« And Aluzja. Część trzecia. Na grzyby... »

And Aluzja. Część czwarta – Gibraltar.

Tym razem wyjechaliśmy na tyle wcześnie, by dotrzeć do celu jeszcze przed południem. Miało to jednak o tyle nieprzyjemne skutki, że wpasowaliśmy się w poranny szczyt komunikacyjny w Sewilli. Po wyjeździe z miasta było jednak już przyjemniej, tym bardziej, że droga, chwilami autostrada, biegła przez Park Narodowy Los Alcornocales, czyli „zagajników dębów korkowych”. Nie potrafię ich rozróżnić, zwłaszcza z drogi, ale widoki były piękne – zarośla, jezioro, a nad jeziorem krowy, wypasane na parkowych łąkach. A wśród nich, a jakże, wielkie, czarne byki. Zdjęć z samochodu jednak nie robiłem. W najwyższym punkcie trasy temperatura spadła do 4 stopni i trochę się przeraziliśmy, że na takie chłody to jesteśmy nieprzygotowani – na szczęście potem było dużo cieplej.

Im bliżej Gibraltaru, tym dziwniej wyglądały drogowskazy. Niechęć Hiszpanów do brytyjskiej enklawy wyraża się – mimo istnienia Unii – w tym, że Gibraltaru niemal do samego celu nie ma na drogowskazach. Gdyby ktoś próbował nawigować bez urządzenia z mapą i GPSem, na same tablice, to przepadnie. Drogowskazy najpierw kierują na Kadyks, potem na Algeciras, a wreszcie na miasteczko La Línea de la Concepción, leżące przy samej granicy. Dopiero wewnątrz La Línei można się natknąć na tablicę niechętnie kierującą na Gibraltar. Zaparkowaliśmy i pokrzepiwszy się kawą jeszcze po hiszpańskiej stronie, ruszyliśmy do Wielkiej Brytanii.

Po drodze zapoznaliśmy się z przemiłym border collie, jak sama nazwa wskazuje*, wręcz predestynowanym do pracy na granicy i szukania narkotyków, a po chwili siedzieliśmy już w miejskim autobusie, jadącym do dolnej stacji kolejki linowej. Mijaliśmy kolejne bloki i wieżowce, rosnące jak na drożdżach. Ileż tam się – wciąż jeszcze – buduje! Kostki klimatyzatorów na ścianach domów jasno wskazywały, że budownictwo przystosowane jest do dużo cieplejszego klimatu, niż panuje tu w lutym. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy obok umocnionych skarp byłych baterii artyleryjskich do dolnej stacji kolejki i szybko weszliśmy do wagonika. Lęk wysokości jeszcze na dobre mi się nie włączył, więc podziwiałem przemykające pod spodem willowe rezydencje, może niewielkie z uwagi na niedostatek miejsca, ale za to większość obowiązkowo z basenem.


*) Border (ang.) – granica

Dojechaliśmy do górnej stacji, gdzie już czekały na nas małpy. Słynne magoty gibraltarskie są w rzeczywistości podgatunkiem makaka berberyjskiego. Ponieważ istnieje legenda, że dopóki żyją na Skale Gibraltarskiej – potężnym masywie wapienia ze szczytami na północy i południu i siodłem pomiędzy – Gibraltar należeć będzie do Wielkiej Brytanii, to w gruncie rzeczy wszystko im wolno. Według oficjalnej nomenklatury są półdzikie, czyli poza leczeniem i szczepieniami nikt nie ingeruje w ich życie, one są tu gospodarzami, a wszyscy inni (głównie turyści) mają się do nich dostosować. NO I SIĘ DOSTOSOWUJĄ. Małpy włażą niemal wszędzie, z wyjątkiem zamkniętych pomieszczeń, bezczelnie wskakują ludziom na ramiona i plecy, sprawnie otwierają zamki błyskawiczne i ściągacze w torbach i plecakach i jak tylko znajdą coś do jedzenia (a węch mają znakomity) – człowiek szybko traci swoje zapasy na rzecz małp. Jeżeli ktoś nie potrafi ich odstraszyć mową ciała czy nawet ostrzegawczym krzykiem, lepiej niech przygotuje się na bolesne podrapania lub ugryzienia. Makaki łażą po tarasach widokowych, dachach samochodów i zabytkowych murach wypatrując okazji, albo leżą, iskają się, biją, przytulają, kopulują – istny gibraltarski Bandar-Log!

