« Obserwatorzy ptaków A może by... do teatru? »

Bo madka to stan umysłu…

Jeden z moich Profesorów zwykł był powtarzać, że nieszczęścia chodzą stadami.
Inny dodawał, że w każdym splocie tragicznych wydarzeń musi pojawić się nieco komizmu – choćby dla lepszego ukazania tych pierwszych.

Zima była piękna tamtego roku…
Chmurna, wietrzna, temperatury oscylowały w granicach pozytywnej strony zera…
Śniegu – po pachy.
I wciąż sypało, sypało, sypało…

Zima była piękna tamtego roku…
Za niecały miesiąc miało się urodzić Smarkactwo.
Ciążę przechodziłam paskudnie – kręgosłup pokiereszowany po wypadku, brzuch taki, że się bokiem ledwo między framugami przeciskałam, i zgaga – stwora niezniszczalna, dokarmiana czy niedokarmiana, pojona czy niepojona – wiecznie obecna.
Do tego Akrobacię, Skowronię, Ranne Ptaszę od trzeciej rano uprawiające we mnie jakieś skomplikowane ewolucje.

Wieczorem dnia poprzedniego Mąż dostał wiadomość o śmierci ukochanego Dziadka. Nie mógł nie pojechać na pogrzeb. Jasne było, że ja zostaję – nikt nie wymagał, bym w takim stanie dokądkolwiek wyruszała, tym bardziej, że ze względu na stan kręgosłupa zalecano mi rozsądek. W domu nic mi przecież nie mogło grozić, więc Mąż – w miarę spokojny , nazajutrz – pojechał.

Kiedy późnym popołudniem zadzwonił telefon i miły damski głos oznajmił mi, że mój Tata jest w szpitalu w bardzo ciężkim stanie, początkowo wzięłam to za idiotyczny żart. Rozmawiałam z Nim poprzedniego wieczora i wszystko było w porządku. W końcu jednak uwierzyłam.

Pani poinformowała mnie, iż stan jest na tyle poważny, że wpuszczą mnie do szpitala o każdej porze – mam się tylko powołać na nią.
Ostatnim pekaesem wyruszyłam więc w drogę. Bez bagażu, bo nie wolno mi było dźwigać. Jedynie kilka kosmetyków, bielizna na zmianę, leki.
A zima była taka piękna…
Sypało, sypało, sypało…

Jako posiadaczce w ówczesnym czasie koszmarnej powypadkowej fobii, zupełnie nie przeszkadzało mi okresowe zakleszczenie w ciasnej śródfotelowej przestrzeni… Całą drogę przesiedziałam w jednej pozycji i nie nudziłam się w trakcie tych trzech godzin ani przez sekundę, zajęta snuciem mantrycznego niemal, wewnętrznego monologu:
Liczyć migające drzewka, byle tylko nie myśleć… jest ślisko… drzewa mam liczyć… jak ten kierowca szybko jedzie… zaraz wpadniemy w poślizg… zaraz się zabijemy… tylko migają te drzewa… jest tak strasznie ślisko… wcale tych drzew nie widać… zaraz kierowca przestanie panować nad pojazdem… brzozy będę liczyć… wpadniemy w poślizg… zginiemy na miejscu… jedna… dwie… trzy… jest ślisko… szklanka… to taka wiśnia… nie… brzoza… zabijemy się… tu to chyba ze trzydzieści… to ile razem… jest ślisko… trzydzieści trzy… nie… chyba czterdzieści pięć… co on tak pędzi… dureń! zabijemy się… czterdzieści siedem… jest ślisko… zabije nas… jest tak ślisko… pięćdziesiąt dwa… nie sześć… siedem… osiem… brzozy… brzóz… topoli… dziewięć… ślisko… śliskojestśliskodrzewamamliczyćkurwajaktenkierowcaszybkojedziezaraz wpadniemywpoślizgzarazsięzabijemytylkomigajątedrzewajesttakstrasznie śliskowcaletychdrzewniewidaćzarazkierowcaprzestaniepanowaćnadpojazdem brzozybędęliczyćwpadniemywpoślizgzginiemynamiejscujednadwietrzyjest śliskozabijemysiętutochybazetrzydzieścitoilerazemjestśliskotrzydzieścitrzy niechybaczterdzieścipięćcoontakpędzidureńzabijemysięczterdzieścisiedem jestśliskozabijenasjestślisko!!!!!!!!!!

Do Miasteczka dotarłam po dwudziestej drugiej.
Empeków już nie było. A nawet gdyby były, miałabym poważny problem z wejściem do środka – ledwo udało mi się pokonać schodki do pekaesu. Nigdy wcześniej nie zauważyłam, że są tak strome i wysokie.
Uznałam, że pojadę taksówką. Stała na postoju – jedna, jedyna – stary polonez, czerwony.
Wgramoliłam się z niejakim trudem na tylne siedzenie i podałam docelowy adres.
Pan taksówkarz obejrzał się i mruknął coś mało przychylnego. Był starawy, miał okulary jak denka od słoików i bardzo pochylał się do przodu, próbując wypatrzeć cokolwiek przez zasypaną śniegiem szybę, a właściwie – przyprószoną dziurkę średnicy może piętnastu centymetrów.
W samochodzie było zimno i niemiłosiernie śmierdziało propanem butanem.
W myślach, nawet nieco rozbawiona – ostatecznie, jak mniemałam, najgorszą część podróży miałam już za sobą – nazwałam go Gazowym Dziadkiem. Potem przechrzciłam na pieprzonego dziadygę, ale… nie uprzedzajmy faktów.
Od razu zrobiło mi się niedobrze, postanowiłam jednak, że jakoś wytrzymam.
Pół godziny jazdy – nie wieczność… – myślałam sobie.

Nie wytrzymałam. Mniej więcej w połowie drogi spytałam nieśmiało, czy mogę otworzyć okno.
– NIE! – zabrzmiała kategoryczna odpowiedź.
– Ale jest mi niedobrze…
– Zimna mi napuści…- oświadczył.
Wkurzyłam się.
– Zimna? – zdziwiłam się złośliwie. – Na zewnątrz jest cieplej niż tutaj. I w dodatku tak śmierdzi gazem, że za chwilę będzie pan miał mrożonego pawia na szybie!
Wtedy typ dał po hamulcach.
Zakręciło nami, coś zgrzytnęło w pojeździe i stanęliśmy.
– Wysiadaj, ku…wo! – zażądał krótko.
Jeszcze nie wierzyłam.
– Nie…- zaprotestowałam słabo.
Wtedy sympatyczny dziadek wyciągnął zza siedzenia łyżkę do opon. Odwrócił się i powtórzył groźnie:
– Wysiadaj, ku..wo, albo ci przyp…olę!- i zamachnął się argumentem.
Może gdybym nie była w ciąży, próbowałabym się z nim szarpać. W swoim stanie – zrezygnowałam.
Wyturlałam się z taksówki. Nawet nie zamknęłam dobrze drzwi, a pan już ruszył.
Zostawił mnie – laskę w zaawansowanej ciąży – na totalnym zad…kaczawiu! Samą! W środku nocy!
Szpital był na drugim końcu miasta. Nawet nieco za miastem.
Po drodze – dwa spore osiedla. Między nimi – nieużytki. Jakieś pola, hałdy, pseudo-łąki.
I jezdnia. Kilka latarni.
A zima była piękna…
Sypało, sypało, sypało…

Chwilę stałam zdezorientowana. Wreszcie uznałam, że pora ruszać. Postanowiłam dojść do tego szpitala, bo do domu miałam dalej.
Szosą bałam się iść – było ślisko. Poza tym obawiałam się, że nie zdążę zejść z drogi, gdyby coś akurat zechciało przejechać. Wolałam upadek w śnieg niż na wyślizganą jezdnię.
Ruszyłam więc.
Szłam, klnąc i płacząc na przemian. Wyglądałam jak uchatka w okresie godowym. Brnęłam przez zaspy, prawie nie podnosząc nóg – niczym buldożer. Wokół – nawet żywego ducha, tylko śnieg, wygwizdów i ja.
Dobrze chociaż, że było jasno…

