Tak sobie pomyślałam, że dla odmiany może coś futerkowego? A nie tylko same pierzaste…
Wiewiórka szara jest typowym mieszkańcem Ameryki Północnej. W 1889 roku introdukowana w Wielkiej Brytanii, kiedy to w hrabstwie Bedfordshire wypuszczono na wolność około 350 tych gryzoni. We Włoszech została introdukowana w 1948 roku w Piemoncie. Od tamtego czasu poszerza swoje tereny. Wiewiórka szara jest większa i silniejsza od wiewiórki pospolitej i dzięki temu wypiera swego ryżego krewniaka z lepszych terenów. Jej ekspansja to ok. 17-18km kwadratowych rocznie, ale w sprzyjających warunkach może osiągać nawet 250km kw.
Muszę przyznać, że jakoś nigdy nie przepadałam za tymi szarymi wiewiórami. Nie wiem czemu, przypominają mi szczury. Ktoś mi nawet kiedyś mówił, że wiewiórka „puściła” się ze szczurem i tak ten gatunek powstał… To oczywiście bujda na resorach, ale może się tak komuś skojarzyć…
Przeganiając wiewiórki z moich grządek, zauważyłam, że nie są one jednakowe. Niektóre są prawie białe od spodu, inne ryże (prawie jak nasze rodzime), a jeszcze inne są całe czarne. Te mają białe pędzelki na uszach, a jeszcze inne mają pręgowane ogony (jak szopy pracze). Zastanawiałam się, czy są to różne gatunki, czy też jeden w różnych barwach… W internecie wyczytałam, że to jeden gatunek, wiewiórki szarej, ale w różnej szacie kolorystycznej.
Wiewiórki są wszędobylskie, wszędzie wlazą i wszystko zniszczą. Wyżarły mi z ogródka wszystkie rośliny cebulkowe (tulipany, narcyzy, hiacynty…), a na dokładkę, gdy posadzę pomidory i ogórki, to wyżerają ich owoce. I to nie to, że sobie zjedzą jakiegoś pomidorka. Ponadgryzają wszystkie w zasięgu ich zębów!!! Poza tym przegryzają kable. Nawet nie wiem dlaczego. U Carla zniszczyły całą instalację do satelity. Po prostu pewnego dnia przestała odbierać. Wezwał speca, a ten sprawdzając wszystko, przyniósł Carlowi „poszatkowany” kabel. Muszę też przyznać, że gdy pierwszy raz zobaczyłam wiewiórkę łażącą sobie spokojnie po naszym parapecie na piętrze, byłam zdziwiona. One potrafią łazić po pionowej ścianie jak po ulicy. Oczywiście jeśli to jest budynek z cegły i mają zaczepienie dla swoich pazurków… Po całkiem gładkiej ścianie nie pójdą…
I jeszcze coś… widziałam na własne oczęta, jak taka wiewióra zerwała jeszcze zielonego pomidora, nadgryzła go, a że jej nie za bardzo posmakował, odłożyła na kołek w płocie, żeby dojrzał. Po prostu położyła go w słonecznym miejscu… taka spryciula.
Wiewióry jedzą nie tylko orzechy i nasionka. Lubią ptasie jajka, a jak im się trafi gniazdo z młodymi, to też je wrąbią… razem z samiczką siedzącą w gnieździe… I to mi się wybitnie nie podoba…
Pręgowiec amerykański zawsze wydawał mi się taki milutki. Może dlatego, że kiedyś w polskiej telewizji oglądałam serial animowany „Chip and Dale”. Dwa urocze pręgowce i ich przygody… A to jednak z rodziny wiewiórkowatych, czyli w jadłospisie ma nie tylko orzeszki i nasionka, ale i jajka. Też nieźle potrafi spustoszyć ptasie gniazdo.
W internecie wyczytałam, że są one bardzo terytorialne, ale jakoś nie do końca się to zgadza z moimi obserwacjami… Na niektórych terenach w ogóle ich nie widuję (jak na ten przykład przy moim domu), a na innych terenach są ich całe tłumy. Steven, wkurzony, bo pręgowce dokładnie zatkały drenaż i podczas ulewy woda zalała mu całą piwnicę (było po kostki wody), postanowił pozbyć się ich. Zastawił pułapki i złapał ok. 30 sztuk. Więc chyba aż takie „terytorialne” to nie są…
Musze też przyznać, że szybkość z jaką potrafią uciekać, jest wręcz szokująca. Nie znalazłam z jaką prędkością potrafią spryszczać, ale często nie da się nadążyć za nimi wzrokiem (o aparacie nie ma co nawet marzyć).
Pamiętam też, jak wiele lat temu, moja amerykańska koleżanka, Ro, dokarmiała nie tylko ptaki, ale i te pręgowce (po angliczańsku – chipmunk). Codziennie sypała im po kilka garści orzeszków ziemnych… Któregoś dnia przyszła do niej sąsiadka i wzburzona opowiadała, jak to kilka dni urlopowych spędziła w domu. Zajęta różnymi sprawami, nie wyjeżdżała nigdzie. Po kilku dniach chciała gdzieś tam pojechać, ale samochód jej nie zapalił. Wezwany mechanik nie znalazł usterki, więc zabrał samochód do warsztatu (na lawecie). Po jakimś tam czasie zadzwonił i powiedział śmiejąc się do rozpuku, że pręgowce zrobiły sobie z rury wydechowej w jej samochodzie spiżarnię. Zabiczkowały ją dokumentnie i dlatego samochód nie chciał odpalić… Sąsiadka była tak wzburzona, że Ro nie miała odwagi przyznać się do dokarmiania… ale zmniejszyła radykalnie ilość orzeszków…
Ta sama Ro opowiadała mi też, jak kiedyś pręgowiec wlazł jej do garażu. Małe toto, to i go nie zauważyła. Zrobił taki bałagan, że trudno to sobie nawet wyobrazić. Ro ma wszędzie idealny porządek. W garażu też. Miała pod sufitem porobione półki na różne rzeczy. Wszystko było w kartonach (żeby to wyglądało porządnie). I ten malutki pręgowiec zepchnął te pudła na ziemię!!! Szukał pewnie jedzonka… Ro nie mogła wyjść z podziwu jak takie małe stworzonko mogło przepchnąć tak duże pudła!!! Toż to było kilkanaście razy większe od niego i niektóre były ciężkie… Widocznie chcieć to móc…
Tych „futrzaków” mam trochę więcej, ale tak na początek, jako przerywnik pierzastych…
Dla odmiany coś niepierzastego – futrzaki. Niektórym milusie i słodziutkie, innym paskudne i wredne

