« Kto chce bym go kochała... Jakież to dziwne »

And Aluzja. Część czwarta i pół.

W czwartek dałem sobie duży luz. Część ekipy pojechała na Ścieżkę Króla (jak wygląda, opisała tutaj Zocha; wobec przeżyć gibraltarskich uznałem, że gdybym tam pojechał, lęk wysokości popsułby mi całą przyjemność z wycieczki), a część, w tym ja, została w Sewilli. Uzgodniliśmy, że tego dnia nie włóczymy się całą grupą, ale chodzimy samopas. Wyleżałem się do późna, wypiłem nieśpiesznie kawę, a potem znalazłem na mapach najbliższą pocztę i powoli ruszyłem w jej kierunku. Miałem do wysłania kilka pocztówek, kupionych jeszcze w Kordobie, które udało mi się wypisać któregoś wieczoru. Po niedługim spacerze znalazłem urząd pocztowy, schowany w głębi jednej z uliczek, a wtedy okazało się, że nie ma tam skrzynki! Na szczęście jedna z pracujących tam pań bez problemu przyjęła ode mnie wypisane i ofrankowane kartki. Podziękowałem i wyszedłem. Świeciło słońce, powietrze miało jeszcze w sobie poranną rześkość, ale było już całkiem ciepło… Cóż miałem robić z tak pięknie rozpoczętym dniem?

W drodze na pocztę między domami mignęła mi większa otwarta przestrzeń – publiczny plac z ławkami. Udałem się tam, wyciągnąłem z plecaczka „Pismo” i ładując w słonecznym blasku bateryjki, przeczytałem sporą część, z papugami i gołębiami latającymi nad głową. Po chwili zainteresowało mnie jednak najbliższe otoczenie – sprawdziłem w sieci i okazało się, że oto zawędrowałem na Alameda de Hercules, plac o kształcie wydłużonego prostokąta (czy też wielokąta), wysadzany topolami białymi (stąd nazwa – w dosłownym przekładzie na polski mogłoby to brzmieć „Topólno Herkulesa”). U jego południowego krańca, a jakże, stoją dwie kolumny, niczym legendarne Słupy Herkulesa. To oryginalne rzymskie kolumny ze świątyni poświęconej temu herosowi (uważanemu za założyciela Sewilli), jego posąg stoi na jednej z kolumn, a na drugiej – statua Juliusza Cezara.

Stamtąd poszedłem sobie powolutku na południe, mijając kioski z różnościami, kawiarnie (na ogół już otwarte), bary tapas (na ogół jeszcze zamknięte), sklepy i sklepiki z różnościami. Były między nimi i sklepy muzyczne, z wracającymi od ładnych paru lat do łask płytami winylowymi, koszulkami z nazwami zespołów i innymi gadżetami. W jednym z zaułków znalazłem antykwariat, w którym sprzedawano nie tylko książki, ale i malarskie miniatury, grafiki, ekslibrisy… Powiało atmosferą miasta uniwersyteckiego. Tego aspektu Sewilli nie mieliśmy dotąd okazji poczuć, mimo że wcześniej, w drodze do Plaza de Espana mijaliśmy zabytkowe budynki miejscowej uczelni.

Dalej, dalej na południe, ku komercyjnej części miasta! Poprzez kolejne uliczki, w których otwierały się często niespodziewane widoki na sklepiki, kluby, kina, hotele, dotarłem do bardziej ruchliwej części miasta. Na Plaza del Duque kręcili się ludzie, stały stragany, na których czarnoskórzy sprzedawcy oferowali paski, torebki, chusty o egzotycznych wzorach, wokoło jeździły autobusy, a lodziarnia na rogu notowała niezłe obroty. Na środku placu moją uwagę zwrócił pomnik malarza Diego Velasqueza, zabezpieczony przed gołębiami, przez co artysta wygląda trochę jak jeż.

