Jeden z moich Profesorów zwykł był powtarzać, że nieszczęścia chodzą stadami.
Inny dodawał, że w każdym splocie tragicznych wydarzeń musi pojawić się nieco komizmu – choćby dla lepszego ukazania tych pierwszych.
Zima była piękna tamtego roku…
Chmurna, wietrzna, temperatury oscylowały w granicach pozytywnej strony zera…
Śniegu – po pachy.
I wciąż sypało, sypało, sypało…
Zima była piękna tamtego roku…
Za niecały miesiąc miało się urodzić Smarkactwo.
Ciążę przechodziłam paskudnie – kręgosłup pokiereszowany po wypadku, brzuch taki, że się bokiem ledwo między framugami przeciskałam, i zgaga – stwora niezniszczalna, dokarmiana czy niedokarmiana, pojona czy niepojona – wiecznie obecna.
Do tego Akrobacię, Skowronię, Ranne Ptaszę od trzeciej rano uprawiające we mnie jakieś skomplikowane ewolucje.
Wieczorem dnia poprzedniego Mąż dostał wiadomość o śmierci ukochanego Dziadka. Nie mógł nie pojechać na pogrzeb. Jasne było, że ja zostaję – nikt nie wymagał, bym w takim stanie dokądkolwiek wyruszała, tym bardziej, że ze względu na stan kręgosłupa zalecano mi rozsądek. W domu nic mi przecież nie mogło grozić, więc Mąż – w miarę spokojny , nazajutrz – pojechał.
Kiedy późnym popołudniem zadzwonił telefon i miły damski głos oznajmił mi, że mój Tata jest w szpitalu w bardzo ciężkim stanie, początkowo wzięłam to za idiotyczny żart. Rozmawiałam z Nim poprzedniego wieczora i wszystko było w porządku. W końcu jednak uwierzyłam.
Pani poinformowała mnie, iż stan jest na tyle poważny, że wpuszczą mnie do szpitala o każdej porze – mam się tylko powołać na nią.
Ostatnim pekaesem wyruszyłam więc w drogę. Bez bagażu, bo nie wolno mi było dźwigać. Jedynie kilka kosmetyków, bielizna na zmianę, leki.
A zima była taka piękna…
Sypało, sypało, sypało…
Jako posiadaczce w ówczesnym czasie koszmarnej powypadkowej fobii, zupełnie nie przeszkadzało mi okresowe zakleszczenie w ciasnej śródfotelowej przestrzeni… Całą drogę przesiedziałam w jednej pozycji i nie nudziłam się w trakcie tych trzech godzin ani przez sekundę, zajęta snuciem mantrycznego niemal, wewnętrznego monologu:
Liczyć migające drzewka, byle tylko nie myśleć… jest ślisko… drzewa mam liczyć… jak ten kierowca szybko jedzie… zaraz wpadniemy w poślizg… zaraz się zabijemy… tylko migają te drzewa… jest tak strasznie ślisko… wcale tych drzew nie widać… zaraz kierowca przestanie panować nad pojazdem… brzozy będę liczyć… wpadniemy w poślizg… zginiemy na miejscu… jedna… dwie… trzy… jest ślisko… szklanka… to taka wiśnia… nie… brzoza… zabijemy się… tu to chyba ze trzydzieści… to ile razem… jest ślisko… trzydzieści trzy… nie… chyba czterdzieści pięć… co on tak pędzi… dureń! zabijemy się… czterdzieści siedem… jest ślisko… zabije nas… jest tak ślisko… pięćdziesiąt dwa… nie sześć… siedem… osiem… brzozy… brzóz… topoli… dziewięć… ślisko… śliskojestśliskodrzewamamliczyćkurwajaktenkierowcaszybkojedziezaraz wpadniemywpoślizgzarazsięzabijemytylkomigajątedrzewajesttakstrasznie śliskowcaletychdrzewniewidaćzarazkierowcaprzestaniepanowaćnadpojazdem brzozybędęliczyćwpadniemywpoślizgzginiemynamiejscujednadwietrzyjest śliskozabijemysiętutochybazetrzydzieścitoilerazemjestśliskotrzydzieścitrzy niechybaczterdzieścipięćcoontakpędzidureńzabijemysięczterdzieścisiedem jestśliskozabijenasjestślisko!!!!!!!!!!
Do Miasteczka dotarłam po dwudziestej drugiej.
Empeków już nie było. A nawet gdyby były, miałabym poważny problem z wejściem do środka – ledwo udało mi się pokonać schodki do pekaesu. Nigdy wcześniej nie zauważyłam, że są tak strome i wysokie.
Uznałam, że pojadę taksówką. Stała na postoju – jedna, jedyna – stary polonez, czerwony.
Wgramoliłam się z niejakim trudem na tylne siedzenie i podałam docelowy adres.
Pan taksówkarz obejrzał się i mruknął coś mało przychylnego. Był starawy, miał okulary jak denka od słoików i bardzo pochylał się do przodu, próbując wypatrzeć cokolwiek przez zasypaną śniegiem szybę, a właściwie – przyprószoną dziurkę średnicy może piętnastu centymetrów.
W samochodzie było zimno i niemiłosiernie śmierdziało propanem butanem.
W myślach, nawet nieco rozbawiona – ostatecznie, jak mniemałam, najgorszą część podróży miałam już za sobą – nazwałam go Gazowym Dziadkiem. Potem przechrzciłam na pieprzonego dziadygę, ale… nie uprzedzajmy faktów.
Od razu zrobiło mi się niedobrze, postanowiłam jednak, że jakoś wytrzymam.
Pół godziny jazdy – nie wieczność… – myślałam sobie.
Nie wytrzymałam. Mniej więcej w połowie drogi spytałam nieśmiało, czy mogę otworzyć okno.
– NIE! – zabrzmiała kategoryczna odpowiedź.
– Ale jest mi niedobrze…
– Zimna mi napuści…- oświadczył.
Wkurzyłam się.
– Zimna? – zdziwiłam się złośliwie. – Na zewnątrz jest cieplej niż tutaj. I w dodatku tak śmierdzi gazem, że za chwilę będzie pan miał mrożonego pawia na szybie!
Wtedy typ dał po hamulcach.
Zakręciło nami, coś zgrzytnęło w pojeździe i stanęliśmy.
– Wysiadaj, ku…wo! – zażądał krótko.
Jeszcze nie wierzyłam.
– Nie…- zaprotestowałam słabo.
Wtedy sympatyczny dziadek wyciągnął zza siedzenia łyżkę do opon. Odwrócił się i powtórzył groźnie:
– Wysiadaj, ku..wo, albo ci przyp…olę!- i zamachnął się argumentem.
Może gdybym nie była w ciąży, próbowałabym się z nim szarpać. W swoim stanie – zrezygnowałam.
Wyturlałam się z taksówki. Nawet nie zamknęłam dobrze drzwi, a pan już ruszył.
Zostawił mnie – laskę w zaawansowanej ciąży – na totalnym zad…kaczawiu! Samą! W środku nocy!
Szpital był na drugim końcu miasta. Nawet nieco za miastem.
Po drodze – dwa spore osiedla. Między nimi – nieużytki. Jakieś pola, hałdy, pseudo-łąki.
I jezdnia. Kilka latarni.
A zima była piękna…
Sypało, sypało, sypało…
Chwilę stałam zdezorientowana. Wreszcie uznałam, że pora ruszać. Postanowiłam dojść do tego szpitala, bo do domu miałam dalej.
Szosą bałam się iść – było ślisko. Poza tym obawiałam się, że nie zdążę zejść z drogi, gdyby coś akurat zechciało przejechać. Wolałam upadek w śnieg niż na wyślizganą jezdnię.
Ruszyłam więc.
Szłam, klnąc i płacząc na przemian. Wyglądałam jak uchatka w okresie godowym. Brnęłam przez zaspy, prawie nie podnosząc nóg – niczym buldożer. Wokół – nawet żywego ducha, tylko śnieg, wygwizdów i ja.
Dobrze chociaż, że było jasno…
Po jakichś dwudziestu latach marszu dostrzegłam coś w oddali – watahę zdziczałych psów. Zaczęłam rozglądać się za czymś do obrony. Gdzie tam! Wszystko przykrył śnieg.
Byłam już u kresu wytrzymałości – przemknęło mi nawet przez myśl, że w razie czego – będę gryzła!
Pieski musiały chyba wyczuć moją desperację, bo ominęły mnie szerokim łukiem.
Odetchnęłam.
Ale myśl o czymś do obrony nie dawała mi spokoju.
Po kolejnym ćwierćwieczu napotkałam rachityczne drzewko. Nie, nie wyrwałam go z korzeniami – choć przyznaję, że i taką opcję brałam pod uwagę – udało mi się odłamać gałąź. Z trudem opanowałam pokusę, by po tej szarpaninie usiąść i chwileczkę odpocząć.
Nie powiem, że z kijeczkiem w garści czułam się dużo bezpieczniej, ale spociłam się jak mysz, zazipałam i zmęczyłam straszliwie, co trochę mnie znieczuliło na sytuację.
Automatycznie zaczęłam przebierać nogami…
A zima była piękna…
Sypało, sypało, sypało…
Nie wiem, ile razy padałam w śnieg. Dwa razy zgubiłam torbę i musiałam zawracać. Raz zgubiłam gałąź. Też zawróciłam.
