„Wydaje mi się, że artystów-alkoholików (i artystów – potencjalnych kandydatów na alkoholików ) – twierdził karykaturzysta Zdzisław Czermański – trzeba przyjąć z całym ich obciążeniem. Bo ile i jak pijacka mania w ich twórczości nabroiła i broi, w tym się nikt nie rozezna”.
Postrachem Zakopanego był duet plastyków – Kamil Witkowski i Kazimierz Grus (mąż Mai Berezowskiej). Dobrze znali ich bywalcy knajp na terenie całego kraju, a jeszcze lepiej znały ich służby porządkowe . W Warszawie Witkowski miał zwyczaj przychodzić do kawiarni Kresy z kaczką Leokadią, z czasem zamienił kaczkę na indyczkę, a Kresy na cukiernię Bliklego. Tam też po raz pierwszy zobaczył go Zdzisław Czerwiński.
„ […] od razu mogłem przekonać się, że to nie byle jaki typ pijaka, bo Witkowski wszedł do cukierni z indyczką, którą prowadził na długiej, kolorowej wstążce. Usiadł przy stole ( z wyglądu przypominał Indianina, jakiegoś Siuksa czy Komancza ), posadził indyczkę na krześle i zamówił dwa razy po pół czarnej. Indyczka wydawała z siebie głośne dźwięki.
– Marianno – mówił Witkowski – ja cię rozumiem, ale nie denerwuj się. Ci, co tu siedzą wkoło nas, też są ludzie. Brzydcy, bo brzydcy, i hałaśliwi, ale ludzie. Bądź grzeczna i wypij kawę, bo inaczej nie dostaniesz wódki.
Alkoholizowanie się w towarzystwie drobiu nie było największym skandalem związanym z Witkowskim. Afera wydarzyła się w stołecznej restauracji Lijewskiego – jej ozdobą było „olbrzymie akwarium, które służyło za bazę przeznaczonych na patelnię szczupaków, karpi i sandaczy”. Pewnego dnia (albo może raczej wieczora ) znajdujący się „pod mocnym gazem” malarz rozebrał się w lokalu do naga i odbył kąpiel w akwarium. A następnie odmówił rozmowy z wezwanym policjantem, twierdząc, że wylegitymować go może wyłącznie funkcjonariusz jednostki rzecznej…
Witkowski miał [oryginalne] pijackie zwyczaje – opowiadał Czerwiński. – Wracając do domu nad ranem, krzyczał na schodach z całego gardła:
– Rodacy! Na Boga! Do broni! Do korda!
Ci mieszkańcy, którzy go jeszcze nie znali, przerażeni otwierali drzwi i pytali:
– Co się stało?!
– Stała się rzecz straszna! Wróg u bram miasta!
Do broni!
Wytoczono wreszcie Witkowskiemu sprawę sądową za zakłócanie spokoju.
– Dlaczego pan budzi po nocach swoich sąsiadów? – pyta sędzia
– Budzę ich, bo czuwam na tym – odpowiedział Witkowski – żeby rany rodakom nie zabliźniły się błoną podłości, jak powiedział nasz wódz duchowy, Stefan Żeromski. „
Sędzia nie podzielał jednak patriotycznych uniesień Witkowskiego i ukarał go grzywną. Zdenerwowany malarz pił przez resztę dnia, aż wreszcie nad ranem odwiedził swojego przyjaciela Kazimierza Grusa. Obudził go i wyznał, że został skazany za swój gorący patriotyzm.
„Grus wyskoczył z łóżka, rozwarł drzwi i na cały dom krzyknął:
– Ziemianie województwa warszawskiego!
