Miś cd.Ze specjalną dedykacją dla Lukrecji za wkład :)
Harpia zręcznym ruchem zapuściła grabki pod pasek spodni i to był błąd , mina eksplodowała z hukiem ,jęzor się rozwiązał ,a Harpia odskoczyła na 10 metrów w tył i zawyła !
-Moje tipsy !
-Ty bydlaku ! Już po tobie, zasyczała ,ale Miś dostrzegł jedną jedyną szansę ,wszystkie ruchy zrobiły się same ,podwójne salto z przewrotką w tył ,w locie wyciągnął rusznicę ,spadł w półprzysiadzie na kolano i pociągnął za cyngiel „za blisko” -pomyślał ,”o wiele za blisko” . Pocisk subatomowy napędzany fotonowo ,uderzyl harpię w podbrzusze ,rozleglo się głuche duuum ! Miś padł plackiem wrastając w glebę .Harpia ,trafiona centralnie wystartowała jak rakieta ziemia-powietrze ,zanim falauderzeniowa wgniotła go na metr w glebę ,usłyszał ryk i zobaczył jak Harpia leci za horyzont powiewając cyckami jak słonik Dumbo uszami.Drzewa walily się pokotem na drodze jej przelotu ,a w miejscu w którym stała ,był krater na 30 metrów głęboki .Miś otrzepał łapki i podciągnął kamizelkę anty minową na jajach ,to by było na tyle ,trza spadać ,bo jak znajdzie miotłę ,to wróci tu szybciej niż myślę .
-Ssssss- usłyszał z krzaków ,żmija cyco ?
-Ssssssss ,ki diabeł ?
-A podejdź tu panicu ,usłyszał z krzaków .
-A niby kto mówi ? Spytał Miś .
-To ja ,odrzekł krzak .
-Nynie tu siedzę .Miś wytrzeszczył gały ,ale dalej widział krzak ,
-Tutki Panicu ,gada krzak .
”No niezłego mam kacora” ,pomyślał Miś ,gadające krzaki, żeby choć kurna gorejący był ,ale taki zwykły ? Krzak ożył i miś zobaczył przeraźliwie chudego dziadka utkanego z mchu i paproci,
-Masz może coś na ząb ,zagaił dziadyga ,prezentując jeden ząb w dolnej szczęce .
-Mam ci ja łososia wędzonego ,com go zwędził ze stołu na imprezie ,na drogę ,chudzinę ze 3 kilo ,a naści dziadu ,żryj .
Dziadek wciągnął łososia jak makaron i zamlaskał .
-Dobre papu,poklepał się po brzuchu ,aż kręgosłup zagrzechotał .
-Dobra ,rzekł Miś ,ktoś zacz i kiego tu się czaisz po krzakach ?…
Dobrze pomyślałaś Wiedźminko u Sapkowskiego też był leśny dziadek ,który jeśli dobrze pamiętam pojmał i zamierzał skonsumować Ciri , został ubity z niemałym trudem 🙂
„Głodnam cny rycerzyku, od świtania na ząb nie było co wzięć”. Zgaduję, ma babuleńka jeszcze minimum jeden zą. Wzruszyłem sie jak nie wiem co, biorę więc z sakwy chleba kąsek i pól leszcza, którego dostałem od rybaków nad Jarugą. Ta siada, mamle, chrząka, wypluwa ości………………………….Odskoczyłem, krew sika mi z ramienia jak z fontanny pałacowej, a babka sunie z nożem wyjąc, parkkając i plując. Ciągle jeszcze nie uważałem, że to powazna sprawa. Poszedłem w zwarcie, żeby pozbawić ją przewagi i czuje, ze to żadna staruszka.. Piersi twarde jak krzemienie….
Znalazłem stosowny fragment ,trochę hardcorowy 🙂
— A nie widać — Dziadek obrzucił ją taksującym spojrzeniem — żeby panna ostatnio często mięska i skwarków kosztowała, o nie. Chudziutka panna, chudziutka. Skóra i kości! Hej, hej! A co to takiego? Za panny plecami?
Ciri obejrzała się, dając się nabrać na najstarszą i najprymitywniejszą sztuczkę świata.
Straszliwy cios sękatego kostura trafił ją prosto w skroń. Refleksu wystarczyło jej tylko na tyle, by unieść rękę, dłoń częściowo zamortyzowała uderzenie zdolne rozbić czaszkę jak jajo. Ale Ciri i tak znalazła się na ziemi, ogłuszona, oszołomiona i kompletnie zdezorientowana.
Dziadek, wyszczerzywszy zęby, doskoczył do niej i zdzielił kosturem jeszcze raz. Ciri znowu zdołała zasłonić głowę rękami, skutek był taki, że obie zwisły jej bezwładnie. Lewa była z pewnością przetrącona, kości śródręcza prawdopodobnie strzaskane.
Dziadek, skacząc, dopadł ją z drugiej strony i walnął kijem w brzuch. Krzyknęła, zwijając się w kłębek. Wtedy rzucił się na nią jak jastrząb, przewrócił twarzą do ziemi, przygniótł kolanami. Ciri wyprężyła się, ostro wierzgnęła w tył, chybiając, zadała gwałtowny cios łokciem, trafiając. Dziadek ryknął wściekle i huknął ją pięścią w potylicę z taką mocą, że zaryła się twarzą w piach. Chwycił ją za włosy na karku i przytłoczył do ziemi nos i usta. Poczuła, że się dusi. Starzec uklęknął na niej, wciąż cisnąc głowę do ziemi, zerwał jej z pleców miecz i odrzucił go. Potem zaczął gmerać koło spodni, znalazł klamrę, rozpiął. Ciri zawyła, krztusząc się i plując piaskiem. Przydusił ją mocniej, unieruchomił, wkręciwszy włosy w pięść. Mocnym szarpnięciem zdarł jej spodnie.
— Hej, hej — zamamlał, dysząc rzężąco. – A to się dopiero trafiła Dziadkowi ładna dupka. Hu, huuu, dawno, dawno Dziadek takiej nie miał.
Ciri, czując obrzydliwy dotyk jego suchej szponiastej dłoni, wrzasnęła z ustami pełnymi piasku i sosnowych igieł.
