Jest rok 1955. Nikomu wtedy nie śniło się, że będą jakieś wirtualne byty, roboty, postprawdy, wersje smartfonów, druk 3D, a On to wszystko wówczas widział! Geniusz futurologii, fantastyki, myśliciel, twórca czystej groteski – Stanisław Lem. Przewidział świat, który jest obecnie naszym udziałem.
Człeczyno, kwestia czasu, gdy staniesz przed podobnym dylematem
Toczy się proces Cybernetics contra H. Johns. Oskarżony Johns pokazuje sądowi metrykę, ale adwokat Company udowadnia, że to nie Johns, bo większość organów tego człowieka należy do firmy. Johns był bowiem kierowcą rajdowym, a po wypadkach, jakim ulegał, ma protezy rąk, nóg, sztuczne serce, nerki, nowy bark, prawie wszystko nowe… i tylko własną połowę głowy. Druga połowa mózgu to maszyna, która kosztowała 26.500 dolarów, bo wyposażona była na bogato w aparaturę do marzeń sennych, w dodatkowy filtr eliminujący przykrości oraz w tłumik zmartwień. Któż nie chciałby takiego mózgu? Ponieważ jednak Johns za te luksusy nie płacił, rekiny finansjery zażądały zwrotów narządów. Sąd pozew o zwrot oddalił, gdyż skończyłoby się życie Johnsa. Ale dług rósl, a sąd musiał orzec, czy on to jeszcze on oraz kto zapłaci, bo oskarżony płacić nie zamierzał, skoro on to nie on. Poza tym udowadniał, że te sztuczne organy nie są luksusem. Ma łupanie w kościach na zmianę pogody, iskrzenie na łączach, dręczą go natręctwa, których nie umie się pozbyć, bo cały czas musi liczyć: psy, ludzi, koty, a nawet słupy przy drodze. Dodatkowo ma kompleks Edypa, depresję i męczą go sny pończosznicze. Twierdzi jednak, że jeszcze nie jest maszyną, bo ma uczucia i empatię, współodczuwanie, czyli umiejętność wyobrażenia sobie uczuć i emocji drugiej osoby. To kim pan jest, panie Johns? – pyta sąd.
Można próbować poznać zawartość człowieka w człowieku. Jeżeli uznają cię za robota, nie będziesz skazany i płacić nie musisz, bo robokotowi będzie więcej wolno, ale jeśli zostaniesz uznany za człowieka, to posiedzisz, majątek odbiorą za długi i sprawiedliwości nie znajdziesz w żadnym sądzie.
S. Lem pyta:
„…ale co zrobić tam, gdzie właśnie podniosły fakt ginie w powodzi falsyfikatów, a głos prawdy zagłuszony zostanie niesamowitą wrzawą?” Właśnie widzimy… jesteśmy świadkami… Jak temu zaradzić?
Czy wszyscy ludźmi jesteśmy, skoro o człowieczeństwie świadczą uczucia, empatia i dobre relacje z innymi. Kiedy widzimy, że coraz mniej jest zawartości człowieka w człowieku, to może warto za Lemem powtórzyć: Czy pan istnieje Mr Johns?
S. Lem osąd dylematu pozostawił czytelnikom. Skoro tak, spróbujmy rozstrzygnąć: Czy pan jeszcze jest Człowiekiem?
Pytanie bardzo zasadne, ja staram się jak najczęściej być…
Inna sprawa, że było ono aktualne od zawsze, wiele lat przed pierwszymi bioprotezami.
Film „Przekładaniec” pamiętam, oprócz Kobieli był tam jeszcze młodziutki Jacek Fedorowicz.
Wciąż nieśpiesznie rozgwieżdżone, Głuszynowe i kapryśno-netowe dobry wieczór, Wyspo:)
Pogoda dopisuje bardzo:)
We dnie stuknęła nam prawie trzydziestka, ale w chłodku Lasu i Jeziora niemal się tego nie czuło:)
Noc łaskawsza – bo cofnęło nas bliżej dwudziestki;) Jezioro plumka, Las szepce, Niebo się miesięczni, a niektóre z nas skończyły pierwszy etap pracki i, coby się nie zanudzić w oczekiwaniu na odzew, klecą opowiadanko z niedawnej wizyty u Kogoś Bardzo Drogiego:)
Te drugie znalazły sobie przewiewne miejsce i – kompletnie nieczułe na Magię Dookołu – chrapią:)
Dobry wieczór, Ultro, na Twoim pięterku:)
Już podczas pierwszego czytania Lemowego „Przekładańca” nie mogłam oprzeć się skojarzeniom.
