Wycieczki z małymi dziećmi są nieco inna niż takie bardziej dorosłe. Z części zwiedzania – nieco może zbyt nudnej z poziomu widzenia dzieci- trzeba zrezygnować a w to miejsce zapewnić rozrywkę. Czasem to ma swoje plusy, nie powiem.
Wycieczkę nad morze zaplanowaliśmy w zasadzie w piątek wieczorem, a planowanie polegało na tym: dzieci idziemy dziś wcześniej spać, bo raniutko wyjeżdżamy, obudzimy was jak prawie w środku nocy i jedziemy na wycieczkę. Tak się dzieci przejęły, że obudziły się już ok. północy i trudno im było wytłumaczyć, żeby poszły jeszcze spać, bo to jeszcze nie czas. Zaplanowany wyjazd był ok. 5 rano, tak aby między 8 a 9 być na miejscu i żeby nie było problemu ze znalezieniem miejsca parkingowego na przykład. Ha ha ha! Koń by się uśmiał! Mimo, że byliśmy ok. 9, że było to jeszcze przed wakacjami i teoretycznie tłumów nie było, to miejsc na parkingu też nie było i parkowaliśmy gdzieś kilka ulic dalej pod blokami.
W Gdyni byłam pierwszy raz, jakoś wcześniej się nie złożyło, ale odkąd sięgnęłam po książki Borchardta przepadłam i Gdynię chciałam odwiedzić koniecznie, głownie z uwagi na Dar Pomorza, który tam cumuje. Ku mojej radości akurat w tym samym czasie był tam również druga nasza wielka fregata: Dar Młodzieży. Pełnia szczęścia by była gdyby któryś był pod żaglami, no ale wiadomo nie można mieć wszystkiego.
Z uwagi na to, że wyprawa była raczej krótka (czasowo, nie odległościowo) , bo jeszcze tego samego dnia zamierzaliśmy wrócić do domu, skupiliśmy się na tym, aby dzieci spędziły czas ciekawie i wesoło, a do Gdyni zapewne jeszcze wrócimy.
A teraz zapraszam do krótkiego spacerku po kawalątku tego pięknego miasta.

Na taki widok, jaki nas powitał, dziewczynki aż piszczały;-)

Widok w stronę miasta

Ale nas ciągnęło zdecydowanie w stronę przeciwną, na miasto przyjdzie kolej innym razem.

Oczywiście nie dało się minąć statków, aby nimi nie popłynąć. Ten oto katamaran w głębi zawiózł (zapłynął?) nas na kraniec półwyspu.

Dar Młodzieży niemal na wyciągnięcie ręki. Miałam okazję już go kiedyś widzieć, niesamowity.

To co z daleka niewidoczne, z bliska nabiera kształtu…

A tak się prezentuje Gdynia widziana z morza.

I tak

I tak.
I jeszcze tak- przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać:

Widać Szyszko też tu był

A tu już rozpostarte ramiona portu na Helu.
Ja wiem, że długo, ale obiecuję, że jeszcze tylko kilka zdjęć.

Po szybki obiedzie zwiedzanie Białej Fregaty. Z wrażenia nie zrobiłam ani jednego zdjęcia w środku.
Na pokładzie uściśnięciem reki przywitał nas uśmiechnięty Kapitan, zamieniliśmy kilka słów, później poszliśmy oglądać statek, na którym pływał mój ukochany autor Znaczy Kapitana. Możecie się ze mnie śmiać, ale dla mnie to było naprawdę niezwykłe przeżycie móc oglądać to wszystko o czym pisał w swoich książkach na własne oczy, móc zobaczyć jego kajutę (doprawdy nie wiem jak tak postawny człowiek się tam mieścił).
Ale teraz dosyć sentymentów. Wiadomo dzieci z morzem mają główne skojarzenie: plaża i nie było wyjścia, musieliśmy iść zamoczyć nogi.

One gotowe były zamoczyć się całe;-)
Naprawdę już kończę.
Odwiedziliśmy Akwarium Gdyńskie, zachwycona byłam makietą, przedstawiającą rozlewisko Bałtyku.