Jakieś czterdzieści lat później dostrzegłam troje ludzi. Ucieszyłam się. Przedwcześnie.
Cóż… ludzie to nie zwierzęta – nie czują instynktownego strachu przed przyszłą matką.
Trzech wyrostków wracało z jakiejś libacji.
Świeże, czyste powietrze na pustkowiu dobrze niesie głosy, więc już z daleka usłyszałam lekko ochrypły dyszkancik pierwszego:
– Ale locha!
– Lubię tachie tłuste chrowy. Zaraz ją wy…ucham. – poinformował radośnie drugi.
Przez chwilę rozważałam możliwość zakopania się w zaspie. Odrzuciłam ją jako nierealną.
Zamiast tego postanowiłam się bronić. Ścisnęłam silniej w garści gałązkę, okręciłam reklamówkę wokół drugiego nadgarstka i uznałam, że najpierw przyłożę torbą, a dodźgiwać będę kijaszkiem.
Wtedy odezwał się trzeci – chyba najmniej pijany:
– Eee… ona chyba jes f siąży…
W tym czasie zdążyli znacznie się zbliżyć.
– Jezu! Jaka ona brzydka! – wrzasnął któryś.
Trudno pięknie wyglądać, gdy szmat drogi przebyło się na czworaka, taplając się w śniegu i wycierając łzy. Makijaż musiałam po czymś takim mieć nieziemski
To zniechęciło koneserów piękna. Pomrukując i spluwając z obrzydzeniem – ruszyli swoją drogą.
Pierwsze przedosiedlowe domki nie zrobiły na mnie należytego wrażenia.
Za to potężny wilczur, który z wściekłym charkotem znienacka rzucił się na rozpiętą między nami siatkę, przyprawił mnie o przypływ świeżych sił – podskoczyłam gwałtownie i – mam wrażenie – jeszcze w powietrzu przebierając nogami, zaczęłam biec. Wtedy zdawało mi się, że zrobiłam co najmniej trasę Maratonu. Oglądane potem ogrodzenie, ani chybi na skutek jakichś diabelskich sztuczek, skurczyło się jednak do marnych dwudziestu metrów…
Więcej przygód nie miałam.
Doszłam w końcu do szpitala, mijając po drodze drugie osiedle.
Jak się później okazało – nie trwało to wcale sto lat. Parę minut po północy byłam na miejscu.
Tu skierowałam się ku światłu. Gdy stanęłam w drzwiach Pogotowia, musiałam wyglądać koszmarnie.
Pamiętam, że jacyś ludzie zerwali się ze swoich miejsc i biegli do mnie. Ktoś krzyczał… Stałam w progu i patrzyłam w naprzeciwległe okno…
Zima była taka piękna…
Sypało, sypało, sypało…
Witam na nowym pięterku:)
I zapraszam na nieco inną odsłonę nobelonowego życia:)
O rany! Takie wspomnienie może się przyśnić jak najskuteczniejszy koszmar!
Łatwo nie było:)
W trakcie – dość dramatycznie, po jakimś czasie – nawet trochę zabawnie:)
Dzięki za misia i dobry wieczór, Tetryku:)
No cóż, zakładam, że nie zapamiętałaś rejestracji ani numeru bocznego pana taksówkarza, po prostu nie miałaś głowy do tego między nudnościami odgazowymi i celem podróży. W sumie szkoda, trudno.
I tak, owszem, to się może przyśnić.
To ja nie wiem, czy wobec tego stawiać dobranockę piętro niżej…
Kto nie zapamiętał? Ja nie zapamiętałam?
Istotnie – nie zapamiętałam, bo nie miałam szans:) Rejestracja, podobnie jak cały tył, była pokryta grubą warstwą śniegu.
Ale odnalazłam go:)
Wprawdzie trwało to jakiś czas, ale pan taksówkarz stracił swoją licencję.
Bardzo pomogła mi w tym opinia wystawiona przez lekarza z Pogotowia i zeznania przypadkowych ludzi – krewnych innych pacjentów.
Próbowano wprawdzie dyskredytować (pełnomocnik pana taksówkarza) moje zeznania, częstowano mnie odmóżdżoną, nabuzowaną hormonami kretynką (pełnomocnik), rozhisteryzowaną ciężarówką, cielnym krówskiem, któremu płód zeżarł połowę mózgu (pan taksówkarz) i tym podobnymi komplementami, ale było wielu świadków mojego pojawienia się w izbie przyjęć.
Dobry wieczór, Quacku:)
Nie jest bezpiecznie z tobą zadzierać!
No ba!
Spacer rozpoczęłyśmy od minusików z moimi ulubionymi cyferkami czyli – jedynkami (dwoma). Wracałyśmy już przy czternastu:)
Las odrobinę najeżony, więc się musiał we dnie rozczulić na widok słońca. Pod stopami puszyście bardzo, i mroziście też bardzo. Rude podłapało syndrom niespokojnych łapek już przy graciku, więc dostało kierpce. Cztery. Wróciło w trzech…
Nie wyłapałam, w którym momencie zgubiła jeden bucik. Sprawdzone poduszki dzimne ale bez większych urazów:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Minus. Czternaście.
Poszłabyś, jakbyś wiedziała, że tak spadnie?
I masz zap(a)sowe buciki dla P.?
Dobry wieczór!
🙂
Oczywiście, że poszłabym. Nawet przy trzydziestu wychodzę, choć wtedy akcja jest błyskawiczna, okołokwadransowa, bo Rudy Delikates nie lubi marznąć:)
Mam piętnaście sztuk, w tym dwa czterobutne komplety:)
TRZYDZIESTU! Dawno nie widziałem porównywalnego mrozu!
Bardzo się cieszę, że masz tyle obuwia! To zaiste przewidująco.
A co ja gorsza od Psiuły?
Pewnie że mam. Nawet więcej, bo jeszcze letnie 😉
Buciki są własnej produkcji? Sznurowane?
Część własnej, część kupiona, Tetryku.
One wyglądają jak woreczki i są zawiązywane nad kostką:)
Najważniejsze, że Smarkactwo urodziło się całe i ZDROWE. A stan ojca chyba nie okazał się aż tak krytyczny?
Natomiast moje obie ciąże były tzw. zagrożone tzn. wymagały interwencji medycznej celem ich podtrzymania i powinnam mieć zapewniony spokój i zasadniczo zero wysiłku. Bynajmniej tak jednak nie było. Też miałam trochę przygód, ale opis ich nie byłby zapewne taką historią jak ta opowiedziana przez Lenę.
Mogłabym coś tam opowiedzieć, ale czy panowie wytrzymaliby takie ciążowe opowieści?
Ja nie mam nic przeciwko.
Łatwiej znieść opowieść niż ciążę 😉
Taaa znieść ciążę, a potem jeszcze urodzić!
Na pewno krócej, Tetryku 😉
Dziecku nic się nie stało. Tyle tylko, że podczas wspomnianego Maratonu wszystko mi się osunęło i zachodziła obawa wcześniejszego porodu…Urodziłam w terminie, choć do końca musiałam prowadzić baaardzo nieaktywny tryb życia – jedyne spacery uskuteczniałam po niby-persami wyłożonych domowych podłogach…
Do Taty na oddział zawieziono mnie na drugi dzień.
Okazało się, że stuknął Go samochód, który w poślizgu wpadł na chodnik. Stan był na tyle ciężki, że zoperowano go niemal natychmiast. Tata nie był już młody, więc zachodziła obawa, że może tego nie przeżyć…
W chwilach świadomości prosił o zawiadomienie córki.
Zawiadomiono mnie więc…
Na szczęście – Tata nie dał się:)
My wytrzymujemy męskie opowieści bez mrugnięcia powiek, a Panowie są przecież od nas twardsi 😉
Dobry wieczór, Makówko:)
Panowie od nas twardsi? Leno ależ Ty lubisz żartować!
O ile mi wiadomo, makówki mają twardą skorupkę, ale cienką… 😉
Maki to bardzo delikatne kwiaty!
Właśnie myślę, jak opisać moje przygody, aby oszczędzić medycznych szczegółów.
Proszę bardzo moja opowieść.
Tydzień po obronie pracy magisterskiej zgłosiłam się do Kadr, aby podpisać umowę. Byłam w ciąży. Zagrożonej, podtrzymywanej zastrzykami. W trzecim dniu szef kazał mi iść do sąsiedniego budynku i mieliśmy nosić różne ciężkie rzeczy, ale nie mogłam się przyznać, że jestem w ciąży, bo byłam w tzw. okresie próbnym, więc można było rozwiązać ze mną umowę. W trakcie tego noszenia zemdlałam, zabrało mnie Pogotowie. W szpitalu już musiałam się przyznać i wtedy były nerwy, że anulują umowę o pracę.
Na szczęście tego nie zrobiono. Pracowałam do końca ciąży, rodzić zaczęłam prawie w pracy.
Nowo powstała placówka naukowo-badawcza, sami młodzi ludzie zatrudnieni, na parkingu jedynie parę „Maluchów”. Jak rodzić w Maluchu? Więc do szpitala wiózł mnie jakiś biedak co akurat napatoczył się w sekretariacie z delegacją i przyjechał dużym Fiatem. Nawet nie wiem kto.
