Jabłka na drzewach tańczą
Szum wznosi się i odchodzi
Słońce nagle przygrzeje
Wiatr się zerwie – ochłodzi.
Uśmiecham się. W uśmiechu
Jest cała prawda smutku
Ale nikt, nikt nie widzi
Jak płaczę po cichutku.
I tylko popętane
Na wielkich łąkach konie
Też troskę mają w oczach
I liżą moje dłonie.
Przestrzenie, o przestrzenie!
Jesieni niepojęta –
Owoce i obłoki
Samotność i zwierzęta.
Jerzy Liebert
Dzień dobry !
Nie ukrywam,. że Miśkowa trawestacja krzysiowego kalendarza liturgicznego mnie sprowokowała, jako, że Misiak chciał też i… ” babę posłać” 
Dwadzieścia siedem lat i to juz całe życie? Ale nie zamieszczę przesmutnych wierszy….odchodzącego.
Albo tego 🙂
Jesień mnie cieniem zwiędłych drzew dotyka,
Słońce rozpływa się gasnącym złotem.
Pierścień dni moich z wolna się zamyka,
Czas mnie otoczył zwartym żywopłotem.
Ledwo ponad mogę sięgnąć okiem
Na pola szarym cichnące milczeniem.
Serce uśmierza się tętnem głębokiem.
Czemu nachodzisz mnie, wiosno, wspomnieniem?
Tak wiele ważnych spraw mam do zachodu,
Zanim z mym cieniem zostaniemy sami.
Czemu mi rzucasz kamień do ogrodu
I mącisz moją rozmowę z ptakami?
Przed oknem jarzębina
Ku ziemi się ugina
Widzisz coraz to śmielej
Jesień sobie poczyna.
Już z pożółkłych połonin
Hucuł swe stado goni
Weź pierwsze z brzegu ziele
Rozetrzesz je na dłoni.
W garsteczce tego prochu
W trembity ruskiej szlochu
W obłokach, ach we wszystkim –
Jesieni jest po trochu.
Zapisz tę porę, zapisz
Bo zaraz ją utracisz
Pozbieraj ją, pozbieraj
Jak umiesz, jak potrafisz.
Chciałem coś na szybkości wrzucić pozytywnego o jesieni i kaplica, nie ważny kraj i epoka, wszystkie praktycznie wiersze o jesieni są nostalgiczne [mało powiedziane], są trumienne o przemijaniu życia, miłości o kruchości i ulotności, to chyba najbardziej „żywy” wiersz o jesieni jaki mi przyszedł do głowy:)
Wspomnienie
Mimozami jesień się zaczyna,
złotawa, krucha i miła,
To ty, to ty jesteś ta dziewczyna,
która do mnie na ulicę wychodziła.
Od twoich listów pachniało w sieni,
gdym wracał zdyszany ze szkoły,
a po ulicach w lekkiej jesieni
fruwały za mną jasne anioły.
Mimozami zwiędłość przypomina
nieśmiertelnik żółty – październik.
To ty, to ty, moja jedyna,
przychodziłaś wieczorem do cukierni.
Z przemodlenia, z przeomdlenia senny,
w parku płakałem szeptanymi słowy.
Księżyc z chmurek prześwitywał jesienny,
od mimozy złotej majowy.
Ach czułymi, przemiłymi snami
zasypiałem z nim gasnącym o poranku,
w snach dawnymi bawiąc się wiosnami,
jak ta złota, jak ta wonna wiązanka.
Julian Tuwim
I mój ukochany Blake na dobranoc 🙂
DO JESIENI
Obarczony brzemieniem plonów, obryzgany
Krwią winorośli, Władco Jesieni, mej chaty
Nie omijaj! W jej chłodnym możesz usiąść cieniu
I śpiewać pieśń rozgłośną do wtóru mej fletni
Pasterskiej. Wszystkie córki roku będą tańczyć!
Pieśń ogorzałą śpiewaj owoców i kwiatów.
„Gdy przed słońcem kwiat, w pąku zamknięty, odsłania
Piękność, miłość przenika, jak dreszcz, jogo żyły;
Kwiaty czoło poranku wieńczą; i spływają.
