A właściwie to czymś tylko trochę różniącym się od niczego. Jeżeli ktoś z Was był kiedykolwiek w górach, a może nawet niekoniecznie, na nizinach, tyle że w gęstej mgle albo chmurach, będzie wiedział, co mam na myśli. Niczego nie widać, ale i niczego specjalnie nie czuć, ot, może trochę tej wilgoci. To z bliska. A z daleka… No, z daleka to już zupełnie co innego.
Z daleka chmury potrafią wyglądać naprawdę imponująco, czy to rano z okna kuchni…
…czy to w letnie przedpołudnie nad morzem.
Na jesieni robi się czasem wietrznie, a chmury suną tak szybko, że zasłaniają słońce, chociaż nie całkiem.
Bywają i takie dni, kiedy zapalony radiotelegrafista mógłby pobawić się w odczytywanie kresek i kropek widocznych nad horyzontem.
Są też chmury, które tworzy sam człowiek, a dokładnie – przy pomocy silników odrzutowców. Tu już nie trzeba radiotelegrafisty, ale przydałby się nauczyciel, zaprawiony w odczytywaniu bazgrołów z zeszytów.
Smugi kondensacyjnie szczególnie efektownie wyglądają wówczas, gdy słońce zaczyna chylić się ku zachodowi.
Zresztą nie tylko one – zwykłe chmury też nabierają wtedy złotego blasku, stają się wyraźniejsze, niczym złote wióry.
Im słońce niżej, tym bardziej złoto robi się na niebie… złoto, a potem różowo.
Czasem wygląda to nawet jak wielki, daleki pożar.
A czasem czerwienie są tak intensywne, że aż stają się fioletami.
Potem zapada wieczór i w oknach domów zapalają się światła.
A chmury widać i w nocy, na przykład przy księżycu… Ale to już zupełnie inna historia.
A najlepsze jest to, że chyba wszystkie zdjęcia są z komórki. Czasem szkoda, może z aparatu wyszłoby lepiej, ale z drugiej strony komórkę mam przy sobie prawie zawsze, a aparat – nie.
Nie szkodzi, że z komórki… i tak cudne

Nawet trudno wybrać, które najładniejsze
Też miałem trudność, które wybrać.
Ale zestaw niezgorszy.
A aparat mam zawsze ze sobą. Tak już się przyzwyczaiłam, że nawet jak się wybieramy do sklepu wieczorową porą, to i tak ze sobą zabieram, chociaż szans na zdjęcia nie ma

Jakoś tak głupio się czuję, gdy czasami go zapomnę (ale to bardzo rzadko, może ze dwa razy do roku)
Oto krótki przewodnik po niebie!
Cykl faktycznie znakomicie ułożony.
No, tak z grubsza porami dnia
Na dobranoc zapraszam jeszcze piętro niżej.
Zaraz idę spać, ale jeszcze „dam głos”