Dziecko się urodziło, po tygodniu wróciłam do domu. W nocy dostaję krwotoku, nieprzytomną Pogotowie zabiera mnie do szpitala. Całą noc i dzień była walka o moje życie, ale oszczędzę szczegółów.
Trochę było z tym zamieszania (jak mi opowiadały potem pacjentki), bo był to ewidentny błąd lekarski. Podobno na drugi dzień sam ordynator dopytywał czy pacjentka odzyskała przytomność, a tu dalej nie wiadomo czy będzie żyła.
Ja w szpitalu, a tymczasem w domu zostało głodne dziecko. Babcia dziecka zapisała i wykupiła w aptece Humanę. Młody tatuś (inżynier) wyliczył proporcje i zrobił do butelek Przyszedł mój kolega klasowy, doświadczony tatuś (miał 6 miesięczne dziecko), aby wspomóc samotnego ojca. Dziecko cały czas wrzeszczy. Okazało się, bo głodne. Kolega pyta mojego męża co ta Twoja Humana taka przeźroczysta? Okazało się, że pan inżynier źle wyliczył proporcje!
Z drugim dzieckiem też bywało różnie, bo zasadniczo miałam leżeć na patologii ciąży, ale co chwilę wyrzucano nas do domu, bo przyszedł rozkaz opróżniać szpitale, bo coś się szykuje. To był początek stanu wojennego.
Było kiedyś tak -jestem w domu sama z chorym starszym dzieckiem, a tu …hm źle się dzieje, a to dopiero 6 miesiąc. Telefony nie działają, 3-letniego chorego dziecka samego w domu nie zostawię.
No i gdyby tak panowie mieli być w ciąży i rodzić? Hm…twardziele?
No tak, jakby tak człowiek wiedział, że to na stan wojenny się ma… ale kto to mógł przewidzieć?
Nie było wesoło. 3 letnie dziecko, ja w ciąży z założonym szwem, mąż na strajk, ojciec na strajk, mamę jako lekarza zawsze mogą zmilitalizować.
Dziecko się urodziło 8 lutego, czyli niewiele po ogłoszeniu stanu wojennego.
Przygnębiająca ta niekompetencja chłystków, którzy mienią się lekarzami…
Ja najpierw trafiłam na konowała, który zdiagnozował moją ciążę jako… nowotwór macicy, a potem, wycofując się rakiem z pierwszej diagnozy, pomylił się o trzy miesiące w określeniu wieku płodu…
Taki kubeł zimnej wody wylano mi na początku na głowę…
Potem bywało raczej zabawnie.
Przede wszystkim wszyscy znajomi żartowali sobie ze mnie, żebym przypadkiem nie przespała porodu 🙂
A cała akcja – od wybycia w wiadomym celu z domu, aż po szczęśliwe zakończenie – też pełna była zabawnych, w gruncie rzeczy, incydentów:)
Hmmm… twór ci to był niewątpliwie nowy, w macicy się mieścił — może to był przejaw licentia poetica medicorum?
I mnie podobnie perfidna myśl naszła, gdy wyjaśniło się, że diagnoza była błędna i minęła rozpacz po słowach:
„Ma pani nowotwór macicy! No, jeszcze z trzy miesiące pani pożyje, bo z a n i e d b a n y!”.
Nie, to nie była licentia poetica medicorum. To non medicus sed carnifex erat…
Oszczędzę szczegółów, na czym polegał ów błąd lekarski i dlaczego potem cały personel był lekko spanikowany, gdy istniała obawa, że nie przeżyję.
Długo potem leżałam w szpitalu, a dziecko w domu z ojcem.
Myślę, że gdyby Matka Natura dała mężczyznom możliwość rodzenia, zaopatrzyłaby ich także w cały arsenał odpowiednich wspomagaczy 🙂
No, chyba żeby to była Madka Natura…
Wspomagaczy?
Taż mój mąż magister inżynier był tak zdenerwowany faktem zostania z dzieckiem, że nie umiał wyliczyć ile miarek Humany dać na butelkę!
Ale muszę oddać sprawiedliwość potem już radził sobie doskonale!
Sam bez żadnej pomocy.
Mam na myśli to, że organizm męski zostałby przystosowany do tej funkcji równie dobrze jak organizm kobiecy, Makówko:)
Organizm. Więc i psychika, „bo madka to stan umysłu”. Tak?
Rzekłaś. 😉
Dobranoc!
Dobrej nocki, Quacku:)
Dobranoc i ja!
Dobranoc, Makówko:)
To i ja powiem Dobranoc! Przyjemniejszych snów, dziewczyny! 😉
Dzięki i spokojnej nocki, Tetryku:)
Miłej nocki, Wyspo:)
Zimowe witam!
Styczeń pełną gębą:)
Witaj, Makówko:)
Witajcie!
Niedzielmy się i dzielmy uśmiechami i dobrym słowem!
Podzielam Twoje podejście, Tetryku:)
Dzień dobry:)
Dzielmy.A ja myk,myk
Wy tak obie? Umówiłyście się?
Bardzo zimowe dzień dobry, Wyspo:)
Śnieg, słońce, mróz. U nas -18:)
A ja wybywam na trochę:)
Ubierz się ciepło! I baw się dobrze 😉
Dzięki, Tetryku:)
Odstroiłam się jak na biegun i bawiłam się jak w tropikach 😉
Dzień dobry, dzisiaj nie pobiłem wczorajszego rekordu, a na siłę mi się nie chciało polegiwać, poza tym to byłoby nie fair. Jak już bić rekordy, to uczciwie.
Otóż to!
Rekordziści są wśród nas
Bić rekordy raz po raz
Tak po prostu bez wysiłku bez fortelu
To ich kredo już od lat
Mają swój beztroski świat
Swoje ścieżki które wiodą ich do celu
Potem szczęścia swego ukryć nie umieją
Tego szczęścia które nieustannie trwa
Zawsze z jednakową wiarą i nadzieją
z apetytem wielkim na zwycięstwa smak
😉
Witaj, Quacku:)
No właśnie nie wiem, jak śpię, to raczej ukrywam szczęście, bo przez sen nie będę o nim pisał?
Do czasu, oczywiście.
Bo kołderka świetnie nadaje się do ukrywania… 😉
Niedawno wróciłam:)
To było bardzo miłe popołudnie.
Teraz zamierzam wyspić się aż do spacerku.
To jest słuszna koncepcja! (mówi Quackie z okolic godziny 8.00 rano dzisiaj)
Trochę mi się to wyspowanie przesunęło w czasie z przyczyny telefonicznej, ale już jestem:)
Wróciłam!
Dusza rwała się na narty, ale zwyciężył ROZSĄDEK, więc postanowiłam posłuchać gardła i nosa i poszliśmy tylko na mały spacerek.
Piękna zima była!
I my zaraz na spacerek:)
Witaj, Makówko:)
Ha, a ja dzisiaj w ogóle nie wychodziłem. No, spacerek może by się i udał, ale nie ciągnęło mnie. Za to zaraz dobranocka, a potem rower. Ten na miejscu.
Ja siedziałam w domu z konieczności, ale to bardzo źle wpływa na moją psychikę. Mam nadzieję, że dzisiejsze wyjście nie było przedwczesne i gardło i nos uznają, że moje poświęcenie było WYSTARCZAJĄCE.
Czasem świeże powietrze może pomóc, przewietrzyć te tam drogi oddechowe…
Ja tam bezkrytycznie wierzę w Twoją siłę perswazji, Makówko.
Dobry wieczór:)
Ja niestety nie wierzę. Nikt mnie nie słucha! Nawet mój organizm.
A bo te Morskie Człowieki jakąś taką antyplenerkowością się wykazują ostatnio. Smarkactwo też pisze, że dziś nawet czubka nosa nie wyściubiło 😉
No to umykamy:)
W plenerkowym świecie mroźnie bardzo. Niebo granatowe, ale gwiazd ni widu, ni słychu. Może wszystkie pospadały, by rozjaśniać śródleśne ciemności:)
Wiatr zawładnął otwartymi przestrzeniami do tego stopnia, że jedna z nas musiała się szczelnie zakwefić. Lód natomiast wziął we władanie całą przyziemność i ta druga na chwilę okulała na lewą przednią łapkę mimo osłony w postaci gustownego obuwia. Na szczęście ta pierwsza wzięła (dosłownie) sprawy w swoje ręce i okulenie przeszło jak… chmmmm… ręką rozgrzał(?)…
A zakuchniookiennie nastąpiło cudowne rozmnożenie i latarni wyrosły trzy świetliste, soplowe zęby:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Coś podobnego, gwiazdy (pr)z(y)gasły od mrozu?
Bardzo mile i rozgrzewająco się czyta o braniu spraw.
Dobry wieczór!
Niewykluczone:) Choć ja myślałam, że zmieniły miejscówkę:)
Z braniem natomiast to sprawdzony jeszcze w przedszkolku sposób:)
No. Jak jest za zimno, też sobie idę gdzie indziej 😀
🙂
Mili Wyspiarze, pora na mnie, więc:
dobrej nocki:)
Spokojnej!
Dobranoc!
Witajcie!
