Ten ranek zostanie na zawsze w pamięci wszystkich lokatorów naszej kamienicy. O, rany!…
Z samego rana wszystkich postawił na nogi wrzask starej Kuźminy z pierwszego piętra:
– Luudzieee! Zaliwo! Wszysko zaliwo!
Po chwili prawie wszyscy byliśmy na parterze. Kuźmina stała przy otwartych drzwiach do piwnicy, przez które widać było kłębiącą się – i niestety wzbierającą – falę szaro-brunatnej cieczy, której wygląd i zapach nie pozostawiał wątpliwości co do źródła zanieczyszczeń.
Wszystkie panie domu błyskawicznie policzyły stojące w piwnicach zapasy i natychmiast rozdzwoniły się telefony. Wiadomo – jak jest awaria, to pogotowie na pewno jest zajęte. Tak było i tym razem. Zanim udało się dodzwonić najszybszemu z sąsiadów, poziom cieczy przekroczył już metr. I niestety rósł dalej. Zanim przyjechała ekipa, fekalia odcięły kompletnie dostęp do piwnic, wypełniając je prawie w całości.
Biadający tłum mieszkańców westchnieniem ulgi przywitał ekipę remontową. Ha, ekipę! Za dużo powiedziane. Przyjechał staruszek majster z jednym pomocnikiem – Państwo rozumiecie, czasy takie, oszczędności etatowe – zamruczał stary i poprosił o dokładne opisanie rozkładu piwnic. Potem stęknął niechętnie, zdjął kurtkę i marynarkę, wciągnął na siebie jakieś ochronne ciuchy i z niesmakiem, lecz zdecydowanie wstąpił między pływające łajna. Na przedostatnim schodku, gdy mu już tylko głowa sterczała na powierzchni, wciągnął głęboko powietrze, zachwiał się – i zniknął.
Tłum kibiców zamarł z przerażenia. Pomocnik beznamiętnie dłubał w nosie, sytuacja widocznie żadnej grozy w nim nie budziła.
Po chwili z toni wydobyło się kilka bąbli powietrza, a w ślad za nimi głowa majstra. Z obrzydzeniem zrzucił z włosów i wąsów pozostałości kąpieli.
– Franek! Podaj mi szweda i 14-kę! – zarządził.
Pomocnik wydobył z torby żądane narzędzia i majster zniknął ponownie. Atmosfera grozy ustąpiła gorączce hazardu: zna się na rzeczy, ale czy mu się uda? Któryś z młodzieży próbował nawet zorganizować zakłady.
Po chwili kolejne bąble zasygnalizowały powrót majstra.
– Franek! Teraz młotek i majzel!
Znów zniknął z nowymi narzędziami. Do zebranych dotarły głuche stuki, przez chwilę nic się nie działo – po czym poziom paskudztw zaczął powoli opadać!
Odczekaliśmy chwilę – ukazała się dolna futryna, potem prześwit się powiększył, a po chwili, brodząc w coraz szybciej opadających nieczystościach, pojawił się majster. Gdy wychodził, ociekając, po schodach cała kamienica spontanicznie nagrodziła go brawami. Stary dumnie wyprężył pierś, starł ręką resztki z uśmiechniętej twarzy, i z dumą powiedział do pomocnika:
– Widzisz, Franek? Zawsze ci powtarzam: ucz się, chłopcze, ucz! Bo jak nie, to całe życie będziesz tylko narzędzia podawał!