W sierpniowy długi weekend odwiedziliśmy przyjaciół na Kielecczyźnie i nieoczekiwanie trafiliśmy na atrakcję, jakiej dawno nie widzieliśmy: gminne dożynki – uroczysty festyn i okazjonalne konkursy i występy. Niedziela była dniem gminnych eliminacji konkursu wieńców dożynkowych. Jeśli komuś wyobraźnia podsuwa wianeczek z kilkunastu kłosów, przeplatanych wstążkami, to jest w wielkim błędzie. Zasady konkursowe są bardzo surowe. Wieniec ma prawo zawierać wyłącznie elementy roślinne, wyhodowanie przez swoich twórców, a bogactwo wzorów i komplikacje struktury budzą prawdziwy podziw. Jak stwierdziła nasza przewodniczka, niektóre z użytych roślin – jak np. proso – były prawdopodobnie uprawiane wyłącznie dla wbudowania w wieniec! Wykorzystanie znalazły kłosy, gałązki, pestki, owoce; wytwarzające wieńce zespoły musiały długo i ciężko pracować zarówno nad projektem, jak i realizacją. Obejrzyjcie zresztą poniżej sami…
Do konkursu stanęła większość wsi w gminie; gotowe już dzieła prezentowały i ochraniały panie w strojach ludowych, zdobnych i barwnych, w których akcentem dominującym były czerwone kwieciste chusty. Rozmaitości strojów dopełniały galowe mundury strażaków i policjantów, ozdobione zielonymi kotylionami, szeroki wachlarz mniej lub bardziej odświętnych ubiorów widzów, a barwnie dodatkowo uzupełniały je buźki dzieciaków pomalowanych w kotki, myszki i co kto chce.
Uroczystości oczywiście zaczęły się specjalną, dożynkową mszą w miejscowym kościele – tej jednak części uroczystości nie obserwowałem. Nie wiem też, kiedy zebrało się jury konkursu, z pewnością jednak z rozpoczęciem części oficjalnej zaczekano na zakończenie obrad. Czas oczekiwania zgromadzona publiczność umilała sobie na wszelkie możliwe sposoby. Można było podziwiać prace konkursowe; Koło Gospodyń Wiejskich częstowało pajdami chleba ze smalcem, dla wybranych dyskretnie wzmacnianymi odpowiednią dla przekąski przepitką. Obok inny stragan zapraszał na domowe placki i ciastka; dla tradycjonalistów był standardowy bufecik z piwem i przekąskami pod wielkimi parasolami zachwalającymi markę „Warka Classic” oraz przewoźna budka z lodami. Prawdziwe używanie miały dzieciaki. Wielkie zjeżdżalnie z dmuchanego plastiku górowały nawet nad estradą, obok ogromnym zainteresowaniem cieszył się zespół batutów, na których dzieci były dodatkowo mocowane do elastycznych szelek, mogły więc wykonywać bezpiecznie kilkumetrowe skoki. Dla zmęczonych lub mniej żywych było kilka straganów z zabawkami, słodyczami, no i lody. Po nasyceniu się gwarem i widokiem można było spocząć na ławeczkach formujących przed estradą zaimprowizowaną widownię.
Wreszcie nadszedł czas rozpoczęcia części oficjalnej. Najpiękniejsza funkcjonariuszka miejscowej policji powitała wszystkich zebranych, imiennie wywołując co ważniejsze postaci. Wójt gminy równie serdecznie powitał przybyłych ziomków, został uroczyście odczytany list od posłanki tutejszej ziemi (nazwiska nie pomnę, partia rządząca), która skrupulatnie wyliczyła wszystkie zasługi, jakie wg stanowiska partii położyła ona dla polskiej wsi, starannie oczywiście przemilczając dotyczące tejże wsi problemy przez tę partię spowodowane. Po odrobieniu tychże koniecznych elementów przyszedł wreszcie czas na wyniki konkursu, poprzedzone, rzecz jasna, krótkim przypomnieniem jego warunków. Ogłoszono trzech laureatów – przy wręcz oskarowym napięciu wskazywano miejsce trzecie, potem drugie i wreszcie pierwsze. Publiczność reagowała żywiołowo, prócz aplauzów były też okrzyki protestu, ale ostatecznie decyzja jury została zaakceptowana przez społeczeństwo gminy. Laureaci mają za kilka dni stanąć w szranki na szczeblu powiatowym.
Po nacieszeniu oczu przyszedł czas na uszy. Dwa zespoły miejscowe wykonały po kilka piosenek w stylu folk-polo, może nie do końca melodyjnie, ale za to energicznie i z zaangażowaniem. Dość zabawnym akcentem był młodziutki chłopiec – solista jednego z zespołów, który dziecinnym głosem wyśpiewywał ludowe teksty w stylu „dziewucho, będę cię obracał”, z melodią mijając się nie gorzej niż starsze koleżanki.
Kolejnym punktem programu miały być konkursy bardziej improwizowane. Np. pod hasłem „Skacz, sołtysie, skacz” ogłoszono rywalizację między sołtysami przynależnych do gminy wsi, który zaliczy więcej skoków przez skakankę bez skuchy. Ze względu na podeszły wiek niektórych sołtysów regulamin konkursu zezwalał na wskazanie jako zastępcy dowolnego członka Rady Sołeckiej. Szczegółów kilku następnych konkursów nie zdołałem niestety zapamiętać.
Usatysfakcjonowani festynem nie czekaliśmy już na zapowiedzianą na późniejsze godziny popołudniowe zabawę tańcującą wieńczącą obchody gminnych dożynek. Po prawdzie nie jestem biegły ani w tańcach ludowych, ani w tańcach disco…
Zapraszam państwa na prawdziwy ludowy festyn!
To miałeś świetny weekend


Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam na tego typu imprezie. Na pewno atmosfera niezapomniana
Ciekawi mnie, czy zgadzałeś się z opinią jurorów co do wyboru wieńców.
Zaaferowana nowym pięterkiem zapomniałam się przywitać

Dzień dobry
Śniadanie!!!

I dzień dobry.
Witajcie!
Jak widać powyżej, jest na takiej imprezie dla każdego coś miłego – jednemu wieńce, innemu przekąski a jeszcze innemu kozaczki!
Wieńców na pewno nie projektowała jedna osoba, raczej rywalizujące zespoły odgapiały od siebie (przez kolejne lata) co atrakcyjniejsze pomysły. W rzeczywistości w detalach było wiele różnic – moje marne możliwości fotograficzne nie zdołały tego pokazać…
Dzień dobry

Ja tak tylko z przeciągiem 🙂 Zaganiania znów nadszedł czas 🙁
Uwielbiam dożynki i każdego roku w nich uczestniczę. Zapewne z racji tego, że mieszkam w małym miasteczku i są tu, na miejscu organizowane. Atmosfera jest nie do opisania. Wszystkie sołectwa przygotowują posiłki, takie prawdziwe wiejskie jadło z babcinych przepisów 🙂 Do tego swojej „roboty” różnego rodzaju naleweczki itp.
Zawsze jestem pełna podziwu dla osób, które tworzą wieńce. Te, które nam pokazał Ukratek są również wyjątkowe 🙂
Pozdrawiam cieplutko
Fakt – ogrom pracy włożony w ich zbudowanie budzi podziw!
SPRZEDAŁAM DZIECI!
Nie wiem, na jak długo, więc się cieszę każdą chwilą. Pewnie wrócą za dwie-trzy godziny. Póki co mam tu takie cudowne nicnierobienie. I ciszę. Bajka!
A, żebyście czasem nie pomyśleli, że jakaś babcia czy dziadek: chłopcy raz w roku spotykają się z Kuby Wychowawczyniami z podstawówki. Od 5 lat. W wakacje. I to właśnie jest dzisiaj.
Idą sobie gdzieś tam.
Normalnie duma mnie pod sufit wynosi. Otóż BB zebrał takie pochwały, że… Za zachowanie, za postawę, opikowanie się bratem, asertywność, funkcjonowanie społeczne i w ogóle. W porównaniu ze stanem rok temu. Że podobno widać ogromną różnicę.
I ja bym się napiła z tej okazji, ale nie mogę. To może Wy?
Wywieszka w knajpce:

