« Pożegnanie Toast na Saskiej Kępie »

Ahaswer

 

    Szedł powoli skrajem szerokiej drogi. Mijały go w pędzie gnające gdzieś w dal samochody, owiewał zapach spalonej benzyny. Szosa zdawała się być ciągnącą w dal niekończącą się szarą wstęgą,  ale on wiedział, wiedział, że jeszcze kilkaset kroków i w bok od rozgrzanej asfaltówki odejdzie wąska polna drożyna prowadząca za dwa pokryte brzozowym lasem wzgórza, a tuż za nimi, wśród pól i sadów pojawią się domki niewielkiej wioski. Skąd wiedział skoro nigdy tędy jeszcze nie wędrował? A skąd wie ptak przelotny, że już niedaleko, że jeszcze tylko parę uderzeń skrzydłami i już, to będzie już właśnie tutaj.

Wąska dróżka pojawiła się tam, gdzie miała być. Z westchnieniem ulgi zszedł na nią, a na starym głazie przywleczonym tu przed tysiącami lat przez lodowiec i od prawieków spoczywającym po jej prawej stronie wygodne, jakby ludzką ręką uczynione siedzisko na strudzonego wędrowca czekało. Usiadł na wygrzanym słońcem kamieniu, z radością wyprostował zmęczone plecy, wystawił twarz pod ciepłe promienie jasnego słońca…. Odpoczywał. Po długiej chwili pochylił się ku nogom, rozsznurował ciężkie czarne trzewiki i bose stopy na piasku oparł. Wygrzany pył otulił gołą skórę, przekazał jej część zebranego ciepła. Z pochyloną głową uważnie patrzył na swoje nogi. Nie były już jak dawniej. Spod bladej skóry jak węże przebijały się węzły sinych żył, w których krew krążyła coraz wolniej. Stary już był! Ileż to już lat niosły go nogi po drogach i dróżkach całego świata, ileż wiorst, mil, kilometrów przemierzył w swej nieustającej wędrówce. Trudno, coraz trudniej mu było. Czasy młodych sprężystych mięśni bezpowrotnie minęły, teraz zmagać się musiał z nieuchronną starością, z ograniczeniami jakie bezlitośnie nań nakładała. No nic, to się przecież kolejny raz odmieni. Związał ze sobą sznurowadła butów, zarzucił je sobie na ramię i powoli prostując domagający się jeszcze odpoczynku kręgosłup wstał z gościnnego głazu i wolnym krokiem ruszył przed siebie. Wiedział, że dojść musi, dojść zaraz, teraz, nie później. Krok za krokiem, lewa noga, prawa, znowu lewa…. Wioska przybliżała się wolno, zbyt wolno… Zacisnął mocniej zęby! Nie pierwszy to już raz ostatnie metry okazywały się najtrudniejsze….Wreszcie cień pierwszych lip, pierwsze domy kolorowymi kwiatowymi ogródkami od drogi oddzielone. Jeszcze troszkę, jeszcze sto kroków, pięćdziesiąt….Płot. Drewniane sztachety wyługowane deszczami, latami wysuszane słońcem, spaczone bezlitosnym zimowym mrozem. Furteczka. Pomarszczoną dłonią pogładził zwykły drewniany kołek jakby koronę młodziutkiego dębu mierzwił. Za płotkiem, tuż, tuż ławeczka. Dwa pieńki połączone zwykłą deską która farby nigdy nie widziała, a hebel stolarza ledwie raz czy dwa ją pogładził. To tutaj. Dotarł. Jak zawsze. Pchnął furtkę. Otwarta. Jak zawsze. Usiadł na ławce, trzewiki z ramienia na rzadką trawę zrzucił i siedział. Był dokładnie tu gdzie miał dojść.

Wieś była cicha, a przecież kiedyś lata całe panował w niej gwar, skrzęt, bieganina. Ryczały krowy, konie rżały po stajniach, drogą, poskubując skąpą trawę po rowach, statecznie przetaczały się stadka tłustych gęsi….. Kiedyż to było! Dziś gdzieś daleko w polu terkotał traktor, nikt nie szedł do stajni bo i po co gdy puste a mleko nie krowy a sklep dawał. Widział już takie obrazy. Nie przeszkadzało to mu. Czekał. Czekał cierpliwie jak i ten głaz przydrożny co to swego wędrowca przecie się doczekał.. Pierwsze jak zawsze zobaczyły go dzieci. Małe stadko obeszło szerokim łukiem obcego rzucając nań niespokojne ale ciekawskie spojrzenia. Drugi łuk już był mniejszy, jeszcze raz i gromadka zatrzymała się tuż za płotkiem. Rozległy się cichutkie szepty, nerwowy śmieszek którejś z dziewczynek aż w końcu najodważniejszy, ot, sześciolatek przecież, lęk pod zaczepnością kryjąc zapytał:

– Pan kogoś szuka?

– Was.

– Nas??

Zdumienie w głosie dziecka było ogromne.

– Tak, do was przyszedłem.

– A po co?

– Porozmawiać.

– A o czym?

– Podejdźcie bliżej, nie bójcie się, nic wam nie zrobię.

– Phi, pewnie, pan taki stary!

Cóż, stary był. Siwiuteńkie włosy, takaż długa broda i wąsy. Brwi nawet, grube i krzaczaste, też białe były jak mleko. Tylko oczy, oczy jasne, błękitne , do twarzy tej niezbyt pasowały. Patrzyły mocno choć z jakąś wewnętrzną dobrocią.

Dzieciarnia nieufnie bo nieufnie ale do starca pomalutku się zbliżyła.

– Na długo pan przyszedł?

– Nie, na chwil kilka, bo wiecie mam zamiar was o coś poprosić.

– A o co?

