Czasem człowiek musi pojechać na zakupy do centrum handlowego po coś. Tym czymś mogą być buty, spodnie czy też w przypadku pań sukienka (w sumie to nie wiem co jest potrzebne w przypadku pań). Pierwszym, koniecznym warunkiem jest wyprawa do centrum w samotności. Nie bierzemy nikogo, kto nas może rozproszyć. Szczególnie nie bierzemy na zakupy: małżonki, małżonka, partnera, dzieci starszych, dzieci młodszych, psa, kota i chomika.
Na początku wyznaczamy sobie nieprzekraczalny czas, który możemy poświęcić na zakupy. Ten nieprzekraczalny czas to 45 minut. O tym dlaczego tyle dowiecie się pod koniec notki. Te 45 minut dzielę według zasady 3x3x5. Działa to tak na przykładzie butów:
- Wchodzę do pierwszego sklepu. Obchodzę cały sklep i wybieram maksymalnie trzy pary obuwia, które oglądam, przymierzam, sprawdzam. Na każdą parę przeznaczam maksymalnie 5 minut. Jeśli nie ma pary butów, która mnie zadowala wychodzę. Natomiast jeśli jakaś para mi się szczególnie podoba to jej NIE KUPUJĘ tylko zapamiętuję, że jest tutaj taka fajna para butów. Jeśli się złamię i kupię to nie są szczęśliwe zakupy. To są nieszczęśliwe zakupy. W każdym bądź razie z pierwszego sklepu wychodzimy bez butów po 15 minutach
- Wchodzę do drugiego sklepu i powtarzam procedurę z tego pierwszego. Czyli 3 pary x 5minut. Tutaj również nic nie kupuję.
- W trzecim sklepie procedura się powtarza – wychodzimy bez butów. Mija 45 minut.
Teraz spytacie dlaczego szczęśliwe zakupy skoro nic nie kupiliśmy. Są trzy powody:
- Jeśli w tych trzech sklepach nie było nic co się nam podoba to znaczy, że kolejnych na pewno nie będzie niczego innego, bo we wszystkich sklepach jest to samo tylko troszeczkę inaczej wygląda a my tej rzeczy po prostu nie potrzebujemy.
- Nie wyrzuciliśmy niepotrzebnie pieniędzy na zbędną rzecz i udowodniliśmy, że nie jesteśmy przebrzydłymi materialistami
- Jeśli jednak w tych trzech sklepach jest rzecz, która się nam podoba, pasuje, jest w dobrej cenie etc. to przyjeżdżamy za dwa dni z osobą, którą wymieniłem na początku notki (małżonkiem(ą), partnerem, itd.) i prosimy tę osobę o radę. Na pewno będzie szczęśliwa, że może to skonsultować, doradzić. Poczuje się dowartościowana, potrzebna, wzrośnie jej poczucie szczęścia. W taki sposób dzielimy się szczęściem.
Kilka uwag na koniec:
Zakupy robimy w poniedziałek albo wtorek po jakichś dłuższych przerwach, świętach (do fryzjera też tak chodzimy). W galeriach są pustki i nikt nam nie wchodzi na plecy.
Teraz odpowiedź na pytanie dlaczego mamy 45 minut (oprócz tego że 3 produkty po 5 minut na produkt w 3ech sklepach). Dam ją na moim przykładzie: O godzinie 18ej kupuję bilet do kina na seans filmowy, który zaczyna się o 18.30. Pytam biletera ile trwają reklamy: 20 minut. Czyli mam 50 minut do faktycznego rozpoczęcia filmu. Czyli 45 minut na zakupy + 5 minut na przejścia pomiędzy kinem i sklepami.
Ps. 1. Do kina idziemy w ostatnim dniu seansu. Jest duża szansa, że wszyscy głodni popkornu byli na wcześniejszych seansach.
Ps. 2. Kino możemy zamienić na kawiarnię ewentualnie księgarnię
Ps. 3. Przydatne linki:
- http:/home/u194284526/domains/madagaskar08.pl/public_html/www.helios.pl/7,Bielsko-Biala/MapaKin/
- http:/home/u194284526/domains/madagaskar08.pl/public_html/domodi.pl/wyprzedaze?ps=1&utm_source=Opera&utm_medium=Speed_Dial&utm_campaign=grafika1
Polecam mój sposób wizyt w galeriach handlowych. Jest to prawie przyjemne. Prawie bo nic nie przebije grabienia liści w ogrodzie, zrywanie malin z krzaka w lesie, jazdy na rowerze bądź spaceru z psem gdzieś daleko od zgiełku i hałasu.
Jakieś pytania? Odpowiem:-)
Dzień dobry. Prawie nie mam uwag, poza jedną: co do trzeciego powodu, to przekonałem się, że jeżeli wrócę za 2 dni, sam lub z osobą miarodajną a opiniotwórczą, to pożądanego produktu w 9 przypadkach na 10 już nie będzie.