Cóż… motyw zhumanitaryzowanej „maszyny” przewija się w utworach wielu twórców. Mnie najbardziej zafascynowało ujęcie I. Asimova, równie, jeśli nie bardziej nawet, przewrotne, jak to Lemowe.
Pamiętam takie opowiadanko o prototypowym, bardzo niezwykłym robocie, który zapragnął… stać się człowiekiem. A choć po dwustu latach zmagań z ludzką rzeczywistością spełniał niemal wszystkie ku temu warunki, sędziowie postawili mu jeszcze jeden – najtrudniejszy. Myślę, że nie będzie wielką zbrodnią, jeśli go zdradzę – trybunał orzekł, że na człowieczeństwo może zasługiwać tylko istota… śmiertelna:)
Nie zdradzę, jaką decyzję podjął bohater, bo może ktoś nie zna i zechce sięgnąć po cykl opowiadań pt.: „Ja, robot”, ale podpowiem, że na kanwie dwóch z nich powstały dwie ekranizacje. Film, na bazie opowiadania, o którym piszę, nosił tytuł „Człowiek przyszłości”, główną rolę zagrał w nim nieodżałowany Robin Williams, a opowiadanie zatytułowane było „Dwusetletni człowiek”.
Drugim filmem – który bardziej jest dyskusją o prawach robotów Asimova, ale pochyla się też przecież nad poruszonym przez Ciebie aspektem „człowieczeństwa” Maszyn, Robotów, Sztucznej Inteligencji – jest „Ja, robot” z Willim Smithem (na bazie opowiadania o tym samym tytule).
Znamienną w tym z kolei utworze wydaje się być jawna niechęć głównego bohatera do wszelkich „inteligentnych technologii”, choć on sam znajduje się w podobnej sytuacji jak Lemowy Mr. Johns.
A sama… no cóż, myślę, że „człowieczeństwo” nie jest ani cechą, ani cechą na wskroś pozytywną:) To raczej dynamiczne zjawisko, ewentualnie – summa cech, w której czasami przeważają pozytywy, innym razem negatywy.
Jedynym więc, czego można być pewnym, to fakt, że człowieczeństwa nie da się raczej zapisać w postaci równania;)
Nocka wciąż piękna, choć im bliżej świtu, tym – chłodniejsza, pora więc, póki palce nie zmieniły się w sopelki powiedzieć:
dobrych snów, Wyspo:)
Witam,witam,jest cudnie,nie było czasu zaglądać
Jeszcze nie czytałam,Ultro wybacz,ale cały czas się coś dzieje…
Witajcie!
Dzisiaj byliśmy na 5-io godzinnej wycieczce do źródeł Złotego Potoku przez lasy i górki Jury.
Witaj, Tetryku:)
Czynny dzionek – znaczy?
To zupełnie inaczej niż u mnie – przeleżałam go do góry brzuchem, korzystając z przepięknego słońca. Skusiłam się nawet na popływanie, choć woda jeszcze zimna i w pierwszej chwili miałam zamiar się wycofać i zaczekać do Kupały, ale gdy już znowu mogłam oddychać, stwierdziłam, że szkoda by było zmarnować taki cudny szok termiczny i popływałam z godzinkę. A potem wróciłam na słoneczko, bo jak się poświęcać (bardzo nie lubię się opalać) to na maxa;)
Teraz wyglądam jak hinduska boginka, ale czuję się raczej jak nasza rodzima obłakinia;)
Wciążgłuszynowe dobry wieczór, Wyspo:)
Dzień był przesłoneczny, wieczór wietrzny, a nocką pochłodniało:)
Spacerek dreptany, bo po co i dokąd jeździć, skoro wokół tyle plenerku, dżefek i kempektrafy do obwąchania. I ta woda z wielkiej michy taka smaczna! Dziwne to pańcio, że nawet skosztować nie chciało…
Słowem – dzień jak co dzień w Głuszy:)
Raport zdany – można grzecznie powiedzieć:
miłej nocki, Wyspo:)
Wasze zdrowie!
Dzień dobry, właśnie wróciłem. Musze ogarnąć jeszcze parę spraw, a potem już na spokojnie wrócę na Wyspę.
Jestem na dworcu w KRK,jeszcze trochę a będę kukac na Wyspę.
