« Opowieść Wigilijna Do siego Roku!!! »

Atompasta cz.1

Na dziedzińcu przed kościołem zatrzymała się sfatygowana pięćsetka i wysiadł z niej chudy mężczyzna z dużą skórzana torbą.
Podszedł do drzwi kościoła, uchylił je, wetknął głowę do środka, zrobił nagle w tył zwrot i zdecydowanym krokiem pomaszerował na plebanię.

Don Camillo grzał się przed kominkiem w jadalni i kiedy usłyszał pukanie, krzyknął: „Proszę”, jakby to była groźba użycia broni. Ale gdy zobaczył tego skurczonego człowieczka, uspokoił się.

– Oddam tylko paczkę i zaraz znikam. – wyjaśnił przybysz, uśmiechając się smutno i grzebiąc w torbie, którą postawił na stole.

Paczka zawierała propagandowe broszury przeciwko czerwonym. – Przysyła ją komitet – wyjaśnił gość.
-Proszę usiąść – powiedział całkiem zrezygnowany don Camillo.
-Tu się lepiej siedzi niż w mojej puszce – westchnął nieznajomy, sadowiąc się przed kominkiem. – Z drugiej strony zajęcie jak każde inne.

Don Camillo wstał, żeby odłożyć broszurę i wyciągnąć butelkę wina.
– To pan z komitetu? – zapytał.

– Nie – odparł przybysz. – Jestem przyjacielem tych z komitetu i udzielam się na ochotnika. Komitet nie komitet, walka jest jedna dla wszystkich ludzi honoru. Ponieważ i tak muszę jeździć od wsi do wsi, to zabranie paru paczek nic mnie nie kosztuje. Oszczędza się w ten sposób na wysyłce, a i ma się pewność, że materiały nie przepadną.

Nieznajomy zaśmiał się. Pociągnął spory łyk wina.

– To mnie trochę podreperuje. Tego mi było trzeba.

Don Camillo usiadł z powrotem.

– Jeśli pan pozwoli – zapytał – czym się pan trudni?

– Niech mi ksiądz nie każe o tym mówić! – Powiedział nieznajomy. – To najniewdzięczniejszy zawód świata. Ale jak się ma na karku całą rodzinę, nie można być grymaśnikiem.

Don Camillo czekał.

-Podróżuję – wyjaśnił smętnie mężczyzna.- Usiłuję sprzedawać towar, którego nikt nie potrzebuje. Przyszedłem ostatni i lepsze rejony zajęli już inni. Mnie przypadły małe miasteczka i wsie!

-Ale co pan sprzedaje?

-Nic takiego – odparł posępnie mężczyzna. – To, co robię, to jak sprzedawanie lodu na Biegunie Północnym albo kotwic okrętowych w Dolomitach. Dajmy temu spokój proszę księdza, zapomnijmy na chwilę o zmartwieniach.

Mężczyzna jednym haustem opróżnił szklaneczkę i don Camillo dolał mu znowu. Ciekawość coraz bardziej nie dawała mu spokoju; co do licha sprzedawał ten nieszczęśnik?

Przybysz pokiwał głową.

-Proszę księdza – wyszeptał – wie ksiądz co to Atompasta? Niech ksiądz nie łamie sobie głowy; powiem księdzu, Atompasta to znaczy pasta bombowa. Innymi słowy pasta do podłóg.

Wypił łyk wina i mówił dalej:

-Rozumie ksiądz? Muszę sprzedawać pastę do pastowania podłóg tam, gdzie nie istnieją podłogi do pastowania. Gdzie są jedynie posadzki z cegieł.

Don Camillo uważał za swój obowiązek sprostować.

-Tutaj też są posadzki z płytek piaskowca i marmuru. W każdym razie w drogerii sprzedają pastę do podłóg.