Jaśniejąc, po cichego wieczoru policzkach,
Aż syte lato śpiewa, śpiewa — gdy kaskadą
Spada deszcz kwiatów z białych jak pierze obłoków.
Duchy przestworza karmią się wonią owoców;
Radość na lekkich skrzydłach wzbija się nad zieleń
Ogrodów albo kryje się wśród drzew, śpiewając.”
Tak ten wesoły mocarz śpiewał w mojej chacie,
A potem się przepasał i odszedł za wzgórza
Opustoszałe. Złote pozostawił brzemię.
Barańczak
I dla kontrastu w przekładzie Miłosza 🙂
O Jesieni, pod owocem zgięta, zaplamiona krwią
Dojrzałych winnych gron, zostań tu, nie mijaj.
Pod mym cienistym dachem siądź, przebywać ze mną chciej,
Użycz wesołych tonów mojej fletni za to.
I wszystkie córki roku pójdą wtedy w pląs!
Ty mi śpiewaj pieśń bujną owoców i kwiatów.
„Wąski pączek otwiera piękność swoją do
Słońca i miłość biegnie w pulsujących żyłach,
Kwiatów naręcza lecą Rankowi na skroń
I oplatają jasną twarz Wieczoru.
Aż lata, barwiącego sady, buchnie śpiew
i głowę mu otoczy obłok wieńcem z piór.
Duchy powietrza mają niewidzialny dom
W woni owoców. I Radość lekkim skrzydłem lata w krąg
Ogrodów albo siada na gałęziach drzew.”
Tak śpiewała pogodna Jesień, pochylając twarz.
W potem wstała, zawiązała pas i za pochmurnych wzgórz
Mgłami znikła nam z oczu. Ale złoty zostawiła dar.
Dobrej nocy 🙂
Dobranoc ! Czekałam na Blake’a! 🙂
Przekład Miłosza jest delikatniejszy 😀 Krwią nie bryzga ;)i dlatego mnie się bardziej podoba 😀
Co za cudowne strofy mi się trafiły na dobranoc …dzięki i miłego poranka życzę –
Dzień dobry
Może przyśnią mi się te piękne kolory jesieni… 
Ale się naczytałam wierszy przed snem
Dzień dobry Mirelko ! Powinny … z ptakami w locie 🙂
Witajcie!
Popatrz, ile jesieni! Pełno jak w garncu wina!
A to dopiero początek – dopiero się zaczyna…
Sobota – czas na śniadanie 🙂
Witaj Ukratku ! wpisałam Tuwima, bo ładny ! 🙂 i wcale nie smętny i funeralny 🙂
Zobacz, ile jesieni!
Pełno jak w cebrze wina,
A to dopiero początek,
Dopiero się zaczyna.
Nazłociło się liści,
Że koszami wynosić,
A trawa jaka bujna,
Aż się prosi, by kosić.
Lato, w butelki rozlane,
Na półkach słodem się burzy.
Zaraz korki wysadzi,
Już nie wytrzyma dłużej.
A tu uwiądem narasta
Winna jabłeczna pora.
Czerwienna, trawiasta, liściasta,
W szkle pękatego gąsiora.
Na gorącym kamieniu
Jaszczurka jeszcze siedzi.
Ziele, ziele wężowe
Wije się z gibkiej miedzi.
Siano suche i miodne
Wiatrem nad łąką stoi.
Westchnie, wonią powieje
I znowu się uspokoi.
Obłoki leża w stawie,
Jak płatki w szklance wody.
Laską pluskam ostrożnie,
Aby nie zmącić pogody.
Słońce głęboko weszło
W wodę, we mnie i w ziemię,
Wiatr nam oczy przymyka.
Ciepłem przejęty drzemie.
Z kuchni aromat leśny:
Kipi we wrzątku igliwie.
Ten wywar sam wymyśliłem:
Bór wre w złocistej oliwie.
I wiersze sam wymyśliłem.
Nie wiem, czy co pomogą,
Powoli je pisze, powoli,
Z miłością, żalem, trwogą.
I ty, mój czytelniku,
Powoli, powoli czytaj
Wielkie lato umiera
I wielką jesień wita
Wypiję kwartę jesieni,
Do parku pustego wrócę,
Nad zimną, ciemną ziemię
Pod jasny księżyc się rzucę.