Jeśli jednak turysta nie ma nic, co mogłoby zainteresować małpy, może z wysokości 412 metrów nad poziomem morza rozkoszować się widokami, a te są wspaniałe. Na zachód rozciąga się Zatoka Gibraltarska, przez Hiszpanów – jakżeby inaczej – zwana Zatoką Algeciras, z portami w Gibraltarze (u stóp patrzącego) i mieście Algeciras (w perspektywie), a za nimi – hiszpańskie góry. Na południe – południowy szczyt Skały, za nim usiana statkami, stateczkami, promami i jachtami Cieśnina Gibraltarska, a dalej – widoczna z dala góra Dżebel Musa (ponad 800 m wysokości, określana mianem „południowego Słupa Herkulesa”), znajdująca się już w Maroku. Na wschód – Morze Śródziemne, a na północ wreszcie – miasto Gibraltar, północny szczyt Skały z instalacjami wojskowymi, za nim zaś osobliwe gibraltarskie lotnisko i dalej już wspomniana La Línea. Nasyciwszy oczy panoramą, skierowaliśmy się na południe. I tu się zaczęły schody, dosłownie i w przenośni. Po zejściu z szerokiej drogi, przystosowanej dla samochodów (chociaż wąskiej, na jedno auto) na ścieżkę między skałami dostałem potężnego ataku lęku wysokości, bardzo nieprzyjemnego. No cóż, jeżeli ścieżka biegła granią, a z obu stron rozpościerały się strome kilkusetmetrowe zbocza (od wschodu praktycznie urwisko), to nie miałem się gdzie schronić. Dlatego zawróciłem na punkt widokowy Skywalk. Co prawda nie wszedłem na balkon ze szklaną podłogą, z powodu jak wyżej, ale na nieco wyższym tarasie było na tyle w porządku, że byłem w stanie zrobić trzystusześćdziesięciostopniową panoramę, na której widać powyżej opisane elementy

Dopiero później dowiedziałem się, że do baterii O’Hary, gdzie udała się reszta ekipy, można dojść okrężną, szeroką drogą, tymczasem jednak darowałem sobie to miejsce i zszedłem podobnym, szerokim szlakiem pod Jaskinię św. Michała, mijając całe stadka małp. Tutaj zachowywały się nieco inaczej niż w pobliżu tłumów turystów, nie zwracając na mnie większej uwagi. Przy samym wejściu do jaskini jednak rozrabiały najlepsze, skacząc na kratach zabezpieczających sklepik i kawiarnię, co dawało niezapomniane efekty dźwiękowe. Sprzedawczyni reagowała na ten łomot, ospale i pro forma unosząc miotłę, makaki uciekały, ale po chwili sytuacja się powtarzała. Sama jaskinia sięga na ponad 60 metrów w głąb wapiennego masywu. Starożytni badacze uważali, że dużo głębiej, a niektórzy twierdzili nawet, że można się przez nią przedostać pod dnem cieśniny do i z Afryki. W czasie II wojny światowej był tu szpital dla rannych w bombardowaniach, a obecnie funkcjonuje sala koncertowa. Nade wszystko jednak można podziwiać tu cudowne formy krasowe – stalaktyty, stalagmity, stalagnaty i mnóstwo innych. Wrażenie psują trochę lampy, barwiące wszystkie te naturalne cuda na jarmarczne kolorki.