„Dzieci pozostawione bez opieki, w tym niegrzeczne, będą sprzedawane do cyrku”
Witajcie!
Jesień idzie, nie ma rady na to! Ale póki co, cieszmy się latem
Dzień dobry, dzień dobry. Identycznie wyglądają dożynki w mojej wsi. Jak jak nie cierpię tych imprez. Uciekam jak najdalej od tego typu występów..
Mam nadzieję, że odbywa się to z dala od twoich trawników…
Dźwięk dochodzi.
A to się porobiło !! Mieszkaniec polskiej wsi , pan Zoe , przeklina (?) tradycyjne w sierpniu dożynki ! Pisze o irytującym dzwięku , który z „dożynek” dociera do jego wiejskiej posiadłości .Pamiętam , że dawniej powszechnym dzwiekiem na polskich wsiach w sierpniu , to był dzwięk klepanych kos i zgrzyt ostrzenia tych podstawowych , żniwnych narzędzi . A dzisiaj ? Nie ma sierpów , nie ma kos …Na poletko wiejskie wpadnie na godzinkę kombajn , który nie tylko skosi i wymłóci zboże , ale jeszcze słomę po zbożu zapakuje w foliowe opakowanie i jak mówią : po herbacie Co zatem tak niepokoi naszego Wyspiarza ? Może Zoe coś wie , o czym My, reszta nie mamy pojęcia , a warto by wiedzieć , ot tak na wszelki wypadek ….Kłaniam się po cichutku dozynkowym kapeluszem : Dzień dobryyy…
Pół życia (no może przesada) zbierałem ziemniaki, grabiłem siano i pomagałem dziadkom zwozić słomę do stodoły.
Pamiętam jeszcze wiązanie snopków ale na to się nie załapałem bo miałem kilka lat. Pamiętam jak miałem 3-5 lat i fascynowało mnie jak dziadek klepał kosę.
Jakoś nie mam sentymentu do tego.
Na dożynkach prawdziwych rolników jest może 10% (przynajmniej w mojej miejscowości). Reszta uczestników imprezy to ludzie nie związani z rolnictwem tylko z tanim alkoholem (sorry tak to wygląda z mojej strony). Może krzywdzę inne miejscowości tą opinią ale dla przygniatającej większości uczestników zabawy dożynkowej w mojej wsi jedyny kontakt z rolnictwem to kosiarka do trawy i żywopłot wzdłuż chodnika do domu.
Ps. Żeby nie było, nie wyobrażam sobie mieszkania w mieście. Za ciasno i za dużo ludzi się plącze. Pzdr.
Domyślałem się , że nie chodziło o dzwięki klepania kos , a 0 dzwięki klepania głupot pod ” wpływem ” . Ale jak wiesz , ta orkiestra głupot pod wpływem , nie jest ograniczona dożynkami ,a jest powszechna na co dzień .Ot , taka nasza , taka swojska , taka polska codzienna (?) …Pzdr.
Kochani, jakaś dobra strona meteo?
Bo ta moja pokazuje słońce, a za oknem deszcz pada! A dziecko zaraz na wycieczke wychodzi!
Ja korzystam z AccuWeather. Zazwyczaj się sprawdza 😉
Dzięki. Zapiszę sobie, bo czasem potrzeba i nigdy nie mam pod ręką.
Dzień dobry;-)
Dożynki… ech kiedyś jeździłam, moja mama śpiewała w zespole ludowym, a i mnie się zdarzyło raz wełniak ubrać i wystąpić nie byle gdzie bo na Sabałowych Bajaniach w Białce Ech, wile bym dała, aby móc się na chwilę cofnąć do tamtych czasów.
Ostatnia impreza na której byłam zakończyła się sprawą z sądzie, tak że ten tego… hm.
A nie wiem czy wiecie, ze taki wieniec dożynkowy można kupić portalach sprzedażowych, właściwie to nie bardzo wiem po co, przecież chyba nikt sobie nie kupuje, żeby postawić na półce (pół pokoju by zajęło) a nie podejrzewam grup wieńcowych o nieuczciwość, bo co to frajda wygrać nie swoją pracą? Ale ilość ogłoszeń jest dla mnie dość zastanawiająca…
wieniec robi się i rok.Mają różne zboża kt ore sobie sieją specjalnie do wieńca.Tłumaczyła nam proces kobieta ktora robiła wieniec wygrywający czyli z TUCZĘP:))).
I powiedziala że gdyby nie chora noga to byłby ładniejszy!
Liczy się czy nie ma tam sztucznych dodatków .One pomniejszają wartość wieńca.
ONA JEDYNA miała wszystko naturalne.
I d otego dary natury w wieńću chowane.CHLEB nasz powszedni i inne takie;)
Ludzie… co tu się u mnie dzieje ostatnio… normalnie brak mi słów i nie nadążam.
Dobry wieczór! Wyjątkowo piękny dzień, bo wczoraj po południu lało. Jutro lub pojutrze mają wrócić tu burze, więc niewykluczone, że wrócimy wcześniej. Dzisiaj kurki własnoręcznie zbierane i własnogębnie pożerane
Nie dajcie się burzom! Smacznego!
Dzień dobry