I bardzo dobrze, że nie będzie. Za chwilę wchodzą do kin Gwiezdne Wojny.
To ja mam chyba łatwiej, bo szukam konkretnej rzeczy. I jak ją znajdę, to po prostu kupuję i nie szukam dalej.
Temat rzeka. Te zakupy. A Galerie Handlowe – drugi.
Ja najwyraźniej nie jestem typową kobietą, bo nie znoszę tzw. sklepówek, czyli łażenia i oglądania wystaw. A zakupy u mnie wyglądają tak:
Sobota, czasem niedziela, bo to jedyny czas, kiedy mąż może nas zawieźć. Jedziemy na ogół z chłopakami, rzadko sami, bo wtedy ktoś musi z nimi zostać w domu i jest to na ogół terapeutka.
Rzeczy potrzebne do domu to oczywiste. Jak się zepsuje odkurzacz, to wiadomo, że człowiek nie szuka lodówki.
Jeśli chodzi o ubrania, bywalcy Szkiców wiedzą, że mniej więcej dwa lata temu dostałam manii porządkowania szaf. W tej chwili wygląda to tak, że mam listę rzeczy, których każde z nas potrzebuje. Obejmuje ona wszystko: od majtek i skarpetek, przez buty, spodnie, sukienki, bluzki itd, po płaszcze i kurtki. Wszystko rozpisane co do sztuk, kolorów i fasonów. I jeśli dajmy na to BB wyrasta z butów zimowych, to jedziemy do sklepu, w którym kupujemy buty zimowe i koniec. Jeśli potrzebna jest koszula dla Pitera, to mamy dwa sklepy, w których kupujemy koszule. I tak z pozostałymi rzeczami.
Zakupy robimy w trzech Galeriach Handlowych. W każdej mamy konkretne sklepy, w których kupujemy, bo odpowiada nam asortyment i ceny. Zdarza się zajrzeć do innych – informacyjnie i w charakterze ostatniej deski ratunku, ale bardzo rzadko. Jedziemy po dżinsy 32/34, to kupujemy dżinsy, nie kurtkę. Proste.
Całkowicie spontanicznie robimy zakupy chyba tylko w księgarniach, i to wszyscy czworo…
Mój wpis był trochę żartobliwy. Ale w części dotyczącej trzech sklepów poważne było to, że nie ma sensu chodzić do większej ilości dla jednego towaru. Po większej ilości sklepów to towary się zlewają w mózgu w jedno wielkie „ale” – Ale tu nic nie ma.
Na zakupy trzeba jechać z konkretną potrzebą a nie szwendać się po wszystkich placówkach. To wszystko rozprasza i później wracamy z niepotrzebnym chłamem do domu.
Zgadzam się. Zdarzało mi się DAWNO TEMU kupować rzeczy bez sensu. Pewnie dlatego przeszłam na minimalizm
Dawno temu czyli zapewne w sierpniu
Tak, ale w sierpniu 2014.
Tak całkiem na poważnie, w czasach gdy pracowałem w zaopatrzeniu, był taki przepis, że branżowiec nie może zrobić zakupu zanim nie porówna minimum trzech ofert na dany produkt.

Ale się dziewczyny musiały nagimnastykować gdy produkt był specyficzny i można go było kupić u 1, góra 2 dostawców
Skądś to znam.
Aha, no i kawa/ herbata dla wszystkich!
Herbatka.
Ps. Wczoraj był Doktor Strange (napisy) i nie kupiłem kurtki:-)
Byłeś szybciej

Herbata. Dziękuję.
Dzień dobry
W najbliższym czasie wybieram się do Centrum po rękawiczki więc będę mógł wypróbować 


Bardzo dobry poradnik dla kupujących.
A skoro zeszło na kino / względnie kawiarnie to proponuję coś ciepłego do picia – może być kawa
Jeśli ktoś ma się ochotę przyłączyć to zapraszam
A tak na marginesie, to jakieś 6 lat temu popełniłem podobny poradnik, chociaż z nieco innego punktu widzenia. To może jak tu drabinka urośnie, odświeżę.
Ok. Trzymam za słowo.
Po dziewiątej. Odpełzam w czeluście pieczary pt. praca.
Dzień dobry, ja kawkę poproszę;-)

Może to i dobry sposób, ale u mnie niestety odpada głównie z uwagi, że na większe zakupy zazwyczaj z dziećmi musimy, a jak nam się uda urwać sami do kina to szkoda nam nawet 15 minut na zakupy, no chyba, że na lody od Grycana w ostateczności.
Co do zakupów, to ja mam system że jeśli wchodzę i jest coś co mi się naprawdę podoba to mierzę i kupuję (zwłaszcza buty), a jeśli przejdę i nic mnie nie porywa, to znaczy że szkoda czasu na chodzenie, bo i tak nic z tego nie będzie.
