« Bydgoszcz od strony karmnika Pożegnanie z Agnieszką... »

Soczelnik

Kiedyś Objawienie Pańskie wyglądało inaczej.

Na ten dzień czekało się z utęsknieniem, bo wszystko z nim związane od pierwszej minuty było niezwykłe.
Poprzedniego wieczora szło się do siebie bez ociągania, wskakiwało do łóżka i gasiło lampkę. Wsłuchiwało się w odgłosy dochodzące z głębi mieszkania i nie mogło się zasnąć. Wymykało się więc cichutko z pościeli i podchodziło do okna. Patrzyło się na rozświetlony śnieżnym blaskiem świat i przykładało rękę do szyby, na której mróz wyczarowywał weneckie hafty. Przyglądało się baletowi płatków wirujących w ciepło-oranżowym świetle ulicznych latarni. Odgadywało się ziąb czający się tuż za szkłem i uprzytamniało podobieństwo między zalegającym na zewnętrznym parapecie puchem a własną, mięciutką poduszką. Kołysało się w rytm gwiżdżącego wiatru i ziewało rozdzierająco. Czuło się ciężar powiek i ostatkiem sił wracało pod kołderkę…

Kiedy ponownie otwierało się oczy, miało się wrażenie, że przyłożyło się zaledwie przed chwilą. Zerkało się w okno, za którym nadal królowała noc.
Słuchało się ciepłego głosu Mamy i opieszale opuszczało rozbujane snem łóżko. Myło się i ubierało. Zjadało się lekkie śniadanie i dopiero podczas posiłku uświadamiało się sobie, że nadszedł ten wyczekiwany od roku dzień.
Nagle nabierało się wigoru i już nie mogło doczekać się wyjścia na zewnątrz…

Z ciemnej sionki zstępowało się wprost w labirynt wąskich ścieżynek, przyprószonych lepkim, wciąż sypiącym śniegiem.
Wsiadało się do samochodu i ze wzgardą odsuwało przygotowane poduszki i koce, ponieważ miało się niezachwianą pewność, że nie zaśnie się całą drogę. Przylepiało się nos do zimnej samochodowej szyby i czekało na pokasływania silnika. Pełną piersią wdychało się zapach ciepłego kurzu wydobywającego się z kratek ogrzewania i próbowało opanować kichanie. Odciskało się na zaparowanej tafli swoje dłonie, smarowało palcami esy-floresy i machało otynkowanej ścianie bramy, którą wyjeżdżało się na ulicę…

Czuło się dziwny dreszczyk, gdy przejeżdżało się przez uśpione miasto. Ze zdziwieniem wgapiało się w umykające kamieniczki, które w nocnym oświetleniu wyglądały zaskakująco obco. Obserwowało się tańczące na fasadach cienie, zniekształcone kurzawą wystawowe okna i nietknięte ludzką stopą chodniki. Po chwili przestawało się słyszeć szum silnika i doznawało wrażenia, że płynie się w nieznaną dal czarodziejskim wehikułem. Przenosiło się wzrok na przednią szybę i patrzyło, jak atakują ją świetliste spiralki. Odwracało się głowę i próbowało podpatrzeć, dokąd podążają fosforyzujące zygzaki. A potem nagle miasto gasło i wjeżdżało się w ciemność…

Dopiero wtedy zdejmowało się kurtkę i sadowiło wygodniej. Czekało się, aż wzrok przywyknie do mroku i będzie można powrócić do kontemplowania niezwykłego widowiska.
Powoli zaczynało się rozróżniać kontury mijanych drzew. Początkowo widziało się tylko czerń ściany przetykanej z rzadka jaśniejszymi, pionowymi pasmami. Z czasem rozpoznawało się fluoryzujące pnie wierzb i brzóz.
Dostrzegało się szachownicę śródleśnych skarp i lodowy szlaban ciągnący się wzdłuż szosy.
Wpatrywało się w połyskującą w świetle reflektorów białą nawierzchnię i wyobrażało sobie, że leci się Mleczną Drogą, omijając meteorytowy krusz i niemal czuło się muśnięcia gwiezdnego pyłu…

W końcu podkładało się pod głowę wzgardzoną poduszkę, okrywało puszystym pledem i przymykało oczy. Poddawało się rytmowi lotu i zapadało w krótsze i dłuższe drzemki.
Najczęściej przecykało się, gdy światła napotkanych miejscowości rozzłacały noc. Omiatało się rozespane domy i dalej śniło swój sen o kosmicznej podróży. Wsłuchiwało się w szum z rzadka mijanych pojazdów i mrużyło przymknięte powieki.
Pozwalało się ciału kołysać i traciło kontakt z rzeczywistością…

Kiedy ponownie otwierało się oczy, świat za szybą już się nieznacznie rozbłękitniał. Uszy porażała cisza, mącona od czasu do czasu dalekim szczeknięciem, po którym poznawało się, że podróż dobiegła końca. Patrzyło się nieprzytomnie i czym prędzej chowało głowę pod koc, żeby skryć się przed strumieniem mroźnego powietrza z otwieranych właśnie, tatusiowych drzwiczek. Marudziło się jeszcze parę minut, by ulec jednak w końcu dochodzącym z zewnątrz głosom. Wyściubiało się ostrożnie nos spod przykrycia i szukało po omacku ubrań…

Niemrawo naciągało się buty i kurtkę, nasadzało na głowę czapkę i, nie zawracając sobie głowy czymś tak nieważnym jak zapinanie czy zawiązywanie, wyskakiwało się z samochodu prosto w górkę odgarniętego śniegu. Oczywiście wpadało się w nią i natychmiast – przewracało. Może i tam nawet czasem coś się sobie stłukło, ale dzielnie gramoliło się na wierzch i, ile sił w nogach, biegło ku majaczącym w dali postaciom. Rozpościerało się ramiona i z impetem wpadało w mięciutki brzuszek kogoś, kogo nazywało się Baboczką, chociaż doskonale wiedziało się, że to słowo wcale nie oznacza babci lecz – motylka. Wtulało się w szorstki kremowy sweter i wdychało specyficzną woń gręplowanej wełny. Czuło się na swoich ramionach silne ręce i słyszało wyśpiewywane radosnym głosem powitanie…

Już od drzwi tonęło się w zapachu suszącej się w rogach oszklonej werandy bazylii i dwukolorowych wianków cebuli. Wchodziło się głębiej i rozkoszowało drożdżowym ciepłem kuchni. Zrzucało się wierzchnie okrycie i wspinało na cieplutki, kuchenny przypiecek. Mościło się na przygotowanych poduszkach i z przyjemnością przyglądało nieśpiesznej krzątaninie dorosłych. Patrzyło się w rozradowaną twarz Baboczki i cieszyło, że będzie można spędzić z nią trochę czasu.
Dostawało się gorącą gorzką herbatę i kawał drożżewoj buły i dopiero wtedy nabierało się pewności, że długa droga wcale nie była mirażem.
Po skończonym poczęstunku układało się wygodniej, przypatrując się pijącym herbatę rodzicom i – przestrzegającej tego dnia ścisłego postu – Baboczce…