— Leż spokojnie, panna — słyszała, jak się ślini, miętosząc jej pośladki. – Dziadek nie jest już młody, nie od razy, pomału… Ale nie ma strachu, Dziadek zrobi, co trzeba. Hej, hej! A potem sobie Dziadek podje, hej, podje! Suto sobie…
Że nie mam jak podpisać pod Wiedźminkę, bo nie stwarza możliwości, jako, że drabinka się skończyła, podpisuję pod sobą. Chodzi o ten fragmencik przytoczony o mocarnym staruszku i słabowitej panience, która pogruchotana kosturem i pięściami, przyduszona w piachu zostaje skonsumowana
Służę Kreciu ciągiem dalszym ,bo zaiste ciekawy :
Urwał, zaryczał, zakwiczał.
Czując, że chwyt zelżał, Ciri wierzgnęła, wyszarpnęła się i zerwała jak sprężyna.I zobaczyła, co się stało.
Kelpie, podkradłszy się cichaczem, chwyciła Leśnego Dziadka zębami za harcap i niemal uniosła w górę. Staruch wył i kwiczał, szarpał się, kopał i fikał nogami, wreszcie zdołał się wydrzeć, zostawiając w zębach klaczy długi, siwy kosmyk. Chciał chwycić swój kostur, ale Ciri kopnięciem usunęła mu go z zasięgu rąk. Drugim kopnięciem chciała go poczęstować w to, w co należało, ale ruchy krępowały jej spodnie ściągnięte do połowy ud. Czas, jaki zajęło jej ich podciągnięcie, Dziadek wykorzystał dobrze. Kilkoma susami doskoczył do pieńka, wyrwał z niego siekierę, machnięciem odpędził wciąż zawziętą Kelpie. Zaryczał, wystawił swe straszne zęby i rzucił się na Ciri, wznosząc topór do ciosu.
— Dziadek wydupczy cię, panienko! — zawył dziko. Choćby cię Dziadek musiał najsamprzód rozkawałkować! Dziadkowi zajedno, cała, czy w porcjach!
Myślała, że poradzi sobie z nim łatwo. W końcu to był stary, zgrzybiały dziadyga. Myliła się bardzo.
Mimo monstrualnych łapci skakał jak cyga, kicał zwinnie jak królik, a toporem o wygiętym stylisku wywijał z wprawą rzeźnika. Gdy ciemne i wyostrzone ostrze kilka razy wręcz otarło się o nią, Ciri zorientowała się, że jedyne, co może ją uratować, to ucieczka.
Ale uratował ją zbieg okoliczności. Cofając się, zawadziła stopą o swój miecz. Podniosła go błyskawicznie.
— Rzuć siekierę — wydyszała, z sykiem wyciągając Jaskółkę z pochwy. – Rzuć siekierę na ziemię, obleśny staruchu. Wtedy, kto wie, może daruję cię zdrowiem. I nie rozkawałkuję.
Zatrzymał się. Sapał i rzęził, a brodę miał obrzydliwie oplutą. Broni jednak nie rzucił. Widziała w jego oczach dziką wściekłość.
— No! — wywinęła mieczem syczącego młyńca. – Uprzyjemnij mi dzień! Przez chwilę patrzył na nią, jakby nie rozumiejąc, potem wystawił zęby, wybałuszył oczy, zaryczał i rzucił się na nią. Ciri miała dość żartów. Umknęła mu szybkim półobrotem i cięła z dołu przez oba wzniesione ramiona, powyżej łokci. Dziad wypuścił topór z sikających krwią rąk, ale natychmiast skoczył na nią znowu. Odskoczyła i krótko chlasnęła go w kark. Bardziej z litości niż z potrzeby; z przeciętymi obiema tętnicami ramiennymi i tak wykrwawiłby się niebawem.
Leżał, niewiarygodnie ciężko rozstając się z życiem, mimo rozrąbanych kręgów nadal wijąc się jak robak. Ciri stanęła nad nim. Resztki piasku wciąż zgrzytały jej w zębach.Wypluła mu je prosto na plecy. Zanim skończyła pluć, umarł.
*****
Dziwna konstrukcja przed chatką, przypominająca szubienicę, była zaopatrzona w żelazne haki i wielokrążek. Stół i pieniek były wyślizgane, lepiły się od tłuszczu, cuchnęło brzydko.Jakby jatką.Na kuchni Ciri znalazła sagan owej zachwalanej kaszy perłowej, omaszczonej suto, pełnej kawałków mięsa i grzybów. Była bardzo głodna, ale coś ją tknęło, by tego nie jeść. Napiła się tylko wody z cebrzyka, zgryzła małe, pomarszczone jabłko.
Za chatynką znalazła piwniczkę ze schodkami, głęboką i chłodną. W piwniczce stały garnki ze smalcem. U stropu wisiało mięso. Resztka półtuszki.Wypadła z loszku, potykając się na schodkach, jakby goniły ją diabły. Przewróciła się w pokrzywy, zerwała, chwiejnym krokiem dobiegła do chatynki, oburącz uchwyciła się jednego z podtrzymujących ją pali. Choć w żołądku nie miała prawie nic, wymiotowała bardzo gwałtownie i bardzo długo.
Wisząca w piwniczce resztka półtuszki należała do dziecka.
Trafić w mój gust jest łatwo. My Słowianie, my lubim sielanki. Już miesiąc zaszedł, psy się uśpiły, i coś tam klaska za borem.
No humor dobry, czarny, absurdalny też. Ale trup musi być podany po angielsku. Dosłowność przeszkadza. Ale postarałam się wstrzelić. Hardkorowo. Co przyszło o tyle łatwo, że prozy Sapkowskiego nie znam.
Poczuła, że się dusi …. Dusi, dusi…..
Przedśmiertne konwulsje wstrząsały jej ciałem, co bardzo ułatwiało zadanie dziadkowi. – Oj, dochodzę, dochodzę – pokrzykiwał w uniesieniu i unisono, aż tu nagle znieruchomiała i zwiotczała – no co ty – wrzasnął i szarpnął jej głową do góry. Odpowiedzią był trzask kręgów szyjnych. W tej taj chwili puściły zwieracze i masa kałowa wydostała się na niewyjęte jeszcze przyrodzenie, – a żesz ty – ryknął. Wtarł się i począł okładać kosturem martwe truchło. Potem obrócił ją na wznak. Twarz była pokryta przylepionym piaskiem i igliwiem. Na ustach różowiła się piana. Walnął kosturem, potem walił raz za razem. Najpierw wypłynęło jedno oko. Potem drugie. Po kolejnym uderzeniu chrupnęły kości szczęki, żuchwy i twarz się zapadła. Walił kosturem dalej, aż skóra poczęła się złuszczać, ale oczekiwany orgazm się nie pojawiał, nawet jakby się oddalał.