Stała się straszna niesprawiedliwość! Postronnego człowieka tyrański urzędnik pognębił! Rodacy! Mury Rzeczpospolitej rysują się! Precz z absolutum dominium! Do broni!…..
Grus nie różnił się specjalnie od swojego kumpla. Ten człowiek posiadał dziwną moc przyciągania zupełnie nieznanych sobie ludzi, którzy całymi dniami włóczyli się z nim po lokalach i stawiali mu alkohol. A Grus niezmordowanie pił i przemawiał, a mówcą był znakomitym. Gorzej, że nie istniały dla niego tematy tabu, w efekcie naraził się policji i właścicielom lokali w całym niemal kraju Zdesperowany pojechał do teścia do Nowego na Pomorzu, gdzie oczywiście doszło do kolejnej afery.
„ Któregoś dnia, wałęsając się po miasteczku w poszukiwaniu rozrywki, zajrzał na plebanię i nie zastawszy proboszcza, upił przyniesioną flaszką wódki młodego kleryka. Na samo wspomnienie tego, co się potem działo, skóra cierpła mieszkańcom Nowego. Obaj wyszli na rynek, Młody kleryk krzyczał:
– Piwa!
– Dobrze – powiedział Grus – będziemy pić piwo, ale deszcz pada. Wróćmy więc na plebanię po parasol.
Zamiast na plebanię weszli do kościoła, a po chwili wyszli pod baldachimem. I zataczając się, przeszli przez rynek do piwiarni. A stamtąd do domu trumniarza. Grus upił trumniarza do nieprzytomności i ułożywszy go w trumnie, wystawił w oknie przy zapalonych gromnicach. Tego samego wieczora, ścigany przez policję i lud miejscowy, uciekł z Nowego i długo nie mógł się tam pokazać.
Nic więc dziwnego, że ten duet stał się postrachem Zakopanego. Witkowski wzbudzał powszechne zainteresowanie swoją indiańską twarzą, zadziwiając jednocześnie typowo słowiańskimi upodobaniami. O jego pijackich ekstrawagancjach pod Giewontem opowiadano różne historie, wiadomo jednak było, że jego gardło ciągle potrzebowało nowych porcji „wody ognistej”
„Gdy znudziło się mu pić na pluszowej kanapce w lokalu Trzaski – wspominał Rafał Malczewski – zamieszkiwał podłogę pod nią i tam kazał sobie podawać kielichy alkoholu. Stamtąd wybieraliśmy go sztywnego jak deska i odnosiliśmy do domu, śpiewając psalmy.
Skoro tylko chcieliśmy go złożyć na werandzie willi przyjaciół, u których mieszkał, zrywał się jak nakłuty zatrutą strzałą, zrzucał ubranie i bieliznę, i na bosaka, i na goło starał się wkraść do rodzinnego <<teepee>>. Uciekaliśmy w popłochu, z naprzeciwka widzieliśmy, jak stał zawstydzony, złapany w drzwiach przez panią domu.”
W tyle nie pozostawał jego wierny druch, który do swoich tatrzańskich praktyk wykorzystywał destylaty przygotowywane przez małżonkę. Maja Berezowska „fabrykowała tak mocny jabłecznik, że nawet Grus nie wytrzymywał „potężnych garnców tego napoju” i po jego spożyciu długo biegał „zalany w dechę”. A co gorsza, przy okazji „tak podbił oko Uniłowskiemu”, że pisarz zamknął się na swojej kwaterze i w „samotności pił przez tydzień.”….
Dzień dobry