Rano w pracy mój osobisty komputer stroił mi fochy! Pora umierać, czy co…
Pora wymienić komputer?
Ja w takich wypadkach groziłem komputerowi dekapitacją…

Zwykle pomagało, choć niektóre komputery nie znały łaciny i musiałem zrobić to, co marszałek Hołownia powinien zrobić z dwoma byłymi posłami*…
*(wyrzucić z budynku na śmietnik)
NAWET KOMPUTER powinien mieć podstawy wykształcenia klasycznego…
Przychylam się do opinii Makówki.
Dzień dobry, Tetryku:)
Dzień dobry, noc bardzo nie w porządku, nie wiem, ile spałem, ale chyba nie za dużo. Zobaczymy, jak się dzisiaj będzie pracowało.
I ile kawy wypiję.
Pani Gieniu, w związku z tym – poprosimy.
Gorąca kawa… to coś w sam raz na mrozy…

Byle do wiosny
Współczuję, Quacku.
I mam nadzieję, że kolejna noc będzie lepsza.
Dzień dobry:)
Zimowo witam!
O! to to.
Bardzo zimowo odwituję, Makówko:)
Dzień dobry
Pozdrowienia z zimnego Gdańska
Jest zimno, ale zawsze mogło być gorzej… np. w Suwałkach

W Krakowie teraz minus 8 stopni.
Dzień dobry, Krzysztofie:)
Czołem, Krzysztofie!
Wspomnij sannę przez Bałtyk do Szwecji, od razu ci się cieplej zrobi! 😉
Faktycznie…

Pisano, że w połowie drogi z Polski do Szwecji postawiono nawet karczmę na lodzie z napojami rozgrzewającymi…
Na samą myśl cieplej się robi!
Nieco zmarznięte dzień dobry, Wyspo:)
Dobrze, że tylko nieco! 🙂
…jak marzną nam ogonki…
Bo gdy styczniowy śnieg
Z wiatrem pospołu biegł,
Mrozem dokoła siekł,
Wyczyniał dziwne pląsy,
Nie zgadłby zwierz ni człek,
Choć żyłby cały wiek,
Że gdy tak hulał śnieg,
To zmarzły nam też wąsy…
A potem, gdy ów śnieg
W kopcach diamentów zległ,
Rozświetlił każdy ciek
I uśpił dobre wróżki,
Wiary by nie dał człek,
Choć żyłby jeszcze wiek,
Że gdy tak zległ ów śnieg
To zmarzły nam też… różki…
😉
A gdy ten ostry mróz
znienacka nagle wzrósł
za sprawą wrednych gusł
niedobrej jakiejś wróżki
do domu wracaj już,
zrzuć z Psiuły biały kurz,
stań przy czajniku tuż,
herbatka z miodem! Duszkiem!
🙂
Idę po wenę do wanny…
Dobry wieczór, Tetryku:)
Gdy się wspomożesz pełną weny wanną,
sypniesz rymami, jak Bóg Żydów manną…
Świetny wieczór! 🙂
A gdy ten ostry mróz,
(Wśród mrozów Pierwszy Tuz),
Zaprzęgnie Wielki Wóz
I pogna w dal piorunem,
Para zmarzniętych dusz
Cóz zrobić ma? Ach! cóż?
Czy wziąć gorący tusz,
Czy łyk herbatki. Z rumem.
A po herbatce luz,
Przychylność wszystkich muz!
Bez napuszonych póz
Wyjść można zatem z wanny.
I zza okiennych róż,
Z dala od śnieżnych burz,
Wśród miłych cisz i głusz
lirycznej uszczknąć manny…
😉
Duch dąży, dokąd chce!
Kiedy więc dusze dwie
spotkają z nagła się
zmarznięte i stroskane
wnet pierwszej iskry trzask
rozpali ognia blask
rozmrozi zimny czas
i dusze już rozgrzane!
I uleciała gdzieś
O śniegu lekka pieśń.
Porwała błahą treść
Zimowa zawierucha.
W kilku tanecznych pas
Myśl, szybka niczym skra,
Pomknęła nagle aż
W świat Heglowskiego Ducha…
🙂
To my na spacer umykamy:)
Wracam do domu.Zimno.
My już na miejscu:)
Dobry wieczór, Makówko:)
No i stuknęła minuśna dwudziestka:)
Bezwietrzna, więc się tego mrozu specjalnie nie czuło, za to widziało – doskonale. I słyszało. Zeszklone tafle na połaciach śnieżnych trzaskały złowieszczo, nawet drogą szło się jak po chrzęszczących szklanych odłamkach. W lesie przytulniej niż na otwartej przestrzeni, ale najprzytulniej w domciu:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Żebyś tylko Królowej Śniegu nie spotkała… Te odłamki…
Obawiam się, że przy moim temperamencie prędzej stopniałoby jej serce niż moje zamarzło… 😉
Dobranoc!
Dobranoc, Makówko:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Dzień dobry. Wczoraj wszystkie kwestie do rozwiązania zostały rozwiązane, z pewnym wysiłkiem zgromadzonego gremium.
Wstałem przed świtem do toalety i spotkałem na korytarzu kotkę. Miauknęła parę razy i wpakowała mi się do pokoju, a kiedy wróciłem do łóżka, wskoczyła na mnie i dała się przez parę minut głaskać (dobrze, że to czynność niewymagająca zbytniej przytomności), mrucząc przy tym, jak to koty. Nowością jest to, że to był pierwszy raz, kiedy nie rzuciła się na moje ręce jako obiekt do drapania i gryzienia. Nie robię sobie jednak złudzeń, że coś się zmieniło na stałe, po prostu skorzystała z pierwszego dostępnego ludzia.
A teraz czas już zaczynać dzień.
Pani Gieniu, poprosimy!
Czyli w sumie dzień bardzo udany! Przedświt zresztą też, dzięki uprzejmośi Qitty 😉
Hello Qitty?
I takie wiadomości poranne to ja lubię:)
Dzień dobry, Quacku:)
Witajcie!
Zmrożona mgła opada powolutku, a ludzie wokół orientują się poniewczasie, o czym zapomnieli zmieniając kurtki…
Czyżby o przeciwmgielnych szperaczach? 😉
Dzień dobry, Tetryku:)
Raczej to, co zostało w kieszeniach: dokumenty, karty, klucze…
Słonecznie witaj! 🙂
Kiedyś zginęła mi karta…
Przekopałam siedzibę od piwnic po strychy, nie znalazłam, więc zablokowałam konto. Karta znalazła się kwadrans później pod (ja zawsze sprzątam, gdy jestem wkurzona) łazienkowym dywanikiem. Musiała niepostrzeżenie wypaść, gdy opróżniałam kieszenie bluzy przed praniem. Od tego czasu zawsze po powrocie do domu wkładam karty do portfela:)
Mroźne dzień dobry!
O! czyżby część ujemnych gradusów postanowiła sobie pokrakać?
Dzień dobry, Makówko:)
Narcisz się?
Można powiedzieć, że w porównaniu z ostatnimi dniami i nocami, nagle nastały szaleńcze upały – takie na piąteczkę z minusem i sypiący śnieg:)
Tropikalne dzień dobry, Wyspo:)
A to ci perwersyjne pojęcie tropiku!
Dzień mi się snuje pracusiowo:)
Najpierw poza domem, a teraz w pieleszach.
W przerwach trochę dłubię nowopomyślnie:)
Boszsz, jakąż oporną karkówkę nabyłam. Z mamuta chyba… Piekę ją już ponad dwie godziny, a ona wciąż twarda… A wcześniej dobę się bejcowała…
Finito 🙂
Ha! Moje parówki były miękkie znacznie wcześniej! 🙂
Szczęściarz 🙂
Liczyłam, że i mój upór przyniesie (raczej później niż wcześniej) efekty.
Rzeczywiście – po bez mała pięciu godzinach i świniozaur wymiękł;)
Dobry wieczór, Tetryku:)
No to po pracy, dość dzisiaj wyczerpującej. Obecne zlecenie ma wiele wspólnego z Biblią i są dwie sytuacje, w których zaczynam dość nieprzystojnie toczyć pianę:
1. Kiedy autor podaje dobrą księgę, ale myli rozdział albo wers (np. rozdział 2 zamiast 4 albo wers 10 zamiast 22).
2. Kiedy autor nic nie myli, ale polska wersja Biblii została przełożona nieco (albo zupełnie) inaczej niż angielska, i cytat mi nie pasuje do treści. Na szczęście mam konsultanta, więc będziemy takie kwestie rozwiązywać razem.
A teraz już na przerwę.
Nadeszła pora spacerkowa:)
Wróciłem do dom. Kolacja i za chwilę zoomknucie…
Naspaceekowo trochę przywiewało, trochę posypywało, ale wszystko z umiarem. Rude szczęśliwe, bo bez butów i wdzianka, ganiało, węszyło, tropiło:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry!
Zajęcia się skończyły, tylko jakiś śpiący nie wiedzieć czemu jestem…
Powody widzę co najmniej dwa… 😉
Dobry wieczór, dzisiaj poszalałem z kręceniem, zmęczyłem się (ale tak pozytywnie w sumie) i bardzo mi z tym dobrze, na ile się da zmęczonemu.
I już pobędę.