Przerwał, zmęczony. No to takie pobite mięsko może być bardzo smaczne – pomyślał. Niestety, z krzaków wybiegła czereda dzieci, małych, może kilkuletnich, ale zbrojnych w maczety, z oczami pełnymi narkotycznego ognia i posiekali dziadka w plasterki.
Miooodzio
PS.Nie musisz się złościć ,zadedykowałem Tobie ten kawałek z Harpią ,bo podsunęłaś mi patent ze spodniami ,w pierwotnej wersji sprawy potoczyły się inaczej ,jestem grafomanem-półanalfabetą i mogę Wam mistrzom buty czyścić .
Ja za przeproszeniem się nie zgadzam ! To nie fair ,od początku czyli od środka polubiłem „Zaświaty” i nie możesz teraz porzucić mnie nieutulonego w żalu ,kiedy czekam na co dalej ,mam wrażenie ,że znowu narozrabiałem ,tylko nie wiem gdzie ,koniec z Misiem ,ale piszpani ,bo kurka ,będę buczał
Rano trochę pogrzmiało i popadało. Teraz znów się na coś zanosi, a ja między burzami wyskoczyłam na dworzec autobusowy i kupiłam już bilety na 30 sierpnia do Jeleniej Góry. Teraz mogę spać spokojnie. Jadę…
Dzień dobry. No, tośmy wrócili. Jednocześnie chciałem zdementować wszelkie plotki, jakoby Najjuniora należało odbijać. Pojechał z nami z własnej woli, a „odmeldowujący” go wychowawcy czynili to ze starannie skrywaną ulgą 😉 Natomiast co do samego faktu odbierania, to mieliśmy ochotę się przejechać na Mierzeję Wiślaną, ot co, zwłaszcza że teraz, po oddaniu tzw. Południowej Obwodnicy Gdańska wyjeżdża się z obwodnicy (S6) prosto na trasę warszawską (S7/ DK7) i cała droga spod domu w Gdyni na Mierzeję zamknęła się w niecałej godzinie (sic!). W uzupełnieniu dodam, że NA obóz Najjuniora nie zawoziliśmy, a jedynie dowieźliśmy go na punkt zborny przy dworcu PKP Gdańsk Główny.
A nie, tym razem nie. Najwyraźniej drzewek nie ścinał tym razem (siekierką ani innymi utensyliami). W ogóle cywilizowane kolonie to były, mieszkali w ośrodku (!), w pokojach po 3 osoby z łóżkami (!!) i łazienkami (!!!). I nawet zdjęcia dostali z obozu, a co. w ogóle wszystkim dzieciatym (wnuczatym?) polecam – nieskromnie kryptoreklamę zrobię, a co – http://www.poszukiwaczeprzygod.pl – Najjunior już na trzecim obozie z tego biura był.
Mój kolega z pracy.. wybrał się wczoraj rowerem na pocztę, która znajduje się jakieś 50m od jego bloku, w którym mieszka. Po załatwieniu tego co tam miał załatwić – wsiadł na rower… ujechał 10m, skręcił kierownicą, stopa zsunęła się z pedału. Szybki odruch kończyny dolnej aby się podeprzeć o krawężnik i tu… ta sama stopa zsuwa się z krawężnika. Traci równowagę, przewraca się z rowerem na asfalt. Wali głową w chodnik. Łuk brwiowy rozcięty, lekkie wstrząśnienie mózgu, noga złamana. W piątek operacja.
Zaznaczam, że był trzeźwiuteńki.
Przyznacie, że trzeba mieć wyjątkowego pecha, żeby tak się załatwić… w ciągu kilku sekund 🙁 Wyrowerował się…
Pech to faktycznie ogromny. Natomiast co do wyjątkowości, to syn znajomych, rówieśnik naszego Najjuniora, w kwietniu jechał rowerem po ścieżce rowerowej, po burzy, która zwaliła na tę ścieżkę gałąź. Młody człowiek jakimś cudem nie ominął jej i upadł tak niefortunnie, że połamał palce (a trzeba wam wiedzieć, że w jego przypadku to podwójnie kłopotliwe, ponieważ trenuje łucznictwo), przy czym jeden z palców był nawet zagrożony amputacją. Nie minęło parę miesięcy, na obozie wbiegł na mokrą trawę i zwichnął nogę w kostce, tak dotkliwie, że dwóch ortopedów niezależnie od siebie podejrzewało poważne złamanie. Dopiero po dwóch tygodniach uznano, że gips jest jednak niepotrzebny. Są takie osoby, które nie powinny z domu wychodzić na dłużej…
Witajcie!
Mój kolega z roku (na studiach jeszcze) spadł, trzeźwy jak świnia, z krawężnika na ul. Czystej. Fakt, były dość wysokie, ale kostkę zmaltretował tak, że ponad dwa miesiące nie mógł chodzić…
Dobry wiecżór Tetryku…. ja sobie zwichnęłam nogę zsuwając się z zupełnie niewysokiego krawężnika; dziecko mnie podpierało w drodze do domu, a potem był gips….. 🙁
Zazwyczaj tego nie robię, ale dzisiaj wyjątkowo – dowcip z działu „Humor rosyjski” na joemontser.org – bo śmiałem się dobrych parę minut:
Profesor Pietrow kochał alkohol, logikę i świętować. Kiedy jego magistrant, Sidorow, obudził się rano z ciężką głową, przekrwionymi oczami i trzęsącymi się rękami, znalazł koło łóżka siedemnaście identycznych kolb laboratoryjnych oraz karteczkę o treści następującej:
„Woda spod ogórków nie znajduje się w lewej kolbie i nie pośrodku. Kwas siarkowy nie znajduje się w prawej kolbie. Wódka nie znajduje się obok kwasu solnego. Woda pitna jest w kolbie położonej symetrycznie do wody królewskiej. Dwa ze wcześniejszych zdań nie są prawdziwe.”
A może uprawia igraszki z Harpią ? Wyżej napisał, że po męsku,
maczugą w łeb i do jaskini! 🙂 No to trzymajmy kciuki, żeby wrócił do nas w jednym kawałku 🙂
Święte słowa Skowronku ,zepsuł mi się fon stacjonarny pod ręką w pracy ,a drugi mam w drugim pomieszczeniu ,wiec jak dzwoni muszę dreptać ,a zaraza dzwoni co chwilę ,no to lecę jak głupi ,bo zanim doczłapię 10 dzwonków drynda na spocznij ,a tam gostek nawija jak karabin maszynowy i oczywiście chce żeby mu poświęcić te marne 10 minut ,rzucam słuchawką i zanim wrócę do siebie dzwoni znowu i tak 30 razy dziennie ,a mnie trafia szlag , wściekli się czy co ?