Właśnie z uwagi na nie-smętność go tu polemicznie zacytowałem. Dzięki za całość! 🙂
To jest Mistrz nad Mistrze 🙂
Dorzucę Lieberta nie jesiennego 🙂
Uczę się ciebie człowieku.
Powoli się uczę, powoli.
Od tego uczenia trudnego
Raduje się serce i boli.
O świcie nadzieją zakwita,
Pod wieczór niczemu nie wierzy,
Czy wątpi, czy ufa – jednako –
Do ciebie, człowieku, należy.
Uczę się ciebie i uczę
I wciąż cię jeszcze nie umiem –
Ale twe ranne wesele,
Twą troskę wieczorną rozumiem.
Dzięki Miśku za przypomnienie
Z upływem czasu zupełnie inaczej odbieramy teksty nam znane wcześniej
-pozdrawiam
Witaj Elizo ! Tak chyba musi być – bo i my się zmieniamy
Dzień dobry 🙂 Herbatka dopita, czas do pracy :))))
DzieńDobry:) Mglisto, jesiennie, na szczęście Wielkanoc tuż,tuż…..
Witaj Stateczku ….
A co tam Panie u Lema ?
Dziękuję Czarodziejko, wszystko gra:)) Próbowałem zamieścić fragment jednej z najciekawszych książek SF, polecanych przez Mistrza Lema. Niestety, problemy techniczno-organizacyjne mnie przerosły. Postanowiłem jeszcze trochę poczekać :)))
Nie wierzę, że coś Cię przerosło! Zawsze masz pod ręką zyczliwych i ochoczo pomagających …. a byłoby wspaniale, gdybyś to umieścił..
Dzień dobry
Czy opisałbyś może w swoim fragmencie sposób polowania na „Kurdle”?
Nie :)) Nie jest to dzieło Mistrza Lema, lecz polecana przez niego książka, z serii „S.Lem poleca” Wydawnictwa Literackiego z Krakowa.
Szkoda
Dzienniki Gwiazdowe były moją ukochaną lekturą młodości…
Ale… o jesieni można i jak KIG 🙂
Tristis est anima mea
usque, jak mówią, ad mortem…
Oto się jesień zaczęta
i nie ma komu dać w mordę;
i nic, już nic nie zachwyca,
i nic, już nic nie wystarcza,
idzie przez łan osmętnica,
tęsknota gospodarcza.
Sam na pomoście tramwaju
uczuwam taką tęsknotę…
O, jak te liście spadają.
O, jak spadają złote…
Lecz boleściwe westchnienia
wicher rozprasza wraz z liśćmi,
fantom własnego marzenia –
kędy, ach! kędy iść mi?
O drogo, drogo ty moja
na Widok czy Mazowiecką!
o ja, idący jak Boya
„we mgle pijane dziecko”!
Bowiem, jak mówi Wolica,
cierpię na „gorzkie torsje”,
tkliwy kochanek księżyca
i pies, i pies na forsę.
Dziwią się nawet Żydowie,
że niby ta senna jesień,
a mnie nie nęci manowiec
słowiańskich, chmurnych uniesień;
na honor, na Żuli ciało!
nie wierzcie w takie potwarze:
bywam w południe w PKO,
lecz wieczorami marzę
o sobie i o sanacji,
Daszyńskim, innych, co kocham…
mam nawet kącik w redakcji,
w którym cichutko szlocham.
Gdy wspomnę (ach, jakże mięknę!)
świetlaną zjawę dzieciństwa…
Ha, życie może jest piękne,
ale za dużo świństwa.
Eeech! to się jesień zaczęła
i nie ma komu dać w mordę…
Tristis est anima mea
usque, jak mówią, ad mortem.
Jakże trudno być poetą w „ciekawych czasach”, zwłaszcza gdy ma się rodzinę na utrzymaniu :))
Generalnie zawsze łatwiej być poetą, gdy się rodziny na utrzymaniu nie ma!
Jeszcze pewnie łatwiej, gdy to rodzina utrzymuje poetę :))
Dzień dobry! Już wszystkie wczorajsze sprawy (chwilowo) załatwione i – jak widać – nocka w dużej mierze odespana.
