« O świcie Wiosenna szczęśliwość »

Lajkonik: Reedycja. Odc. 22

W tym odcinku pojawiają się miejsca i instytucje znane mi z życia prywatnego. Centrum „Rezonans” wzorowane jest na innym centrum, wybudowanym na miejscu, gdzie kiedyś były ogródki działkowe, nieużytki i boiska Politechniki Świętokrzyskiej, a wcześniej pola zbożem szumiące. Państwowy Instytut Geologiczny i Instytut Badań Literackich (Polskiej Akademii Nauk) to instytucje autentyczne, chociaż nie wiadomo mi, żeby kiedykolwiek współpracowały, a już na pewno nie w celu stworzenia takiej służby. Cała reszta, włącznie z promocją na sos z mango i innymi smaczkami, to już autorska inwencja 🙂 a koncepcja wulkanu grożącego wybuchem po dwunastu i pół latach wydaje mi się jeszcze bardziej aktualna niż wtedy… (wpis oryginalny na Wyspie tutaj)
___________________________________________________

Lajkonik i żywiołowa klęska

Pan Ignacy Lajkonik zawiązał buty, naciągnął na uszy „peruwiańską” czapkę z nausznikami i wyszedł z mieszkania. Wybierał się do mieszkania pani Chandry, zobaczyć, na jakim etapie są końcowe roboty przy budowie oranżerii, a potem na zakupy. Tym razem jednak, zamiast iść na bazarek, na którym królował pan Modest, zdecydował, że przyjrzy się nowemu centrum handlowemu. Miało to swoją logikę – mieszkanie pani C. było położone po stronie dokładnie przeciwnej niż bazar, a niedaleko mieszkania, tuż za byłą główną przelotową drogą wyrosło w ciągu imponująco krótkiego czasu wielkie centrum pod nazwą „Rezonans SA”, zawierające kino, kręgielnię, basen, siłownię, kasyno, galerię handlową, stację obsługi samochodów i palmiarnię. Zapewne właśnie dlatego mieszkańcy osiedla, mówiąc o prezesie firmy zarządzającej centrum, nieodmiennie dochodzili do konstatacji, że odbiła mu palma. Zaś ceny w niektórych sklepach sprawiały, że pukali się w czoło, aż rezonowało.

Oprócz wszystkich wymienionych rewelacji w centrum mieściły się jednak również delikatesy sieci „Jan i Józef”, które pan Lajkonik planował spenetrować, zasłyszawszy, że mają tam w sprzedaży specjały z Indii i Dalekiego Wschodu. Szybko uwinął się w mieszkaniu, podlał wszystkie roślinki, przekazał im czułe słowo od właścicielki i ruszył w kierunku „Rezonansu”. Do przejścia miał jeszcze chodnik koło sporego trawnika pomiędzy blokami a wspomnianą ulicą, kiedy zauważył dziwne zjawisko. Mianowicie na środku trawnika widniała spora wypukłość, której wcześniej tam nie było. Pan Ignacy aż przystanął, żeby popatrzeć. – Czego to ci artyści od happeningów nie wymyślą! – powiedział sobie i poszedł dalej, do centrum, delikatesów i stoiska orientalnego.

Aliści kiedy za czas jakiś wracał tą samą trasą – z bardzo korzystnymi zakupami, dwa słoiczki sosu z mango w cenie jednego i do tego jeszcze opakowanie delikatnego, jaśminowego ryżu – na miejscu wypukłości wznosił się spory stożek, tak mniej więcej ze dwa piętra, z którego szczytu buchały kłęby pary i popiołu. Spomiędzy kawałków darni pod samym szczytem wyglądały smoliście czarne kawałki skały, a w szczelinach pomiędzy nimi przebłyskiwały żółte i pomarańczowe refleksy światła. Wokół pagórka, na balkonach i w oknach okolicznych bloków zgromadzili się przestraszeni i ciekawscy mieszkańcy, zaś samo wzniesienie odgradzał już żółto-czarną taśmą młody człowiek w uniformie.