Mężczyzna uśmiechnął się smutno:

-No właśnie, proszę księdza: byłem w dwóch drogeriach we wsi i wszystko już wiem. Powiedzieli mi, że wziąwszy pod uwagę zapotrzebowanie, mają jej zapas co najmniej na dwadzieścia pięć lat! A poza tym moja pasta jest produktem nowym, doskonałym, wydajnym, ale nowym, a ludzie nigdy nie ufają nowościom. Nie mogę pracować z odbiorcami indywidualnymi; staram się robić interesy z gminami i organizacjami, które mają swoje siedziby, kluby, sale Zgromadzeń, sale teatralne i kinowe. Ale niestety tutaj gminy i organizacje są właściwie w dziewięćdziesięciu procentach w rękach czerwonych; więc zamiast pukać do drzwi tej hołoty, zdycham z głodu.

Pociągnął spory łyk wina.

-To trochę stawia mnie na nogi, proszę księdza – zawołał prawie wesoło. – Jak nigdy mi tego trzeba! Ksiądz mnie rozumie: dusić się w tej karbowanej puszce, w samej okryjbidzie, nabijać kilometry po obrzydliwej drodze, przez śnieżne pustkowie, żeby potem wieczorem zrobić obrachunek i stwierdzić, że się straciło czas i benzynę!

Pogrzebał w torbie, wyciągnął z niej notatnik, rozłożył go i pokazał:

-Niech ksiądz spojrzy, cały ranek pracy: Drogeria Piacini z Torricelli – Atompasta – jedno duże. Widzi ksiądz? Po dwóch godzinach nalegania. Na próbę. Ale tylko dlatego, żeby się mnie pozbyć.

Don Camillo przejrzał notes i pokiwał głową:

-Rzeczywiście nie ma się z czego cieszyć!

Mężczyzna przełknął łyk, potem wykrzyknął z ożywieniem:

-Skłamałem, proszę księdza! W Fiumetto zrobiłem jeszcze jeden interes: proboszcz należy do niewielu, którzy mają posadzkę w kościele, więc kupił, oczywiście znów tylko na próbę, jedno pudełko. Ale niestety małe. Jedno z tych dwustugramowych.

Mężczyzna pokazał pudełko i wyjaśnił:

-Miałem dwie próbki i jedną mu dałem. Również dlatego, że nie mam odwagi pokazywać w firmie zamówienia na małe opakowania!

Don Camillo spojrzał smętnie na pudełeczko, potem zapytał:

-A to duże, bardzo jest duże?

Mężczyzna wyciągnął z torby i pokazał.

-Wszystkiego kilogram. Niewiele co, ale wziąwszy pod uwagę, że produkt jest dopiero w fazie wprowadzania, w firmie są zadowoleni nawet jeżeli uda się wetknąć jedno na próbę. Wiadomo, że jak ktoś zacznie jej używać, to już nie zrezygnuje, to pewne! To naprawdę nadzwyczajna pasta.

Don Camillo stwierdził, że nadszedł czas podjąć decyzję.

-Chciałbym ją wypróbować – powiedział. – Proszę dać mi jedną.

Mężczyzna spojrzał na niego zdumiony.

-A do czego księdzu? Do pastowania cegieł?

-Tutaj w domu mam cegłę, ale w kościele jest posadzka – stwierdził z dumą. – Zrobiliśmy nową w zeszłym roku.

Mężczyzna westchnął.

-Proszę księdza, jest ksiądz bardzo przyzwoitym człowiekiem i chcąc mi pomóc jest ksiądz gotów nawet skłamać. Bardzo księdzu dziękuję; to też mnie podnosi na duchu. Kiedy będzie ksiądz miał już posadzkę z płytek, niech ksiądz o mnie pamięta.

Don Camillo wstał i skierował się w stronę wyjścia, mężczyzna dopił pospiesznie to, co zostało mu w szklance, złapał torbę i podążył za nim. Pomyślał, że to taki szybki sposób dania mu do zrozumienia, że audiencja została zakończona, więc gdy doszedł do drzwi w sieni, miał zamiar się żegnać, ale don Camillo złapał go za ramię i poprowadził przez placyk aż do kościoła.

-No więc? – zapytał triumfalnie – to posadzka z płytek, czy nie?

Mężczyzna pochylił się i pociągnął palcem po matowych i szarych płytkach.

-Przy takiej pogodzie ludzie wnoszą tony błota. Ale jest piękna.

Tak to wyjaśniając, don Camillo schylił się, napluł na wskazujący palec prawej ręki i pociągnął nim po płytce.