A było tak: mam w przekładzie liczne cytaty z innych źródeł (książek, artykułów z gazet etc.). Część tych źródeł jest dostępna tylko w oryginale, część (jak policzyłem, ok. 1/4) została już kiedyś przełożona na polski. Rzetelność wymaga, żeby w takim przypadku zacytować polski przekład.
Ale: w oryginale tekstu, który przekładam, mam odnośniki do oryginalnego źródła (książka X, strona 54). Siłą rzeczy (różnice w długości tekstu, wielkości czcionki, formie wydawniczej) ANALOGICZNY fragment w przekładzie polskim będzie się znajdował na INNEJ stronie. I muszę go namierzyć i znaleźć, co czasem jest łatwe (bo zawiera charakterystyczne frazy czy słowa, np. nazwy własne), a czasem – nie.
No i właśnie wczoraj miałem taką sytuację, że w polskim źródle nie mogłem znaleźć polskiego odpowiednika jednego krótkiego, kompletnie niecharakterystycznego cytatu. Męczyłem się z tym okrutnie, aż nabyłem oryginał źródła w formie elektronicznej i przekonałem się, że ten cytat został… źle oznaczony w „moim” tekście. W ogóle nie pochodził z książki, z której wg autora „mojego” tekstu powinien był pochodzić. Tylko że to mi wyszło po dłuższych (i coraz bardziej nerwowych) poszukiwaniach, opóźniając całą pracę.
Jak już wspominałem, dzisiaj jest wszakże dużo lepiej 🙂
Witaj Kwaku
oprócz wiedzy jeszcze konieczna jest niezmierzona cierpliwość w Twojej pracy…. 
No, w tym przypadku tak. Chociaż to pierwszy raz, kiedy jest taka sytuacja.
A płacą Ci za godziny, czy literki tłumaczenia? 😀
I czy mozesz sobie wpisać w koszty ten nieprzydatny jak się okazuje oryginał źródła? 🙂
Płacą od dzieła. Jak w filmie: „mamy umowę o dzieło, Cuma, i mnie interesuje tylko dostać to dzieło.” Ale ponieważ mam działalnostkę gospodarczą, to mogę sobie wpisać oryginał w koszty.
Uprawiam zaklinanie – czarowanie, żeby ta jesień zechciała być jeszcze słoneczna
Trzymam kciuki! U nas na razie „niebo, jak ciężka z ołowiu pokrywa” i „spoza chmur zasłony szare światło spływa”, ale nie daję się spleenowi 🙂
Dzień dobry
Melduję się na wyspie 😀
Jak przeczytam wszystko to się dopiszę
Dobry!
A ja chciałbym być poetą
Ja chciałbym być poetą
bo dobrze jest poecie
bo u poety nowy sweter
zamszowe buty piesek seter
i dobrze żyć na świecie
ja chciałbym być poetą
bo byczo u poety
bo u poety cztery żony
a z każdą dawno rozwiedziony
a ja lubię kobiety
ja chciałbym być poetą
może mnie przecież przyjmą
bo dla poety zakopane
nie trzeba wcześnie wstawać rano
a wstawać rano zimno
bo fajno jest poecie
nie musi w biurze ślipić
i fuk mu cała dyscyplina
tylko gitara i dziewczyna
i złote gwiazdy liczyć
i mylić się i liczyć
i liczyć wciąż od nowa
na ziemi w drzewie i błękicie
trudnego szukać slowa
i gniewać się i martwić
bo ciągle jeszcze nie to
i ciągle baczyć ciągle patrzeć
ja nie chcę być poetą
(Andrzej Bursa)
Dzień dobry

Czy będzie słoneczny, jeszcze nie wiem, bo za oknem na razie jeszcze ciemno, chociaż zaczyna się rozjaśniać
Jak co dzień pokarmiłam swoje pierzaste. Zauważyłam, że wiewióry z dnia na dzień są coraz grubsze
Czyżby szykowała się kolejna mroźna i śnieżna zima? Ostatnio nie widuję szopów, a po nich najlepiej widać jak długa ta zima będzie. Jeśli mrozów nie będzie za dużo i długo, wyglądają w miarę normalnie, ale przed długą zimą są szersze niż dłuższe 

Na mój karmnik zaczyna przylatywać coraz więcej ptaszków.Pojawiły się junki zwyczajne. Przylatują do nas tylko na zimowiska
Tak, tłuszcz na wiewiórkach może być dobrym wskaźnikiem srogości nadchodzącej zimy. Ale że nie widać szopów? One przecież nie zapadają w sen zimowy?