Przepraszam za poślizg, ale nie dało się wcześniej…
Książki w całości jeszcze nie przeczytałam, ale ten fragment mnie tak rozbawił, że postanowiłam się z Szan.Państwem podzielić. Nie mogę się doczekać kiedy „dokartkuję” do mojego ulubieńca Mistrza KIG, który jak większość poetów również za kołnierz nie wylewał
Po przeczytaniu stron o Stanisławie Przybyszewskim, normalnie – pijaczynę znielubiłam…
Dlatego ja bym była ostrożna z tymi biografiami. Po co nam to? Jeśli gość super pisze/maluje/gra, to jego życie prywatne nic tu nie ma do rzeczy. Ja tak się kiedyś wkurzyłam na książkę o KIG, że w połowie odrzuciłam ją, zniesmaczona totalnie. Bo to robią się takie brukowce.
Wiesz co myślę? Że to w dużej mierze kwestia autora. Bo są przecież książki o życiu różnych artystów, czy polityków, potrafiące o różnych życiowych sprawach mówić ładnie. Nie, żeby wybielać, ale też nie goniąc za tanią sensacją. Ale to może zależy od mody w pisaniu?
Chyba się jeszcze nie obudziłam. KAWY!!!
Służę!
Witaj Jo !
Masz wiele racji pisząc o modzie w pisaniu i o ludziach i o wydarzeniach. To jest ten dylemat : czy dając światu swoje dzieło, daje się również prawo do swojego zycia prywatnego ? Z drugiej strony, jakże często autor czy twórca sam otwiera furtkę do swego ogródka.
Tak czy siak – najlepiej byłoby zachować szlachetny ( i często nudny ) umiar ..
Święte słowa.
Zabieram się do pracę, ale… w miarę możności postaram się być… zezowatym szczęściem (?)
Witaj Skowronku ! Rozumiem, że możesz być szczęściem, ale dlaczego zezowatym ???
A ja czytam „Kapelusz cały w czereśniach ” Oriany Fallaci. Super książka i dłuuuuga na ponad osiemset stron. A czyta się wspaniale …
P
olecam gorąco, każdemu, kto kocha piękne i mądre pisanie !
Poszukamy dzie najtaniej można kupić, ale złudzeń wielkich sobie nie robię… Książka ciągle w cenie.
Witajcie!
Barwne postaci mają to do siebie, że świetnie się o nich czyta, nawet miło się je wspomina – ale żyć z nimi na dłuższą metę się nie da!
Witaj Ukratku. Niektórzy, a zwłaszcza niektóre jednak próbują !
Dzień dobry, wydarzenia naokoło nabrały tempa, mimo słomianego wdowieństwa (a raczej przez nie) muszę zewrzeć dolne tylne części ciała i stawić czoła rzeczywistości. Ze mną wszystko w porządku, jednak dam znać, jak się zjawię.
Dzień dobry
! Przybyszewskiego trudno lubić, choć w swoim czasie mnóstwo ludzi mu ulegało. Coś w sobie miał, biedny oskubany demon.
A może był atrakcją w nudnym, porządnym Pokrakówku ?
„nudnym, porządnym”??? A znasz jakieś inne miasto, w którym działało wówczas tyle różnej maści demonków, że aż się z tego „epoka artystyczna” zrobiła?
Kraków, jak inne miasta, zamieszkany głównie przez „filistrów”, zawierał jednakże niespotykanie duży margines niezgody i prowokacji, przez wpływ tradycji uniwersyteckich zapewne niepozbawiony prądów intelektualnych. Resztki tego przetrwały PRL „Pod Baranami”…
Wiesz – to tak jak z nagrodą literacką: nikt tego bełkotu nie rozumie, to trzeba usankcjonować i dać nagrodę. I wtedy można już mówić o wybitnym indywidualizmie Autora.