Pan Ignacy podszedł do niego, spojrzał na mundur i zdębiał. Młodzieniec popatrzył na przybysza i – snadź przyzwyczajony do takich reakcji – dobrodusznie się uśmiechnął, a potem rzekł uspokajająco:
– Nie, proszę pana, to nie to, co pan myśli. Już tłumaczę, jesteśmy z kolegą z wydziału Sejsmologii Semantycznej, a skrót to…
– Właśnie widzę, jaki to skrót – odzyskał mowę pan Lajkonik – i pierwsze słyszę o takim wydziale!
– Nie dziwię się, szanowny panie. Powstaliśmy niedawno, jako interdyscyplinarna komórka pomiędzy Państwowym Instytutem Geologicznym, a Instytutem Badań Literackich.
– No dobrze, i co wy tu robicie? Pomagacie? Zapobiec jużeście nie zdążyli…
– Wie pan, robimy, co w naszej mocy – odezwał się towarzysz młodzieńca, niski grubasek o przyjemnej twarzy – na razie musimy izolować społeczeństwo…
– Tą taśmą? – zdziwił się pan Ignacy – od wulkanu?!? Jak to dalej tak potrwa, to wulkan się sam… zintegruje ze społeczeństwem!

– Dokumenty pana poproszę – zirytował się młody człowiek i zwracając się do towarzysza, rzucił: – Spisz go. Wie pan w ogóle – powiedział, zwracając się znowu do pana Lajkonika – co to za wulkan? I dlaczego to MY się nim zajmujemy, a nie inne służby?
– Właściwie to nie – przyznał pan Ignacy.
– A widzi pan, panie… – tu funkcjonariusz SS spojrzał koledze przez ramię – …Lajkonik. To, co możemy tu obserwować, to jest metaforyczny wulkan ludzkich namiętności! Teraz pan wie, co tu robi Sejsmologia Semantyczna?
– Zaczynam się domyślać… – zaczął pan Lajkonik – …ale ten wulkan wygląda na całkiem realny, niemetaforyczny, znaczy!
– Proszę pana – uśmiechnął się z wyraźnym politowaniem młodzieniec – kto tu wie lepiej? Pan, czy my, profesjonaliści po kursach zawodowych! To jest wulkan ludzkich namiętności, rozbudzonych ostatnimi wydarzeniami w kraju! Ilość i intensywność emocji przekroczyła masę krytyczną i bum!
– No, ale – zastanowił się pan Ignacy – jaki ten wulkan by nie był, dymi jak prawdziwy. I przeszkadza – po czym, widząc rodzinę w piżamach, objuczoną bagażami i wychodzącą w pośpiechu z jednego z bloków, dodał – i straszy, jak prawdziwy!

– Hm, taak – przyznał niechętnie starszy funkcjonariusz – i co by pan proponował w związku z tym?
– Ja?? – przeraził się pan Lajkonik – to panowie jesteście fachowcami! Co ja mam… Bo ja wiem, może by go zatkać?
– Aha. Zatkać. – uniósł brwi młodszy – No to od razu mogę panu powiedzieć, że można zatkać. Ale to spowoduje tylko jeszcze większy wybuch w przyszłości, i to całkiem bliskiej.
– No to może jakoś ugasić? – zaproponował pan Ignacy.
– Ale jak? – skrzywił się starszy – A poza tym, nikomu na tym nie zależy…
– Jak to, nikomu? – pan Lajkonik był już coraz bardziej zirytowany tą rozmową oraz faktem, że raz wymienia się go po imieniu, a raz po nazwisku – Tym na przykład zależy – wskazał na balkon, na którym trwały prace budowlane; to lokatorzy usiłowali zamurować okna i drzwi od strony wulkanu. – I tym też – dodał, dostrzegając pikietę mieszkańców z transparentem „Weźcie sobie ten wulkan!!!”, usiłującą podpalić starą samochodową oponę.