Syci wrażeń, wyszliśmy na zewnątrz. Słońce pięknie świeciło, małpy dokazywały, a my po chwili namysłu wzięliśmy kurs na północną część Skały. Poszliśmy szlakiem zwanym Queen’s Road, Drogą Królowej, a to z tego względu, że tędy spacerowała królowa Elżbieta podczas wizyty w latach pięćdziesiątych. Z szerokiej, bezpiecznej drogi po zachodniej stronie Skały rozciągają się przepiękne widoki, chodzi tędy niewielu turystów (ale spotkaliśmy niewielką grupę heroicznie podchodzących… Polaków!), natomiast jeżdżą miejscowe samochody i motocykle. Skalistym zboczem biegały jaszczurki, ale małp tu prawie nie było – i nic dziwnego, skoro kandydatów do rabunku brakowało. Mijaliśmy za to lepiej lub gorzej utrzymane rezydencje, niektóre całkiem przypominające polskie domki jednorodzinne, inne – większe i zamożniejsze (ale wówczas zwykle otoczone murami lub wysokim płotem). Po niemal godzinnym spacerze w całkiem już letnim słońcu dotarliśmy do Baterii Księżniczki Karoliny (córki króla Jerzego II), ale byliśmy już tak wykończeni, że nie zdecydowaliśmy się na zwiedzanie stanowisk artyleryjskich w pobliskich tunelach. Zamiast tego przysiedliśmy na chwilę i podziwialiśmy wznoszący się ponad nami północny szczyt Skały, a także rozciągającą się poniżej (za bezpieczną barierką) panoramę miasta – z biegnącym poprzecznie pasem lotniska, po którym akurat kołował, a po chwili wystartował wojskowy transportowiec C130 Hercules w barwach Royal Air Force.

Po odpoczynku uznaliśmy, że czas zakończyć wizytę na Skale i zjeść obiad – w mieście na dole. Dlatego ruszyliśmy żwawym krokiem koło Zamku Maurów, a potem w dół Zamkowymi Schodami, po drodze podziwiając domy, koty i naścienne malowidło z ośmiornicą. Zeszliśmy aż do deptaka – głównej ulicy, pełnej sklepów, knajpek i innych miejsc przeznaczonych głównie dla turystów – i przysiedliśmy na pizzę w jednym z barów. Wokoło rozbrzmiewał język angielski, rzadziej hiszpański, przechadzali się turyści i biegali uczniowie lokalnych szkół, a jakże, w kolorowych mundurkach. Wśród przechodniów wyróżniały się piękne kobiety, o urodzie stanowiącej mieszankę cech hiszpańskich, arabskich i brytyjskich – takich rysów nie widziałem nigdy wcześniej! Po niemal godzinie cała ekipa była znów w komplecie.

Chcieliśmy jeszcze podjechać autobusem na południowy cypel Gibraltaru, odwiedzić latarnię morską i pomnik generała Sikorskiego – ale kiedy zerknęliśmy na rozkład jazdy, było już za późno. Po dłuższej chwili znaleźliśmy stosowny przystanek, autobus i ruszyliśmy w kierunku hiszpańskiej granicy. W drodze powrotnej mieliśmy okazję podziwiać niezwykły widok: otóż z braku miejsca pas startowy gibraltarskiego lotniska przecina główną drogę od granicy do miasta, zresztą zaraz za (lub przed) przejściem granicznym. Kiedy startuje lub ląduje samolot, opuszczane są szlabany i wszyscy – piesi, rowerzyści i zmotoryzowani – czekają cierpliwie, aż znów będzie możliwe przejście lub przejazd. Udało nam się przy tej okazji zrobić zdjęcie samolotu, startującego przed nosem oczekującego tłumu
(nieszczególne ze względu na głowę osoby siedzącej z przodu i dach autobusu, ale w ferworze fotograficznym, żeby mieć ten samolot…). Jeszcze rzut oka na Skałę od hiszpańskiej strony, tuż za przejściem granicznym…

A potem wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy z powrotem do Sewilli, przy okazji robiąc sobie w samochodzie wieczór polskich piosenek, ryczanych na cztery głosy – i to na trzeźwo! Był Perfect, Budka Suflera, Lady Pank… Z podróży powrotnej zrobiła się więc podróż sentymentalna. Dojechaliśmy do domu wzruszeni i syci wrażeń.