Ale żeby była równowaga, przez 20 minut szukałem czegoś, co powinno tu być, a nie ma, więc się lekko zirytowałem.
Tu na Wyspie?
A niee, tu u mnie w domu. Zresztą znalazłem w końcu zamiennik 🙂 a jutro kupię rzecz właściwą.
Super, Quacku:)
Że pobędziesz.
I że się pozytywnie zmęczyłeś. Mam podobnie, gdy efekt solidnego zmęczenia mnie zadowala:)
Poza tym, że to zdrowe, to jeszcze motywujące.
Zysk wielopiętrowy 🙂
Zaobserwowałem jeszcze jedną rzecz: kiedy czytam, nie kręcę tak energicznie, jak wtedy, kiedy oglądam podczas kręcenia seriale w streamingu (obecnie sobie odświeżam serial SF „The Expanse”). Zapewne dlatego, że kiepsko się czyta przy energicznym kręceniu, książka się trzęsie.
Niewykluczone:)
A jeśli akcja wciągająca, to zawsze istnieje niebezpieczeństwo całkowitego zamarcia:)
Ja najefektywniej ćwiczę przy muzyce instrumentalnej, więc tego podkładu się trzymam:)
A ja przy ostrym rocku – o ile czytam, bo oczywiście oglądania nie da się z tym połączyć. A przy okazji wiem, po których piosenkach mogę się napić wody (bo sobie to dozuję).
A przy muzyce klasyczne (Bach, Haendel, Dowland) dobrze mi się pracuje, jeśli jeszcze nie wspominałem 🙂
Pracować lubię w zupełnej ciszy:)
Rękoczynię przy wszelkiej maści słuchowiskach, a ćwiczyć jestem w stanie przy każdej muzyce, byle nie miała tekstu:)
W sumie fascynujące. A jakbyś zaczęła ćwiczyć przy muzyce z tekstem, to co?
Efektywność mi spada:)
Jakoś tak niebezpiecznie mi się zamykają oczęta, więc pożegnam się już:
dobrej nocki, Wyspo:)
Spokojnej. Też umykam.
Rewelacyjne warunki, ale za zimno o parę stopni.
Zjazd -wspaniały, ale potem siadanie na pokrytym lodem krzesełku przy minus 17 stopniach…
Mówię dobranoc, bo dalej nie odtajałam, więc muszę szybko się grzać.
Witajcie!
Zjazd musiał być wspaniały, skoro Makówka dojechała aż do łóżeczka! 😉
Ech, zjazd-marzenie, jakby tak kończył się przy łóżeczku, sam bym jeździł.
Dzień dobry.
Dzień dobry wszem wobec.
Pani Gieniu, kawę poprosimy koniecznie. Z przyległościami, nie obrażę się.
Witam w drodze do neurologa.
I jak – na ile możesz napisać?
Słońce, smog,zimno
Pobielałe dachy odcinają się od lila-błękitów popołudniowego nieba…
Wilgoci się przedwieczór… Auta wolno suną ulicznym taśmociągiem…
Ludzie tłumią się na schodach świątyni… Wilgotne powietrze roztęcza świetlną choinkę zawieszoną nad drzwiami kościoła…
Dzień dobry, Wyspo:)
Dzień dobry!
Przyjmując za klasykiem, że religia to narkotyk, nie dziwmy się, iż ludzie przed świątynią (i w niej) się tłumią… 😉
Użyłam z pełną premedytacją:)
Ale bardziej zdumiewająca jest ta tęczowa choinka, zważywszy miejsce, w którym wisi.
Dobry wieczór, Tetryku:)
Też o tym pomyślałem!
Makówka domowa
Czyli w doniczce 😉
Czyli jestem kwiatkiem doniczkowym?
Dzisiaj tak, ale przecież zawsze możesz (się) przesadzić!
I zakwitnąć? Czy lepiej sypać makiem z Makówki?
Najpierw zakwitnąć, a potem posypać makiem, naturalną koleją rzeczy.
Dzień dobry, po pracy, udany dzień, chociaż finisz (znów) z wywieszonym językiem, ale z sukcesem.
I na przerwę.
Ja za chwilę zaczynam spotkanie Klubie Książkowym i ze dwie godziny raczej mnie nie będzie (choć będę blisko).
Jestem z powrotem.
Rzecz dziwna, dzisiaj się specjalnie nie starałem, a wynik zbliżony do wczorajszego. Albo się przechwalam, albo się przyzwyczajam, albo dzisiejszy odcinek taki zajmujący 😉
A co u Was?
A kolacja za chwilę:)
Dobry wieczór, Quacku:)
Ja już sobie daruję różne łakocie… 🙂
– Ja ze wszystkich (obowiązkowo z gładkim „ł”) łakoci najbardziej lubię kiełbasę – mawiała nasza podstawówkowa matematyczka, równo z dzwonkiem na przerwę wyciągając z szuflady biurka wielką bułę, i oddalała się w chmurce czosnkowych woni:)
Jeszcze chwila i pójdę spać, bo coś padam na nos.
Dziś komunikacja w Krakowie była bezpłatna, bo był tak duży smog.
To może ja przez ten smog tak padam?
Kurczę, to prawda, Poznań, Kraków i Wrocław były dzisiaj w pierwszej dziesiątce najbardziej zasmożonych miast na świecie!
Ale nie masz trudności z oddychaniem?
Raczej czuję się przymulona, padnięta i kompletnie pozbawiona energii.
Chyba więc się pożegnam nie czekając na lampkę.
DOBRANOC!
Spokojnej, odmulaj i zbieraj siły przez noc!
Nie wiedziałam, że smog tak działa…
Chyba w ogóle nigdy nie widziałam smogu. Albo nie wiem, że to był ów, we własnej osobie.
Dobrej nocki, Makówko:)
Kurczę, szczęściara. Ja parę razy widziałem, a nawet czułem, z czego raz nawet tu, w Gdyni. Zwykle wieje, od morza albo w morze, a tamtego dnia nie wiało – i okazało się, że smog mamy równie dobry jak w innych miastach.
🙂
Bardzo spóźnione i jeszcze bardziej skruszone dobry wieczór, Wyspo:)
A spacerek skrócony do minimum, więc i zauważeń niewiele:)
Dobry wieczór, dzisiaj w ogóle niektórzy mają zwariowany dzień – zwłaszcza w Krakowie, Wrocławiu i Poznaniu, jak zauważyłem wyżej. Jak nie mróz, to smog – wolałbym mróz, ale u nas dla odmiany odwilż w ciągu dnia, plus 2-3 stopnie, i na chodnikach robią się przetarte, czarne szlaki.
No chyba że jutro dosypie śniegu, co zapowiadają.
U nas waha się między 0 a -1, więc da się wytrzymać. Trochę śnieży od czasu do czasu. I nie topi się. póki co…
Dziś było względnie spokojnie, za to jutro biegany dzień:)
Idę na tę kolację, bo obiadu też nie jadłam i jakoś mi nijako:)
I pożegnam się od razu, bo może się zdarzyć, że kolejną wolną chwilę znajdę dopiero nad ranem:)
Miłej nocki, Wyspo:)
Spokojnej!
Smacznego! 🙂
Dzień dobry, nic szczególnego się nie działo.
Poza tym, że jakoś trudno mi się dobudzić dzisiaj. Tym bardziej kawa potrzebna.
Pani Gieniu, pani już wie, o co chodzi, prawda?
Witajcie!
Z tym dobudzaniem się, to jest coś na rzeczy. We mnie też dźwięk budzika wywołał poczucie nagłej a niezasłużonej krzywdy!
Witajcie!
Ja o 10 nie byłam w stanie wywlec się z łóżka. Starość? Smog?
Dopóki nie byłam zalogowana niewidoczne były dwa dzisiejsze komentarze mimo odświeżania. Często piszę niezalogowana, nie mogę wtedy tylko edytować. A teraz -nie da się! Parę razy próbowałam. Wczoraj też tak było.
Wczoraj nadużyłaś nocy, to dziś musiałaś odespać…
Ależ (jak na mnie) poszłam wcześnie spać.
Ach gdybym tak na ten przykład balowała…eh!
O balowaniu raczej już muszę zapomnieć.
Mogę tylko wspominać, póki JESZCZE coś pamiętam.
Też nie widziałam dzisiejszych komentarzy przy pierwszym wejściu, choć byłam zalogowana. Dopiero po odświeżeniu się objawiły.
Ja natomiast, z dzielnością, o którą siebie nie podejrzewałam, wstałam w środku nocy, nigdzie się nie spóźniłam, a nawet zdążyłam pośniadać, poherbacić i pocukierczyć:)
Dzień dobry, Makówko:)
No to ja dotarłem do domu i zaraz wchodzę na spotkanie… 🙂
Chyba parę minut po Tobie zawitałam, widocznie mam dalej 😉
Dzień dobry, Tetryku:)
Dzień dobry!
