powodują właśnie rozmaite efekty świetlne, szczególnie widoczne podczas zachodów słońca (albo wschodów, ale wtedy na ogół ogląda je mniej osób 😉 )
No raczej nie, to był w miarę zwykły(niezwykły) zachód słońca. Biegłem po aparat jak szalony:), bo to była krótka chwila z takim efektem.
Wspaniały efekt!
Mili Wyspiarze, pora na mnie:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Dobranoc, Leno.
Kochani, zamiast lampki jest dzisiaj przepiękny zachód słońca (niejeden!), więc nie będę wstawiał, natomiast ja na dzisiaj już się pożegnam. Dobranoc!
Dobranoc, Quacku.
Dobranoc Państwu!
Dobranoc, Makówko. 🙂
Nowy dzień, nowy tydzień, nowe wyzwania.
Pani Gieniu, poprosimy koniecznie wsparcie gastronomiczne!
Wsparcie przybyło:)
Dzień dobry, Quacku:)
Pochmurnie witam!
A ja słonecznie odwituję, Makówko:)
Wyszło słońce!
Wciążsłoneczne i wietrzne dzień dobry, Wyspo:)
Dzień dobry o zachodzie słońca!
Dzień korzystny, sporo spraw załatwionych, jeszcze parę do załatwienia, ale w sumie bardzo in plus 🙂
A teraz na przerwę.
A my na spacerek:)
Niby noc w miarę ciepła, a jednak przemarzłam:)
Może ze zmęczenia.
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Oj, zdradliwe to „w miarę ciepło”. Ja w sobotę i niedzielę cały czas miałem na zmianę cieplejszy wariant obuwia (skarpetki i pełne buty) oraz odzienia (długie spodnie i kurtkę). Dobry wieczór!
Tak. Było mi chłodno już we dnie mimo dwudziestu pięciu stopni, więc na wieczorny spacer wzięłam kurtkę:) I wcale się nie zgrzałam:)
Dobry wieczór, Quacku:)
Dzisiaj ani jutro nie wychodzę wieczorem. Od środy do piątku – tak (kolejna okazja literacka, w sierpniu i wrześniu mamy kumulację w Trójmieście: Literacki Sopot, tydzień później Nagroda Literacka Gdynia, dwa tygodnie po NLG – Gdańskie Targi Książki).
Nie będzie dziś ze mnie wielkiego pożytku, niestety, bo oczy mi się same zamykają:)
Miłych snów, Wyspo:)
Spokojnej nocy!
Tu pogoda była zmienna-deszczyk,pochmurno, słońce,pochmurno.
Zimno, ciepło,zimno i tak na zmianę.
Jesień czuć niestety.
No wiesz, „a był sierpień, pogoda prześliczna/ wszystko w złocie stało i w zieleniach” 😉
Kto wystawi lampkę?
Bo ja z komórki mogę wołać Gienie w zastępstwie Quacka,ale lampkę to już tylko z laptopa.
A Tetryk gdzieś w Polsce baluje.
Wystawię, spoko 🙂
Dzień dobry, słoneczny, ale na razie nie upalny. Ostrożnie optymistyczny? Aż się boję coś takiego pisać.
Pani Gieniu, ostrożnie i chyłkiem poprosimy.
U mnie pochmurny i pesymistyczny.
Witajcie!
A u mnie chłodniej, ale słonecznie. Cisza, od czasu do czasu zakłócają ją tylko przejeżdżające odległą drogą samochody.
Witaj,witaj!
Miłego wypoczynku!
Dzień dobry ponownie, po pracy i załatwieniu paru kolejny spraw – powoli i do przodu – i na przerwę.
Pośpiesznie przedspacerkowe dzień dobry, Wyspo:)
Mili Wyspiarze, chciałam to zaproponować wczoraj, ale czułam się naprawdę fatalnie:)
Tu już bardzo urosło, może więc, jeśli nikt niczego nie planuje pięterkowo, wrzucę drugą część mojego tryptyku?
Dajcie znać, a ja umknę na krótki, miejski spacerek:)
Ja niestety nieprędko wrzucę drugą część Włoch, roboty w realu fura 🙁 więc jeśli o mnie chodzi – dawaj.
Bardzo proszę!
Twojemu życzeniu stało się zadość:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Dzięki! Dobry wieczór, Leno
🙂
Jeśli chodzi o mnie -daj.
Ja jestem w lesie,internet tyle co w komórce.
Nie planuje nic budować.
Ok.
Miłego wypoczynku.
Dobry wieczór, Makówko:)
Spacerek niedługi, niekrótki lecz w sam raz:)
Dziś miejsko, jako się rzekło, przydomowymi uliczkami, nieśpiesznie układającymi się do snu.
Poza tym gwiazdy, latarnie, witryny, czyli – na świetliście:)
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór, to ja dobranockę zaraz jeszcze tutaj, a potem idę po schodkach wyżej!
Pewnie:)
Dobry wieczór, Quacku:)
I żeby nie przedłużać męczącej wspinaczki – zapraszam na zapowiadane pięterko:)