O rybkach, koniach, rozgwiazdach i innych meduzach nie wspomnę, żeby ograniczyć się do minimum.
A już właściwie na koniec Gdynia widziana w góry, zdjęcia nie najlepszej jakości, bo robione przez szybę:

Komentarz chyba zbędny.

I nic nie będę mówić, że mam lęk wysokości….
I na koniec fontanny z dołu:
I na dowód, że nie tylko ja widuję czasem dziwne rzeczy obok fontann siedział sobie taki oto pan:

Nie wiem co jest groźniejsze widzieć białe myszki czy Mikołaje w środku lata?
Ech, jak ktoś dotrwał do końca, to pewnie jest równie zmęczony jak my po całym tym dniu. Dzieci zasnęły w samochodzie, ale przed północą udało nam się dotrzeć do domu.
Mam nadzieję, że Wy na koniec notki nie zaśniecie.
Takie wycieczki nie męczą, szczególnie jak są tak ciekawie opisane
Nie wyobrażam sobie, że ktoś mógłby zasnąć czytając i oglądając… jest zbyt ciekawie 
Dziękuję za mile słowa, ale jakie niedopatrzenie żeby nawet żadnej mewy na zdjęciach nie było? ani łabędzia? A przecież nie dali się ich na plaży nie zauważyć…
Otóż może nie ma mewy w zbliżeniu i jako pierwszoplanowego tematu zdjęcia, ale jeżeli jest na zdjęciu zewnętrzny falochron portowy (a jest – na tym z koła widokowego, na którym widać oba Dary, z podpisem „Komentarz chyba zbędny”), to na nim zawsze siedzą mewy i kormorany. Jeszcze nie widziałem, żeby nie.
Ha! a ja dotarłem do domu znacznie przed północą i zastałem nowe pięterko, znaczy klimatyczne takie

Zdjęcia są bardzo fajne i ciekawe. A żywy (no, ledwo…) wizerunek świętego na ławce może mieć bardzo proste wyjaśnienie: organizowaną dnia poprzedniego promocję Coca Coli na ten przykład
Otóż nie mam pojęcia, skąd on się tam wziął o tej porze roku. Ta promocja (niekoniecznie napoju) to dość prawdopodobna rzecz.
Macie chyba racje wyglądał jak Mikołaj promocyjny, ale co reklamował nie mam pojecia, za to cel reklamodawcy został osiągnięty bo wzbudzał zainteresowanie.
Promocyjny, czy nie, ale musiało mu być trochę ciepło w tym ubranku

Współczuję mu…
Dobry wieczór na nowym piętrze. Bardzo fajnie, a najlepiej, że jak ktoś z zewnątrz, to znajduje całkiem nieoczekiwane ujęcia
jak na przykład fontanna od dołu albo kawałek mariny i plaży od góry (z koła widokowego).
Na drugi raz daj znać z wyprzedzeniem, to może się uda chociaż przelotnie spotkać
Dziękuję, a wiesz jak się w stresie pisze, gdy się wie że miejscowi będą czytać? 🙂
No, nie ma się czego bać!
Może i nie ma, ale jest taka niepewność, że coś pomyliłam, inaczej niż powinnam nazwalam.
Och, nie ma najmniejszego problemu, życzliwie i taktownie byśmy szepnęli na ucho, że to nie tak. Ale o ile dobrze widzę, wszystko jest tak.
Jutro obejrzę i poczytam.
Skończyłam czytać dobrą książkę i muszę galopem oczyścić umysł przed następną. Znacie ten stan, kiedy po zakończonej lekturze zostaje się jeszcze jakiś czas w jej świecie?
No ale może przynajmniej nie przyśni mi się dzisiaj Kraśko. Zawsze jakiś zysk
Bobranoc. O.

