W tym odcinku pojawiają się miejsca i instytucje znane mi z życia prywatnego. Centrum „Rezonans” wzorowane jest na innym centrum, wybudowanym na miejscu, gdzie kiedyś były ogródki działkowe, nieużytki i boiska Politechniki Świętokrzyskiej, a wcześniej pola zbożem szumiące. Państwowy Instytut Geologiczny i Instytut Badań Literackich (Polskiej Akademii Nauk) to instytucje autentyczne, chociaż nie wiadomo mi, żeby kiedykolwiek współpracowały, a już na pewno nie w celu stworzenia takiej służby. Cała reszta, włącznie z promocją na sos z mango i innymi smaczkami, to już autorska inwencja 🙂 a koncepcja wulkanu grożącego wybuchem po dwunastu i pół latach wydaje mi się jeszcze bardziej aktualna niż wtedy… (wpis oryginalny na Wyspie tutaj)
___________________________________________________
Lajkonik i żywiołowa klęska
Pan Ignacy Lajkonik zawiązał buty, naciągnął na uszy „peruwiańską” czapkę z nausznikami i wyszedł z mieszkania. Wybierał się do mieszkania pani Chandry, zobaczyć, na jakim etapie są końcowe roboty przy budowie oranżerii, a potem na zakupy. Tym razem jednak, zamiast iść na bazarek, na którym królował pan Modest, zdecydował, że przyjrzy się nowemu centrum handlowemu. Miało to swoją logikę – mieszkanie pani C. było położone po stronie dokładnie przeciwnej niż bazar, a niedaleko mieszkania, tuż za byłą główną przelotową drogą wyrosło w ciągu imponująco krótkiego czasu wielkie centrum pod nazwą „Rezonans SA”, zawierające kino, kręgielnię, basen, siłownię, kasyno, galerię handlową, stację obsługi samochodów i palmiarnię. Zapewne właśnie dlatego mieszkańcy osiedla, mówiąc o prezesie firmy zarządzającej centrum, nieodmiennie dochodzili do konstatacji, że odbiła mu palma. Zaś ceny w niektórych sklepach sprawiały, że pukali się w czoło, aż rezonowało.
Oprócz wszystkich wymienionych rewelacji w centrum mieściły się jednak również delikatesy sieci „Jan i Józef”, które pan Lajkonik planował spenetrować, zasłyszawszy, że mają tam w sprzedaży specjały z Indii i Dalekiego Wschodu. Szybko uwinął się w mieszkaniu, podlał wszystkie roślinki, przekazał im czułe słowo od właścicielki i ruszył w kierunku „Rezonansu”. Do przejścia miał jeszcze chodnik koło sporego trawnika pomiędzy blokami a wspomnianą ulicą, kiedy zauważył dziwne zjawisko. Mianowicie na środku trawnika widniała spora wypukłość, której wcześniej tam nie było. Pan Ignacy aż przystanął, żeby popatrzeć. – Czego to ci artyści od happeningów nie wymyślą! – powiedział sobie i poszedł dalej, do centrum, delikatesów i stoiska orientalnego.
Aliści kiedy za czas jakiś wracał tą samą trasą – z bardzo korzystnymi zakupami, dwa słoiczki sosu z mango w cenie jednego i do tego jeszcze opakowanie delikatnego, jaśminowego ryżu – na miejscu wypukłości wznosił się spory stożek, tak mniej więcej ze dwa piętra, z którego szczytu buchały kłęby pary i popiołu. Spomiędzy kawałków darni pod samym szczytem wyglądały smoliście czarne kawałki skały, a w szczelinach pomiędzy nimi przebłyskiwały żółte i pomarańczowe refleksy światła. Wokół pagórka, na balkonach i w oknach okolicznych bloków zgromadzili się przestraszeni i ciekawscy mieszkańcy, zaś samo wzniesienie odgradzał już żółto-czarną taśmą młody człowiek w uniformie.
Pan Ignacy podszedł do niego, spojrzał na mundur i zdębiał. Młodzieniec popatrzył na przybysza i – snadź przyzwyczajony do takich reakcji – dobrodusznie się uśmiechnął, a potem rzekł uspokajająco:
– Nie, proszę pana, to nie to, co pan myśli. Już tłumaczę, jesteśmy z kolegą z wydziału Sejsmologii Semantycznej, a skrót to…
– Właśnie widzę, jaki to skrót – odzyskał mowę pan Lajkonik – i pierwsze słyszę o takim wydziale!