Przeczytałam ciąg dalszy przygody Ciri, przedstawiony przez Krecię, dreszcz niemiły mnie dotknął, ale…. jedna z głównych postaci nie może umrzeć w środku opowieści. Tę żelazną zasadę przyswoiłam sobie dziecięciem będąc, gdy czytane książki wzbudzały we mnie silne emocje 🙂
Z różnych symptomów tak wyglądało. Pogruchotane ręce nie obronią. Mimo, że obecnie spokojnie prowadzę księgowość, mam za sobą studia rolnicze i dwa semestry anatomii zwierząt. Dwa semestry ćwiczeń w prosektorium na wydziale Weterynarii. Wiem, co się może zdarzyć.
Niewątpliwie… ale Ciri miała przetrąconą lewą rękę z możliwością zgruchotania kości śródręcza. Prawa najwyraźniej ocalała….. 🙂 No i była szkolona przez wiedźminów….
Z prawdą sprawa jest trudna. Zależy, kto ją przedstawia. Jeśli jakiś da Vinci namaluje kota ze skrzydłami. To ten kot wygląda tak, że jest wiarygodny. Poleci, jak tylko tymi skrzydłami machnie. Pacykarz cuda namaluje, a kot nie wzleci, bo to jest niemożliwe. Co jest prawdą?
Nie wiem czy wiarygodność kota ze skrzydłami do mnie przemawia…nawet gdyby namalował go geniusz. 🙂 To będzie projekcja, wyobrażenie geniusza o latającym kocie . Bardzo interesująca i bardzo bliska sf. 🙂
Co nas prowadzi do wczorajszych konkluzji o dobrym zakończeniu ,ja
jestem odmieńcem i nie cierpię dobrych zakończeń ,a jako miłośnik horrorów typu gore ,jestem wręcz wkurzony kiedy dobro zwycięża choć teoretycznie nie ma prawa ,ani fizycznej możliwości ,polecam francuski horror „Mortyrs” jeśli ktoś ma mocny żołądek i nerwy ,to gwarantuję ,że dobro zostało w nim zmasakrowane po całości.
Eeeeetam dobra rąbanka nie jest zła ,wersja Lukrecji nawet misię spodobała ,ale co dalej ? Czy dzieci z maczetami nawlekli plasterki Dziadka na patyki i zasiedli wokół ogniska nucąc „Gdy strumy płynie z wolna” ?
Lukrecjo, najpokorniej suplikuję, nie rób nam tego! Nie odbieraj nam swojego towarzystwa, nie pozbawiaj nadziei na kolejne spotkania z Archangelą!
Prosimy cię, wszystkie twoje fany!
Dzień dobry 🙂
Cześć: )) Hehe, a bacz ino by dziadek nie okazał się transmersem!!
Cześć :)Prędzej transformersem 🙂
A może i tak!! : )))
Witaj Misiu…. radykalnie pogadałeś z Harpią… 🙂
Tylko dlaczego Harpia się posługuje moim atrybutem ?:)
Po męsku ,maczugą w łeb i za włosy do jaskini 🙂
Dzień dobry 🙂
Dzień dobry: )) Pod warunkiem, że będzie padać. Ponoć Wiedźmince całe miasto do Odry spłynęło!
Święta prawda ,caluśkie ,ja nadaję z barki dryfującej po centrum miasta 🙂
Witaj Senatorze….ten dziadek mi Sapkowskim zapachniał,ale czy słusznie ?:) sie okaże….
Tak, ale tam była babka co dostała leszcza!:)
Od Korina, prawda?: ))
Tak, od Korina…. też transformowała:)
Dobrze pomyślałaś Wiedźminko u Sapkowskiego też był leśny dziadek ,który jeśli dobrze pamiętam pojmał i zamierzał skonsumować Ciri , został ubity z niemałym trudem 🙂
Ale to nie ten od jednego zęba i ryby!!
To ten ludojad, a to inna bajka!!
„Głodnam cny rycerzyku, od świtania na ząb nie było co wzięć”. Zgaduję, ma babuleńka jeszcze minimum jeden zą. Wzruszyłem sie jak nie wiem co, biorę więc z sakwy chleba kąsek i pól leszcza, którego dostałem od rybaków nad Jarugą. Ta siada, mamle, chrząka, wypluwa ości………………………….Odskoczyłem, krew sika mi z ramienia jak z fontanny pałacowej, a babka sunie z nożem wyjąc, parkkając i plując. Ciągle jeszcze nie uważałem, że to powazna sprawa. Poszedłem w zwarcie, żeby pozbawić ją przewagi i czuje, ze to żadna staruszka.. Piersi twarde jak krzemienie….
……………………………………………….
Znalazłem stosowny fragment ,trochę hardcorowy 🙂
— A nie widać — Dziadek obrzucił ją taksującym spojrzeniem — żeby panna ostatnio często mięska i skwarków kosztowała, o nie. Chudziutka panna, chudziutka. Skóra i kości! Hej, hej! A co to takiego? Za panny plecami?
Ciri obejrzała się, dając się nabrać na najstarszą i najprymitywniejszą sztuczkę świata.
Straszliwy cios sękatego kostura trafił ją prosto w skroń. Refleksu wystarczyło jej tylko na tyle, by unieść rękę, dłoń częściowo zamortyzowała uderzenie zdolne rozbić czaszkę jak jajo. Ale Ciri i tak znalazła się na ziemi, ogłuszona, oszołomiona i kompletnie zdezorientowana.
Dziadek, wyszczerzywszy zęby, doskoczył do niej i zdzielił kosturem jeszcze raz. Ciri znowu zdołała zasłonić głowę rękami, skutek był taki, że obie zwisły jej bezwładnie. Lewa była z pewnością przetrącona, kości śródręcza prawdopodobnie strzaskane.