Tylko u Was poszło szerzej – może tych indywiduów tyle było, że trzeba było ogarnąć grupowo?
Tetryku, to przecież opinia z tamtych czasów, to nie ja wymyśliłam ” Pokraków” ! A swoją drogą, lubię to miasto i często tam bywałam 🙂
Oj bo kobiety kochają złych chłopców. A faceci im zazdroszczą.
Nnnno tak. Ci porządni nie dostarczają tylu emocji !
A w ogóle dzień dobry państwu.
Ja trochę potłuczona z rana jestem. I tak nie wiem, co gadam.
Nieźle Jo ! to jak gadasz bez porannego potłuczenia ?
A nie mam pojęcia
Dzień dobry

… dzięki Skowronku 

Byłam święcie przekonana, że rajem dla nurków jest Bali, a tu proszę ?!… „pod mocnym gazem” można nawet w akwarium
Banan na twarzy
A tak na marginesie dodam, że nienawidzę pijaństwa!
Że choroba?, że trzeba pomóc ? hmm … nikt alkoholikiem się nie rodzi, jedynie się staje
… i czas znów się „zanurzyć” … w papierkach oczywiście

Dzień dobry Kopciuszku ! Ponure pijaństwo, nałóg nieliczący się z nikim i z niczym jest straszne i krzywdzi wszystkich. To, co robili bohaterowie opowiastki było jednak zabawne 🙂
W pełni się z Tobą zgadzam Wiedźminko 🙂 To „na marginesie”, włączą się z racji chyba już „zboczenia” zawodowego 😉
Witaj, dawno nie widziana Księżniczko
Oberwało się Krakowowi, a szaleństwa bohaterów odbywały się głównie w Zakopanem.
To mi przypomina Krecię, Andrzeja Struga i „Zakopanoptikon”.
Oj, tak… Taż Zakopane rozsławiły same (jak rzekłby nasz nieodżałowany Rumak ) moczymordy
By się pogadało o moczymordach i jakie morze się wypiło z Aloszą A.
Nie wytrzymałam i oczywiście wlazłam w kartki o Mistrzu Konstantym 😀

Zacytuję jeno mały fragmencik
„…(Aleja Róż 8) zapukał Konstanty, przedstawił się i zapytał, gdzie jest łazienka. Nina Andrycz wskazała mu właściwy kierunek, a wówczas poeta rozebrał się i z całym spokojem wszedł do wanny. Wychodząc, powiedział przerażonej aktorki, że zawsze chciał się wykąpać w wannie premiera…”
A tera zmykam do ogródka tępić barwinek
A dlaczego go tępisz?
Bo niekontrolowany rozrósł się niemożebnie wypierając delikatniejsze roślinki. Pozbyć się go nie jest łatwo. Mam wrażenie, że jest niezniszczalny niczym „zemsta Stalina”

A ja go posadziłam w tym roku bo potrzebowałam czegoś okrywowego…
Miej go pod szczególną troską 😀 Po prostu trzeba mu pędy przycinać, żeby się nie ukorzeniał tam gdzie go nie chcesz 🙂
U mnie wykarczowany dwa lata temu pod irgą, odrósł tak, że dzisiaj skrócił mi boleśnie paznokcie.
Na razie rośnie w skrzynkach na tarasie. Może po prostu go w nich zostawię…
Ale dzięki za informację, bo zastanawiałam się, czy go nie przesadzić do gruntu. Bo u mnie straszne chwasty migrują z nieużytków dokoła i muszę coś okrywowego dać na ziemię.
Witaj Alleńku :)) Wykąpać się u premiera totalitarnego państwa, proszę uprzejmie. Wyobrażasz sobie Alleńko taki incydent w demokracji ??? Biedny poseł Wipler :)))))))))))))
Witaj Stateczku ! Szczęśliwie nie pamiętam co poseł Wipler zmalował, a pomysł wykąpania się w wannie premiera mnie oczarował. Luzik, nieprawdaż ?
Pijany zaatakował policjantów przed jakimś klubem w Warszawie. O ile dobrze pamiętam
A takich luzików w książce nie brakuje
Witaj Czarodziejko, zaledwie postawił się krawężnikom :)))
Biedaczek…. a to nie lepiej byłoby mu w akwarium ? Może by nawet ciut ochłonął !
Witaj, Stateczku

Nie, nie bardzo sobie wyobrażam
Dyktatorzy szanowali artystów, czuli do nich podziw. Przypadek Bułhakowa jest znamienny. W demokracji pewnie by go fiskus wykończył :)))
Stateczku, Bułhakowa może i tak, ale paru innych już nie! Mandelsztam, Cwietajewa, Achmatowa.Ta lista jest znacznie dłuższa.
A i Bułhakow nie miał lekko 🙂
Cesarze rzymscy też miewali ulubionych artystów, innym polecali kąpiel z brzytwa. Było w tym jakieś szaleństwo, zwykle związane ze sztuką. W demokracjach brakuje tego rysu tragifarsy i cierpienia. artyści piją i płaca mandaty :))
Ps. Przemawia przeze mnie kibic, nie uczestnik tych wydarzeń:))
Kochani – spadam pod prysznic i do łóżka. Jutro ciężki dzień mnie czeka. Trzeba siły pozbierać, bo się gdzieś porozsypywały.