Po jakichś dwudziestu latach marszu dostrzegłam coś w oddali – watahę zdziczałych psów. Zaczęłam rozglądać się za czymś do obrony. Gdzie tam! Wszystko przykrył śnieg.
Byłam już u kresu wytrzymałości – przemknęło mi nawet przez myśl, że w razie czego – będę gryzła!
Pieski musiały chyba wyczuć moją desperację, bo ominęły mnie szerokim łukiem.
Odetchnęłam.
Ale myśl o czymś do obrony nie dawała mi spokoju.
Po kolejnym ćwierćwieczu napotkałam rachityczne drzewko. Nie, nie wyrwałam go z korzeniami – choć przyznaję, że i taką opcję brałam pod uwagę – udało mi się odłamać gałąź. Z trudem opanowałam pokusę, by po tej szarpaninie usiąść i chwileczkę odpocząć.
Nie powiem, że z kijeczkiem w garści czułam się dużo bezpieczniej, ale spociłam się jak mysz, zazipałam i zmęczyłam straszliwie, co trochę mnie znieczuliło na sytuację.
Automatycznie zaczęłam przebierać nogami…
A zima była piękna…
Sypało, sypało, sypało…

Nie wiem, ile razy padałam w śnieg. Dwa razy zgubiłam torbę i musiałam zawracać. Raz zgubiłam gałąź. Też zawróciłam.

Jakieś czterdzieści lat później dostrzegłam troje ludzi. Ucieszyłam się. Przedwcześnie.
Cóż… ludzie to nie zwierzęta – nie czują instynktownego strachu przed przyszłą matką.
Trzech wyrostków wracało z jakiejś libacji.
Świeże, czyste powietrze na pustkowiu dobrze niesie głosy, więc już z daleka usłyszałam lekko ochrypły dyszkancik pierwszego:
– Ale locha!
– Lubię tachie tłuste chrowy. Zaraz ją wy…ucham. – poinformował radośnie drugi.
Przez chwilę rozważałam możliwość zakopania się w zaspie. Odrzuciłam ją jako nierealną.
Zamiast tego postanowiłam się bronić. Ścisnęłam silniej w garści gałązkę, okręciłam reklamówkę wokół drugiego nadgarstka i uznałam, że najpierw przyłożę torbą, a dodźgiwać będę kijaszkiem.
Wtedy odezwał się trzeci – chyba najmniej pijany:
– Eee… ona chyba jes f siąży…
W tym czasie zdążyli znacznie się zbliżyć.
– Jezu! Jaka ona brzydka! – wrzasnął któryś.
Trudno pięknie wyglądać, gdy szmat drogi przebyło się na czworaka, taplając się w śniegu i wycierając łzy. Makijaż musiałam po czymś takim mieć nieziemski
To zniechęciło koneserów piękna. Pomrukując i spluwając z obrzydzeniem – ruszyli swoją drogą.

Pierwsze przedosiedlowe domki nie zrobiły na mnie należytego wrażenia.
Za to potężny wilczur, który z wściekłym charkotem znienacka rzucił się na rozpiętą między nami siatkę, przyprawił mnie o przypływ świeżych sił – podskoczyłam gwałtownie i – mam wrażenie – jeszcze w powietrzu przebierając nogami, zaczęłam biec. Wtedy zdawało mi się, że zrobiłam co najmniej trasę Maratonu. Oglądane potem ogrodzenie, ani chybi na skutek jakichś diabelskich sztuczek, skurczyło się jednak do marnych dwudziestu metrów…

Więcej przygód nie miałam.
Doszłam w końcu do szpitala, mijając po drodze drugie osiedle.
Jak się później okazało – nie trwało to wcale sto lat. Parę minut po północy byłam na miejscu.
Tu skierowałam się ku światłu. Gdy stanęłam w drzwiach Pogotowia, musiałam wyglądać koszmarnie.
Pamiętam, że jacyś ludzie zerwali się ze swoich miejsc i biegli do mnie. Ktoś krzyczał… Stałam w progu i patrzyłam w naprzeciwległe okno…
Zima była taka piękna…
Sypało, sypało, sypało…

491 komentarzy

  1. Lena Sadowska pisze:

    Witam na nowym pięterku:)
    I zapraszam na nieco inną odsłonę nobelonowego życia:)

  2. Tetryk56 pisze:

    O rany! Takie wspomnienie może się przyśnić jak najskuteczniejszy koszmar! Misio

    • Lena Sadowska pisze:

      Łatwo nie było:)
      W trakcie – dość dramatycznie, po jakimś czasie – nawet trochę zabawnie:)

      Dzięki za misia i dobry wieczór, Tetryku:)

  3. Quackie pisze:

    No cóż, zakładam, że nie zapamiętałaś rejestracji ani numeru bocznego pana taksówkarza, po prostu nie miałaś głowy do tego między nudnościami odgazowymi i celem podróży. W sumie szkoda, trudno.

    I tak, owszem, to się może przyśnić.

    To ja nie wiem, czy wobec tego stawiać dobranockę piętro niżej… Wink1

    • Lena Sadowska pisze:

      Kto nie zapamiętał? Ja nie zapamiętałam?

      Istotnie – nie zapamiętałam, bo nie miałam szans:) Rejestracja, podobnie jak cały tył, była pokryta grubą warstwą śniegu.
      Ale odnalazłam go:)
      Wprawdzie trwało to jakiś czas, ale pan taksówkarz stracił swoją licencję.
      Bardzo pomogła mi w tym opinia wystawiona przez lekarza z Pogotowia i zeznania przypadkowych ludzi – krewnych innych pacjentów.
      Próbowano wprawdzie dyskredytować (pełnomocnik pana taksówkarza) moje zeznania, częstowano mnie odmóżdżoną, nabuzowaną hormonami kretynką (pełnomocnik), rozhisteryzowaną ciężarówką, cielnym krówskiem, któremu płód zeżarł połowę mózgu (pan taksówkarz) i tym podobnymi komplementami, ale było wielu świadków mojego pojawienia się w izbie przyjęć.

      Dobry wieczór, Quacku:)

  4. Lena Sadowska pisze:

    Spacer rozpoczęłyśmy od minusików z moimi ulubionymi cyferkami czyli – jedynkami (dwoma). Wracałyśmy już przy czternastu:)
    Las odrobinę najeżony, więc się musiał we dnie rozczulić na widok słońca. Pod stopami puszyście bardzo, i mroziście też bardzo. Rude podłapało syndrom niespokojnych łapek już przy graciku, więc dostało kierpce. Cztery. Wróciło w trzech…
    Nie wyłapałam, w którym momencie zgubiła jeden bucik. Sprawdzone poduszki dzimne ale bez większych urazów:)

    Dobry wieczór, Wyspo:)

    • Quackie pisze:

      Minus. Czternaście.

      Poszłabyś, jakbyś wiedziała, że tak spadnie?

      I masz zap(a)sowe buciki dla P.?

      Dobry wieczór!

      • Lena Sadowska pisze:

        🙂
        Oczywiście, że poszłabym. Nawet przy trzydziestu wychodzę, choć wtedy akcja jest błyskawiczna, okołokwadransowa, bo Rudy Delikates nie lubi marznąć:)
        Mam piętnaście sztuk, w tym dwa czterobutne komplety:)

    • Tetryk56 pisze:

      Buciki są własnej produkcji? Sznurowane?

      • Lena Sadowska pisze:

        Część własnej, część kupiona, Tetryku.
        One wyglądają jak woreczki i są zawiązywane nad kostką:)

  5. Makówka pisze:

    Najważniejsze, że Smarkactwo urodziło się całe i ZDROWE. A stan ojca chyba nie okazał się aż tak krytyczny?

    Natomiast moje obie ciąże były tzw. zagrożone tzn. wymagały interwencji medycznej celem ich podtrzymania i powinnam mieć zapewniony spokój i zasadniczo zero wysiłku. Bynajmniej tak jednak nie było. Też miałam trochę przygód, ale opis ich nie byłby zapewne taką historią jak ta opowiedziana przez Lenę.

