« Mazury, Mazury Do przyjaciół gówniarzy »

Historia przyjaźni Waltera i Formosa.

Urocza historia pięknej przyjaźni. Opowiadana kotu Mruczysławowi przez pudla Punto:

(Ernst Theodor Amadeus Hoffmann „Kota Mruczysława poglądy na życie (obok fragmentów biografii kapelmistrza Jana Kreislera przypadkiem na strzępach makulatury zachowanych)

…..Tam, w tym ładnym domu jasnymi, lustrzanymi szybami mieszka stary, zamożny prezes, któremu Formosus swoim świetnym rozumem, swoim obyciem i błyskotliwą wiedzą tak umiał się przypochlebić, że stał się dla starego czymś w rodzaju własnego syna.

Zdarzyło się, że Formosus stracił nagle całą wesołość, przybladł i nabrał  chorowitego wyglądu, w ciągu kwadransa dziesięć razy wzdychał z głębi serca, jakby chciał wyzionąć ducha, całkiem zatopiony w sobie i zagubiony, zdawała się już niczym na świecie nie interesować. Przez długi czas starzec bezskutecznie nalegał na młodziana, by wyjawił mu przyczynę ukrytego zmartwienia. Wreszcie wydało się, że jest śmiertelnie zakochany w jedynaczce prezesa. Początkowo przestraszył się starzec, mając zapewne inne zamiary co do swej córeczki, aniżeli wydać ją za mąż za Formosa, nie posiadającego ani stanowiska, ano posady. Ale, gdy widział. Jak biedny młodzieniec coraz bardziej usycha, zebrał się w sobie i zapytał Ulrykę, czy młody Formosus jej się podoba oraz, czy wspomniał jej już o swojej miłości. Ulryka opuściła oczy i odpowiedziała, że młody Formosus wprawdzie nie oświadczył jej się jeszcze z nadmiaru nieśmiałości i skromności, ale od dawna już zmiarkowała, że ją kocha, nie trudno to bowiem spostrzec. Zresztą podoba jej się młody Formosus i jeśli nic innego nie stoi na przeszkodzie, i jeśli ukochany papa nie ma nic przeciwko temu, i – jednym słowem Ulryka mówiła to wszystko, co w takich okazjach zwykły mówić panny, które już przekroczyły pierwszy kwiat wieku i pilnie rozmyślają: „kto też pojmie mnie za żonę”. Na to  prezes do Formosa: „ głowa do góry, mój chłopcze! Rozpogódź się i bądź szczęśliwy! Będziesz miał moją Ulrykę. – Tak to Ulryka została narzeczoną pana Formosa. Cały świat życzył szczęścia przystojnemu, skromnemu młodzieńcowi, jeden tylko człowiek popadł z tego powodu w rozpacz i zgryzotę i był to Walter, stanowiący jedno serce i jedną duszę z Formosem.  Walter widział Ulrykę kilkakrotnie, pewnie nawet z nią rozmawiał  i zakochał się w niej,  może jeszcze bardziej, niż Formosus……….

…….Walter – rzucił się Formosowi na szyję i oznajmił mu wśród obfitych łez: „ Kradniesz mi szczęście mojego życia, ale pociechą jest mi okoliczność, że to ty będziesz szczęśliwy. Bądź zdrów, najdroższy, żegnaj na wieki.” – Z tymi słowy Walter pobiegł w zarośla, tam, gdzie największy gąszcz i chciał się zastrzelić. Do tego jednak nie doszło, ponieważ w swej rozpaczy zapomniał nabić pistoletu, zadowolił się zatem paroma wybuchami szaleństwa, powtarzającymi się co dzień.