To nie jest poradnik jak robić zakupy z dziećmi. Nie wiem jak robić zakupy z dziećmi i się nie zmęczyć i nie zdenerwować. Jedyne co mi do głowy przychodzi to wpakować dzieci do kina i wtedy spokojnie kupić co trzeba a w pozostałym wolnym czasie wypić kawę w kawiarni.
Ósmy w kolejności komentarz na Wyspie, związany będzie z jakże trudną dolą szewców, którzy jak wiadomo bez butów chodzą. Dokonując reasumpcji treści zawartych w tekście, nie pomijając płynących z niego wniosków, warto zauważyć, że skoro tablet najłatwiej pozyskać w punkcie obługi klienta sieci telefonii komórkowej, a modną torebkę w spożywczym dyskoncie Lidl, to najprawdopodobniej po obuwie należy się udać do sieci aptek. A to z tej przyczyny, że etopirina ostatnio nie idzie, więc z pewnościa bedzie jakaś promocja. A nawet jeśli nie będzie, to zawsze można kupić sobie stoperan, ot tak, na wszelki wypadek.
Kłaniam zebranym z zaścianka Loch Ness
Treść notki była na przykładzie obuwia. Faktycznie chciałem kupić kurtkę. Z powyższych spostrzeżeń wynika, że najpewniej to kupię na stacji benzynowej albo w sklepie RTV jako dodatek do wypasionego odbiornika TV. Hmm, jest coś na rzeczy:-)
Chyba masz rację;-)
podobno nowe buty czy inna sukienka najlepsze na ból głowy, niestety nie wiem tego z doświadczenia, bo sukienki kupuję na pewno częściej niż doświadczam bólu głowy, i niech tak zostanie;)
Z zakupami, to jak w tym dowcipie: Kiedy mówiłaś mi, że kupiłaś niebieskie buty na obcasie i z kokardką, nie sądziłem, że mówisz o trzech parach!
Dzień dobry


Mam swoją zasadę robienia zakupów. Wpadam do sklepu, lecę prosto tam, gdzie są towary mi potrzebne, biorę, płacę i wypadam. Całe szczęście dzieciom zakupów robić już nie muszę. Córka od lat z nami nie mieszka, a syn jak potrzebuje czegoś, to sam jedzie do sklepu
U nas jest w rodzinie podział. Mąż i córka lubią sobie popatrzeć i połazić, a syn jest taki jak ja. Zakupy są nam niemiłą, męczącą koniecznością.
Z opisu można się domyślać, że czasem tak szybko wpadasz i wypadasz ze sklepu, że nie zdążysz nic kupić
W zasadzie to mi się rzadko zdarza, bo nie znoszę zakupów i lubię wpaść, kupić i wypaść. Ale faktycznie, jeśli nie ma tego czego potrzebuję, jestem zmuszona opuścić sklep bez towaru i udać się do następnego. Względnie jest, ale dużo droższy niż w innym. Małżonek to chodzący cennik. On wie co i gdzie jest taniej. Mnie tam wszystko jedno.

A w sumie, to dobrze, że w tej chęci wyjścia ze sklepu jak najszybciej, znajduję jeszcze czas, żeby zapłacić…
Wszystko o czym pisze Zoe to samo życie , ale jest problem : z jaką kasą wpadamy do galerii czy sklepu . Tak się wszystko poprzemieniało , że wiele osób , po opłaceniu czynszu i innych opłat obowiązkowych już z domu nie wychodzi bo niema po co . W Stolicy trzy wielkie stadiony zamieniono na niedzielne bazary . Wybronił się Stadion Dziesięciolecia , ale Skra i Olimpijka w dalszym ciągu świadczą handlowe usługi w niedziele. Olimpijkę mam pod nosem i jestem tam w każdą niedzielę . To jest dopiero Galeria Handlowa ! Tysiące ludzi ! Największy tłok przy stoiskach , gdzie wszystko można kupić za złotówkę , ale na olbrzymim terenie tysiące ludzi na kawałkach folii , usiłuje sprzedać za grosze , często wartościowe przedmioty , obrazy , rekodzieła , porcelanę . Na taką Galerię nie można wpaść na chwilę , bo zawsze jest coś ciekawego , ale dręczy pytanie : co stało się do cholery ze sportem , który by l tam obecny przez długie lata ??
Maksiu, ale niektóre zakupy i tak trzeba robić, bez względu ile zostanie po opłatach. Jeść coś trzeba, choćby suchy chleb…
Nie chodzę i nie kupuję. Byłam kilka razy, bo miałam koleżankę, która to uwielbiała i czasami ją woziłam. Nasz były przyjaciel tak sobie kupił komputer. Przejeżdżaliśmy, chciał się zatrzymać, bo wypatrzył jakiś tam sprzęt. No i kupił kompa za jakieś grosze. Fakt, że stary, ale na chodzie. Jak się nie ma żadnego, to na początek i taki dobry. 