Dziadek, skacząc, dopadł ją z drugiej strony i walnął kijem w brzuch. Krzyknęła, zwijając się w kłębek. Wtedy rzucił się na nią jak jastrząb, przewrócił twarzą do ziemi, przygniótł kolanami. Ciri wyprężyła się, ostro wierzgnęła w tył, chybiając, zadała gwałtowny cios łokciem, trafiając. Dziadek ryknął wściekle i huknął ją pięścią w potylicę z taką mocą, że zaryła się twarzą w piach. Chwycił ją za włosy na karku i przytłoczył do ziemi nos i usta. Poczuła, że się dusi. Starzec uklęknął na niej, wciąż cisnąc głowę do ziemi, zerwał jej z pleców miecz i odrzucił go. Potem zaczął gmerać koło spodni, znalazł klamrę, rozpiął. Ciri zawyła, krztusząc się i plując piaskiem. Przydusił ją mocniej, unieruchomił, wkręciwszy włosy w pięść. Mocnym szarpnięciem zdarł jej spodnie.
— Hej, hej — zamamlał, dysząc rzężąco. – A to się dopiero trafiła Dziadkowi ładna dupka. Hu, huuu, dawno, dawno Dziadek takiej nie miał.
Ciri, czując obrzydliwy dotyk jego suchej szponiastej dłoni, wrzasnęła z ustami pełnymi piasku i sosnowych igieł.
— Leż spokojnie, panna — słyszała, jak się ślini, miętosząc jej pośladki. – Dziadek nie jest już młody, nie od razy, pomału… Ale nie ma strachu, Dziadek zrobi, co trzeba. Hej, hej! A potem sobie Dziadek podje, hej, podje! Suto sobie…
Na Trylogię Sienkiewicza możemy startować, na Sapkowskiego też! Bez internetu!!
W obu przypadkach poległbym z kretesem ,bo obie pozycje czytałem dawno temu i pamiętam piąte/dziesiąte ,dlatego poddaję się walkowerem 🙂
Dobry wieczór
No proszę, dedykacja dla mnie !!
Nie znap Sapkowskiego, co było dalej?
Witaj Kreciu…. o którą opowiastkę pytasz?:)
A dedykację Miś już wczoraj zapowiadał 🙂 i jeszcze, że chciałby trafić w Twój gust….. o czym pilnie Ci donoszę 🙂
Że nie mam jak podpisać pod Wiedźminkę, bo nie stwarza możliwości, jako, że drabinka się skończyła, podpisuję pod sobą. Chodzi o ten fragmencik przytoczony o mocarnym staruszku i słabowitej panience, która pogruchotana kosturem i pięściami, przyduszona w piachu zostaje skonsumowana
Służę Kreciu ciągiem dalszym ,bo zaiste ciekawy :
Urwał, zaryczał, zakwiczał.
Czując, że chwyt zelżał, Ciri wierzgnęła, wyszarpnęła się i zerwała jak sprężyna.I zobaczyła, co się stało.
Kelpie, podkradłszy się cichaczem, chwyciła Leśnego Dziadka zębami za harcap i niemal uniosła w górę. Staruch wył i kwiczał, szarpał się, kopał i fikał nogami, wreszcie zdołał się wydrzeć, zostawiając w zębach klaczy długi, siwy kosmyk. Chciał chwycić swój kostur, ale Ciri kopnięciem usunęła mu go z zasięgu rąk. Drugim kopnięciem chciała go poczęstować w to, w co należało, ale ruchy krępowały jej spodnie ściągnięte do połowy ud. Czas, jaki zajęło jej ich podciągnięcie, Dziadek wykorzystał dobrze. Kilkoma susami doskoczył do pieńka, wyrwał z niego siekierę, machnięciem odpędził wciąż zawziętą Kelpie. Zaryczał, wystawił swe straszne zęby i rzucił się na Ciri, wznosząc topór do ciosu.
— Dziadek wydupczy cię, panienko! — zawył dziko. Choćby cię Dziadek musiał najsamprzód rozkawałkować! Dziadkowi zajedno, cała, czy w porcjach!
Myślała, że poradzi sobie z nim łatwo. W końcu to był stary, zgrzybiały dziadyga. Myliła się bardzo.
Mimo monstrualnych łapci skakał jak cyga, kicał zwinnie jak królik, a toporem o wygiętym stylisku wywijał z wprawą rzeźnika. Gdy ciemne i wyostrzone ostrze kilka razy wręcz otarło się o nią, Ciri zorientowała się, że jedyne, co może ją uratować, to ucieczka.
Ale uratował ją zbieg okoliczności. Cofając się, zawadziła stopą o swój miecz. Podniosła go błyskawicznie.
— Rzuć siekierę — wydyszała, z sykiem wyciągając Jaskółkę z pochwy. – Rzuć siekierę na ziemię, obleśny staruchu. Wtedy, kto wie, może daruję cię zdrowiem. I nie rozkawałkuję.
Zatrzymał się. Sapał i rzęził, a brodę miał obrzydliwie oplutą. Broni jednak nie rzucił. Widziała w jego oczach dziką wściekłość.
— No! — wywinęła mieczem syczącego młyńca. – Uprzyjemnij mi dzień! Przez chwilę patrzył na nią, jakby nie rozumiejąc, potem wystawił zęby, wybałuszył oczy, zaryczał i rzucił się na nią. Ciri miała dość żartów. Umknęła mu szybkim półobrotem i cięła z dołu przez oba wzniesione ramiona, powyżej łokci. Dziad wypuścił topór z sikających krwią rąk, ale natychmiast skoczył na nią znowu. Odskoczyła i krótko chlasnęła go w kark. Bardziej z litości niż z potrzeby; z przeciętymi obiema tętnicami ramiennymi i tak wykrwawiłby się niebawem.
Leżał, niewiarygodnie ciężko rozstając się z życiem, mimo rozrąbanych kręgów nadal wijąc się jak robak. Ciri stanęła nad nim. Resztki piasku wciąż zgrzytały jej w zębach.Wypluła mu je prosto na plecy. Zanim skończyła pluć, umarł.
*****
Dziwna konstrukcja przed chatką, przypominająca szubienicę, była zaopatrzona w żelazne haki i wielokrążek. Stół i pieniek były wyślizgane, lepiły się od tłuszczu, cuchnęło brzydko.Jakby jatką.Na kuchni Ciri znalazła sagan owej zachwalanej kaszy perłowej, omaszczonej suto, pełnej kawałków mięsa i grzybów. Była bardzo głodna, ale coś ją tknęło, by tego nie jeść. Napiła się tylko wody z cebrzyka, zgryzła małe, pomarszczone jabłko.