Do wielu rzeczy można się przyzwyczaić… Prawie całe życie mieszkałam przy torach. Najpierw w pewnym oddaleniu, potem (przez 7 lat) znacznie bliżej. Fakt, nie słyszałam ich. Słuch tak się przyzwyczaił do stukotu, że nawet tego nie rejestrował. Podobnie jest z ludźmi mieszkającymi przy dużych skrzyżowaniach ulic. Też nie słyszą tego szumu pojazdów, a nawet klaksonów. Do samolotów ciężko się przyzwyczaić. Piszę to z doświadczenia
10 lat mieszkałam przy O’Hare… Można nie zwracać uwagi na szum, ale ten ryk zagłuszał nawet myślenie!!!
O rozmowach przez telefon nie wspominając… 
No i gdy O’Hare wstawiało dźwiękoszczelne okna, to syn się załapał. Matka już nie, bo lotnisko taką sobie wyznaczyło trasę samolotów. Nie pomogły odwołania, ani fakt, że samoloty lądują i startują pośrodku drogi. Matce żadne przywileje się już nie należą
Ale tak działa każda administracja…
Na pewno samoloty dla osób, które nie mają ich na codzień, mogą stanowić pewną atrakcję… ale jeśli przelatują z regularną częstotliwością nad głową, zaczynają stanowić poważny problem. Szczególnie te startujące, na zwiększonych obrotach silników…
Mistrz Q pisał, że w ciągu 5 minut przeleciały dwa samoloty (gdy odbierał Juniora)… ale gdyby mieszkał „na ścieżce” i ten ryk miał co pół minuty? Na pewno na długo by tych zachwytów mu nie wystarczyło
I jeszcze taka ciekawostka. W Bensenville mam znajomą rodzinę.
Jest matka, a po drugiej stronie niewielkiej uliczki dom kupił jej syn. Pozytywne zjawisko, bo pomoc działa w dwie strony, chociaż są niezależni i mieszkają oddzielnie
Mieszkałam 11 lat pod zapasowym korytarzem do lądowania, więc nad moim domem samoloty latały tylko od czasu, do czasu – np. podczas konserwacji pasa głównego, albo kiedy wiatr był zbyt silny, żeby podchodziły do lądowania normalnie. I to był koszmar.
Teraz czasami wyje mi coś nad głową, bo jak wspominałam tu są dzikie pola i dźwięk się niesie, a dalej jesteśmy w obszarze „nalotów” i jak jakiś większy samolot startuje (dla odmiany) to bywa, że się człowiek w nocy budzi.
Mój mąż uwielbia samoloty, ale ja jakoś nie bardzo, ale nawet jemu bywa, że przeszkadza. Jeśli cudem jest w domu podczas takiej akcji dźwiękowej.
Idę spać

Miłego poniedziałkowania się życzę
Dzień dobry. Poniedziałek.
Dzień dobry.

A gdzie śniadanko?
Mam zakaz kawy, ciastek, bułeczek. To ja może z herbatką dołączę 😉
Zakaz? A może by tak sięgnąć do tradycji powstańczych?
Dzień dobry

Dołączam się do kawy
Coś do kawy też się przyda
Dzień dobry. Na śniadanko dzisiaj mam kawę. Pogoda nawet niezła, kawa smakuje (i mam nadzieję, że zaraz zadziała, bo poza tym humor, nie wiedzieć czemu, taki sobie).
O looosie!!! To bardzo źle z tym humorem, zwłaszcza tak od poniedziałku :/
Śmiem przypuszczać, że to właśnie w związku z poniedziałkiem. Ale to nic, minie. Tak jak poniedziałek.
Dzień dobry 🙂 Fotki są świetne. Wszystkie. Gdybym jednak miała wybrać najpiękniejsze to typuję z kuchni i nad wodą. Chyba nawet nad wodą bardziej 🙂 Cudna, tylko się położyć na tym piasku i odpłynąć 🙂 Myślami oczywiście 😉
Witajcie!
Po pięknej sobocie i deszczowej niedzieli poniedziałek jakiś taki bez wyrazu – chłodno, mgliście i depresyjnie. Myślę, że to jest przyczyną deficytów humoru u Mistrza Q. i nie tylko…
Uśmiechajmy się! To pomaga!
O. Spróbuję.
Tak jakby działało.
Chyba działa…

Ale dlaczego tak „po japońsku” z góry na dół?
Nie da się po europejsku?
Tak, czy inaczej gratulacje dla autora za bardzo ciekawy tekst
Do pokładania się ze śmiechu na podłodze nie doszło, a z góry na dół, bo przejście od jednego etapu do drugiego zabierało mi cały akapit. Innymi słowy, nie tak szybko to szło
Dzięki za gratulacje, ale tekstu to tu jest niewiele. Chyba że liczymy też pretekst
Pretekst i podtekst

A przede wszystkim zdjęcia…
Etam. U mnie piękne słońce. Tylko zimno.
To ja – już w o wiele lepszym humorze, na Wyspiarzy zawsze można liczyć – zmykam do dalszych obowiązków.
No i wcięło mi komentarz…