Dziś się ładnie zgraliśmy we trójkę! 🙂
Jak do raportu 🙂
Jak za Panią Madką…
Tu akurat chyba jak za Panem Tadką;)
Dzień dobry po południu/ wieczorem, skończyłem właśnie, a do końca przyszłego tygodnia – jeżeli wszystko pójdzie jak trzeba – skończę właściwą część tekstu. Potem jeszcze przypisy (zapewne z jedną lub dwiema wizytami w bibliotece), indeks (oczywiście bez numerów stron jeszcze), to będzie etap I, potem sczytać całość i II etap. Czyli pewnie w lutym, po powrocie z Egiptu. Chociaż jakby tak się udało jeszcze przed wyjazdem… (Nie, mało prawdopodobne, ale może przynajmniej zacznę czytać i redagować przed wyjazdem?)
A teraz już na przerwę.
Gratuluję bardzo:)
Najpierw przeczytałam zszywać zamiast sczytać i od razu zaszalała mi wyobraźnia, i wypłynął obrazek wielce skupionego człowieka na stercie kartek, z igłą w ręce i przygryzionym językiem 🙂
Dzień dobry, Quacku:)
Z pamiętnika młodego introligatora… 😉
Będąc młodym introligatorem na wysuniętej rubieży…
Gdy przyszło zamówienie na zszycie wiekopomnego dzieła, nieopatrznie wysunąłem też język…
Dobry wieczór, Quacku:)
🙂
Zlekkamrozikoweibardzowietrzne dzień dobry, Wyspo:)
To my jeszcze na spacerek:)
Po powrocie będę klepać ciacha maślane:)
A jutro pewnie bułeczki, bo muszę zużyć tę resztę maku, co mi ze świąt została… 🙂
Fantastyczne plany!
Nie, ja tak na poważnie 😉
Dobry wieczór, Tetryku:)
Nocka stopniowa się zapowiada. Średnio co godzinę schodek niżej. Teraz już-5:)
A na spacerku duuuużo gwiazdek (nad nami, i pod nami też) otulonych obłoczkami waty (również śnieżnej), co nie dziwi, bo z wiatru dziś wyjątkowo zimny drań:)
A w piekarniku bardzo efektownie hula sobie hamsim;)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Światowy masz ten piekarnik! 🙂
Za to ciacha całkiem tutejsze;)
Gwiazdki z nieba!
Przez chwilę nie byłem pewien, czy w tym piekarniku to wiatr, czy egzotyczna potrawa 😉
Dobry wieczór!
Fajny pomysł:)
Smarkactwo mówi na te ciacha całuski, ale ciasteczka hamsim też brzmią smakowicie 🙂
Jakby jeszcze faktycznie miały coś wspólnego z bliskowschodnimi przysmakami… 🙂
Przepis jest tak prosty, że bez problemu można dodać do ciasta kumin, kardamon czy kurkumę:) Albo, po upieczeniu, wypełnić wgłębienie (one kształtem przypominały Smarkactwu złożone do pocałunku wargi, stąd nazwa) utartą i doprawioną na wschodnią modłę chałwą pistacjową:)
Och, zakładam śliniaczek!
🙂
Dobranoc!
Dobranoc, Makówko:)
Spokojnej!
Jako rzekło się wyżej, pobudka była w środku nocy, więc:
miłych snów, Wyspo:)
Spokojnej, też umykam.
Dzień dobry.
Coś się źle ułożyłem i mam teraz ograniczony zakres ruchu w prawym łokciu
poza tym wszystko okej.
Już się budzę, już, ale kawa nie zaszkodzi.
Pani Gieniu, poprosimy.
Może jakiś plaster na bolący łokieć by pomógł?
Współczuję, Quacku, i to dosłownie, bo po wczorajszej nocy obudziłam się z takim bólem między łopatkami, że myślałam, że się nie podniosę… Rozćwiczyłam to i jakoś poszło, a dziś, na szczęście, wstałam normalnie:)
Mam nadzieję, że i u Ciebie to przejściowe.
Dzień dobry:)
Na razie żel pomaga na krótko (jak zwykle, niestety), więc biorę takie dość silne przeciwbólowe. I łokieć w bandażu elastycznym. Coś tam pomaga, chyba jest trochę lepiej.
To trzymam kciuki, Quacku:)
Witajcie!
Co nam przyniesie piątek, piąteczek?
Na razie śnieżność, psze Pana:)
Dzień dobry, Tetryku:)
Witam!
Musiałam się najpierw zalogować, aby móc to zrobić.
U mnie wciąż wyskakuje Error…
Dzień dobry, Makówko:)
Mnie się to czasem zdarza, ale rzadko; z pracy zawsze komentuję niezalogowany. Spróbujcie wyczyścić bufory przeglądarki (Ctrl+F5 powinno wystarczyć)…
Przyślijcie mi ewentualnie zrzut ekranu z tym błędem, pls.
Teraz, przed chwilą też było tak, że póki nie byłam zalogowana nie widziałam ostatnich komentarzy.
To już na pewno kwestia odświeżenia bufora przeglądarki — to jest normalne zachowanie, gdy masz słabą łączność, wyświetla ci się strona z bufora. Zalogowanie wymusiło unieważnienie bufora, ale nie było konieczne do ujrzenia aktualnych komentarzy.
Czyli – teoretycznie – gdybym się teraz wylogował, to powinienem już widzieć te najnowsze komentarze?
Okej, zgadza się 🙂 (pisane po wylogowaniu, z ręcznym wypełnianiem pól pod komentarzem)
Nocnie dotrwałam do jedenastu szczebelków w dół, a pierwszym, co zobaczyłam po otworzeniu oczu, była pięciocentymetrowa warstwa śniegu na parapecie:)
Nadal śnieży (ca taka jakby) czyli:
zawieruśne dzień dobry, Wyspo:)
Leno, po lekturze Twojego pamiętnika z zimowej podróży uznałem, że więcej horrorów na Netfliksie już w tym miesiącu nie będę oglądał. Limit wyczerpany.:)
A swoja drogą, podziwiam i kłaniam się z szacunkiem. Trza być dzielnym/dzielną!
Nie wiem, ile w tym autentycznej dzielności było, a ile tego madkowego stanu umysłu, ale – dziękuję:)
Mam nadzieję, że moja opowieść stałej repulsji do horrorów Cię nie nabawi;)
Dzień dobry, Laudate:)
Wszystkie gatunki muzyczne akceptuję – horrory też! 🙂
A ja muzycznie – tylko te zamierzone:)
Jest całkiem nieźle, wszystko idzie wg. planu.
A teraz już przerwa.
No i jest pozytywny komunikat pod madkohorrorem 😉
No to umykamy w śniejbę:)
Uroczych śnieżynek! 🙂
Dzięki:)
Było fajnie.
Jak za smarkackich czasów – mokre po pompony w czapkach ale co z tego:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Dobry, bo wróciłyście w zdrowiu! 🙂
🙂
Dobry wieczór, jestem i pobędę.
Idę po dobranockę.
Dobry wieczór, Quacku:)
Hula kurniawa w lesie.
Wiatr zwały śniegu niesie.
Drużyna na spacerze
Od zimy cięgi bierze!
Syp! syp! Łup! łup!
Syp! syp! Łup! łup!
Od zimy cięgi bierze!
Pańcio wciąż się zapada
I coś do Rudej gada.
A Ruda w zaspach znika
I ciągnie do gracika.
Ciąg! ciąg! Drept! drept!
Ciąg! ciąg! Drept! drept!
I ciągnie do gracika.
Wracają i… O rany!
Choć gracik zasypany,
Wreszcie rusza i warczy,
Że zimy mu wystarczy!
Wrr! wrr! Dość! dość!
Wrr! wrr! Dość! dość!
Że zimy mu wystarczy!
😉
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Wierszorynka bliska w temacie wpisowi głównemu, acz okoliczności jednak milsze 🙂
🙂
Jakbym wpisem zaprogramowała pogodę;)
Dobry wieczór. Przebóg, powiało poezją – i harcerstwem!
A ogniska jakiegoś tam nie było w tle? 😉
Poezją harcerską – tak, tak!
Pytasz, czy wcinałyśmy smażone dętki, wcin, wcin, mniam, mniam?
Nie zrobiłybyśmy tego gracikowi… Zaczęłybyśmy od ugotowania zupy z papierowych ręczników w śniegowej wodzie… 😉
Uff, to dobrze, żeście się jednak stamtąd zwinęły.
Zrobiło się jakoś mało smacznie przy tej zupie.
A propos „dobrze” i „smacznie”, zostało jeszcze trochę tych hamsimów od ostatniego pieczenia?
Tak:)
Wyszło mi osiemdziesiąt sztuk – sześćdziesiąt rozdałam, z piętnaście jeszcze zostało:)
I (czasowo, bo też większa część już rozdana) przybyły bułeczki makowe:)
Też bym wracał biegiem z tego lasu. Piątym biegiem.
🙂
Rude, gdy coś piekę/smażę/gotuję, zalega na wersalce naprzeciw kuchni, układa głowę na łapkach i wodzi za mną wzrokiem:)
A kiedy jest Smarkactwo – też zasiada, i tak wodzą pospołu… 🙂
Lepiej niż mecz ping-ponga w TV! 😀
Toteż maksymalnie wykorzystuję te swoje pięć minut bycia gwiazdą, a gdy miną, zapędzam zdatnych do pomocy 😉
Ależ się super jeździło na nartach! Znowu nocne jeżdżenie, bo albo trzeba być bardzo rano, albo po 17 (15-17 ratrakowanie)
Dobranoc!