    Mogłabym coś tam opowiedzieć, ale czy panowie wytrzymaliby takie ciążowe opowieści?

    • Quackie pisze:

      Ja nie mam nic przeciwko.

    • Tetryk56 pisze:

      Łatwiej znieść opowieść niż ciążę 😉

    • Lena Sadowska pisze:

      Dziecku nic się nie stało. Tyle tylko, że podczas wspomnianego Maratonu wszystko mi się osunęło i zachodziła obawa wcześniejszego porodu…Urodziłam w terminie, choć do końca musiałam prowadzić baaardzo nieaktywny tryb życia – jedyne spacery uskuteczniałam po niby-persami wyłożonych domowych podłogach…

      Do Taty na oddział zawieziono mnie na drugi dzień.
      Okazało się, że stuknął Go samochód, który w poślizgu wpadł na chodnik. Stan był na tyle ciężki, że zoperowano go niemal natychmiast. Tata nie był już młody, więc zachodziła obawa, że może tego nie przeżyć…
      W chwilach świadomości prosił o zawiadomienie córki.
      Zawiadomiono mnie więc…
      Na szczęście – Tata nie dał się:)

      My wytrzymujemy męskie opowieści bez mrugnięcia powiek, a Panowie są przecież od nas twardsi 😉

      Dobry wieczór, Makówko:)

  6. Makówka pisze:

    Proszę bardzo moja opowieść.

    Tydzień po obronie pracy magisterskiej zgłosiłam się do Kadr, aby podpisać umowę. Byłam w ciąży. Zagrożonej, podtrzymywanej zastrzykami. W trzecim dniu szef kazał mi iść do sąsiedniego budynku i mieliśmy nosić różne ciężkie rzeczy, ale nie mogłam się przyznać, że jestem w ciąży, bo byłam w tzw. okresie próbnym, więc można było rozwiązać ze mną umowę. W trakcie tego noszenia zemdlałam, zabrało mnie Pogotowie. W szpitalu już musiałam się przyznać i wtedy były nerwy, że anulują umowę o pracę.
    Na szczęście tego nie zrobiono. Pracowałam do końca ciąży, rodzić zaczęłam prawie w pracy.
    Nowo powstała placówka naukowo-badawcza, sami młodzi ludzie zatrudnieni, na parkingu jedynie parę „Maluchów”. Jak rodzić w Maluchu? Więc do szpitala wiózł mnie jakiś biedak co akurat napatoczył się w sekretariacie z delegacją i przyjechał dużym Fiatem. Nawet nie wiem kto.

    Dziecko się urodziło, po tygodniu wróciłam do domu. W nocy dostaję krwotoku, nieprzytomną Pogotowie zabiera mnie do szpitala. Całą noc i dzień była walka o moje życie, ale oszczędzę szczegółów.
    Trochę było z tym zamieszania (jak mi opowiadały potem pacjentki), bo był to ewidentny błąd lekarski. Podobno na drugi dzień sam ordynator dopytywał czy pacjentka odzyskała przytomność, a tu dalej nie wiadomo czy będzie żyła.
    Ja w szpitalu, a tymczasem w domu zostało głodne dziecko. Babcia dziecka zapisała i wykupiła w aptece Humanę. Młody tatuś (inżynier) wyliczył proporcje i zrobił do butelek Przyszedł mój kolega klasowy, doświadczony tatuś (miał 6 miesięczne dziecko), aby wspomóc samotnego ojca. Dziecko cały czas wrzeszczy. Okazało się, bo głodne. Kolega pyta mojego męża co ta Twoja Humana taka przeźroczysta? Okazało się, że pan inżynier źle wyliczył proporcje!

    Z drugim dzieckiem też bywało różnie, bo zasadniczo miałam leżeć na patologii ciąży, ale co chwilę wyrzucano nas do domu, bo przyszedł rozkaz opróżniać szpitale, bo coś się szykuje. To był początek stanu wojennego.
    Było kiedyś tak -jestem w domu sama z chorym starszym dzieckiem, a tu …hm źle się dzieje, a to dopiero 6 miesiąc. Telefony nie działają, 3-letniego chorego dziecka samego w domu nie zostawię.

    No i gdyby tak panowie mieli być w ciąży i rodzić? Hm…twardziele?

    • Quackie pisze:

      No tak, jakby tak człowiek wiedział, że to na stan wojenny się ma… ale kto to mógł przewidzieć? Sad

      • Makówka pisze:

        Nie było wesoło. 3 letnie dziecko, ja w ciąży z założonym szwem, mąż na strajk, ojciec na strajk, mamę jako lekarza zawsze mogą zmilitalizować.
        Dziecko się urodziło 8 lutego, czyli niewiele po ogłoszeniu stanu wojennego.

    • Lena Sadowska pisze:

      Przygnębiająca ta niekompetencja chłystków, którzy mienią się lekarzami…
      Ja najpierw trafiłam na konowała, który zdiagnozował moją ciążę jako… nowotwór macicy, a potem, wycofując się rakiem z pierwszej diagnozy, pomylił się o trzy miesiące w określeniu wieku płodu…
      Taki kubeł zimnej wody wylano mi na początku na głowę…
      Potem bywało raczej zabawnie.
      Przede wszystkim wszyscy znajomi żartowali sobie ze mnie, żebym przypadkiem nie przespała porodu 🙂
      A cała akcja – od wybycia w wiadomym celu z domu, aż po szczęśliwe zakończenie – też pełna była zabawnych, w gruncie rzeczy, incydentów:)

      • Tetryk56 pisze:

        Hmmm… twór ci to był niewątpliwie nowy, w macicy się mieścił — może to był przejaw licentia poetica medicorum?

        • Lena Sadowska pisze:

          I mnie podobnie perfidna myśl naszła, gdy wyjaśniło się, że diagnoza była błędna i minęła rozpacz po słowach:
          „Ma pani nowotwór macicy! No, jeszcze z trzy miesiące pani pożyje, bo z a n i e d b a n y!”.
          Nie, to nie była licentia poetica medicorum. To non medicus sed carnifex erat…

      • Makówka pisze:

        Oszczędzę szczegółów, na czym polegał ów błąd lekarski i dlaczego potem cały personel był lekko spanikowany, gdy istniała obawa, że nie przeżyję.
        Długo potem leżałam w szpitalu, a dziecko w domu z ojcem.

    • Lena Sadowska pisze:

      Myślę, że gdyby Matka Natura dała mężczyznom możliwość rodzenia, zaopatrzyłaby ich także w cały arsenał odpowiednich wspomagaczy 🙂

  7. Quackie pisze:

    Dobranoc!

  8. Makówka pisze:

    Dobranoc i ja!

  9. Tetryk56 pisze:

    To i ja powiem Dobranoc! Przyjemniejszych snów, dziewczyny! 😉

  10. Lena Sadowska pisze:

    Miłej nocki, Wyspo:)

  11. makowka9 pisze:

    Zimowe witam!

  12. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Niedzielmy się i dzielmy uśmiechami i dobrym słowem! Happy

  13. makowka9 pisze:

    Dzielmy.A ja myk,myk

  14. Lena Sadowska pisze:

    Bardzo zimowe dzień dobry, Wyspo:)

    Śnieg, słońce, mróz. U nas -18:)
    A ja wybywam na trochę:)

  15. Quackie pisze:

    Dzień dobry, dzisiaj nie pobiłem wczorajszego rekordu, a na siłę mi się nie chciało polegiwać, poza tym to byłoby nie fair. Jak już bić rekordy, to uczciwie.

    • Tetryk56 pisze:

      Otóż to! Approve

    • Lena Sadowska pisze:

      Rekordziści są wśród nas
      Bić rekordy raz po raz
      Tak po prostu bez wysiłku bez fortelu
      To ich kredo już od lat
      Mają swój beztroski świat
      Swoje ścieżki które wiodą ich do celu

      Potem szczęścia swego ukryć nie umieją
      Tego szczęścia które nieustannie trwa
      Zawsze z jednakową wiarą i nadzieją
      z apetytem wielkim na zwycięstwa smak

      😉

      Witaj, Quacku:)

  16. Lena Sadowska pisze:

    Niedawno wróciłam:)
    To było bardzo miłe popołudnie.
    Teraz zamierzam wyspić się aż do spacerku.