Ciąg dalszy niewątpliwie nastąpi.


Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany na madagaskar08.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

154 komentarze

  1. Quackie pisze:

    No to jest i o Gibraltarze.

    Mistrzu Tetryku, czy teraz serwer sam zmniejsza rozmiar zbyt dużych obrazków? Bo widzę, że panoramę wyświetla mniejszą, niż wrzuciłem?

    • Tetryk56 pisze:

      Nowy skrypt edytora domyślnie dopasowuje obrazki do szerokości szpalty, ale możesz to modyfikować albo przeciągając myszą, albo edytując w HTML-u, tj. jak dawniej wpisując w stosownym miejscu width=800 (na przykład).

      • Quackie pisze:

        Chodzi mi o to, że panorama we wpisie jest wyświetlana ze standardową szerokością (540 px), ale po kliknięciu „Wyświetl obraz w nowej zakładce” otwiera się w rozdzielczości 1024 x 61 px, mimo że do biblioteki wgrałem plik 2544 x 400 px.

        • Tetryk56 pisze:

          Dołożyłem ci do panoramy odnośnik — kliknięcie w nią otwiera ją w pełnej rozdzielczości.

          • Quackie pisze:

            Grazie, Maestro. Teraz widać wszystko jak trza – północny szczyt, małpę na barierce, południowy szczyt i ścieżkę (schodki) na nim, z której zawróciłem. Szkoda tylko, że Afrykę kiepsko widać, bo zasłonięta południowym szczytem i również tą windą.

            Po powiększeniu przy samej lewej (i prawej) krawędzi można zauważyć też rządek białych samochodów – to są te busiki, o których wspominałem. Przywiozły turystów, a teraz małpy po nich skaczą. Znaczy po busikach, chociaż po turystach też.

      • Makówka pisze:

        Czyli gdy robiłam pięterko już w nowym edytorze niepotrzebnie pomniejszałam zdjęcia ?
        Tyle dodatkowej roboty niepotrzebnie!!!!???? The-Incredible-Hulk

        • Quackie pisze:

          Oj, no nie wiem. Za duże zdjęcia i tak by mogły rozwalić wpis, nie mówiąc już o tym, że zajmowałyby niepotrzebnie miejsce na serwerze. Taka panorama to wyjątek.

          • Makówka pisze:

            To proszę mi wytłumaczyć z polskiego na nasze co znaczy
            domyślnie dopasowuje obrazki do szerokości szpalty ?
            Ja jestem tylko blondynka, miejscami różowa i na dodatek makówka.

            • Quackie pisze:

              To znaczy dokładnie to, co myślisz – że wyświetla zdjęcia w szerokości wpisu. Co w niczym nie zmienia rozmiaru zdjęcia wgranego na serwer.

              Więcej to już Mistrz Tetryk.

              • Tetryk56 pisze:

                Zalecam pomniejszanie przed wysyłaniem do biblioteki, gdyż w ten sposób oszczędzamy miejsce na serwerze, a także moc procesorów poprzez eliminację przeskalowywania przy każdym odświeżaniu — a to przekłada się na prędkość odświeżania..

                • Quackie pisze:

                  O to mi chodziło, nawet jeżeli nie potrafiłem tego tak fachowo wyjaśnić.

                  No i podejrzewam, że efekt jest taki, że przy ładowaniu strony z wpisem z mniejszymi zdjęciami mniej muli.

