W środę wyjątkowo pracowałem w centrum Krakowa – droga do pracy wypadła przez Rynek, kompletnie jeszcze pusty o tej porze. Pierwsze kwiaciarki dopiero wypełniają swoje kramy, pracownicy kawiarni Noworolskiego w Sukiennicach dopiero rozkładają parasole w kawiarnianym ogródku – nic dziwnego, dopiero wpół do ósmej rano…
Pod Adasiem pustki – nieliczni ludzie przechodzą pośpiesznie, zapewne tak jak i ja – do pracy. Pojedyncza postać przygląda się muzom – może za wcześnie przyjechał pociągiem na spotkanie? Nawet gołębi nie widać zbyt wiele – nia ma im jeszcze kto sypać. Ale te dwa są – i pozdrawiają Miralkę!
Dalsza trasa biegnie ul. Grodzką, świeżo spłukaną przez polewaczkę. Radni niedawno odkryli, po zleceniu stosownych badań, że zmywanie kurzu może zmniejszyć zapylenie w mieście. O!
* * *
Minęło osiem godzin z małym kawałkiem – pora wracać do domu. Już pierwszy rzut oka z wylotu Grodzkiej na rynek ukazuje zupełnie inny obraz.
Pomnik Wieszcza muzy płci obojga (co najmniej) obsiadły tak szczelnie, że nawet gołębie mają do dyspozycji tylko najwyższe piętra.
Pod Kościołem Mariackim stoi rząd dorożek, powożonych przeważnie przez strojne panie, a cały Rynek zapełniają grupki ludzi poruszających się we wszystkich kierunkach, z rozmaitymi prędkościami i różnym stopniem zagapienia.
Nie da się ukryć – Kraków już się obudził!
No cóż – miewam jeszcze problemy ze zbieżnością/rozbieżnością/przechyleniem pionów, ale może kiedyś to oswoję 😉
Zlecili badania, żeby dowiedzieć się, że zmywanie kurzu pomaga? Nie mogę…
o rany…
Ale ładna ta relacja 🙂
Prawda, że zaskakujący wynik badań?
Jestem w szoku.
Dobranocka piętro niżej, proszę Państwa. Ze względu na stopień zintegrowania nie podejmuję się komentować merytorycznie powyższego wpisu – skądinąd bardzo pouczającego, tym bardziej, że kiedyś sam byłem w podobnej sytuacji tamże, jeno nie dokumentowałem.
Dzień dobry

Dziękuję za dedykację 

Każda gospodyni domowa to wie i to bez żadnych badań
Ameryki nie odkryli, to pewne…
Jeszcze tylko piąteczek przeżyć i będzie w miarę z górki
Pięterko cudne i gołąbki też
W Downtown Chicago też spotkaliśmy dorożkę i też na koźle siedziała kobieta. Widocznie teraz taki trend
Te badania, które przeprowadzali… widać jakiś znajomek potrzebował kasy, a za takie badania się płaci
Dzień dobry. Podobno mamy piątek.
Witajcie!
Niech będzie dobry i słoneczny!
DzieńDobry:)) Pamiętam dawne dorożki w Krakowie. Stały pod Dworcem Głównym i na Rynku Głównym, były czarne, pachniały dość specyficznie
i jeździły całą dobę:))
Dzieńdoberek.
BB mi przez ramię zajrzał i wyraził ochotę wycieczki do Krakowa „jakbyśmy mieli jakieś wolne na przykład w sobotę”.
Wniosek?
Zamykać się z tabletem w garderobie!
A ta jego ochota jest, hmm, bardzo wiążąca dla szanownych rodziców BB?
To zależy. Niby nie, ale on jest wicemistrzem świata w truciu du… znaczy w stosowaniu metody zdartej płyty.
Mistrzem, nawet arcymistrzem, jest jego brat. NIKT nie wytrzyma ośmiu godzin powtarzania jednej frazy/zdania. Ja osobiście odpadam po czterech, a i to tylko kiedy akcja się dzieje w samochodzie i nie ma jak uciec. W domu ban jest natychmiast.
