Pod ścianą dużego pokoju wylegiwał się puchaty rudzielec. Ogon zwisał mu z kipiącego ciuchami marki ExluzivLump kartonu, łapy leniwie wyciągnął na sąsiedni. Pudeł stało z siedem. Reszta zapychała przestrzeń za tapczanem i piwnicę. Rudzielec lubił ten specyficzny zapaszek. Uwielbiał tarzać się w nim, mieszać, przesączać nim futerko. Gdzieniegdzie ociężale szybował przekarmiony mol. Opodal, w drzwiach niedomykającej się szafy, widać było szarawy łeb pręgowanej nestorki. Ogryzając zawzięcie przerośnięte pazury, mruknęła w kierunku Rudego.
– O co ten hałas wczoraj był?
– Eee…nic tam. Obiad mi zlądował koło miski.
– To do Ciebie dość podobne?…
– No, ale miska była Łysej. Mysza żem dorwał za skalniakiem, sobie przyniosłem, ale coś za mocno żem przydusił. Co-mi-zrobisz-jak-mnie-złapiesz, level 17 mi przeszedł koło wąsa. No to pomyślałem, że choć sobie w Kochaj-albo-rzuć pogram. No i podrzuciłem parę razków, a Łysa siedziała przed Gadającym Pudłem, patrzyła na Percepcyjną Panią Domu i jadła obiad.
– Perfekcyjną.
– Co? A co za różnica. Też jej daleko. Od patrzenia się nie sprzątnie. No to na kolanach jadła. Niekulturna taka. No i jak raz mysz mi wyorbitował i zlądował. Na jej przedramieniu. Tym co to miskę na nim trzymała. Przy samym złociutkim brzeżku. I wydarła się jakby nie wiadomo co. A przecie akuratnie kawał krowy jadła, to nie wiem co taki raban o mysza. Z ekologicznej hodowli. No a wtedy Młodą Łysą jakoś tak poskręcało i się sturlała z fotela i trzęsła i trzęsła i wylała swoją miskę.
– Nie omieszkałeś skorzystać.
– A no nie, wsiąkło w dywan. Zresztą Łysa się miotała z szufelką i mało mi łapy nie nadepła. A mojego mysza przez okno do sąsiadów wyciepała. Tam gdzie ten ryży kundel, co drze pysk, jakby mu jeść w środy nie dawali.
– Sąsiadka się ucieszy…
– A, i powiedziała, że mnie więcej na dwór nie wypuści i że jak jej znowu jakieś zwłoki przywlokę, to mnie wykajstruje i takie tam, a potem zajęła się krzykami o ten dywan, co najmniej jakby z Komforta był, a nie z wystawki… ty, co to jest wykajstruje?
Bura, już znudzona, odkręciła się do Rudego ogonem.
– O, brachu, lepiej nie pytaj. Lepiej znajdź tę mysz, co ci przed niedzielą uciekła pod tapczan, bo cienko będziesz miauczał…
Uśmiałam się jak przysłowiowa norka
I jak sobie wyobraziłam tą spadającą na rękę mysz… 


Nie boję się myszy i bez problemu mogę taką wziąć do ręki, ale jakbym była zajęta i skupiała na czymś uwagę, to taki „prezencik” też by mnie wyrwał z fotela
Chociaż też fakt, że nie stawiam miski/talerza na kolanach podczas jedzenia… to niewygodne. Zawsze przecież można znaleźć coś jako podstawkę. Nawet na wyjeździe, a co dopiero mówić w domu.
O ile ta biała na fotce to na mojej dłoni, o tyle taka szara podwórkowa jakąś większą odrazę i niepewność budzi 🙂 Może przez to, że nie wiadomo gdzie się szlajała i czy ze strachu nie pogryzie 😉
Akcję z talerzem widziałam na własne oczy (choć Rudy w rzeczywistości był szarą kotką, ale co tam, gender;) ) i hehe, obdarowaną faktycznie wyrwało z wersalki 🙂 Co do stołu, w tamtym domu nie przywiązywano wagi do posiłków i ich oprawy…
Mnie i szara nie przeszkadza 🙂 Lubię wszystkie futrzaki (oprócz pierzastych ma się rozumieć). Mysz, to nie szczur, bo ten faktycznie może dziabnąć i to całkiem nieźle. Mysz się nie rzuca na agresora i chyba stąd jest powiedzenie o myszy siedzącej pod miotłą