Każdy może sobie wybrać…
A do pokazania tych futrzaków zainspirowały mnie opowieści o polowaniach na różne dzikie zwierzęta.
Nie słyszałam co prawda o polowaniach na pręgowce(chyba tylko jak Steve, żeby się chociaż części pozbyć ze swego terenu), ale na wiewiórki tak. W przeszłości polowano na nie zimą ze względu na futerka. Nie wiem czy ktoś je jadł… 
W sumie to nie opisywałam wiewiórek tak jak ptaszki, bo chyba wszyscy wiedzą czym się te futrzaki żywią i jak żyją. A te szare, amerykańskie niewiele się różnią od naszych polskich „ryżulców”
Dzień dobry na nowym pięterku! Przybywam z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, dzisiaj skromne 100% normy wykonane, więc nie ma się czym specjalnie chwalić, do tego coniebądź załatwione ze spraw dodatkowych. Za okno nawet nie patrzę, aczkolwiek małżonka donosiła, że pada jakby topniejący śnieg, więc tym bardziej nie będę patrzył.
Ad rem: jak widać, Autorka ma do futrzaków nie gorsze oko niż do pierzastych. Nawet gdybym dostrzegł różnicę między uszkami tej albo tamtej wewiórki, a odcieniem brzuszka, albo pasami na futerku, to i tak by mi to zaraz wyleciało, a Autorka dostrzeże, opisze i jeszcze potrafi o tym opowiedzieć zajmująco.
Kwestię wypierania przez wiewiórki szare naszych rodzimych rudych znam, proces niestety postępuje. Ponoć podobnie dzieje się z szopami, wypuszczonymi w Niemczech przez Amerykanów z tamtejszych baz (raczej przypadkiem), jeszcze nie widziałem w Polsce szopa na żywo, ale ponoć w lubuskiem się zdarzają, i przemieszczają się na wschód.
Pręgowce są prześliczne, nie wiem czemu zawsze miałem wrażenie, że mają bardziej „wiewiórcze” ogony, puchate i grube, a tu widać, że nie. Swoją drogą, jakim cudem dałaś radę zrobić im zdjęcie, skoro takie szybkie? 😉 No i to ładowanie orzechów w policzki – jak jeszcze rodzice nie wiedzieli, że mam alergię na sierść, miałem chomika, a potem drugiego. Bardzo mi się to kojarzy z chomikami, tylko szybszymi i ogoniastymi.
Opowieści o wiewiórkach i pręgowcach robiących krzywdę mieniu prześliczne. Na szczęście w Polsce za bardzo się chyba boją ludzi, żeby tak włazić do garażów czy spiżarni. Chociaż biorąc pod uwagę ekspansję dzików do miast, to może i wiewiórki zaczną?
Dzień dobry Mistrzu Q
Mnie się to nie zawsze udaje 
Byle tylko nie spłoszyć, bo w ułamku sekundy znikną. A chomiki to chyba z tej samej rodziny co pręgowce, bo tak samo zbierają zapasy w pyszczku. Oczywiście potem to wypluwają w sobie tylko znanym miejscu. Ten pyszczek, to jak nasze siatki na zakupy


100% normy to też powód do dumy
Szopy pojawiają się nie tylko w lubuskim. W wielu innych miejscach też. W ogóle uważam, że introdukowanie inwazyjnych gatunków na swój teren jest bez sensu. Niszczą one nasz rodzimy ekosystem i nasze rodzime gatunki. Tak samo jest z żółwiami czerwonolicymi, wypuszczanymi przez „hodowców” na wolność, gdy tylko im się znudzą, czy znane zawiezienie królików do Australii, które się tam niesamowicie rozmnożyły i stały się plagą. Co innego takie gatunki ptaków jak karolinki, czy mandarynki. Współżyją z naszymi, polskimi i nie zagrażają nikomu…
Pręgowce nie zawsze biegają, czasami się zatrzymują i wtedy można im zrobić zdjęcie
W Polsce wiewiórki, które żyją w parkach, też potrafią narobić szkód. Szczególnie w domach stających przy takich parkach. Może po prostu nie słyszałeś o tych szkodach… ale na pewno są szkodnikami, tak samo jak te amerykańskie
No właśnie nie słyszałem. Wydawałoby się, że wiewiórka nie niedźwiedź i dużych szkód nie narobi, ale z tego, co piszesz, to chyba nadrabia szybkością i intensywnością.
To znaczy… wydaje mi się, że takie niby małe szkody są często bardziej dotkliwe niż te wyrządzone przez niedźwiedzia

Niedźwiedź duży i z daleka go widać… a to małe wszędzie wlezie i po cichutku szkód narobi…
Z drugiej strony jak niedźwiedź zacznie rozrabiać, to bez cięższej broni myśliwskiej (albo z nabojami usypiającymi) nie podchodź, a na wiewiórkę wystarczy klasnąć albo tupnąć 🙂
Chyba że taka wiewiórka Cię zaatakuje
Kiedyś znajoma uciekała z krzykiem, a wiewiórka ją goniła. Śmiałam się wtedy do łez
Znajoma schowała się za mnie, a ja tylko zapytałam wiewióry czemu koleżankę straszy… wystraszyłam ją i uciekła… widocznie było to niewygodne pytanie, na które nie chciała odpowiadać…

A tak w ogóle, to szkoda, że nie udało mi się zrobić zdjęcia pręgowca w biegu
Ma wtedy tak śmiesznie zadarty ogonek i kiwa nim na wszystkie strony. Udało mi się to zauważyć, gdy biegł trochę wolniej, bo jak jest wystraszony, to człowiek się zastanawia, czy coś przebiegło, czy przeleciało? A może to jakieś zwidy?
Dobrze, że nie są białe, bo doszłoby jeszcze zastanawianie się, czy się nie pije za dużo

Wiewiórki ? Skaranie boskie . Przez wiele lat w mazurskiej Hacjendzie miałem mnóstwo różnych ptaków . Synogarlice ,szpaki , zięby ,kwiczoły , pliszki i wiele innych . Oprócz kilku specjalnych budek , ptaki miały do dyspozycji : modrzewie ,świerki , jodły , thuje ,jałowce i rózne niskopienne krzewy .Poza tym ,”chałupa” murowano- drewniana ,ma mnóstwo zakamarków , gdzie były ptasie gniazda . Były , bo dzięki wiewiórkom ,ptaki przeniosły się w inne miejsca . Wiewiórki zamieszkały w budkach dla szpaków i szczerzą sobie zęby , kiedy próbuję je z tych budek przepędzić . Dzisiaj nie lubię wiewiórek !!
Wiem o Twojej niechęci do tych futrzatych, Maksiu
I muszę powiedzieć, że w 100% ją rozumiem. A nawet podzielam 
Myślałam kiedyś, żeby taki otwór obić blachą… ciekawe czy też by się wgryzły? 
Wiewióry lubią takie budki budowane dla ptaków… Często dziury są za małe, żeby wiewióra mogła tam wejść, ale to nie jest dla nich przeszkodą. Wygryzą sobie większą i wlazą
Witaj, Miralko! Zaczynasz stanowić konkurencję dla dra Kruszewicza, mającego cotygodniowe pogadanki w trójce najczęściej o ptakach, ale zdarzają się też opowieści o innych mieszkańcach zoologu! I masz nad nim przewagę medium!!
Szare wiewiórki w Krakowie też dają się już spotkać. Podobnie wydra amerykańska pojawiła się w naszych rozlewiskach – miałem kiedyś przyjemność jej nocnej wizyty na jachcie na Mazurach. Starsi z nas zapewne pamiętają też agresję żuka kolorado
Dodam jeszcze, że chomiki też mają skłonność do szatkowania kabli – osobnik należący do małżonki uciekł nam kiedyś za szafę, i dokładnie pociął wszystkie leżące tam kable sygnałowe – żałowałem, że spryciara żadnego przewodu z 220V nie ruszył…
Z rodzimymi gatunkami chyba nie jest tak źle, jeżeli u ujścia Koszarawy do Soły, czyli niemal w sercu Żywca, zamieszkały bobry? Chyba nie amerykańskie, bo skąd?
Konkurencja ze mnie żadna…
A z drugiej strony, chciałam trochę popisać, bo następny tydzień mam straszliwiście zapracowany i na pewno nie będę miała czasu na pokazanie czegokolwiek
Ale faktycznie, mam przewagę, bo ten dra nie może pokazać zdjęć, a ja mogę 