  17. Makówka pisze:

    Wróciłam!
    Dusza rwała się na narty, ale zwyciężył ROZSĄDEK, więc postanowiłam posłuchać gardła i nosa i poszliśmy tylko na mały spacerek.
    Piękna zima była!

    • Lena Sadowska pisze:

      I my zaraz na spacerek:)

      Witaj, Makówko:)

    • Quackie pisze:

      Ha, a ja dzisiaj w ogóle nie wychodziłem. No, spacerek może by się i udał, ale nie ciągnęło mnie. Za to zaraz dobranocka, a potem rower. Ten na miejscu.

      • Makówka pisze:

        Ja siedziałam w domu z konieczności, ale to bardzo źle wpływa na moją psychikę. Mam nadzieję, że dzisiejsze wyjście nie było przedwczesne i gardło i nos uznają, że moje poświęcenie było WYSTARCZAJĄCE.

      • Lena Sadowska pisze:

        A bo te Morskie Człowieki jakąś taką antyplenerkowością się wykazują ostatnio. Smarkactwo też pisze, że dziś nawet czubka nosa nie wyściubiło 😉

  18. Lena Sadowska pisze:

    No to umykamy:)

  19. Lena Sadowska pisze:

    W plenerkowym świecie mroźnie bardzo. Niebo granatowe, ale gwiazd ni widu, ni słychu. Może wszystkie pospadały, by rozjaśniać śródleśne ciemności:)
    Wiatr zawładnął otwartymi przestrzeniami do tego stopnia, że jedna z nas musiała się szczelnie zakwefić. Lód natomiast wziął we władanie całą przyziemność i ta druga na chwilę okulała na lewą przednią łapkę mimo osłony w postaci gustownego obuwia. Na szczęście ta pierwsza wzięła (dosłownie) sprawy w swoje ręce i okulenie przeszło jak… chmmmm… ręką rozgrzał(?)…
    A zakuchniookiennie nastąpiło cudowne rozmnożenie i latarni wyrosły trzy świetliste, soplowe zęby:)

    Dobry wieczór, Wyspo:)

  20. Lena Sadowska pisze:

    Mili Wyspiarze, pora na mnie, więc:

    dobrej nocki:)

  21. Makówka pisze:

    Dobranoc!

  22. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Rano w pracy mój osobisty komputer stroił mi fochy! Pora umierać, czy co…

    • Makówka pisze:

      Pora wymienić komputer?

    • krzysztof z Gdańska pisze:

      Ja w takich wypadkach groziłem komputerowi dekapitacją… The-Incredible-Hulk
      Zwykle pomagało, choć niektóre komputery nie znały łaciny i musiałem zrobić to, co marszałek Hołownia powinien zrobić z dwoma byłymi posłami*…
      *(wyrzucić z budynku na śmietnik) Wink
      NAWET KOMPUTER powinien mieć podstawy wykształcenia klasycznego…

    • Lena Sadowska pisze:

      Przychylam się do opinii Makówki.

      Dzień dobry, Tetryku:)

  23. Quackie pisze:

    Dzień dobry, noc bardzo nie w porządku, nie wiem, ile spałem, ale chyba nie za dużo. Zobaczymy, jak się dzisiaj będzie pracowało.

    I ile kawy wypiję.

    Pani Gieniu, w związku z tym – poprosimy.

    Koffie

  24. Makówka pisze:

    Zimowo witam!

  25. krzysztof z Gdańska pisze:

    Dzień dobry

    Pozdrowienia z zimnego Gdańska Afraid

    Jest zimno, ale zawsze mogło być gorzej… np. w Suwałkach Afraid Afraid

  26. Lena Sadowska pisze:

    Nieco zmarznięte dzień dobry, Wyspo:)

    • Tetryk56 pisze:

      Dobrze, że tylko nieco! 🙂
      …jak marzną nam ogonki…

      • Lena Sadowska pisze:

        Bo gdy styczniowy śnieg
        Z wiatrem pospołu biegł,
        Mrozem dokoła siekł,
        Wyczyniał dziwne pląsy,

        Nie zgadłby zwierz ni człek,
        Choć żyłby cały wiek,
        Że gdy tak hulał śnieg,
        To zmarzły nam też wąsy…

        A potem, gdy ów śnieg
        W kopcach diamentów zległ,
        Rozświetlił każdy ciek
        I uśpił dobre wróżki,

        Wiary by nie dał człek,
        Choć żyłby jeszcze wiek,
        Że gdy tak zległ ów śnieg
        To zmarzły nam też… różki…

        😉

        • Tetryk56 pisze:

          A gdy ten ostry mróz
          znienacka nagle wzrósł
          za sprawą wrednych gusł
          niedobrej jakiejś wróżki

          do domu wracaj już,
          zrzuć z Psiuły biały kurz,
          stań przy czajniku tuż,
          herbatka z miodem! Duszkiem!

          • Lena Sadowska pisze:

            🙂
            Idę po wenę do wanny…

            Dobry wieczór, Tetryku:)

            • Tetryk56 pisze:

              Gdy się wspomożesz pełną weny wanną,
              sypniesz rymami, jak Bóg Żydów manną…

              Świetny wieczór! 🙂

              • Lena Sadowska pisze:

                A gdy ten ostry mróz,
                (Wśród mrozów Pierwszy Tuz),
                Zaprzęgnie Wielki Wóz
                I pogna w dal piorunem,

                Para zmarzniętych dusz
                Cóz zrobić ma? Ach! cóż?
                Czy wziąć gorący tusz,
                Czy łyk herbatki. Z rumem.

                A po herbatce luz,
                Przychylność wszystkich muz!
                Bez napuszonych póz
                Wyjść można zatem z wanny.

                I zza okiennych róż,
                Z dala od śnieżnych burz,
                Wśród miłych cisz i głusz
                lirycznej uszczknąć manny…
                😉

                • Tetryk56 pisze:

                  Duch dąży, dokąd chce!
                  Kiedy więc dusze dwie
                  spotkają z nagła się
                  zmarznięte i stroskane

                  wnet pierwszej iskry trzask
                  rozpali ognia blask
                  rozmrozi zimny czas
                  i dusze już rozgrzane!

                • Lena Sadowska pisze:

                  I uleciała gdzieś
                  O śniegu lekka pieśń.
                  Porwała błahą treść
                  Zimowa zawierucha.

                  W kilku tanecznych pas
                  Myśl, szybka niczym skra,
                  Pomknęła nagle aż
                  W świat Heglowskiego Ducha…
                  🙂

  27. Lena Sadowska pisze:

    To my na spacer umykamy:)

  28. makowka9 pisze:

    Wracam do domu.Zimno.

  29. Lena Sadowska pisze:

    No i stuknęła minuśna dwudziestka:)
    Bezwietrzna, więc się tego mrozu specjalnie nie czuło, za to widziało – doskonale. I słyszało. Zeszklone tafle na połaciach śnieżnych trzaskały złowieszczo, nawet drogą szło się jak po chrzęszczących szklanych odłamkach. W lesie przytulniej niż na otwartej przestrzeni, ale najprzytulniej w domciu:)

    Dobry wieczór, Wyspo:)

  30. Makówka pisze:

    Dobranoc!

    kordelka

  31. Lena Sadowska pisze:

    Dobrej nocki, Wyspo:)

  32. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Wczoraj wszystkie kwestie do rozwiązania zostały rozwiązane, z pewnym wysiłkiem zgromadzonego gremium.

    Wstałem przed świtem do toalety i spotkałem na korytarzu kotkę. Miauknęła parę razy i wpakowała mi się do pokoju, a kiedy wróciłem do łóżka, wskoczyła na mnie i dała się przez parę minut głaskać (dobrze, że to czynność niewymagająca zbytniej przytomności), mrucząc przy tym, jak to koty. Nowością jest to, że to był pierwszy raz, kiedy nie rzuciła się na moje ręce jako obiekt do drapania i gryzienia. Nie robię sobie jednak złudzeń, że coś się zmieniło na stałe, po prostu skorzystała z pierwszego dostępnego ludzia.