Tęskniło się za tą kuchenną krzątaniną – tak inną od domowej, a jednak – podobną. I za pogodną obecnością Baboczki, która natychmiast po skromnym poczęstunku dreptała w klietoczku i zjawiała się z michą pszenicy. Patrzyło się, jak skrapia ziarno wodą, przesypuje je do lnianego worka i kładzie na podłodze. Kibicowało się Tacie, obtłukującemu drewnianym drągiem pszenicę i Mamie, rozwiązującej co parę minut worek i zwilżającej zawartość. Czekało się na Baboczkę, która przesypywała całość na wielkie sito i przepłukiwała ją, by oddzielić ziarnka od oderwanych twardych łusek.
Łowiło się kwaskowaty zapach gotującej się pszenicy i ucieranego w donicy maku. Patrzyło, jak Baboczka łączy je z podgrzanym miodem i pokruszonymi orzechami, jak wrzuca napęczniałe w ulepku rodzynki i uciera wszystko z miałką waniliową korą.
Zazwyczaj w tym momencie miało się dosyć wylegiwania, zeskakiwało się więc z pieca i towarzyszyło Baboczce w wyniesieniu socziła do chłodnej piwniczki…

Nie mogło się, oczywiście, opuścić przygotowywania żadnej potrawy.
Zaglądało się do wielkiego gara, z którego unosił się burgundowy aromat zalanych wcześniej wodą, gotujących się, suszonych borowików.
Plątało się między Mamą a Baboczką i przeszkadzało w lepieniu pierogów z grzybami. Podnosiło się pokrywę innego gara, z którego buchała grzybowo-kapuściana para. Zgłaszało się chęć pomocy w doprawianiu kartoflanego farszu sercowatym kminkiem i suszonym koprem, oraz zawijaniu go w liście kapusty. Asystowało się przy gotowaniu gołąbków w słonym wywarze i zapiekaniu na wielkiej blasze w chlebowym piecu. Uwielbiało się pomagać w okładaniu ich grubą warstwą kapuścianych liści i sprawdzaniu, czy już doszły…

Ze średnim zainteresowaniem śledziło się robienie drożdżowego ciasta na racuchy, ale ochoczo układało się je w piecu i pilnowało, by się nie spaliły. Wyczekiwało się, by podwoiły swoją objętość i rozzłociły smakowicie na blasze i alarmowało dorosłych.
Chętnie podglądało się gotowanie warzywnego wywaru na uszeńkę z knelkami. Uwielbiało się patrzeć, jak ze zmielonych ugotowanych warzyw i filetów rybnych powstaje lśniąca, pachnąca biełym pierczikom i czosnkiem masa, z której Baboczka formowała maleńkie pulpeciki i wrzucała do wrzącego wywaru. Pomagało się później wyławiać je ogromną łyżką cedzakową i wdychało aromat bulionu…

Z wielkim upodobaniem towarzyszyło się też w przygotowywaniu koliadniczków – niewielkich pierożków z drożdżowego ciasta. Nie tyle może interesowało się ciastem, co – farszem. Nigdzie indziej nie jadło się pierożków nadziewanych słodką gruszkowo-makową masą. Najbardziej zachwycało się, pachnącą wanilią i cytryną, szklistą gruszkową konfiturą, którą mieszało się z utartym i osłodzonym makiem i układało na wyciętych krążkach. Dalszą część znało się z wypiekania kulebiaków, więc porzucało się zdradziecko Baboczkę i biegło do drewnianej półeczki, na której stał wielki słój z owsianym zakwasem na żytnim chlebie…

Wodziło się wzrokiem za drobniutkimi bąbelkami, które odrywały się od ziaren owsa i cieszyło, że bańka jest przykryta, ponieważ nie znosiło się zapachu fermentującego chleba. Czekało się, aż Baboczka zabierze się za przecedzanie trójwarstwowej zawiesiny, a w międzyczasie robiło się z miodu i wody sytę, którą dodawało się do wytrąconej owsianej skrobi. Nie miało się przekonania do specyficznego smaku kisielnicy i jej ostrego zapachu, ale kochało się gęsty, żurawinowy sok, który był niezbędnym dodatkiem do owsianego kisielu…

Resztę potraw uważało się za banalne – ani smażone w naleśnikowym cieście grzyby, ani ryba, ani nawet pachnący goździkami szczułok z suszonych owoców – nie były w stanie zainteresować na długo. Miało się przecież wciąż jeszcze w pamięci własną, przygotowywaną w domu Wigilię. Odchodziło się więc od stołu i z radością wracało na cieplutki piec. Mościło się na poduchach, okrywało kocem i chociaż bardzo nie chciało się zasnąć – w końcu zawsze zapadało się w drzemkę…

Kiedy ponownie otwierało się oczy, w kuchni panowała cisza. Zsuwało się z kaflowej półki i dreptało do pokoju. Zawsze z jednakowym zachwytem patrzyło się na pomalowane na błękitno ściany, na których czyjaś dłoń wymalowała tuż pod sufitem poprzeczny szlaczek z gałązek kwitnącej jabłoni. Głaskało się ten chłodny błękit i przenosiło wzrok na choinkę – zgrabny, zielony świerczek, ustrojony plecionymi ozdobami ze słomy, czerwonymi rajskimi jabłuszkami i cukierkami w błyszczących papierkach. Podziwiało się przeźroczyste, szklane bombki i przepiękną, siedmioramienną gwiazdę, królującą na czubku drzewka. Zerkało się na mrugające orzechy, zawinięte w sreberka i złotka i nie mogło doczekać chwili, gdy choinka rozjarzy się blaskiem cieniutkich woskowych świeczuszek i zimnych ogni…

Siadało się między Baboczką a Mamusią i przysłuchiwało rozmowie. Opierało się o Mamę i chłonęło spokojną radość emanującą z przycupniętych komódek i kaflowego pieca.
Uwielbiało się słuchać Baboczki, wypowiadanych przez nią, tchnących tajemniczym urokiem słów, przywodzących na myśl prastare zaklęcia. Zapadało się w miękkość spółgłosek i przeciągnięte sylaby, które brzmiały jak nucona cichutko do niezwykłej melodii pieśń…

Rozglądało się po pokoju, zerkając na stojącą w rogu pieriepielicę i bardzo chciało się, żeby do osypanych ze snopka ziarenek zakradła się jakaś głodna myszka. Z niecierpliwością rzucało się spojrzenia w kierunku porcelanowego zegara. Kiedy wydzwaniał swoje divertimento, wstawało się i szło za Baboczką do sypialni, by przynieść trzeszczący krochmalem, biały pieriebor. Rozściełało się go na stole, głaszcząc misternie haftowane w rogach gałązki świerczyny przeplecione głagolicowymi runami. Pod obrus wkładało się sianko, w którym między szmaragdowymi ździebełkami granatowiły się zasuszone koszyczki wasilijek, pachniały miodem fioletowe synoczki i pomarszczone płatki żółtych knotniczek…