-Widzi pan, jak się błyszczy? Ale nie może być wciąż pastowana, bo trzeba by pasty na tony.

-Na tony? – zdziwił się mężczyzna. – A dlaczego?

-Bo jak tylko przejedzie się mokrą szmatą, żeby ściągnąć błoto, to pasta złazi.

Mężczyzna roześmiał się. Otworzył torbę, wyciągnął z niej duże pudełko, zdjął wieczko i szmatką, którą wyjął z tej samej torby, rozsmarował cienką warstwę Atompasty na posadzce. Drugą szmatką wyglansował do połysku. Potem wyszedł na chwilę i powrócił z garścią śniegu.

-Proszę księdza, chce ksiądz spróbować zmoczyć posadzkę? – spytał.

Don Camillo mocno tarł śnieg, póki go całkiem nie rozpuścił. Potem szmatą wytarł do sucha, a płytka pozostała lśniąca.

-Atompasta – wyjaśnił mężczyzna – to coś więcej niż zwykła pasta, to emalia, która powoduje, że płytki są błyszczące, a ponieważ jest wodoodporna, więc uniemożliwia zetknięcie się wody z płytką. Atompasta to nieuchwytna mgiełka kryształu rozpostarta na posadzce.

Wyszedł, wlazł w kałużę, wrócił, strzepnął energicznie błoto na zapastowaną posadzkę robiąc na niej wielką plamę.

Potem szmatą starł błoto i pojawiła się płytka w całym blasku.

-Wystarczy przejechać posadzkę Atompastą raz na dziesięć dni – zakończył triumfalnie mężczyzna.

Wyszedł przed kościół.

-Dziękuję za gościnę, proszę księdza i do widzenia – powiedział, zamierzając wsiąść do samochodu.

Ale don Camillo znów złapał go za ramię i pociągnął za sobą na plebanię.

-Butelki się zaczyna i kończy – wyjaśnił. – Jak już otworzyłem, znaczy, że odżałowałem.

Usiedli z powrotem przed kominkiem.

-Ja naprawdę miałbym ochotę spróbować – powiedział don Camillo. – Ile kosztuje pudełko?

-Trzysta lirów. Małe.

-A duże?

-Czterysta pięćdziesiąt. Cena nie rośnie proporcjonalnie, bo pudełko mniejsze i większe kosztuje prawie tyle samo. Ale proszę księdza, dajmy temu spokój; nie mam zamiaru wciskać księdzu towaru. Pozostańmy przyjaciółmi.

Don Camillo zaczął się śmiać:

-Przyjaźń to jedno, a pasta to co innego. Biorę dwa pudełka. A nawet trzy. Trzy duże.

Mężczyzna pokręcił głową, że nie.

-Albo jedno, albo w ogóle. Zależy mi na przyjaźni, Ksiądz wypróbuje Atompastę, i jak się księdzu nada, to napisze ksiądz do mnie dwa słówka pod ten adres, a ja przyślę księdzu tyle pudełek, ile tylko ksiądz zechce.

-Jedno, czy dwa to to samo – nalegał don Camillo.

-Nie — stwierdził mężczyzna, wyciągając z torby bloczek zamówień i wkładając kalkę na kopię. – Ksiądz nie jest sklepikarzem, a ja pertraktując z księdzem nie mogę iść na ilość, powinienem docenić okazaną mi sympatię i zaufanie. Nie psujmy tej tak miłej sprawy.

Zaczął wypełniać druczek zamówienia, a don Camillo sięgnął po portmonetkę.

-Więc ile płacę?

– Nic, ją nie mogę przyjmować pieniędzy. Zapłaci ksiądz, po otrzymaniu towaru. Więc jedno duże, proszę księdza?

-Duże.

-Gotowe, proszę: ,,Atompasta – jedno duże opakowanie”. Proszę sprawdzić i podpisać. Podpis jest nie dla mnie, tylko dla firmy, oczywiście.

Don Camillo podpisał i dostał kopię.

Mężczyzna uniósł szklaneczkę.