Dobrej nocki, Makówko Unartowana:)
Spokojnej (z lekką zazdrością, chociaż nie zawiścią) 😉
Umykam już! Dobranoc!
Dobrych snów, Quacku:)
Stęskniona sennych wygód również mówię:
miłego śnienia, Wyspo:)
Jednak jeszcze jestem!
Dzień dobry!
Dzień dobry, Makówko:)
Niezalogowana napisałam to co wyżej, ale tego nie widziałam.
Póki byłam niezalogowana ostatni komentarz, jaki widziałam był z 10 stycznia.
Teraz już zalogowana piszę:
Zimowo, sobotnio witam!
Po chwili mnie wylogowało i wtedy znów nie widziałam ostatnich komentarzy, również tych moich.
Tak, przed zalogowaniem również widziałem jako ostatni komentarz sprzed paru dni, bodaj z 10.01.
Tak. Cofa wtedy do 10 stycznia. Na próbę napisałam mimo to dzień dobry.
Jednak nie był on widoczny, również na liście z boku.
Po zalogowaniu okazało się, że jest. Czyli osoba niezalogowana może napisać, ale tego nie widzi.
Bufory — patrz wyżej!
Taaaa….pokiwała makówką Makówka, udając, że wie, o co chodzi i jak to zrobić.
Pamiętasz, jak emotka z jęzorem denerwowała Wiedźmę i podmieniłem ją na Pippi z jęzorkiem (emotkę, nie Wiedźmę)? Tobie się jeszcze długo wyświetlała paskudka, póki czi w Dusznikach nie wyczyściłem bufora.
Dzień dobry, pospane długo, ale nie nieprzyzwoicie
Czas na kawę… przedpołudniową. Poprosimy.
U mnie pospane na raty, średnio długo, ale – nie narzekam:)
Dzień dobry, Quacku:)
Dzień dobry, czekaj, na raty, znaczy do teraz?
Witajcie!
Na sobotę zazwyczaj nie nastawiam budzika, z przyzwyczajenia budzę się w porze wyjazdu na zakupy. Dziś się obudziłem nieco za wcześnie, więc postanowiłem si jeszcze chwilkę zdrzemnąć…
I wreszcie Twój organizm dostał to co mu się należy!
Och, ależ to miłe!
I bardzo dobrze 🙂
Zaprowiantować można się dziś w każdej chwili.
Dzień dobry, Tetryku:)
Jak wyczyścić bufory w Chrome na telefonie?
– Otwieramy przeglądarkę na stronie Wyspy — wyświetla się ostatnio widziana zawartość
– w prawym górnym rogu na skraju paska adresu widać trzy kropki jedna nad drugą, symbol menu — dotykamy
– pojawia się okienko menu, w prawym górnym rogu widnieje krzyżyk (strona się ładuje) lub zwinięta w kółko strzałka (strona załadowana)
– dotykamy kółeczka — menu znika, strona się przeładowuje, co pokazuje cieniutki pasek postępu tuż pod paskiem adresu
– po załadowaniu przeglądamy aktualny stan strony.
Dzięki (przeglądam akurat w Operze pod Win10 – od niedawna – ale zawsze dobrze mieć instrukcję).
Acha…
Iksde.
Ale odświeżanie nie pomaga póki jestem niezalogowana. W laptopie.
Chodziło mi o to jak to zrobić w laptopie, nie na telefonie.
Małankowe dzień dobry, Wyspo:)
Nie, żebym sama obchodziła, ale w Miasteczku jednak od czasu do czasu coś huka (nie aż z taką częstotliwością, jak się spodziewałam, ale – mimo wszystko), więc koło północy pewnie jakiś głośniejszy akcent będzie…
Psiuł średnio zaniepokojony, tupta po domu, jakby szukał schowanek na zaś, ale i tak skończy się to najprawdopodobniej dyszeniem na moich plecach… 🙂
A pani Aura w chłodnym humorze, na siódemkę z minusem, rozdziela lodowate uśmiechy chodnikom, jezdniom i zaśnieżonym skwerkom:)
To co – urządzamy zabawę w ramach dobrosąsiedzkich stosunków?
Nie ma sprawy, Tetryku:)
Ja mogę się zająć wyszynkiem.
Ktoś ogarnie stosowną muzę?
🙂
Właśnie pojęcie stosowności jest tu kłopotliwe…
Masz na myśli problematyczną (nie)stosowność muzyki czy chwili?
Nie — nie znam tradycji małanek…
W zasadzie – co region, to nieco inne obyczaje:)
Natomiast muzyka to – okolicznościowe szczedriwki oraz pieśni o Małance i Wasylu:)
To już obawiam się, że na twojej głowie musiałoby być. Z rozlewaniem trunków więcej sobie osób poradzi…
Wirtualne dania przygotowuje się raczej szybko i bez wysiłku, a tylko muzyką wymieniamy się realnie. Ja o Małance pierwszy raz słyszę (o Wasylu słyszałem, ale pewno o innym 😉 )
P.S. O borince też nic nie wiem!
Małanka-Melania jak nasz Sylwester (kiedyś o niej napomykałam na Wyspie).
Wasyl-Bazyli jak nasz Mieczysław.
Borinka – tradycyjna bitwa (naparzanka) między małankowymi postaciami:)
Ale w niektórych regionach z niej zrezygnowano na rzecz wyboru najlepszej maski, kostiumu, wykonanego przedstawienia, wykonanej szczedriwki:)
Aaa, no to wszystkiego najlepszego (już z przyszłego roku)
Podziękuję, gdy też się już unoworocznię, Quacku:)
Tak więc – bardzo dziękuję, Quacku:)
I – nawzajem:)
Wychyliłbym bąbelki, ale nie mam, pozostaje wirtualnie!
Też wirtualnie:)
Różowe…
I znowu narty…
My zaraz na spacerek, ale – dziś tylko okołodomowy, bo mży i marznie na bieżąco, jest tak ślisko, że ruch niemal całkowicie zamarł, to co się będę wygłupiać… 🙂
No to wyślizgujemy się:)
A łyżwy wzięła, a? 😉
Wzięła. Wyżły;)
A raczej jednego, małego, bo małego, karłowatego, bo karłowatego, ale – myśliwskiego niewątpliwie.
Dobry wieczór, Tetryku:)
Miasteczko jak wymarłe:)
W drodze na spacer minęły nas dwa samochody i jedna, podtrzymująca się wzajemnie parka:) W trakcie wędrówki mżawka zmieniła się w śnieg, co jakoś nie zachęciło nikogo do wznowienia eskapad:) Wracałyśmy, ostrożniutko, w zupełnej ciszy, co miało swój niezaprzeczalny urok. Okołodomowe nieużytki, nieskalane ludzką ni zwierzą stopą, pokrywające się delikatną warstewką padającego śniegu, chrupały, załamując się pod naszym ciężarem. Niebo, bezgwiezdne, wyblakło-błękitne, przeglądało się w, jakby ulanych z księżycowo-kamiennej masy, wąziutkich dróżkach:)
Odległe szyldy i wystawy, mieniące się kolorowymi światełkami, wprowadzały zaś iście karnawałowy nastrój:)
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry! Mnie trochę na przerwie przytrzymało (Amazon Prime wywalił nam dostęp do jednego serialu w połowie sezonu
)
Zaraz dobranocka i jeszcze na chwilę będę musiał umknąć.
A ja dziś byłam szybciej:)
Wieczór dobry, bo cichy. Póki co:)
Ech. Może jakbyś się przeniosła na ten dzień do Smarkactwa (bo tu już spokój)… Ale w sumie na jeden dzień to za dużo zachodu, żeby tak ze wschodu.
Trochę…
Tym bardziej że w grę raczej wchodziłby jednak dalszy niż bliższy zachód, czyli – samolotem:)
Jakoś przetrwamy.
Na razie łupnęło tylko dwa razy…
Jestem!
Wynartowana.
Jak było? Jaka temperatura i śnieg? Słońce było? Ponoć w kierunku Zakopanego i vice versa korki straszne, mam nadzieję, że Cię nie dotknęły?
Jeździłam w nocy 17-21. Lekki mrozik, warunki dobre, ale gorsze jak wczoraj. O 16 już korka nie było.
Padam na nos, a muszę wypakować sprzęt do wysuszenia i spakować plecak na jutrzejszą wycieczkę. I jeszcze umyć gary i powiesić pranie.
Dobranoc!
Spokojnej (nocy), a jutro – udanej (wycieczki)!
Dobranoc, Makówko:)
Łupie…
A niechby ich tak w krzyżu łupało!
🙂
Nie jest tak najgorzej…
NO TO NIECH ICH ŁUPIE MOCNIEJ!
Ooo! ten łup był z przytupem. Ale chyba ostatni, bo od dwóch minut – cisza…
Oby!
Po północy, alampki nie ma?
Zdążyłem na sekundy przed wypomnieniem!
Chyba Tetryk zapalał, jak pisałaś 😉
Nie ma ala-mpki, ale jest lam(akówki)pka;)
Dobre!
🙂
Malanka z Melanią mi się też kojarzyła, ale przecież św. Melanii wypada świętować razem z Sylwestrem, a nie z Bazylim…
Tak, to logiczne, Tetryku, ale Sylwester baluje sobie sam (prawie) dwa tygodnie wcześniej 😉
Najpierw są imieniny Melanii 13.01 tak jak imieniny Sylwestra 31.12.