– Nie dziwię się, szanowny panie. Powstaliśmy niedawno, jako interdyscyplinarna komórka pomiędzy Państwowym Instytutem Geologicznym, a Instytutem Badań Literackich.
– No dobrze, i co wy tu robicie? Pomagacie? Zapobiec jużeście nie zdążyli…
– Wie pan, robimy, co w naszej mocy – odezwał się towarzysz młodzieńca, niski grubasek o przyjemnej twarzy – na razie musimy izolować społeczeństwo…
– Tą taśmą? – zdziwił się pan Ignacy – od wulkanu?!? Jak to dalej tak potrwa, to wulkan się sam… zintegruje ze społeczeństwem!
– Dokumenty pana poproszę – zirytował się młody człowiek i zwracając się do towarzysza, rzucił: – Spisz go. Wie pan w ogóle – powiedział, zwracając się znowu do pana Lajkonika – co to za wulkan? I dlaczego to MY się nim zajmujemy, a nie inne służby?
– Właściwie to nie – przyznał pan Ignacy.
– A widzi pan, panie… – tu funkcjonariusz SS spojrzał koledze przez ramię – …Lajkonik. To, co możemy tu obserwować, to jest metaforyczny wulkan ludzkich namiętności! Teraz pan wie, co tu robi Sejsmologia Semantyczna?
– Zaczynam się domyślać… – zaczął pan Lajkonik – …ale ten wulkan wygląda na całkiem realny, niemetaforyczny, znaczy!
– Proszę pana – uśmiechnął się z wyraźnym politowaniem młodzieniec – kto tu wie lepiej? Pan, czy my, profesjonaliści po kursach zawodowych! To jest wulkan ludzkich namiętności, rozbudzonych ostatnimi wydarzeniami w kraju! Ilość i intensywność emocji przekroczyła masę krytyczną i bum!
– No, ale – zastanowił się pan Ignacy – jaki ten wulkan by nie był, dymi jak prawdziwy. I przeszkadza – po czym, widząc rodzinę w piżamach, objuczoną bagażami i wychodzącą w pośpiechu z jednego z bloków, dodał – i straszy, jak prawdziwy!
– Hm, taak – przyznał niechętnie starszy funkcjonariusz – i co by pan proponował w związku z tym?
– Ja?? – przeraził się pan Lajkonik – to panowie jesteście fachowcami! Co ja mam… Bo ja wiem, może by go zatkać?
– Aha. Zatkać. – uniósł brwi młodszy – No to od razu mogę panu powiedzieć, że można zatkać. Ale to spowoduje tylko jeszcze większy wybuch w przyszłości, i to całkiem bliskiej.
– No to może jakoś ugasić? – zaproponował pan Ignacy.
– Ale jak? – skrzywił się starszy – A poza tym, nikomu na tym nie zależy…
– Jak to, nikomu? – pan Lajkonik był już coraz bardziej zirytowany tą rozmową oraz faktem, że raz wymienia się go po imieniu, a raz po nazwisku – Tym na przykład zależy – wskazał na balkon, na którym trwały prace budowlane; to lokatorzy usiłowali zamurować okna i drzwi od strony wulkanu. – I tym też – dodał, dostrzegając pikietę mieszkańców z transparentem „Weźcie sobie ten wulkan!!!”, usiłującą podpalić starą samochodową oponę.
Młodszy mundurowy spoważniał. – Obywatelu! Czy wie pan, ile stanowisk pracy istnieje dzięki temu wulkanowi? Sama Sejsmologia Semantyczna to jest ponad dwieście etatów! A jeszcze dochodzą do tego przedsiębiorcy prywatni: firmy przewozowe – tu wskazał taksówkę, zabierającą następną grupę uciekinierów – hurtownie materiałów budowlanych – machnął dłonią w kierunku zamurowywanego balkonu – czy wreszcie sprzedawcy opon – pociągnął nosem, bo pikiecie z transparentem udało się zapalić ognisko. – A media? Czemu chce pan odebrać im chleb? – i rzeczywiście, od strony ulicy zajechała duża furgonetka z anteną na dachu, a z drzwi samochodu natychmiast wyskoczyła ekipa z kamerą.