). Nie ruszą one kabli energetycznych, to pewne. Widocznie wyczuwają pole magnetyczne i wiedzą, że to może być niebezpieczne
Też czasami żałuję, że nie dziabną jakiegoś kabla z prądem… 
Żuk kolorado? Czyżbyś miał na myśli stonkę, którą Amerykanie zrzucili nad polskim morzem, żeby zeżarła polskie ziemniaczki?
A chomiki, skoro są z rodziny gryzoni, mają podobne gusta (a nad tymi się nie dyskutuje
Dobry wieczór, na tym pięterku
Miralko !
Opis jak i zdjęcia futrzaków są równie jak pierzaste majstersztykiem. Świetnie się czyta a zdjęcia, nic tylko podziwiać. Dziękuję ze swej strony za kolejny ciekawy zoologiczny wpis.
Dobry wieczór, Lordzie W

Dziękuję za miłe słowa
Dobry wieczór Wyspowiczom a Miralce serdeczne dzięki za cudowny kolejny wpis: pierzaste czy futrzaki -wszystko super jak to u Miralki

Dziękuję Elizko, jesteś bardzo miła
To szczera prawda ,zawsze zachwycasz mnie fotkami i takim zmysłem obserwacji – dzięki Tobie spojrzałam inaczej na wiele spraw wokół(wzrok mam stary ale dobry :).)Dzięki ,miło Cię mieć wśród znajomych
Aż się poczułam zażenowana tymi pochwałami




Mogę tylko powtórzyć, że jesteś bardzo miła
Co prawda nie wydaje mi się, żebym była nadzwyczajnie spostrzegawcza, ale jak się człowiek czymś interesuje, to i przygląda dokładniej… a jak się przyjrzeć dokładniej, to i wszystko lepiej widać
Mnie jest miło, że zaczęłaś się odzywać i dołączyłaś do naszego grona. Sympatycznych osób nigdy za dużo na Wyspie i z tym chyba wszyscy się zgodzą
Muszę też przyznać, że zawsze cieszy mnie, gdy ktoś napisze, że czegoś nowego się dowiedział z tej mojej pisaniny i że na coś zwróciłam uwagę… na coś, co było w zasięgu ręki/oka, a się nie zauważało i przechodziło obojętnie. Bo to oznacza, że chociaż cząstkę swojej pasji przekazałam innym… a to jest bardzo miłe
TU trochę przesadziłaś – ile mnie nie było? Zaledwie parę dni a do tego grona czuję się przywiązana z własnej i nie przymuszonej woli -ament
Chyba też jesteś zmęczona
Nie chodziło mi o dzisiejsze odezwanie się, ale ogólnie, że zaczęłaś się odzywać
Pisałaś już kiedyś, że polubiłaś Wyspę, ale początkowo tylko czytałaś, potem zaczęłaś pisać
I tylko o to mi chodziło 
Bardzo mi się opis z ilustracjami spodobał, obyczaje szarych wiewiór już nie…. a dzięki Maksiowi wiem, że słodkie nasze rudzielce też są szkodniki! No i odkryciem są chomikopodobne pręgowce. Też mieliśmy chomiki i pogryzione kable, gdy nawiały z terrarium…. Ogólnie nie przepadam za tymi gryzoniami… 🙂
Ja latem od 30tu lat oglądam te rudzielce i chyba się do nich przyzwyczaiłam a one do nas i wiem dlaczego
. Skarpa za domkiem porośnięta leszczyną a jak górale stawiali mi domek to doradzili orzecha „co by much w domu nie było”. Orzech kupiliśmy dorodny i posadzili koło domku ….lata mijały a on nic -pominę rożne ciekawostki(łącznie z gadaniem do drzewa,żebym dalej za normalną robiła) i po latach chyba 8 pojawiło się ok.12 orzechów i potem poleciało -były urodzaje tak na przemian ,raz dużo to następnego mniej i lecę do brzegu jak mówi Klarka .Trochę zaniedbujemy naszą kochaną działkę ale przy orzechobraniu zauważyliśmy takie takie podziurawione ? Chodzi o te spady pod drzewem – czyżby te rudzielce tak się rozpanoszyły ,że jak nie zjedzą to i tak zepsują…? 
A ten orzech to włoski? Bo chyba leszczyna to tylko krzaki? Słaba jestem z botaniki
Nie znam się na drzewach za dobrze, ale nie wydaje mi się, żeby to wiewiórki tak te orzechy dziurawiły…
Orzech to nie pomidor i żeby go ugryźć to nawet wiewiór musi się trochę pomęczyć… Prędzej by zbierały te orzechy i zakopywały ze skorupką, niż dziurawiły i zostawiały. A przynajmniej tak mi się wydaje. Ciekawi mnie, czy jak rozłupiesz taki dziurkowany orzech, to jest on zdrowy w środku, czy taki „sparciały”, czarny, nienadający się do jedzenia? Bo mogą to być inne szkodniki i trzeba by porobić odpowiednie opryski.
Potem zaczęły się robić coraz mniejsze i coraz mniej ich było. Gałęzie zaczepiały o dach i zaczęły go niszczyć. Szwagier rad nierad, wlazł na drabinę i okroił gałęzie ze wszystkich stron. Niewiele ich zostało. Myśleliśmy, że już po naszych orzechach i faktycznie, przez chyba dwa lata nie było owoców w ogóle. Ale potem jak zaczęły się sypać, to znowu wiadrami się je zbierało i znowu były duże. 
W moim rodzinnym domu mieliśmy dwa wielkie drzewa orzecha włoskiego. Też przez wiele lat nie mieliśmy nawet jednego orzeszka. Potem zaczęły się pokazywać, a w końcu (też co drugi rok) zbieraliśmy te orzechy wiadrami
Miło mi moja droga ,że tak szybko mi odpowiedziałaś ,te dziurki miały średnice tak 2 mm i był czarny w środku.Nawet nie chodzi o ten zbiór orzechów bo i tak 80% rozdawaliśmy ale nawet jak dajesz to trzeba wiedzieć co ? Fakt ,że trzeba go będzie przyciąć i tu dzięki -może bym i na to wpadła bo ta działka tyle lat nam służyła ale jak syn kupił sobie dom za miastem odległy od niej o 30 km od niej -ja żeby teraz to objechać muszę wykonać 80 km -żeby do domku wrócić i trzeba będzie z czegoś zrezygnować
Czyli to na 100% nie wiewiórki dziurawią te orzechy