Młodszy mundurowy spoważniał. – Obywatelu! Czy wie pan, ile stanowisk pracy istnieje dzięki temu wulkanowi? Sama Sejsmologia Semantyczna to jest ponad dwieście etatów! A jeszcze dochodzą do tego przedsiębiorcy prywatni: firmy przewozowe – tu wskazał taksówkę, zabierającą następną grupę uciekinierów – hurtownie materiałów budowlanych – machnął dłonią w kierunku zamurowywanego balkonu – czy wreszcie sprzedawcy opon – pociągnął nosem, bo pikiecie z transparentem udało się zapalić ognisko. – A media? Czemu chce pan odebrać im chleb? – i rzeczywiście, od strony ulicy zajechała duża furgonetka z anteną na dachu, a z drzwi samochodu natychmiast wyskoczyła ekipa z kamerą.

Pan Ignacy poczuł się całkiem zrezygnowany. – To co, czekać aż samo wygaśnie? – zapytał bezradnie. – Na to bym nie liczył! – powiedział raźno starszy funkcjonariusz i dodał półgłosem, ledwie słyszalnym w zgiełku naokoło – Chyba widziałem, jak do tej studzienki tam dalej wchodziła właśnie grupa górników z kanistrami…
I rzeczywiście, erupcja przybrała na sile, wulkan wyraźnie urósł o kolejny metr. Do ekipy z kamerą dołączyła druga i kolejne, tym razem z samymi tylko mikrofonami. Tempo prac na balkonie wyraźnie przyspieszyło, a demonstracja z transparentem powiększyła się o siedem osób, z czego trzy powiewające flagami państwowymi. Tylko z boku dwójka nastolatków w harcerskich mundurach dźwigała wiadra z wodą i chlustała nimi na zbocze wulkanu. Pan Lajkonik szybkim krokiem podszedł, odstawił na bok siatkę z zakupami i złapał za wiadro. – Skąd bierzecie wodę? – zapytał i uśmiechnął się do nich. Wulkan zawahał się… i zaczął jakby przygasać.

Za panem Ignacym spieszyli do chłopaków z wiadrami kolejni ludzie.
___________

Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.



196 komentarzy

  1. Quackie pisze:

    Dzień dobry na nowym pięterku i w nowy poranek.

    A ja zmykam do pracy.

  2. makowka9 pisze:

    Witam na nowym pięterku!
    Coraz bardziej aktualna…koncepcja wybuchu…
    Jedni podsycają inni gaszą…

  3. Tetryk56 pisze:

    Potrafisz rozbudzać nadzieję! Approve

  4. Makówka pisze:

    Wahający się Wulkan skojarzył mi się z Solarijskim Oceanem Lema.

  5. Quackie pisze:

    To ja po robocie i na przerwę. A nawet po I etapie bieżącego zlecenia!

  6. Tetryk56 pisze:

    Właśnie dotarłem do domu…
    A za chwilę jeszcze godzinka na zoomie 🙁

  7. Lena Sadowska pisze:

    Wciążciepłowieczorne dobry wieczór, Wyspo:)

    Miasteczko dało mi dziś do wiwatu pylnym obłoczkiem z koszonych traw, więc tym przyjemniej spacerowało się nam pośród rześko-zielonych łąk i lasków:)

    • Quackie pisze:

      A, to już ten czas, kiedy pyli? Ojojoj.

      Dobry – mimo pylenia – wieczór.

      • Lena Sadowska pisze:

        Przy koszeniu zawsze w powietrzu unoszą się mikro-pyłki. Dla alergika to zabójstwo:) Katar, kaszel, płacz. I problemy żołądkowe:)

        • Quackie pisze:

          Och, pewnie pisałem, że u mnie przez całe życie alergia się objawiała na skórze. Dosłownie 3, może 4 razy w życiu miałem inne objawy (oddechowe w większości).

          A żołądek reaguje negatywnie na gruszki i gin. Guacamole i gnocchi przyjmuje entuzjastycznie, więc to nie kwestia litery G.

          • Lena Sadowska pisze:

            Pokarmowe alergie objawiają się u mnie przeważnie wykwitami skórnymi. Ale nieraz towarzyszą im kłopoty z układem oddechowym – po fistaszkach, cebuli mam takie objawy:)
            A kłopoty żołądkowe głównie przy wziewaniu:)

            • Quackie pisze:

              Co za przedziwne połączenie, na krzyż.

              Tzn. mniej więcej wiem, kłopoty z układem oddechowym biorą się od puchnięcia przełyku, a tchawica jest zaraz obok, niemniej to brzmi paradoksalnie nieco, od wziewnych – żołądek, a od pokarmowych – oddech.