Tylko uważaj na korek – żeby ci nie spłynęły, jak je wszystkie w wannie zbierzesz… 😉
Spokojnej i snu zdrowego, Jo 🙂
Śpijcie dobrze dziewczęta . Niech noc przyniesie sen i spokój.
Ja też w wannę, bo strasznie nieświeża jestem
Dobrej nocy…
PS U Quackiego, mam nadzieję, wszystko w porządku (??)
Poczekam jeszcze na Kwaka, może będzie miał chwilę by wpaść na Wyspę.
Pięknych snów Czarodziejko :))))
I Tobie Stateczku !
To ja jeszcze tylko się odezwę dla porządku i spokoju, bo właśnie wróciłem (procedury i papierologia polskiej służby zdrowia). Otóż ciocia trafiła na oddział kardiologiczny miejskiego szpitala, ale w trybie niekoniecznie nagłym, tzn. jest na chodzie dosłownie i w przenośni, aczkolwiek trzeba jej ustabilizować rytm serca, co też będzie robione w najbliższych dniach. Miejmy nadzieję, że wszystko dobrze się skończy, na co są perspektywy.
Dzień dobry



Może Bożenka nas zaprosi na gorącą czekoladę??
I co z tego, że za oknem już złociste w pełnej krasie, a słupek rtęci pędzi w górę
Ja tam nie pogardzę. Bitą śmietaną na wierzchu też
Witajcie!
Dziś to chyba kawa mrożona byłaby właściwą…
DzięDobry:)) Postanowiłam napisać wiersz, czyżby to była wewnętrzna potrzeba usprawiedliwienia mojej dzisiejszej ochoty na piwo, nie na mrożona kawę ???
Św. Wedel(daw.22 Lipca)ma powody do wzdychania, niegdyś był bez konkurencji :)))
Dzień dobry! Dzień czekolady? A może być gorzka?
Do kawy idealna, czy to na przegryzkę, czy utarta na wiórki i posypana.
Lub kosteczka wrzucona bezpośrednio do filiżanki
Kiepsko się rozpuszcza, potem trzeba gonić takiego ośligłego gluta po całej filiżance…
Dzień dobry
65…. do urlopu
PS. Czy ktoś z Państwa mógłby się ze mną podzielić sprawdzonym przepisem na nalewkę wiśniową??
Witaj, Księżniczko!
Kilkakrotnie robiłem nalewki wg przepisu ze starej „Kuchni Polskiej”, ze znakomitymi rezultatami. Szczegóły mogę podesłać wieczorem.
Wiśni nie drelowałem, pestkom nalewka zawdzięcza ostrzejszy smak, przez co nabiera charakteru 😉
Witaj, Ukratku 🙂
Byłabym bardzooo wdzięczna
Witaj Kopciuszku! Ukratek ma rację,co do pestek, bo wisniówka może też być łagodna i słodziutka. Ja wolę wytrawną. 🙂
O, tak jak i ja
Dzień dobry
Wielu współczesnych artystów zapija się na amen… chociaż nie wszyscy są geniuszami w swoim zawodzie…
Temat stary jak świat, ale wciąż aktualny
Jak mawiali Starożytni Czukcze nie każdy pijak jest artystą, natomiast większość artystów jest pijakami:))
Fakt..
No to mamy problem. W piątek wracamy po 24godzinny holter.
Wróciłem między innymi z kardiologii, wszystko w porządku i idzie ku dobremu, czego życzę wszystkim mającym do czynienia z kardiologią…
I chwała…
I niech tak się stanie
Dobranoc, Kochani…
PS Mój Małżonek też wylądował u lekarza. Pogoda nie służy sercowcom, a u nich od kilku dni słupek rtęci nie schodzi poniżej 35°C iii… bezwietrznie. Ufff…
Ufff… biedny ten Twój mąż tak daleko od Ciebie 🙁
Kwaku ? Czekać na Ciebie i muzykę ?
Dziś jakiś taki dziwny dzień. Chyba wszyscy mają zdrowotne problemy…
Z łazienki do łóżka kawałek drogi…
Bo muszę jeszcze dodać, że nie jest łatwo przestawiać nogi, gdy stawiają opór i nie zginają się w kolanach…
Byłam dziś w Elgin. Rick pojechał na umówioną wizytę do lekarza, a ja zostałam z Bonnie. Byłam w pokoju (oni to nazywają livingroom), gdy usłyszałam przeraźliwy krzyk – Mira!!! I odgłos padającego ciała. Poleciałam jak na skrzydełkach… Bonnie leżała w łazience na boku, a obok stał jej „balkonik”… Nie wiedziałam początkowo jak do niej podejść. Ona ma zaawansowaną osteoporozę (między innymi) i łamią jej się kości praktycznie od niczego. I właśnie dziś Rick powiedział mi, że jeden z kręgów, przy samym dysku prawie całkowicie jej się zapadł. Stąd te potworne bóle kręgosłupa. Planują odbudować ten krąg z medycznego cementu…
