« Święta, Święta! Od Przybory do Ginczanki... »

Sanna

Kiedyś kulig wyglądał inaczej.

Jeśli tylko spędzało się Boże Narodzenie w domu, wiedziało się, że drugiego dnia będzie sanna. Odkąd tylko oswoiło się z trudną sztuką dreptania na własnych kończynach, uczestniczyło się we wspomnianym wydarzeniu z entuzjazmem i nieopisaną przyjemnością.
Nocny kulig był tak zakorzeniony w tradycji rodziny, że miało się pewność, iż bez niego Bożemu Narodzeniu nie stałoby się zadość. Święcie wierzyło się też, że jest ceremonią powszechną, obecną w każdej rodzinie jak barszcz czy łazanki, i należy do świątecznych rytuałów.

Drugiego dnia Świąt już od rana było się podekscytowaną i nie mogło się na niczym skupić. Popatrywało się na Rodziców i trwało w nieustannej gotowości, by odstroić się w kuligowy mundurek.
Składał się on z ciepłego podkoszulka i takich-ż niewymownych, które w myślach nazywało się majtasami i szczerze ich nie znosiło, skrzętnie tę niechęć skrywając, w obawie, że najlżejszy protest może zaowocować pozostaniem w domu.

Na dany przez Mamusię znak bez grymaszenia naciągało się grubaśne rajtuzy i gryzące wełniane skarpety oraz podbitą całkiem miłym, mięciutkim puszkiem bluzkę z długim rękawem. Wzuwało się ciepłe buty, polarową kamizelkę i puchatą czapę, którą bezskutecznie próbowało się wcześniej ukrywać w najprzeróżniejszych zakamarkach. Białej czapy nie cierpiało się chyba jeszcze bardziej niż barchaniastej bielizny, bo miało się w niej dwa razy większą głowę i w połączeniu z jasną, puchową kurtką wyglądało się jak śniegowy bałwanek. Stroju dopełniał szalik w kolorowe paski oraz skórzane rękawiczki.

Było się jednak w stanie znieść naprawdę wiele, byle tylko móc zająć miejsce w saniach i nie zostać pozbawioną świątecznej atrakcji, nawet – kutanie grubym pledem.
Kiedy już wymościło się sobie siedzonko, nadchodził czas na obserwowanie krewnych.
Przypatrywało się trzy razy grubszym ciotkom i równie bezkształtnemu starszemu rodzeństwu i z ulgą stwierdzało, że nie odstaje się tak bardzo od reszty przebierańców. Właściwie widziało się tylko ich oczy i obłoczki niemal natychmiast marznącej na chustach i szalach pary.

W końcu słyszało się, jak pan Woźnica z fantazją wymachiwał nad głowami batem, wołał: Wio! i zaprzężony do sań konik ruszał statecznie przed siebie skrajem ubitej szosy. Wsłuchiwało się w brzęk dzwoneczków przy uprzęży i odprężało się. Właściwie miało się już gwarancję, że nie zostanie się odesłanym do domu. Nieznacznie lecz metodycznie wysupływało się z koców i z ciekawością rozglądało wokół.
Zazwyczaj siedziało się w pierwszych saniach, tyłem do kierunku jazdy i mogło obserwować sznur pozostałych zaprzęgów. Widziało się wyjeżdżające z mijanych dróg i dołączające do kawalkady pojazdy i wciąż od nowa próbowało się je zrachować.

Do lasu dojeżdżało się całkiem pokaźną gromadką i zanurzało w fosforyzującą biel. Śnieg otulał wszystko wokół i czuło się jego wilgotną miękkość. Uszczelniony leśny dukt sprawiał, że robiło się cieplej, więc ostrożnie rozluźniało się szalik i zsuwało nieco na tył głowy czapę.

Mimochodem słuchało się rozmów dorosłych i wpatrywało w skupiska drzew, które przybierały niesamowite kształty. Słyszało się świst płóz sunących po wyjeżdżonym przez służby leśne śniegu i próbowało dopatrzeć w przerażających cieniach czegoś bliskiego i znajomego. By poczuć się raźniej, nadawało się monumentalnym okazom imiona i wymyślało zabawne opowiastki. Zadzierało się głowę i wypatrywało rozgwieżdżonych skrawków nieba. Wdychało się pachnące sosnowo lodowe igiełki i wsłuchiwało w klekocące mormorando lasu.
Czuło się na policzkach muśnięcia wilgoci i niezbyt przyjemny dotyk namarzniętego na szaliku oddechu.