Za rogiem sacrum przenikało się z profanum – kościół św. Antoniego Opata sąsiadował ze sklepikami, starsi ludzie, zapaliwszy świeczki na dziedzińcu, wychodzili w gwarną uliczkę i mieszali się bezkonfliktowo z tłumem turystów ze wszystkich stron świata – bo też widać było tu mnóstwo Azjatów i słychać wiele języków, niemiecki, holenderski, zdaje się również skandynawskie – no i polski (a nie był to nikt znajomy). Wąskimi ulicami obszedłem komercyjną część dzielnicy, oglądając z dala sklepy z modą i innymi równie (nie)ciekawymi rzeczami, aż mój wewnętrzny zegar stwierdził, że czas na obiad. Posiliwszy się prostym burrito, na szczęście niezbyt ostrym, wróciłem spacerkiem na „naszą” Plaza de la Encarnacion i tam już zostałem, pijąc popołudniową kawę a potem wino w barze na dole, bezpośrednio pod naszą kwaterą.

Następny dzień planowałem nieco inaczej, ale ostatecznie zdecydowałem, że również spędzę go w Sewilli. Przed południem spędziliśmy z małżonką na zakupach; nie obkupiliśmy się specjalnie, ale np. nabyliśmy bardzo korzystną rzecz – szaliki z cienkiej bawełnianej tkaniny, zwane internacjonalnie „loop”, czyli pętla, i zaiste, zszyte w pętle, która złożona na trzy bardzo fajnie izoluje szyję od wiatru, zwłaszcza w niskich, lecz plusowych temperaturach, które rano można odczuć w Hiszpanii, a w Polsce podczas cieplejszych zimowych dni – przez cały dzień. Po jednym dla każdego z rodziny. Poczyniwszy niezbyt ciężkie zakupy, udaliśmy się znów do Parku Marii Luizy, tym razem zostawiając z boku Plaza de Espana, a za to koncentrując się na przyrodzie. Na przykład gołębiach i kaczkach z kaczątkami wokół stawu i na nim.

Prawdziwym przebojem były jednak papugi, tego dnia dające się łaskawie fotografować. Kilka dni wcześniej w poszukiwaniu ich nazwy gatunkowej trafiłem na artykuł, opowiadający o ekspansywności i agresywności, wyrażającej się m.in. w wykończeniu endemicznego gatunku sewilskich nietoperzy. Pozostał tylko jeden problem: artykuł mówił o innym gatunku (ilustrowany był zdjęciami, więc nie ma mowy o pomyłce) – mnichy, papugi o wyraźnie jaśniejszym brzuchu i podgardlu. Tymczasem wszystkie papugi, które widzieliśmy, były jednolicie zielone, z czarnym pasemkiem wokół karku – czyli były to aleksandretty obrożne. W parku dołączyli do nasz państwo Szlaczkowie i razem udaliśmy się na obiad, tym razem składający się z tapasów. Poezja, podlana lampką wina! Jeszcze wieczorne pożegnanie z Giraldą…

I tak minął nasz ostatni dzień w Hiszpanii. Następnego dnia rano przejechaliśmy na lotnisko, oddaliśmy samochody i po niedługim oczekiwaniu odlecieliśmy do Frankfurtu. Lotnisko, wiele razy oglądane z zewnątrz (zwłaszcza z autostrady) jest ogromne, toteż nic dziwnego, że podobnie jak na londyńskim Heathrow zamontowano tu ruchome chodniki. Spędziliśmy tu pięć godzin, ale nie nudziło się nam – oprócz sklepów wolnocłowych były tu poczekalnie, niektóre bardzo wygodne, i niekoniecznie tylko płatne, dla posiadaczy złotych kart i innych takich statusów. Przy okazji udało nam się dostrzec i sfotografować dwupokładowego Airbusa A380. Późnym wieczorem wylądowaliśmy w Warszawie, i tak się skończyła historia cała. Za nami została Hiszpania And Aluzja.


Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany na madagaskar08.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

192 komentarze

  1. Quackie pisze:

    Ostatnia, uzupełniająca część relacji, ale ponieważ już zupełnie na ludzie, bez katedr, meczetów, pałaców etc., to będzie „i pół”.