He he nigdy nie mów nigdy!
E sumie to lepiej Piotrek niż Jarek….
Ojezu… tfu tfu tfu zgiń przepadnij!
A kysz!
Pamiętaj, w razie czego mów: Feministka, gej. Tusk, gender, Wałęsa, parasolki i mara Jara zniknie!
Obawiam się ze tylko ta jedna, konkretna się tego boi, na inne nieposkutkuje
Na szczęście obeszło się bez.
Uff
Spokojnej!
Dobranocka jeszcze piętro niżej!
Aha, przypomniało mi się, że skoro Borchardt, to na Kamiennej Górze jest willa, w której mieszkał już po wojnie. Taka sobie to atrakcja, poza pamiątkową tablicą, którą widać z ulicy, właściwie nic, ale można połączyć przyjemne z przyjemnym, wjechać (nową kolejką zębatą) lub wejść (tradycyjnie) na szczyt Kamiennej Góry, do punktu widokowego, po czym ponapawać się widokami i zejść drugą stroną – właśnie obok willi Borchardta. Oczywiście to przy założeniu, że ma się na to czas.
N Kamienną Górę nie wystarczyło czasu, ale z pewnością – zwłaszcza po informacji że jest tam willa p. Karola- z pewnością następnym razem się tam wybierzemy. I koniecznie ten cmentarz, podobno też piękny.
Masz na myśli cmentarz Witomiński? Owszem, bardzo ładne miejsce, w lesie i nawiedzane nocą przez sarenki (i pewnie inne zwierze też, aczkolwiek sądzę że dziki by się nie przedostały przez ogrodzenie, chyba że na rympał). A tak na marginesie – cmentarz ze względu na kogoś konkretnego (np. p. Borchardta?), czy też na ogólną urodę miejsca?
Tak dokładnie ten cmentarz mam na myśli.
Bardzo chcę odwiedzić grób Borchardta, niestety coś mi się ubzdurało, z eon leży po drugiej stronie Bałtyku i bardzo byłam wściekła, kiedy po powrocie do domu sprawdziłam i okazało się, że jednak jest w Gdyni. No cóż, nie ma rady wybrać się trzeba jeszcze raz.
Czytałam, że rzeczywiście to piękna nekropolia, kiedyś wydawało mi się, że jak cmentarz w ogóle może być piękny, albo taki pogrzeb na ten przykład, ale jednak pewne przeżycia zmieniają człowieka i jego podejście do wielu spraw. do cmentarzy również, więc jakkolwiek makabrycznie by to nie zabrzmiało to chętnie go odwiedzę.
Natomiast co do willi, to znalazłem w polskiej Wiki taki fragment: „W Gdyni dostał przydział mieszkania w składającej się z dwu pomieszczeń „nadbudówce” (nazwanej przez Borchardta „Siódmym niebem”), umieszczonej na dachu odebranej przedwojennym właścicielom willi w Kamiennej Górze. Obecny właściciel rozbudował willę, tworząc na miejscu tej nadbudówki dodatkowe piętro, tak że obecnie tylko odtworzony z pietyzmem w Muzeum Obrony Wybrzeża gabinet kpt. Borchardta przypomina minione czasy.”
O siódmym niebie wspominał w którejś z książek, dziękuje za informacje:)
Acha, a co to za samobójczyni siedzi na morzu na takim czymś betonowym (nie wiem czy to cokół czy może jakaś morska budowla?) od strony mariny?
Dzień dobry na nowym pięterku



A tym, że czytają to tubylcy, to się nie przejmuj
Najwyżej coś tam sprostują. Przecież napisałaś, że w tym mieście byłaś po raz pierwszy, także nawet jakbyś coś pomyliła, nikt Ci głowy nie urwie, ani nie wyśmieje. Każdy ma prawo do pomyłek…
Świetna wycieczka, nawet jeśli z małymi dziećmi
W Gdyni nie byłam, tylko w Gdańsku (oczywiście na Starówce 🙂 ), w Sopocie i na Helu. W Oliwie trafiliśmy na koncert organowy… Oprócz tego byliśmy w Darłowie i Ustce, po drodze zahaczyliśmy o Kołobrzeg. I to tyle z polskiego wybrzeża
To było wiele lat temu, kiedy jeszcze działałam w klubie krwiodawców
Relacja jest cudna
Spójrz na mnie! Niby mieszkam po drugiej stronie oceanu, a też czasami wiem mniej niż np. Mistrz Q i prostuje On lub uzupełnia moje wypowiedzi. I muszę szczerze się przyznać, że absolutnie mi to nie przeszkadza, a nawet jestem z tego zadowolona. Przy okazji i ja się czegoś nowego dowiem
O to to!
Burza za oknem cichnie, także będę mogła iść spać

Miłego środowania się życzę
Dzień dobry. Chyba zaspałem. Właściwie to bez dwóch zdań zaspałem.
Ps. Spać mi się dalej chce.
Coś jakby zaraźliwe?
Witajcie!
Zaczynam mieć Zespół Napięcia Przedurlopowego…
To pora na mocny akcent!