Ja też nie przywiązuję aż takiej wagi do posiłków i ich oprawy, ale niektórych rzeczy nie toleruję. Nie muszę mieć stołu z serwetą/obrusem, ale jedzenie „na kolanie” jest nie do przyjęcia. Przede wszystkim – to nie jest wygodne. A posiłek, oprócz smaku, musi kojarzyć się z pewnym komfortem… a może po prostu się czepiam?
Musi. Dlatego w każdym domu pierwszym moim meblem był stół. Spać mogłam na materacu, ale jeść musiałam cywilizowanie 😀
Witajcie!
Autor podpisany pod tekstem, Bożenko!
Dobre.
Dzieńdoberek Wyspiarzom! Przede mną dziś Ambitne Wyzwanie. I jeszcze zamierzam BlueBoya wykorzystać do roboty. Będzie się działo…
Pardon, czym lub kim jest BlueBoy?
BB to taki jeden, okropnie wkurzający 15latek, ubierający się monochromatycznie.
Zamiar się powiódł?
YES!
Wrzucę potem zdjęcie na 20.15.
A w ogóle BlueBoy występuje w strasznie grafomańskiej książce, której paczka zalega mi na strychu, więc jakbyście już kompletnie nie mieli co czytać, to mogę podesłać.
nooo, nie mam kompletnie!
Adresik na priv poproszę.
jafp@wp.pl
Nie zapomnij o dedykacji!
No masz! Dedykacje to moja specjalność, nieprawdaż?
Ba!
BA! 😀
Nie ma mnie, czytam!
Jak sprawdziłam u cioci Wiki, to Blueboy jest pismem pornograficznym z rozebranymi panami



Tylko nie wiem jak Jo ma zamiar wykorzystać TO do roboty
I jeszcze pytanie – do jakiej roboty?
Chociaż… kiedyś u nas się mówiło, że chłop do roboty zdejmuje spodnie – do pracy marynarkę…

Nie, nie, nie. On jest nieletni. Nie siejmy zgorszenia.
To nie ten odcień błękitu…
Dzień dobry. Piękna pogoda, aż by się chciało powylegiwać – na przykład na Wyspie 🙂
Co do przynoszenia różności przez koty, to słyszałem historię (pewnie już opowiadałem kiedyś?) o łownym kocurze w starym, nieczynnym młynie, który nabyli ludzie z miasta. Kota przyjęli z dobrodziejstwem inwentarza, Jakież było ich zdziwienie, kiedy po pewnym czasie, gdy kot już ich zaakceptował jako nowy personel, zaczęli znajdować przy łóżku pani domu starannie poukładane mysie wątróbki. Nie wiem, dlaczego akurat tak.
Hehe, kot masarz :))))
Nie wiem czy na pewno to były wątróbki