Bałam się, że jak za mocno ją poderwę do góry, to jeszcze do końca rozwalę ten trzaśnięty krąg… Uklękłam przy niej i delikatnie próbowałam posadzić. Niby przytomna, a leciała przez ręce. W końcu jakoś posadziłam. Wstałam na nogi, cały czas ją podtrzymując, a potem chwyciłam ją w pasie i postawiłam na nogi. Pod ręką czułam jak się jej ruszają jelita… Zapytałam, czy woli zostać sama, czy mam jej pomóc usiąść na sedes. Poprosiła tylko, żeby nie odchodziła za daleko…
Gdy usłyszałam lecącą wodę, wróciłam. Chciała umyć ręce, więc ją trochę przytrzymałam, bo nie chciałam, żeby znowu polądowała. No i zaczęła się ścieżka zdrowia… Po dwóch krokach Bonnie „się zawiesiła”. To znaczy… „balkonik” i ręce poszły do przodu, a nogi zostały z tyłu. Gdybym jej nie trzymała, na bank by leżała. Dokonałam cyrkowej sztuki, bo trzymając ją w pasie jedną ręką, pochyliłam się i drugą ręką przestawiłam nogę do przodu (grabnęłam w kostce)… potem zmiana rąk i przestawiłam drugą nogę… w tym czasie „balkonik” znowu odjechał i musiałam powtórzyć zabawę jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze… Do łóżka dotarłam wykończona. Już nie chciałam, żeby sama siadała na nim. Po prostu chwyciłam ją za zadek jedną ręką i przytrzymując drugą ręką plecy po prostu ją posadziłam. Potem tylko zdjęcie kapci i zarzucenie nóg na łóżko i Bonnie leżała wygodnie… Była nie mniej wykończona niż ja
Gdy Rick wrócił od lekarza, zapytałam go co on robi, gdy Bonnie się „zawiesi” i nie może zrobić kolejnego kroku. Powiedział mi, że kolanem naciska na jej kolano i to wystarczy, bo zgiętą nogę sama przestawi. Cholerka, nie mógł mi tego powiedzieć przed wyjściem? Albo Bonnie nie mogła mi powiedzieć? Nie uszarpałabym się tak walcząc i przestawiając jej nogi…
Potem oboje mnie przepraszali, że narazili na stres i dziękowali za pomoc… A czy mogłam ją tak na tej podłodze zostawić?!!! Wydaje mi się, że każdy starałby się pomóc… Przy okazji dowiedziałam się, że jestem bardzo silna, bo jak mi powiedział Rick, on bardzo często nie daje rady tak ją od razu podnieść… Nie wiem czemu. Ona jest mniej więcej mojego wzrostu, tak na oko ze 160 cm ma. Z tym że waży trzydzieści parę kilo. Jest niesamowicie wychudzona i lekka. Żebym nie bała się, że ją połamię, to po prostu wzięłabym ją na ręce i do tego łóżka zaniosła. Na pewno byłoby łatwiej i szybciej
Myślę, że ze strony Ricka była to delikatność… Gdyby zostawił ci szczegółowe instrukcje postępowania, mogłoby to zostać odebrane jako żądanie udzielenia takiej pomocy, do którego to żądania nie czuł się uprawniony…
To znaczy… już nieraz zostawałam w domu sama z Bonnie. Ale zwykle Rick czekał, aż zaśnie. Po dawce leków śpi ona dość długo. Wczoraj nie mógł czekać, bo wizyta u lekarza była na określoną godzinę. A wiadomo, że jak się zachce do łazienki, to za długo nie da się poczekać… można nie zdążyć…
I stąd ten problem. Rick był nieźle wystraszony, gdy się dowiedział co się stało. Dla Bonnie taki upadek może się skończyć kolejnym złamaniem…
Dzielna jesteś Mirelko ! I szkoda, że nie wiedziałaś jak sobie radzić, bo sama też nie jesteś Horpyną.
Nie wiem czy dzielna, Wiedźminko
Też żałuję, że nie wiedziałam jak sobie poradzić. Nie uszarpałabym się tak, a bym pomogła
Okazuje się, że jednak tą Horpyną jestem

Dzień dobry
Pora na filiżankę aromatycznej kawy.