Za chatynką znalazła piwniczkę ze schodkami, głęboką i chłodną. W piwniczce stały garnki ze smalcem. U stropu wisiało mięso. Resztka półtuszki.Wypadła z loszku, potykając się na schodkach, jakby goniły ją diabły. Przewróciła się w pokrzywy, zerwała, chwiejnym krokiem dobiegła do chatynki, oburącz uchwyciła się jednego z podtrzymujących ją pali. Choć w żołądku nie miała prawie nic, wymiotowała bardzo gwałtownie i bardzo długo.
Wisząca w piwniczce resztka półtuszki należała do dziecka.
Trafić w mój gust jest łatwo. My Słowianie, my lubim sielanki. Już miesiąc zaszedł, psy się uśpiły, i coś tam klaska za borem.
No humor dobry, czarny, absurdalny też. Ale trup musi być podany po angielsku. Dosłowność przeszkadza. Ale postarałam się wstrzelić. Hardkorowo. Co przyszło o tyle łatwo, że prozy Sapkowskiego nie znam.
Poczuła, że się dusi …. Dusi, dusi…..
Przedśmiertne konwulsje wstrząsały jej ciałem, co bardzo ułatwiało zadanie dziadkowi. – Oj, dochodzę, dochodzę – pokrzykiwał w uniesieniu i unisono, aż tu nagle znieruchomiała i zwiotczała – no co ty – wrzasnął i szarpnął jej głową do góry. Odpowiedzią był trzask kręgów szyjnych. W tej taj chwili puściły zwieracze i masa kałowa wydostała się na niewyjęte jeszcze przyrodzenie, – a żesz ty – ryknął. Wtarł się i począł okładać kosturem martwe truchło. Potem obrócił ją na wznak. Twarz była pokryta przylepionym piaskiem i igliwiem. Na ustach różowiła się piana. Walnął kosturem, potem walił raz za razem. Najpierw wypłynęło jedno oko. Potem drugie. Po kolejnym uderzeniu chrupnęły kości szczęki, żuchwy i twarz się zapadła. Walił kosturem dalej, aż skóra poczęła się złuszczać, ale oczekiwany orgazm się nie pojawiał, nawet jakby się oddalał.
Przerwał, zmęczony. No to takie pobite mięsko może być bardzo smaczne – pomyślał. Niestety, z krzaków wybiegła czereda dzieci, małych, może kilkuletnich, ale zbrojnych w maczety, z oczami pełnymi narkotycznego ognia i posiekali dziadka w plasterki.
Miooodzio
PS.Nie musisz się złościć ,zadedykowałem Tobie ten kawałek z Harpią ,bo podsunęłaś mi patent ze spodniami ,w pierwotnej wersji sprawy potoczyły się inaczej ,jestem grafomanem-półanalfabetą i mogę Wam mistrzom buty czyścić .
Mnie do mistrzów nie zaliczaj. Własnie postanowiłam się wycofać. Zaświatów już nie będzie. Samobójstwo rozważane.
Pa.
Kreciu…nie powiesz dlaczego tak postanowiłaś ? To nie jest miła wiadomość dla nas:(
Ja za przeproszeniem się nie zgadzam ! To nie fair ,od początku czyli od środka polubiłem „Zaświaty” i nie możesz teraz porzucić mnie nieutulonego w żalu ,kiedy czekam na co dalej ,mam wrażenie ,że znowu narozrabiałem ,tylko nie wiem gdzie ,koniec z Misiem ,ale piszpani ,bo kurka ,będę buczał
Witaj Bożenko … też trochę mi w nocy padało 🙂
Rano trochę pogrzmiało i popadało. Teraz znów się na coś zanosi, a ja między burzami wyskoczyłam na dworzec autobusowy i kupiłam już bilety na 30 sierpnia do Jeleniej Góry. Teraz mogę spać spokojnie. Jadę…

Dzień dobry: )))
Ni czorta nie padalo, a całą noc miało lać!; (
U mnie chyba trochę popadało, bo ulice były mokre rano i gdzieniegdzie stoją kałuże. Ale podobno każdemu według zasług?
Hi hi hi : (
😆
Mówią, że zaraz zacznie u Ciebie padać, Senatorze ! Prawda li to ? 🙂
Miało zacząć! Nie zaczyna!!
Dzień dobry. Zgłaszam się, ale zaraz wyjeżdżamy po Najjuniora, żeby go (planowo) odebrać z obozu/ kolonii. Wrócimy jak wrócimy.
Cześć Kwaku ! osobisty odbiór Najjuniora z obozu ? Drzewiej jednak dzieci dowozili do miasta zamieszkania 🙁
Dzień dobry: )) Oni jadą go odbijać!
Możliwe, że odklejać, jak to na obozach bywa ? 🙂
To możliwe, jeśli miał sporo swobody, to mógł zaprzestać mycia i teraz lepi się do wszystkiego! Chłopcy, moja Pani do wszystkiego są zdolni!: ))
Dzień dobry ! 🙂 Ja nadaję ze wzgórza.. 🙂 i mam się dobrze 🙂
A Skowronek jeszcze śpi czy znowu lata ? 🙂
Witaj Wiedźminko:)) lata, lata, ale nie jak ta Misiowa Harpia 😀
Dzień dobry:))) Kamizelkę anty minową… No, no… Ależ ten Miś miał nabiał 😆
To już raczej dobry wieczór: )))
Do tanga mnie Pan prosisz??
Dzień dobry:))
Jaki wieczór, nooo jaki?? Taż słoneczko po deszczu cudne mamy:)))
Nie ma deszczu, nie było i nie będzie. Ta woda z nieba to jest wierutne łgarstwo i niemożebna niemożebność!: ((
Nie chcę się powtarzać…

Co jest oczywistą oczywistością 🙂
Misiaczku, a Tobie futerka nie wyprało, aby??:)))
A bogać tam ,futerko naftaliną obłożone w szafie spoczywa ,latem chodzę soute 🙂
Dzień dobry. No, tośmy wrócili. Jednocześnie chciałem zdementować wszelkie plotki, jakoby Najjuniora należało odbijać. Pojechał z nami z własnej woli, a „odmeldowujący” go wychowawcy czynili to ze starannie skrywaną ulgą 😉 Natomiast co do samego faktu odbierania, to mieliśmy ochotę się przejechać na Mierzeję Wiślaną, ot co, zwłaszcza że teraz, po oddaniu tzw. Południowej Obwodnicy Gdańska wyjeżdża się z obwodnicy (S6) prosto na trasę warszawską (S7/ DK7) i cała droga spod domu w Gdyni na Mierzeję zamknęła się w niecałej godzinie (sic!). W uzupełnieniu dodam, że NA obóz Najjuniora nie zawoziliśmy, a jedynie dowieźliśmy go na punkt zborny przy dworcu PKP Gdańsk Główny.