Tutaj modne jest tak zwane „garage sale”, czyli wyprzedaż garażowa. Ludzie sprzedają na swoich podwórkach to co im nie jest w domu potrzebne. Na ten przykład, dzieci wyrosły z ubranek, to można je sprzedać za minimalne pieniądze. Jakieś meble, bibeloty… też można tam znaleźć ciekawe rzeczy. A przynajmniej tak niektórzy twierdzą
Problem braku pieniędzy może zrozumieć tylko osoba , która sama miała z tym kłopoty . Mieszkam w dzielnicy Wola , która była przecież dzielnicą robotniczą . Było tu kilkanaście dużych zakładów przemysłowych – nie ma żadnego . Jest za to kilkanaście Banków , ale do banku byłego robola nie przyjmą . Znam wielu wykształconych , których czasami można spotkać w sytuacji zarabiania pieniędzy ….aż łza się kreci , ale przecież jakoś trzeba dawać sobie radę . Jak mówią bracia Czesi : to se ne wrati i dobrze by było, aby ten postęp niewielki , ale przecież jest , nie załamał się dla tej dobrej zmiany …
Wydaje mi się, Maksiu, że rozumiem braki finansowe bardzo dobrze. W Polsce, oboje z mężem pracowaliśmy w budżetówce. Dostaliśmy mieszkanie służbowe na własne wykończenie. Dwójka dzieci, która poszła do szkoły… Dobrze, że chociaż miałam ciotkę na wsi. Jeździliśmy jesienią na ziemniaki. Do sąsiadów ciotki. Płacili metr ziemniaków za cały dzień pracy. Zawsze znaleźliśmy kogoś, kto nam to zawiózł do domu. Mieliśmy zapas na cały rok. U ciotki robiłam też przetwory. To wiśnie, to ogórki… przywoziłam puste słoiki, a zabierałam pełne. Po wypłacie, jak się wszystko poopłacało, zostawało niewiele. Trudno było codziennie jeść same ziemniaki z ogórkami. Wymyślałam więc różności. I na ten przykład jedliśmy ziemniaki nadziewane kartoflami

Jesteśmy Miralko niemal z tej samej wsi . To nie było adresowane do Ciebie . Mam nadzieję ,że czytają nasze wpisy również inni Wyspiarze i Goście . Przepraszam ,jesli poczułaś się dotknięta .
Nie, nie poczułam się dotknięta.
Tylko Twój wpis pobudził moje wspomnienia… Czasami było bardzo ciężko, ale byliśmy młodzi, pełni zapału i werwy
Całe życie było jeszcze przed nami… Dziś, gdy się patrzy na to z perspektywy przeżytych lat, jakoś to inaczej wszystko wygląda. Wspomina się z rozrzewnieniem, a nawet sentymentem. 
W życiu trzeba sobie umieć radzić . Byłem w Sofii ze swoim profesorem na jednej z Uczelni , na krótkim kontrakcie. Stołowaliśmy się w pobliskiej restauracji . Pan profesor zawsze zamawiał to , co i ja , bo płaciłem tylko ja . Jest to przykład jak można oszczędzać na jedzeniu .
Właśnie po raz kolejny uratowałam wszechświat przed zagładą, a przynajmniej jego fragment złożony z czterech części mojej rodziny.
Jestem jak widać niereformowalna.
Idę otworzyć sobie Martini.
Hmmm… znacie chyba historyjkę o najskuteczniejszym sprzedawcy w sieci marketów? Tym, który zaopatrzył jednego klienta?
Kojarzę historię, ale nigdy nie pamiętam szczegółów.
No cóż, koniec dnia. Dobranoc.
Tak sobie myślę, że albo nie jestem baba, albo to jest mit o kobiecym, ulubionym sporcie – zakupach

Większość kobiet, które znam, jakoś nie przepada za zakupami… To jak to właściwie jest? Babska pasja, czy marzenia facetów, żeby tak było? Bo może to jest wytłumaczenie zbyt małych męskich zarobków? Nie mam kasy, bo żona wydała… wybrała się na zakupy…
A wiesz, że możesz mieć rację?
I jeszcze: całymi dniami zakupy robisz, to ja na mecz pójdę.
A tak w ogóle, to mój małżonek się dzisiaj wściekł. Wysiadł mi odkurzacz. Postanowiliśmy kupić nowy. Chciałam taki jak miałam, bo jest najwygodniejszy w użyciu. Małżonek zamówił mi taki przez internet. Po kilku dniach anulowali zamówienie i zwrócili kasę. Uparty małżonek pojechał do sklepu i tam zamówił ten odkurzacz. Miał być do odbioru 31 października. W sklepie. Pojechał i wrócił z niczym. Jeszcze nie mieli. Jeździł jeszcze może ze dwa razy zapytać czy już mają. Nie mieli. Był dzisiaj… jakaś kobitka powiedział mu, że zostały wycofane ze sprzedaży i że może chce inny
jak mi to opowiedział, to mało mnie coś nie trafiło! To dlaczego ten model nadal widnieje w spisie towarów? Dlaczego przez miesiąc (zamówienie zostało złożone 13 października) nikt nas nie powiadomił o zaistniałej sytuacji? Kasę wzięli, a odkurzacza nie mają?!!! Sprzedali towar, który nie istnieje?!!!