– Żeby każde z was kubek wody mi przyniosło

– Tak bardzo pić się panu zachciało…. Przyniesiemy!

Jak stadko szarych wróbelków ludzki drobiazg popędził do domów po wodę dla starego, zmęczonego człowieka i po kilku minutach wyciągnęły się do niego rączyny a to z kubkiem, a to ze szklanką. Najmniejszy berbeć potężny litrowy kubas z namaszczeniem by ni kropli nie uronić dziarsko przytaszczył. Staruszek z każdego kubka łyk duży wypił, a resztę za siebie, za ławeczkę na spieczoną słońcem trawę wylał. Tu i tam, gdzieniegdzie w dziecięcych oczach pojawił się żal, gniew, nawet i łezka się zakręciła. To one po całym kubku przyniosły, a on łyk jeno….I resztę wylał!!?? Niedobry, oszust!!

Stadko jak się zbiegło tak poszło w rozsypkę. Niech sobie sam, dziadyga jeden, siedzi!

Wędrowiec uśmiechnął się w duchu. Jego rola dobiegła końca. Wstał z ławki, wyszedł na drogę i powędrował przed siebie tam, gdzie czekał następny cel, następne zadanie.

Gdy matka jednej z dziewczynek zawołała w końcu dziecko na obiad mała wytrajkotała szybciutko o całym zdarzeniu. Kobieta nie chciała w to wierzyć. Obcy człowiek we wsi i nikt go nie zauważył z wyjątkiem dzieci….Niemożliwe! Tu, gdy w jednym końcu ktoś kichnie, jak echo :”na zdrowie” ktoś mu odpowiada!

– Gdzie to było, gdzie on siedział?

– Przed naszym domem, mamusiu, na naszej ławeczce, tej pod jaśminem.

– U nas nie ma jaśminu, córeczko!

– Jest, mamusiu, jest!

Zdumiona kobieta podbiegła do okna!

W zdumieniu przetarła oczy, załamała ręce – Przed domem, nad skromną ławeczką rozpościerał się olbrzymi obsypany milionami białych kwiatów krzew jaśminu!

57 komentarzy

  1. Incitatus pisze:

    Jednoskrzydłych aniołów nie ma. Są dwuskrzydłe. Jedno skrzydło zobaczy każdy, drugie – jedynie dzieci.

  2. misiek pancerny pisze:

    Fiu fiu!!! Jedno lepsze od drugiego.

  3. Incitatus pisze:

    Przepraszam Was, muszę się walnąć na łoże boleści.

  4. Wiedźma pisze:

    Jaśminka pięknie śpiewała…. a ja od kilku dni mam w uszach tę Lacrimosę, bo ona była napisana dla pięknej, młodej kobiety . A ja tak Jaśminkę widziałam oczami duszy ! Dziewczęcą i słodką ….
    I jest coś jeszcze…. nasi dwaj przyjaciele, którzy milczą …. a ponieśli ogromną stratę. Dla Nich też to umieściłam…

    • Tetryk56 pisze:

      A wiesz, że wielokrotnie rozmawialiśmy o jej śpiewaniu… Namawiałem ją na publikację, w końcu obiecała mi że jak znajdzie jakieś nagranie to mi przyśle. Nie zdążyła – a może jednak, mimo wszystko, obawiała się oceny…

      • misiek pancerny pisze:

        Ja z kolei namawiałem Ją na drukowanie poezji i nawet mi się udało raz, czy dwa, o wiele za mało 🙁

    • Incitatus pisze:

      Tak. Tak się złożyło, że trójkę naszych Przyjaciół nielitościwy los dopadł!
      Jasminka śpi….. A oni? A oni rozpamiętują.
      Jeśli jest Bóg na Niebie, to musiał akurat oczy gdzieś daleko obrócić!!

  5. Tetryk56 pisze:

    Witajcie i tutaj!
    Wybacz, Senatorze, że ci podkradłem scenografię – z improwizacją poradziłeś sobie znakomicie!

    • Incitatus pisze:

      Tetryku, przecież wyraźnie napisałem, że to co mi spod klawiatury wyjdzie będzie improwizacją. A las? Dobrze, że Ty go wziąłeś, ja tak pięknie, tak poetycko nie potrafiłbym….
      Powtarzam tedy sobie:” pilnuj szewcze, kopyta!”: )

  6. Alla pisze:

    Nie umiem nic wydusić z siebie..
    Jeszcze nie. Pachnąca na pewno mnie rozumie.

    • Tetryk56 pisze:

      „Bywa, że patrzenie wyraża więcej – i mniej przekłamuje – niż słowa”
      Misio

    • Incitatus pisze:

      Pachnąca rozumiała wszystkich. Szkoda, że nie wszyscy Ją rozumieli. W tym często i ja!

      • Wiedźma pisze:

        Rozumieliśmy się coraz lepiej…. i razem się zmienialiśmy, Senatorze. Czy, gdybyśmy wiedzieli to co dziś…. byłoby na pewno lepiej ? Nie jestem pewna – Jaśminka powiedziała nam tyle, ile sama chciała.

        • Incitatus pisze:

          Tak, Wiedźmineczko, masz rację. Może tylko powinienem uważniej Jej słuchać.

          • Wiedźma pisze:

            Zawsze tak jest, Senatorze, że wyrzucamy sobie wszystkie zaniechania, wszystkie niecierpliwości, nie dość empatii i uwagi i każde ostre słowo; serdecznie tego żałujemy. I to też jest miara cierpienia.

  7. Incitatus pisze:

    Dobranoc….

  8. Tetryk56 pisze:

    Umieściłem w nagłówku strony trwały ślad – proszę go chwilę poobserwować 🙂
    Proszę o uwagi…
    Dobranoc!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)