Uszkodzeń powłoki cielesnej Najskarbusia nie stwierdzono??; )
A nie, tym razem nie. Najwyraźniej drzewek nie ścinał tym razem (siekierką ani innymi utensyliami). W ogóle cywilizowane kolonie to były, mieszkali w ośrodku (!), w pokojach po 3 osoby z łóżkami (!!) i łazienkami (!!!). I nawet zdjęcia dostali z obozu, a co. w ogóle wszystkim dzieciatym (wnuczatym?) polecam – nieskromnie kryptoreklamę zrobię, a co – http://www.poszukiwaczeprzygod.pl – Najjunior już na trzecim obozie z tego biura był.
Panie Q:) cóż to za obóz: co to łóżka, łazienka i jeszcze może telewizor w pokoju??? 😉
Najważniejsze, że młodzian zadowolony i z naładowanymi akumulatorami do nowego roku szkolnego przystąpi:)
E, nie, TV w pokoju nie mieli. Ale ośrodek ładny, z basenami, boiskami, jakieś 20 minut od plaży (Mierzeja w tym miejscu dość gruba).
Aha, a co do akumulatorków, to przecież i szkoła nowa, z dojazdem komunikacją miejską, więc ciekawe, jak będzie.
… będziecie przeżywać.. Każde pół godziny spóźnienia:)
Tak, prawda. Całe szczęście, że teraz są komórki…
Zerknęłam na stronkę tych poszukiwaczy, wydaje sie być zrobiona z głowa 🙂 Kto wie, może skorzystam z usług, skoro polecasz! 🙂
Mój kolega z pracy.. wybrał się wczoraj rowerem na pocztę, która znajduje się jakieś 50m od jego bloku, w którym mieszka. Po załatwieniu tego co tam miał załatwić – wsiadł na rower… ujechał 10m, skręcił kierownicą, stopa zsunęła się z pedału. Szybki odruch kończyny dolnej aby się podeprzeć o krawężnik i tu… ta sama stopa zsuwa się z krawężnika. Traci równowagę, przewraca się z rowerem na asfalt. Wali głową w chodnik. Łuk brwiowy rozcięty, lekkie wstrząśnienie mózgu, noga złamana. W piątek operacja.
Zaznaczam, że był trzeźwiuteńki.
Przyznacie, że trzeba mieć wyjątkowego pecha, żeby tak się załatwić… w ciągu kilku sekund 🙁 Wyrowerował się…
Pech to faktycznie ogromny. Natomiast co do wyjątkowości, to syn znajomych, rówieśnik naszego Najjuniora, w kwietniu jechał rowerem po ścieżce rowerowej, po burzy, która zwaliła na tę ścieżkę gałąź. Młody człowiek jakimś cudem nie ominął jej i upadł tak niefortunnie, że połamał palce (a trzeba wam wiedzieć, że w jego przypadku to podwójnie kłopotliwe, ponieważ trenuje łucznictwo), przy czym jeden z palców był nawet zagrożony amputacją. Nie minęło parę miesięcy, na obozie wbiegł na mokrą trawę i zwichnął nogę w kostce, tak dotkliwie, że dwóch ortopedów niezależnie od siebie podejrzewało poważne złamanie. Dopiero po dwóch tygodniach uznano, że gips jest jednak niepotrzebny. Są takie osoby, które nie powinny z domu wychodzić na dłużej…
Są takie osoby, którym w drewnianym kościele cegła spadnie na głowę…
Oż… nie zauważyłam, że mnie system już wylogował. I znów dziurka…
…a potem trzeba ustalić, kto mianowicie tę cegłę przyniósł – i kto nią rzucił 😉
Najczęściej organista. Najwyżej siedzi.
A ja bym powiedział, że kamerdyner. To zawsze jest kamerdyner.
Kamerdyner organisty, Kwaku ?:)
Nie wiem, ale w klasycznych brytyjskich kryminałach winny zawsze jest kamerdyner 😉
?
A może kościelny? Albo kamerdyner kościelnego? 😀
Dla bezpieczeństwa ogólnego zwłaszcza .
No i gdzie polazło
A gdzie miało być ? bo wcale nie kojarzę 🙁
Pod Quackiem 🙂
No to teraz odpocznie od roweru, oby tylko ta noga byłą prosto złamana, ale operacja na to nie wskazuje 🙁
Ponoć nieciekawie 🙁
Witajcie!
Mój kolega z roku (na studiach jeszcze) spadł, trzeźwy jak świnia, z krawężnika na ul. Czystej. Fakt, były dość wysokie, ale kostkę zmaltretował tak, że ponad dwa miesiące nie mógł chodzić…
Dobry wiecżór Tetryku…. ja sobie zwichnęłam nogę zsuwając się z zupełnie niewysokiego krawężnika; dziecko mnie podpierało w drodze do domu, a potem był gips….. 🙁
Zazwyczaj tego nie robię, ale dzisiaj wyjątkowo – dowcip z działu „Humor rosyjski” na joemontser.org – bo śmiałem się dobrych parę minut:
Profesor Pietrow kochał alkohol, logikę i świętować. Kiedy jego magistrant, Sidorow, obudził się rano z ciężką głową, przekrwionymi oczami i trzęsącymi się rękami, znalazł koło łóżka siedemnaście identycznych kolb laboratoryjnych oraz karteczkę o treści następującej:
„Woda spod ogórków nie znajduje się w lewej kolbie i nie pośrodku. Kwas siarkowy nie znajduje się w prawej kolbie. Wódka nie znajduje się obok kwasu solnego. Woda pitna jest w kolbie położonej symetrycznie do wody królewskiej. Dwa ze wcześniejszych zdań nie są prawdziwe.”
Urocze! 🙂 przypomina testy, które pisałam kończąc podstawówkę :)Obawiam sie, że teraz raczej umarłabym ze śmiechu 🙂
A gdzież to Gospodarz wątku się obraca? nie padało, poziom wody znacznie opadł:)
Boi się odezwać, coby harpii nie zwabić!
A może uprawia igraszki z Harpią ? Wyżej napisał, że po męsku,
maczugą w łeb i do jaskini! 🙂 No to trzymajmy kciuki, żeby wrócił do nas w jednym kawałku 🙂
Pędzę ,lecę i zadzieram kiecę ,dopierom do dom wrócił i muszę poczytać wpierw 🙂
Dobranoc, spokojnych, miłych snów, bez żadnych cegieł i złamanych nóg. Ani zwichniętych.