Prawdę mówiąc nie bardzo zrozumiałam dalszego ciągu Twojej wypowiedzi. Syn kupił dom oddalony o 30 km od działki, a ty masz do niej teraz 80 km… Nie bardzo rozumiem, to syn się przeprowadził, a Ty masz teraz dalej? Chyba już jestem zmęczona… przeczytam to jutro jeszcze raz, może zrozumiem
Napisałam dobrze -z domu na działkę 30 km.-z działki do syna też 30 i wracając od niego do domciu 20 km =80km – pozdrawiam E.F.
Czyli ja też dobrze napisałam – jestem zmęczona i nie zrozumiałam

Muszę powiedzieć, że jak masz orzech włoski, to możesz zrobić bardzo dobre lekarstwo na niestrawność, ból żołądka
Może stać nawet latami (o ile nikt nie będzie miał kłopotów żołądkowych) i nic mu nie będzie, nie przeterminuje się. My zlewaliśmy to lekarstwo i zalewaliśmy spirytusem powtórnie, a zlane rozcieńczaliśmy wodą, bo nie każdy jest w stanie wypić spirytus. Co prawda niektórzy mówili, że to świętokradztwo, byle czym rozcieńczać samo dobro
ale i tak to robiliśmy
Mogę zaświadczyć, że pomagało

Musisz tylko zebrać trochę tych orzechów, gdy skorupka jest jeszcze nie do końca twarda, ale już orzech jest uformowany. Razem z tą zieloną łupiną kroi się takie orzechy w kosteczkę i zalewa spirytusem. Po kilku dniach napój zrobi się ciemnobrązowy i już w zasadzie nadaje się do użytku
Znam ten przepis i przestałam go robić :).Moja Mamcia mi o tym mówiła. Tylko wiesz jak ja robiłam to coś wtedy za często mojego męża brzuch pobolewał:( a jak przestałam robić orzechówkę dziwnie wyzdrowiał :).Dziś w ogóle nie pije bo ma inne kłopoty zdrowotne a ja tak jak całe życie -złoty środek umiar we wszystkim -pozdrawiam Cię moja miła i idę spać
Znam to o czym piszesz, bo jak dziadek robił orzechówkę, to częściej nas brzuchy bolały
Jak zmarł i mama nie chciała już jej robić, to też rodzinka wyzdrowiała 


A mama nie chciała jej robić, bo strasznie od tego brudziły się ręce. Robiły się dziwnie brązowe i ciężko to było odszorować. Nawet pranie ręczne nie pomagało…
Pozdrawiam i spokojnej nocy życzę
Jest na to prosty sposób – krojenie orzechów pozostawić amatorom leku, sobie zostawiając zarząd nad spirytusem
Mało komu się te zwyczaje wiewiórek podobają, Wiedźminko


Do dziś mi to w oczach stoi, ten jeleni skok mamy. Zaraz potem pozwoliła nam wziąć kota do domu, bo już miała tych myszy dość 

Maks już kiedyś narzekał na rudzielce i na to, że przepędziły z Jego okolic ptaki. Także wiedziałam, że w tej niechęci do wiewiórek mnie poprze
A chomików nie mieliśmy nigdy. Moja mama była wręcz uczulona na wszelakie gryzonie. Dostawała napadu histerii na widok takich małych futrzaków
Mieliśmy w domu myszy, a nie mieliśmy jeszcze kota. Rozpanoszyły się więc niesamowicie. Kiedyś rano postawił nas na nogi histeryczny wrzask mamy. Jednym susem wskoczyła na stół (bez pomocy krzesła), a z jej buta, który próbowała włożyć, uciekła malutka myszka
Także nie było mowy o hodowaniu w terrarium myszek, chomików czy jakichkolwiek małych gryzoni
🙂 Z całym szacunkiem dla Twojej Mamy….. istniał pogląd, że myszy najbardziej się bały panie ze zgrabnymi nogami…. w czasach, gdy nikomu mini się nie śniło
W młodości mama była zgrabna i szczupła, ale ja znam to tylko ze zdjęć. Po urodzeniu trójki dzieci nie udało jej się wrócić do poprzedniej wagi
Także pokazywanie zgrabnych nóg (szczególnie dzieciom i mężowi)raczej nie wchodziło w rachubę