Pan Ignacy poczuł się całkiem zrezygnowany. – To co, czekać aż samo wygaśnie? – zapytał bezradnie. – Na to bym nie liczył! – powiedział raźno starszy funkcjonariusz i dodał półgłosem, ledwie słyszalnym w zgiełku naokoło – Chyba widziałem, jak do tej studzienki tam dalej wchodziła właśnie grupa górników z kanistrami…
I rzeczywiście, erupcja przybrała na sile, wulkan wyraźnie urósł o kolejny metr. Do ekipy z kamerą dołączyła druga i kolejne, tym razem z samymi tylko mikrofonami. Tempo prac na balkonie wyraźnie przyspieszyło, a demonstracja z transparentem powiększyła się o siedem osób, z czego trzy powiewające flagami państwowymi. Tylko z boku dwójka nastolatków w harcerskich mundurach dźwigała wiadra z wodą i chlustała nimi na zbocze wulkanu. Pan Lajkonik szybkim krokiem podszedł, odstawił na bok siatkę z zakupami i złapał za wiadro. – Skąd bierzecie wodę? – zapytał i uśmiechnął się do nich. Wulkan zawahał się… i zaczął jakby przygasać.
Za panem Ignacym spieszyli do chłopaków z wiadrami kolejni ludzie.
___________
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Dzień dobry na nowym pięterku i w nowy poranek.
A ja zmykam do pracy.
Witam na nowym pięterku!
Coraz bardziej aktualna…koncepcja wybuchu…
Jedni podsycają inni gaszą…
Lecz ludzi dobrej woli jest więcej? (O ile nie zostaną w domach)
Potrafisz rozbudzać nadzieję!
No, i to z jakim wyprzedzeniem!
Wahający się Wulkan skojarzył mi się z Solarijskim Oceanem Lema.
Śmiałe skojarzenie! Ocean też był mało przewidywalny…
A wulkan jest przewidywalny?
Jak słusznie napisałeś -TEZ.
Przewidywalne jest tylko, że umrzemy.Kiedys.I oby bez cierpienia.
To ja po robocie i na przerwę. A nawet po I etapie bieżącego zlecenia!
Właśnie dotarłem do domu…
A za chwilę jeszcze godzinka na zoomie 🙁
Wciążciepłowieczorne dobry wieczór, Wyspo:)
Miasteczko dało mi dziś do wiwatu pylnym obłoczkiem z koszonych traw, więc tym przyjemniej spacerowało się nam pośród rześko-zielonych łąk i lasków:)
A, to już ten czas, kiedy pyli? Ojojoj.
Dobry – mimo pylenia – wieczór.
Przy koszeniu zawsze w powietrzu unoszą się mikro-pyłki. Dla alergika to zabójstwo:) Katar, kaszel, płacz. I problemy żołądkowe:)
Och, pewnie pisałem, że u mnie przez całe życie alergia się objawiała na skórze. Dosłownie 3, może 4 razy w życiu miałem inne objawy (oddechowe w większości).
A żołądek reaguje negatywnie na gruszki i gin. Guacamole i gnocchi przyjmuje entuzjastycznie, więc to nie kwestia litery G.
Pokarmowe alergie objawiają się u mnie przeważnie wykwitami skórnymi. Ale nieraz towarzyszą im kłopoty z układem oddechowym – po fistaszkach, cebuli mam takie objawy:)
A kłopoty żołądkowe głównie przy wziewaniu:)
Co za przedziwne połączenie, na krzyż.
Tzn. mniej więcej wiem, kłopoty z układem oddechowym biorą się od puchnięcia przełyku, a tchawica jest zaraz obok, niemniej to brzmi paradoksalnie nieco, od wziewnych – żołądek, a od pokarmowych – oddech.
Te moje „żołądkowe” też są chyba związane z puchnięciem przełyku:) Nie chciałam dosadnie pisać, więc trochę wyrażenie zeufemizowałam, a chodzi o to, że na mdłościach się nie kończy:) Ma to swoje dobre strony – bulimiczką nie będę nigdy;)
Zastanawiam się skąd mi są znane te problemy?
Z autopsji?
Dobry wieczór, Quacku:)
Interesujący przekrój zachowań wobec nieznanego.
Jak zawsze są tacy, którzy próbują ignorować, wykorzystać, zabezpieczać się, przeciwdziałać…
A w obliczu (choćby tylko przeczuwanego) zagrożenia połączenie sił wydaje się najlepszym sposobem przeciwdziałania.