              • Lena Sadowska pisze:

                Te moje „żołądkowe” też są chyba związane z puchnięciem przełyku:) Nie chciałam dosadnie pisać, więc trochę wyrażenie zeufemizowałam, a chodzi o to, że na mdłościach się nie kończy:) Ma to swoje dobre strony – bulimiczką nie będę nigdy;)

  8. Lena Sadowska pisze:

    Dobry wieczór, Quacku:)

    Interesujący przekrój zachowań wobec nieznanego.
    Jak zawsze są tacy, którzy próbują ignorować, wykorzystać, zabezpieczać się, przeciwdziałać…
    A w obliczu (choćby tylko przeczuwanego) zagrożenia połączenie sił wydaje się najlepszym sposobem przeciwdziałania.

    • Quackie pisze:

      Owszem 🙂 pozytywny przekaz to jest to.

      Być może to jedna z przyczyn, dla których przestałem pisać nowe Lajkoniki – że jakoś mi tych pozytywów trochę brakuje, albo nie docierają, albo generalnie się nie składa.

      • Lena Sadowska pisze:

        Tak. Rozumiem taką niemoc, bo sama najchętniej portretuję, nawet w takich lekkich, łatwych i przyjemnych mignięciach, które nazywam sobie „twórczością radosną”, a odpowiednich typów ludzkich jak na lekarstwo…

        • Quackie pisze:

          U mnie parę spraw się zbiegło, to może być jeden z elementów.

          • Lena Sadowska pisze:

            A mi brakuje ostatnio inspirujących skojarzeń, a te, które się pojawiają, wydają mi się miałkie, albo zbyt ulotne, by pisać prozę. Dlatego ograniczam się do bardzo krótkich form.
            Zresztą i w prozatorskich utworkach jestem słownym skąpiradłem, wolę czegoś niedookreślić niż przegadać:)
            Stąd może ta moja tendencja do łańcuszkowania w wierszach…

            • Tetryk56 pisze:

              Ja też jestem ostatnio wydrenowany z pomysłów, co widać na tutejszych łamach… 🙁

              • Lena Sadowska pisze:

                Może po prostu móz(ów) nam trojgu brakuje;)

                Dobry wieczór, Tetryku:)

                • Quackie pisze:

                  Albo wolnego miejsca w mózgu, zajętym wieloma aspektami rzeczywistości.

                • makowka9 pisze:

                  Czasami dobrze być Makówką, u której ów brak jest na stałe, więc ten problem mnie nie dotyczy.

            • Lena Sadowska pisze:

              Poza tym lubię bawić się formą, majstrować w logiczno-interpunkcyjnym porządku, nudzi mnie pisanie pod kanon. Dlatego wolę krótkie utwory.
              W prozie nie da się na dłuższą metę stosować skrótu, tam trzeba „opowiadać” rzetelnie:)

  9. Lena Sadowska pisze:

    Jutro kolejny biegany dzień, więc:

    czułe dobranoc, Wyspo:)

  10. Quackie pisze:

    Spokojnej wszem wobec!

  11. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Chyba faktycznie potrzeba mi mózy! Overjoy

    • Lena Sadowska pisze:

      Tak. Zrobiłam błąd ortograficzny. Ale naprawdę trzeba mi go było wytykać?

      Dzień dobry, Tetryku:)

      • Tetryk56 pisze:

        Nie najgorszy, Leno!
        Błąd? Sądziłem, że chodzi o zlepek muz i mózgów…

        • Lena Sadowska pisze:

          Bardzo się cieszę, Tetryku. Mój dzień był trudny:)

          Nie. Staram się nie obrażać nikogo (siebie również) sugestiami o braku mózgu:) Miało być: muz (la panów) i muzów (la pani, jednej, bo druga niemocy twórczej nie zgłaszała) czyli – muz(ów):)
          Czyżby opcja jakobym mogła szczelić ortografa okazała się aż tak niewiarygodna, że wszyscy pomyśleliście o literówce? XD
          Chciałam się śmiertelnie obrazić za dokuczanie, a tu wychodzi, że powinnam puchnąć z dumy;)