Gienia! A podajże śniadanie kobieto!
Dzień dobry. W sam raz, kawusię poproszę, pani Gieniu!
Gienia tak się drze, ale kawę dobrą robi!
Dzień dobry 🙂
Skwer Kościuszki w Gdyni odwiedzam regularnie 🙂 Tak (plus/minus) co trzy miesiące. Miejsce jest mi więc dobrze znane. Niemniej jednak bardzo miło się spaceruje podczas Twojej relacji, Gimi 🙂 Słodkie te Twoje córcie (mimo, że widziane od tyłu 😉 ). Co do Mikołaja, to wygląda na to, że chyba pory roku im się pokićkały 😉 Ja również spotkałam go dzisiaj i wczoraj 😉 Przy pogodzie osiągającej 33 stopnie 🙂 Nie sądzę, że zbierają już zamówienia na prezenty 😉
PS. W galerii spróbuję potwierdzić ten fakt, jeśli mi się uda to uczynić z telefonu 🙂
Widziane od przodu jeszcze bardziej słodkie! 🙂
Tak myślałam! Baaa… byłam tego pewna 😉
jak to dobrze, że u nas święta są zimą i Mikołaj przychodzi jednak mając na sobie nieco więcej ubrań;)
Y to by był fajrant
A na blogu Gimi***** jeszcze więcej zdjęć z wyprawy 🙂
Wyspy nie mogłam taka ilością zdjęć obsypać- starałam się, żeby chociaż zdjęcia się nie powtórzyły, ale w końcu nie wiem bo zaczęło mi się to wszystkie przed oczami mieszać;)
Pożegnam się na dziś.
Taką jedną książkę czytam, co mi powoduje wewnętrzny rollercoaster. Muszę ja skończyć, bo inaczej nie będę mogła zasnąć.
Znaczy – nie mam żadnej, absolutnie żadnej gwarancji, że jak ją skończę, to będę mogła. Zasnąć. W każdym razie wisi nade mną groźba, że nie będę używać Martini. I ja to MUSZĘ zweryfikować. Amen(t)
Słowa klucze: książkę, groźba, Martini.
Wychodzi mi James Bond
Raczej Gwendolyn…
Pobiłam swój życiowy rekord w czytaniu książki.
Na czas czy na kilogramy?
Na czas.
Muszę teraz odpocząć. I lepiej żeby żaden Jarek mi się nie śnił – mam teoretyczne szkolenie zabijania zaliczone!
Witajcie!
Pada i wieje. Jak w Poznaniu!?!
Dzień dobry. U mnie tak samo.
Dzień dobry. Tu też leje od kilku godzin.

Piękne lato, nie ma co. Lato od lania?
Czy Gienia daje zieloną herbatę?
Gienia podaje co się zamówi.
Jest przygotowana na każdą opcję.
Ty Gienia wiesz co.
W Polsce to chyba jedynie niepogoda jest pewna
Na to wygląda.
Ale głupie takie lato.
Bardzoooo gupie
Mimo, że właśnie kończę urlop, to jednak zdecydowanie wolę słoneczko. Nawet spoglądając na nie zza biurka 
W duchu dziękuję za 2 tygodnie we Włoszech, mimo że upał był okrutny i ja na dwa dni padłam zupełnie. Przynajmniej mieliśmy jakieś lato, bo teraz to szkoda słów.
Nawet nie wiesz jak ja Cię rozumiem 🙂 Dodatkowo dzieci mogły skorzystać! A ja czekam na samolot do Warszawy i jak czytam Was, że leje, to wiesz co mnie chwyta? Wiesz!