Owszem 🙂 pozytywny przekaz to jest to.
Być może to jedna z przyczyn, dla których przestałem pisać nowe Lajkoniki – że jakoś mi tych pozytywów trochę brakuje, albo nie docierają, albo generalnie się nie składa.
Tak. Rozumiem taką niemoc, bo sama najchętniej portretuję, nawet w takich lekkich, łatwych i przyjemnych mignięciach, które nazywam sobie „twórczością radosną”, a odpowiednich typów ludzkich jak na lekarstwo…
U mnie parę spraw się zbiegło, to może być jeden z elementów.
A mi brakuje ostatnio inspirujących skojarzeń, a te, które się pojawiają, wydają mi się miałkie, albo zbyt ulotne, by pisać prozę. Dlatego ograniczam się do bardzo krótkich form.
Zresztą i w prozatorskich utworkach jestem słownym skąpiradłem, wolę czegoś niedookreślić niż przegadać:)
Stąd może ta moja tendencja do łańcuszkowania w wierszach…
Ja też jestem ostatnio wydrenowany z pomysłów, co widać na tutejszych łamach… 🙁
Może po prostu móz(ów) nam trojgu brakuje;)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Albo wolnego miejsca w mózgu, zajętym wieloma aspektami rzeczywistości.
Czasami dobrze być Makówką, u której ów brak jest na stałe, więc ten problem mnie nie dotyczy.
Poza tym lubię bawić się formą, majstrować w logiczno-interpunkcyjnym porządku, nudzi mnie pisanie pod kanon. Dlatego wolę krótkie utwory.
W prozie nie da się na dłuższą metę stosować skrótu, tam trzeba „opowiadać” rzetelnie:)
Jutro kolejny biegany dzień, więc:
czułe dobranoc, Wyspo:)
Spokojnej wszem wobec!
Witajcie!
Chyba faktycznie potrzeba mi mózy!
Tak. Zrobiłam błąd ortograficzny. Ale naprawdę trzeba mi go było wytykać?
Dzień dobry, Tetryku:)
Nie najgorszy, Leno!
Błąd? Sądziłem, że chodzi o zlepek muz i mózgów…
Bardzo się cieszę, Tetryku. Mój dzień był trudny:)
Nie. Staram się nie obrażać nikogo (siebie również) sugestiami o braku mózgu:) Miało być: muz (la panów) i muzów (la pani, jednej, bo druga niemocy twórczej nie zgłaszała) czyli – muz(ów):)
Czyżby opcja jakobym mogła szczelić ortografa okazała się aż tak niewiarygodna, że wszyscy pomyśleliście o literówce? XD
Chciałam się śmiertelnie obrazić za dokuczanie, a tu wychodzi, że powinnam puchnąć z dumy;)
Dokładnie tak! Taki wywijas z twojej strony wydaje się znacznie bardziej prawdopodobny niż banalny błąd! 🙂
Puchnąc, pamiętaj wszakże o granicach wzrostu… 😉
🙂
Zdarza mi się czasami, gdy pierwsze „u” jest otwarte, a drugie „o” zamknięte, ale tylko gdy korzystam z klawiatury, i tylko z „u-ó”:)
Będę pamiętać, choć ponoć „kochanego ciałka” nigdy dosyć;)
Przypomniałam sobie, jak kiedyś na zastępstwie na pytanie:
– Psze pani, a „skrucha” to jakie „u”?
odparłam:
– Rozdziawione.
A potem koleżanka powiedziała mi, że dzieciaki użyły tego „rozdziawionego” na poważnie, bo myślały, że to formalny synonim „otwartego”:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Bry.
A mnie potrzeba kawy, zdecydowanie. Pani Gieniu, będzie pani tak uprzejma…?
Czyż kawiarka nie może być muzą?
W sensie, że przynosi natchnienie? No może…
A nie przyniosła? To może Esmeralda… 😉
Albo caviarka;)
Witajcie!
W domu… Krótka drzemka i do roboty!
Bardzo słoneczne i nieco wietrzne dzień dobry, Wyspo:)
I przelotne – póki co:)
Jak dziwnie układa się ten świat! U nas chmurnie i pokapliwie..
I zimno.
A tu znów od południa ciepło i względnie słonecznie. Ale co mi po tym, jak praca wre.
A teraz na przerwę.