Dobranoc, a do tego co powyżej napisał p.Q dodam – bez natrętnych ankieterów 🙂
Święte słowa Skowronku ,zepsuł mi się fon stacjonarny pod ręką w pracy ,a drugi mam w drugim pomieszczeniu ,wiec jak dzwoni muszę dreptać ,a zaraza dzwoni co chwilę ,no to lecę jak głupi ,bo zanim doczłapię 10 dzwonków drynda na spocznij ,a tam gostek nawija jak karabin maszynowy i oczywiście chce żeby mu poświęcić te marne 10 minut ,rzucam słuchawką i zanim wrócę do siebie dzwoni znowu i tak 30 razy dziennie ,a mnie trafia szlag , wściekli się czy co ?
Tylko spokój może nas uratować Misiu. Dobranoc wszystkim mówię 🙂
Dobrej nocy Bożenko 🙂
Lubią do Ciebie mówić ! Wyraźnie jesteś dobrym słuchaczem ? 🙂
Bo wtrącić się nie w sposób ,gostek na bezdechu potrafi 10 minut gadać jak nakręcony 🙂
Przeczytałam ciąg dalszy przygody Ciri, przedstawiony przez Krecię, dreszcz niemiły mnie dotknął, ale…. jedna z głównych postaci nie może umrzeć w środku opowieści. Tę żelazną zasadę przyswoiłam sobie dziecięciem będąc, gdy czytane książki wzbudzały we mnie silne emocje 🙂
Z różnych symptomów tak wyglądało. Pogruchotane ręce nie obronią. Mimo, że obecnie spokojnie prowadzę księgowość, mam za sobą studia rolnicze i dwa semestry anatomii zwierząt. Dwa semestry ćwiczeń w prosektorium na wydziale Weterynarii. Wiem, co się może zdarzyć.
Niewątpliwie… ale Ciri miała przetrąconą lewą rękę z możliwością zgruchotania kości śródręcza. Prawa najwyraźniej ocalała….. 🙂 No i była szkolona przez wiedźminów….
A konik był sprytny nad wyraz 🙂
Konik ratuje. Koniki są inteligentne. Tego sie trzeba trzymać.
Pisanie nieprawdy mnie odstrecza.
Czy to znaczy, że literatura sf jest Ci obca ? 🙂
Nieprawda jest mi obca.
To mogę zrozumieć, ale jak wobec tego traktujesz westerny ?:)
Tam jest jakaś prawda.
Przyznasz, że istotnie ” jakaś”…. malownicza i naiwna:)
No ale chyba nie w Twojej twórczości literackiej ?
Kotki też są inteligentne. Czytam teraz „Kota Mruczysława poglądy na życie” Ernesta Teodora Amadeusza Hoffmanna.
Zreferuję.
Z prawdą sprawa jest trudna. Zależy, kto ją przedstawia. Jeśli jakiś da Vinci namaluje kota ze skrzydłami. To ten kot wygląda tak, że jest wiarygodny. Poleci, jak tylko tymi skrzydłami machnie. Pacykarz cuda namaluje, a kot nie wzleci, bo to jest niemożliwe. Co jest prawdą?
Nie wiem czy wiarygodność kota ze skrzydłami do mnie przemawia…nawet gdyby namalował go geniusz. 🙂 To będzie projekcja, wyobrażenie geniusza o latającym kocie . Bardzo interesująca i bardzo bliska sf. 🙂
jak uśmiech kota z Cheeshire 😉
Co nas prowadzi do wczorajszych konkluzji o dobrym zakończeniu ,ja
jestem odmieńcem i nie cierpię dobrych zakończeń ,a jako miłośnik horrorów typu gore ,jestem wręcz wkurzony kiedy dobro zwycięża choć teoretycznie nie ma prawa ,ani fizycznej możliwości ,polecam francuski horror „Mortyrs” jeśli ktoś ma mocny żołądek i nerwy ,to gwarantuję ,że dobro zostało w nim zmasakrowane po całości.
Nie kocham zgrozy Misiu 🙁
Eeeeetam dobra rąbanka nie jest zła ,wersja Lukrecji nawet misię spodobała ,ale co dalej ? Czy dzieci z maczetami nawlekli plasterki Dziadka na patyki i zasiedli wokół ogniska nucąc „Gdy strumy płynie z wolna” ?
Wydaje mi się, że Krecia uznała ten epizod za równie prawdopodobny jak opis Sapkowskiego, którego przeciez nie czytała 🙂
Kreciu… wydaje mi się, że Sapkowski by Ci się spodobał, on też jest specjalistą od tropów i odniesień 🙂
Mistrzem opisów sytuacyjnych .
też Misiu…ale w pięcioksięgu o Geralcie jest mnóstwo odniesień… do legend z różnych stron 🙂
… a zakończenie, gdzie Ciri wraz z Galahadem wybiera się na dwór króla Artura to jest dopiero numer 🙂
To akurat było zbyt pokręcone ,jak dla mnie ,miałem wrażenie ,że Sapkowski nie miał pomysłu na zakończenie i odleciał w kosmos .:)
Odesłał Ciri w świat wielkich legend …. :)Zaskakujące było, dlatego nazwałam to ” numerem” 🙂
Powiadam. Trup musi być podany po angielsku.
Zapytałam Cię wyżej…. dlaczego Kreciu ?
Bo zwątpiłam. Na to się nie poradzi.
Na zwątpienie są marzenia! 😆
Masz rację Szefie. 🙂
Amen !
Albo żyletką po żyłce.
To tylko wtedy, gdy chcesz szybko uwolnić złotą rybkę!
Spox, jak mówi Harpia. Jestem za stara i za cwana, aby się nabrać na własne pomysły.
To jest czarny humor w Twoim wykonaniu i ten angielski model? Chyba powinnam Ci strzelić klapsa jakem wiedźma!
Lukrecjo, najpokorniej suplikuję, nie rób nam tego! Nie odbieraj nam swojego towarzystwa, nie pozbawiaj nadziei na kolejne spotkania z Archangelą!

Prosimy cię, wszystkie twoje fany!
Utopię Cię w mych łzach lejących się nieustannie z mych ócz błękitów .

Dzień dobry:)) Jak ja uwielbiam te nocne rozmowy.. Niechby się nawet krew lała (brrr) 😀