    • Wiedźma pisze:

      A jednak koloryt uchwycony! I przyjemny dzień bez bycia ” na musiku”. Delighted

      • Quackie pisze:

        Tak, podczas zorganizowanych wyjazdów czasem brakuje takiego „leniwego” dnia bez planu i pośpiechu. Tym razem jednak decydowaliśmy sami.

        • Krzysztof z Gdańska pisze:

          Dzień dobry
          „Moja” wycieczka do Hiszpanii też byłą zorganizowana bez planu, co nie znaczy, że bez pośpiechu… Tired
          Wręcz przeciwnie, w 3 dni byłem zmuszony zwiedzić CAŁĄ Hiszpanię (na tyle czasu dostałem „dyspensę” od domowych obowiązków) Wink

          • Quackie pisze:

            Miałeś teleporter? Albo prywatny helikopter? Wink

            • Krzysztof z Gdańska pisze:

              Nie. To była wycieczka objazdowa pociągiem – od granicy francuskiej, przez Madryt, Malagę, Granadę, jakąś miejscowość przesiadkową, Barcelonę do granicy francuskiej nad morzem śródziemnym… Tired
              A wszystko w 3 d Distort ni

              • Quackie pisze:

                To trochę jednak tortura w takim tempie. Próbowaliśmy kiedyś oblecieć Londyn (miasto, nie państwo przecież) w 2,5 dnia i to było straszne w sumie.

                • ajw pisze:

                  I to jest własnie to co lubię.. Mój ślubny wie, że nie cierpię słowa „musisz”, więc na „musiku” jestem jak pies na łańcuchu. Nie użyję nic. Fajna relacja 🙂

    • Zocha pisze:

      Uwielbiam hiszpańskie „na pół” – wpisuje się w tamtejszy rytm życia Pleasure

  2. Tetryk56 pisze:

    Bodaj najsympatyczniejsze momenty zwiedzania dalekich miast to właśnie takie indywidualne, powolne smakowanie nastroju miejsca, wszelkimi dostępnymi zmysłami.

    • Quackie pisze:

      Ano właśnie, zapachy też grały rolę, zwłaszcza w tapasiarniach!

      • Wiedźma pisze:

        Gdy po raz pierwszy znalazłam sie na południu Francji, poza miastami, blisko morza, poczułam zapach powietrza, tak zupełnie inny niż w Polsce. I to tez jest trwałe wspomnienie Delicious

        • Quackie pisze:

          Myślę, że może w cieplejszym miesiącu byłoby czuć trochę więcej – roślin, kwiatów, takich aromatów.

  3. Wiedźma pisze:

    Romantycznie wygląda moja ulubiona Giralda na Twoim zdjęciu !

  4. Wiedźma pisze:

    Pobudka Shout! Gdzie się podziewa wyspiarskie bractwo ?

  5. miral59 pisze:

    Piękna wycieczka Approve
    Takie leniwe łażenie bez celu…to jest właśnie powód, dla którego wolę jeździć samodzielnie, niż z zorganizowaną grupą. Nie ma pośpiechu, że się czegoś nie zdąży obejrzeć, a co zostało zaplanowane. Sama planowałam i sama mogę te plany zmienić. Happy
    Co do ptactwa. Białe gołębie są cudne, tak samo jak malutkie kaczuszki. Nie rozpoznałam gatunku, także nie wiem co to za kaczka.
    Nie wiem, czy to mnichy wytępiły nietoperze. One nie korzystają z żadnych dziupli (jak aleksandretta), ale budują swoje kolonie na drzewach. Wiem, bo w Chicago jest kilka kolonii mnich. Mieszkają tam na stałe. Chyba nawet pokazywałam zdjęcia z tej wycieczki… czytałam też w jaki sposób powstaje taka kolonia. Jedna para buduje gniazdo na drzewie, a pozostałe „doklejają” do niego swoje. Rozmiary takich kolonii przechodzą ludzkie pojęcie. Według tego co piszą, średnica zgrupowania gniazd może dochodzić do 3 metrów, a ciężar nawet do 200 kg. Pleasure
    W sumie piszą, że mnichy są jedynymi papugami, które nie zasiedlają żadnych dziupli, ani jam, a samodzielnie budują gniazda…
    Także nie wiem w jaki sposób mnichy mogłyby wytępić nietoperze Thinking

    • Quackie pisze:

      No popatrz, to może dziennikarz coś namieszał? A może myślał o aleksandrettach, a napisał o mnichach (bo podobne i zielone)? To był chyba tekst w „Guardianie” albo innej brytyjskiej gazecie, to może też mieć znaczenie w sensie takim, że dziennikarz był z daleka.