Dzięki temu poznałam sąsiadów 


Nigdy nie mieszkałam na wsi, ale bywałam często u ciotki (mojej ulubionej), która zachorowała poważnie, a jej jedyny syn miał wtedy 9 lat…
To było małe gospodarstwo… coś około 4 hektarów. Oczywiście nie mieli kombajnu, ani żadnych takich ulepszeń. Wujek okaszał pole kosą, a potem jechał kosiarką. Zbieraliśmy „garście” i wiązali w snopki. Nauczyłam się nawet robić przewiąsła i wiązać tak, żeby się to potem, przy wrzucaniu „na stronę” w stodole, nie rozwaliło
Nauczyłam się też doić krowy, co w sumie nie było aż takie trudne. Wystarczyło „załapać” jak się te wymiona uciska i wpaść w odpowiedni rytm. Oczywiście ciotka robiła to znacznie szybciej. Miała wprawę.
Przy sianokosach, sąsiadka dziwiła się, że nie mamy bąbli na rękach od grabi. A to z kolei nie było dziwne, bo chociaż mieszkaliśmy w mieście, to jednak swój ogródek trzeba było posprzątać. Nauczyłam się jak trzymać grabie, żeby nie narobić sobie odcisków na rękach…
Bo na łąkach, to oni pomagali sobie nawzajem. Kosili od lewa do prawa (albo odwrotnie), nie patrząc czyje. Wszyscy razem zgrabiali wałki, a potem kopy. Woził każdy swoje… To było fajne, cała gromada ludzi uwijała się szybciej, niż pojedynczy gospodarz
Na wykopki jeździliśmy z mężem zarobkowo. Do sąsiadów ciotki. Płacili „metr” ziemniaków dniówki (na osobę). Nigdy nie odebraliśmy wszystkiego, bo nie potrzebowaliśmy aż tyle. Ale fajnie było spotkać tych wszystkich ludzi… Po polu nie tylko hulał wiatr, ale i kawały i jakieś ludowe przyśpiewki
Dawne dzieje, ale miło się wspomina…
Dzień dobry.
Ja nie wiem co jest grane ale czas przyspiesza…Już jest piątek, gdyby ktoś nie zauważył.
Witajcie!

Skoro czas przyspiesza, to znaczy, że nasza prędkość zdecydowanie oddala się od prędkości światła!
Dzień dobry. Jakieś śniadanie?