Wreszcie docierało się do miejsca przeznaczenia – starej, nieużywanej bindugi – i zatrzymywało na chwilę przy potężnym stosie drewna. Wysiadało się z sań i rozprostowywało nogi, czekając, aż pojazdy zostaną wyposażone w płonące żagwie.
Zajmowało się swoje miejsce i z duszą na ramieniu zjeżdżało po dość stromym usypie, by po chwili znaleźć się na jeziornym szlaku.

Natychmiast odczuwało się zmianę temperatury. Od przysypanej cieniutką warstwą śniegu tafli ziało przenikliwym ziąbem. Czym prędzej nasuwało się całkiem nagle sympatyczną czapę, zawiązywało rozchełstany szalik i szczelniej otulało kocami. Przysuwało się do Mamusi i z podziwem patrzyło na rozżarzający się korowód sunący po jeziorze. Słyszało się zawodzenie osiadającego lodu i wyobrażało sobie, że jest się głową widzianego kiedyś ognistego smoka, który wbija się diamentowymi pazurami w szklistą gładź.

Czuło się lodowe tchnienia przenikające na wskroś całe ciało i słyszało gwizd wiatru towarzyszący rozpędzającemu się kuligowi. Jakby z oddali łowiło się pokrzykiwania woźniców na koniki, które zdawały się świetnie rozumieć, co znaczy Hetta! albo Wiśta!. Mroźne smagnięcia paraliżowały nos, usta i podbródek, wtulało się więc twarz w ramię Mamusi i naciągało głębiej kaptur.
Nie mogło się jednak przecież przegapić choćby chwilki widowiska, więc gdy tylko odzyskiwało się czucie, odwracało się głowę, ciesząc się, że niemal cały impet wiatru pozornego skierowany jest na plecy. Kuliło się pod jego naporem i jak urzeczoną, wpatrywało w odbijające się w lodowym zwierciadle pomarańczowe kule.

Wsłuchiwało się w sprawiający niesamowite wrażenie trzask lodu i jego zawodzący śpiew, i dostawało się gęsiej skórki na myśl o pękającej nagle gładzi i rozchodzących się grubych krach, które wielokrotnie miało się okazję oglądać w trakcie wiosennych roztopów. Żeby nie poddawać się lękowi i podszeptom własnej wyobraźni, kierowało się wzrok na niebo, wypatrując znanych konstelacji, albo na przybrzeżne palisady trzcin i oczeretów.

Z zazdrością przypatrywało się śmiałkom, którym dane było podróżowanie w małych, doczepionych do tylnych płóz saneczkach. Podziwiało się ich akrobacje, zanudzało Rodziców o pozwolenie na podobną jazdę i wielkim rozczarowaniem reagowało na krótkie, niepodlegające dyskusji Nie!.

Po zatoczeniu popisowego koła płomienisty korowód zwalniał i znowu można było oddychać w miarę swobodnie. Prostowało się więc i nie potrafiło oderwać oczu od igrających na rozsuniętym śniegu jutrzenek i hipnotyzującej łuny ciągnącej się za zaprzęgami.
Gdy spoglądało się w górę, miało się wrażenie, że wpadło się do miedziano-szklistej kopuły okolonej tajemniczo pełgającymi cieniami drzew.

Wreszcie łowiło się, dalekie jeszcze, głosy, które po chwili zmieniały się w zniekształconą odległością, ale rozpoznawalną melodię. Słowa pieśni wplątywały się między łagwie i nagle, uchwyciwszy ich sens, zaczynało się je bezwiednie powtarzać, najpierw cichutko i nieśmiało, później – coraz głośniej i pewniej.
Nie myślało się wtedy, co się śpiewa, ani – czy jest to stosowne i poważne. Po prostu dawało się upust własnej radości, pomnożonej radością innych uczestników kuligu. Z tym śpiewem na ustach kierowało się ku wielkiemu ognisku, pokonywało ostatnie metry i łagodnie wjeżdżało na brzeg szeroką przesieką nieopodal nieużywanej bindugi.
Po powrocie na wykarczowany plac wysiadało się ostrożnie z sań i podążało do ogniska, które wabiło nie tylko ciepłem ale i nieziemskimi zapachami.