Tak czy inaczej dzień dobry, a rozpocząć poniedziałek od spaceru w chmurach to chyba dobra wróżba na nadchodzący tydzień?
Jak to było? „Pierwszy krok w chmurach”.
Do tej jesiennej aury Hłasko pasuje jak ulał, ale czy to akurat wróży cokolwiek pozytywnego to nie wiem
Dzień dobry

Po deszczowej sobocie, chmurnej niedzieli, równie chmurny poniedziałek. Ale ciepło jak latem (27C) i popołudniu ma być słonecznie
Z cyklu „Rozmowy z BlueBoyem”:
– Co się dzieje?
– Nic…
– I tak siedzisz, i gapisz się niewidzącym wzrokiem w ścianę, bo „nic”?
– Nie zrozumiesz…
– Nie zrozumiem otchłani nicości, bólu istnienia i depresyjnego braku sensu we wszechświecie?
– A nie możesz po prostu kazać mi się uczyć do tego sprawdzianu z WOSu?
I pomyśleć, że sama sobie zgotowałam ten los.
A trzeba było odpuścić. Pani psycholog mówiła osiem lat temu, że on upośledzony. Że mówić, czytać i liczyć nigdy nie będzie. To ja musiałam być nadambitna, tak? No to się teraz nie dziw, Jo.
No więc chciałem Cię pocieszyć, że to jest niezależne od wszystkich tych na A, autyzmów, aspergerów etc. Właśnie mamy analogiczną sytuację z Najjuniorem.
Edit: o ile to w ogóle pocieszające…
Czadzik.
Czy jest na sali Martini? Martini Brut? Ewentualnie Prosecco?
Dzień dobry
Wichura nadal nieźle sobie poczyna, ale prund jest, to mogę zajrzeć… 
Nie miałam dostępu do netu, bo padł nam prąd
Zdjęcia Lorda W. baśniowe, cudne!!! Takie trochę zamglone i tajemnicze…

Zimowe cudeńka Mistrza Q też zachwycają
I tak sobie pomyślałam, że może stworzymy „chmurzaste pięterko”? Tak jak to było z pierwszym dniem jesieni? Nie mówię, że teraz, ale w przyszłości?
Na jutro zapowiadał się Ukratek, więc wiadomo, że trzeba będzie odczekać…
Dziś małżonek mało się nie przewrócił z wrażenia… Zgasło światło, a po ciemku nie za bardzo jest co robić ( 😉 ), więc zaproponowałam wyprawę do sklepu
W pierwszej chwili małżonek myślał, że się przesłyszał