Niewiele to daje… Z „szpak mówi ustami czy dziobem?” żyjemy czwarty rok. Z sukienką Miss Piggy – będzie z trzeci. Reszty nawet nie przytoczę, bo czytam Królów przeklętych i niepokojąco mnie inspirują…
To było tak ! Bociana dziobał szpak, potem była zmiana i szpak dziobał bociana, były jeszcze trzy zmiany ile razy szpak był dziobany??? Dziobem czy ustami ???
AAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!

A bo może powinnam wyjaśnić: chodzi o Akademię Pana Kleksa i księcia Mateusza (mówiącego ustami), który przemienił się w szpaka (mówiącego dziobem). Zatem obie wersje są prawidłowe i zabawa polega na tym, że trzeba trafić, którą Kuba ma w danym momencie na myśli. Tzn to jest WEDŁUG NIEGO zabawne…
Aaa, teraz wszystko jasne! Rozumiem, że dany moment jest niezależny od tego, czy film właśnie leci w TV/ z płyty lub pliku?
Powiem więcej: nawet jak w ogóle nie leci.
Ano właśnie. Pewnym ułatwieniem byłoby włączanie filmu w momencie zadania pytania i okazanie na ekranie stanu faktycznego (w danej chwili). A może i nie?
Ułatwieniem, ułatwieniem… A kto tu mówi o jakichkolwiek ułatwieniach?
Podstaw mu Michała Szpaka…
No cię proszę… Moi synowie są bardzo mało tolerancyjni na odmienność kulturową.
Rozumiem, że presumpcja „szpak mówi” jest nie do odkręcenia? 😀
Natomiast tak mi się nasunęło, że zdarta płyta byłaby idealnym środkiem zaradczym na tematy poruszane ostatnio na szkicach – w razie jak zaczynają Cię pytać o letnisko etc., wysuwasz do przodu czarnego konia, znaczy BB, który prowadzi konwersację dalej w swoim stylu?
Raczej Jakuba. On jest nie do zdarcia. Nawet myśleliśmy, czy by go nie wypożyczyć odpowiednim siłom politycznym jako konwersatora dla Macierewicza… Po dobie pytań o to, kto urodził się ze zmarszczkami – Pershing czy Rolf, albo jakiej karmy powinien używać kot po kastracji, mielibyśmy jednego polityka z głowy. A potem mogę zastanowić się nad cennikiem na następnych.
Nie – on ma kilka. Jest jeszcze nieśmiertelny ślub Waltera i Piggy, kilka reklam i filmów… Repertuar ma niezmierzony, tylko oszczędnie dawkuje zmiany. Jak się na czymś uczepi to jedzie miesiącami. A nie można zupełnie zabetonować, bo to jest dla niego jakaś forma nawiązywania relacji, których potrzebuje. Jakby nie był autystyczny w taki sposób, jak jest, to by rozmawiał o fizyce kwantowej czy rodzajach piwa. Przy czym to nie ma nic wspólnego z poziomem inteligencji! Bo jak tak piszę, to może wyglądać, że ma. Właśnie to jest najtrudniejsze w autyzmie, że ludzie mylą te dwie rzeczy: komunikację opartą na echolaliach odroczonych, używanych często adekwatnie do sytuacji, jako gotowych szablonów, z upośledzeniem umysłowym. Albo niezdolność do budowania wypowiedzi i werbalizowania potrzeb/myśli i zastępowanie ich takimi głupimi tekstami, bo chodzi o nawiązanie relacji z „rozmowę” z kimś bliskim.
To w ogóle bardzo trudne rzeczy.
Trzymam kciuki za BB – może się spotkamy?
Kto wie? Majówki przed nami i w ogóle 😀 A ten Kraków mają obiecywany od tak dawna, że pewnie trzeba będzie ruszyć tyłek 😉
Dzień dobry. Wydawałoby się, że zaspałem. Otóż wręcz przeciwnie, wstaliśmy dzisiaj wcześniej niż zwykle i odwieźliśmy gości na lotnisko, nastraszeni nieco po drodze korkiem z powodu stłuczki. Na szczęście udało się wrócić w miarę szybko i sprawnie. A teraz – do roboty.