Potem patrzyło się na Tatusia, który na specjalnej, drewnianej podpórce ustawiał maleńką, prostokątną ikonę. Uwielbiało się wdychać zapach starej deski i wpatrywać w podłużne, ascetyczne twarze z pięknymi, prostymi nosami, w surowe usta i z łagodnością popatrujące oczy. Zachwycało się brązową suknią Matki Bożej, jej pofałdowanym czepcem i falbaniastą koszulką małego Jezuska. Kiedy stawało się naprzeciw obrazu, doświadczało się uczucia wszechogarniającego spokoju, a gdy dotykało się delikatnie powierzchni – czuło się lekkość i radość, ale także – trudną do opisania żałość…

Obok ikony stawiało się gliniany kubek bez uszka, do którego wsypywało się ziarna pszenicy i wstawiało bardzo cienką i długą świecę. Zawsze miało się z nią kłopoty, ponieważ była woskowa i wyginała się w ciepłych dłoniach. Na rogach stołu umieszczało się po główce czerwonawego jędrnego czosnku, by przez cały rok dopisywało zdrowie. Przynosiło się w porcelanowej miseczce miód, który miał zapewnić sładosć i szczastje, sól w kieliszku, symbolizującą wszelką obfitość, oraz – chleb, domyślając życzenie, by nigdy go nie zabrakło.
Na centralnym miejscu stawiało się socziło – przyrządzoną wcześniej kutię – żeby podziękować Bogu za pomyślność w poprzednim roku. Dopiero później rozmieszczało się pozostałe dania. Z zachwytem dotykało się białej porcelany, będącej niezwykłym tłem dla potraw, których musiało być dwanaście. Pilnowało się także, by na stole nie zabrakło nakrycia dla pożądanego, bo zwiastującego pomyślność – zbłąkanego gościa…

Kiedy wreszcie wypatrzyło się Pierwszą Gwiazdkę, szło się do stołu i stawało przy swoim krześle. Gdy zapłonęła świeczka, wysłuchiwało się krótkiej modlitwy i pieśni, nazywanej przez Baboczkę troparom w cześć Christu. Następnie dzieliło się przyniesioną wcześniej z cerkwi, pokrojoną w kosteczkę, maleńką i zupełnie niesłoną prosforą – okrągłym chlebkiem z pszennej mąki i wody święconej – wypiekaną przez matuszkę i składało sobie nawzajem życzenia.
Kolację zawsze rozpoczynało się od kutii – patrzyło się, jak Baboczka nabiera pierwszą łyżkę potrawy i wyrzuca jej zawartość pod powałę. Liczyło się przylepione ziarenka, bo ich ilość miała decydować o pomyślności nadchodzącego roku…

Nie musiało się przestrzegać kolejności potraw, ale przeważnie zaczynało się od gorących dań, słodkości zostawiając na deser. Podczas kolacji nie rozmawiało się za wiele, nie podnosiło się głosu. Czuło się onieśmielenie, gdy patrzyło się na podsuwającą półmiski i salaterki Baboczkę. Widziało się uśmiech na drżących wargach i błysk szarych oczu.
Po spróbowaniu wszystkich potraw Baboczka intonowała przepiękną koliadkę Spij, Isusie, spij.
Potem śpiewało się Etu nocz swiatuju, Wstawajtie, wstawajtie i wiele innych bożonarodzeniowych pieśni. Słuchało się tych kolęd z biciem serca, prawie nie oddychając, by nie spłoszyć magii chwili…

Po sprzątnięciu ze stołu ubierało się i wychodziło na dwór. Szło się do obórki i częstowało zwierzątka obrusowym sianem. Podtykało się łodyżki puchatym owieczkom, jednocześnie podejrzliwie popatrując na rozłożonego w kącie baranka. Nie miało się do niego zaufania.
Patrzyło się na łaciatą Milieńkę i na wszelki wypadek pozwalało innym nakarmić ją siankiem. Czuło się przed krówkami niczym nieuzasadniony lęk, którego nigdy się, zresztą, nie wyzbyło.
Za to odważnie podchodziło się do gniadej Łoszadki. Ani troszkę nie dziwiło się, że konik może się nazywać po prostu – Konikiem. Gładziło się jego długą grzywę i częstowało chrzęszczącym przysmakiem, wsłuchując w dochodzące z nozdrzy pochrapywanie, w którym chwilami jakby wychwytywało się nawet słowa…

Zaglądało się też do kurek, gąsek i kaczek i przyglądało, jak Baboczka wlewa im do poidła święconą wodę. W tym samym celu odwiedzało się Sobaczkę, która, niestety, nie była smakoszką sianka, ale bardzo chętnie piła święconą wodę i jadła pierogi, przemycane w tajemnicy z wigilijnego stołu.
Po powrocie nurkowało się pod choinkę i rozdzielało prezenty.
Wszystkimi cieszyło się prawie jednakowo, ale jeden szczególnie wzmagał bicie serca. Po rozpakowaniu obracało się na wszystkie strony niezwykle miękki i delikatny płatoczek. Dotykało się pięknej, ręcznie tkanej chusty i wyczuwało każdą kwiatową wypukłość. Przymierzało się ją przed lustrem i ledwo rozpoznawało własną twarz okoloną krasnuszkami. Biegło się do Baboczki i pytało, skąd wiedziała, że różyczki to najpiękniejsze kwiaty…

Delektowało się ciepłem promieniującym od pieca i wdychało zapachy krążące po domu. Patrzyło się na migocące płomyki choinkowych świeczek i słuchało Baboczkowych opowieści…
A potem nagle okazywało się, że już czas, ubierało się więc w pośpiechu i wychodziło na zewnątrz. Stało się przed domem i patrzyło na sypiący śnieg, aż usłyszało się dźwięk kołokolczików i dojrzało podjeżdżający pod ganek okutany tłumoczek, w którym, w blasku osadzonych po bokach pochodni, z trudem rozpoznawało się Baboczkę. Gramoliło się do sań, zakopywało w baranie skóry i słuchało poprychiwania Łoszadki…

Drogę do cerkwi przebywało się z zapartym tchem.
Tuż za bramą skręcało się w Puszczę. Patrząc na okólny gąszcz, miało się wrażenie, że wjeżdża się do niezgłębionego tunelu z poruszającymi się, żyjącymi własnym życiem, miedzianymi ścianami. Spoglądało się na uginające się od śniegu gałęzie i niemal słyszało ich mroźny oddech. Kuliło się przed ukłuciami sypiących z nieba, lodowych igiełek i ścierało z twarzy mokre łezki. Próbowało się przebić wzrokiem czarną równię lasu i dostawało gęsiej skórki, dostrzegając seledynowo jarzące punkciki. Zaciskało się oczy i wsłuchiwało w tamburynowy brzęk dzwonków. Perswadowało się sobie, że w Wigilijną Noc żadne zwierzątko nie może skrzywdzić człowieka i na chwilę zapominało się o strachu. Z kakofonii obcych dźwięków próbowało się wyłowić choć kilka zrozumiałych słów…