-Bogu dzięki, że ta dziura z wściekłymi czerwonymi nie do końca jest piekłem – zawołał. – A dla tego, kto jest głodny, okruch chleba ma swoją wartość, bo choć nie nakarmi ciała, zdoła pożywić nadzieję. Nadziei niewiele trzeba: starczy drobina Chleba okraszona wiarą w Boską opatrzność, i można ruszać dalej w drogę.

Don Camillo odprowadził mężczyznę aż do samochodu i patrzył, jak odjeżdża.

-„Mogłem go zatrzymać na obiedzie!” – wyrzucał sobie, myśląc o chlebie okraszonym wiarą w Boską opatrzność.

Minęły dwa tygodnie, aż tu nagle pewnego popołudnia przed plebanię zajechał ciężarówką dostawca, zrzucił olbrzymią skrzynię, kazał podpisać don Camillowi pokwitowanie i odjechał.

Don Camillo otworzył skrzynię i znalazł w środku sto czterdzieści cztery pudełka Atompasty po kilogramie każde.

Będąc w posiadaniu prawie półtora kwintala pasty do posadzek, don Camillo stał się również następnego dnia posiadaczem listu z wytwórni Atompasty.

Szanowni Państwo, zgodnie z Waszym zamówieniem numer i tak dalej, z dnia i tak dalej, przesyłamy Wam bezpłatnym transportem jedno duże opakowanie Atompasty w cenie zbytu 450 lirów za pudełko, udzielając rabatu z tytułu szczególnej sympatii, lirów i tak dalej na podatek obrotowy i pakowanie… W przekonaniu, że wszystko zostało wypełnione zgodnie z Waszymi oczekiwaniami i licząc na Wasze specjalne zamówienia łączymy wyrazy szacunku. Załącznik dotyczy zapłaty 64800 lirów (słownie sześćdziesiąt cztery tysiące osiemset) w ciągu 30 dni wyjąwszy pomyłki i opuszczenia.

125 komentarzy

  1. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Czy to opowiadanie (z kontynuacją, jak sądzę) to może efekt ostatnich dyskusji pod kreską o robieniu w konia przez „darmowe” SMSy i zamówienia? 😉 Nawet jeśli nie, to i tak znakomite – zwłaszcza powoływanie się na (rzekomą?) wspólnotę ideologiczną przeciwko „czerwonym” 😀 i klimat spotkania na plebanii.

  2. Wiedźma pisze:

    Opowiadanko zacne, w dodatku jak dla mnie – zupełnie nowe. Księżulo na kolędzie wyraził ongiś oburzenie, ze pies jest w pokoju, w którym on się modli….. jakoś tak dziwnie od tego czasu żadnego kolędnika nie gościłam w progach… Wink

  3. Kopciuszek pisze:

    Dobry wieczór 🙂
    Bezetko to jest świetne 🙂
    Już nie mogę się doczekać kolejnej części i reakcji poczciwego don Rumianka 🙂
    „Przyjaźń to jedno, a pasta to co innego” Happy-Grin
    Też by mi się przydała taka Atompasta, ale raz jedyny i juz nigdy więcej nie dam się nabrać domokrążcom Wink

  4. Wiedźma pisze:

    No i mam kolejną pozycję do zaliczenia. Dzięki piękne, Bezetko…. jak to się stało, że nie znam pana Rumianka – pojęcia nie mam, bo rzecz wygląda smakowicie. Ale kto powiedział, że da się wszystko przeczytać ? Thinking

    • Tetryk56 pisze:

      Jak już będziesz się rozglądać za Guareschim, jest jeszcze „Rodzinka” – cykl smakowitych opowiadań na bazie obserwacji własnego życia.

  5. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Dziewczyny! Nie myślcie na razie o WielkiejNocy! Do balu się trza przygotować! Wink

  6. Kopciuszek pisze:

    Dzień dobry Delighted
    Nowej dostawy śniegu nie było… -17 na zewnątrz Wink

  7. korab1 pisze:

    DzieńDobry:)) Atompasta ? W pierwszej chwili przyszedł mi na myśl rozczepialny makaron :)))

  8. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry Delighted! Będzie cieplej i deszczowo… za dni parę..

  9. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Obijam się bezwstydnie i co Wy na to?