    A teraz czas już zaczynać dzień.

    Pani Gieniu, poprosimy!

    Koffie

  33. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Zmrożona mgła opada powolutku, a ludzie wokół orientują się poniewczasie, o czym zapomnieli zmieniając kurtki…

    • Lena Sadowska pisze:

      Czyżby o przeciwmgielnych szperaczach? 😉

      Dzień dobry, Tetryku:)

      • Tetryk56 pisze:

        Raczej to, co zostało w kieszeniach: dokumenty, karty, klucze…
        Słonecznie witaj! 🙂

        • Lena Sadowska pisze:

          Kiedyś zginęła mi karta…
          Przekopałam siedzibę od piwnic po strychy, nie znalazłam, więc zablokowałam konto. Karta znalazła się kwadrans później pod (ja zawsze sprzątam, gdy jestem wkurzona) łazienkowym dywanikiem. Musiała niepostrzeżenie wypaść, gdy opróżniałam kieszenie bluzy przed praniem. Od tego czasu zawsze po powrocie do domu wkładam karty do portfela:)

  34. Makówka pisze:

    Mroźne dzień dobry!

  35. Lena Sadowska pisze:

    Można powiedzieć, że w porównaniu z ostatnimi dniami i nocami, nagle nastały szaleńcze upały – takie na piąteczkę z minusem i sypiący śnieg:)

    Tropikalne dzień dobry, Wyspo:)

  36. Lena Sadowska pisze:

    Dzień mi się snuje pracusiowo:)
    Najpierw poza domem, a teraz w pieleszach.
    W przerwach trochę dłubię nowopomyślnie:)

  37. Lena Sadowska pisze:

    Boszsz, jakąż oporną karkówkę nabyłam. Z mamuta chyba… Piekę ją już ponad dwie godziny, a ona wciąż twarda… A wcześniej dobę się bejcowała…

  38. Quackie pisze:

    No to po pracy, dość dzisiaj wyczerpującej. Obecne zlecenie ma wiele wspólnego z Biblią i są dwie sytuacje, w których zaczynam dość nieprzystojnie toczyć pianę:

    1. Kiedy autor podaje dobrą księgę, ale myli rozdział albo wers (np. rozdział 2 zamiast 4 albo wers 10 zamiast 22).

    2. Kiedy autor nic nie myli, ale polska wersja Biblii została przełożona nieco (albo zupełnie) inaczej niż angielska, i cytat mi nie pasuje do treści. Na szczęście mam konsultanta, więc będziemy takie kwestie rozwiązywać razem.

    A teraz już na przerwę.

  39. Lena Sadowska pisze:

    Nadeszła pora spacerkowa:)

  40. Tetryk56 pisze:

    Wróciłem do dom. Kolacja i za chwilę zoomknucie…

  41. Lena Sadowska pisze:

    Naspaceekowo trochę przywiewało, trochę posypywało, ale wszystko z umiarem. Rude szczęśliwe, bo bez butów i wdzianka, ganiało, węszyło, tropiło:)

    Dobry wieczór, Wyspo:)

  42. Quackie pisze:

    Dobry wieczór, dzisiaj poszalałem z kręceniem, zmęczyłem się (ale tak pozytywnie w sumie) i bardzo mi z tym dobrze, na ile się da zmęczonemu.

    I już pobędę.

    • Quackie pisze:

      Ale żeby była równowaga, przez 20 minut szukałem czegoś, co powinno tu być, a nie ma, więc się lekko zirytowałem.

    • Lena Sadowska pisze:

      Super, Quacku:)
      Że pobędziesz.
      I że się pozytywnie zmęczyłeś. Mam podobnie, gdy efekt solidnego zmęczenia mnie zadowala:)

      • Quackie pisze:

        Poza tym, że to zdrowe, to jeszcze motywujące.

        • Lena Sadowska pisze:

          Zysk wielopiętrowy 🙂

          • Quackie pisze:

            Zaobserwowałem jeszcze jedną rzecz: kiedy czytam, nie kręcę tak energicznie, jak wtedy, kiedy oglądam podczas kręcenia seriale w streamingu (obecnie sobie odświeżam serial SF „The Expanse”). Zapewne dlatego, że kiepsko się czyta przy energicznym kręceniu, książka się trzęsie.

            • Lena Sadowska pisze:

              Niewykluczone:)
              A jeśli akcja wciągająca, to zawsze istnieje niebezpieczeństwo całkowitego zamarcia:)
              Ja najefektywniej ćwiczę przy muzyce instrumentalnej, więc tego podkładu się trzymam:)

              • Quackie pisze:

                A ja przy ostrym rocku – o ile czytam, bo oczywiście oglądania nie da się z tym połączyć. A przy okazji wiem, po których piosenkach mogę się napić wody (bo sobie to dozuję).

                A przy muzyce klasyczne (Bach, Haendel, Dowland) dobrze mi się pracuje, jeśli jeszcze nie wspominałem 🙂

                • Lena Sadowska pisze:

                  Pracować lubię w zupełnej ciszy:)
                  Rękoczynię przy wszelkiej maści słuchowiskach, a ćwiczyć jestem w stanie przy każdej muzyce, byle nie miała tekstu:)

                • Quackie pisze:

                  W sumie fascynujące. A jakbyś zaczęła ćwiczyć przy muzyce z tekstem, to co?

                • Lena Sadowska pisze:

                  Efektywność mi spada:)

  43. Lena Sadowska pisze:

    Jakoś tak niebezpiecznie mi się zamykają oczęta, więc pożegnam się już:

    dobrej nocki, Wyspo:)

  44. Makówka pisze:

    Rewelacyjne warunki, ale za zimno o parę stopni.
    Zjazd -wspaniały, ale potem siadanie na pokrytym lodem krzesełku przy minus 17 stopniach…

    Mówię dobranoc, bo dalej nie odtajałam, więc muszę szybko się grzać.

  45. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Zjazd musiał być wspaniały, skoro Makówka dojechała aż do łóżeczka! 😉

  46. Quackie pisze:

    Dzień dobry wszem wobec.

    Pani Gieniu, kawę poprosimy koniecznie. Z przyległościami, nie obrażę się.

    Koffie

  47. makowka9 pisze:

    Witam w drodze do neurologa.

  48. makowka9 pisze:

    Słońce, smog,zimno

  49. Lena Sadowska pisze:

    Pobielałe dachy odcinają się od lila-błękitów popołudniowego nieba…
    Wilgoci się przedwieczór… Auta wolno suną ulicznym taśmociągiem…
    Ludzie tłumią się na schodach świątyni… Wilgotne powietrze roztęcza świetlną choinkę zawieszoną nad drzwiami kościoła…

    Dzień dobry, Wyspo:)

  50. Makówka pisze:

    Makówka domowa

  51. Quackie pisze:

    Dzień dobry, po pracy, udany dzień, chociaż finisz (znów) z wywieszonym językiem, ale z sukcesem.

    I na przerwę.

  52. Tetryk56 pisze:

    Ja za chwilę zaczynam spotkanie Klubie Książkowym i ze dwie godziny raczej mnie nie będzie (choć będę blisko).

  53. Quackie pisze:

    Jestem z powrotem.

    Rzecz dziwna, dzisiaj się specjalnie nie starałem, a wynik zbliżony do wczorajszego. Albo się przechwalam, albo się przyzwyczajam, albo dzisiejszy odcinek taki zajmujący 😉

    A co u Was?

    • Lena Sadowska pisze:

      A kolacja za chwilę:)

      Dobry wieczór, Quacku:)

      • Quackie pisze:

        Ja już sobie daruję różne łakocie… 🙂

        • Lena Sadowska pisze:

          – Ja ze wszystkich (obowiązkowo z gładkim „ł”) łakoci najbardziej lubię kiełbasę – mawiała nasza podstawówkowa matematyczka, równo z dzwonkiem na przerwę wyciągając z szuflady biurka wielką bułę, i oddalała się w chmurce czosnkowych woni:)

  54. Makówka pisze:

    Jeszcze chwila i pójdę spać, bo coś padam na nos.
    Dziś komunikacja w Krakowie była bezpłatna, bo był tak duży smog.
    To może ja przez ten smog tak padam?