Gdy wreszcie wyjeżdżało się z Puszczy – oddychało się z ulgą. Z oddali słyszało się muzykę, w której rozpoznawało się dzwonki sań puszczańskich sąsiadów. Od czasu do czasu zjeżdżało się na pobocze i dawało wyprzedzić zdążającemu na Nocne Czuwanie samochodowi.
Rozświetlony budynek cerkwi witało się z radością. Ostrożnie wychodziło się z sań i rozprostowywało nogi. Przyglądało się zmierzającym na nabożeństwo ludziom i wsłuchiwało w śpiewny pogwar. Podsłuchiwało się rozmowy nieznajomych i starało zrozumieć coś z mieszaniny argotu…

Po wejściu do świątyni dawało się porwać tej niesamowitej atmosferze. Mrużyło się oczy przed blaskiem stojących po obu stronach ikonostasu jołoczek. Kroczyło się puszystym kobiercem i wtapiało w krąg wiernych. W powodującym zawroty głowy kadzidlanym dymie wyczuwało się ostrą woń bergamotki i olibanum. Wdychało się zapach wetwerii i sandraku. Oczywiście – nie miało się pojęcia, jak nazywają się komponenty palonego przez batiuszkę ładanu, ale zapamiętało się ten aromat na całe życie…

Po przejściu w głąb stawało się naprzeciw ikony przedstawiającej historię Narodzenia Pańskiego. Mimo, że niewiele wiedziało się o samym przedstawieniu, było się pod wrażeniem kolorystyki i układu postaci. Przyglądało się purpurowym szatom Maryi śpiącej w czymś przypominającym kokon, odwróconej od spoczywającego wyżej Dzieciątka i uchwytywało się nieokreślony smutek malujący się na jej znękanej twarzy. Wodziło się wzrokiem od Józefa do pasterzy i zastanawiało się, czemu Dzieciątkiem bardziej interesują się anioły niż jego mama. Odczuwało się niepokój, wpatrując się w czarną bezdeń i piaskowe tło. Zamierało się w przeczuciu i ledwo słyszało kapłana prowadzącego nabożeństwo…

Szukało się ręki Mamy i ciągnęło ją bliżej wyjścia. Przysiadało się na wąskiej ławeczce, zamykało oczy i pozwalało niskim głosom chóru ukoić niespokojne myśli, wyciszyć dziecinne wątpliwości. Trwało się tak do końca mszy, opartą plecami o ścianę i nie mogło zdecydować, czy wpuścić między te dźwięki chybotliwy blask świec.
Ulegało się przeczuciu, że jakaś nieznana siła pragnie zawładnąć wszystkimi zmysłami i trwożyło się, nie mogąc pojąć jej intencji. Czuło się bezbronną i przeźroczystą, jakby nagle przestało się istnieć. A jednocześnie miało się przeogromne pragnienie, by zrobić… Coś. Nie wiedziało się – co. Nie umiało się tego określić…

Wychodziło się powolutku na zewnątrz, łudząc się, że mroźne powietrze powoli zatrze tamto niesamowite wrażenie. Całą powrotną drogę przemierzało się w dziwacznym otumanieniu, nie zwracając uwagi na iskrzący śnieg, trzaskające mrozem drzewa i ciężki zapach dymiących pochodni. Rejestrowało się wszystko – chłód każdego płatka na policzku, skrzypnięcie każdej bryłki lodu pod płozą, żywiczne krople ognia odrywające się od łagwi – ale było się jakby poza tym, i tylko nie wiedziało się – obok czy może wewnątrz…

Z ulgą witało się szczekanie psa i rżenie Łoszadki. Wyskakiwało się z sań i biegło przez kurhany, zapadając po uda w wilgotną biel. Dopadało się drzwi, łapało lepką klamkę i wślizgiwało w domowy blask. Zatrzymywało się w progu i czekało na bliskich.
Pozwalało się przebrać w piżamę i zanieść do łóżka. Wypijało się gorącą lipową herbatę i nakrywało po uszy pierzynką. Przytulało się do leżącej obok Mamy, zamykało oczy i bez protestu godziło na głaskanie po włosach. Wsłuchiwało w szelest puchu i jeszcze raz, kadr po kadrze, przewijało niedawne zdarzenia, aż zlewały się one w migocący plamkami światła granat, z którego co jakiś czas dochodził radosny półszept: Christos rożdajetsia – sławitie jego…

242 komentarze

  1. Lena Sadowska pisze:

    Witam.

    Późno już. Wokół cisza, delektuję się więc nią, choć jeszcze co nieco mam do zrobienia:)

    Za parę dni Boże Narodzenie.
    Życzę nam wszystkim, byśmy nadchodzące Święta spędzili wśród Osób Kochanych i Kochających, szczęśliwie i radośnie. Oraz – by ta Bożonarodzeniowa Moc dawała nam siłę przez cały następny rok.

    Pozdrawiam:)

  2. Tetryk56 pisze:

    Leno, pięknie wspominasz dzieciństwo. Właściwie powinienem zaproponować opisywanie w komentarzach własnych wspomnień, ale czy ktoś się odważy?

    • Lena Sadowska pisze:

      Witaj, Tetryku:)

      Wstawiając ten tekst miałam właśnie nadzieję, że Wyspiarze przyłączą się i też powspominają:)

      *A tak w ogóle to – dziękuję. Cieszę się, że Ci się podobało:)
      Jestem jeszcze w ogniu przygotowań, więc nieco zaabsorbowana:)

  3. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Piękne wspomnienia Leno Approve
    Ja takich nie mam. Co prawda, tak jak Twoją Baboczkę, w Wigilię obowiązywał nas ścisły post, ale na tym podobieństwa się kończą…
    Z potraw wigilijnych pamiętam karpia w galarecie, którego nie znosiłam (za bardzo śmierdział błotem), ale że obowiązywało nas spróbowanie wszystkiego co było na stole, dzióbałam odrobinę z talerza swojej siostry, która tę potrawę uwielbiała… i tak tradycji stawało się zadość Happy-Grin
    Potraw też musiało być 12 i zawsze było Delicious Oczywiście oprócz ciast, których mama piekła przynajmniej 8…
    Tutaj nie przestrzegam tego, bo kto by zjadł tyle różnych potraw? Szczególnie jak teraz jesteśmy w Wigilię tylko we dwoje… nie mam zamiaru się przejadać Wink
    Tym bardziej, że nie da się zrobić tylko ociupinę jakiejś potrawy…

    • Lena Sadowska pisze:

      Witaj, Miralko:)

      Dziękuję.