Dzień dobry Wyspiarze


Mam nadzieję, że się wyspaliście i jesteście gotowi na świętowanie weekendu
Miłej soboty Wam życzę
Dzień dobry. Pospałem sobie wręcz nieprzyzwoicie, a że nie mieliśmy planów na przedpołudnie, nikt mnie nie budził. Na popołudnie (i wieczór?) wszakże plany są, więc dopóki jestem na Wyspie, to jestem, a jak mnie wyciągną, to już nie.
Co do hodowania futrzaków w zaciszu domowym, to znajomi mieli dynastię świnek morskich o imieniu Kikuś (I, II, III i chyba na III się skończyło). Co ciekawe, świnki miały do dyspozycji cały pokój, tzn. dzieliły go z dziećmi (dokładnie rzecz biorąc, to byli znajomi rodziców, a ich dzieci były moimi znajomymi – wszystko się działo w latach 80′). W drzwiach mieli wstawiony jako „wysoki próg” solidny kawał sklejki, tak z 60 cm wysokości, żeby świnki zostały w tym pokoju. Wchodząc do pokoju trzeba było przekroczyć tę sklejkę. Ale za nią świniaki miały luz – w kątach były porozkładane gazety, z których co jakiś czas sprzątano świńskie odchody, no i wszystkie wyroby papierowe i kartonowe musiały być trzymane na półkach poza zasięgiem świnek, bo jak np. zwierzaki się dorwały do importowanego z UK Monopoly (lata 80′!), to połowa kart własności miała poobgryzane rogi. Co do kabli, to nie kojarzę, żeby jakiekolwiek pozostawały w zasięgu świnek. Wszelkie lampki były popodłączane tak, żeby ich nie mogły sięgnąć.
Może to i było miłe, taka świnka chodząca luzem po pokoju… ale ja bym się nie zdecydowała… Głównie ze względów higienicznych.
To było straszne!!! Do jednego pokoju nie mogłyśmy wejść, bo właściciele zamknęli w nim kakadu. Bywała na tyle agresywna, że bali się, żeby którejś z nas nie zrobiła krzywdy. Lubię ptaki, ale upstrzone ich odchodami meble, ściany, podłogi… obrzydlistwo!!!
W życiu bym się na takie coś nie zdecydowała 
Gdy jeszcze pracowałam w serwisie sprzątającym, byłam z koleżanką na domku, gdzie ludzie mieli papugi, które latały luzem po domu
Kakadu luzem wydaje mi się lepsza niż pies stróżujący. Przyjrzałem się kiedyś w sklepie zoologicznym kakadu bez klatki, ograniczonej tylko łańcuszkiem na nodze – dziób i szpony nie gorsze niż niejeden drapieżnik!
A co do trzymania luzem i odchodów, no to niestety co papuga, to nie świnka morska. Kiedyś pisałem o sąsiadach rodziców w Kielcach, ludziach przepoczciwych, którzy prowadzili sklep zoologiczny i sąsiadka otwierała często gęsto z papugą (nimfą) na głowie. Odchodów wszakże żadnych nie zauważyłem, na głowie sąsiadki ani w mieszkaniu, albo od razu sprzątali, albo papuga jakoś się nauczyła, żeby w klatce się załatwiać. A klatkę miała obszerną, jak nie siedziała ma głowie.
Dlatego zamknęli tą kakadu w jednym pokoju, bo mogła nas nieźle pokaleczyć. A ci państwo, którzy mieli sklep zoologiczny na pewno sprzątali często po papudze.
Ptaki to nie koty czy psy, które wybierają sobie miejsca „toaletne”, one po prostu załatwiają się tam, gdzie są. O ile mnie pamięć nie myli, to nawet nie mają zwieracza, żeby to zatrzymać. Najwyżej można wyczuć ile czasu po posiłku taki ptak robi kupkę i na ten czas wsadzić do klatki, a po załatwieniu potrzeby, posadzić sobie na głowę
Każdy ptak (tak jak i ludzie) ma inną szybkość trawienia. Na ten przykład taka jemiołuszka potrzebuje tylko 7 minut (o ile mnie pamięć nie myli). Zjadła i za 7 minut kupka jest
To jakbyś taką hodował, nakarmiłbyś i na 7 minut do klatki, a potem już spokojnie możesz ją posadzić sobie na głowę, czy gdzie sobie życzysz

Noo, gdybym był w stanie oswoić jemiołuszkę, to oczywiście… 😀
Dzień dobry
obejrzałam przepiękne zdjęcia i uzyskałam dodatkowe informacje 

Wyczytałam w necie, że w Anglii szare wiewiórki traktowane są jak szkodniki. Kornwalijska firma „The Cornish Food Box Company” wprowadziła do swojej oferty nową potrawę: tradycyjny pieróg kornwalijski – cornish pasty – który jest dostępny z nadzieniem z szarej wiewiórki
Dochody ze sprzedaży dania mają zostać przeznaczone na ochronę zagrożonej populacji wiewiórek rudych.
Jak zawsze pełna podziwu dla pasji Miralki
W mojej okolicy nie spotykam wiewiórek, być może nie mają tu odpowiednich warunków, dlatego też, gdy tylko mam taką okazję, przyglądam się z zachwytem tym rudym, zwinnym akrobatkom
Piękne zwierzątko, niemniej jednak okropne łobuziary
Pierogowa jestem bardzooo, jednak obawiam się, że z takim farszem chyba bym nie ruszyła …
Pomysł na nadzienie do kornwalijskiego pieroga mnie rozwalił! I jeszcze że dochody są przeznaczane na ochronę zagrożonych rudych!
Podobnie zareagowałam 😉 Zabijać jedne by chronić drugie … 🙂 Tak sobie myślę, że to może być jedynie patent na biznes i klienta 🙂 Nienawidzisz – zjedz! 🙂 Psychologia marketingu działa! 🙂
Hmm… ja na przykład lubię i świnki, i rybki… A zjadam je z przyjemnością…
Myślę, że może działać w dwie strony 🙂 Lubisz – zjedz! 😉
Przy czym tutaj odwołuje się do najprymitywniejszych tak naprawdę instynktów. Kanibalizm to może nie, ale to „nienawidzisz-zjedz!” jest już blisko.
Pozostaje jeszcze jedna kwestia: skąd biorą te szare wiewiórki na nadzienie? Bo jeżeli je łapią (jak?) to sądzę, że wychodziłoby dość drogo, a jeżeli dla opłacalności interesu hodują je na jakichś wiewiórczych fermach (?!?), to cała idea wydaje się mocno dęta: sztucznie hodować szare (i de facto POWIĘKSZAĆ ich populację, nie szkodzi, że w zamknięciu), żeby ratować rude?
W sumie sam pomysł, żeby zabijać jedne by chronić drugie nie jest sam w sobie zły. Jeśli pozwoli się na rozwój inwazyjnych szarych wiewiórek, to wiewiórka pospolita wyginie… Więc żeby ratować… tylko pomysł z jedzeniem tych szarych jest… no powiedzmy trochę dziwny

I w sumie nie wiadomo skąd oni te wiewiórki biorą. Mistrz Q ma rację. Jeśli je łapią, to na ile dokładnie są badane przed podaniem na stół, a jeśli hodowane, to cała idea traci sens. Wyczytałam, że wiewiórki szare są nosicielami wirusa, który zabija wiewiórki pospolite, ale zagraża również ludziom. Czy można być pewnym, że w tych pierogach tego wirusa nie ma?
No proszę, o wirusie nie słyszałem, ale właśnie, jeden powód więcej, żeby cała akcja spaliła na panewce.
Masz rację Miralko. Też czytałam, że głownie na terenie Wielkiej Brytanii są nosicielkami wirusa ospy. Zatem pewności nie ma.
Ten specjalny wirus, który zabija wiewiórki pospolite (czyli te ryże) nazywa się „Squirrel poxvirus”. Mogą one przenosić go i na ludzi. Nie wiem dokładnie jak toto działa i jakie są objawy zarażenia nim… Nie znalazłam w internecie polskiego opisu tej choroby, a po angliczańsku za dużo jest tam terminów medycznych i nie chce mi się tego wszystkiego tłumaczyć
Dzień dobry Kopciuszku
Chyba by szło gładko w dwie strony
Chociaż tak jak Ty, bardzo lubię pierogi 
Może i te wiewiórki są smaczne, ale nie wydaje mi się, żebym była w stanie przełknąć nawet jeden kęs
A jakbyś nie wiedziała, że to mięso z wiewiórki? Pamiętam, jak znajoma rodziców z pracy przyniosła kiedyś do pracy właśnie ekstraordynaryjną ponoć kiełbasę, a jak wszyscy spróbowali, powiodła tryumfalnie wzrokiem po towarzystwie i zapytała: „No i co, rosną wam już długie, żółte zęby?”
Bo kiełbasa była z nutrii. A smakowała zupełnie normalnie.
Znajomych odwiedził kiedyś krewny dawno temu osiedlony w Australii, z żoną Aborygenką. Dziewczyna chwaliła obiad, póki nie dowiedziała się co konkretnie je – po czym natychmiast pobiegła do łazienki zwracać. Chodziło o schabowego…
O. Ciekawe, ale nie była Muzułmanką?
Kiedyś w Austrii pewien Sudańczyk w większym międzynarodowym towarzystwie zjadł na obiad zupę na wieprzowinie (żeberkach?). Kilka dni potem musiał pościć i oczyszczać się.
To fakt. Dla nas niektóre rzeczy są nie do przełknięcia, a w innych kulturach to przysmaki
I jeszcze tłumaczyli, że jak ten placek z żukami się lekko przydusi, to wydzielają jakiś smakowity sok. Widziałam jak taki żuczek spryszczył z placka i lazł facetowi po ręce, a ten go grabnął i zjadł… Do tej pory, jak sobie o tym przypomnę, to robi mi się niedobrze 