To były cztery cudowne dni
Jestem w domu. Naładowana cudowną energią przebywania w pięknym miejscu z cudownymi ludźmi. A teraz domowa proza życia…
A co do opowiadania to po pierwsze uwielbiam Lema, a po drugie pierwsza myśl, jaka mi się nasunęła -coraz częściej oglądamy, czytamy, dowiadujemy o ludziach, którzy nie zasługują na to dumne miano.
Czułość, empatia są u nich wyparte przez agresję, okrucieństwo…
Umykam do mojej domowej prozy życia…
Uwielbiam twórczość Stanisława Lema. I znam też „Przekładaniec”. Lem lubił wykorzystywać „paradoks łysego” („od ilu wyrwanych włosów zaczyna się łysina?”), a jako lekarzowi temat protetyzacji istot żyjących musiał mu być bliski, więc nie dziwota, że pisał o nim w ten sposób
Jestem już z powrotem
Dobry wieczór, Quacku Powrócony:)
A ja jeszcze się szwendam po Głuszach:)
Ogólnieudane dobry wieczór, Wyspo:)
Pogoda była dziś raczej żeglarska, ale w pozycji horyzontalnej (II etap opalania) bardzo się tego nie czuło;) Za to ziąb wody czuło się aż za bardzo…:)
Stara pracka, ku mojemu wielkiemu zadowoleniu, zakończona.
Nowa też tematycznie nie napawa wielką radością, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma;) Choć, swoją drogą, nie dość, że kolejna dolizna, to jeszcze tak nudna, że po paru stronach – zasnęłam, co naprawdę rzadko mi się zdarza:)
Zmożenie zawodowe skutkowało opóźnieniem czasowym – późniejszym spacerkiem, który okazał się dość niesamowity – gwiezdny, ale bezksiężycowy i wietrzny, zatem w akompaniamencie tajemniczych plusków i rozszemranych cieni:)
Do cywilizacji muszę dotrzeć we wtorek, więc pobędę w tych przepięknych okolicznościach przyrody, jak długo się da (czytaj – pewnie do jutra wieczór).
My byliśmy pewnie w mniej zagłuchłej głuszy, ale spektakl gwiazd nad Wichrowymi Wzgórzami był także fascynujący!
Gwiazd nie zazdraszczam – mam swoje;)
Ale mały smuteczek jest, że oglądam je bez watrowiskowego towarzystwa:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Gwiazd i zachodzącego słońca.
Dziś zachodzące słońce przespałam:)
Cieszę się, że skusiłaś się na wyjazd i nie rozczarował Cię pobyt w WW:)
Witaj, Makówko:)
A wiesz, że na Kaszubach woda też była zimnawa? Tak do kolan dało radę wejść, ale dalej się robiło tak w sumie stop.
Bo do Kupały jeszcze trochę:)
A o jedynym powodzie, który wymógł na mnie popływanie w naszym arktycznym Jeziorze podałam wyżej;)
To ja chyba zaczekam do tej Kąpały
Bardzo słuszna decyzja, Quacku.
I błogosławieństwo świętego Jana – jako bonus do pocieplałej wody – nie bez znaczenia
Dobranoc Wyspo!
Spokojnej!
Idę jednak coś zjeść, bo czuję, że słabnę;)
Zajrzę jeszcze, a może nawet się odezwę, jeśli kapryśny pan I. pozwoli:)
Umykam, kochani. Na Kaszubach funkcjonuje się w innym rytmie, dużo wcześniej się wstaje i dużo wcześniej się kładzie, więc dzisiaj już oczka mi się zamykają. Dobranoc!
Miłej nocki, Quacku:)
Dobranoc, Wyspo:)
Dzień dobry, słoneczny i zapowiada się co najmniej ciepły.
Proponuję zacząć od kawy.
Witajcie!
Po krótkim wyraju trzeba się znowu przyzwyczajać do wirków. Na razie spokój…
Se wykrakałem…
Słonecznie witam!
Pozdrawiam z pustej plaży nad Bagrami.
Dzień dobry, po pracy (tej zasadniczej) i na przerwę.
Już ucywilizowane dobry wieczór, Wyspo:)
Dzień był piękny, choć bardzo wietrzny, a nocka przyniosła spadek temperatury i zabiedzony z lekka księżyc:)
Dobry wieczór! Tutaj coraz bliżej włączenia klimatyzatora, ale dzisiaj jeszcze do ogarnięcia temperaturowo.