      Też nie lubię karpia i to z podobnych powodów – błotkiem mi jedzie:)

      Nas także nie za dużo przy wigilijnym stole, ale przygotowuję zawsze trochę więcej dla ewentualnego zbłąkanego wędrowca:)

  4. miral59 pisze:

    Niech będę pierwsza, która złoży Makóweczce najserdeczniejsze życzenia. Niech Ci się wiedzie nie tylko w święta i nie tylko przez cały następny rok… ale zawsze Happy-Grin
    Wszystkiego najlepszego w dniu imienin, Makóweczko
    Roses Serducho Roses

    • Tetryk56 pisze:

      Mniejsza o kolejność – niech ci się, droga Solenizantko wiedzie jak najlepiej, troski niechaj znikną wraz ze starym rokiem a zdrowie wiernie dopisuje! PukPuk

    • Wyimaginowany pisze:

      Dzień dobry.

      Dołączam się i ja, bardzo dużo zdrówka i wszystkiego co najlepsze, Makówko! 🙂

    • Lena Sadowska pisze:

      To ja też pod Miralkowymi życzeniami się podpiszę i od siebie dodam: wszelkiej pomyślności, Makówko-Wigilijna Solenizantko:)

  5. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Jeszcze słońce nie wzeszło, a dzieci już marzą o pierwszej gwiazdce… 😉 Choć patrząc teraz na niebo, trudno liczyć na dostrzeżenie innej niż najbliższa.

    • Lena Sadowska pisze:

      Dobry wieczór, Tetryku:)

      Nie wiem jak to będzie w tym roku z gwiazdkami, bo zapowiadają nam tu mega śnieżycę:)

  6. Makówka pisze:

    Witajcie!

    Piękne wspomnienia Leno. Nie mam takich, ale może po Wigilii napiszę parę słów moich wspomnień. Teraz jestem całkiem w lesie jeśli chodzi o przygotowania do dzisiejszego dnia.

    Bardzo, bardzo dziękuję za życzenia Imieninowe, jesteście kochani.

    kiss_a_heart

    • Lena Sadowska pisze:

      Dobry wieczór, Makówko:)

      Dziękuję i czekam na Twoje wspomnienia:)

      Też pracisiuję kuchennie. Aktualnie w mące robię;) I w grzybach z kapustą.

  7. Tetryk56 pisze:

    Już po pracy, za chwilę wyjście na szykowanie wieczerzy…
    Skowroneczek odwzajemnił życzenia! Pleasure

  8. Wyimaginowany pisze:

    Dzień dobry, Wyspo! 🙂

    Moi mili, chciałbym Wam wszystkim życzyć, zdrowych, pogodnych oraz radosnych Świąt Bożego Narodzenia. Niech się Wam, jak najpiękniej darzy, w te i przyszłe dni. Wszystkiego najlepszego! 🙂

  9. Tetryk56 pisze:

    Kochani!
    Zdrowia! I maksimum radości, ile się da wykrzesać z tego, co nas spotyka! Wesołych Świąt! StClaus2

  10. Quackie pisze:

    Kochani, z dzieciństwa pamiętam głównie święta w Żywcu, a tam w zasadzie wszystko to samo, co w domu, ale kwaśnica z fasolą to już była wyłączna domena Babci. Poza tym w Żywcu były jeszcze oprócz kaloryferów piece kaflowe, przy których się tak przyjemnie grzało, zwłaszcza po powrocie ze spaceru.

    Ponieważ są tu małe dzieci, to zaraz siadamy do Wigilii, jeszcze raz, kochani, najlepszego!

    • Lena Sadowska pisze:

      Witaj, Quacku:)

      Miło, że zajrzałeś mimo wyjazdowych warunków:)
      O, to, to! U Baboczki też były kaflowe piece. I płyta węglowa w kuchni.

      Dziękuję i również życzę wszelkiej dobroci i – smacznego:)

      • Makówka pisze:

        Kaflowe piece miałam przez całe moje dzieciństwo i znaczną część dorosłego życia.
        Gdy wracałam ze szkoły najpierw musiałam napalić w piecu, aby jako tako było ciepło. Potem piece były już elektryczne.

        • Lena Sadowska pisze:

          Piece są urokliwe, zwłaszcza dla tych, którzy nie muszą rąbać drew, przynosić węgla i rozpalać w nich:) Ani wynosić popiołu:)

  11. Lena Sadowska pisze:

    Wigilijne dobry wieczór, Wyspo:)

    Póki co jestem ukuchniona:)
    Niektórych potraw nie da się zrobić wcześniej, więc na razie będę tylko zerkać:)
    I może zapodawać jakieś drobne doniesienia z frontu:)
    Teraz jestem w trakcie lepienia uszek…

  12. Lena Sadowska pisze:

    Dybra, wracam do garów:)

  13. Max pisze:

    Dobry wieczór 🙂 Wszystkiego Najlepszego Sympatycznej Solenizantce Ewie , która czasami uważa , że jest MAKÓWKĄ . Zdrówka bez korony dobrym trunkiem !!!

  14. Tetryk56 pisze:

    To ja może dołożę swoje świąteczne wspomnienie z dzieciństwa. Nie, nie było ono mistyczne ani pełne magii — jakoś tak się złożyło, że ominęła mnie magiczna wersja rozumienia świata, nie pamiętam takich przeżyć od kiedy sięgam pamięcią. Zatem będzie to opowieść o tym, co się wydarzyło.
    Pewnej zimy pojechaliśmy na Święta do moich Babć (ciotek mojego taty), które mieszkały w rozpadającym się dworku na skraju małego miasteczka. Babcie były swoistym zwornikiem różnych gałęzi rodziny, zjechało się nas sporo z różnych stron. I — jak to w trudnych czasach — każdy coś ze sobą przywiózł. Rodzicom udało się zdobyć sporą szynkę do gotowania, która trafiła do stosownego gara, i po należytym obwarzeniu trafiła w misce do zimnej sieni dla wystygnięcia. Zimą sień skutecznie zastępowała lodówkę. Na noc starannie zamknięto drzwi wejściowe ze dworu (jak to na Mazowszu) oraz między kuchnią i sienią.
    Rano szynki w misce nie było… Sytuacja jak z „ostatnią paróweczką” – nikt nic nie wie, nikt nic nie widział, jedynie drzwi na zewnątrz stały uchylone — ale przecież dom ogrodzony, pies w budzie przy furtce, furtka zamknięta.
    Sytuacja wyjaśniła się po dłuższym czasie, gdy zaobserwowano nietypową gnuśność Nory, owego psa na łańcuchu. Po dłuższej obserwacji i oględzinach okolicy budy znaleziono pół szynki ukryte w głębi budy, obgryzione i zapiaszczone. Wspólnikiem Nory okazała się Saba, pies przyjezdnych krewnych — wychodząca rano młodsza babcia, nieprzyzwyczajona do wielości psów w obejściu, nie domknęła drzwi, a Saba, wypuszczona z drugiej strony domu, wdarła się do sieni i wykradła rarytas, solidarnie dzieląc się łupem z miejscową ochroną…
    Rodzinny sąd na zwołanym pośpiesznie posiedzeniu ocenił, że odzyskany fragment szynki nie nadaje się już do spożycia przez ludzi. Za głównego przestępcę uznano Sabę. Sprawiedliwy wyrok postanowił, że zostanie ona skazana na bezowocne oblizywanie się, a całą resztą zapiaszczonej, poszarpanej i oślinionej szynki zostanie nakarmiona Nora — bo cóż było z nią zrobić?
    A nam, dwunożnym, pozostała tylko kiełbasa…

  15. Makówka pisze:

    Jestem na Wyspie, a tu ruch, towarzystwo rozśpiewane.
    Po kolacji wigilijnej poszliśmy z synem na spacer po Parku Duchackim.