      • miral59 pisze:

        Ja się nie znam. Może i w jakiś sposób nie pozwalały nietoperzom żyć? To samo pożywienie? Nietoperze, w zależności od gatunku, żywią się albo owadami, albo owocami. Mnichy wcinają i jedno i drugie Happy-Grin Ale z drugiej strony, mnichy są ptakami dziennymi, a nietoperze nocnymi ssakami. Nie powinny żywieniowo kolidować ze sobą. Sama nie wiem… Thinking
        Pisałeś, że w artykule były zdjęcia nie zostawiające wątpliwości o który gatunek papug chodzi. Także nie wiem jak można się aż tak pomylić? Musi coś w tym być… Za małą mamy wiedzę, żeby sami coś wykoncepić Wink I tak niczego nie zmienimy… Pleasure

    • Makówka pisze:

      Oglądałam dziś domek dla nietoperzy.Gospodarz pokazywał plany i etap pt.” w trakcie robienia”

      • Quackie pisze:

        Nawet nie wiedziałem, że takie są. Szybkie guglanie pokazuje parę wzorów – bardzo fajne, nietypowe (w sensie, że lokator podlatuje od spodu, a nie z okrągłą dziurką jak dla ptaków).

        • Makówka pisze:

          Taki właśnie będzie,a czy się sprawdzi jeszcze nie wiadomo.
          Kiedyś do mojej chatki w Stróży wleciał nietoperz i usadowił się na półce.

      • miral59 pisze:

        Ja widziałam domki dla nietoperzy w sklepach, a także w parkach – zamieszkałe. Takie domki wieszają dość wysoko na drzewie, żeby ciekawscy się nie mogli dostać. A jeśli niżej, na palikach, to na takim gruncie, że bez woderów nie da się dojść. Happy-Grin I bardzo dobrze!!! Przynajmniej nietoperze mają święty spokój z intruzami i nikt im nie przeszkadza w dziennym spaniu Delighted

  6. Wiedźma pisze:

    Pojęcia nie miałam, że aleksandretty są takie agresywne i pchają się wszędzie. Dolny Śląsk, a dalej ? Pewnie cała zachodnia Polska. Worry Tylko, że obcych gatunków mamy już co najmniej kilka…

    • Wiedźma pisze:

      raki, wiewiórki, szop pracz, a wszystko amerykańskie, hieny złociste i co jeszcze ? No!No!

      • Quackie pisze:

        Hieny?!? A nie szakale? Szopy na Kaszuby chyba jeszcze nie dotarły (a może incydentalnie?), ale to pewnie kwestia czasu.

      • miral59 pisze:

        Nie wiem, Wiedźminko, jak to jest, ale wszystko co złe od razu przypisuje się Ameryce Weary
        Aleksandretty obrożne pochodzą ze środkowej Afryki i Półwyspu Indyjskiego. Co prawda były introdukowane do Ameryki, ale ich kolebką ta Ameryka nie jest. Mnichy faktycznie pochodzą z Ameryki, tyle że Południowej. Happy-Grin
        O rakach nie słyszałam, za to żółwiach tak. Żółwie czerwonolice były ulubionymi gadami hodowanymi w domach. Wiele z nich zostało wypuszczonych na wolność. Ich byli właściciele nawet nie pomyśleli jak bardzo szkodzą naszym rodzimym, polskim…
        Wiewiórka szara (ta amerykańska) została introdukowana przez Anglików i przez Włochów. Rozprzestrzeniła się na niemal całą Europę, wypierając naszą rodzimą – rudą.
        Szopy pracze, to uciekinierzy z hodowli, nie tylko w Polsce, ale i w Niemczech. Były hodowane dla pięknych skórek… i pod tym względem, cieszę się, że nawiały Worry
        W sumie, to nie popieram żadnych introdukcji, bo moim zdaniem są bez sensu. Niech każdy zwierzak żyje tam, gdzie powinien. Chociaż muszę przyznać, że miło mi oglądać za oknem i wróbelki i szpaki, które były introdukowane z Europy. Tak samo jak łabędzie…