Pewnego dnia, gdy właśnie klęczał przed pastelowym portretem Ulryki, wiszącym za szkłem na ścianie i straszliwie zawodził, zupełnie niespodziewanie wszedł do niego Formosus, po kilkutygodniowym niewidzeniu.  – Nie! – wykrzyknął Formosus przyciskając Waltera do piersi – nie mógłbym znieść twego bólu, twej rozpaczy, z  chęcią poświęcę ci me szczęście. Zrzekam się Ulryki, a starego ojca przekonałem tak, że przyjmie cię na zięcia. Ulryka kocha ciebie, może sama o tym nie wiedząc. Staraj się o nią! Ja odchodzę! Żegnaj! – Po czym chciał się oddalić. Walter go zatrzymał. Zdawało mu się, że śni. Nie uwierzył, dopóki Formosus nie wyciągnął własnoręcznego bileciku starego prezesa, którego treść brzmiała mniej więcej : „Szlachetny młodzieńcze, zwyciężyłeś! Niechętnie cię zwalniam, ale szanuję twą przyjaźń równą heroizmowi, o którym czyta się w starych księgach. Niechaj pan Walter, człowiek godnych zalet, posiadający piękny, intratny urząd, stara się o moją córkę, Ulrykę. Jeśli zechce go poślubić, ja osobiście nie będę się temu sprzeciwiał”.

Formosus rzeczywiście wyjechał, Walter rozpoczął starania o Ulrykę  i Ulryka została żoną Waltera.

Stary prezes jeszcze raz napisał do Formosa zarzucając go pochwałami i zapytał, czy nie sprawiłoby mu przyjemności  przyjąć – nie jako odszkodowanie, wie bowiem dobrze, że nie ma odszkodowania w tym wypadku, jeno jako drobny dowód serdecznego przywiązania – trzy tysiące talarów. Formosus odpowiedział, że starzec zna znikome jego potrzeby, pieniądz nie może go uszczęśliwić i tylko czas pocieszy go po stracie, nie zawinionej przez nikogo, prócz losu, co w piersi drogiego przyjaciela rozpalił miłość do Ulryki; ustąpił jedynie losowi, nie ma więc mowy o jakimś szlachetnym uczynku. Przyjmuje zresztą te pieniądze, pod warunkiem, że starzec przeznaczy je dla biednej wdowy żyjącej wraz z cnotliwą córką tam a tam w wielkim niedostatku Odszukano wdowę i wręczono jej przeznaczone dla Formosa trzy tysiące talarów. Wkrótce potem Walter napisał do Formosa: „Nie mogę dłużej żyć bez ciebie, wracaj w moje objęcia!” Formosus posłuchał wezwania i dowiedział się po powrocie, że Walter rzucił swoją piękną, intratną posadę pod warunkiem, że otrzyma ją Formosus, który od dawna o niej marzył. Formosus rzeczywiście dostał ową posadę i znalazł się teraz – nie licząc zawiedzionych nadziei co do ożenku z Ulryką – w nadwyraz przyjemnej sytuacji. Miasto i kraj cały podziwiały szlachetne współzawodnictwo obu przyjaciół; ich postępek uważano za echo dawno przebrzmiałych, piękniejszych czasów; stawiano go za przykład heroizmu, na jaki zdobywają się tylko niepospolite duchy.

(….)

Jeszcze kilka szczegółów, na które miasto nie zwróciło uwagi :