Potem są imieniny Wasyla 14.01 tak jak imieniny Mieczysława 1.01.
Kochani, umykam, dobranoc!
Spokojnej nocki, Quacku:)
Śpij wygodnie! 😉
Nocą zaczęła rządzić cisza…
więc i ja zamilknę:)
Miłej nocki, Wyspo:)
Dobranoc, Leno! 🙂
Witam już z autobusu
Witaj, Makówko:)
Dokąd dziś bogi prowadzą?
Dzień dobry. Pospałbym dłużej, do oporu, ale przyszedł koszmar, w szczegóły nie będę wchodzić, nie żaden horror ani thriller, nie żeby jakieś rany czy śmierć, raczej b. nieprzyjemna sytuacja ogólnospołeczna, ale na tyle nieprzyjemna, że się obudziłem i to bez ochoty na ciąg dalszy. Czyli opór się pojawił
Zdaje się, że czas na kawę. Poprosimy.
A mnie o jakiejś barbarzyńskiej porze zbudziła seria telefonicznej pomyłki, chlip. Po trzeciej pobudce upartego osobnika wstałam…
Dzień dobry, Quacku:)
Nie wyciszyłaś telefonu po pierwszej, najdalej drugiej pomyłce?
Dzień dobry
Nie:)
Z pewnych względów muszę być pod telefonem zawsze.
Oj, współczuję
Edit: ale można było ten konkretny pomyłkowy numer zablokować! (Zakładam, że to możliwe)
Już przywykłam:)
Można było:)
I zrobiłabym to, ale czwarty raz typ nie zadzwonił 😉
Całą nockę sypało, skrzypiało, szemrało,
i teraz jest biało…
Całą nockę prószyło, perliło, pluszczyło,
i teraz jest miło…
Że tak sobie z częstochowska zaciągnę na zimowe
dzień dobry, Wyspo:)
Dzień dobry!
A tu z kolei:
Całą nockę padało, spływało, siąpiło
Kap kap, ciur ciur po stokroć
Całą nockę topniało, kapało, ciurkało
I teraz jest mokro…
🙂
Tu sypie nadal.
Każdemu według potrzeb. Albo zasług.
Nam, miernotom znaczy się, pośrednio: plus 1 stopień, ale pada śnieg…
A ja właśnie wróciłem ze spaceru, odwilżowego mocno.
My też byłyśmy na spacerku. Za miastem ale blisko, bo na tych szosach kategorii pd z odśnieżaniem tak sobie:)
Z piaskowaniem, zresztą, również…
Witajcie!
I to najlepsze, że jest miło!
Dzień dobry.
Albo mokro 😉
Jest 🙂
Dzień dobry, Tetryku:)
Wybywam do teatru, podglądać Anioły w Ameryce
Kushnera?
Udanego oglądu:)
A u nas sypie, sypie, sypie… 🙂
To chyba jakiś transport od nas, co stopnieje, skapie i spłynie, to wyparuje, uniesie się do chmurek, do Was przewieje, schłodzi i posypie 🙂
Obieg wody w przyrodzie czy coś takiego 🙂
Możliwe 🙂
Chociaż Smarkactwo mówiło, że i u Was zapowiadają śnieżycę.
No jak to, to po co topniało, żeby teraz dosypało?
Bez sensu. Marnowanie zasobów. Ktoś w niebie za to beknie! (W tle po cichutku grają „Tajemnice wiary mej” z kabaretu Dudek 😉 )
🙂
Tak, sekrety na wysokościach są nie…bieskie 😉
Zaraz na przerwę…
No to umykamy na spacerek:)
No i wróciliśmy. Czas na kolację 🙂
Też już jestem, cały wykręcony 🙂 pozytywnie dość.
Dobry wieczór i smacznego, Tetryku:)
Dzięki — spełniło się!
Noworoczne życzenia ponoć zawsze się spełniają 😉
🙂
Spacer hojnie poprószony z biało-obłoczkowego nieba, mrozik tyci, tyci. Tylko w okolicach Jeziora tęższy. W Lesie dróg i ścieżek brak. Smyrgając od wysepki do wysepki, czułyśmy się jak na śnieżystym oceanie. Brodziłyśmy wśród niewidocznych krzewnych raf, a miękki puch krążył wokół nas jak chmara zimowych motyli:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór. Joj, jak mickiewiczowsko i sonetycznie! I wołał ktoś, czy tradycyjnie nie?
🙂
Dzięki.
Na puszczy?
Ni krucy, ni wroni, jeno wiatrz na soplach Smętawicom grał… 😉
Brzmi, jakby za którymś drzewem chochoł się jeszcze czaił, bez rogu, ale za to sznurem obwiązany.
Nie. Chochoł czai się po drugiej stronie Jeziora.
Tak jak ten ze złotym rogiem, jak mu tam?
Sunny! Sunny z My Little Pony!
Aleśmy zawędrowali, proszę pani! 😀
Jak to za Chochołem 😉
Dopiero wracam z wycieczki.
Urodziny w dolinie Kobylańskiej,a potem ciąg dalszy w domu Solenizantki
Miłego świętowania!
Miłych wrażeń, Makówko:)
I – dobry wieczór:)
Kochani, to poranne zawirowanie właśnie chyba zbiera plon. Morzy mnie strasznie.
Dobranoc!
Dobranoc, Quacku:)
I ja już ledwo siedzę.
Spokojnej nocki, Wyspo:)
Powinnam padać na nos, ale jeszcze jakoś działa imprezowe rozkręcenie.
I zapewne alkohol wypity w dużych ilościach.
Ale jednak się pożegnam.
Dobranoc!
Witajcie!
Widzę, że wszyscy dziś pomelaniowi – czy przez to melan(cho)lijni?
Cho! cho! cho! Jeszcze jak lijni 😉
Dzień dobry, Tetryku:)
Dzień dobry, niekoniecznie 🙂 Natomiast wczoraj prawie wszystko stopniało, a dzisiaj jak wstałem, było po wierzchu przypudrowane. Już miałem prychnąć na ten puder – kiedy zaczęło sypać porządnie. Wielkimi płatami. No zobaczymy, na czym stanie, bo to wyraźnie nie jest ostatnie słowo.
Pani Gieniu, przedrze się pani przez te płaty? To poprosimy.
Na czy osiądzie chyba 😉
Czyli Smarkackie proroctwo się sprawdza? Super:)
Do mnie Gienia zawitała z maślanym rogalem z żółtym serem i kubełkiem ciepłego mleka, a potem dorzuciła filiżankę goździkowej herbaty i cukierka:)
A dzień zaczął mi się zabawnie – miło było wyjrzeć przez okno i popatrzeć na pana Sąsiada, który z rozpędu odśnieżał też przed moją furtką:)
Dzień dobry, Quacku:)
Dzień dobry! A ja akurat na przerwę, rzutem na taśmę (bo dzień się okazał momentami obfitujący w wyzwania) 🙂
Dzień dobry!
Tu chyba trochę przebija się słońce.
A Gienia się przebiła? 😉
Do mnie tak!
Przyniosła dużo herbaty i kanapkę
Tu słoneczka brak, a niebo jest tak białe, że zlewa się z ośnieżonymi dachami:)
Dzień dobry, Makówko:)
Dzień dobry Leno!
Tu też brak, to był tylko moment gdy wydawało, że się przebije.
Bardzozimowe dzień dobry, Wyspo:)
Leciutki mróz, posypujący od czasu do czasu śnieg, nienachalne szuranie szufli…
Słowem – uroczy styczniowy dzień:)
Może nie będzie to za bardzo na miejscu, lecz w swej naiwności zapytam nieśmiało, czy ktoś może przypadkiem przemyśliwa o nowym pięterku?
Nie chcę wyjść na marudną, ale ja tu już gospodarzę drugi tydzień:)
Nie znudziłam się Wam jeszcze?
Niestety wkrótce umykam na „jaszczurowe knucie”.
I w ogóle ostatnio mam brak czasu i weny, choć zaległych tematów sporo.
Kurka, mam parę ptaszków z wczoraj, ale to by było pięterko na przeczekanie… I musiałby zdążyć z nim dzisiaj wieczorem.
Coś nowego by się przydało:)
Tu zaraz będzie pięćset komentarzy…
Jeśli to kłopot, Quacku, to jeszcze Tetryk zostaje.
Ja, oczywiście, zawsze mogę coś zakątkowego wrzucić, to nie problem, ale fajnie byłoby pogościować się dla odmiany u kogoś innego:)
To inaczej, może Lajkonik konserwowy? Prościej, zdjęć nie trzeba obrabiać. I dawno nie było.
Jak dla mnie – obie propozycje jednakowo dobre:)
Rób tak, żeby Tobie było wygodnie.
Dobry wieczór, Quacku:)
A teraz na spacerek:)
Prószy. Wietrzy. Mrozi.
Śniegu coraz więcej. Zima nabiera rozpędu:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Zapraszam na pięterko. Albo do teatru…
Ah! Che sorpresa!
🙂
Bardzo dziękuję wszystkim za obecność i sympatyczne komentarze:)
A teraz (skoro Tetryk zaprasza) udaję się do teatru:)