Dostawało się wielki kubek gorącej herbaty, tackę parzącego bigosu i solidną pajdę razowego chleba.
Siadało się przy ogniu między Rodzicami i w mgnieniu oka pochłaniało otrzymane pyszności.
A potem opierało się o ramię Mamusi albo kładło głowę na kolanach Tatusia i, choć bardzo się starało, nie dawało się rady rozewrzeć sklejonych nagle snem powiek…

253 komentarze

  1. makowka9 pisze:

    Piękne wspomnienia.
    Jako mieszczuch nie mam takich.
    Uczestniczyłam w różnych kuligach, ale już samodzielnie, nie jako dziecko.
    Masz jakieś zdjęcia?

    • Lena Sadowska pisze:

      Dobry wieczór, Maczku:)
      Dziękuję.
      Te późniejsze kuligi już nie miały tej magii, niestety:)

      Och! Maczku, mam mnóstwo zdjęć, bo Rodzice i krewni nieustannie pstrykali jakieś selfiki, ale nie zapamiętałam, niestety, pinów do ich komórek;)
      A poważnie – nie, Maczku, mam tylko wspomnienia:) Zimy u nas bywały bardzo srogie, więc nawet jeden z wujów-wielkich entuzjastów fotografiki nie odważał się zabierać swojego, „wypasionego” jak na owe czasy, aparatu:)

      • Makówka pisze:

        Nie było oczywiście komórek, ale ci nieliczni co mieli aparaty fotograficzne robili zdjęcia. W każdym domu są chyba albumy ze zdjęciami. Faktycznie głównie z cieplejszych pór roku, ale mam też jakieś zimowe zdjęcia np. z nart.
        Dlatego zapytałam, bo chętnie obejrzałabym Lenę w „kuligowym mundurku”.

        • Lena Sadowska pisze:

          🙂

          Mam trochę zdjęć, ale są papierowe, więc myślę, że po sfotografowaniu ich oglądałoby się głównie zaśnieżoną szarawą powierzchnię:)

          • Makówka pisze:

            Ależ skąd!

            Oczywiście nie jest to dobra jakość, ale coś da się zobaczyć.

            • Lena Sadowska pisze:

              Poszukam, choć nie gwarantuję sukcesu:)
              Ale to już jutro, bo najpierw muszę zlokalizować karton, czyli udać się do pakamerki, powspinać się trochę, odwalić parę innych kartonów…:)

  2. Tetryk56 pisze:

    Och, Leno! Świetne są twoje wspomnienia z czasów, kiedy robiło się różne rzeczy, czasem magiczne a zawsze piękne! In Love

    • Lena Sadowska pisze:

      Witaj, Tetryku:)

      Dziękuję.
      Te wspomnienia to zasługa Rodziny, której po prostu „się chciało”:)
      Kiedy Smarkactwo było trochę bardziej smarkate, też ciągałam je na różne tego typu eskapady, więc myślę, że i Ono będzie miało trochę fajnych wspomnień:)

  3. Quackie pisze:

    Kurczę, ścięło mnie po kolacji, musiałem się położyć, wstaję, a tu minęła godzinka. I jeszcze do tego nowe pięterko.

  4. Quackie pisze:

    Uff, tutaj mały kryzys rodzinny, ale już wszystko się wyjaśniło, a w każdym razie uspokoiło.

  5. Quackie pisze:

    Ooo, przepiękne opowiadanie! I oczywiście od razu pytanie: jak to było robione, że te inne sanie się dołączały do orszaku? To było jakoś synchronizowane? Na zasadzie, że skoro pierwsze sanie ruszają z miejsca X dajmy na to o 18.00, to kolejne muszą dołączyć o 18.22, 18.45 i 19.03?

    No i buzia mi się otworzyła jak karpikowi, kiedy doszedłem do fragmentu o jeziorze. Rozumiem, że wszyscy ci „organizatorzy” (jakbyśmy ich dzisiaj nazwali) mieli pewność, że lód wytrzyma, inaczej by nie wjeżdżali całymi rodzinami… a jednak ciarki trochę chodzą. Być może karmione całymi tabunami opowiadań, filmików i scenek przestrzegających przed wchodzeniem na lód.

    • Tetryk56 pisze:

      Też miałem taką refleksję, ale trzeba wziąć pod uwagę, że mówimy o znacznie mroźniejszych niż dziś zimach, i to w najmroźniejszej części kraju.

      • Quackie pisze:

        Tak, no tak myślę. Mimo to. Zapewne jestem już uwarunkowany.