Dom też buchnął dusznością, ale nad Jeziorem w lesie tak się wysokich temperatur nie odczuwa. Za to deszcz, a zwłaszcza wiatr – podwójnie:)
Witaj, Quacku:)
No tak, zapominam, że tu centrum miasta i to się dokłada do temperatury
Fakt, jak wracałem z pracy wiatr dość wyraźnie redukował mi przerzutkę
Dobry wieczór, Leno!
To niedobrze?
Jedyna przerzutka, jaką znam, to ta w kołowrotku. Za to przerzutni znam bez liku
Dobry wieczór, Tetryku:)
To oznacza, że jechałem wolniej i z większym wysiłkiem — pod ten wiatr…
Aha…
Dziękuję.
Przerzutka w kołowrotku ma poprawiać komfort łowienia, ale kołowrotek ciężej chodzi – czyli – podobnie ale inaczej
Wyraźnie pochłodniało. Dziś byłam na pustej plaży nad Bagrami. Jednak nawet nogi nie wstawiłam do wody, bo było więcej chmur jak słońca i silny wiatr.
Na Watrowisku było trochę deszczu, ale ogólnie pogoda nam dopisała.
No i proszę, kolejna osoba, która nie weszła do wody ostatnio!
Wybaczcie, ale miałam prackowity dzień i na widok literek doświadczam łzawego wzruszenia;)
Mam nadzieję, że do jutra to przejdzie, a tymczasem będę się powoli ewakuować.
Miłej nocki, Wyspo:)
To i ja się pożegnam.
Dobranoc!
Spokojnej wszystkim! Jutro kolejny pracowity dzień się szykuje!
Witajcie!
Na dzień dobry była ogólnopolska awaria DNS-ów w dwóch firmach, m.in. obsługującej Wyspę, a potem ona miała własny problem. Może się okazać, że komentarze wpisane po północy poszły się bujać
Podobno był to atak hakerski na strony rządowe…
Aaaa!
Czyli ja te ekscesy przedreptałam.
A, swoją drogą, niepokojące uczucie – wejść na taką zamarłą, opustoszałą Wyspę…
Dzień dobry, Tetryku:)
A wiesz, jak niepokojąca jest informacja „Wyspa nie może zostać odnaleziona!”?
Mogę się tylko domyślać:)
Mi w takich sytuacjach po prostu wyświetla Error z jakimś tam numerkiem. Dlatego przeważnie nie wiem, czy to jakiś ogólny problem, czy ja znowu coś naknociłam. Znasz przecież mój panikarski stosunek do wszelkich internetowych perturbacji;)
Ale jak to – bez Quackowej Gieni?
I reszty wyspiarskich dzieńdobrych?
Chyba jeszcze się nie zdarzyło, bym to ja zaczynała dzień na Wyspie, ale zawsze musi być ten pierwszy raz, więc:
słonecznego, radosnego dnia, Wyspiarze:)
Dzień dobry:)
Zabrakło Quackowej Gieni? To będzie makówczyna.
Komu śniadanie, komu kawkę, komu obiad?
Dzień dobry, Makówko, i – dzięki:)
Jakbyś zgadła, że postanowiłam sobie zrobić regenerującą przerwę herbacianą, bo pracka tym razem z tych usypiających:)
Cześć, Leno!
Quackie upewnił się przez WA że to ogólna awaria i zatonął w pracy
Hej, Tetryku:)
Przewędrowałam czas awarii:)
Co nie znaczy, że gdybym jej nie przegapiła, od razu dobijałabym się do Ciebie prywatnie. Dopiero wieczorem pewnie, jeśli wciąż nie mogłabym się dostać na Wyspę:)
Dzień dobry!
Parę razy zaglądałam dziś, ale postanowiłam cierpliwie (ja i cierpliwość!) poczekać.
A ja zajrzałam raz i zdumiałam się, że taka cisza.
Jakaś awaria jako powód zaświtała mi w głowie, a po przywitaniu zobaczyłam, że nie byłam jednak pierwsza i że awariowe przeczucie mnie nie omyliło:)
Dybra. Herbata wypita, rogalik skonsumowany i nie ma już żadnego pretekstu do obijania się, chlip. Wracam do pracy:)
Hej ha, hej ho na knucie czas iść
Jużdomowe dobry wieczór, Wyspo:)
Dzięki ci, dobry Boże, za to, że są spacerki i po dniu spędzonym przed monitorem można ukoić zmęczone oczęta zielenią lasów i błękitem jezior:)
Dobry wieczór.