Nie zapomnę jak kiedyś w telewizji oglądałam program i dziwnych dla Europejczyków przysmakach. Myślałam, że pawia puszczę. Pokazywali ucztę (jakiś piknik) z Ameryki Południowej. Rozdawali ludziom takie spore placki (jak naleśnikowe) i każdy podchodził do wielkiego gara pełnego żuków (podobnych do stonki) i nagarniał je na ten placek – żywe!!!
Widocznie Aborygeni tak reagują na wieprzowinę jak my na żuczki, czy inne paskudztwa
Kiełbasę z nutrii nie tylko jadłam, ale i sama ją robiłam
Może niezbyt to mięsko apetycznie wygląda, bo jest takie krwistoczerwone, ale w smaku jest super 
Gorzej jak się dowiesz co to było, bo możesz to oddać
Tak jak kiedyś te ostrygi, o których już chyba pisałam… 
Wiadomo też, że jak nie wiesz co jesz, to wciągniesz wszystko, każde świństwo
Ja tak miałem, na granicy mdłości, jak się dowiedziałem w wieku lat 13, że właśnie zjadłem na obiad z apetytem móżdżek (powiedziano mi po fakcie). Chyba od tamtej pory nigdy nie jadłem.
Dobry Bożenko
tylko ja spałam dobrze przez kilka ostatnich dni i budziłam się rankiem a wczoraj coś nie mogłam zasnąć i rozmawiałam sobie miło z Mireczką .Dziś zobaczyłam za oknem śnieg z tego wynika ,że poszłam spać jesienią a wstałam zimą 
Witajcie!
– opłaca się jechać na plac przed śniadaniem!
Jak to w sobotę, ja już po zakupach i po śniadanku. Pyszny, świeży chlebek, odrobina świeżej wędlinki
Nigdy nie jadę na zakupy bez śniadania – głodna. Zawsze nakupię nie wiedzieć czego, bo wszystko bym wtedy zjadła
Najpierw zjem coś, dopiero potem się wybieram 
Ja mam dość ściśle ustaloną listę – jadę po konkretne produkty… za to po powrocie jem chleb prawie że jeszcze ciepły!
Ja niby też mam taką listę, ale jak jestem głodna, to zawsze coś do niej dokupię

Sobotnie dzień dobry
Jedni zasypiali jesienią budzili się zimą, drudzy zasypiali jesienią pobudka zaś nastąpiła wiosną a u mnie… chyba najgorszy wariant a mianowicie miałem wiosnę a mam zimę
Dzień dobry. Ja o pogodzie nawet nie próbuję… Topniejący śnieg, od góry śnieg z deszczem, ale przelotny. Na dobrą sprawę nie wiadomo, jak się ubrać – trochę tak, trochę siak 😛
Kilka dni temu miałam bliskie „spotkanie” z futrzakiem, nie była to wiewiórka lecz ogromny dzik
Dzik zabity, mój ix35 roztrzaskany, a ja nieco obolała (naciągnięte mięśnie) 
o trzymanie kciuków, żeby się Pan za bardzo nie szarogęsił . Z doświadczenia wiem, że nie są zbyt przyjaźni dla poszkodowanego … 
Niebawem przyjedzie Pan rzeczoznawca… zatem poproszę
Coś podobnego! Nam się zdarzyło 2 x dotychczas, że wyskoczyła nam na drogę sarna, tylko refleksowi kierowcy zawdzięczamy, że za każdym razem wszyscy wyszli cało. Co do dzików, to słyszałem tylko opowieść, jak to teść zmieścił się dużym fiatem tuż za jednym przebiegającym dzikiem i tuż przed drugim.
Kciuki oczywiście trzymam i w nie chucham. Dobrze, że w Twoim przypadku tylko na tych mięśniach się skończyło!
BTW, a co w takim wypadku z dzikiem? Można zachować tuszę dla celów kulinarnych po zbadaniu mięsa przez weta?
Pani Policjantka, która przybyła na miejsce, poinformowała mnie że : jeżeli zwierzak żyje – jest własnością Skarbu Państwa, jeżeli nie – jest to padlina i rejon dróg powinien to sprzątnąć. Ja jednak zadzwoniłam do Nadleśnictwa i zabrał go leśniczy. Właściwie dwa… kilka metrów za mną takie zdarzenie miał inny kierowca. Najwidoczniej jakieś stado wydostało się z lasu.
PS. Staram się, zwłaszcza po zmroku jeździć ostrożnie, więc na liczniku nie było więcej niż 60 km/h. Skończyło się (na szczęście) na naciągniętych mięśniach, ale gdybym jechała szybciej mogłoby być poważniej.
Słusznie! Zwłaszcza jeżeli wiadomo, że zdarzają się takie sytuacje jak przemarsz zwierzyny w poprzek drogi.
Z sytuacji nie-zwierzęcych: kiedyś jechaliśmy wyjątkowo krętą drogą po Kaszubach i zastanowiło mnie, że na drodze co parę metrów leżą strzępki (chyba niewłaściwe określenie, ale żadne lepsze nie przychodzi mi do głowy) siana. Przez chwilę dedukowałem i wydedukowałem: poprosiłem kierowcę, żeby zwolniła, na dwa zakręty przed nieoświetlonym, nieoznaczonym KONNYM wozem pełnym siana. Mimo że był dzień, gdybyśmy nie zahamowali, to zaparkowalibyśmy mu w tym sianie jak amen w pacierzu. A gdyby mu nie leciało to siano i nie byłoby śladów na jezdni? Aż się boję myśleć.
Wyrazy współczucia dla wszystkich uczestników wypadku: najsilniejsze dla ciebie, dzika i ix-a jednakowoż nie pomijając…
Dzień dobry 🙂 Zostaw negocjacje z rzeczoznawcą właścicielowi warsztatu Kopciuszku, zazwyczaj są z nimi dobrze poukładani i nie dadzą sobie wcisnąć ciemnoty w stylu klepania aluminiowych błotników czy spawania potrzaskanego zderzaka, zazwyczaj potrzebne są minimum dwie wizyty rzeczoznawcy 🙂
Współczuję Kopciuszku
I oczywiście kciuki trzymam zaciśnięte mocno i chucham w nie co jakiś czas, dla poprawienia działania