          • Tetryk56 pisze:

            Dokładnie tak! Taki wywijas z twojej strony wydaje się znacznie bardziej prawdopodobny niż banalny błąd! 🙂
            Puchnąc, pamiętaj wszakże o granicach wzrostu… 😉

            • Lena Sadowska pisze:

              🙂
              Zdarza mi się czasami, gdy pierwsze „u” jest otwarte, a drugie „o” zamknięte, ale tylko gdy korzystam z klawiatury, i tylko z „u-ó”:)

              Będę pamiętać, choć ponoć „kochanego ciałka” nigdy dosyć;)

              Przypomniałam sobie, jak kiedyś na zastępstwie na pytanie:
              – Psze pani, a „skrucha” to jakie „u”?
              odparłam:
              – Rozdziawione.
              A potem koleżanka powiedziała mi, że dzieciaki użyły tego „rozdziawionego” na poważnie, bo myślały, że to formalny synonim „otwartego”:)

              Dobry wieczór, Tetryku:)

  12. Quackie pisze:

    Bry.

    A mnie potrzeba kawy, zdecydowanie. Pani Gieniu, będzie pani tak uprzejma…?

    Koffie

  13. Makówka pisze:

    Witajcie!

  14. Tetryk56 pisze:

    W domu… Krótka drzemka i do roboty!

  15. Lena Sadowska pisze:

    Bardzo słoneczne i nieco wietrzne dzień dobry, Wyspo:)
    I przelotne – póki co:)

  16. Tetryk56 pisze:

    Zgapione u Jo.:
    Ten Years Ago We Had Steve Jobs, Bob Hope, and Johnny Cash. Now We Have No Jobs, No Hope, and No Cash. Please Don’t Let Kevin Bacon Die.
    (jobs – praca
    hope – nadzieja
    cash – gotówka
    bacon – bekon)

  17. makowka9 pisze:

    Przemarznięta w Stróży wróciłam teraz do domu, a tu też piekielnie zimno.W Stróży jeszcze było czym się dogrzać, a w Krakowie jak kaloryfery zimne to już nic się zrobić nie da.

    Idę do Wanna

  18. Lena Sadowska pisze:

    Aż nijako mi pisać, że tu wciążcieplutkie pospacerkowo dobry wieczór, Wyspo:)

    Dziś przechadzka pachnąca bzem, wierzbą i szakłakiem. A dla oka złotokap:) Po dwóch (w tym jednej – bardzo) trudnych rozmowach należało nam się takie wytchnienie:)

    • Quackie pisze:

      Dobry niezależnie od pogody wieczór 🙂

      Aż mi się przypomniał Szakłak z „Wodnikowego Wzgórza” Richarda Adamsa (w przekładzie Krystyny Szerer).

      • Lena Sadowska pisze:

        🙂
        Czy to takie opowiastki króliczków?
        Jeśli tak, to wydaje mi się, że Mama mi to czytała…

        • Quackie pisze:

          Taak, znakomite opowieści z punktu widzenia królików, w przenośni i dosłownie (np. fragment o tym, że ludzie patrzą z wysokości swojego wzrostu, a punkt widzenia królika jest dużo bliżej ziemi i co z tego wynika).

          • Lena Sadowska pisze:

            Muszę sobie przypomnieć:)
            A o takiej „przyziemnej”, a nawet – „równostolnej” perspektywie trzylatki też kiedyś coś popełniłam:)

  19. Lena Sadowska pisze:

    Jestem nieziemsko wymęczona, więc też powiem już:

    miłej nocki, Wyspo:)

  20. Quackie pisze:

    Spokojnej spaćidącym. Ja jeszcze chwilę pobędę.

  21. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Pochmurno, ale nie pada – rozjaśnijmy więc życie uśmiechem! Delighted

  22. Quackie pisze:

    Dzień dobry, wstałem, a tu już czeka góra rzeczy do zrobienia.

    Bez kawy ani rusz. Pani Gieniu, poprosimy.