Ja tak miałam z jedną torebką. Trzy razy mi ją sprzedawali, a potem zwracali pieniądze.
Czyli to co Bożenka napisała. Bałagan jest wszędzie…
Tak. Na dodatek ona jeszcze przez pół roku wisiała na jednej ze stron internetowych, a na moje upierdliwe maile dostawałam odpowiedź, że ZARAZ ją zdejmą.
Moje uprzejme maile, sugerujące podobną praktykę – albo CHOCIAŻ oznaczenie „towar niedostępny” – pozostawały albo bez odpowiedzi, albo dostawałem uprzejmą wiadomość „sugestię przekazaliśmy do odnośnego działu”.
Mam takie podejrzenie, że to praktyka mile widziana. Klient wpłacił pieniądze za towar? Często tak. Zanim sklep mu je zwróci, mija jakiś czas – tydzień, może dwa. A im większy sklep i większe obroty, tym większa się robi suma, leżąca na koncie sklepu. W ten sposób sklep zapewnia sobie NIEoprocentowany kredycik obrotowy.
Podobną sytuację miałem z jednym biurem podróży tu w Gdyni, i tu już robi się groźnie: we wrześniu wpłaciliśmy zaliczkę na wyjazd narciarski do naprawdę fajnego hotelu 5*, za przyzwoite pieniądze. W grudniu dopłaciliśmy do pełnej sumy. W lutym, na półtora tygodnia przed wyjazdem, przedzwoniła do nas panienka z biura, że „hotel odwołał państwa rezerwację”. Na szczęście udało się w miarę szybko odzyskać wpłacone pieniądze (oczywiście bez żadnych odsetek) i pojechać gdzie indziej (niestety nie na narty). Ale tu już mówimy o sumach rzędu 1800-2000 zł i więcej, razy ilu klientów?
I wisienka na torcie: oferta wyjazdów do tego samego hotelu za tę samą cenę wisiała na stronie do końca sezonu, bez cienia adnotacji „oferta niedostępna” czy czegoś w tym rodzaju. Wiem, że na tę i inne propozycje nabrało się wielu ludzi – dzięki Internetowi i lokalnym forom. Co więcej, wielu z nich NIE odzyskało wpłaconych pieniędzy, a na końcu sezonu biuro ogłosiło upadłość.
Witajcie!
Pamiętacie „Czterdziestolatka”?
A gdy cię czas pogania, przodem puszczaj drania!
Dzień dobry. Kawa koniecznie, bo jak już człowiek wstanie, to jeszcze chciałby się obudzić.
Dziewiąta. Jeżeli chcę cokolwiek dzisiaj zrobić przy tej pogodzie i w tej atmosferze, to lepiej, żebym już zaczął.
Uwaga, uwaga, uwaga. Zbliża się godzina 12. Powoli przygotowuję się do zaparzenia kawy. Ktokolwiek to czyta, ktokolwiek chętny niech szykuje: filiżankę, szklankę, kubek, wiaderko bądź termos i ustawia się w kolejce po ten aromatyczny napój
Dzień dobry
Po pracy wybieram się z mężem do sklepu, zobaczyć co da się zrobić z tym zamówieniem na odkurzacz. Trudno bez niego utrzymać porządek w domu. 
Jeszcze nie wiem na ile będzie dobry
Jest tu kto?
No to jak nikogo nie ma, to ja też sobie idę.
Mnie nie było, ale już jestem. Myślę, że chwilę pobędę. O ile nie wygonią.
Ale numer. Otóż musieliśmy zapłacić jeden rachunek, a spłukani jesteśmy do zera. Sytuacja dość poważna. Termin do dziś.
I Piter włącza kompa. A tam przelew od dzierżawcy. Dokładnie na kwotę naszego rachunku…
Hej, jak to się ratuje ten wszechświat? Bo też go trochę muszę uratować:-)
Zamknij oczy i wal na odlew.
TYLKO NIE ŚWIEŻO POMALOWANYMI PAZNOKCIAMI!!!
Całe szczęście, że nie pomalowałem:-)
Jak to było? I z którym z Twoich synów? Idzie przez życie, a jak jest problem, to Wszechświat go ostatecznie rozwiązuje?
A to mój mąż tak ma.
I Jakub. Jemu zawsze samo pojawia się rozwiązanie. W ostatniej chwili.