Musi dbać o interesy swojej firmy…
A pan rzeczoznawca wie kto go zatrudnia i dlatego nie jest przyjazny dla poszkodowanego
Dziękuję Wam serdecznie za „kciukowe” wsparcie 🙂 Pan okazał się bardzo przyjazny 🙂 Nawet podpowiedział (to samo, o czym pisał Misiaczek), żeby wybrać rozliczenie serwis – firma ubezpieczeniowa. W serwisie może okazać się, że jest więcej usterek niż Pan zapisał (długa lista …) i wówczas dokonują kolejnych oględzin. Tak więc uczyniłam … w poniedziałek laweta zabierze auto do naprawy.
To jest chyba najlepszy sposób rozliczenia naprawy… też tak kiedyś zrobiłem i okazało się to zbawienne – podczas naprawy na skutek naprężeń rozleciała się przednia szyba, do tego momentu w całości i nieuszkodzona…
Ja też się cieszę Kopciuszku
W takim układzie cały ten problem spadnie na warsztat, a oni mają wprawę i sobie poradzą 
Wiewióry wspaniałe Mirelko, a wszystkie dobrze odżywione, chyba tylko jednego chudzinę widziałem na zdjęciach 🙂 🙂
Czyli tylko ten jeden chudzina nie nadawałby się na pierożki

Pierożki z wiewióra? Czemu nie, jeden wiewór na dwa pierożki wejdzie, po obraniu go do gołki 🙂 🙂
To smacznego Misiaczku
Mnie na samą myśl w żołądku ściska 
Dzień dobry
Dzień dobry ! 🙂 obiad ugotowany, za oknem śnieg, dość mokry…. więc się pogodnie witam
Dzień dobry Wiedźminko
U Ciebie obiad ugotowany, a ja dopiero siadam do śniadania

Dzień dobry 🙂 Witam . Jeśli obiadek ugotowany , to mogę spróbować ,tylko proszę nie za dużo , bo muszę pilnować wagi .
A co Maksiu? Boisz się, żeby ktoś Ci jej nie ukradł?


Ja tam swojej nie pilnuję i tak nikt tego nie ruszy
Powtórzę opinię pani doktór , która powiedziała , że zrzucenie 5 kg. to odstawienie na bok jednej walizki . Posłuchałem i faktycznie wchodzę na trzecie piętro bez walizki w podskokach .
Jeszcze jedno zdanie ze świata zwierząt : Psy na nas patrzą z szacunkiem , koty z pogardą , a świnie, jak na równych sobie . Daję słowo , że nie ja to wymysliłem …..
Podobno to sir Winston Churchill…
Właśnie muszę jakieś 5-6 kg zrzucić. Najfajniej byłoby i 10, tak żeby zejść poniżej setki, ale na razie mało realne.
Tylko jak będziesz to zrzucał, to uważaj na odciski, żebyś sobie nie przystukał


A tak poważniej, to życzę powodzenia
No to jestem i do wieczora pobędę, potem mnie wyciągają kędyś na spotkanie towarzyskie.
Popisałam i znowu wraca do swoich zajęć, czyli do popotem
W uzupełnieniu do ” futrzaków ” warto wspomnieć o zwierzątku popularnie zwanym tchórzem ,a w środowisku łowieckim – fretką . Fretka jest nieoceniona przy organizowaniu polowań na króliki , bez użycia mysliwskiej broni . Wygłodniałą wczesniej fretkę wpuszczamy do otworu jednego z podziemnych korytarzy królików , a wyloty tych korytarzy zamykamy róznego rodzaju rękawami .Fretka skutecznie wypędza króliki , ale zdarza się , ze coś na własny rachunek upoluje i wtedy musimy postarać się o następną fretkę .
Kochani, wybywam, jak zapowiadałem. Jeżeli wrócę o rozsądnej porze i w stanie nadającym się do wchodzenia na Wyspę – odezwę się, jeżeli nie, to… pewnie jutro.
To miłego spotkania M Q i do jutra -jakby co ?
Mam nadzieję, że przyjemnie spędziłeś ten wieczór Mistrzu Q
Nie zdążyłam Ci tego życzyć, ale miałeś moje dobre emocje ze sobą, na pewno Cię dogoniły 
A tak w ogóle, to dziś mnie wiewiórka… sama nie wiem… czy bardziej wkurzyła, czy rozśmieszyła

Mówię do niej – wynocha z mojego parapetu!!! Popatrzyła jeszcze raz na mnie, a potem tak jakby chciała ugryźć szybę… to znaczy powąchała ją. Już chciałam otworzyć okno, ale ta spod karmnika wskoczyła na płot, a ta z parapetu wolnym krokiem weszła na ścianę i znikła mi z pola widzenia… Za moment zobaczyłam ją pod karmnikiem 

W kuchni, za oknem usłyszałam chrobot. Wyjrzałam, a tam z zewnętrznej strony siedzi wiewiórka. Odsłoniłam firankę, a ona nic. Popukałam lekko w szybę, a ona też nic. Popatrzyła na mnie ze spokojem i dalej obserwowała inną wiewiórę siedzącą pod karmnikiem
No czyż te wiewióry nie są bezczelne!!!
Dziś zobaczyłam za oknem stadko szpaków. Widać były głodne… Porozglądały się pod karmnikiem, ale chyba to nie są ziarenka z ich jadłospisu
Podebrałam z mężowskich zapasów sporą garść rodzynek i wyszłam na podwórko. Zastanawiałam się, gdzie tu by im najbezpieczniej je wyrzucić… Zdecydowałam się na dach naszego składziku. Nie zdążyłam jeszcze odejść, gdy wpadła tam wiewióra
I oczywiście zaczęła te moje rodzynki wyżerać. Widać było, że jej smakują
Ale to nie było dla niej!!! Ma dość ziarna pod karmnikiem!!! Podeszłam bliżej, nie ruszyła zadka i dalej jadła… podeszłam jeszcze bliżej… i jeszcze… gdy byłam już pod samym składzikiem raczyła łaskawie się przenieść na płot… Ale gdy tylko kawałek odeszłam, znowu siedziała przy rodzynkach
Nie mam czasu stać i pilnować, żeby nie jadła, a poza tym, jeśli tam będę stała, to szpaki nie przylecą, bo się będą bały… Podeszłam do tej naszej szopki, zebrałam część rodzynek i rozrzuciłam na ziemi. Małpa nie wiewióra, gdy tylko odeszłam poleciała pod karmnik do rodzynek
Na dachu było jej trochę niewygodnie, bo jest tam duży spad, a że to blacha, to i trochę ślisko… Całe szczęście zapachniały jej ziarenka i już tak dokładnie rodzynek nie zbierała 
W ogóle się mnie nie boją i dokładnie ignorują