Z miłością pana Formosa do bogatej córki prezesa nie musiało być tak źle, jak stary myślał, bowiem w najgorszym stadium tej zabójczej namiętności młody człowiek, rozpaczający w dzień, nie zaniedbywał co wieczór odwiedzin u ładnej, milutkiej modystki. Kiedy zaś Ulryka została jego narzeczoną, dowiedział się niebawem, że anielska panienka posiada talent przemieniania się przy stosownej okazji w małego diabełka. Poza tym też doszła go z pewnego źródła przykra wiadomość, że panna Ulryka pod względem miłości i szczęścia w miłości poczyniła dość osobliwe doświadczenia w rezydencji. Wtedy to ogarnęła go nagle nieodparta wspaniałomyślność, dzięki której odstąpił bogatą narzeczoną przyjacielowi. Walter rzeczywiście zakochał  się w chwili dziwnego zamroczenia w Ulryce, którą widział w miejscach publicznych w całym blasku sztuki strojenia się, a Ulryce znowu było dość obojętne, który z dwóch młodzieńców doczepi się do niej jako małżonek, Formosus czy Walter. Walter zresztą miał naprawdę dobrą, intratną posadę, ale piastując ją dopuścił się takich krętactw, że w niedalekiej przyszłości musiał spodziewać się zwolnienia. Wolał zatem sam zrezygnować na korzyść przyjaciela i w ten sposób, postępkiem noszącym wszystkie znamiona szlachetnego charakteru ocalić honor. Trzy tysiące talarów w dobrych papierach wręczono pewnej starej, bardzo porządnej kobiecie, która grała rolę czasem matki, czasem kuzynki, czasem sprzątaczki owej ładniutkiej modystki. Przy tym interesie wystąpiła w dwojakiej postaci: najpierw jako matka przy odbiorze pieniędzy, następnie przynosząc pieniądze i otrzymując dobry datek na drogę jako sprzątaczka dziewczęcia.

I tak się zakończyła ta intryga.

 

84 komentarze

  1. Lukrecja pisze:

    Świeżo po lekturze powieści Hoffmanna. Fragment wydał mi się godny, to się dzielę.

  2. Tetryk56 pisze:

    Ładne! Najważniejsze są te szczegóły, na które miasto nie zwraca uwagi…

  3. Wiedźma pisze:

    Nie masz to jak ładne opakowanie 🙂

  4. Incitatus pisze:

    Fuj!: (((
    Może dlatego, że późno.
    Albo wcześnie!

  5. Alla pisze:

    Dzień dobry:) Tak piękną historię mógł opowiedzieć tylko pies kotu:))

  6. lukrecja pisze:

    Witam wszystkich.
    Czy u Was w ogrodach też takia nieprzeliczona ilość pająków?

  7. misiekpancerny pisze:

    Dzień dobry :)Całkiem zgrabna intryga w wyniku której wszyscy zostali zadowoleni i w dodatku z nieskalaną reputacją 🙂

  8. Wiedźma pisze:

    Dzien dobry ! Pająków w nadmiarze nie stwierdzam…. jak dotąd.

  9. Incitatus pisze:

    Fuj!: ((
    Może dlatego, że późno.
    Albo wcześnie!

  10. lukrecja pisze:

    Hoffmann to ciekawa postać. Pisał, rysował, komponował, piastował urzędy, narażał się przełożonym Chętnie bym przeczytała „Mistrza pchłę”, ale wpierw trzeba zdobyć. W naszej miejskiej bibliotece jest tylko „Dziadek do orzechów”. Tzn jest w katalogu, bo na półkach nie ma.

  11. Quackie pisze:

    A zamieszcza się tak: trzeba wkleić (wpisać) w komentarzu następujące wyrażenie, zaczynając od znaku „< ", a kończąc na ">” (bez spacji):

    img class=”aligncenter” src=”[tutaj adres obrazka w sieci]” alt=”” height=”[tutaj pożądaną wysokość obrazka w pikselach]” width=”[tutaj pożądaną szerokość obrazka w pikselach]” /

    Część po „class” można pominąć, jeżeli obrazek ma rozmiary, które nie rozsadzą strony, można pominąć również wysokość i szerokość.