To właśnie o to mi chodziło 🙂
Sorry, dopiero chwilę temu dotarłem.
Co do ekshumacji, to jest okazja wymienić płyty sarkofagu na kararyjski marmur. A może nie w tych, ale w którejś trumnie znajdą przecież niewypał drugiej bomby helowej…
Oby nie na Wawelu. Szkoda zabytku.
Dobranoc
A u mnie dziś był ciąg dalszy odkurzacza
No i zaczęła się szopka. Zaproponowała nam inny odkurzacz. Nawet włączyła i pokazała, że działa
Noszzzzzzzzzzz… Czy to znaczy, że można u nich kupić odkurzacz, który nie działa?!!
Sprawdziłam. Odkurzacz nie miał worka i wszystkie papióry, które odkurzyła poleciały na miejsce po filtrach (filtra też nie było), na dokładkę do drugiego filtra (czyści powietrze wydmuchiwane przez odkurzacz) nie było klapki i nie dało się go tam umieścić. Też ukradli.
Miałam serdecznie dość. Czy ja muszę kupować jakieś rupiecie? Czy kasy, którą od nas wzięli nie wystarczy na jakiś normalny odkurzacz, gdzie są wszystkie części? Ostatecznie mogę dopłacić, ale nie chcę jakiegoś truchła, z którego ktoś ukradł części.
Nowe życie w nią wstąpiło. Latała od odkurzaczy do komputera (na oddalone stoisko), żeby nam powiedzieć ile co kosztuje. A przecież tuż obok też był komputer… ceny wisiały przy półkach i wystarczyło porównać numer towaru z numerem na cenie i było wiadomo… chciała latać!!! OK. Niech lata
Wybrałam inny odkurzacz, ale patrzę… też już czegoś tam brakuje. Opadły mi ręce. Zapytałam, czy takie mają na stanie, ale w pudełkach, żeby wszystko tam było. Nie mieli.
Obiecała, że nam zamówi… Znowu?!!!
Zapytałam, na kiedy to będzie, bo mam już serdecznie dość. Odpowiedziała, że najpierw musi złożyć zamówienie, a potem mi powie. Ludzie!!! Ja się chyba wścieknę
Mąż zaczynał gulgotać, tak w nim się zaczynało gotować. Murzynka wzięła nasze zamówienie i powiedziała, że najpierw musi je skasować, a potem złoży nowe. Komputer odmówił jej posłuszeństwa, więc wezwała menadżerkę. Ta popatrzyła i kazała nam iść za sobą. Poszliśmy. Oczywiście Murzynka z nami. Małżonek gotował się na dobre i powiedział mi, że jak zaraz kopnie w dupę tę menadżerkę, to może małpa nabierze ruchów… Poszliśmy na górę. Pokazały nam krzesełka, na których mamy usiąść i poczekać. Usiedliśmy. Naprzeciwko nas siedziała para Murzynów. Widać było, że kobitka nie gorzej się gotuje niż mój mąż. Jej facet wyszedł (chyba na papierosa), a ona siedziała i zgrzytała zębami. Podszedł do niej jakiś pracownik i powiedział, że bardzo przeprasza, że to trwa tak długo, ale jeszcze trochę czasu potrzebują. Z tego co zrozumiałam, kupili kuchenkę, a pracownicy nie mogli jej znaleźć
Za to czekanie dostała bon na 10 dolców. Chyba u nich te dziesiątki są popularne
W końcu przyszła „nasza Murzynka”. Powiedziała, że nasz odkurzacz będzie w poniedziałek (a dzisiaj środa) i dała małżonkowi trochę ponad $10, bo jak wyjaśniła łącznie z tym opustem wyszło nam taniej niż poprzedni odkurzacz. Przeprosiła też za niedogodności. Wyszliśmy. Małżonkowi nerwy puściły całkowicie i puścił parę „urwałów”. Tak normalnie, to on nie używa wulgaryzmów, ale jakoś mu się nie dziwię… sama miałam na to ochotę.
Muszę się lepiej rozejrzeć. Używam głównie sprzętu firmy Kennmore. A to w zasadzie jest jedyny sklep, w który mogę to kupić. A może jeszcze jakiś sklep prowadzi sprzedaż tego sprzętu? Nie chcę po raz kolejny mieć podobnych cyrków. Mam tylko nadzieję, że tego odkurzacza wystarczy mi na trochę

Pobyt w sklepie zajął nam ponad godzinę. Najpierw na stoisku nie było nikogo, potem przyszła Murzynka. Widać była zaznajomiona z tematem. Z czeluści zaplecza wyciągnęła nam odkurzacz i powiedziała, że brakuje w nim końcówek, bo ukradli. Dała nam na niego opustu 10%. Końcówki mam od starego, więc nie zależało mi na tym aż tak bardzo. Ale zauważyłam, że nie ma też przewodu do szczotek. Poza tym stopka, która trzyma rączkę w pionie, gdy się stawia odkurzacz do szafy, była wyłamana. Podziękowałam za taki odkurzacz. Skoro do nowego muszę dokupić części i muszę go naprawić, to wolę naprawić swój stary
Trochę długie to wyszło… ale ciągle jestem pod wrażeniem.