Ja też koję, aczkolwiek głównie ta zieleń i błękit na zdjęciach znad jeziora, taka namiastka musi starczyć na trochę.
Edit: oczywiście brakuje powiewu i zapachów i smaków i dźwięków (chociaż trzciniaka akurat udało się nagrać), ale dobre i to.
Pewnie. Wszystko dobre, co pozwala odpocząć od pracy z literkami:)
U nas rano ptaki śpiewają na żywo, a nocką (już po spacerze, bo w trakcie, gdy wybywam, może też słychać jakiś wieczorne trele) na żywo mam ciuchciot odległych pociągów:) Też całkiem przyjemny dźwięk:) I szum drzew, bo rosną tuż pod oknami i przy balkonie:)
Tutaj czasem dochodzą trele kosów z pobliskiego parku (który jednak znajduje się za linią zabudowy, więc ptactwo musi naprawdę donośnie świergolić!).
Moje zmęczone oczęta koją się przez samozamykanie…
Moje też, ale na to mogę sobie pozwolić dopiero po wyprowadzeniu Psiułki:)
A co tam się za zamkniętymi powiekami każdemu roi – czasem, oby jak najczęściej, kojącego, a czasem nie…
Przytrafiły mi się dziś dwie chmmm… druga była dziwna, a pierwsza… też dziwna… więc jednak – dziwne rzeczy…
Opowiem o tej drugiej.
Dziś trafiłyśmy na polną drogę między młodniakami, chyba niezbyt często używaną, bo zarośniętą i dziurawą. Ja, jak zwykle, zagapiałam się na dookół, a Rude (też jak zwykle) niuchało. W pewnej chwili zorientowałam się, że nie mam bransoletki. Od razu siadł mi humor, a skoczyło ciśnienie, bo dostałam ją w dzień urodzin Smarkactwa i bardzo ją lubię. Zawróciłam w nadziei, że może ją odnajdę. Szłam i wgapiałam się w gąszcz pod stopami, który nagle przestał mi się podobać, bo nic nie mogłam wypatrzeć. Rude wybiegało parę kroków naprzód i przystawało, bo wlokłam się niesamowicie. Tak byłam zaabsorbowana szukaniem zguby, że nie zauważyłam, że Rude już przede mnie nie wybiega. Dopiero, gdy szczeknęło, odwróciłam się i zawołałam Psiułę. Nie chciała podejść, więc, narzekając, że jest niegrzeczna – zawróciłam z mocnym postanowieniem wzięcia jej na smycz. Psiuła zachowywała się nietypowo: drobiła w miejscu, przysiadała i poszczekiwała. W końcu doszłam do niej, pochyliłam się, a ona się położyła. Psiocząc na psie fochy, nachyliłam się, żeby przypiąć smycz do szelek i wtedy wypatrzyłam swoją bransoletkę. Psiuła ją chyba znalazła. Nie wiem, jakim cudem, bo nie zna komendy „szukaj”, nigdy też nie była uczona aportowania, więc… Nie sądzę też, by znała znaczenie słowa „bransoletka”, bo niby – skąd?
Jedyne wytłumaczenie, to takie, że musiało jej pachnieć mną (czy srebro może przejąć zapach noszącego?)… Ale skąd wiedziała, że trzeba się przy tym zatrzymać i poczekać, aż zniecierpliwione pańcio raczy zawrócić?
Dziwne…
Jak by jednak nie było – przypadkowo czy celowo – bransoletkę odnalazłam dzięki Psiule, więc w drodze powrotnej zajechałam do sklepu i dosłownie wyżebrałam (bo już pochowali towar), żeby mi zechcieli sprzedać największą gicz, jaką mieli. I teraz obie jesteśmy szczęśliwe, i naprawdę nie wiem, która z nas bardziej…
Brawo dla Psiulki, po drugie za wyniuchanie, ale po pierwsze – nie wiem nawet czy nie ważniejsze! – za prawidłowe odczytanie intencji pańci, i to z języka ciała głównie. I po trzecie za odpowiedź, również językiem ciała
Gicz w pełni zasłużona, mam nadzieję, że P. nie pęknie z przejedzenia.