      • Lena Sadowska pisze:

        To prawda, Tetryku, zimy były naprawdę srogie. Wybijane przeręble miewały ponad metr głębokości:)

        A jako ciekawostkę dodam, że kiedyś za kłusownictwo na lodzie karą (dla wędkujących bez ważnej karty wędkarskiej) było właśnie przebijanie wybitych przez służby leśne przerębli:) Delikwent musiał przez określony czas maszerować od przerębli do przerębli w promieniu kilometra i machać pieśnią:)

    • Quackie pisze:

      A jak próbuję sobie przypomnieć własne doświadczenia, to jednak trudno. Jakiś kulig w Bukowinie Tatrzańskiej na wczasach, jakiś na Kaszubach – wszystko to w wieku już nastoletnim lub dorosłym, z zupełnie innego punktu widzenia i gdzie tam ta magia…

      A z dziećmi kiedyś byliśmy pod Toruniem, szwagier ciągnął je za samochodem na saneczkach i niestety Junia spadła i sobie buzię na szutrze podrapała, na szczęście powierzchownie.

      • Makówka pisze:

        Bo magia jest oczami dziecka.
        W wieku nastoletnim lub dorosłym bywa dobra zabawa, ale tylko dzieciak przytulający się do rękawa mamy może odczuwać magię.

    • Lena Sadowska pisze:

      Dziękuję.

      Sanie, jak sądzę, Quacku, dojeżdżały z kolejnych postoisk w okolicznych wioseczkach, bo te kuligi były dość liczne – do trzydziestu sań:)

      Tak, wjeżdżanie na lód zawsze i mnie przyprawiało o dreszczyk emocji, choć zimą Jezioro zamieniało się w skrót, którym przemieszczano się nie tylko saniami, ale także samochodami:)
      Myślę, że okoliczni mieszkańcy doskonale wiedzieli czy, oraz od kiedy i do kiedy można po nim bezpiecznie jeździć:)

      • Quackie pisze:

        Z tym jeziorem pewnie tak. Małżonka była na wymianie międzynarodowej w Szwecji, w miejscowości, w której w zimie przez jezioro prowadzą oficjalnie uznawane drogi, głównie dla skuterów śnieżnych, ale jednak.

  6. Makówka pisze:

    Dobranoc!

  7. Lena Sadowska pisze:

    „Noc jak bas.
    Księżyc wysoko jak sopran,
    gość u chmur ośnieżających drzewa –
    zima, zima,
    jaka tam zima!
    skoro jak majowy słowik śpiewa.
    (…)
    Poroztwierał księżyc drogi wszystkie,
    porozkładał swój niebieski ogień,
    nasze sanie zima otoczyła,
    pora wróbli i świecących okien.

    Jadą sanie, cień drogami ciągnie:
    skośny dyszel i czapka futrzana.
    Wierzby straszą. śnieg skrzy się. Trójdzwonkiem
    koń jak dzwonnik kuranty wydzwania.”
    („Sanie” – K. I. Gałczyński)

    Dobrej nocki, Wyspo:)

  8. Quackie pisze:

    Spokojnej wszystkim

  9. Makówka pisze:

    Witam!
    Wszyscy przejedzeni?
    Czy Kelnereczka potrzebna?

    Kelnereczka

  10. Quackie pisze:

    Dzień dobry, wstałem gdzieś godzinę temu 🙂

    Co za święta, proszę państwa, co za święta.

  11. makowka9 pisze:

    Pozdrawiam z Myślenic.

  12. makowka9 pisze:

    Czy u Was też tak rozpaczliwie leje?

  13. Lena Sadowska pisze:

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    Biało i ciepło:)

  14. Lena Sadowska pisze:

    Nieśpieszne dobranoc, Wyspo:)

  15. Makówka pisze:

    Dobranoc Wyspo!

  16. Quackie pisze:

    Dzień dobry przelotne, póki co, poproszę naszą niezawodną panią G.

    Koffie

  17. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Święta minęły, więc znowu w pracy…

  18. Makówka pisze:

    Poświątecznie witam!

  19. Quackie pisze:

    No to jestem z powrotem. W każdą stronę poniżej 2 godzin, jednak ekspresówka od Nowych Marzów do Bydgoszczy robi swoje.

    Chcę jeszcze chwilę dzisiaj popracować (jutro i pojutrze mam normalne dni robocze), wieczorem będę jak zwykle.

  20. Lena Sadowska pisze:

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    W mieście szaro-buro i bardzo ślisko, ale poza nim wciąż biało:)

    Jedzenie poporcjowane i upchane, garkocie pochowane, choinki zapalone – można spokojnie kontemplować Poświęta;)

  21. Quackie pisze:

    Kochani, umykam, gdyż jutro i pojutrze dzień pracy. Dobranoc!