Zrobiłam sobie drinka i mam nadzieję, że mi przejdzie i w nocy nie przyśni mi się ten sklep, odkurzacze i sprzedająca
To dopiero byłby horror
Chyba bym krzyczała przez sen…

Żeby było śmieszniej, to czytam taką Agatę, która również mieszka w Kraju mlekiem i miodem płynącym i podobne przejścia miała (a może jeszcze ma?) z lodówką, którą wymieniali jej już chyba cztery albo pięć razy (pogubiłam się trochę- za pierwszym razem miała dziurę, za drugim chyba drzwi się nie domykały, trzecia o ile dobrze pamiętam była poodbijana i pogięta- być może kolejność pomieszałam) i to wszystko trwało chyba ponad dwa miesiące…
Rzeczywiście Bareja miałby co robić;)
Jak to czytam to się zastanawiam czy to norma w amerykańskim handlu czy wy macie takie masakrycznie pechowe przejścia?
Jedna rzecz mnie tu dziwi – jak taki sklep w ogóle funkcjonuje? Przecież najbardziej cierpliwy klient się w końcu zmęczy, wścieknie i pójdzie do konkurencji?
Ten sklep funkcjonuje, ale już ledwo dyszy. Kiedy tu przyjechaliśmy, był to ekskluzywny sklep z bardzo wysokimi cenami. Pomału schodzi na tak zwane psy. Większość obsługi to Murzyni, a im jest wszystko jedno. Jak nie tu, to gdzie indziej dostaną pracę. Już samo to, że odkurzacze stojące na wystawie nie mają ruchomych części, bo ktoś ukradł, mówi samo za siebie. Przecież mają w sklepie monitoring. To jak to jest możliwe, żeby ktoś otworzył jakiekolwiek urządzenie i w nim grzebał? A jeszcze wyciągał cokolwiek i zabierał? A potem chcą taki sprzęt wcisnąć ludziom…
Wydaje mi się, że dużo zależy od tego, kto w takim sklepie pracuje. Mam trochę znajomych Amerykanów, którzy kupują w bardzo drogich sklepach i oni jakoś nie mają takich cyrków.
Miłego czwartkowania życzę wszystkim Wyspiarzom

Dobranoc
A i jeszcze coś. Wiem już dokładnie dlaczego nie lubię oglądać telewizji, a szczególnie wiadomości. Podali, że według danych policyjnych od początku roku do końca sierpnia w różnego rodzaju strzelaninach zginęło ponad 600 osób, a ok. 1500 było rannych.
Nic dziwnego, że codziennie podają o jakichś zabitych. Do tego dochodzą poważne wypadki samochodowe, w których też giną ludzie…
Te dane to tylko z Chicago i okolic… OBŁĘD!!!
No i jeszcze kolejny amerykański idiotyzm. Clintonowa miała dobrze ponad milion głosów więcej niż Trump (w wyborach powszechnych), a jednak to on wygrał. Czy to nie jest głupie? Przegrał, ale wygrał…
Tak, zapośrednicznie głosowania przez kolegium elektorskie jest dla mnie tajemniczą sprawą. Nie żebym węszył przewał, ale przyznacie, że taki system stwarza pole do nadużyć.
Dziwny ten system.
Teraz najzagorzalsi zwolennicy Hillary czepiają się nadziei, że elektorzy teoretycznie „protrumpowi” zagłosują ostatecznie za Hillary, ale to by było bezprecedensowe wydarzenie w historii USA, a niektórzy twierdzą nawet, że to by wywołało regularną wojnę domową.
Dzień dobry
A wy wiecie, że jutro….. Wiecie 
Nic mi nie mów, przede mną trzy dni generalnych porządków.
Witajcie!
Opowieści Miralki dziwnie przypominają mi „handel uspołeczniony” z PRLu mojej młodości… Technologia, owszem się zmieniła, ale mentalność i staranność… 🙁
Dzień dobry. Kawa w toku. System loading…
error.
Myślisz? Naprawdę widać?
Nie widać. Ale w czwartek zaczyna narastać zmęczenie tygodniem i pojawia się rozprężenie w oczekiwaniu na nadchodzący piątek i koniec tygodnia. Należy jak najszybciej przerwać pracę aby nie narobić głupich błędów, które trzeba będzie poprawiać w nowym nadchodzącym tygodniu
Niestety nie ma mowy o przerywaniu czegokolwiek. Co więcej, jest po dziewiątej, więc…
Więc uchyl okno westchnij „uff”. Zamknij okno, w myślach powiedz „no dobra weźmy byka za rogi”.
i się połóż, poczekaj aż przejdzie…
„A kiedy mnie chwyci pracowity zapał, siadam sobie spokojnie w kąciku i czekam, aż mi przejdzie”?