    Teraz w łóżeczku jestem i pewnie wkrótce też umknę skoro lampka już się świeci.

  16. Makówka pisze:

    Dobranoc!
    Miłego Świętowania!

  17. Wyimaginowany pisze:

    Dziś, narodziła się Nadzieja. Dobranoc, Wyspo! 🙂

  18. Lena Sadowska pisze:

    Wieczór obfitował w wirtualnych Gości, a ostatnia rozmowa zakończyła się całkiem niedawno:)

    Tymczasem Wyspa się rozśpiewała kolędowo – posłuchałam sobie na zakończenie miłego dnia.

    A teraz powiem grzecznie: dobranoc, Wyspo i chyba trochę pośpię:)

  19. Makówka pisze:

    Witam Wyspiarzy!

  20. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Wyspany, objedzony — czyli Święta całą gębą!

  21. Makówka pisze:

    Ja jestem wyspana, nieobjedzona i od czwartku boli mnie głowa.

    Tired

  22. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Najlepszego ze świętami Buziaczki
    Nie lubię takiej pogody na święta… niby to Boże Narodzenie jest zielone, ale tak prawdę mówiąc, to szare, bure i ponure Weary
    Co chwilę pada deszcz… ani się gdzieś wybrać. Nie wiadomo co ze sobą zrobić…

    • Max pisze:

      A w Stolicy pięknie popadał śnieg , lekki mrozek , wszędzie biało czysto , posprzątane i cały dzień świeciło słoneczko żeby było dobrze widać ten nowy Ład . Brawo przyroda . A Tobie Miralko współczuję ,też nie lubię takie rozmazanej pogody , która każe się modlić o jej poprawę Pozdrowionka świąteczne . Zajrzyj do mnie zobaczysz prawdziwy warszawski śnieg . Bukiet

      • miral59 pisze:

        Dziękuję Maksiu Cmok
        U mnie też wylazło to słoneczko, a śniegu jeszcze się napatrzę, bo na pewno i u nas spadnie. Jeszcze nie wiem kiedy, na razie plusowe temperatury, więc nie ma co liczyć Wink
        Ale też fakt, że do tego białego aż tak bardzo nie tęsknię… jak sobie przypomnę to codzienne odśnieżanie samochodu, zaspy, które ciężko przejechać, te wszystkie poślizgi…

  23. miral59 pisze:

    Wigilię spędzaliśmy tylko we dwoje, a wieczorem syn mnie poinformował, że u jego dziewczyny w pracy, ktoś tam zachorował na covida. Zapytał czy mają przyjść tak jak było umówione. Oczywiście, że nie. Mogliby nam coś przyciągnąć, a tego bym nie chciała. Poprosiłam go tylko, żeby wpadł na moment i chociaż część przygotowanych potraw zabrał. Przecież sami nie zjemy!!! A nie da się tego zamrozić…
    Wybralibyśmy się na wycieczkę, ale jak tu iść i robić zdjęcia, skoro pada… Worry

  24. miral59 pisze:

    I tak w sumie myślę, że szkoda, że syn nie poinformował nas wcześniej, że nie przyjdą. Nie szykowałabym tego jedzonka jak na pułk wojska i nie sterczałabym w kuchni jak głupia, tym bardziej, że nie znoszę tych zajęć… Weary

    • Tetryk56 pisze:

      Miejmy nadzieję, że udało się młodym nie kupić wirusa z trzeciej ręki. Zdrowia!

      • miral59 pisze:

        Ja też mam nadzieję, że niczego nie załapali. Syn miał tego wirusa już dwa razy, Sarah raz i wydaje mi się, że to wystarczy. Oboje są zaszczepieni… ale to niczego nie zmienia. Nadal mogą nam wirusa przyciągnąć.

  25. Makówka pisze:

    Po śniadaniu poszliśmy na mały spacerek po Puszczy Niepołomickiej.
    Było szaro, buro (od góry), biało (pod nogami) i lekki mrozik.

    Potem obiad, ciasto, kompot + herbata i Wyspa.

  26. Lena Sadowska pisze:

    Świąteczne dobry wieczór, Wyspo:)

  27. Lena Sadowska pisze:

    „Jak wia­nu­szek srebr­nych pu­chów,
    Co na zie­mi spa­da skroń,
    Tłum le­ciuch­nych, bia­łych du­chów
    Przez błę­kit­ną leci toń…
    Do­brą wieść
    Śpie­szy nieść
    Tym, co we łzach — tym, co w tru­dzie
    Nocą ciem­ną śnią o cu­dzie…
    Ach! zbudź­cie się, smut­ni lu­dzie!
    A ty dzwoń,
    Wie­trze ci­chy:
    Niech mgła bla­da
    Z gwiazd opa­da,
    Niech roz­bły­sną świa­tów roje,
    Jako peł­ne słońc kie­li­chy,
    Co nam ogniem poją du­chy!
    Nie­chaj zie­mia pchnie swe ru­chy
    Na gwiaź­dzi­stych szla­ki dróg…”
    („Dwie noce wigilii” – M. Konopnicka)

    Dzień należał do tych intensywnych, więc pora chyba „pchnąć swe sny na gwiaździstych szlaki dróg”:)
    Dobrej nocki, Wyspo:)

  28. Makówka pisze:

    To i ja powiem Dobranoc!

  29. Wyimaginowany pisze:

    Dobranoc, Wyspo! 🙂

  30. Makówka pisze:

    Mroźne dzień dobry!

  31. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Ciekawe, gdzie dzisiaj buszuje Makówka?