„Pokapliwie” – jakie ładne słowo:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Zgapione u Jo.:
Ten Years Ago We Had Steve Jobs, Bob Hope, and Johnny Cash. Now We Have No Jobs, No Hope, and No Cash. Please Don’t Let Kevin Bacon Die.
(jobs – praca
hope – nadzieja
cash – gotówka
bacon – bekon)
Ooo, jakie ładne. I nieprzetłumaczalne
Przemarznięta w Stróży wróciłam teraz do domu, a tu też piekielnie zimno.W Stróży jeszcze było czym się dogrzać, a w Krakowie jak kaloryfery zimne to już nic się zrobić nie da.
Idę do
A jednak się dało! 🙂
Ale pomogło na chwilę, a teraz co?
lubię, gdy pada, w domu być,
pod ciepłym kotem — kocem!? — kotem! nogi skryć…
Pod warunkiem że w domu jest ciepło. Jestem zmarzluchem.
Hm, ja bym zastosował ciepły sweter, być może koc, i na pewno gorącą herbatę. Niekoniecznie z prądem, raczej z cytryną.
To robię.
Działa?
Nieeeeee
To może wszystkie sugestie połączyć?
Tylko nie wiem, co na rolę gąbkoca powie Florek…
Rolę koca może by i zdzierżył, ale gąbki?!?
Gąbkoca?
Trzeba zastosować mocniejsze środki.
Następny poziom: śpiwór i termofor!
Niżej napisałam, że zostałabym w wannie, dopełniając ją gorącą wodą, Quack zasugerował rozgrzewające napoje, a Tetryk kota do ogrzania stóp.
Po połączeniu możliwości zgoda Florka w roli koca chłonącego wodę jak gąbka czyli gąbkoca wydaje się być decydująca, Makówko;)
Śpiwór ekspedycyjny i termofor z grzanym winem;)
Tak jest, alpejski! I wino też z tamtych okolic!
I bernardyn z baryłką rumu!
Ja bym została w wannie, stosując gorącowodową cyrkulację;)
Dobry wieczór, Makówko:)
Dobry wieczór Leno!
Noo, myśmy też(?) wyłączyli ogrzewanie, więc też już zimne. Właściwie dlaczego w lecie OPEC nie działa jak klimatyzacja, tłocząc zimną wodę, a odbierając ciepłą?
Aż nijako mi pisać, że tu wciążcieplutkie pospacerkowo dobry wieczór, Wyspo:)
Dziś przechadzka pachnąca bzem, wierzbą i szakłakiem. A dla oka złotokap:) Po dwóch (w tym jednej – bardzo) trudnych rozmowach należało nam się takie wytchnienie:)
Dobry niezależnie od pogody wieczór 🙂
Aż mi się przypomniał Szakłak z „Wodnikowego Wzgórza” Richarda Adamsa (w przekładzie Krystyny Szerer).
🙂
Czy to takie opowiastki króliczków?
Jeśli tak, to wydaje mi się, że Mama mi to czytała…
Taak, znakomite opowieści z punktu widzenia królików, w przenośni i dosłownie (np. fragment o tym, że ludzie patrzą z wysokości swojego wzrostu, a punkt widzenia królika jest dużo bliżej ziemi i co z tego wynika).
Muszę sobie przypomnieć:)
A o takiej „przyziemnej”, a nawet – „równostolnej” perspektywie trzylatki też kiedyś coś popełniłam:)
Gdzieś słyszałem o takiej scenie w autobusie: sześciolatek wbija się na miejsce siedzące i otwarcie lekceważy uwagi, aby ustąpił miejsca mocno starszej pani. Uzasadnienie: – Mamo, ja nie chcę stać między pupami!
Nie pozbawione logiki!
Ej, dobrze, że nie wspomniał, co się czasem potrafi unosić w takim anturażu!
I słusznie – bo kto by chciał.
Jestem nieziemsko wymęczona, więc też powiem już:
miłej nocki, Wyspo:)
Spokojnej spaćidącym. Ja jeszcze chwilę pobędę.
Ja nie idę spać, ale na Wyspie się pożegnam.
Spokojnej i Tobie!
Witajcie!
Pochmurno, ale nie pada – rozjaśnijmy więc życie uśmiechem!
Dzień dobry, wstałem, a tu już czeka góra rzeczy do zrobienia.
Bez kawy ani rusz. Pani Gieniu, poprosimy.