Nasza kotka (to było w zamierzchłych czasach, gdy byłam jeszcze młodziutka), czasami przynosiła nam upolowane myszy (nawet szczury się trafiały) i kładła je na poduszce, ale jak postanawiała sobie zjeść to upolowane, to z myszy/szczura zostawał tylko łeb i ogon. Nie wiem dokładnie czemu, ale tych części z gryzoni nie jadła…
A nasze dawne zjadały z kretów tylko głowy… Ciekawe czy to po prostu kocie gusta kulinarne, czy kierują się długością włosa i na szczurze łeb ma za mało, a na krecie tylko łeb ma tak mało 😉
Z tego co kiedyś czytałam, szczur/mysz mają we łbie i ogonie najwięcej bakterii chorobotwórczych, ale nie jestem tego pewna… co do kretów, nie mam pojęcia
To tak, jak my ryby…
Kochani, biorę się za pracę, ale ponieważ normy i tak nie wyrobię (bo po południu wyjeżdżamy), to dzisiaj może bardziej ulgowo, a więc z jednym okiem na Wyspę?
Dzień dobry
Według zapowiedzi ma być pochmurno i zimno 
Jeszcze nie wiem czy słoneczny, bo za oknem ciemnowato
Chwilę nie zerkałem, bo musiałem przysiąść fałdów – miałem fragment nie wiadomo, czy bardziej obrzydliwy, czy zabawny, i musiałem się postarać, żeby był jednak bardziej zabawny.
Dobry wieczór 🙂 To tylko ja, Wasz uniżony sługa i podnóżek, zatem proszę o zgaszenie tlących się lontów. Wspaniałe opowiadanie Bee [cool], kiedy byłem małą dziewczynką uwielbiałem taką książkę „Puc, Bursztyn i goście” zaczytałem ją na śmierć, to historia opowiedziana z perspektywy psów, historyjki o Łysej, Rudzielcu i innych jako żywo przypominają mi tamtą książkę, są super, takie plastyczne wizualnie. 🙂 🙂 🙂
Ps. Spotkałem się z nazwami typu „ExluzivLump”, powaliły mnie [autentyczne] „Coco Szmatel”,” Tani Armani” 🙂 🙂
Witaj, Miśku! Odrobiony co nieco?
Do poniedziałku LB 🙂
Tani Armani to się szerzy jak ospa 😉
A kiedy ja byłam małym chłopcem, jadłam cukierki werters oryginal czy jak im tam, łaziłam po płotach i kochałam się w Winnetou (no, to już może nie jako chłopiec), to czytałam też książkę o psie Muzgarko. Nic więcej nie zapamiętałam z niej, tylko, że tak się nazywał i że takie wrażenie na mnie zrobiła, iż nazwałam tym imieniem kota 😀 Po latach chciałam ją odnaleźć, ale nie udało mi się. Świta tylko, że mogł to byc jakiś radziecki autor…
A to mi się przypomniało moje i mojej siostry: „Nie pamiętasz, bo nie możesz, byłaś wtedy małym chłopcem, gdy twój ojciec z karabinem szedł na bój”. Jezu… Ludzie… Czego oni nas uczyli?!?!
Kołysanki do snu: Deszcz jesienny deszcz, smutne pieśni łka… mokną na nim karabiny, hełmy kryje rdza… 🙂
Śmiej się, śmiej… Osobiście na koloniach śpiewałam hity śpiewnika Iskier.
Autor opowieści o psie Muzgarce nazywa się
Dmitrij Narkisovich Mamin-Sibiryak 🙂
No, to teraz znalazłam. Po rosyjsku!
Zoja ci poczyta! 🙂
Nie jestem pewna na ile % to pomoże 😉
DzieńDobry:)) Niech się święci 1-Maja :)))
Jakiś pochodzik wyspiarski trzeba by w imię tradycji zorganizować!

Nie ma sprawy, na czele przekarmiony elaną mol :)))
Może być.
Jako drugi wlecze się Kot Aleks, świeżo wróciwszy z jakiejś nocnej awantury, po której na tarasie walają się hurtowe ilości kłaków… chyba kocich…
Witajcie!
Jak widzicie, czynem popieram deklarację Jo.!
Dzień dobry
Dotarłem na wyspę po 2 dniowej przerwie, a tutaj rewelacyjny kawałek prozy, z życia futrzaków!
Gratulacje dla autorki!
I moli
Dzień dobry
Zapraszam pięterko wyżej… w plener