  22. Lena Sadowska pisze:

    Nie żegnam się jeszcze, będę zaglądać, bo stan odmeldunkowy mi się nie zgadza. Znaczy – na Maczka poczekam:)

  23. Makówka pisze:

    Dobranoc!

    kordelka

  24. Lena Sadowska pisze:

    I teraz spokojnie mogę powiedzieć:

    dobrej nocki, Wyspo:)

  25. Makówka pisze:

    Noc nieprzespana…

    I jak tu powiedzieć „dzień dobry”?

    Może Gienia ma na to jakiś ratunek?

    Koffie

  26. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Spałem kamieniem, więc pięknych snów albo nie było, albo się poza kamień nie przedostały.

  27. Quackie pisze:

    Dzień dobry, a mnie się śniło, że byłem kędyś w Afryce, na granicy Nigerii i jeszcze jakiegoś państwa (z mapy wynika, że w grę wchodzą Benin, Niger, Czad i Kamerun) i spotkałem człowieka, który potrafił przenosić się w ciała innych osób (za ich zgodą tylko), a one w zamian za to zyskiwały różne nadnaturalne umiejętności. Np. latanie. Czyżby wariacje nt. nigeryjskiego przekrętu?

    • Tetryk56 pisze:

      Czadowy sen! Trochę też Nigeryjski…

    • Lena Sadowska pisze:

      A mi śniło się, że wstałam i zdążyłam do sklepu, który na jawie będzie zamknięty do 3 stycznia:)

      Witaj, Quacku:)

      • Quackie pisze:

        Nawet nie do drugiego? Tylko do trzeciego? No wiesz co, a małżonka nauczycielka musi już drugiego być na posterunku Worry

        • Lena Sadowska pisze:

          Ten sklep w ogóle jest dziwny… Czynny od wtorku do piątku od 10.00 do 14.00:) 02.01 to poniedziałek, więc może dlatego od 03.01?
          Ale świetnie wyposażony, asortyment w ludzkich cenach, więc klienci się dostosowują:)
          Sklep klejowo-farbowo-takie-tam:)

          *Sprawdziłam – do 03.01 włącznie, więc ta wtorkowa teza się nie sprawdza…:)

          • Quackie pisze:

            Ach, a ja się dowiedziałem, jeszcze w listopadzie, że jedna zaprzyjaźniona księgarnia ma zamiar się zamknąć na styczeń i luty, gdyż opłaty za ogrzewanie ją inaczej wykończą Weary (Edit: tak a propos dziwnych godzin – a nawet miesięcy – funkcjonowania)

            • Lena Sadowska pisze:

              Tutaj na dole jest sklep, a górę dobudowano potem i zaadaptowano na mieszkanie, co nie wpłynęło na funkcjonowanie sklepu:)

  28. Quackie pisze:

    No to po pracy i na przerwę!

  29. Tetryk56 pisze:

    Wróciłem z zebrania, tym razem w SM, i do 5:30 mam wolne! Wink

  30. makowka9 pisze:

    Jestem!
    Starałam się być w ruchu, aby mój organizm zapomniał o braku snu dzisiejszej nocy.
    No i aby uciec od czarnych myśli.
    Spacer, potem muzeum.

  31. Lena Sadowska pisze:

    Naspacerkowo przesiąknięte wilgocią dobry wieczór, Wyspo:)

    Mżysto, dżdżysto i ślisto:)

  32. Quackie pisze:

    Kochani, umykam. Dobranoc!

  33. Makówka pisze:

    Dobrej nocy!

  34. Lena Sadowska pisze:

    Miłej nocki, Wyspo:)

  35. Quackie pisze:

    Dzień dobry, czas dzisiaj cenny.

    Pani Gieniu, poprosimy!

    Koffie

  36. makowka9 pisze:

    Witajcie!

  37. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Jak widać, jest trochę ruchu! 😉

  38. Quackie pisze:

    No to po pracy. Ale na przerwę za dłuższą chwilę, koło 18.30.

    A teraz pobędę Pleasure

    • Lena Sadowska pisze:

      A ja chyba – do pracy:)
      Od paru dni mam pomysła, ale dopiero teraz chwilę, by go zacząć realizować:) Jeśli tylko po tych całodniowych eskapadach nie padnę:)

      Dobry wieczór, Quacku:)

  39. Makówka pisze:

    A ja wyszłam z gościny i wracam do domu

  40. Tetryk56 pisze:

    Uprzejmie donoszę, że dotarłem do domu. Nowe biuro zaczyna przypominać stan bliski docelowemu: stół zmontowany internet działa, drukarka działa. Będzie dobrze!