Co prawda tanie nie są (te plastry)… ale co tam. Dokarmiam ptaki tylko późno jesienno-zimową porą. Może nie zbankrutuję
Przy okazji zajechaliśmy do jeszcze innego sklepu i małżonek kupił sobie polskie piwo. Jakoś do amerykańskiego, czy meksykańskiego przekonania nie ma, chociaż jest tańsze. Jak dla mnie, to to samo, bo żadnego z nich nie piję 
A ja po prostu wcześniej nie znalazłam swoich ulubionych plastrów dla ptaszków. Takie prasowane, suszone robale z różnymi ziarnami. To ptaszki najchętniej jedzą…
Dzień dobry. Pobudka!
Witajcie!
Miałem kiedyś hopla na punkcie zbierania pusze po piwie, więc przy okazji próbowałem różnych. I muszę przyznać, że piwa amerykańskie i australijskie, jakie wpadły mi w ręce, były bardzo kiepskie. Najlepiej wspominam czeskie, niemieckie i belgijskie – oczywiście z tych, które wówczas można było kupić, choćby okazjonalnie.
Zgoda. Amerykańskie piwa puszkowane to w ogromnej większości straszne sikacze, nie wiem, czemu. Podejrzewam wszakże, że traktowane są przez producentów przede wszystkim jako gazowane napoje chłodzące, a nie piwo jako takie, z całym smakiem, goryczką etc.
Dla porównania: kilka razy odwiedziłem tamtejsze bary, oferujące piwo beczkowe, i zawsze było bardzo w porządku, niezależnie od tego, czy było to piwo irlandzkie, importowane (Guinness), czy miejscowe (nie pamiętam marki).
Nie odniosłem się do głównego wpisu:-) Na załączonych fotkach widać, że Mr. Q. chodzi z głową w chmurach:-). Nie za bardzo interesują go sprawy przyziemne typu zepsuta spłuczka czy też cieknący kran.
Prawdopodobnie jest marzycielem a co za tym idzie również idealistą. Poszukuje w świecie piękna a wśród ludzi dobra. Jest osobą optymistycznie nastawioną do świata (wśród prezentowanych fotek nie ma zdjęć z burymi, deszczowymi chmurami). Nie jest również osobą gwałtowną na co wskazywałyby by zdjęcia błyskawic i nawałnic.
Jednakże ostatnie trzy fotki (ich kolorystyka) pokazują jakąś zadrę, cień w jego zakamarkach osobowości. W sprzyjających (właściwie niesprzyjających) warunkach w jego umyśle może przeskoczyć taka mała klapka. Pyk. I może się idylla w życiu Q. skończyć w stylu Teksańskiej Masakry Piłą Mechaniczną
„Pokaż mi swoje zdjęcia, a powiem ci, kim jesteś”?
No więc jestem zdumiony trafnością diagnozy. Klapka jakiś czas temu przeskoczyła. Strzeżcie się!
Strach teraz cokolwiek pokazać
Dzień dobry spóźnione, tak się dzisiaj składa. Znad kawy.
Dzień dobry,
Kawyy, kawyyyy!
Trudny poranek, dzień się tez zapowiada nie wesoło, do tego jakiś dołek nadchodzi….
Jesienne dołki, najczęściej wypłukane deszczem. Kawa wyżej, a na niewesołe dni… No cóż, na Wyspie jakoś przytulniej i weselej.
Zgadzam się w zupełności, nawet jak dzień podły to na Wyspie zawsze jakoś tak pogodniej, weselej, raźniej.

Właśnie zalałam sobie drugą kawkę, zaraz włączę w tle jakąś ulubioną muzykę i biorę się do pracy.
Może to wcale nie dołek, tylko zmęczenie po prostu:( a tydzień trudny, dziś powinnam zawieźć młodą na zajęcia do stolicy, ale tak mi się strasznie nie chce, wrócimy to już będzie ciemno, zmęczenie sięgnie zenitu, w samochodzie będzie płacz i lament…. no dobra, rozpędziłam się trochę, ale jest tak pierońsko zimno i ponuro i tak nie mam ochoty tam dziś jechać…
Masz rację, to może nie być dołek, tylko wtorek.
Już prawie wpółdo. Wymykam się cichaczem.
Dzień dobry ??? Taki sobie 😉 Moje motto na dziś: „Wszyscy mamy gorsze dni. Ale jedno jest pewne: nie ma takich chmur, przez które słońce nie umiałoby się przebić”.
Słońca zatem wszystkim życzę, a szczególnie dla tych, co mają gorszy dzień
i tego się będę dziś trzymać!
Dzień dobry




U mnie też nie jest miło. Nie tylko chmury (chociaż ciemno, to nie wiadomo dokładnie na ile gęste)to i wietrzysko. Ale na razie ciągle ciepło, bo te 22C o 6 rano, to na pewno zimno nie jest
Lecę, bo dziś muszę być wcześniej w pracy
Czy pisałam już, jak bardzo mi się nie chce
Miłego dnia Wyspiarze
Miłego i Tobie!
Co do chcenia, to najwyraźniej jest dzisiaj podobne po obu stronach Wielkiej Wody…
Zgodnie z obietnicą zamieszczam garsteczkę wspomnień z weekendu. Zapraszam na pięterko!