        • Alla pisze:

          Rude wiewiórki to już prawie przeszłość, a czarne i owszem. Jest ich sporo i jakieś takie niebojące się za bardzo.
          Wróbelka jeszcze gdzieś uświadczysz. Stad, jak kiedyś, już nie ma. Może dlatego, że koniki zamieniono na konie mechaniczne z mocnym kopem 😉 i pola snopkami zboża nie stoją Pondering

  7. Quackie pisze:

    Brawo wszystkim zaangażowanym! Approve Brawo!

  8. Alla pisze:

    Dzień dobry Delighted
    I proszę, Mistrz Q zabrał Bożenkę do Sewilli Happy-Grin
    Bożenko skasuj nr telefonu z komentarza, tak dla bezpieczeństwa Wink

    • Alla pisze:

      Miły spacer, a Diego Velasquez dzięki najeżeniu stoi czyściutki i lśniący!
      Przepraszam, a w tej And Aluzji lody smaczne mają?? Malinowe na ten przykład… Mniaammm
      Papużki tak wdzięcznie wyglądające to niby takie agresywne mają być ? Delighted

      • Quackie pisze:

        Tak, Velasquez czysty, zapewne dzięki jeżowym kolcom.

        A lodów nie próbowałem, być może w poczuciu, że lody w lutym to jakoś dziwnie jeść. No i trochę się bałem załatwić gardła.

        Zdaje się, że wdzięczny wygląd to część ich uzbrojenia – „takie cudne”, że nikt ich nie rusza, a one tymczasem nogę odgryzą przy samej głowie!

    • Tetryk56 pisze:

      Masz rację! Delighted

  9. Makówka pisze:

    Pozdrawiam z Opoczna.Dziekuje Q za chwilę miłego leniuchowania w ładnej scenerii.Zerkam na Wyspę,ale nie komentuję,bo nie chcę smedzic, a otaczającą mnie przykra strona życia nie sprzyja żartom.Jutro pogrzeb w Warszawie,pisałam o tym.Taka seria w rodzinie.Milego niedzielowania Wam życzę.

  10. Alla pisze:

    Spokojnej I-m-in-love

  11. Makówka pisze:

    Spokojnej tym co już śpią!

  12. Tetryk56 pisze:

    Dobrej nocy, Wyspo! lulu

  13. Makówka pisze:

    Zanim będzie lampka jeszcze się zjawiłam i oprócz spokojnej nocy życzę Wam kolorowych snów.
    Takich snów,w których każdy robi to co najbardziej lubi.Najlepiej w towarzystwie kogoś kogo najbardziej lubi.
    A potem ,aby się na jawie spełniło… lulu

  14. Wiedźma pisze:

    Cicho i spokojnie, prawie wszyscy już poszli spać ….

  15. Makówka pisze:

    Witam.
    Kawa2

  16. Alla pisze:

    Dzień dobry, śpiąco jakoś Delighted

  17. Alla pisze:

    A dziękuję, najlepiej rano smakuje Kawa1
    Sprawdziłam termometr za oknem i też + 8 i niebo czyściutkie!! Delighted

  18. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Deszczyk za oknem i w ogóle (przed)wiosennie.