    Wink

  10. Quackie pisze:

    Ha, wiedziałem, że tak będzie. Hedonizm ukarany. Awaria bojlera. Spuszczamy wodę w trybie awaryjnym, na szczęście udało się uchwycić problem w porę, wieczorem ma sprawę obejrzeć znajomy hydraulik… W każdym razie zostajemy bez ciepłej wody bieżącej przed Sylwestrem

    Weary

  11. Quackie pisze:

    Aktualizacja – przybył hydraulik, pokręcił głową, spuścił resztę wody z bojlera – niedużo zostało, ale chlapnęło na ścianę z gniazdkiem, wywaliło korki w całym mieszkaniu (różnicówka), wyłączyło wszystkie komputery, Najjuniorowi poszła godzina pracy się ciąć… Jutro wczesnym popołudniem ma się coś ruszyć w kwestii nowego bojlera.

  12. Wiedźma pisze:

    Kto wie kto inspirował Ennio Moricone… a utwór bardzo mi się podoba !Bardzo dobrze mi brzmi na dobranockę 🙂

  13. Kopciuszek pisze:

    Dzień dobry Delighted
    Ostatnie dzień dobry w tym roku? Na to wygląda 🙂

  14. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Byle do balu! Overjoy

  15. teresa pisze:

    Dzień dobry 🙂
    Dziś ludzie się bawią, a zwierzęta cierpią.
    Przepraszam, że jestem tu tak rzadko, ale na razie częściej nie mogę. Dzisiaj przypłynęłam na Wyspę, żeby złożyć Wyspiarzom życzenia szczęścia i zdrowia w nadchodzącym roku. Buziaczki

    • Tetryk56 pisze:

      Witaj, Teresko!
      Życzenia serdecznie odwzajemniamy! Buziak1
      Ponadto solennie zapewniam – na naszej Wyspie żadne zwierzęta nie cierpią! 🙂

  16. Kneź pisze:

    Nasz poprzedni pies aportował petardy, co wzbudzało zrozumiałą panikę i obawy. Teraz natomiast wiemy kiedy burza idzie, bo aktualna czterołapa koleżanka znika wtedy w łazience. Podobnie przed Sylwestrem, ale w tym roku jest spokojnie wyjątkowo, wiec problem raczej niewielki. Wychodzi niechętnie, ale raczej nie panikuje. Myślę, ze akcja „Nie strzelam w Sylwestra” przyniosła pozytywny efekt.

    Wszystkim Wyspiarzom szczęśliwego Nowego Roku i upojnego Sylwestra! Cheers Happy-Grin

  17. Tetryk56 pisze:

    Mam pytanie: czy ktoś zrobi noworoczne pięterko? Please1

  18. misiek pancerny pisze:

    Dzień dobry 🙂 Czytałem z rosnącym zdumieniem w przekonaniu, że to autorskie dzieło Bezetki, kurczę – myślę sobie, ma talent narracyjny prawie jak Mistrz Quackie, jak Lukrecja, jak Tetryk, jak Laudate, a moja frustracja rosła, na szczęście opowiadanie okazało się być dziełem jakiegoś makaroniarza 🙂
    Wink

  19. korab1 pisze:

    Witam Wszystkich i Pozdrawiam, pewnie jutro będzie tak samo jak dzisiaj ale zawsze jest nadzieja, że pojutrze będzie również dobrze :)))

  20. Quackie pisze:

    Ha. Nowy bojler założony i grzeje, oczywiście samo życie – w trakcie prac hydraulicznych zbiegły się jak gacie w praniu wszystkie inne sprawy i ludzie… Ale sytuacja wygląda na chwilowo opanowaną.

    Mam nadzieję, że woda się ładnie nagrzeje, jak trza 🙂

    W Nowym Roku życzę wszystkim równie sprawnego załatwiania wszystkich niezbędnych spraw 😀 !

  21. Quackie pisze:

    Plus – za oknem odwilż, śnieg niknie w oczach, na termometrze plus 6,3 stopnia Celsjusza 🙂 odśnieżanie zbędne.

  22. Tetryk56 pisze:

    Dobudowałem pięterko na życzenia i przeniosę tam ostatnie stąd Wink

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)