    Koffie

    • Tetryk56 pisze:

      Niby góra z górą się nie spotka, ale góra rzeczy do zrobienia z górą przeszkód spotyka się często Wink

      • Quackie pisze:

        To są tzw. ruchy górotwórcze, inaczej zwane tektonicznymi. Przy okazji, owszem, zdarzają się wybuchy wulkanów!

  23. Makówka pisze:

    Witam!

  24. Quackie pisze:

    Dzień dobry po południu, udany dzień pod wieloma względami, od pracy do pogody.

    A teraz na przerwę.

  25. Tetryk56 pisze:

    Home, sweet home! Znaczy się, dotarłem Wink

    • makowka9 pisze:

      Ja też. Jakieś 30 minut temu.
      Kardiolog, babskie plotki. I jeszcze zaszczyt, że pewien trzylatek rzucił mi się na szyję i chciał przytulić.

  26. Lena Sadowska pisze:

    Cudownie ciche i spokojne dobry wieczór, Wyspo:)

    Dzień był bardzo ciepły, choć umiarkowanie słoneczny:) Pod wieczór zerwał się wiatr, przynosząc na spacerkową dróżkę bardzo przyjemny zapach. Podążyłyśmy jego śladem i odnalazłyśmy niewielką kwitnącą glicynię:) Nie tylko pachniała, ale też wyglądała niesamowicie pośród wawrzynków, kruszyn i osik. Albo musiała się sama przesiać z jakiegoś ogrodu, albo wykopana i porzucona – wykazała się tak wielką wolą życia, że – odpiła się:)
    A z dobrych wieści wczorajszego trudnego dnia – jest część (więc po weekendzie powinnam przesiąść się znowu do Gracika – tadam!!!) i nie ma kuzynki:)

  27. Lena Sadowska pisze:

    Położyłam maskę na włosy. Czas leżenia minął, więc na chwilę zmywam się zmywać;)

    • Lena Sadowska pisze:

      Czydzieści dziewiemć minut Amazed

      Jestę zwyciemscom!

      • Quackie pisze:

        Znaczy że zmywanie trwało tak krótko? Pytam, bo się nie znam.

        • Lena Sadowska pisze:

          Tak.
          Zazwyczaj ziołowe maski są gęste, szybko przysychają i trzeba je długo i cierpliwie zmywać, coby się potem przy każdym ruchu głowy nie sypało. A jak się jeszcze ma te włosy dość długie, to trochę to trwa:)
          Ta maska jest wg nowej receptury i jeśli efekt po wyschnięciu włosów mnie zadowoli, będę ją stosować:)

          • makowka9 pisze:

            Podziwiam Twoją cierpliwość Leno.
            Ja myję głowę zwykłym szamponem, spłukuję, ale hm…może warto byłoby coś w sobie ulepszyć ?

            • Lena Sadowska pisze:

              To raczej przyzwyczajenie wynikające z konieczności – zwykłymi szamponami myć nie za bardzo mogę, więc robię swoje, z odżywkami jest podobnie, i każda przecież musi pobyć na włosach, żeby zadziałała:) Poza tym odżywki – kupne czy robione – zmywa się w podobnym czasie, a peelingów i masek nie robię codziennie:)

  28. Quackie pisze:

    Umykam również, dobranoc wszystkim!

  29. Lena Sadowska pisze:

    Miłych snów, Wyspo:)

  30. Quackie pisze:

    Dzień dobry, zdecydowanie przyda się kawa.

    Poprosimy, pani Gieniu.

    Koffie

    Aha, jutro rano wybywam na weekend, będę z powrotem w niedzielę po południu.

  31. makowka9 pisze:

    Pochmurne dzień dobry!

  32. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Pogoda niezdecydowana, sami musimy decydować! 😉

  33. Quackie pisze:

    I po pracy na dzisiaj. Plus paru niedużych rzeczach załatwionych.

    I na przerwę.

  34. Lena Sadowska pisze:

    Późnodomowe dobry wieczór, Wyspo:)

    Jakoś ostatnio moje domowe plany biorą w łeb natychmiast po wyjściu za drzwi:)
    Ale dzień był prześliczny – ciepły i słoneczny, nocka – dużo chłodniejsza, ale też ładniutka. A na spacerku dziś drzewnie i wiewnie. Lubię słuchać szmeru liści, w których harcuje wiatr. I nigdy nie mogę się dość nadziwić, że każde z nich szepce w swoim własnym, niepowtarzalnym języku – inaczej wierzby, inaczej brzozy, a inaczej jesiony:)

    • Quackie pisze:

      No to może nie trzeba wychodzić?