Niby góra z górą się nie spotka, ale góra rzeczy do zrobienia z górą przeszkód spotyka się często
To są tzw. ruchy górotwórcze, inaczej zwane tektonicznymi. Przy okazji, owszem, zdarzają się wybuchy wulkanów!
Witam!
Dzień dobry po południu, udany dzień pod wieloma względami, od pracy do pogody.
A teraz na przerwę.
Home, sweet home! Znaczy się, dotarłem
Ja też. Jakieś 30 minut temu.
Kardiolog, babskie plotki. I jeszcze zaszczyt, że pewien trzylatek rzucił mi się na szyję i chciał przytulić.
Cudownie ciche i spokojne dobry wieczór, Wyspo:)
Dzień był bardzo ciepły, choć umiarkowanie słoneczny:) Pod wieczór zerwał się wiatr, przynosząc na spacerkową dróżkę bardzo przyjemny zapach. Podążyłyśmy jego śladem i odnalazłyśmy niewielką kwitnącą glicynię:) Nie tylko pachniała, ale też wyglądała niesamowicie pośród wawrzynków, kruszyn i osik. Albo musiała się sama przesiać z jakiegoś ogrodu, albo wykopana i porzucona – wykazała się tak wielką wolą życia, że – odpiła się:)
A z dobrych wieści wczorajszego trudnego dnia – jest część (więc po weekendzie powinnam przesiąść się znowu do Gracika – tadam!!!) i nie ma kuzynki:)
To dwie dobre wiadomości!
🙂
Tak, Makówko:)
Wczoraj już nie miałam siły się cieszyć, więc dziś robię to podwójnie:)
Mam nadzieję, że jeżeli to było morderstwo, to doskonałe… Wszak jesteś perfekcjonistką!
🙂
W pewnym sensie:) Ale ja z kolei mam nadzieję, Tetryku, że za jakiś czas pozwoli ono kuzynce narodzić się ponownie i żyć szczęśliwiej:)
Kuzynka pochodzi z Phoenix?
Tak. Wschodniego. Żar-Pticy – znaczy;)
Ale Strawińskiego chyba nie zna…:)
Eeej, co za pomysł! Jakby tak odwrócić bieguny i umieścić Rosję na kontynencie amerykańskim, a USA odwrotnie, między Bugiem a Kamczatką!
A mnie Phoenix kojarzy się z Górą Wielbłądzią, na którą kiedyś się wspinałam.Eh…lat temu parę…
I znowu góra! Widzę, że ten wpis ma wpływ dosłownie na wszystkich.
Myślę, że mogłoby być ciekawie, Quacku:)
Jedni – nieagriesory, drudzy – zawsze za „interwencje” przepraszają;)
A mi chyba, Makówko, najbardziej z upałami:)
Upały były w dzień, ale noce bardzo zimne.
Rano spacer w czapce i rękawiczkach, w południe -basen.
Oo, gratulacje! I to podwójne! 😀
Widać szczęścia też chodzą parami.
🙂
Dziękuję.
Jak już się podniosą, to nawet – biegają, Quacku:)
Co tam biegają, jeżdżą Gracikiem!
O to, to, to! 🙂
Położyłam maskę na włosy. Czas leżenia minął, więc na chwilę zmywam się zmywać;)
Czydzieści dziewiemć minut
Jestę zwyciemscom!
Znaczy że zmywanie trwało tak krótko? Pytam, bo się nie znam.
Tak.
Zazwyczaj ziołowe maski są gęste, szybko przysychają i trzeba je długo i cierpliwie zmywać, coby się potem przy każdym ruchu głowy nie sypało. A jak się jeszcze ma te włosy dość długie, to trochę to trwa:)
Ta maska jest wg nowej receptury i jeśli efekt po wyschnięciu włosów mnie zadowoli, będę ją stosować:)
Podziwiam Twoją cierpliwość Leno.
Ja myję głowę zwykłym szamponem, spłukuję, ale hm…może warto byłoby coś w sobie ulepszyć ?
To raczej przyzwyczajenie wynikające z konieczności – zwykłymi szamponami myć nie za bardzo mogę, więc robię swoje, z odżywkami jest podobnie, i każda przecież musi pobyć na włosach, żeby zadziałała:) Poza tym odżywki – kupne czy robione – zmywa się w podobnym czasie, a peelingów i masek nie robię codziennie:)
Umykam również, dobranoc wszystkim!
Myk, myk, dobranoc!