Ja bym dziś zjadła bułeczkę z łososiem…
Wiecie może o co chodzi z tymi kebabami? Jakies pospolite ruszenie wyznawców vs. przeciwników napotkałam. I nic z tego nie rozumiem.
Ja mieszkam na wsi i u mnie pod strzechy dociera dopiero pizza. Kultura kebabowa dotrze w przyszłym dziesięcioleciu:-).
Nie słyszałem o żadnym pospolitym ruszeniu…
Nic nie słyszałem, ale pachnie mi to wzmożeniem patriotycznym. Prawdziwy Polak nie jada kebabu tylko schabowego z kapustą…
Schabowego i kapustę bardzo chętnie. Byle nie wyłącznie. Bo takie kluski śląskie to już są podejrzane, czy ujdą? A ruskie pierogi? Bo ja częściowo z Kresów jestem…
Zresztą chyba i tak z prababką Lotarynką i ormiańskimi praprapraprzodkami na Prawdziwą Polkę się nie załapię… No i ta siostra Włoszka, cholera.
Trafiłam na taką akcję: jedna pani w euforii, że raz w tygodniu MUSI wprost zjeść kebaba, a druga jej zwymyślała od arabskich dziwek. No i w szerokim gronie poszła cała dyskusja o kultowości kebabów. Fanatyzm kulinarny. To się zdziwiłam… że może coś mi umknęło czy co?
Dzień dobry 🙂
Weekend już widać
A ja jestem całą w skowronkach 🙂 W niedzielę przyjezdżają bardzoooo oczekiwani przeze mnie goście 
A do mnie za tydzień
Nie wypowiadam się na temat potraw i różnych smaków , bowiem przeżyłem prawdziwy głód , który nauczył mnie szacunku do wszelkich wynalazków w bogatej dzisiaj ofercie dań do spożycia . Moim zdaniem , otwarcie granic wzbogaciło tradycyjny polski rynek spożywczy o asortymenty z innych kultur , w tym o kebaby, smakołyk muzułmanów . Warto przypomnieć , że jeszcze niedawno Polska zachwycona była muzułmańską Czeczenią i prosiła : obejmij mnie Czeczenio , a pani Ochojska kilkakrotnie prowadziła do tego kraju kolumny z pomocą . Przy takiej zachęcie w Polsce pojawiło się kilkadziesiąt tysięcy muzułmanów , a w Warszawie rondo Dudajewa , czeczeńskiego bohatera . Musiały zatem pojawić się również kebaby i nie było by w tym nic dziwnego , gdyby dzisiaj innych muzułmanów traktowano podobnie . Okazuje się jednak , że dzisiaj inni muzułmanie – to jest zaraza, przed którą władza będzie bronić polskie społeczeństwo .A co z kebabem ? Już nie ten polityczny apetyt … Wracamy do schabowego ….

Masz rację, Maksiu. Ktoś, kto nie przeżył głodu, będzie wydziwiał i upolityczniał smaki. Ludzie mają krótką pamięć, szczególnie przy wyborach. Nie pamiętają (a może nie chcą pamiętać) wielu spraw, a potem są zdziwieni…
I rozumieją to tylko niektórzy…
Mój wynalazek
Pisałam wcześniej, że ziemniaków mieliśmy w bród. Zarabialiśmy je na wykopkach i zawsze mieliśmy w piwnicy 

Kiedyś się u nas mówiło: „wełna, nie wełna, byle kiszka pełna”
Kiedyś miałam wspólniczkę w pracy. Narzekała na biedę w Polsce. Powiedziała mi, że musiała kupować jogurty w zgrzewkach, bo to było taniej. Jakie do pioruna jogurty?!!! Myśmy czasami zastanawiali się za co kupić dzieciom chleb!!! Była zdziwiona, bo przecież jogurty są potrzebne dzieciom do prawidłowego rozwoju… (bez komentarza). Jakoś nasze dzieci wyrosły bez tych zgrzewek jogurtów
Pamiętam, że hitem były ziemniaki nadziewane kartoflami
A jeszcze jak sobie przypomnę, że marzeniem mojego syna było jeść codziennie mortadelę… dziś nawet na nią nie spojrzy…
Tak… czasy się zmieniają… tylko nie wiem, czy na lepsze…
Czas na mnie. Padam z nóg. Ale konto sobie założyłam. własne, oddzielne, po dwudziestu prawie latach… I bardzo dziwnie się z tym czuję.