      Aha, no ale Psiulka musi… Worry

      • Lena Sadowska pisze:

        🙂
        Psiułka – tak.
        Ale nie ją jedną zawiodłabym, gdybym przestała wychodzić z domu:)
        Co się jednak odwlekło, to – nie uciekło:) Właśnie wyjęłam z piekarnika ten sernik, którego upieczenie zaplanowałam sobie na wczesne popołudnie dzisiejszego dnia:)

        • Quackie pisze:

          O, to będziesz mogła sobie sernąć!

          Jak kiedyś moja Mama planując święta, powiedziała:
          – Przygotuję sernik, makowiec i piernik
          To Tata natychmiast dodał z pięknym refleksem:
          – I będziemy sobie mogli sernąć, maknąć i pier…
          I nie dokończył, bo dostał po łbie gazetą 🙂

          • Lena Sadowska pisze:

            🙂
            Tata i tak miał szczęście – mógł oberwać książką kucharską;)

            • Quackie pisze:

              Och. Mama ma swoje przepisy, z których sporą część po latach już w głowie, po książkę kucharską sięga w ostateczności. I chyba nigdy w celach bojowych Happy-Grin

              • Lena Sadowska pisze:

                🙂
                Ja zaglądam, żeby sprawdzić proporcje składników, nawet, jeśli niby pamiętam, ale tylko ciast, resztę doprawiam na czuja:)

                • Tetryk56 pisze:

                  Kucharzenie na czuja sprzyja ewolucji…

                • Quackie pisze:

                  O to to!

                • Lena Sadowska pisze:

                  Bo kucharzenie ma w sobie coś z alchemii:)
                  I póki „ewolucja” nie zaczyna się od „er”, wszystko jest dopuszczalne;)
                  A po moich daniach się nie zaczyna, co z całą odpowiedzialnością pragnę podkreślić:)

                • Tetryk56 pisze:

                  Delicious

    • Tetryk56 pisze:

      Ciekawe, czy Psiułka również rozróżnia te języki?

      • Lena Sadowska pisze:

        Myślę, że bez problemu – psy słyszą wszak dużo lepiej niż ludzie:)
        Inną kwestią jest to, czy je rozumie;)

        Dobry wieczór, Tetryku:)

        • Tetryk56 pisze:

          A my to niby rozumiemy? Słuchać z zachwytem można nawet opery po włosku 😉
          Ciągle jeszcze dobry! 🙂

          • Lena Sadowska pisze:

            Po „włosku”? Po nutce – chyba;)

            A poważnie – są języki tak piękne w swej artykulacji, że same zdają się być muzyką. I język włoski do nich należy:)

            I niech trwa aż do dobrego ranka:)

      • Quackie pisze:

        Ona jeszcze czyta węchem!

        • Lena Sadowska pisze:

          O! I to jak biegle!
          A wiesz, że ja naprawdę używam takiego sformułowania, gdy Psiuła za bardzo się wwącha”?
          „No, dość już tego wczytywania się! – mówię. – Idziemy!” 🙂

          • Quackie pisze:

            Tak bym to sobie wyobrażał właśnie.

            Zresztą używamy z przyjaciółmi – opiekunami psów takich sformułowań na psacerkach jak „zostawić wizytówkę” (o siuśnięciu) czy „przeczytać ogłoszenia ze słupa” (o obwąchiwaniu widocznych punktów siusiania).

  35. Lena Sadowska pisze:

    Jutro mam plany wybyciowe, więc:

    miłych snów, Wyspo:)

  36. Quackie pisze:

    Dzień dobry przelotne i do jutra!

  37. Makówka pisze:

    Witajcie Wyspiarze!

  38. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    W przelocie — bo zaraz zmykam…

  39. Tetryk56 pisze:

    Mamy nowe pięterko i nowego współautora: Ultra zaprasza!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)