Przekazałam:)
Mówi, że nie ma sprawy i że poleca się na przyszłość;)
Chyba rzeczywiście musiała zrozumieć tę moją rozpaczliwą mowę ciała, bo bardzo się zmartwiłam stratą:)
Oczywiście, dostała też moc pochwał i głasków, ale mam wrażenie, że gicz była trafieniem w dziesiątkę:) Też mam nadzieję, że nie pęknie. Na razie nie odstępuje podarku na krok, ale na noc spróbuję jej go odebrać, żeby mnie piłowaniem nie budziła:)
Wyobraziłem sobie Psiulkę z piłą. I tym wzrokiem, jak zapalasz światło w środku nocy: „No co?!”
Kochani, komunikat o nieobecnościach: w tym tygodniu szykuje mi się kolejny wyjazd, już jutro wieczorem – i będę z powrotem w niedzielę.
Natomiast w kolejnym tygodniu wybywam w piątek, ale za to na dwa tygodnie – wracam w okolicach 10 lipca.
A potem zobaczymy.
Ależ się rozfruwałeś!
To udanych wojaży, Quacku:)
Jakie egzotyczne kraje będą Cię gościć przez dwa tygodnie?
Bałkańskie, jak sądzę, głównie Słowenia i trochę Chorwacja. I to, co po drodze.
Ale wszystko po ziemi, więc o rozfruwaniu i mowy nie ma
W ramach informowania o nieobecnościach informuję, że wyjeżdżam w ten piątek, wracam w niedzielę.
Nie będę kukać na Wyspę, bo w tym ośrodku gdzie będę w Rożnowie z doświadczenia wiem, że nie mam zasięgu. Nie tylko netu, ale w ogóle zasięgu.
Przyjemności!
To i Tobie udanego pobytu, Makówko:)
Umykam, spokojnej nocy wszystkim! (Bez piłowania
)
W razie czego będę odbrzękiwać bransoletką;)
Dobrej nocki, Quacku:)
I też już się pożegnam:
miłej nocki, Wyspo:)
To i ja.
Dobranoc!
Dzień dobry, zacienione, gdzie się da.
Kawa koniecznie.
Pani Gieniu, poprosimy.
Deszczowo witam!
Witajcie!
Za chwilę i do mnie dotrze Gienia z kawą!
A kiedy dotrze do nas słońce?
Dzień dobry, Makówko:)
Już jestem
Tęskniłaś? 
Dzień dobry Leno!
Oczywiście.
Przestało padać, umykam na zakupy.
No i poszłam na zakupy zostawiając portmonetkę w domu.
Pani zaproponowała zapisanie do zeszytu. Nawet nie wiedziałam, że takie coś jeszcze istnieje. Nie jestem częstą klientką, więc tym większe było moje zdziwienie.
Instytucja „zeszytu” wciąż istnieje, niestety. Zwłaszcza w małych miejscowościach. Tam, dokąd jeżdżę na grób Mamy, w większości sklepów można brać na kreskę. I sporo osób tak żyje – regulują dług przy wypłacie, a potem znowu się zadłużają…
Dzień dobry, praca wykonana, ważne zebranie odbyte, sprawy chwilowo pozałatwiane, teraz na przerwę. Do niedzieli, jak zapowiadałem.
Na razie!
Szerokości i przyjemności!
Szerokiej drogi!
Udanego pobytu, Quacku:)
Właśnie zakończyłem sesję Klubu. Dziś było nas niewielu, i przebieg był dość nietypowy, bo na temat książki wszyscy mieliśmy to samo, bardzo pozytywne zdanie, więc nie było powodów do sporów. W efekcie prawie cały czas spędziliśmy na dygresjach, które tak nas wciągnęły, że przeciągnęliśmy sesję o ponad pół godziny.
To super, że dyskusja się udała:)
Jak minie najgorętszy okres pracowy, to sobie tę lekturkę doczytam, bo recenzje były obiecujące:)
Zdecydowanie warto!
Pod (niechcąco zamieszczoną) dobrą nocką i lampką też powiem już:
miłych snów, Wyspo:)
I wrócę do pracy:)
To ja też.
Dobranoc!
Spokojnej nocki, Makówko:)
Witajcie!
Kawa przyda się zdecydowanie!
Dzień ciężkawy, ale nie pada
Witam Wyspę!
Witaj

Witaj Krzysztofie!
Witaj
Dzisiaj mam pracowity dzień.

Dlatego wpadam tylko na chwilę i zaraz uciekam