                • Makówka pisze:

                  Pewnie coś znowu robiłam źle, ale ja, gdy daję zdjęcia do komentarzy to pomniejszone najpierw wsadzam do biblioteki. Natomiast gdy robiłam pięterko klikałam bezpośrednio,a to zdjęcie POTEM właziło już samo do biblioteki.
                  Jednak wcześniej zdjęcie pomniejszałam do tej wielkości co mi wcześniej zalecono.
                  Łoj!

                • Quackie pisze:

                  Generalnie chyba dobrze, bo nie zauważyłem problemów z Twoimi zdjęciami?

  2. Makówka pisze:

    Wędrując z Tobą po Gibraltarze całkiem się wybudziłam.
    I jeszcze te małpy będą mi się śniły!
    To jednak była piękna wycieczka! A Ty umiesz o niej pięknie opowiadać!

    Brawo!

    • Quackie pisze:

      Małpy są wszechobecne. Zdjęć mam opór, bo bardzo fotogeniczne, no ale do wpisu coś musiałem wybrać. Dziękuję za uznanie 🙂

  3. Zocha pisze:

    Przyjemnie znów pospacerować po Skale, i nogi tym razem oszczędzone Wink1

    • Quackie pisze:

      O to to. Co prawda już na dole jeden pan oferował zwiedzanie całości takim busikiem na 6-7 osób, ale woleliśmy jednak inaczej. Może którymś następnym razem się skusimy?

    • Quackie pisze:

      Oraz – ciekawa sprawa, chociaż zupełnie poboczna: szukając różnych miejsc i faktów próbowałem wędrować po Gibraltarze za pomocą Google Street View i okazało się, że ulice, zwłaszcza te wyżej położone, obfotografowane są jakimiś dziwnymi, poucinanymi fragmentami, kompletnie nieciągłymi. Nie wiem, czemu tak. Poza tym są tylko panoramy powrzucane przez użytkowników.

  4. Tetryk56 pisze:

    Ale ja tu się zajmuję technikaliami, zamiast zacząć od tego, że bardzo mi się podoba wasza opisana z werwą i udokumentowana wycieczka! Brawo!

  5. Wiedźma pisze:

    Dobry wieczór Hi ! Ja jednak skorzystałam z białego busika, przy okazji obserwując współpracę kierowców z magotami….ku uciesze turystów wykonywały akrobacje, a kierowca otrzymywał napiwek Happy-Grin

  6. Wiedźma pisze:

    Symboliczny grób gen. Sikorskiego wygląda zwyczajnie… lastriko, białe kamyki i czerwone sztuczne kwiaty No i śmigło. .Na skraju pasa startowego, wygląda bardzo samotnie. Happy

    • Quackie pisze:

      Ha. To może i lepiej, że nie dotarliśmy? Za to pogalopowaliśmy przez ulice, zaułki i tunele(!) Gibraltaru, żeby zdążyć na autobus do granicy.

      • Wiedźma pisze:

        Z tych sklepów w miasteczku szczególnie fajna była duuża perfumeria …. trochę czasu nam zajęła. Overjoy

      • Wiedźma pisze:

        Chyba lepiej, że nie dotarliście….

        • Quackie pisze:

          Tak, to by mogło dodatkowo opóźnić rzecz całą. Wracaliśmy jednak przez Frankfurt, gdzie mieliśmy 5 godzin czekania między samolotami, więc dziewczyny i tak dokładnie odbadały wolnocłowe perfumerie, tyle że nie na Gibraltarze.