Pracuj, pracuj. My popatrzymy;-)
To ja się jeszcze pochwalę zwycięstwem nad materią nieożywioną. Otóż mamy w domu router, który rozprowadza Internet na cały dom – wszystkie komputery stacjonarne i lapki, konsole Juniorów etc. – przewodowo i bez. Z netem przewodowym nie miała baba kłopotu, ale z WiFi już tak – przez pewien czas router zwykł był szaleć, tzn. było widać jego nazwę wśród dostępnych sieci bezprzewodowych, ale połączyć się z nim już się nie dało, a jeśli człek był już wcześniej połączony, to tracił łączność ze światem. Po restarcie routera dolegliwość mijała – na jakiś czas, do następnego zawieszenia. W końcu doszło do tego, że trzeba było restartować router (lub tylko łączność WiFi w jego ustawieniach przez przeglądarkę) niemalże raz na godzinę. Aż w końcu cierpliwość mnie się wyczerpała, poguglałem i okazało się, że po paru zmianach w ustawieniach, na oko nieistotnych z punktu widzenia użytkowników (np. kanału, po którym router się łączy z urządzeniami, i jeszcze innych) – jak ręką odjął. Wszystko śmiga. Brawo ja!
Brawo ty!

Brawo Ty!!!
Też fakt, że nie muszę, bo mam dwóch takich (co nigdy nie kradli księżyca), którzy mi wszystko zreperują, jeśli coś padnie w kompie 
Ja to nawet nie próbuję wsadzać pazurków do oprogramowania, bo znam się na tym jeszcze mniej niż kura na akrobacji
Właśnie się załamałem. Trafiłem w necie na ciekawy artykuł o kryzysie messyńskim (polska Wiki:”geologiczne zdarzenie, podczas którego Morze Śródziemne prawie całkowicie wyparowało. W tym okresie Nil płynął aż do Sycylii, łacząc się z Dunajem. Pozostały kaniony rzek wcięte na 3 km pod obecny poziom morza.”) i chciałem poczytać coś więcej. W artykule w Wikipedii jest nawet punkt „Implikacje na ziemiach obecnej Polski”. Zacząłem go czytać – ja, dziecko dwojga geologów – i poczułem się, jakby mi ktoś walnął bez dania racji w splot słoneczny. No bo: „Messyńskie pancerze pustynne zapewne bardzo istotnie przyczyniły się do wzrostu morfotwórczego znaczenia wcześniejszych procesów sylifikacji piasków, rozwijających się sedymentacyjne na końcowych etapach sarmackiej transgresji. Ówczesna sylifikacja nie była niewątpliwym wskaźnikiem klimatu pustynnego. Mogła bowiem ona rozwijać się lokalnie, w środowisku silnie alkalicznym płytkich wód morskich, sprzyjających „uruchomieniu” krzemionki. W takich właśnie warunkach sylifikowane były w piętrze badeńskim szczątki drzew bujnego lasu podzwrotnikowego porastającego wyspy lądowe na obszarze dzisiejszego Roztocza.” I po co mi to było?
Może łatwiej by ci było, gdybyś był dzieckiem dwojga poetów?
Być może. Podejrzewam, że wtedy mógłbym w ogóle nie próbować tego zrozumieć, ciesząc oko lub ucho samym dźwiękiem tych słów.
Bo brzmi mocno, nieprawdaż?
No faktycznie, tekst ciekawy
Zrozumiałam wszystkie kropki i przecinki, a poza tym niewiele więcej
Twoi rodzice na pewno wiedzieliby o czym piszą w tym artykule, jak dla mnie ciut nie chińszczyzna

Coś podobnego tylko o sztuce znalazłem na jednym z blogów. Kilka przepięknych recenzji wybranych przez autorkę. Nie tylko silifikowane, lecz również roztrajbowane na szoner przy udziale kwantyfikatorów statycznych oscylacji barw i dźwięków :))
Tego nie lubię w recenzjach. A potem się dziwić, że sztuka oddala się od ludzi (i odwrotnie).