  32. Lena Sadowska pisze:

    Dzień dobry, Wyspo:)

    Krótka przerwa w świętowaniu, więc witam Was nieco przewrotną „Balladą o cudzie” Małgorzaty Hillar:

    „W spódnicy
    do ziemi samej
    szła Matka Boska
    w kolorowej chuście
    dzieciątko niosła

    Chrystusik
    różową piętę
    z chusty wysunął

    A ja
    mała święta Bernadetta
    nieco większa od zająca
    szłam za nimi

    Matka Boska
    w szarą szmatę
    rumianki zbierała
    dla syneczka
    na chory brzuszek

    Nad potokiem
    w macierzance
    dzieciątko ułożyła

    Pieluchę
    w potoku prała
    na głogu
    suszyła

    Chrystusik
    w macierzance
    zloty tyłek
    do nieba wystawił

    A ja
    mała święta Bernadetta
    nieco większa od zająca
    za głogiem siedziałam

    Koło płotu
    za stodołą
    Matka Boska
    kurę czerwoną
    złapała

    Do chusty
    z Chrystusikiem
    włożyła

    I poszliśmy
    oni przodem
    ja za nimi
    a za nami
    świerszczy stado

    Pod lasem
    gdzie jarzębiny
    stało dużo
    wielkich wozów
    z małymi oknami

    Do nich wiodły
    srebrne schody
    wysoko

    Po tych schodach
    Matka Boska
    do nieba wchodziła
    z Chrystusikiem
    i kurą czerwoną

    A ja
    mała święta Bernadetta
    nieco większa od zająca
    przykucnięta w rowie
    czekam
    aż znowu na ziemię
    zejdzie

    Słońce
    kładzie mi na oczy
    żółte okulary
    snu

    I ja
    mała święta Bernadetta
    nieco większa od zająca
    mam widzenie

    Schodzi z wozów
    wiele Matek Boskich
    Każda niesie
    Chrystusika
    i kurę czerwoną”

    🙂

  33. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Jesteśmy z powrotem, jak się ze wszystkim ogarniemy, pewnie wrócę na dobre.

    • Lena Sadowska pisze:

      Miło Cię znowu czytać, Quacku:)

      Mam nadzieję, że czas na wyjeździe upłynął Wam przyjemnie:)

    • Makówka pisze:

      Opowiesz jak było? Dzieci dostarczały dużo atrakcji?

      • Quackie pisze:

        No w sumie chyba tak. Ale z wzajemnością, ponieważ jak zwykle przy takich okazjach zostałem lokalnym Gwiazdorem vel Mikołajem (niekoniecznie świętym), więc to ja dostarczyłem atrakcji im Pleasure poza tym oczywiście każdy posiłek, ten je to, tamta nie je tego, więc rozmaite kontredanse okołostołowe.

        • Lena Sadowska pisze:

          „Święty Mikołaj w niebie siedzi,
          I w chwale boskiej jasno świeci;
          Lecz mądrą głowę z dawna biedzi,
          Z czem ma na ziemię zejść do dzieci,
          Do których schodzi on czasami,
          Z błogosławieństwem i z darami.

          A tam, w tym ślicznym, cudnym raju,
          Jest ogrodniczkiem anioł mały;
          „Patrz — mówi — Święty Mikołaju,
          Rajskie jabłuszka już dojrzały!”…
          Święty z uciechy musnął wąsa,
          I sam je z rajskich drzew otrząsa.

          A gdy już zebrał worek cały,
          Tak do świętego Piotra rzecze:
          „Muszę do dziatwy śpieszyć małej,
          Otwórz mi niebo, zacny człecze,
          Bo wiesz, że dziatwa niecierpliwa,
          Co dzień mię czeka, co dzień wzywa!”

          Otworzył Piotr furteczkę w niebie,
          I rzekł: — „Idź bracie w Imię Boże!
          Lecz ciepły kożuch weź na siebie,
          Bo straszny dzisiaj mróz na dworze”.
          Święty się ubrał w futro kunie,
          I wprost na ziemię z nieba sunie.

          I tu do każdej puka chatki,
          Bo mu do każdej znana droga;
          I wkoło siebie zbiera dziatki,
          Słucha Ojcze nasz, Wierzę w Boga,
          I radość z świętych lic mu świeci,
          Gdy widzi dobre, grzeczne dzieci.

          Lecz niech no jakie dziecko spotka,
          Co złe zamiary w sercu chowa;
          Wnet jego twarz, zazwyczaj słodka,
          Staje się mroczna i surowa,
          Dla takich dzieci groźnym bywa,
          Aż mu się trzęsie broda siwa!

          I chociaż świętą jest osobą,
          Choć zwykle dobry i łaskawy,
          Takie złe dziecko bierze z sobą,
          I niesie w worku do naprawy;
          A co tam robi z tem nicpotem,
          To lepiej już nie mówić o tem…

          Lecz polskie dworki, polskie chatki,
          Mieszkaniem są poczciwych ludzi;
          Śpijcie więc błogo, drogie dziatki,
          Aż was Mikołaj święty zbudzi;
          Bo on was wszystkich kocha szczerze,
          I dobrych dzieci nie zabierze!”
          „Święty Mikołaj” – Wł. Bełza)
          😉

          • Tetryk56 pisze:

            Uwielbiam bezpośredniość dydaktyki z owych czasów! Wink

            • Lena Sadowska pisze:

              Mówisz – masz, Tetryku:

              „Czę­sto by­wa­my win­ni złe­mu sami.
              „Nie gryź, chłop­cze – rzekł oj­ciec – orze­chów zę­ba­mi”.
              Chłop­czyk na to: „Nic nie szko­dzi”.
              A te­raz bez zę­bów cho­dzi.”
              („Nieposłuszeństwo” – St. Jachowicz)

              I w duchu Świąt:

              „Brat:
              Wi­dzisz, sio­stru­niu, ja­błusz­ko moje?
              Chodź, zje­my so­bie obo­je.
              Siostra:
              O! dzię­ku­ję, moja dusz­ko!
              Cóż ja ci dam za ja­błusz­ko!
              Brat:
              Nic, ko­cha­na sio­stru­niu, toby pięk­nie było,
              Żeby jed­no dru­gie­mu ko­niecz­nie pła­ci­ło!
              Przyjm, ko­cha­na Ma­ry­niu, przyj­mij i jedz śmia­ło,
              Mnie­by sa­me­mu nie sma­ko­wa­ło.
              Z tobą po­dzie­lić tak miło!
              Oby wię­cej na świe­cie ta­kich dzie­ci było!”
              („Braciszek i siostrzyczka” – tegoż)

              🙂

  34. Makówka pisze:

    Wróciłam.
    Zmarznięta, głodna i bardzo zadowolona z rozpoczęcia sezonu narciarskiego.
    Już po obiedzie, herbatce z ciastem i …teraz będę leżeć i „robić nic”.
    Ewentualnie zaglądać na Wyspę.

    • Lena Sadowska pisze:

      Dobry wieczór, Makówko:)

      To super, że miło spędziłaś ten dzień:)
      My też byliśmy na króciutkim spacerku. Jest lekki mrozek (-7), nie wietrzy, za to prószy drobny śnieg, więc aura idealna do przechadzek:)
      Nasz Rudy Wilk zamienił się w Srebrnego, ale już odzyskuje swoją naturalną płomienność:)

      • Makówka pisze:

        Dobry wieczór Leno!
        Miło, bardzo miło spędziłam ten dzień. Rodzinnie, bo z synem, ale obojgu taki reset bardzo się przydał.
        W czasie jeżdżenia na nartach zapomina się o kłopotach, trzeba się skupić na zjeżdżaniu. Tym bardziej że śnieg był taki hm…mający więcej wspólnego z lodem jak śniegiem.