Dzień dobry

Mieliśmy jutro zająć się pracą, a w niedzielę na wycieczkę. Ze względu na pogodę, musieliśmy zmienić plany. Na wycieczkę jedziemy jutro, bo w niedzielę, chociaż też słonecznie, będzie taki gorąc, że trudno będzie wytrzymać, a już na pewno nie spacerować po chaszczach
Witajcie!
Po porannych zakupach i po śniadaniu – jakoś tak jest, że z ostatnim kęsem zawsze mi się zachciewa spać! Czy wy też tak macie?
Ja tak kiedyś miałam. Odkąd zmieniłam sposób żywienia problem znikł 🙂 Moim skromnym zdaniem, głównym sprawcą takiej sytuacji są węglowodany 🙂
Dzień dobry 🙂

Kap, kap, kap… znów pada
Mało lata tego lata było
Dobry wieczór, kochani. Zjechaliśmy dzień wcześniej, oficjalnie w związku z niesprzyjającą pogodą, faktycznie w związku z syndromem niepokoju poznawczego małżonki („chodźmy” lub „jedźmy gdzieś, róbmy coś”). Pobyt zakończył się bardzo nieprzyjemnym zgrzytem, na temat istoty którego wolałbym się nie wypowiadać, tym bardziej, że wszystko skończyło się dobrze. Jak ochłonę, to sklecę relację, bo warto, nawet jeśli nie będzie ona spójna i chronologiczna.
Witaj, zagubiony! Dobrze, że wszystko skończyło się dobrze! 🙂
O! Jestem. Dobranoc.
Dzień dobry

Połaziliśmy po znajomych ścieżkach, trochę ogryzły nas komary, bo chociaż na stałe wożę w samochodzie środki odstraszające, to zawsze zapominamy się nimi opryskać… a takie leżące w aucie, jakoś nie działają