          • Wiedźma pisze:

            Ale sprawdziłam u wujka Google … teraz jest nowy, dużo bardziej okazały pomnik gem. Sikorskiego i w innym miejscu. Ze starego wzięto tylko śmigło. Happy

            • Quackie pisze:

              Czyli następnym razem…

              • max pisze:

                I dzisiaj mało kto pamięta , że przyczyna katastrofy w Gibraltarze była kupiona wcześniej w Kairze skrzynka ze szkocką gorzałą , która zablokował podczas startu ster wysokości . Innymi słowy katastrofa przez umiłowanie do whisky . Thinking

                • Quackie pisze:

                  To skłania, żeby pijąc szkocką, wspominać generała. Coś jak pierwszy toast w brytyjskim pubie: „Panowie, za króla” (aktualnie oczywiście za królową).

  7. Makówka pisze:

    Dobranoc! lulu

    Jutro Wam powiem czy w nocy skakały po mnie małpy…

  8. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Pięknie Approve
    O opisie już nie wspominam, bo przyzwyczaiłeś nas do wysokiej klasy swoich opowiadań Delicious
    Widoki zapierają dech w piersiach, szczególnie te pokazujące panoramę In Love
    Małpy w wielu miejscach na świecie bywają uciążliwe. Ale to ludzie je tego nauczyli. Niektórych bawi, że one są takie zaradne i wszędobylskie. Tak jest nie tylko z małpami…
    Droga przecinająca się z pasami startowymi, musi być ciekawa. Dobrze, że przy O’Hare nie ma takich dróg. Szlaban byłby zamknięty non stop. Przy tej częstotliwości lądowań i startów, nikt by nie przejechał… Overjoy

    • Quackie pisze:

      Małżonka opowiadała o podobnej sytuacji w „mieście małp” w Tajlandii, z tym że tam są one obiektem kultu. Chociaż na Gibraltarze trochę też?

      Na pierwszym zdjęciu w sumie też jest przejazd przez ten pas startowy, jak widzisz po napisach („Airfield ahead”), tyle że otwarty, więc nie widać ani czekającego tłumu, ani samolotów.

  9. Zocha pisze:

    Mgliste dzień dobry, ze słonecznymi wspomnieniami. Kawa niezbędna Kawa2

  10. Alla pisze:

    Dzień dobry Delighted
    Przewędrowałam bez zadyszki i bólu mięśni 😉 Mistrzu Q, gdy się powiększy superaste panoramiczne zdjęcie, to w prawym górnym rogu widać drogę z busami, autobusami (?), dokąd ona prowadzi?
    Uwielbiam takie widoki, gorzej z wdrapaniem się, żeby móc podziwiać. Apartamentem przyklejonym do skały, z przeszkloną ścianą, na pewno bym nie pogardziła 🙂
    Którą godzinę wskazywał zegarek gdy schodziliście ?? Wink

  11. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Mnie w nocy małpy nie prześladowały (na szczęście!), ale budzik i tak zadzwonił przynajmniej o jakieś trzy godziny za wcześnie… 🙁

  12. Quackie pisze:

    Dzień dobry, muszę oprzytomnieć.

  13. Zoe pisze:

    U mnie chłodno mgliste dzień dobry.
    Ta fotka z turystą na schodach ma piękny błękit nieba. Ten błękit jest dużo piękniejszy od podróżnika. Mam nadzieję, że przypadkowy turysta się nie obrazi Wink

    • Quackie pisze:

      Niueee, skądże znowu! Happy-Grin

      • Zoe pisze:

        Ale błękit urzekający. Czasem na zdjęciach wychodzi bardziej głęboki niż w rzeczywistości. Aha i zapomniałem pochwalić za fajną notkę. Co niniejszym czynię.

        A tak przy okazji poznałem dzisiaj nowe słowo. Nieczęsto się zdarza abym słyszał, czytał, poznawał nowe słowo:
        ANOSMIA
        Mamy dzisiaj, że zacytuję:

        W roku 2019 Dzień Wiedzy o Anosmii przypada na 27 lutego (środa)
        Dziś jest Dzień Wiedzy o Anosmii

        Anosmia to nabyty lub rzadziej wrodzony całkowity brak funkcji węchu. Obchody święta zostały zapoczątkowane przez Daniela Schein, amerykańskiego mężczyzny z zaburzeniami węchu i mają na celu zwrócenie uwagi i popularyzację wiedzy o tym schorzeniu.