Fajnie, że przylatują ptaki. Jest szansa na zdjęcia 🙂
Przy okazji, spotkałem się ostatnio z taką opinią, że obserwowanie ptaków to jest hobby tych Amerykanów, którym cofnięto pozwolenie na broń. Złośliwe i bardzo brytyjskie, bo opinia pochodziła od Anglika…
Nigdy nie miałam broni i nawet nie umiałabym zabić żadnego ptaka (zwierzaka też nie)
A wśród tych Amerykanów, którzy lubią obserwować ptaki, znam kilku myśliwych, którzy mają i broń i pozwolenie na nią
Może ten Anglik miał na myśli Anglię? Tylko coś mu się tam pozajączkowało 
ale już w grudniu nie. I potem od wczesnej wiosny się pokazują. Także wydaje mi się, że od grudnia do przynajmniej lutego – marca, szopy śpią. 
A co do szopów, to nie jestem pewna, czy nie przesypiają części zimy. W zasadzie tylko te zwierzaki, które śpią zimą, jesienią dużo przybierają na wadze. Zapas tłuszczu musi im wystarczyć na kilka miesięcy… A poza tym… tak jak jeszcze teraz, to widuję je rozjechane na drogach
Właśnie nie do końca wiem, czy ta złośliwość miała oznaczać, że ci, co mają broń, to się zajmują myślistwem, czy też że zajmują się bronią (i strzelaniem) ZAMIAST ptaków 😉
Co do szopów, to faktycznie, jeśli wierzyć w tym względzie Wiki, to „Szopy żyjące bliżej północnej granicy występowania gatunku zapadają w letarg zimowy”. Co Twoją obserwację oczywiście potwierdza.
Bardzo jestem ciekawy, jak by to było mieć udomowionego szopa i czy to w ogóle możliwe, żeby został zwierzątkiem domowym, tak jak dajmy na to kot, bo na smyczy go sobie nie bardzo wyobrażam (tzn. pewnie by można, ale po co).
Witaj Mirelko ! myślałam, że jeszcze nie pora na dokarmianie ptaków ?
Witaj Wiedźminko
Dokarmiam je już od jakiegoś czasu. Po pierwsze, trzeba je przyzwyczaić, że tutaj mają jedzonko, a po drugie jest coraz zimniej. U nas tak ok. -5 jest prawie cały czas. W nocy dochodzi nawet do -10C. Ptaszki muszą się porządnie najeść, żeby mieć energię i żeby im było cieplej. A poza tym… jestem egocentryczką
Karmię ptaszki dla własnej przyjemności… uwielbiam patrzeć jak jedzą, przepychając się, czy walcząc między sobą… albo z wiewiórami. Te cwaniary wiedzą, że są większe i groźniejsze dla wróbelków. Czasami jedzą w zgodzie, ale czasami jak wiewióra dojdzie do wniosku, że za dużo już tych pierzastych tu lata i za szybko znika jedzonko, to trzepie łapami o ziemię w kierunku ptaszków, a one z furkotem podrywają się z ziemi. Czasami te małpy tak mnie wkurzą, że otwieram okno i je gonię
Nie ma ptaków, to i one jeść nie będą
Taka bywam wredna. Bo w sumie samych wiewiórek bym raczej nie karmiła, ale przy ptaszkach…
Dobry już całkiem wieczór. Pojechaliśmy odebrać Najjuniora z urodzin kolegi i tak nas zaprosili, że ze 2,5 h nam tam zeszło, z czego Najjunior bardzo był kontent (znaczy że nie musi od razu opuszczać swojego towarzystwa).
No nie wiem dlaczego Wiedźminka nie poczęstowała nas naleweczką własnej roboty, w ten całkiem przyjemny jesienny wieczór
Nic straconego, Skowronku
Naleweczka moc swoją ma to i na dłużej wystarczy 
Oj, ma, ma… Dlatego jeszcze pół pękatej butelki stoi. Pewnie już ze dwa lata (?) minęło