    • Quackie pisze:

      Kurczę, to prawda, Poznań, Kraków i Wrocław były dzisiaj w pierwszej dziesiątce najbardziej zasmożonych miast na świecie! Amazed Sad Ale nie masz trudności z oddychaniem?

      • Makówka pisze:

        Raczej czuję się przymulona, padnięta i kompletnie pozbawiona energii.

        Chyba więc się pożegnam nie czekając na lampkę.

        DOBRANOC!

  55. Lena Sadowska pisze:

    Bardzo spóźnione i jeszcze bardziej skruszone dobry wieczór, Wyspo:)

    A spacerek skrócony do minimum, więc i zauważeń niewiele:)

    • Quackie pisze:

      Dobry wieczór, dzisiaj w ogóle niektórzy mają zwariowany dzień – zwłaszcza w Krakowie, Wrocławiu i Poznaniu, jak zauważyłem wyżej. Jak nie mróz, to smog – wolałbym mróz, ale u nas dla odmiany odwilż w ciągu dnia, plus 2-3 stopnie, i na chodnikach robią się przetarte, czarne szlaki.

      No chyba że jutro dosypie śniegu, co zapowiadają.

      • Lena Sadowska pisze:

        U nas waha się między 0 a -1, więc da się wytrzymać. Trochę śnieży od czasu do czasu. I nie topi się. póki co…

        Dziś było względnie spokojnie, za to jutro biegany dzień:)

  56. Lena Sadowska pisze:

    Idę na tę kolację, bo obiadu też nie jadłam i jakoś mi nijako:)

    I pożegnam się od razu, bo może się zdarzyć, że kolejną wolną chwilę znajdę dopiero nad ranem:)

    Miłej nocki, Wyspo:)

  57. Quackie pisze:

    Dzień dobry, nic szczególnego się nie działo.

    Poza tym, że jakoś trudno mi się dobudzić dzisiaj. Tym bardziej kawa potrzebna.

    Pani Gieniu, pani już wie, o co chodzi, prawda?

    Koffie

  58. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Z tym dobudzaniem się, to jest coś na rzeczy. We mnie też dźwięk budzika wywołał poczucie nagłej a niezasłużonej krzywdy! Overjoy

  59. Makówka pisze:

    Witajcie!

    Ja o 10 nie byłam w stanie wywlec się z łóżka. Starość? Smog?

    Dopóki nie byłam zalogowana niewidoczne były dwa dzisiejsze komentarze mimo odświeżania. Często piszę niezalogowana, nie mogę wtedy tylko edytować. A teraz -nie da się! Parę razy próbowałam. Wczoraj też tak było.

    • Tetryk56 pisze:

      Wczoraj nadużyłaś nocy, to dziś musiałaś odespać…

      • Makówka pisze:

        Ależ (jak na mnie) poszłam wcześnie spać.
        Ach gdybym tak na ten przykład balowała…eh!
        O balowaniu raczej już muszę zapomnieć.
        Mogę tylko wspominać, póki JESZCZE coś pamiętam.

    • Lena Sadowska pisze:

      Też nie widziałam dzisiejszych komentarzy przy pierwszym wejściu, choć byłam zalogowana. Dopiero po odświeżeniu się objawiły.

      Ja natomiast, z dzielnością, o którą siebie nie podejrzewałam, wstałam w środku nocy, nigdzie się nie spóźniłam, a nawet zdążyłam pośniadać, poherbacić i pocukierczyć:)

      Dzień dobry, Makówko:)

  60. Tetryk56 pisze:

    No to ja dotarłem do domu i zaraz wchodzę na spotkanie… 🙂

  61. Quackie pisze:

    Dzień dobry po południu/ wieczorem, skończyłem właśnie, a do końca przyszłego tygodnia – jeżeli wszystko pójdzie jak trzeba – skończę właściwą część tekstu. Potem jeszcze przypisy (zapewne z jedną lub dwiema wizytami w bibliotece), indeks (oczywiście bez numerów stron jeszcze), to będzie etap I, potem sczytać całość i II etap. Czyli pewnie w lutym, po powrocie z Egiptu. Chociaż jakby tak się udało jeszcze przed wyjazdem… (Nie, mało prawdopodobne, ale może przynajmniej zacznę czytać i redagować przed wyjazdem?)

    A teraz już na przerwę.

  62. Lena Sadowska pisze:

    Zlekkamrozikoweibardzowietrzne dzień dobry, Wyspo:)

  63. Lena Sadowska pisze:

    To my jeszcze na spacerek:)
    Po powrocie będę klepać ciacha maślane:)
    A jutro pewnie bułeczki, bo muszę zużyć tę resztę maku, co mi ze świąt została… 🙂

  64. Lena Sadowska pisze:

    Nocka stopniowa się zapowiada. Średnio co godzinę schodek niżej. Teraz już-5:)
    A na spacerku duuuużo gwiazdek (nad nami, i pod nami też) otulonych obłoczkami waty (również śnieżnej), co nie dziwi, bo z wiatru dziś wyjątkowo zimny drań:)
    A w piekarniku bardzo efektownie hula sobie hamsim;)

    Dobry wieczór, Wyspo:)

  65. Makówka pisze:

    Dobranoc!

    Spanko

  66. Lena Sadowska pisze:

    Jako rzekło się wyżej, pobudka była w środku nocy, więc:

    miłych snów, Wyspo:)

  67. Quackie pisze:

    Dzień dobry.

    Coś się źle ułożyłem i mam teraz ograniczony zakres ruchu w prawym łokciu Worry poza tym wszystko okej.

    Już się budzę, już, ale kawa nie zaszkodzi.

    Pani Gieniu, poprosimy.

    Koffie

    • Lena Sadowska pisze:

      Może jakiś plaster na bolący łokieć by pomógł?
      Współczuję, Quacku, i to dosłownie, bo po wczorajszej nocy obudziłam się z takim bólem między łopatkami, że myślałam, że się nie podniosę… Rozćwiczyłam to i jakoś poszło, a dziś, na szczęście, wstałam normalnie:)
      Mam nadzieję, że i u Ciebie to przejściowe.

      Dzień dobry:)

  68. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Co nam przyniesie piątek, piąteczek?

  69. Makówka pisze:

    Witam!
    Musiałam się najpierw zalogować, aby móc to zrobić.

    • Lena Sadowska pisze:

      U mnie wciąż wyskakuje Error…

      Dzień dobry, Makówko:)

    • Tetryk56 pisze:

      Mnie się to czasem zdarza, ale rzadko; z pracy zawsze komentuję niezalogowany. Spróbujcie wyczyścić bufory przeglądarki (Ctrl+F5 powinno wystarczyć)…
      Przyślijcie mi ewentualnie zrzut ekranu z tym błędem, pls.

      • Makówka pisze:

        Teraz, przed chwilą też było tak, że póki nie byłam zalogowana nie widziałam ostatnich komentarzy.

        • Tetryk56 pisze:

          To już na pewno kwestia odświeżenia bufora przeglądarki — to jest normalne zachowanie, gdy masz słabą łączność, wyświetla ci się strona z bufora. Zalogowanie wymusiło unieważnienie bufora, ale nie było konieczne do ujrzenia aktualnych komentarzy.

  70. Lena Sadowska pisze:

    Nocnie dotrwałam do jedenastu szczebelków w dół, a pierwszym, co zobaczyłam po otworzeniu oczu, była pięciocentymetrowa warstwa śniegu na parapecie:)
    Nadal śnieży (ca taka jakby) czyli:

    zawieruśne dzień dobry, Wyspo:)

  71. laudate pisze:

    Leno, po lekturze Twojego pamiętnika z zimowej podróży uznałem, że więcej horrorów na Netfliksie już w tym miesiącu nie będę oglądał. Limit wyczerpany.:)
    A swoja drogą, podziwiam i kłaniam się z szacunkiem. Trza być dzielnym/dzielną!