Ale przy okazji możemy tam zaglądać 

Nie tylko napatrzyliśmy się na zielone, na ptaki i jezioro (osnute mgiełką), ale i poznaliśmy nowy sklep
Fakt, że nie kupiliśmy za dużo, bo gotówki nie mieliśmy za wiele, ale przynajmniej wiemy gdzie możemy zajechać będąc w Zion 
Nie wiedzieliśmy gdzie jechać na wycieczkę, to pojechaliśmy do Zion, nad Lake Michigan
Fajnie było
Potem pojechaliśmy do Wisconsin, bo nasz zaprzyjaźniony eks-sąsiad mówił, że jego znajomi jeżdżą do tego sklepu co dwa – trzy tygodnie na wielkie zakupy. Jest dużo taniej niż u nas…Sklep jest w Kenosha (Wisconsin) i to prawie 50 mil (80km) od naszego domu. Trochę daleko na normalne zakupy…
Wydedukowaliśmy też z małżonkiem, dlaczego wszystko jest tańsze… raz, że sklep jest ogromny (nawet jak na amerykańskie warunki). A dwa, że obsługę sklepu zminimalizowali na maksa. Nie widzieliśmy ani jednej kasjerki. Wszystkie kasy (a jest ich trochę) są samoobsługowe. Byliśmy też zaskoczeni, bo na drzwiach wejściowych pisało dużymi literami, że żadne karty kredytowe nie są akceptowane. Tylko gotówka i karty debetowe (czyli pobierające kasę bezpośrednio z konta). To zmniejsza opłaty kartom kredytowym, które pobierają ok. 3% od każdej transakcji… Jeśli dodamy do tego dużo mniejsze podatki, niż w Illinois… wiadomo czemu jest o tyle taniej
Czyli w sumie mieliśmy pouczającą wycieczkę
Dzień dobry. Własne łóżko po tygodniu spania w „obcym” daje efekt, no cóż, zaspania. Pogoda pikna, ale prognozy płynne, znaczy deszczowe.
Witajcie!
Deszczowy niedzielny poranek aż się prosi, żeby go przespać…
Mimo że tutaj nie deszczowy, też bym chętnie dalej zaległ. No cóż, niepokój poznawczy to straszna sprawa… 😉
Niedzielne dzień dobry
Witajcie!
Nie dość, że wcześnie, nie dość, że chłodno, to jeszcze do roboty!
Dzień dobry. Chłodno i podeszczowo, dość rześko i bez nastroju beznadziejności.
Przeczytałem o Twojej przygodzie z mewką (ptakiem oczywiście) i tak sobie pomyślałem , że napiszę o moim doświadczeniu z gołębiem (tez ptakiem) . Kiedyś w pobliskim parku zauważyłem gołębia z opuszczonym skrzydłem , który miał wyrazne kłopoty z fruwaniem . Zabrałem ptaka ze sobą do domu , wymościłem mu na okiennym parapecie pudełko po butach i rozpoczął się proces rekonwalescencji . Trochę to trwało , ale ptak wreszcie wydobrzał ,zaczął po pokoju fruwać , to otworzyłem mu okno , aby skorzystał z wolności . Wyleciał na zewnątrz , ale po jakimś czasie zaczął dziobem walić w szybę , aby wpuścić go z powrotem do pudełka Ta zabawa wlotów i wylotów , głownie wieczorem trwała do momentu , kiedy na noc przyleciał z partnerką (lub partnerem). Musiałem niestety pogonić parę gołąbków , bo nie wypadało mi przekazanie mieszkania gołębiom na podstawie zasiedzenia . Taka jest ta przyroda , bez współczucia i litości…
Ale z drugiej strony – optymistyczna: nawet z uszkodzonym skrzydłem (lub – jak mewa – po traumatycznych przeżyciach i nie umiejąca jeszcze latać) ma szansę się podźwignąć i przeżyć 🙂
Ma szansę mewa , a podczas bocianich sejmików , ptaki które wykazują słaba kondycje , są dziobane , aż do uśmiercenia włącznie . Widziałem to na własne oczy
Nie tylko bociany tak robią, Maksiu. Niemal wszystkie gatunki tak ptaków, jak i zwierzaków. I to nie zawsze przed migracją… Nam, ludziom wydaje się to okrutne, ale chodzi nie tylko o długą i ciężką podróż. Również o przekazane geny, czy brak pożywienia na danym terenie.
Lubię oglądać filmy przyrodnicze i kiedyś widziałam jak sowa zadziobała najsłabszego pisklaka i nakarmiła nim pozostałe dzieci. Wiedziała, że będzie opóźniał ich wędrówkę na wybrzeże, a najprawdopodobniej i tak tej wędrówki nie wytrzyma i padnie. I zadziobała go nie tylko dla tego opóźniania. Pisklaka trzeba karmić, a to dodatkowy dziób, który zabiera pokarm tym zdrowym i silniejszym…
A bociany (jak wszystkie migrujące ptaki) mają instynkt i nie potrzebują wiedzy gdzie i jak lecieć. Lecą w szyku, który pozwala oszczędzać siły. Słaby czy chory ptak nie jest w stanie za nimi nadążyć i tylko przeszkadza. Wolą więc usunąć go ze stada…
Jak widać na przykładzie Maxa, również i my mamy taką szansę – o ile wykażemy się w odpowiednim momencie dostateczną asertywnością…
Poniedziałkowe dzień dobry
Dobry, chociaż poniedziałek.
Dzień dobry. Weekend się skończył.
Witajcie!
Gorzej – nie tyko weekend, ale i sezon na sandałki…
Dzień dobry. Dzisiaj dzień biegania, jeżdżenia i załatwiania. Ale na razie trzeba się dobudzić, więc
Chciałam powiedzieć, że żyję, ino nastrój mam taki, że lepiej z nim do ludzi się nie pchać.
Dobrze, że żyjesz i masz tego świadomość!
A ludzie… niektórzy czasem nawet poprawiają nastrój!
Zboże zżęte , lub skoszone powiązane w snopki , poustawiane w stygi lub kopki czekało na młockę . Sierpem posługiwały się kobiety , kosą głównie chłopi , ale młocka była domeną mężczyzn . Cep podstawowe narzędzie przy młocce , przez wieki nie miał żadnych lepszych wynalazków . Kiedy w pazdzierniku 1945 roku znalazłem się we wsi Podlechy na Warmii , to na polach zastaliśmy wiele pokoszonego , ale nie sprzątniętego zboża . W sytuacji przymusowej z powodu braku cepa , wykorzystaliśmy tylne koło roweru jako prowizoryczną , polową młocarnię. Pomysł spodobał się innym i na polach pojawiło się wiele rowerowych młocarni . Może to jest potwierdzenie powiedzenia , że potrzeba jest motorem wynalazków ??
Wspaniałe wspomnienie, zwłaszcza w naszych zautomatyzowanych czasach.
Na pewno potrzeba jest matką wynalazków, a o rowerze jako substytucie młocarni, przyznam, nie słyszałem wcześniej!
Sprawa najtrudniejszą było zrobienie szczelnego w warunkach polowych parawaniku . Rower stawiało się kołami do góry i jedna osoba napędzała pedałem tylne koło , a druga w szprychy pakowała wiechcie z kłosami i młocka szła jak ta lala . Ziarno nie było zbyt czyste , ale chleb wszystkim smakował ,zwłaszcza osobom które nie zabrały się z wycofującym frontem ….
Świetne! Mówi się też, że matką wynalazku bywa lenistwo, ale w tym przypadku zdecydowanie potrzeba!
Jestem z powrotem. W Gdańsku złapała nas sakramencka ulewa, która już na wyjezdnym zaczęła pogrzmiewać nam za plecami.
Dzień dobry. Wstaje pogodny dzień. Ale nie u mnie.
Witajcie!
Ponoć najważniejsza jest pogoda w nas. Kto to mówił?
Sensu brak, to chociaż śniadanie jakie człowiek by zjadł.