    • lukrecja pisze:

      Dzięki stokrotne. Przeanalizuję i może choć trochę poziom podciągnę

      • lukrecja pisze:

        Ciekawe, co wyjdzie

      • Tetryk56 pisze:

        Znacznie prostsze jest skorzystanie z dostępnego edytora. Musisz być zalogowana, zapisać komunikat bez obrazka (!), potem użyć linku (Edytuj) obok komentarza. Gdy otworzy ci się edytor, ustaw kursor w tekście tam, gdzie chcesz mieć obrazek i wciśnij przycisk img nad edytorem. Dalej wystarczy tylko podać adres obrazka w sieci…

        • Quackie pisze:

          Też prawda. Tyle że może to spowodować małe zamieszanie, jeżeli ktoś z Czytelników się pospieszy i przeczyta komentarz jeszcze bez obrazka (tzw. „biezobrazje” 😉 )

          • Tetryk56 pisze:

            Prezes woła do siebie kadrowca: – Proszę przynieść podania o pracę z ostatniego naboru!
            Nieszczęśnik dźwiga ogromną tekę…
            – Przejrzał je pan?
            – Jeszcze nie zdążyłem…
            Prezes wyciąga ze środka sterty garść papierów a resztę wrzuca do kosza. – Proszę te przejrzeć i przyjść z propozycją za pół godziny!
            – Pppanie pprezzesie, a tamci? – kadrowiec gapi się na pełny kosz.
            – E tam – machnął ręką prezes – to pechowcy. A pechowców nam nie potrzeba!

            • Quackie pisze:

              😀 😀 😀

              Aaaa, coś podobnego ostatnio słyszałem (osoby wrażliwe na wulgaryzmy z góry przepraszam):

              Casting do popularnego serialu, kolejka ludzi stoi na ulicy przed drzwiami studia. Przed studio wychodzi młody, zdolny, przebojowy i bezkompromisowy reżyser, który zaczyna się rozglądać wśród tłumu. Po chwili jego wprawne oko wychwytuje kilka twarzy, wskazuje więc palcem:

              – Ty, ty, ty, i ty!

              Na to wyrywa się jeszcze jeden facet:

              – A ja? Ja też chcę! Jeszcze ja!

              Reżyser nie waha się ani chwili:

              – Ty też? OK. No więc ty, ty, ty… i ty (wskazuje również wyrywnego faceta) – spierdalać!

  12. Quackie pisze:

    A teraz już zmykam… Do popołudnia (mam nadzieję?).

  13. Wiedźma pisze:

    Też zmykam, bo popołudnie mam zaplanowane; ściana płaczu, jakieś posiedzenie…. wakacje się skończyły 🙁

  14. Jasmine pisze:

    Witam serdecznie Wszystkich. 🙂

    Początek opowieści jako żywo przywiódł mi na myśl mnie,nastoletnią, zakochaną śmiertelnie i bardzo jako i Formosus. Płcie zamienić, zamiast przyjaciela przyjaciółka, która nie strzelała do się z nienabitego pistoleta, ale w melancholię popadła samobójstwem grożącą.
    Cóż było robić, On był jeden, my dwie. Szczęścia Wam życzę, rzekłam i oddaliłam się.
    Tylko przekrętów i matactw w tej opowieści zabrakło, pewnie dlatego nikt jej nie opisał i nie opisze nigdy.
    Co gadali na temat w mieście nie wiem. Może to i dobrze. Miasto im mniej wie, tym więcej gada.

    Pozdrowienia dla psa i kota, jak dla mnie głównych bohaterów tejże opowieści, nie wiem czemu, poza wstępem, tak niecnie pominiętych.

    • misiekpancerny pisze:

      I cóż było dalej Jasminko z ową miłością ? Żyli długo i szczęśliwie ? 🙂

    • lukrecja pisze:

      Żeby się poprawić podaję :
      NIE DOPUSZCZONĄ PRZEDMOWĘ AUTORA
      Ze spokojem i pewnością siebie, wrodzonymi prawdziwemu geniuszowi, oddaję światu moją biografię, by się z niej uczył, jak się należy kształcić na wielkiego kocura, by się poznał całkowicie na mej doskonałości, pokochał mnie, ocenił, szanował, podziwiał i uwielbiał nieco.
      Gdyby ktoś był na tyle zuchwały, by wyrażać jakieś wątpliwości co do niezwykłej wartości tej wyjątkowej książki, niechaj rozważy, że ma do czynienia z kotem posiadającym dowcip, rozum i – ostre pazury.
      Berlin, w maju (18–)
      Mruczysław, Homme de letters tres renomme