  19. Zoe pisze:

    Dzień dobry. Słońce przebija się zza chmur. Będzie dobrze.
    Ps. Ciągnie mi się ten tydzień w pracy Wink

  20. Zocha pisze:

    Słoneczne dzień dobry! Kubek podstawiam expresso

  21. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Sieć w firmie szwankuje, więc tylko ppozdrawiam przez telefon…

  22. Wiedźma pisze:

    Ogólne dzień dobry Hi ! Pan monter właśnie mi powiedział, że mam telefon do wymiany, bo kabelek się obluzował Happy-Grin

  23. Makówka pisze:

    „To nie tak powinno być,nie powinniśmy tu się spotykać, przecież jest jeszcze karnawał,młodzi powinni się bawić…” powiedział ksiądz nad trumną.
    30 lat, zaręczony,planowali ślub.Syn najmłodszego brata mojego męża,te dzieciaki kiedyś razem się bawiły wszystkie…To ta śmierć o której kiedyś pisałam,ale dopiero dziś był pogrzeb.

    • ajw pisze:

      Trudno po czymś takim się otrząsnąć..

      • Makówka pisze:

        Trudno.A jednak na pogrzebie wszyscy płakali,a potem w domu rodziców zmarłego żartowaliśmy.Jego brat i siostra też.Powiedzieli,że TERAZ jest im to potrzebne.

        • ajw pisze:

          Oczywiście, to naturalne.. Pogrzeb to bardzo emocjonująca chwila. Trzeba ją jakoś rozładować, bo można oszaleć. Poza tym dusze, które odchodzą nie lubią zbytniego opłakiwania, bo podobno bardziej wtedy cierpią.Trzeba zachowywać dobre, radosne wspomnienia..

        • Wiedźma pisze:

          A tegp akurat nie rozumiem, tak mam. Pewnie po to są stypy z alkoholem, że by odreagować.

          • Makówka pisze:

            Ani na obiedzie w restauracji, ani potem jak byłam u rodziców zmarłego nie było żadnego alkoholu.

            Była natomiast NORMALNA rozmowa. Również o filmie Szumowskiej „33 sceny z życia”. Podałam ten film jako przykład i wszyscy się ze mną zgodzili, że miewali podobne sytuacje. Film ten kiedyś spotkał się z ogromną krytyką, że ludzie w obliczu śmierci się tak nie zachowują, więc ja przypomniałam pewne sytuacje, gdy umierał mój ojciec, a oni (rodzice, rodzeństwo) przypomnieli podobne sceny z traumatycznego okresu między śmiercią a pogrzebem, który jednak był dość długi, gdyż od 13 lutego do 4 marca.
            Cóż każdy jest inny…

            • Wiedźma pisze:

              To nie była aluzja do Ciebie, Makówko. Każdy ma swój własny sposób przeżywania najtrudniejszych chwil.

              • Makówka pisze:

                Wiedźminko! To nie jest sposób, to są takie chwilowe reakcje na zbyt silny stres.
                Np. rodzice i rodzeństwo zmarłego tragicznie Piotrusia opowiadali, że w trakcie układania treści nekrologu nagle zaczęli sobie wyobrażać jaką treść napisałby sam Piotrek i wszyscy wybuchnęli śmiechem.

                Potem zazwyczaj następuje najgorszy etap, gdy opadają silne emocje i dociera tragiczna prawda.

                Natomiast zupełnie czymś innym jest zabijanie śmiechem własnej choroby, niepełnosprawności, kalectwa -to znów inny temat. Przy okazji osób niepełnosprawnych już coś o tym pisałam (chyba?)

  24. Quackie pisze:

    Fajrant i przerwa, miejmy nadzieję niedługa.

  25. Makówka pisze:

    Chyba przestałam lubić jeżdżenie pociągiem…
    Thinking

  26. Quackie pisze:

    Otóż i jestem z powrotem.

  27. Quackie pisze:

    Myślałem, że posiedzę, ale jednak zmykam Worry coś jestem w niedoczasie ze snem.

  28. Wiedźma pisze:

    Obejrzałam „Dolinę cienia”…

  29. Zocha pisze:

    U mnie objawy klasycznego halnego, niemniej dobrej nocy Zzzzzz

  30. Wiedźma pisze:

    Nowe pięterko gotowe na odwiedziny Wink

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)