  72. Quackie pisze:

    Jest całkiem nieźle, wszystko idzie wg. planu.

    A teraz już przerwa.

  73. Lena Sadowska pisze:

    No to umykamy w śniejbę:)

  74. Quackie pisze:

    Dobry wieczór, jestem i pobędę.

    Idę po dobranockę.

  75. Lena Sadowska pisze:

    Hula kurniawa w lesie.
    Wiatr zwały śniegu niesie.
    Drużyna na spacerze
    Od zimy cięgi bierze!
    Syp! syp! Łup! łup!
    Syp! syp! Łup! łup!
    Od zimy cięgi bierze!
    Pańcio wciąż się zapada
    I coś do Rudej gada.
    A Ruda w zaspach znika
    I ciągnie do gracika.
    Ciąg! ciąg! Drept! drept!
    Ciąg! ciąg! Drept! drept!
    I ciągnie do gracika.
    Wracają i… O rany!
    Choć gracik zasypany,
    Wreszcie rusza i warczy,
    Że zimy mu wystarczy!
    Wrr! wrr! Dość! dość!
    Wrr! wrr! Dość! dość!
    Że zimy mu wystarczy!
    😉

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    • Tetryk56 pisze:

      Wierszorynka bliska w temacie wpisowi głównemu, acz okoliczności jednak milsze 🙂

    • Quackie pisze:

      Dobry wieczór. Przebóg, powiało poezją – i harcerstwem!

      A ogniska jakiegoś tam nie było w tle? 😉

      • Lena Sadowska pisze:

        Poezją harcerską – tak, tak!

        Pytasz, czy wcinałyśmy smażone dętki, wcin, wcin, mniam, mniam?
        Nie zrobiłybyśmy tego gracikowi… Zaczęłybyśmy od ugotowania zupy z papierowych ręczników w śniegowej wodzie… 😉

        • Quackie pisze:

          Uff, to dobrze, żeście się jednak stamtąd zwinęły.
          Zrobiło się jakoś mało smacznie przy tej zupie.
          A propos „dobrze” i „smacznie”, zostało jeszcze trochę tych hamsimów od ostatniego pieczenia?

          • Lena Sadowska pisze:

            Tak:)
            Wyszło mi osiemdziesiąt sztuk – sześćdziesiąt rozdałam, z piętnaście jeszcze zostało:)
            I (czasowo, bo też większa część już rozdana) przybyły bułeczki makowe:)

            • Quackie pisze:

              Też bym wracał biegiem z tego lasu. Piątym biegiem.

              • Lena Sadowska pisze:

                🙂
                Rude, gdy coś piekę/smażę/gotuję, zalega na wersalce naprzeciw kuchni, układa głowę na łapkach i wodzi za mną wzrokiem:)
                A kiedy jest Smarkactwo – też zasiada, i tak wodzą pospołu… 🙂

  76. Makówka pisze:

    Ależ się super jeździło na nartach! Znowu nocne jeżdżenie, bo albo trzeba być bardzo rano, albo po 17 (15-17 ratrakowanie)

    Dobranoc!

  77. Quackie pisze:

    Umykam już! Dobranoc!

  78. Lena Sadowska pisze:

    Stęskniona sennych wygód również mówię:

    miłego śnienia, Wyspo:)

  79. Makówka pisze:

    Jednak jeszcze jestem!

    kordelka

  80. Makówka pisze:

    Dzień dobry!

  81. Makówka pisze:

    Niezalogowana napisałam to co wyżej, ale tego nie widziałam.
    Póki byłam niezalogowana ostatni komentarz, jaki widziałam był z 10 stycznia.

    Teraz już zalogowana piszę:
    Zimowo, sobotnio witam!

  82. Makówka pisze:

    Po chwili mnie wylogowało i wtedy znów nie widziałam ostatnich komentarzy, również tych moich.

    • Quackie pisze:

      Tak, przed zalogowaniem również widziałem jako ostatni komentarz sprzed paru dni, bodaj z 10.01.

      • Makówka pisze:

        Tak. Cofa wtedy do 10 stycznia. Na próbę napisałam mimo to dzień dobry.
        Jednak nie był on widoczny, również na liście z boku.
        Po zalogowaniu okazało się, że jest. Czyli osoba niezalogowana może napisać, ale tego nie widzi.

  83. Quackie pisze:

    Dzień dobry, pospane długo, ale nie nieprzyzwoicie Wink

    Czas na kawę… przedpołudniową. Poprosimy.

    Kelnereczka

  84. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Na sobotę zazwyczaj nie nastawiam budzika, z przyzwyczajenia budzę się w porze wyjazdu na zakupy. Dziś się obudziłem nieco za wcześnie, więc postanowiłem si jeszcze chwilkę zdrzemnąć…

  85. Tetryk56 pisze:

    Jak wyczyścić bufory w Chrome na telefonie?
    – Otwieramy przeglądarkę na stronie Wyspy — wyświetla się ostatnio widziana zawartość
    – w prawym górnym rogu na skraju paska adresu widać trzy kropki jedna nad drugą, symbol menu — dotykamy
    – pojawia się okienko menu, w prawym górnym rogu widnieje krzyżyk (strona się ładuje) lub zwinięta w kółko strzałka (strona załadowana)
    – dotykamy kółeczka — menu znika, strona się przeładowuje, co pokazuje cieniutki pasek postępu tuż pod paskiem adresu
    – po załadowaniu przeglądamy aktualny stan strony.

  86. Lena Sadowska pisze:

    Małankowe dzień dobry, Wyspo:)

    Nie, żebym sama obchodziła, ale w Miasteczku jednak od czasu do czasu coś huka (nie aż z taką częstotliwością, jak się spodziewałam, ale – mimo wszystko), więc koło północy pewnie jakiś głośniejszy akcent będzie…
    Psiuł średnio zaniepokojony, tupta po domu, jakby szukał schowanek na zaś, ale i tak skończy się to najprawdopodobniej dyszeniem na moich plecach… 🙂
    A pani Aura w chłodnym humorze, na siódemkę z minusem, rozdziela lodowate uśmiechy chodnikom, jezdniom i zaśnieżonym skwerkom:)

  87. makowka9 pisze:

    I znowu narty…

  88. Lena Sadowska pisze:

    My zaraz na spacerek, ale – dziś tylko okołodomowy, bo mży i marznie na bieżąco, jest tak ślisko, że ruch niemal całkowicie zamarł, to co się będę wygłupiać… 🙂

  89. Lena Sadowska pisze:

    Miasteczko jak wymarłe:)
    W drodze na spacer minęły nas dwa samochody i jedna, podtrzymująca się wzajemnie parka:) W trakcie wędrówki mżawka zmieniła się w śnieg, co jakoś nie zachęciło nikogo do wznowienia eskapad:) Wracałyśmy, ostrożniutko, w zupełnej ciszy, co miało swój niezaprzeczalny urok. Okołodomowe nieużytki, nieskalane ludzką ni zwierzą stopą, pokrywające się delikatną warstewką padającego śniegu, chrupały, załamując się pod naszym ciężarem. Niebo, bezgwiezdne, wyblakło-błękitne, przeglądało się w, jakby ulanych z księżycowo-kamiennej masy, wąziutkich dróżkach:)
    Odległe szyldy i wystawy, mieniące się kolorowymi światełkami, wprowadzały zaś iście karnawałowy nastrój:)

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    • Quackie pisze:

      Dobry! Mnie trochę na przerwie przytrzymało (Amazon Prime wywalił nam dostęp do jednego serialu w połowie sezonu Crazy )

      Zaraz dobranocka i jeszcze na chwilę będę musiał umknąć.

      • Lena Sadowska pisze:

        A ja dziś byłam szybciej:)

        Wieczór dobry, bo cichy. Póki co:)

        • Quackie pisze:

          Ech. Może jakbyś się przeniosła na ten dzień do Smarkactwa (bo tu już spokój)… Ale w sumie na jeden dzień to za dużo zachodu, żeby tak ze wschodu.