Dobrej nocki, Makówko i Quacku:)
Miłych snów, Wyspo:)
Dzień dobry, zdecydowanie przyda się kawa.
Poprosimy, pani Gieniu.
Aha, jutro rano wybywam na weekend, będę z powrotem w niedzielę po południu.
Pochmurne dzień dobry!
Witajcie!
Pogoda niezdecydowana, sami musimy decydować! 😉
Jest coraz mniej spraw, o których mogę decydować. A wszystkie moje ostatnie decyzje były złe. Wcześniejsze też.
Nieuzasadniona generalizacja!
I po pracy na dzisiaj. Plus paru niedużych rzeczach załatwionych.
I na przerwę.
Późnodomowe dobry wieczór, Wyspo:)
Jakoś ostatnio moje domowe plany biorą w łeb natychmiast po wyjściu za drzwi:)
Ale dzień był prześliczny – ciepły i słoneczny, nocka – dużo chłodniejsza, ale też ładniutka. A na spacerku dziś drzewnie i wiewnie. Lubię słuchać szmeru liści, w których harcuje wiatr. I nigdy nie mogę się dość nadziwić, że każde z nich szepce w swoim własnym, niepowtarzalnym języku – inaczej wierzby, inaczej brzozy, a inaczej jesiony:)
No to może nie trzeba wychodzić?
Aha, no ale Psiulka musi…
🙂
Psiułka – tak.
Ale nie ją jedną zawiodłabym, gdybym przestała wychodzić z domu:)
Co się jednak odwlekło, to – nie uciekło:) Właśnie wyjęłam z piekarnika ten sernik, którego upieczenie zaplanowałam sobie na wczesne popołudnie dzisiejszego dnia:)
O, to będziesz mogła sobie sernąć!
Jak kiedyś moja Mama planując święta, powiedziała:
– Przygotuję sernik, makowiec i piernik
To Tata natychmiast dodał z pięknym refleksem:
– I będziemy sobie mogli sernąć, maknąć i pier…
I nie dokończył, bo dostał po łbie gazetą 🙂
🙂
Tata i tak miał szczęście – mógł oberwać książką kucharską;)
Och. Mama ma swoje przepisy, z których sporą część po latach już w głowie, po książkę kucharską sięga w ostateczności. I chyba nigdy w celach bojowych
🙂
Ja zaglądam, żeby sprawdzić proporcje składników, nawet, jeśli niby pamiętam, ale tylko ciast, resztę doprawiam na czuja:)
Kucharzenie na czuja sprzyja ewolucji…
O to to!
Bo kucharzenie ma w sobie coś z alchemii:)
I póki „ewolucja” nie zaczyna się od „er”, wszystko jest dopuszczalne;)
A po moich daniach się nie zaczyna, co z całą odpowiedzialnością pragnę podkreślić:)
Ciekawe, czy Psiułka również rozróżnia te języki?
Myślę, że bez problemu – psy słyszą wszak dużo lepiej niż ludzie:)
Inną kwestią jest to, czy je rozumie;)
Dobry wieczór, Tetryku:)
A my to niby rozumiemy? Słuchać z zachwytem można nawet opery po włosku 😉
Ciągle jeszcze dobry! 🙂
Po „włosku”? Po nutce – chyba;)
A poważnie – są języki tak piękne w swej artykulacji, że same zdają się być muzyką. I język włoski do nich należy:)
I niech trwa aż do dobrego ranka:)
Ona jeszcze czyta węchem!
O! I to jak biegle!
A wiesz, że ja naprawdę używam takiego sformułowania, gdy Psiuła za bardzo się wwącha”?
„No, dość już tego wczytywania się! – mówię. – Idziemy!” 🙂
Tak bym to sobie wyobrażał właśnie.
Zresztą używamy z przyjaciółmi – opiekunami psów takich sformułowań na psacerkach jak „zostawić wizytówkę” (o siuśnięciu) czy „przeczytać ogłoszenia ze słupa” (o obwąchiwaniu widocznych punktów siusiania).
Chyba wszyscy właściciele mają swoją specyficzną terminologię:)
Jutro mam plany wybyciowe, więc:
miłych snów, Wyspo:)
Dzień dobry przelotne i do jutra!
Witajcie Wyspiarze!
Witajcie!
W przelocie — bo zaraz zmykam…
Mamy nowe pięterko i nowego współautora: Ultra zaprasza!