Tak po krótkim namyśle to pracowite zapały ostatnio rzadko mi przychodzą i jak już przyjdą to je jednak staram się wykorzystać.
Dzień dobry.
Ja dziś późno, bo nie dość, że się nieco rozłożyłam i mimo kilkudniowej walki z przeciwnościami losu niestety ostatecznie poległam, to na dodatek przypadkiem włączyłam z rana jeden wywiad i ku swojemu ogromnemu zdziwieniu wysłuchałam z przyjemnością i do końca, chociaż rozmawiał dziennikarz z politykiem…
Co się dzieje na tym świecie… To może lepiej kubek gorącej herbatki?
Dziennikarz z politykiem? I przyjemnie było posłuchać? To jakaś powtórka z archiwum?
No wyobraź sobie, że nie. Całkiem aktualnie. Więcej nic nie powiem, żeby Wyspy nie zaśmiecać polityką. Ale i tak na FB lajknęłam, więc będziesz wiedział 😀
herbat
Ciekawe dlaczego herbata to „herbata” a nie „herbat”
Przeczytaj „Na końcu języka” Profesora Andrzeja Pisowicza 🙂
nazwisko tego Pana zabrzmiało niepokojąco….
Nie. Nie ma nic wspólnego z polityką. To wybitny lingwista zajmujący się armenistyką i iranistyką.
Wiem wiem, ale kojarzy się inaczej;-)
Przypomniał mi się dowcip z dłuuugą siwą brodą (rok 1981)…

Pewien obywatel przyszedł do urzędu od zmiany imion i nazwisk.
– dlaczego pan przyszedł? zapytała się urzędniczka
– a, bo nazywam się Albin Dupski i chcę to zmienić…
– nie podoba się panu nazwisko?
– nazwisko może być… ale chce zmienić imię, bo się ze mnie koledzy śmieją!
(podpowiedź dla młodych – to było w czasach, gdy w mediach występował niejaki Albin Siwak)
Pamiętam taki dowcip o Albinie z dzieciństwa, ale nei ten, który przytoczyłeś tylko mniej grzeczny trochę, znaczy tata miał takie dowcipy na kasecie magnetofonowej i kilka pamiętam do tej pory.
Górnik przemawia do nowo narodzonego synka:
– pradziadek był Albin, dziadek był Albin, ociec tyż był Albin, jo jestem Albin – ale tobie damy Robert…
O zaciekawiłaś mnie. Tylko jest jeden problem. Książki czytam już tylko jak jestem na wakacjach. Smutne to. A najgorsze, najdziwniejsze jest to, że idę średnio raz na miesiąc do biblioteki, wypożyczam ze dwie, trzy książki z taką nadzieją, że poczytam wieczorami. Gdzie tam. Oddaję książki po miesiącu i wypożyczam następne… Trochę koszmar, trochę bezsens.
Moja ukochana ma tak samo
dzięki czemu książki kupuje coraz ciekawsze (co powoduje, że dłużej są trzymane bez przeczytania, bo szkoda je oddać BEZ czytania) 
Z tym, że samozaparcie u niej większe i oddaje (nieprzeczytane) książki z opóźnieniem, przez co biblioteka staje się coraz bogatsza (kary za spóźnienie)
He he, ja mam jeszcze gorzej, bo zamiast wypożyczać to te co chcę przeczytać kupuję, a później stoją i czekają na swoją kolejkę, czasem krócej a czasem dłużej, a biblioteczka nie jest z gumy:(
Pozytyw taki, że jednak od czasu do czasu jakieś pozycje schodzą z półki i można oddać dalej…
Ja mam gorzej. Nie oddaję książek. Za każdym razem jak oddałam okazywała się być potrzebna…
OIDP, to z łaciny – „herba thea”, najpierw się połączyło („herbathea”), a potem uprościło. Nie widzę powodu, dla którego miałaby mieć rodzaj męski?
Dzień dobry
I tego się będę trzymać 
Dziś nowy dzień i postanowiłam nie myśleć o sklepowych problemach. Ma być ciepło (21C) i w miarę słonecznie.
„U nas” też ciepło, dziś o 14.00 było aż +9 stopni Celsjusza.
Czyli mamy temperaturę na miarę naszych możliwości
Dobry wieczór (jednak nie dzień dobry), Ladies and Gentlemen.
Fajrant, ale dzisiaj było dość uciążliwie, więc pozwolą Państwo, że się na chwilę oddalę.
Jestem z powrotem. Ponieważ na tej drabince już tyle szczebelków, czas na nowe (stare, nieco odświeżone) pięterko. To zapowiadane.
Pięterko już stoi, zapraszam.