I niech mi ktoś powie, że te wiewióry nie są bezczelne
Hmm, pozostaje naprawdę chyba tylko wiatrówka. Albo chociaż taka do paintballa, żeby za wielkiej krzywdy nie zrobić, a tylko przepędzić. Ewentualnie pomalować.
Trochę się dziś urobiłam, ale chata znowu jest „wyjściowa”
Jeszcze tylko pranie muszę skończyć, ale to już pralka i suszarka załatwią. Mnie zostanie tylko powieszać na wieszaki i do szafy
I tak sobie myślę, że przyjemnie jest tak się rozejrzeć i nie widzieć niczego do zrobienia
Rano tylko muszę jeszcze podlać kwiatki, bo dziś wyleciało mi to z głowy, a na wieczór nie powinno się ich podlewać 
W domku na Mazurach mam bardzo dużą werandę , stół , ławy do siedzenia i na stole zawsze coś jest do picia i pogryzienia . Wiewiórki musiały rozpoznać sytuację , bo zdarzyło się , że kiedy popijałem piwko , na stół wskoczyła wiewióra i zaczęła na mnie , gospodarza prychać ! ! Wyszło na to , ze ja jestem intruzem , a wiewióra gospodarzem ! No poczekaj , ja ci pokażę 1
Jan Izydor Sztaudynger:
Mściwa diva
„Ja wam pokażę!”
– i szła na plażę…
A to zołza. Jakby ładnie poprosiła, to można by było i piwa nalać, ale po prychaniu? Fora ze dwora!
Próbowałem postraszyć strzałami z dubeltówki – nic z tego .Wystraszyłem resztki ptactwa , a wiewiórki zlekceważyły huki . Jesienią wyciąłem dwie hiszpańskie leszczyny , może głodem je wypłoszę ?
U mnie te wiewióry to też z ganku widzę i ich super akrobacje :). Nigdy nie zbliżyły się do ganku ,nieodmiennie zawsze widzę ich i jak słyszę mocne zamieszanie w starodrzewiu z drugiej strony to wiem ,że spacerują i za chwilę zobaczę ich jak po wspólnej granicy z sąsiadem czyli naszym płocie polecą wiewiórki w górkę do leszczyn :).Maksiu ,piwa im nie postawię ale walczyć z nimi nie zamierzam

Witajcie!
Luty, powiadasz, Bożenko? I pomyśleć, że kiedyś słowo to oznaczało „srogi”!
Dzień dobry w lutym, u nas żadnej wiosny nie widzieli, wprost przeciwnie, w nocy popudrowało śniegiem. Nie żeby od razu jakieś zaspy, ot, troszkę po wierzchu, niemniej za oknem biało…
Dzień dobry 🙂 Warmia tonie w słońcu 🙂 Jeśli więc komuś brakuje, to zapraszam 🙂
„utoniemy razem”? W słońcu… hmm… to chyba nie najgorszy pomysł
Czemu nie? Też mi się podoba
Hej, i u nas się pokazało, w ilościach hurtowych 🙂
Właśnie widziałam 🙂 Cieszę się podwójnie, jako że bardzo czekałam na to słoneczko w Trójmieście 🙂 Dwie godziny siedziałam wpatrzona w kamerkę na lotnisko w Rębiechowie. Niestety tym razem tylko wirtualnie mogłam uczestniczyć w pożegnaniu najbliższych, którzy właśnie odlecieli do Dublina 🙁
A znasz taką stronkę flightradar24.com ? Na niej można również wirtualnie lecieć z najbliższymi w czasie rzeczywistym 🙂 czasem używam.
Dzień dobry
Witam wszystkich porannie i słonecznie 😀
Dzień dobry! 🙂
Poczytałem, posłuchałem a teraz się pożegnam 🙁
Wrócę o przedwieczornej porze
Słoneczne dzień dobry wszystkim
mimo iż na dole biało to na pewno o wiele lepiej niż dnia poprzedniego. Nic tylko urządzić sobie długi niedzielny spacer i wyłapywać endorfinki
Dzień dobry. Otóż mnie właśnie czeka za chwilę taki spacer, jeszcze nie wiem, czy za dłuższą chwilę, czy już, teraz, zaraz 🙂
Witam Mistrzu Q
Samo dobro. O wiele lepszy sposób na płoszenie zbędnych kalorii niż kręcenie w miejscu
Co prawda po wczorajszych siupach (tańce kompletnie niespodziewane, ale również lepsze od roweru na kalorie) trochę mi w kolanie strzyka, ale raczej się skuszę, jeszcze za chwilę.
A więc słusznym wyborem będą tereny poza miejskie a jeżeli już są konieczne to należałoby unikać twardych powierzchni spacerowych
Tupu tupu i po spacerku. Niestety po twardych powierzchniach miejskich, ale powoli i spokojnie, więc bez specjalnych negatywnych efektów. Zaraz spróbuję wrzucić panoramę…
Są dostępne programy, dopasowujące w panoramy dostarczone osobno serie zdjęć. Kiedyś taki nawet oglądałem, ale to było dawno i efekt był bardzo taki sobie…
Sekundę, zaraz spróbuję pokazać efekty działania takiego programu, dostarczonego razem z aparatem Canona.
Zaśnieżone dzień dobry
Przez noc nawaliło nam grubą warstwę śniegu… wszędzie biało
Nie wiem czy mam się cieszyć, czy nie
Mamy jechać na cotygodniowe zakupy i jak sobie pomyślę o tym czyszczeniu zaśnieżonego samochodu
Ale z drugiej strony… świat pod puchową pierzynką wygląda cudnie…

U nas jest tak, jak widać na panoramie. Czyli śniegu zostało symbolicznie. A ostatnio jak mam ochotę na śnieżne widoki, to sobie włączam zdjęcia z gór 🙂
To ja dzisiaj mam lepiej, żeby zobaczyć zaśnieżone widoki, wystarczy wyjrzeć przez okno

A na karmniku znowu narosła wielka, biała czapa 
Rano odwaliłam śnieg ze ścieżki i spod karmnika, bo ptaszki siedziały głodne. Już nawet nie widać gdzie odśnieżałam
… a już na pewno czyściej 🙂
Dzień dobry Miralko 🙂
Dzień dobry Kopciuszku

Na pewno wygląda czyściej… niemal sterylnie
Czy ktoś byłby tak uprzejmy i zmieni wycieraczkę?

Ta jest już tak ciężka i muli
Muszę się zbierać
Małżonek stoi mi za plecami i tupie niecierpliwie 

Do popotem
To może ja coś opowiem o wystawie Olgi Boznańskiej, która dzisiaj zamyka się w krakowskim Muzeum Narodowym…
Poprosimy! A mnie tymczasem Juniorzy wyciągają do kina, odezwę się, jak wrócę.
Zatem zapraszam piętro wyżej do Muzeum Narodowego w Krakowie 🙂