No wiem, wiem.
Dobry, przywitał się nieco burkliwie, jak zwykle przed pierwszą kawą, i poszedł uśmiechnąć się do Gieni o ekstramieszankę, dającą kopa.
Aby nie za mocna.
A jest coś takiego, jak za mocna kawa? Zwłaszcza rano?
Byle się od tego kopa nie wykopyrtnąć!
Literacko Pan zaczynasz ten ponury czwartek.
Oby nie poszło w jakieś zbrodnie, czy co.
O nie, a przynajmniej nie mam takiego zamiaru. W pracy dzisiaj uciążliwe nudy – bibliografia na tapecie. Jeżeli dobrze policzyłem, jakieś 20+ stron
i jeżeli miałbym kogoś zamordować, to z nudów.
Taki dobry motyw, jak każdy inny…
Aha, tu nie pada, ale zachmurzenie całkowite (chociaż słońce widać – przez chmury, więc ich pokrywa nie jest zbyt gruba).
Dzień dobry.
Dzień dobry!
A u nas dziś rano była wielka radość z deszczu, bo w końcu można założyć kalosze i pochlapać się w kałuży:)
Dzień dobry

U mnie też na razie chmury, ale ma się wypogodzić
Nie podoba mi się TAKA MOKRA Warszawa
Nic, teraz tylko dotrzeć spokojnie do domku 
A w tych słomkowych kapeluszach ( w ten deszcz ) wyglądamy tak samo dziwacznie, jak Mikołaje latem
Nie przejmuj się Kopciuszku… na pewno bardziej pasuje słomkowy kapelusz do deszczu, niż Mikołaj do lata

Wczoraj padłam jak kawka. Było burzowo i deszczowo, a ja przy takiej pogodzie się przewracam.
No to się przewróciłam na wersalkę na parterze i o 22:30 obudził mnie mąż, że czas iść spać
Odwiedziłam łazienkę i poszłam do łóżka… 

To mi się rzadko zdarza…
A dziś wstałam przed 5 i od tego spania aż mnie boki bolą
11 godzin spania!!!
Ha! Jestem pewien, że masz gdzieś zdjęcie tej padającej kawki!!!
Niestety, padającej kawki nie mam


Z tego typu ptaków (krukowate) mam tylko startującą wronę amerykańską
Z tego co wiem, kawek w Ameryce nie ma, także trudno o zdjęcie nie tylko padającej…
U nas to tego deszczu było w nadmiarze… a przynajmniej w niektórych rejonach.
To co musi się dziać w dzielnicach, które przy dużych opadach zawsze są zalewane? Aż strach pomyśleć 
Z tego co widziałam w telewizorni, to znane mi miasteczka Libertyville i Mundelein w dużym stopniu znalazły się pod wodą. To znaczy nie całkiem pod… piwnice zalane niemal do parteru, a drogi zmieniły się w rzeki. A nie jest to teren zalewowy i z relacji jednej z mieszkanek – nigdy nie widziała tu takiej wody. A mieszka w Mundelein od 18 lat…
Tak, to jest mocno niepokojące. Z drugiej strony właśnie dom w niedawno opisywanym Żywcu stoi na tyle blisko Soły, żeby każdy wyższy stan wody alarmował mieszkańców (a Soła, co powtarzam pewnie po raz tysięczny, jest w pierwszej trójce najczęściej wylewających rzek w Polsce), a jakoś od 1955 (czy coś koło tego) jeszcze nie wylała (w Żywcu) aż tak, żeby właśnie piwnice zalać czy jeszcze wyżej.
Nie wiem kiedy ostatnio zalewało Libertyville, czy Mundelein… te 18 lat, to z opowieści kobiety. Ciekawe, czy któryś z mieszkańców będących tam dłużej coś pamięta? Może jak w Żywcu, najstarsi nie pamiętają…
Osobiście to mam dosyć. Wszystkiego.
Hmm. [Szybkie przesurfowanie… Na Szkicach nic, na fejsie nic…] znaczy coś świeżego. I domowego. Po takiej kolacji?
Oj tam. Prosty tian.
Życie mnie skopało, a to źle działa na tocznia. I Hashimoto.
Jutro postaram się uzupełnić notatki.
Tymczasem pa!
Spokojnej!
A ja znów wróciłem do domu. Robiliśmy mały happening na pl. Bohaterów Getta przeciw ksenofobii i nienawiści. Jak się pojawi na YT, dam linkę 🙂
Dzień dobry Państwu.