        • Quackie pisze:

          A dziękuję.

          Węch jest jednym z najstarszych zmysłów, podejrzewam, że mechanizmy ewolucyjne mogą go traktować jak atawizm i wówczas anosmia byłaby procesem ewolucyjnym (gdyby ewolucja mogła myśleć: „spróbujmy pozbyć się węchu u niektórych osobników i zobaczymy, co się stanie”).

          • Zoe pisze:

            No ewolucja pójdzie dwoma ścieżkami:
            Pierwszą ścieżką pójdą koneserzy win, kaw, etc., którzy w zapachach tych potraw szukają nieprawdopodobnie delikatnych niuansów (wystarczy poczytać recenzje win zrobione przez koneserów tego trunku)
            Drugą ścieżką ewolucji pójdą miłośnicy fastfoodów Wink

            • Quackie pisze:

              Już idzie tymi ścieżkami, zdaje się.

              Przy czym najlepsi kiperzy smaków (np. win) i zapachów (np. perfum) nie powinni jeść, pić, ani wąchać niczego, co mogłoby rozstroić ich kubki smakowe lub powonienie.

  14. Makówka pisze:

    Słoneczne witajcie!
    Lezak

    Chyba żadne małpy w nocy mnie nie odwiedziły. Chyba, bo przecież nie wszystkie sny się pamięta.

  15. Wiedźma pisze:

    Po kawie, po spacerku słonecznie sie witam Hi

    • Quackie pisze:

      Dzień dobry, przed chwilą byłem na zakupach i musiałem się gwałtownie rozpinać. Lampa taka, że właściwie powinienem rzucić wszystko i iść sie opalać.

  16. Tetryk56 pisze:

    A przy okazji: wiecie, że dzisiaj jest oficjalny Dzień Niedźwiedzia Polarnego? A nasz Pancerny dzieee?

  17. Makówka pisze:

    Penne w Veronie teraz.A co?

  18. ajw pisze:

    Dzień doberek 🙂 Relacja, jak zwykle, urocza i wciągająca, małpy niepokojące, a miejsce interesujące 🙂

    • Quackie pisze:

      Również ze względu na militarną przeszłość i teraźniejszość. Mieliśmy w ekipie takiego pozytywnego maniaka, który zjawił się ostatni, bo musiał zwiedzić ile wlezie baterii, stanowisk ogniowych, armat, kazamat…

  19. Makówka pisze:

    Pozdrawiam z Miasteczka Aniołów Szanownych Panstwa

  20. Makówka pisze:

    Teraz na chwilkę wstępuje na Naddniestrze,ale wieczorem już wracam na Gibraltar.

  21. Quackie pisze:

    To ja ogłaszam fajrant i przerwę.

    Aha, część ostatnia relacji będzie w weekend.

  22. Tetryk56 pisze:

    Na sobotę mam już wymyśloną MJP 🙂

    • Quackie pisze:

      No to gdyby Zocha dała radę dzisiaj wieczorem albo jutro, czy nawet w piątek z opowieścią o grzybie, byłoby idealnie, jak mi się zdaje.

      • Zocha pisze:

        Zdaje mi się, że skończę po dobranocce 😉 zdjęcia oczywiście mam przygotowane, gorzej jak zwykle z tekstem…

    • Makówka pisze:

      Czemu na sobotę MPJ ?
      Ostatni dzień miesiąca jest w czwartek. W piątek jest 1 marca, ale może się mylę, albo źle zrozumiałam zasadę?
      Ja tylko pytam czemu, bo nie rozumiem…

  23. Zocha pisze:

    Zajrzyjcie więc do obiecanej poczekajki -obiecane małe uzupełnienie świetnie opisanej podróży Mistrza Q.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)