          • Lena Sadowska pisze:

            Trochę…
            Tym bardziej że w grę raczej wchodziłby jednak dalszy niż bliższy zachód, czyli – samolotem:)
            Jakoś przetrwamy.
            Na razie łupnęło tylko dwa razy…

  90. makowka9 pisze:

    Jestem!
    Wynartowana.

    • Quackie pisze:

      Jak było? Jaka temperatura i śnieg? Słońce było? Ponoć w kierunku Zakopanego i vice versa korki straszne, mam nadzieję, że Cię nie dotknęły?

  91. Lena Sadowska pisze:

    Łupie…

  92. Makówka pisze:

    Po północy, alampki nie ma?

  93. Tetryk56 pisze:

    Malanka z Melanią mi się też kojarzyła, ale przecież św. Melanii wypada świętować razem z Sylwestrem, a nie z Bazylim…

    • Lena Sadowska pisze:

      Tak, to logiczne, Tetryku, ale Sylwester baluje sobie sam (prawie) dwa tygodnie wcześniej 😉
      Najpierw są imieniny Melanii 13.01 tak jak imieniny Sylwestra 31.12.
      Potem są imieniny Wasyla 14.01 tak jak imieniny Mieczysława 1.01.

  94. Quackie pisze:

    Kochani, umykam, dobranoc!

  95. Lena Sadowska pisze:

    Nocą zaczęła rządzić cisza…
    więc i ja zamilknę:)

    Miłej nocki, Wyspo:)

  96. makowka9 pisze:

    Witam już z autobusu

  97. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Pospałbym dłużej, do oporu, ale przyszedł koszmar, w szczegóły nie będę wchodzić, nie żaden horror ani thriller, nie żeby jakieś rany czy śmierć, raczej b. nieprzyjemna sytuacja ogólnospołeczna, ale na tyle nieprzyjemna, że się obudziłem i to bez ochoty na ciąg dalszy. Czyli opór się pojawił Worry

    Zdaje się, że czas na kawę. Poprosimy.

    Kelnereczka

  98. Lena Sadowska pisze:

    Całą nockę sypało, skrzypiało, szemrało,
    i teraz jest biało…
    Całą nockę prószyło, perliło, pluszczyło,
    i teraz jest miło…

    Że tak sobie z częstochowska zaciągnę na zimowe

    dzień dobry, Wyspo:)

  99. Quackie pisze:

    A ja właśnie wróciłem ze spaceru, odwilżowego mocno.

    • Lena Sadowska pisze:

      My też byłyśmy na spacerku. Za miastem ale blisko, bo na tych szosach kategorii pd z odśnieżaniem tak sobie:)
      Z piaskowaniem, zresztą, również…

  100. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    I to najlepsze, że jest miło!

  101. Tetryk56 pisze:

    Wybywam do teatru, podglądać Anioły w Ameryce

  102. Lena Sadowska pisze:

    A u nas sypie, sypie, sypie… 🙂

    • Quackie pisze:

      To chyba jakiś transport od nas, co stopnieje, skapie i spłynie, to wyparuje, uniesie się do chmurek, do Was przewieje, schłodzi i posypie 🙂

      Obieg wody w przyrodzie czy coś takiego 🙂

  103. Quackie pisze:

    Zaraz na przerwę…

  104. Lena Sadowska pisze:

    No to umykamy na spacerek:)

  105. Tetryk56 pisze:

    No i wróciliśmy. Czas na kolację 🙂

  106. Lena Sadowska pisze:

    Spacer hojnie poprószony z biało-obłoczkowego nieba, mrozik tyci, tyci. Tylko w okolicach Jeziora tęższy. W Lesie dróg i ścieżek brak. Smyrgając od wysepki do wysepki, czułyśmy się jak na śnieżystym oceanie. Brodziłyśmy wśród niewidocznych krzewnych raf, a miękki puch krążył wokół nas jak chmara zimowych motyli:)

    Dobry wieczór, Wyspo:)

  107. makowka9 pisze:

    Dopiero wracam z wycieczki.
    Urodziny w dolinie Kobylańskiej,a potem ciąg dalszy w domu Solenizantki

  108. Quackie pisze:

    Kochani, to poranne zawirowanie właśnie chyba zbiera plon. Morzy mnie strasznie.

    Dobranoc!

  109. Lena Sadowska pisze:

    I ja już ledwo siedzę.

    Spokojnej nocki, Wyspo:)

  110. Makówka pisze:

    Powinnam padać na nos, ale jeszcze jakoś działa imprezowe rozkręcenie.
    I zapewne alkohol wypity w dużych ilościach.
    Ale jednak się pożegnam.
    Dobranoc!

  111. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Widzę, że wszyscy dziś pomelaniowi – czy przez to melan(cho)lijni?

  112. Quackie pisze:

    Dzień dobry, niekoniecznie 🙂 Natomiast wczoraj prawie wszystko stopniało, a dzisiaj jak wstałem, było po wierzchu przypudrowane. Już miałem prychnąć na ten puder – kiedy zaczęło sypać porządnie. Wielkimi płatami. No zobaczymy, na czym stanie, bo to wyraźnie nie jest ostatnie słowo.

    Pani Gieniu, przedrze się pani przez te płaty? To poprosimy.

    Koffie

    • Lena Sadowska pisze:

      Na czy osiądzie chyba 😉

      Czyli Smarkackie proroctwo się sprawdza? Super:)

      Do mnie Gienia zawitała z maślanym rogalem z żółtym serem i kubełkiem ciepłego mleka, a potem dorzuciła filiżankę goździkowej herbaty i cukierka:)
      A dzień zaczął mi się zabawnie – miło było wyjrzeć przez okno i popatrzeć na pana Sąsiada, który z rozpędu odśnieżał też przed moją furtką:)

      Dzień dobry, Quacku:)

      • Quackie pisze:

        Dzień dobry! A ja akurat na przerwę, rzutem na taśmę (bo dzień się okazał momentami obfitujący w wyzwania) 🙂

  113. Makówka pisze:

    Dzień dobry!
    Tu chyba trochę przebija się słońce.

  114. Lena Sadowska pisze:

    Bardzozimowe dzień dobry, Wyspo:)

    Leciutki mróz, posypujący od czasu do czasu śnieg, nienachalne szuranie szufli…
    Słowem – uroczy styczniowy dzień:)

  115. Lena Sadowska pisze:

    Może nie będzie to za bardzo na miejscu, lecz w swej naiwności zapytam nieśmiało, czy ktoś może przypadkiem przemyśliwa o nowym pięterku?
    Nie chcę wyjść na marudną, ale ja tu już gospodarzę drugi tydzień:)
    Nie znudziłam się Wam jeszcze?

    • Makówka pisze:

      Niestety wkrótce umykam na „jaszczurowe knucie”.
      I w ogóle ostatnio mam brak czasu i weny, choć zaległych tematów sporo.

    • Quackie pisze:

      Kurka, mam parę ptaszków z wczoraj, ale to by było pięterko na przeczekanie… I musiałby zdążyć z nim dzisiaj wieczorem.

      • Lena Sadowska pisze:

        Coś nowego by się przydało:)
        Tu zaraz będzie pięćset komentarzy…
        Jeśli to kłopot, Quacku, to jeszcze Tetryk zostaje.

        Ja, oczywiście, zawsze mogę coś zakątkowego wrzucić, to nie problem, ale fajnie byłoby pogościować się dla odmiany u kogoś innego:)

  116. Lena Sadowska pisze:

    A teraz na spacerek:)

  117. Lena Sadowska pisze:

    Prószy. Wietrzy. Mrozi.
    Śniegu coraz więcej. Zima nabiera rozpędu:)

    Dobry wieczór, Wyspo:)

  118. Tetryk56 pisze:

    Zapraszam na pięterko. Albo do teatru…

  119. Lena Sadowska pisze:

    Bardzo dziękuję wszystkim za obecność i sympatyczne komentarze:)
    A teraz (skoro Tetryk zaprasza) udaję się do teatru:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)