  35. Quackie pisze:

    No to i wróciliśmy, syci chwały i rozmaitych dobrych rzeczy, słodyczy i niesłodyczy, jedzenia i wypiteczności, co jak co, ale piwniczkę szwagier ma dobrze zaopatrzoną.

  36. Quackie pisze:

    Kochani, umykam rączo w piernaty.

    Jednak święta w tyle osób to są męczące.

  37. Makówka pisze:

    Dobranoc!

    Już po północy, a więc po Świętach.

    Normalny tydzień się zaczyna, choć nie całkiem normalny, bo ostatni w tym roku.

  38. Lena Sadowska pisze:

    „Pta­ki niby dzwo­necz­ka­mi cie­szą się ko­lę­dą –
    Chry­stus nam się na­ro­dził i nowe dni będą.”
    („Pasterka” – J. Liebert)

    I z myślą o tych nadchodzących nowych dniach żegnam się: dobranoc, Wyspo:)

  39. miral59 pisze:

    Poświąteczne dzień dobry Happy-Grin
    Pogoda trochę się ustaliła, więc mimo chmur wybraliśmy się na spacer. Było cudnie Approve
    Po tym siedzeniu w domu w piątek i sobotę orzekłam, że jak gdzieś nie wyjdę, to chyba chwyci mnie klaustrofobia Wink
    To nie jest u mnie normalne, żeby tak długo siedzieć w domu…
    No i w sumie spędziliśmy czas tak jak lubimy… obchodząc Mallard Lake i wdychając w miarę świeże powietrze Pleasure
    Tak jak Makóweczka – lubię ruch. I jest mi obojętne jaki… byle zobaczyć coś ciekawego i pochodzić chociaż trochę Happy

  40. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Dzisiaj świętuję już w pracy 🙂 Święta minęły przyjemnie – głównie spanie i jedzenie Wink

  41. Quackie pisze:

    Dzień dobry, po świętach a przed Sylwestrem pracuję w trybie nieco luźniejszym.

  42. Makówka pisze:

    Poświąteczne i mroźne dzień dobry!

  43. Quackie pisze:

    Luźniejszy tryb pracy polega na tym, że teraz np. jestem już po pracy, a przed przerwą, więc chwilę pobędę Pleasure

  44. Lena Sadowska pisze:

    Przedkolacyjkowe dobry wieczór, Wyspo:)

    • Quackie pisze:

      Dobry! Tutaj przed, po i w trakciekolacyjkowe, bo coś trzeba zrobić z zapasami pozostałymi od świąt. Happy-Grin Delicious

      • Lena Sadowska pisze:

        Witaj, Quacku:)

        To chyba już tradycja:
        23.12:
        -Nie rusz, to na święta!
        27.12:
        -Bierzcie, bo do sylwestra trzeba wszystko pojeść!
        🙂

        • Quackie pisze:

          Ba, żeby niektóre rzeczy mogły dotrwać do sylwestra!

          Dzisiaj wykończyliśmy sałatkę, reszta w toku!

          • Lena Sadowska pisze:

            🙂

            Mnie zdarzało się przy okazji wiosennych porządków w zamrażarce odkryć takie na przykład wigilijne łazanki albo pierogi z kapustą i grzybami:)
            Kiedyś piekłam też strucle makowe, nie szły, więc wpadłam na pomysł, by robić bułeczki z makiem i to sprawdza się o wiele lepiej – w przeciwieństwie do wielkiej buły, każdy chętnie weźmie kilka sztuk makowego drobiazgu:)

  45. Lena Sadowska pisze:

    „Cicho stąpa, gwiezdnymi połyskliwa ćwieki,
    Czarna lilia, przysłana z rajskich wirydarzy,
    By światu przynieść spokój bladych mniszek twarzy
    I skinieniem zapalić niebios mleczne rzeki.”
    („Noc” – K. Zawistowska)

    Miłej nocki, Wyspo:)

  46. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Noc powoli ustępuje lekki mrozik trzyma, niech humory dopisują! Wink1

    • Lena Sadowska pisze:

      Dzień umyka, mrozik da się przeżyć, a i humorek jakby lepszy po wyspacerowaniu kilku świątecznych kalorii:)

      Dobry wieczór, Tetryku:)

  47. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Zima bez zmian, ciekawe, czy i kiedy zacznie się ocieplenie, zapowiadane na Sylwestra.

  48. makowka9 pisze:

    Bryyyy

    • Quackie pisze:

      Bry!

    • Lena Sadowska pisze:

      Bryyyy…kasz sobie, Makóweczko, jak czytałam niżej:)

      🙂

      • Makówka pisze:

        Tak. Pobrykałam sobie na nartach i już wróciłam.
        Trochę zmarznięta, głodna i z guzem nad okiem (własna narta mnie zaatakowała).

        • Quackie pisze:

          To prawda, to się zdarza, jedno z dzieci kiedyś też tak miało, czubek narty się zmieścił idealnie między krawędzią kasku i goglami!

          • Makówka pisze:

            Nie miałam ubranych gogli, bo wtedy faktycznie by mnie ochroniły. Ale kask oczywiście miałam, ale jakoś to nie pomogło.
            „Póki co” oko mogę otworzyć.

            A nartę faktycznie chyba podepczę, ale niestety nie zapamiętałam, która to była, bo zaraz zajęłam się przykładaniem śniegu. Zastosować odpowiedzialność zbiorową i za karę podeptać obie?

        • Tetryk56 pisze:

          Powiedz jej, że jeżeli jeszcze raz to zrobi, to ją podepczesz!

        • Lena Sadowska pisze:

          Współczuję, Makówko:(
          A jak już się chwalimy, to parę dni przed Wigilią goszcząca u mnie koleżanka pobiła filiżankę i podczas zbierania szkła kilka odłamków wbiło mi się we wskazujący palec prawej ręki. Średnio mi się pracowało z zaizolowanym (bo wciąż krwawił) palcem, ale podołałam:)
          A ostatni okruszek udało mi się wydłubać tuż po kolacji Wigilijnej, miał wielkość czubka od igły:)

  49. Makówka pisze:

    Odezwę się jak wrócę.

  50. Lena Sadowska pisze:

    Średnio-mroźne dobry wieczór, Wyspo:)

  51. Tetryk56 pisze:

    Zapraszam na nowy wpis — wszak zbliża się koniec Agnieszkowego patronowania…

  52. Lena Sadowska pisze:

    Dziękuję wszystkim za kolejne miło spędzone, świąteczne chwile i mknę na pięterko żegnające panią Agnieszkę:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)