Na dzisiaj polecam kawę z kostką gorzkiej czekolady
Witajcie!
Gdzieś mi się kojarzy biblijna opowieść o świętym młodzieniaszku (młodzieniaszkach?), których okrutni Babilończycy opiekali w piecu…
Czy to aby nie była prorocza wizja?
To chyba jakoś inaczej było…

Babilończycy wrzucili proroka Daniela do klatki z lwami. A opiekanie w piecu, to (chyba) Baba Jaga chciała zrobić Jasiowi i Małgosi
Dzień dobry. Wczoraj padłem jak ścięty, dawno mi się to nie zdarzyło.
A dzisiaj zaczyna się od siąpawicy za oknem. Przy okazji przypomniał mi się Deszczowiec, rotmistrz Wir-Siąpawica z którejś z powieści Pagaczewskiego o profesorze Gąbce i Smoku Wawelskim.
Dzień dobry !
U mnie w nocy też burza się tłukła. Teraz pogoda. A szlachetne zdrowie ? Kochanowski miał rację, tylko ja, jak wielu z nas nie rozumiem dlaczego to tak 
Witam Czarodziejko :)))
To i ja takoż samo witam 🙂 🙂
Dzień dobry
Do tej pory lało prawie codziennie… Ale temperatura się unormowała, czyli cały czas w granicach 30C 
U mnie dziś ma być trzeci dzień bez deszczu, czyli sukces
Mirelko kochasz ptaszki, ja natomiast mam takiego jednego którego serdecznie nienawidzę. Synogarlica turecka, paskudztwo potrafiące gruchać godzinami pod oknem od czwartej rano. Zwłaszcza teraz gdy gorąco i wszystkie okna pootwierane, zastanawiam się czy nie kupić wiatrówki :)))
Uch, nam też sierpówki hałasowały za oknem…
Współczuję Stateczku
Ja mam za oknem drozda wędrownego, który też zaczyna wcześnie rano, przed świtem. On tak zawsze… śpiewa po zachodzie, żegnając słoneczko i potem wita – przed wschodem
Można się przyzwyczaić

Wiem, że ptaszki czasami bywają uciążliwe, ale mają one taki, a nie inny cykl. U mnie wyżerały młode sadzonki, bo brakowało im wody. Od kiedy mam poidełko – przestały. Może jest jakiś sposób (oprócz wiatrówki), żeby je trochę uspokoić. Szkoda że nie znam, mogłabym Ci podpowiedzieć…
Kochani, wydawałoby się, że podczas słomianego wdowieństwa będę miał tyyyle czasu, żeby brylować na Wyspie. Otóż właśnie, wydawałoby się…
A tu dzień w dzień coś
Znaczy zona wcale tak bardzo nie absorbuje 😉
Coś w tym jest!
Cicho dziś na Wyspie… więc i ja nie będę halasowała, choc chcialabym wiedzieć jak Jo się ma
Jestem.
Tu jest SAJGON. Ja to potem opiszę – na razie nie mam kiedy. Jutro z rańca jedziemy zakładać holter. W sobotę na zdjęcie. Jakoś inaczej wyobrażałam sobie wakacje.
Sister przywiozła wino. Nie jest źle.
Ciąg dalszy zebranej relacji – w swoim czasie, ale odzywam się, żebyście wiedzieli, że żyję.
Koniecznie się odzywaj A wakacje – no cóż, to dopiero poczatek i lepiej, żeby to nie był dopust
I dzięki Ci za to (że się odzywasz)
A w ogóle – DOBRANOC!
A ja się spieram ze swoim sprzętem i co chwilę znikam z sieci…
Dobrej nocy!
Zbudowałam nowe pięterko, bo dawno nie było wierszyków