No! I to jest konstruktywna propozycja! Dołączam z przyjemnością
Ostatnio jestem mistrzynią konstruktywnych propozycji
Pozwolę sobie zacząć od kawy, a co dalej, to zobaczymy. Dziękuję pięknie!
Dzień dobry. Dzień pogodny, bo nie ma tak, żeby nie było jakiejś pogody, zawsze jest jakaś, tu konkretnie deszczowa, ale przy przyświecającym słoneczku, żeby było śmieszniej. Deszczyk pada, słońce świeci.
Właśnie się dowiedziałem, że do piątku będę znów wyjechany
Dogania mnie zmęczenie. Kawa mnie mam nadzieję uratuje:

Jesteś Zoe bardzo pragmatyczny wg. zasady : Cóż to panu praca szkodzi ? Rzuć pan pracę – o co chodzi ? Kiedyś dawno temu, pan dobrodziej , spotkał w zaciszu drzemiącego sługę i wkurzony ryknął : Ach ,ty hultaju ! Ty nie jesteś godzien , aby na ciebie to słońce świeciło !! Wiem… dlatego legnąłem w cieniu – padła odpowiedż , też pragmatyka…
Dzień dobry
Następny będę się byczyć w Yellowstone Lake State Park, bo to będzie długi weekend (Labor Day, czyli coś jak u nas 1 Maja) 
Czyż nie cudownie!!! 
Czwarteczek, to już prawie weekend
I we wtorek przylatuje córeczka, której na żywo nie widziałam od roku!
Fantastycznie!