      • Jasmine pisze:

        Dziękuję Lukrecjo. :):*
        Z przedmowy onej jasno wynika jakąż to skromną personą Autor był.
        „i uwielbiał nieco” najdobitniej o tym świadczy. Nie śmiem wyrażać najmniejszych nawet wątpliwości co do niezwykłej wartości tej wyjątkowej książki. 🙂 Jeśli by jednak w czytelniku jakimś wątpliwości jakieś, o zgrozo ❗ powstały, to niechybnie przekonają go ostre pazury Autora. 😆

      • Wiedźma pisze:

        Urocze i klarowne 🙂 bo to był KOT całą gębą 🙂

  15. Jasmine pisze:

    Witaj Miśku. :):*
    Żyją, jak to bywa w życiu, różnie, o czym nie omieszkali mnie powiadamiać, mimo iż nie pytałam, wspólni znajomi. 🙂
    A poza tym, to już od lat wielu nie moja bajka, przypomniała mi się w związku z tekstem zapodanym przez Lukrecję. :)On jeden, one dwie, ona jedna, onych dwóch. Któż nie zna takich historii ❓ Wydają się z palca wyssane. Od samego czytania o nich mgli jak Żarnecką. 😆 A jednak i tak w życiu bywa.
    Wszystko dobre co się dobrze kończy, czyż nie ❓ 🙂

    PS: Są rzeczy na niebie i ziemi o jakich się fizjologom nie śniło. 🙂 A życie bywa zabawniejsze niż brazylijskie seriale. 😆

  16. Tetryk56 pisze:

    Witanko! Happy

  17. lukrecja pisze:

    To jeszcze jeden fragmencik:
    Mistrz Abraham do Jego Książęcej Mości Księcia Ireneusza.
    – – – i czy nie przypomina sobie Wasza Książęca Wysokość owej gwałtownej wichury, która adwokatowi przechadzającemu się nocą po Pont Neuf zrzuciła kapelusz z głowy do Sekwany? Coś podobnego znajduje się u Rabbelais’ego, ale to właściwie nie wichura porwała adwokatowi kapelusz, który on, pozostawiając płaszcz na pastwę wiatrów, przyciskał mocno ręką do głowy, lecz jakiś grenadier, przebiegając z głośnym okrzykiem : „Wielki wiatr, mości panie!”, zerwał adwokatowi wykwintny kapelusz z peruki i nie ten kapelusz został rzucony w fale Sekwany lecz własna mizerna kapelusina żołnierza znalazła grób w topieli. Wiadomo Waszej Książęcej Wysokości, że w chwili, kiedy adwokat stał zupełnie oszołomiony, drugi żołnierz , przebiegając z tym samym okrzykiem : „Wielki wiatr, mości panie!”, złapał płaszcz adwokata za kołnierz i zdarł go z niego; że natychmiast potem trzeci żołnierz , wołając : „Wielki wiatr, mości panie!”, wytrącił mu z ręki bambusową laskę ze złotą gałką. Adwokat wrzasnął co sił, cisnął peruką za ostatnim filutem, po czym poszedł z gołą głową, bez płaszcza i laski, aby sporządzić najdziwniejszy testament i przeżyć najosobliwszą w świecie przygodę. Zna Pan to wszystko, Wasza Książęca Wysokość?
    – Nie – odparł książę, kiedy skończyłem – nic nie wiem i w ogóle nie rozumiem, mistrzu Abrahamie, jak waść możesz pleść mi takie androny. Wprawdzie znam most Pont Neuf znajdujący się w Paryżu i choć nigdy po nim nie szedłem, często przezeń jechałem, jak przystoi memu stanowisku. …..