Gienia zaprasza.
Dżenowefo herbatę raz pliz
Dzień dobry. Chłodne dzień dobry – brr 12 stopni ale słońce wygląda zza chmur. Będzie dobrze bo to PIĄTEK.
Witajcie!
Piątek, piąteczek, piątunio – i to z perspektywą!
Dzień dobry, teraz przelotem, bo kawa, banan i zaraz bieganie – do południa? Tak gdzieś około… Paaa…
ja nie wiem ale wydaje mi się, że po bananie to trza się na skocznie wdrapać a nie biegać;-)
Żeby zjechać na skórce?
lepiej na skórce niż na d…ce
Problem w tym, że jak się wlezie na skórkę (od banana), to właśnie ląduje się na dupce!
No i dobiegłem do celu, wszystko pozałatwiane i powyjaśniane 🙂 Teraz można do pracy siadać i kończyć, kończyć, prąpaństwa!
Dzień dobry
Jak na razie tylko 19C 
A u nas chłodniej
Fajereant!! I przerwa.
Otóż jestem i pobędę, a w weekend to już w ogóle planuję pobyć, że hoho.
Spać.
Jeszcze trochę i nasz Maksio powinien wrócić z hacjendy… Chyba pisał, że wróci w lipcu. A już połowa. Także lada dzień powinien się pojawić

Jedni wyjeżdżają, inni wracają…
Wędziliśmy. Mieliśmy to robić jutro, ale dobrze, że wyciągnęliśmy to z solanki już dziś. I tak jest trochę za słone. Małżonek śmieje się, że czuje się jakby wrócił z Wieliczki, po oblizaniu wszystkich ścian
Ale w sumie to jest całkiem niezłe…
Nie pamiętaliśmy jak się przygotowuje mięsko do wędzenia. Według przepisów znalezionych w internecie, powinniśmy trzymać nasze wyroby 8 dni. Przepis solanki też był podany. Trzymaliśmy 5 i przynajmniej o 3 dni za długo. Żywa sól. Nie lubię niedosolonych potraw, ale to nawet dla mnie jest ciutkę za słone.
Następne mięsko musimy solić w inny sposób…
Hm, czy mam rozumieć, że macie teraz dużo słonych przekąsek? To trzeba donabyć odpowiednią do nich ilość piwa…
Piwa nie pijam, a z innych alkoholi, to mamy taki zapas, że wystarczyłoby na Wieliczkę z przyległościami

Do wyboru, do koloru. Od słodkości po czysty spirytus
Właśnie się tak zastanawiam, do czego (jakiego alkoholu) – poza piwem – nadawałyby się słone przekąski…
No i zalało!
Za dużo wody w Des Plaines River i wystąpiła z brzegów. Gdy rano jechałam, skrzyżowanie niedaleko nas (Grant Ave. & Des Plaines River Rd) było zalane i oczywiście zamknięte, ale Des Plaines River Rd powyżej tego miejsca było przejezdne. Co sprawdziłam, bo przejechałam
Gdy małżonek po południu wracał z pracy, było już zamknięte. W sumie wracał do domu dwie godziny (czyli o godzinę dłużej), bo gdy z kilku ulic cały ruch był przekierunkowany na naszą ulicę, potworzyły się gigantyczne korki. Synek miał łatwiej, bo tylko pół godziny przedłużył się jego powrót z pracy (wracał troszeczkę ponad godzinę). W telewizorni choć raz nie mówią tylko o strzelaninach, ale i o podtopieniach. 
Będą ich wyciągać, jak woda trochę opadnie. A w sobotę ma być jej więcej, dopiero od niedzieli poziom ma się zmniejszać… taki samochód do niczego się już nie nadaje…
Nie wiem po co ryzykować, skoro można objechać. Może zajmie to więcej czasu, ale się dojedzie… 
Masę ulic jest nieprzejezdnych… oczywiście zdarzają się głupole, którzy omijają przeszkody i próbują przejechać… Stoją potem w wodzie, bo zalało im silniki…
Widać nie tylko w Polsce zdarzają się ludzie prezentujący postawę „Co, JA nie przejadę?!?” A potem ich muszą wyciągać.
Głupota nie jest „przywilejem” Polaków. W innych krajach też jej nie brakuje