Dzień dobry
Na jutro i pojutrze ponad 20C (dokładnie 23)
Oczywiście z rana wybieramy się na wycieczkę. Ma być nie tylko ciepło, ale i słonecznie. Zakupy nie zając, nie uciekną
Może znowu spotkamy jakieś niespotykane u nas ptaki?
Takie co tylko przelatują na swoje lęgowiska…
Prorok jaki, czy co? 

U mnie lato
Śmiałam się, bo małżonek pytał mnie, co jutro robimy. Odpowiedziałam, że to zależy od niego… co tam sobie zaplanował… Tylko się uśmiechnął i powiedział, że na pewno chcę jechać do Zion, nad Lake Michigan…
No to się wybieramy…
Dzień dobry. Słońce chce chyba wykonać dzisiaj cały plan na ten miesiąc, czy co?
Biegania będzie tylko trochę, poza tym luzik. Jak nie w weekend 😉
Dzień dobry.
Spodnie. Buty. Koszula.
Nie, to nie jest podręczny spis dla kogoś z początkową demencją. To spis rzeczy, które trzeba znaleźć i kupić dla moich synów. Bo jak zobaczyłam spodnie, w których starszy chodzi…
Spodnie wymienić na wierzchnie, podszewką do góry i sprawa załatwiona w minutę „))
Nawet jak mają dziury NA WYLOT?
Spodnie bez dziur, zwłaszcza tych na nogi oraz… są jakby to powiedzieć, mało wygodne.
Toć to są wywietrzniki. Lato idzie.
Nie.
No jednak nie.
Może nie jestem trendy i coś tam, ale nie.
Witajcie!
Lato wraca i jest co poczytać!
Hm, a tak konkretnie? Jakieś rekomendacje?
Np. komentarze powyżej!
A już myślałem, że jakaś literatura z ISBNem!
Literaturę też mam, tylko czasu brakuje… Dostałem niedawno ostatnią książkę Eco – i jeszcze nie zacząłem
Hohoho, to ja ledwie skończyłem jedną książkę z tych, co dostałem na urodziny. Zacząłem drugą, a kilka innych już mi się ustawia w kolejce.
A tu było piknie, aż się rozpadało.
Pożegnam się.
Tym razem na dłużej.
Ja też się już pożegnam. Jutro większość dnia będę poza siecią – mała wycieczka się szykuje.
Dobranoc wszystkim!
Udanej wycieczki, Ukratku
Dzień dobry

Było ciepło. Od jeziora leciutko dmuchało. Obeszliśmy małe jeziorko zwane Sand Pond (co chyba można przetłumaczyć jako „piaskową sadzawkę”, czy „piaskowy staw”). Pojechaliśmy dalej… jest tam kilka takich niedużych zalewisk. Gdy jest sucho, to rośnie tam trawa, ale jak popada to tworzą się takie właśnie zalewiska. Siedlisko różnego rodzaju ptactwa, żab, węży i jaszczurek, czyli coś w sam raz dla nas
Na węże chyba jeszcze za wcześnie, ale terkotanie żab słychać wszędzie. Bo te żaby nie kumkają, nie rechoczą, a właśnie terkoczą. Takie jakieś dziwne… 
Coś tam wrzuciliśmy na ruszta i małżonek powiedział, że musimy jechać do Targetu. To taki sklep, gdzie kupujemy chemię gospodarczą i takie różne inne rzeczy do domu. Wymyśliłam, że nie pojedziemy tu, gdzie jest najbliżej, bo klientela mi nie odpowiada. W sklepie jest bajzel i zawsze na coś można nadepnąć. Przy okazji postanowiłam zajechać nad Mallard Lake
To że Target jest w połowie drogi do Mallard Lake, pominęłam zupełnie. Małżonek od razu sięgnął po swój plecak z aparatem