  18. pan pisze:

    Więc świat ludzi już od dawna był fałszywy? A ja naiwny myślałem… 🙂

  19. lukrecja pisze:

    Oj, chyba jeszcze dawniej:((
    Już starożytni Rzymianie, co tam, Grecy, co tam – wyliczać można wstecz do poczatków.

    • Tetryk56 pisze:

      Z ogromnych swych łusek obłaził był jaszczur,
      a mamut się wspinał na morwę,
      gdy z ciemnej jaskini ciemnawy nasz praszczur
      wyszedłszy powiedział: – o w mordę! –
      A echo poniosło wśród skrzypów jak masztów,
      paproci wysokich jak wiecha;
      I zdziwił się praszczur, i zdumiał sie praszczur,
      że nic nie przechodzi bez echa…

      I śmiały się szympanse,
      i chichotały w głos:
      naiwni będą zawsze,
      naiwnych nigdy dość.

      Trylobit zakwilił pomiędzy gałęzie,
      diplodok baobab rozwalał,
      gdy praszczur pokraśniał na ciele i gębie,
      i szepnął w ekstazie: – O, lala… –
      Owładnął nim dreszczyk podobny do kaszlu,
      kobietę gdy ujrzał w swych sidłach;
      I zdziwił się praszczur, i zdumiał sie praszczur,
      i stwierdził: – ni pies to ni wydra… –

      I śmiały się szympanse,
      i chichotały w głos:
      naiwni będą zawsze,
      naiwnych nigdy dość.

      A potem nastały uciechy i tryle,
      praszczurzył się praszczur z praszczurką,
      aż ta go zdradziła z przyjezdnym gorylem
      i śmiało się całe podwórko…
      – Kosmaty syneczku, pan praszczur to tatuś –
      Praszczurka kłamała wybornie.
      I zdziwił się praszczur, i zdumiał się praszczur,
      że tak się fałszuje historię…

      I śmiały się szympanse,
      i chichotały w głos:
      naiwni będą zawsze,
      naiwnych nigdy…
      Dość!

      • Quackie pisze:

        Mógłbym poguglać, ale-m ambitny – to przekład tekstu któregoś z rosyjskich bardów? Wysockiego?

        • Tetryk56 pisze:

          Nie mam pojęcia – z dawnych lat kojarzę to gdzieś blisko Tropicale Tahiti Granda Banda, ale to może być przesłuch..

          • Quackie pisze:

            Hm, następna rzecz, którą google kojarzą marginalnie :] ciekawa sprawa, w YouTubie też nie widać, żeby było, chyba żeby pod kątem jakiegoś konkretnego tytułu?

          • Quackie pisze:

            Zapuściłem wici Rodzicom Q. Zobaczymy.

          • Jasmine pisze:

            Możesz mieć rację z Granda Banda. Ten tekst mógł napisać Zbigniew Raj. Wśród przeglądanych nie widzę w sieci, żaden to dowód za nawet przeciw. 😆

            Zbigniew Raj – Co mnie to obchodzi (końcowy fragment)

            Co mnie to obchodzi
            Że dźwięk jest po to abym dźwięczał
            A stęk jest po to abym stęczał
            A głód jest po to żebym głodził
            A smród jest po to żebym smrodził
            Co mnie to obchodzi
            Ja na rozbitej płynę łodzi

            Ja płynę płynę płynę
            W nieznaną mi krainę
            W krainę tych nadziei
            Że mi się łódka sama sklei
            Więc płynę płynę płynę

            • Quackie pisze:

              Ha, rymnęłaś!

            • Quackie pisze:

              A tutaj muszę jeszcze – mimo pożegnania – delikatnie skorygować. Wydaje mi się, że to tekst Wiesława Dymnego, owszem, swego czasu wykonywany przez Raja.