  41. Lena Sadowska pisze:

    Rozbłocone dobry wieczór, Wyspo:)

    Smarkactwo odprawione.
    Reszta wyspacerowana.
    Słowem: hulaj dusza! piekła nie ma!;)

  42. Lena Sadowska pisze:

    Dybra. Na Wyspie cisza, to spróbuję zestringilować z siebie drożny kurz i spacerkowe błotko;)

  43. makowka9 pisze:

    Makówka wróciła. Rozpakowała plecak, umyła co trzeba z błota, zjadła, zrobiła pranie, wyrzuciła śmieci i chyba czas zbierać się do spania.

  44. Quackie pisze:

    Dobranoc!

  45. Makówka pisze:

    Dobranoc

  46. Lena Sadowska pisze:

    Snów z szemrzącymi w tle, barokowymi nutkami, Wyspo:)

  47. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Coś się kończy, coś się zaczyna… 😉

  48. makowka9 pisze:

    Witam!

  49. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Za godzinkę wybywam (i jestem z powrotem w przyszłym roku 😉 ). W związku z tym chciałem życzyć wszystkim na Wyspie najlepszości w nowym roku i szampańskiej zabawy w Sylwestra. Albo chociaż proseccowej!

    Wszystko ma na wózeczku pani Gienia. A jak nie ona, to na pewno zmienniczka.

    Koffie

  50. Lena Sadowska pisze:

    Słoneczne dzień dobry, Wyspo:)

  51. Tetryk56 pisze:

    Godzinka w domu i wieczór w teatrze Pleasure

  52. Makówka pisze:

    Jestem. Wybłocona „cała Makówka”. Poślizgnęłam się w miejscu dość stromego podejścia i zjeżdżałam na błocie dobry kawałek, a potem pozbierać się nie mogłam. Trochę poturbowana, ale nic groźnego (mam nadzieję, bo czasem zaczyna tak naprawdę boleć po jakimś czasie)

    • Lena Sadowska pisze:

      Bardzo mi przykro, Makówko.
      Napisz, proszę, czy nie czujesz się gorzej, jeśli dasz radę.

      Błocko jest zdradliwe. Zwłaszcza to zimowe.
      Też staram się chodzić ostrożnie, bo nawet buty z (ponoć) antypoślizgowymi protektorami potrafią zatańczyć na podmarzniętym błocku:(

  53. Lena Sadowska pisze:

    Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    Laskiem jeszcze biało, ale miasto raczej wczesnowiosenne niż zimowe, choć mrozi:)
    Wypatrzyłam dziś pąki na wierzbie…

  54. Lena Sadowska pisze:

    Jaka cisza na Wyspie:)
    Quack baluje, Tetryk się teatruje, Maczek kuruje, a zaniepokojona Lena sprawdzała, czy grudzień aby na pewno ma trzydzieści jeden dni i kończy się jutro:)

  55. Tetryk56 pisze:

    Tetryk już wrócił i właśnie szukał czegoś z kuligiem, ale fajnie, że uprzedziłaś 🙂

  56. Makówka pisze:

    Dobranoc Wyspo!

    kordelka

  57. Lena Sadowska pisze:

    Regenerujących przedsylwestrowo snów, Wyspo:)

  58. Makówka pisze:

    Słonecznie witam!
    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

  59. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Po zakupach, po śniadanku 🙂 Jest dobrze! Pleasure

  60. Tetryk56 pisze:

    No tak — wszystkie panie już szykują balowe kreacje, kremy, maseczki i koafiury — a ja idę na spacerek… Wink

  61. Lena Sadowska pisze:

    Jeszcze staroroczne dzień dobry, Wyspo:)

    Bezśnieżnie, ciepło, wiosennie niemal:)

  62. Makówka pisze:

    Pozdrawiam z Czajowic

  63. Tetryk56 pisze:

    Abyśmy tu nie dołożyli kolejnej setki komentarzy z życzeniami, założyłem noworoczne pięterko. Serdecznie zapraszam!

  64. Lena Sadowska pisze:

    Już noworocznie dziękuję wszystkim za wspólne pokuligowanie i lecę składać życzenia na Tetrykowe pięterko:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)