Oczywiście najpierw jezioro!!! Słońce schodziło coraz niżej i potem mogło być za późno. Tam już za dużo nie chodziliśmy. Przy samym parkingu spały trzy krzyżówki (samiczka i dwa samce), a poza tym było tylko mnóstwo drozdów wędrownych (małżonek ochrzcił je gilami) i na co drugim drzewie siedział samczyk epoletnika (według małżonka „napletniki”). I w zasadzie to wszystko co spotkaliśmy. Postanowiliśmy wracać. Po drodze małżonek powiedział mi, że chciałby zajechać po drodze do jednego sklepu. Zajechaliśmy. Byłam w nim po raz pierwszy. Ogromny!!! Nie chodziliśmy między półkami, a jedynie obeszliśmy dokoła. Zajęło nam to godzinę!!! To typ sklepu „mydło – powidło”, czyli jest wszystko. Tylko mebli nie ma na sprzedaż
Małżonek porównywał ceny z tymi sklepami, gdzie normalnie robimy zakupy i niektóre ceny były dużo niższe. Do Targetu już nie dotarliśmy. Pojedziemy jutro…
Cieszę się też, że poznaliśmy nowych 
Szkoda, że te doby są takie krótkie 
Ale miałam fajną sobotę!!!
Rano, tak jak planowaliśmy, pojechaliśmy do Zion nad Lake Michigan. Miałam nadzieję na rybaczka popielatego, ale nie spotkaliśmy żadnego
Nad samym jeziorem było zimno. Dobrze że wzięłam bluzę, bo bym chyba zmarzła. Lake Michigan, to dość duże jeziorko i potrzebuje dużo czasu i oczywiście słońca, żeby się nagrzać. To dlatego było tak zimno. Jak się dowiedzieliśmy u nas, czyli we Franklin Park było 23C, a nad samym jeziorem tylko 10C!!! Wystarczyło jednak odejść jakieś 100m i już czuło się zmianę. Dużo cieplej…
Łaziliśmy po tych wertepach ponad 4 godziny. Czas było wracać do domu. To znaczy… najpierw na cotygodniowe zakupy
Padam na dziób, ale jestem zadowolona. Jest jeszcze tyle miejsc, które bym chciała odwiedzić i sprawdzić, czy nasi „znajomi” wrócili z zimowisk
Ale też fakt, że jeszcze nie zdążyłam do końca posegregować zdjęć z ubiegłego tygodnia, a mam prawie 700 nowych
Do tej strasznie długiej wypowiedzi mogę dodać jedynie, że małżonek używa często swojego nazewnictwa, jeśli chodzi o ptaszki
O „gilu” i „napletniku” już wspominałam. Jest jeszcze „chudy wróbel z czerwoną głową”, czyli dziwonia ogrodowa, „gruby wróbel”, czyli pasówka śpiewna, „wędkarz” czyli rybaczek popielaty, „żółtek”, czyli czyżyk złotawy… i wiele, wiele więcej
Także do amerykańskich i polskich nazw ptaków, muszę uczyć się jeszcze mężowskiego słowniczka 
Hm, a to nie będzie relacji nad kreską? Tylko pod?
A tak w ogóle, to opaliliśmy się na czerwono (właściwie różowo) oboje. Nie lubię opalenizny, a co roku ją mam
Z drugiej strony, jakbym pamiętała o filtrach… bo łażąc po wertepach, często w pełnym słońcu, trudno się nie opalić 
Witajcie!
Na południu póki co piękne słońce świeci, zobaczymy, co będzie dalej…
Dzień dobry. A u nas zachmurzenie, więc zaspanie, więc kawa, więc nastrój ogólnego zjeżenia. A za chwilkę jeszcze troszkę biegania.
No i z tego zachmurzenia i rozpadania zamiast spaceru w nowym miejscu, a potem zakupów, zrobiły się same zakupy, więc relacji nie będzie 🙁
DzieńDobry:))
Otóż więc skoro na wieczór się wypogodziło, skleję jednak nowe pięterko 🙂
Zapraszam wieczorną porą na nowe pięterko!