              • Jasmine pisze:

                Przez Raja włazłam do Piwnicy i zagłębiłam się w niej po uszy, zaniedbałam ją ostatnimi laty bardzo. Kojarzy mi się z najpiękniejszymi latami życia mego i Krakowem. 🙂 Nie tylko Ewą Demarczyk, wymieniać mogłabym długo. 🙂
                Za korektę serdecznie dziękuję. :):* Przyznaję, ze nie chciało mi się sprawdzić i zastosowałam zwyczajowe kopiuj-wklej. Jakże często zwodnicze, wszyscy o tym wiemy. 🙁

                PS: Rymnęło mi się a juści ❗ Widać natchnienie mnie dopadło, ale natentychmiast puściło i zwiało. 😆 Może jednak mimo talentu POETKĄ zostanę ❓

    • Tetryk56 pisze:

      Niestety nie znalazłem wykonania…

      • lukrecja pisze:

        Najpierw był chaos, magma i papka,
        aż się spotkali, gdzieś ukradkiem
        moja prapraprapraprababka
        z moim praprapraprapradziadkiem.
        Ona go prosi, nie figluj, bo dzień
        i święty Swantewid przy drodze,
        lecz on na jej prośby był głuchy jak pień.
        I z tego to pnia ja pochodzę.

        M.Załucki.

      • lukrecja pisze:

        Chociaż jest też lansowane odwrócenie ról. To ona atakuje jego, żeby daleko nie szukać, było kilka dni temu.

      • Jasmine pisze:

        Czyli… Cała nadzieja w Rodzicach Q. 🙂 Przez moment nawet się ucieszyłam gdy przeczytałam tenże tekst na forum o2 z dopiskiem, że jeśli ktoś chce to jakiś tam wyśle piosenkę na maila. Tylko, że… login tymczasowy a propozycja sprzed lat ponad 6-u, czego od razu nie zauważyłam.

  20. Quackie pisze:

    Ach, Rodzicom może nic się nie skojarzyć, ale przecież jest i u nas jeszcze paru szperaczy zawołanych. Znalazłem kawałek piosenki na blogu jednej pani, we wpisie z 2008 roku, ale również bez tytułu, jeno z adnotacją, że ta pani w większym towarzystwie śpiewała tę piosenkę w ogólniaku.

    Dobranoc!

  21. lukrecja pisze:

    Albo jeszcze coś
    Czterdzieści dni i czterdzieści nocy, padał deszcz duży jak wole oczy
    Tonęły miasta i wszystko co żyje, nawet ryby tonęli w głębinie
    Ocean szalał z hukiem!
    Deszcz mu do nitki wszystko przemoczył gdy długonogi Jack wodą kroczył
    Nawet arka Noego zginęła na fali i tylko Jacka było widać w dali
    Bo on jeden był już tam
    I jak by się pytał kto, Jack stał tam chyba dni sto
    Jak słup, jak mur i ani się ruszył
    Gdy woda podeszła mu pod uszy
    A deszcz ciągle szalał, ocean szalał
    I głowa Jacka widniała na falach
    I nie ruszyła go trwoga…
    I w tedy z hukiem pękły niebiosa
    I wyjrzał Bóg o swych włosach
    Wyjrzał i ujrzał Jacka pierwszego,
    Jack, Ty żyjesz?! Zdziwiony rzekł do niego…
    A Jack znad wody nastawił ucha… i rzekł do Boga- Boże!? Słucham!
    Jack, chłopie sam zostałeś na świecie,
    Czyś nie pomyślał a jakiej kobiecie
    A Jack dalej stał jak mur…
    Opadły wody został muł…
    Stał i czekał Jack długonogi
    Aż wyschły ścieżki i wszystkie drogi
    No i wtedy z dolin wyszła do niego dziewczyna
    I Jack ją objął i sobie zatrzymał…
    Bo tak było napisane

  22. lukrecja pisze:

    Dobrznoc

  23. Tetryk56 pisze:

    Dobrej nocy, hej!

  24. Jasmine pisze:

    Z samego rana zapraszam piętro wyżej. 🙂
    Tu już ostatecznie Dobranoc Kochani. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)