Chociaż nie ma pewności, że wśród tych, którzy utknęli Polaków nie było
To ja na wszelki wypadek podam śniadanie:

O tak! Kawka nieco późniejsza niż zwykle pozostaje nadal kawką.
Dzień dobry! Jestem i pobędę, z niewielkimi tylko przerwami.
A ja chałeczkę kupiłam i wiejski chlebuś i zaraz ZJEM ŚNIADANIE, bo już mogę 🙂
Ach, widzisz. Zakupy miałem zrobić!
Co to ja miałem…

PAMIĘĆ!
Pamięć wewnętrzna, 128GB RAM, mało używana
Na szczęście zapisuję sobie różne rzeczy na twardym dys… to znaczy na karteczce.
Karteczka jest niezastąpiona!
Tzw. „mała żółta karteczka”, nie trzeba dodawać, że samoprzylepna. Nb. w ostatniej partii ktoś dał nieco inny klej, i to taki, jakby miał najlepszą wolę wieszać telewizory na ścianach za pomocą tych karteczek.
Dzień dobry. Lecę do obowiązków sobotnich.
Moje w dużej mierze wyjechały
Dzień dobry


U mnie chyba pracowity będzie, jak to przy sobocie
Może jutro się gdzieś wybierzemy? Sarah wyjeżdża rano… a z resztą, to nie nasz gość, tylko syna
A słusznie. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli zabawiać gości synów, chyba że tak byśmy się wcześniej umówili – chociaż i tak pojęcie na temat zabawiania – ich i nasze – znacznie się różni.
Tymczasem nad Gdynią burza. Jedyna w promieniu 300 km. Przypadek?
Chyba pójdę sobie do łóżka. Może z jakąś książką?
Dawno nie czytałam
Ooo. Spokojnego czytania 😉
Tak mi się od wczoraj… Sama nie wiem czemu.
„Zrobić małpę. Zrobić osła. Zrobić świnię. Właśnie tak…”
No właśnie widzę. Ale to autorefleksja? Chyba nie?
Raczej komentarz do sytuacji makro.
Aaa. No to oczywiście, że tak. Tylko że jestem pewien, że nikt, kto powinien, tego sobie nie śpiewa, osobliwie przed lustrem, gdzie powinien lub powinna.
Niestety.
A sama piosenka zawsze przejmowała mnie dreszczem, od małego (kiedy słuchałem z winylowej płyty), chociaż dopiero nieco później zrozumiałem ten fragment ze znaczącą pauzą po „gdy mam brzytwę w ręce”.
O, no. Chyba sobie jutro zrobię Dudkowy wieczór. Bo dziś już nie mam siły.
A mnie się przypomniała w związku z sytuacją makro i występami niektórych (tak artystów jak i parlamentarzystów) piosenka „W obronie ministrów”. Tak to właśnie wygląda, jak się słucha i/lub ogląda (z niedowierzaniem).
Słoneczko resortowe… Tia… Tylko prezes, nie minister.
To może ja już pójdę dobranoc?
No to nie wiem, spokojnej chyba, o ile.
Tak na marginesie, piosenka o słoneczku resortowym jako całość mi się skojarzyła z serialem Ucho Prezesa.
Dzień dobry. Słońce całkiem się udziela za oknem. Ta wczorajsza burza to musiał być wypadek przy pracy. Lecę po kawę do Gieni, może się obudzę.
260???
Eeej… dajcie nową wycieraczkę!
Właśnie przeglądam tfurczość, żeby może coś puszkowanego wrzucić, a tu nic…